spotkania autorskie
A MOŻE NA MORZE? Z KSIĄŻKĄ 10
Dziesięć lat temu dzięki inicjatywie dwóch blogerek Beaty i Beaty, powstała w Trójmieście grupa A MOŻE NAD MORZE? Z KSIĄŻKĄ, która spotkała się w Sopocie. Wśród uczestniczek i uczestników, były blogerki, czytelniczki, pisarki/pisarze, czyli ogólnie mówiąc ludzie, których łączy miłość do książek.
Pamiętam, jak jechałam na to pierwsze spotkanie, z duszą na ramieniu, bo nikogo z tych osób nie znałam. A teraz? Teraz czuję się w tym gronie jak ryba w wodzie, bo na każdym kolejnym spotkaniu nie tylko spotykam „starych” znajomych, ale poznaję również wielu nowych.
Dwa lata pandemii pozbawiły nas tych spotkań, to znaczy były, ale online, a sami wiecie, że to nie to samo co „na żywo”.
W tym roku ponownie spotkaliśmy się w Nowej Zatoce w Sopocie, która była jednym z naszych sponsorów i udostępniła nam piękną Kryształową Salę z widokiem na plażę i morze. Nie wiem, czy jest ktoś, kto wyszedł ze spotkania niezadowolony. Nasza obecna organizatorka – Ola, mimo wielkiego stresu i cały czas przyklejonego do niej maleństwa w postaci półrocznej córeczki spisała się na medal.
Jak co roku, był quiz, który przygotowały dwie Beaty (wcześniejsze organizatorki), czy był trudny? Jak zawsze, chociaż moim zdaniem wszyscy świetnie się przy nim bawili. Trzeba było odgadnąć tytuły książek dla dzieci i młodzieży, ale w dość specyficzny sposób zaprezentowane 😉 Podzieleni na cukierkowe grupy, (kto był ten wie co mam na myśli) odgadywaliśmy zaszyfrowane hasła. Nasza grupa chyba miała największe trudności przy Harrym Potterze i W pustyni i w puszczy, reszta poszła dziewczynom prawie błyskawicznie. Nie wygrałyśmy, ale bawiłyśmy się przy rozwiązywaniu znakomicie.
Były loterie i wymiana książkowa, z której przywiozłam trzy książki autorów, których dotąd nie znałam. Sama zostawiłam chyba sześć książek, ale czy to ważne?
Były oczywiście prezenty od sponsorów, wśród których w tym roku znalazły się nie tylko wydawnictwa, ale również sami pisarze, a także osoby całkowicie nie związane z książkami jak na przykład Pracownia Tortów Artystycznych Fajna Babeczka, która przygotowała dla nas piękny tort, który smakował wprost boooosko. Sponsorzy oczywiście nas nie zawiedli i zarówno do paczek prezentowych jak i na loterie, hojnie obdarzyli nas nie tylko książkami, ale również różnymi gadżetami, w tym nawet herbatką. Niestety na herbatkę się nie załapałam.
Ale dla mnie najważniejszym punktem programu tegorocznego spotkania była premiera mojej książki CARPE DIEM, którą mogłam świętować nie tylko ze swoimi czytelniczkami, ale również z Wydawnictwem Oficynka, które od lat jest jednym ze sponsorów tych naszych lipcowych spotkań, a dzięki któremu moja książka została wydana najpierw w formie audiobooka, a teraz w wersji papierowej. Był szampan, była radość, była loteria, na której trzy moje książki, ufundowane oczywiście przez wydawnictwo zostały wylosowane przez uczestniczki naszego spotkania. W dwóch słowach: BYŁO SUPER!
Lipiec to jest miesiąc, który już zawsze będzie kojarzył mi się ze spotkaniami A może nad morze? Z książką. Bo wiecie, to jak Gwiazdka latem, myślę, że święty Mikołaj mógłby być zazdrosny.
Piękną oprawę fotograficzną mamy dzięki naszej Zuzi, która jest z nami od pierwszego spotkania. Była takim młodziutkim dziewczątkiem, które przybyło na spotkanie ze swoim chłopakiem Alanem, oboje wówczas prowadzili blog Recenzjum, ich filmiki można zobaczyć na You Tube. A dzisiaj… są szczęśliwymi rodzicami dwóch cudownych dziewczynek. Zuzia prowadzi obecnie studio fotograficzne Rodzinne studio i dzięki niej mamy te nasze wspomnienia chwil, uwiecznione na zdjęciach. Zresztą w ciągu tych dziesięciu lat nieźle nam się powiększyła „rodzina” przybyło kilkoro dzieciaczków i chyba w przyszłym roku zorganizujemy to nasze spotkanie z nianią, która nam te wszystkie maluchy ogarnie, żeby rodzice mieli czas na pogaduchy 😉
W ramach akcji A może nad morze? Z książką dzięki Bibliotece Gdynia zostały zorganizowane trzy spotkania autorskie z pisarkami biorącymi udział w spotkaniu w Sopocie, z Ewą Formella, czyli ze mną, z Anią Ziobrą i Anią Sakowicz.
Czas upłynął mi tak szybko, ale wrażenia i wspomnienie tego dnia zostaną na dłuuuuugo. Bardzo się cieszę, że udało mi się namówić kilka trójmiejskich czytelniczek i myślę, że nie zawiodły się przyjeżdżając na to nasze spotkanie.
Dziękuję Oli i wszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowania tej naszej jubileuszowej imprezy, szczególnie Oli, Dorocie, Marcie, Beacie i Beacie i oczywiście wszystkim sponsorom.
Dziękuję Wydawnictwu Oficynka, że świętowało ze mną naszą wspólną premierę książki.
Dziękuję wszystkim, których mogłam wyściskać i z którymi udało mi się porozmawiać.
Przepraszam tych, z którymi nie zdążyłam zamienić słowa, ale wiecie… gdyby czas był z gumy, to…
OLIWSKIE ŚWIĘTO KSIĄŻKI 2020
Lato się powolutku kończy, dlatego trzeba wykorzystać każde promienie słońca i ciepełko, za którym już wkrótce będziemy tęsknić.
Mnie do tego nie trzeba namawiać, a jak jeszcze dochodzi do tego impreza związana z książkami, to już nic mnie w domu nie zatrzyma.
I tak też było w minioną sobotę, pojechałam do Oliwy głównie z powodu trzech wydarzeń: Baśni Gdańskich, Spotkania autorskiego z Basią Piórkowską i bookcrossingu.
Na tarasie Biblioteki Oliwskiej, dwie bardzo sympatyczne panie czyli duet Łowcy Słów bardzo ciekawie opowiadały różne legendy gdańskie. Robiły to z wielką pasją i zaangażowaniem, trochę humorystycznie, trochę groźnie, ale z całą pewnością bardzo ciekawie. Niektóre z tych legend znałam, ale niektóre usłyszałam po raz pierwszy. Lubię jak ktoś, kto mnie odwiedza w Gdańsku, spaceruje ze mną po mieście, a ja w różnych miejscach zamieniam się w bajarza, dlatego chętnie sama słucham wszelakich legend.
Fajnie było tak na chwilę poczuć się jak dziecko i wysłuchać tych ciekawych opowieści.
Na tym samym tarasie, przed wejściem, umieszczono gablotę z książkami bookcrossingu, ale z niespodzianką, czyli nie wiadomo było jaka książka jest zapakowana. Oczywiście skusiłam się na kryminał i… w środku „spotkałam” Remigiusza Mroza.
Po spotkaniu z Łowczyniami Słów udałam się na kolejne spotkanie w plenerze do Parku Oliwskiego. Bardzo zależało mi na tym spotkaniu, ponieważ przyznam szczerze, że trochę stęskniłam się za tego typu spotkaniami i za naszą gdańską pisarką/poetką Barbarą Piórkowską, której najnowszą książkę pod tytułem Kraboszki czytałam całkiem niedawno.
Pogoda dopisała, chociaż trochę było problemów technicznych i Basia chwilami nie była w stanie przekrzyczeć, grupy nastolatków, które akurat za nami postanowiły się rozkolować na trawie, no i nieco zagłuszały ją również dźwięki dochodzące od strony ulicy spod Ratusza Oliwskiego, gdzie w tym samym czasie odbywała się jakaś impreza towarzysząca. Ale co by nie mówić, było bardzo sympatycznie. Przy okazji spotkałam kilkoro znajomych, w tym dwie pisarki Annę Sakowicz i Emmę Popik.
Oczywiście przygotowana na Bookcrossing miałam ze sobą kilka książek na wymianę i muszę przyznać, że bardzo jestem z tej wymiany zadowolona. Wiem, że już pomalutku biblioteki otwierają się na spotkania autorskie, ale ja chyba tej jesieni jeszcze sobie to odpuszczę. W plenerze, to coś innego. Ale nie mówię „nie”.
Uwielbiam takie imprezy książkowe i bardzo za nimi tęsknię, pewnie jak większość książkoholików.
A MOŻE NAD MORZE? Z KSIĄŻKĄ – 8 – edycja online
Od kilku lat, konkretnie od ośmiu, każdy LIPIEC to dla mnie spotkanie A MOŻE NAD MORZE? Z KSIĄŻKĄ. W tym roku z powodu pandemii koronawirusa spotkanie nie odbyło się tak jak zawsze, ale moje koleżanki organizatorki nie zawiodły i zorganizowały spotkanie online. I tak zamiast jednego dnia, a właściwie kilku godzin spędzonych z książkoholikami w kawiarni spędziłam DWA DNI na spotkaniu wirtualnym. Kto był, ten wie, że atrakcji było mnóstwo i tak właściwie dla każdego coś miłego. Oczywiście muszę wspomnieć, że uczestnicy jak co roku otrzymali pakiet książek, i teraz mam nie lada zagwozdkę, bo nie wiem od której książki zacząć czytać.
SOBOTA 4 LIPCA
O godz. 10 odbyło się pierwsze spotkanie na Facebooku, na którym Zuza, autorka bloga PROMOTORKA CZYTELNICTWA przeczytała fragment książki „Dwie strony medalu – Bajki edukacyjno-intergracyjne” Gdańskiego Wydawnictwa Harmonia. Myślę, że książka ta jest idealnym prezentem dla młodego czytelnika, ponieważ pokazuje, że istnieje nie tylko świat gier komputerowych i smartfonów, ale i sport, który mogą uprawiać również niepełnosprawni. Przyznam szczerze, że czytany fragment mnie zainspirował do tego, aby tę książkę sobie zakupić.
O godz. 11 również na Facebooku uczestniczyłam w spotkaniu autorskim z młodą pisarką Anną Ziobro. Spotkanie to poprowadziła Dorota, autorka bloga PRZECZYTANKI. Rozmowa toczyła się głównie wokół debiutu autorki „Tysiąc kawałków”, książki wydanej przez wydawnictwo Oficynka. Między innymi ci którzy słuchali, mogli dowiedzieć się nieco o bohaterce powieści – Julii.
O godz. 12, tym razem już na Instagramie spotkaliśmy się na pogaduchach przy kawie z Anitą Scharmach. Anita zabrała nas nad morze i opowiadała o swoich książkach siedząc na kocu na jakiejś skarpie (w lesie chyba). Myślę, że ktoś, kto nie zna jeszcze książek tej autorki z przyjemnością sięgnie po którąś z jej powieści. Jeśli chodzi o mnie, to mogę się pochwalić, że przeczytałam cały dorobek Anity. To była prawdziwa pogaducha przy kawie, było sporo ciekawych pytań, chociaż nie na wszystkie niestety autorka zdążyła odpowiedzieć, bo czas „antenowy” dziwnie krótko trwał 😉 Godzina zleciała migiem jak przy dobrej książce.
O godz. 14 przenieśliśmy się na Mazury, gdzie odbył się instagramowy live, w którym Alek Rogoziński razem z Anną Kasiuk mieli opowiadać o dniu z życia pisarza. Niestety ich łącze zostało przerwane po około 13 minutach, ale na szczęście udało się je wznowić. Było zabawnie, humorystycznie chociaż niewiele na temat dnia z życia pisarza, ale chodziło chyba głównie o to, aby się dobrze bawić i miło spędzić czas. Humorystyczne dialogi przeplatane były zabawnymi anegdotami. Autorzy między innymi powiedzieli o rytuałach jakie towarzyszą im podczas pisania i odpowiadali na pytania zadawane w czasie.
0 godz. 17 na Facebooku spotkaliśmy się z pisarzem książek sensacyjno-kryminalnych Krzysztofem Jóźwikiem, autorem między innymi książki „Zamachowcy” wydawnictwa Oficynka, który opowiadał o cyberprzestępstwach nie tylko w powieściach kryminalnych i sensacyjnych, ale i o tych które mogą dopaść każdego z nas. O matko jak lubię takie tematy, wciągnęłam się w to niesamowicie. Autor wspomniał między innymi o złośliwych poprogramowaniach, (przytaczając dość mocne statystyki), będących polem do popisu dla hakerów. Przytoczył na przykład taką ciekawostkę o włamaniu do kasyna w Stanach zjednoczonych, które odbyło się przez… termometr w akwarium. Dla takiego laika jak ja informacja o tym, że nawet niezabezpieczone kamery w laptopach czy komputerach są gratką dla hakerów, albo głośniki inteligentne, zdalnie kontrolowane przez hakerów za pomocą odpowiedniej wiązki jakiejśtam (nie zapamiętałam) czy drukarka laserowa zainstalowana w pokoju na przykład prezesa banku… to szok. Myślę, że był to nie tylko dla mnie bardzo ciekawy wykład, bo jak wielu z nas zastanawia się nad tym co to jest cyberprzestępczość. Czy ktoś zwraca uwagę na swojego smatfona, który może stać się rajem dla hakera? Nie mówiąc już o włamaniach do komputerów, gdzie wykradane są hasła, ataki DoS wykorzystując małe urządzenia typu kamerki, podstawianie fałszywych stron internetowych czy aplikacji. Dowiedziałam się na przykład sporo na temat Darknetu, czyli sieci ukrytych dla popularnych wyszukiwarek takich jak Google czy Yahoo. Witryny w „ukrytym internecie” i anonimowe strony internetowe, sklepy, fora, portale do których dostęp mają przestępcy.
Statystyki mówią, że co 39 sekund następują poważne ataki hakerskie. SZOK!
Jak obronić się przed cyberprzestępczością, gdzie łatwo zhakować nawet elektroniczną nianię? Przyznam szczerze, że nabrałam ochoty na przeczytanie książek o przestępczości zorganizowanej i chociaż jeszcze nie przeczytałam wcześniejszej książki tego autora, to już cieszę się, że wkrótce ukaże się kolejna.
O godz. 19 było spotkanie z Beatą, autorką bloga LOST IN THE LIBRARY by BOOKFA, które ja niestety z pewnych względów przegapiłam, ale na szczęście na drugi dzień mogłam je zobaczyć dzięki zapisanemu na profilu #amozenadmorze.
Bookfa w bardzo ciekawy sposób opowiadała o bibliobusie, w którym kiedyś pracowała w Szwecji. Trochę opowiedziała o sobie, czyli o tym kiedy przyjechała do Szwecji, ale głównym tematem jej live była praca w bibliobusie. Ciekawe zajęcie, a jeżeli ktoś lubi pracę z ludźmi i książkami, to już musi być coś naprawdę fajnego. Beata chociaż jest miłośniczką książki drukowanej, przekonywała jednak do czytania ebooków czy słuchania audiobooków. Ale wracając do tego bibliobusa, przyznam szczerze, że do tej pory byłam przekonana, że w takich bibliotekach na kółkach można wypożyczać tylko książki tradycyjne, a tu nie 😊 Bibliobus posiadał zarówno ebooki jak i audiobooki, a nawet czasopisma (takie z górnej półki). Dojeżdżał do najróżniejszych miejsc, czasami nawet w środku lasu. Nie do pomyślenia jest dla mnie, że można książki zostawiać w tak zwanych budkach pocztowych, gdzie ów bibliobus przyjeżdżał co około dwa tygodnie. W naszym kraju w niewielu miejscach uchowały się książkowe witryny bookrosingu, bo wszystko zostaje wykradzione. Bookfa opowiadała również o czytaniu książek przez dzieci, które od przedszkola po szkołę aż do dorosłości uważają czytanie książek za coś normalnego. Ciekawym tematem poruszonym przez nią był również temat szwedzkich pocketów, ich „żywotności”, konieczności ich wydawania i o ich jakości. Wspomniała również o Targach Książki w Goeteborgu.
FILMIK można zobaczyć na profilu IG A może nad morze – POLECAM – bardzo ciekawy.
NIEDZIELA 5 lipca
O godz. 10 ponownie na Facebooku usłyszeliśmy fragment książki „Dwie strony medalu – Bajki edukacyjno-intergracyjne” Gdańskiego Wydawnictwa Harmonia, który tym razem czytała Agnieszka, autorka bloga LEW KANAPOWY.
O godz. 11 Dorota (blog PRZECZYTANKI) zaprosiła nas na spotkanie autorskie z Kamilą Mitek, autorką książek „Na śniadanie tort szpinakowy” i „Pożar w mojej głowie”. Muszę przyznać, że Dorota prowadząc spotkanie i zadając pytania autorom potrafi bardzo zachęcić do przeczytania ich książek i chociaż w trakcie rozmowy kilka razy internet mi zastrajkował, to muszę przyznać, ze czas spędzony na słuchaniu tej rozmowy był przyjemny. Takie spotkania mają swój urok, mamy okazję poznać autorki/autorów o których do tej pory nie słyszeliśmy.
0 godz. 12 natomiast na Instagramie do rozmowy zaprosili nas Anna i Sławomir Sakowicz, autorzy Nieprzewodnika po Kociewiu. Anię Sakowicz wiele osób zna z jej książej obyczajowych, natomiast teraz mieliśmy okazję poznać męża Ani, pasjonata wycieczek rowerowych, fotografowania i odnajdowania ciekawych miejsc. Muszę przyznać, że jestem stałą obserwatorką profili Sławka na Instagramie i na Facebooku i jego zdjęcia czasami aż zapierają dech w piersiach.
Ania i Sławek opowiadali o tym, co może zainspirować do odwiedzenia Kociewia z punktu widzenia rowerzysty-amatora, który w przejażdżkach może zaleźć ogromną frajdę. Myślę, że cudownie jest móc dzielić pasję z osobą bliską. Autorzy Nieprzewodnika mówili o niebezpieczeństwach na drogach, które stwarzają kierowcy samochodów, szczególnie na ruchliwych ulicach, o spotkaniach z luźno biegającymi psami, które czasami mogą być niebezpieczne. Mówili o zaletach jazdy po Kociewiu gdzie często trafiają się po drodze liczne jeziora. Oczywiście był poruszony również temat zdjęć, które są robione zapewne z sercem, bo połączenie pasji jazdy na rowerze z pasją robienia zdjęć musi być czymś pięknym. Bardzo żałuję, że nie mogę się wybrać na takie przejażdżki, bo z całą pewnością nigdy nie przekonam się ile uroku ma Kociewie.
O godz. 16 spotkaliśmy się z gdańską pisarką kryminałów Agnieszką Pruską, która opowiadała o tym jaką rolę pełnią miasta w kryminałach. Czy miasto może być drugo lub trzecioplanowych bohaterem książki? Dowiedzieliśmy się na przykład, że miasto może być powiązane zarówno z bohaterami jak i z fabułą. Myśląc „miasto” nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego co tak właściwie o nim wiemy. A przecież bardzo często jest ono ściśle powiązane ze społeczeństwem, w książce takie społeczeństwo danej miejscowości musi być dokładnie dopasowane do tego miasta, do jego wielkości. W każdym miejscu ludzie żyją przecież inaczej, żyją innym rytmem. W dużym mieście ludzie żyją inaczej niż w małych miasteczkach, ludzie mają różne rytmy dnia. Często miasto w książkach jest wizytówką tego miejsca, i wielu autorów ze szczególną dokładnością „oprowadza” nas – czytelników po „swoim książkowym mieście”. Można by przytaczać wiele przykładów, ale może warto czasami zatrzymać się i przeanalizować. Marek Krajewski z pewnością wielu czytelnikom kojarzy się z Wrocławiem, Agata Christie czy Christopher Fower z Londynem, a Marcin Wroński z Lublinem. Czy czytając książkę i za pomocą fabuły znajdując się w jakimś określonym mieście zastanawiamy się nad tym, ile tego miasta jest w tej książce?
O godz. 17 instagramowym spotkaniem z Martą Kraszewską, autorką bloga RUDYM SPOJRZENIEM zakończyliśmy nasz dwudniowy maraton książkowy. Marta przekonywała nas o wyższości ebooka czy audiobooka nad książką papierową. No, może nie o wyższości, ale między innymi wygodzie. Moim zdaniem każdy ma teraz tak szeroki wybór, wystarczy tylko chcieć czytać, a zawsze znajdzie się coś.
Dla niektórych audiobook to książka, której można słuchać tylko w określonym miejscu i określonym czasie, ale najważniejszym w audiobooku jest chyba oprócz fabuły dobry lektor. Bo bez niego najciekawsza książka może okazać się nudna, a jak jest dobry lektor, to człowiek się tak nie rozprasza.
Marta wspomniała o piractwie książkowym, które niestety ostatnio stało się „modne”. Myślę, że nie tylko ja jako autorka uważam, że lepiej jest pobierać z legalnych źródeł. Jeśli chodzi o mnie to jeszcze nie przekonałam się do audiobooków, a ebooki czytam bardzo rzadko, bo albo moje oczy są na to zbyt słabe albo nie mam dobrego czytnika.
Dwa dni zleciały migiem. Mam nadzieję, że za rok spotkamy się w Sopocie.
Dziękuję ORGANIZATORKOM za to, że jednak podjęły się tego wyzwania.
Dziękuję SPONSOROM, czyli wydawnictwom i nie tylko, za to, że uprzyjemnili nam ten czas, na który wielu z nas z utęsknieniem czeka cały rok.
Czuję się NAŁADOWANA POZYTYWNĄ ENERGIĄ chociaż nie wyściskałam moich książkowych przyjaciół. Polecam takie inicjatywy całym sercem.
WIRTUALNE TARGI KSIĄŻKI SZUFLADA 2020
Kilka dni temu miałam przyjemność uczestniczyć w Wirtualnych Targach Książki 2020 Szuflady Jolanty Kosowskiej. Przyznam szczerze, że atmosfera na takich targach jest wyjątkowa i nie wiem czy tylko ja, czy inni uczestnicy targów również, ale czułam się tak jakbym była rzeczywiście obecna razem z moimi czytelnikami. Ponieważ warunki techniczne uniemożliwiły mi spotkanie online w formie live, organizatorki WTK zaproponowały mi inną formę kontaktu z czytelnikami/czytelniczkami jaką były pytania. Z przyjemnością na nie odpowiedziałam, a że było sporo ciekawych pytań, postanowiłam się nimi podzielić na blogu. Targi trwają jeszcze dwa dni, zatem zainteresowanych zapraszam na to niezwykłe wydarzenie i ciekawe spotkania z wieloma polskimi pisarkami i pisarzami.
Janina F. Pytanie nie związane z książkami, wiem że lubisz Andre Rieu, a jakie są inne gusta muzyczne, na czyj koncert z chęcią byś wybrała?
E.F. Uwielbiam muzykę Glenna Millera, ale na koncert jego orkiestry już się nie wybiorę 😉 Andre Rieu to moja wielka miłość od lat, ale z przyjemnością wybrałabym się na koncert Richarda Claydermana. Uwielbiam Garou i dzięki moim dzieciom, które sprawiły mi cudowny prezent na moje zeszłoroczne urodziny mogłam zobaczyć go i usłyszeć „na żywo”. Ale lubię również słuchać (i oglądać) TRE VOCI i mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda mi się pójść na ich koncert w Gdańsku.
Iza N. Czym kieruje się Pani w życiu? Jakie wartości są na pierwszym miejscu?
E.F. Staram się kierować uczciwością. Jestem osobą dość bezpośrednią i często powiem coś zanim pomyślę, przez co jedni mnie szanują a inni nienawidzą. Nie lubię ludzi, którzy kłamią, chociaż bywa, że kłamstwa nie ranią tak jak prawda. Staram się zawsze postępować uczciwie, ale uczciwie to nie zawsze znaczy dobrze.
Ewa W. Jakie emocje wypełniały Pani serce po wydaniu pierwszej książki?
E.F. Z pierwszą książką to jest tak jak z pierwszym wyczekiwanym dzieckiem. Kiedy napisałam swoją pierwszą książkę myślałam, że od razu świat pobiję i we wszystkich księgarniach (wtedy jeszcze było ich sporo) na półka będzie stała moja książka. Niestety rzeczywistość bardzo szybko zweryfikowała moje marzenie o wielkiej pisarce i długo nie mogłam znaleźć wydawcy. Kiedy się wreszcie udało, okazało się, że książka jest OCH i ACH, ale muszę zapłacić za wydanie jej. Chęć spełnienia marzenia stała się ważniejsza od pieniędzy i zainwestowałam (sporo jak dla mnie wówczas pieniędzy). Kiedy otrzymałam przesyłkę z moim pierwszymi książkami czułam się bardzo zawiedziona wyglądem, książeczka była mała, niepozorna a jak się później okazało w jej treści było sporo błędów. Ale byłam dumna, że zrobiłam pierwszy krok.
Ewa W. Z której swojej książki jest Pani najbardziej dumna?
E.F. Dumna jestem ze wszystkich moich książek, chociaż nie wszystkie w równym stopniu spotkały się z entuzjazmem ze strony czytelników. Ale myślę, że najbardziej jestem dumna z „Listów do Duszki”. Długo myślałam nad tym czy napisać tę książkę, łączyła mnie z bohaterką książki dość specyficzna przyjaźń i za każdym razem, kiedy opowiadała mi tę historię, to obie płakałyśmy. Ale wówczas uświadomiłam sobie, że napiszę tę książkę dla niej i bez względu na to, że znajdę wydawcę czy nie, książka powstanie. Niestety moja bohaterka nie dożyła do momentu wydania. Ale cały czas myślę, że gdyby żyła byłaby tak dumna jak ja, bo do końca kibicowała mojemu pisaniu.
Iza N. Ulubione motto/cytat?
E.F.
Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć jak wielkim
cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki jakie niesie
nam los.
/Paulo
Coelho/
Ale mam więcej ulubionych cytatów, można je przeczytać na moim blogu https://ksiazkiidy.pl/cytaty/
Iza N. Jakich rad najczęściej udzielała Pani babcia?
E.F. Nie pamiętam, żeby maja babcia udzielała mi jakichś rad, ale pamiętam, że kiedyś powiedziała mi, żebym ostrożnie wybierała przyjaciół, bo nie każdemu warto zaufać, i chociaż wówczas wzięłam jej słowa jak czcze gadanie, po latach przekonałam się ile w nich było prawdy.
Agata S. Czy jako autorka musiała Pani iść na jakieś ustępstwa wobec samej siebie, aby publikować?
E.F. Przede wszystkim musiałam uwierzyć w siebie , a to nie jest łatwe, zwłaszcza jak w środowisku znanych i czytanych czujesz, że jesteś kimś, w kogo nikt nie wierzy, a wręcz cichutko zakłada, że nic z tego twojego pisarstwa nie będzie. Kiedy pojawiły się pierwsze zawiedzenia trudno mi było uwierzyć w to, że jestem coś warta, ale się nie poddałam i kiedy nikt nie chciał wydać mojej książki (pisze tu o moich pierwszych powieściach) to się uparłam, że wydam sama, mimo wszystko. Poszłam na kompromis z samą sobą i powiedziałam sobie: Nie piszesz do szuflady, skoro chcą cię czytać to ci którzy chcą, znajdą drogę do ciebie” i… zaistniałam. Początkowo w bardzo małym gronie, ale stopniowo „jedna pani, drugiej pani” i… jestem 😊
Iwona M. Czy Pani powieści to fikcja literacka, czy może część zaczerpnięta z ży
E.F. Pierwsze moje książki to fikcje literackie, dopiero tetralogia Szkatułka Wspomnień została napisana na podstawie wspomnień moich podopiecznych i ich znajomych czy krewnych. Bardzo mi się to spodobało i chyba pozostanę przy tym, bo pięknie jest słuchać a potem to spisywać.
Czy ma Pani ulubioną swoją postać ze swoich powieści , jeżeli tak to dlaczego właśnie ta?
E.F. Mam, chociaż to może nie postać, a zwierzę. W „Płaczu wilka” mam właśnie wilka, z którym się bardzo związałam emocjonalnie w czasie pisania, to zwierzę sprawiło, że przestałam się wilków bać. Od wielu lat w moim domu zawsze są i były psy, zawsze kilka, dwa, trzy. Traktuję je jak członków rodziny, chociaż wielu ludzi się ze mnie śmieje. Mój mąż twierdzi, że nasze psy mają największą budę na świecie, którą jest właśnie nasz dom. Ale to właśnie one są przy mnie kiedy jestem smutna, to one cieszą się na mój widok całkiem bezinteresownie, i to one mnie nigdy nie zawiodły.
Ile czasu zajmuje Pani napisanie powieści? Od czego to jest uzależnione?
E.F. Nie jestem pełnoetatową pisarką i chociaż pisanie traktuję bardzo poważnie, to nie zawsze mam na nie czas. Więcej czytam niż piszę. Kiedy rodzi się w mojej głowie jakiś pomysł, to staram się wykorzystać każdą wolną chwilę, ale niestety do pisania potrzebuję ciszy, co jest deficytem kiedy mieszka się na wsi, z dwoma psami i wnuczką, która zawsze ma coś do powiedzenia. Nie potrafię pisać nocami, chociaż wtedy mam idealny spokój. Czasami napisanie powieści zajmuje mi dwa, trzy miesiące, a czasami rok. Trudno mi określić dokładny czas, bo uzależniony on jest od wielu czynników, zwłaszcza, że pracuję zawodowo i nie zawsze jestem w stanie pogodzić wenę z czasem.
Co Pani lubi robić po za pisaniem?
E.F. Lubię czytać. Jestem nałogową czytelniczką. Ale uwielbiam też słuchać muzyki, czasami, gdy jestem sama w domu, to siadam w fotelu, zakładam słuchawki na uczy i uciekam w świat muzyki. Lubię spacery zwłaszcza po plaży, ale chociaż mieszkam w Gdańsku, do morza mam spory kawał drogi. Uwielbiam podróże, poznawać nowe miejsca i obiecałam sobie, że jak już przejdę na emeryturę to będę podróżowała tyle, na ile starczy mi pieniędzy 😉
Od jak dawna pisze Pani książki?
E.F. Swoją pierwszą książkę napisałam w 2010 roku, aż trudno mi uwierzyć, że to już tyle lat.
Którego bohatera lub bohaterkę było najtrudniej stworzyć?
E.F. Miałam spory problem z Katarzyną z „Pamiątki z Paryża”, ponieważ chciałam ją przedstawić w dwóch odsłonach. Pierwszą była młoda, beztrosko patrząca na świat dziewczyna, radosna i pełna życia, a drugą dorosła kobieta po wypadku, poruszająca się na wózku inwalidzkim i dodatkowo z depresją. To była jedna z moich pierwszych książek, i chyba jej bohaterka nie przypadła niektórym czytelnikom do gustu.
Katarzyna M. Często czytam Pani recenzje na blogu i wiem że czyta Pani różne książki różnych autorów…moje pytanie ulubiony autor którego książki kupuje Pani bez zastanowienia ?
E.F. Moim ulubionym pisarzem jest Musso, jego książki kupuję czy wypożyczam „w ciemno”. Uwielbiam też Carlosa Ruiza Zafón’a którego posiadam chyba wszystkie wydane na polskim rynku książki, i Nora Robers. Obok książek tych osób nigdy nie przechodzę obojętnie.
Czy wypożycza Pani książki w bibliotece? Czy kupuje by mieć własne?
E.F. Niestety jestem typowym bibliofilem, lubię mieć książki na własność. Ale kiedy nie znam dobrze autora/autorki, a ktoś mi poleci, to wolę najpierw wypożyczyć książkę z biblioteki.
Czy lubi Pani podróżować? Zwiedzać nowe kraje i zakątki świata?
E.F. Uwielbiam podróże, gdybym miała dostateczną ilość czasu i pieniędzy, to mogłabym spędzić w podróżach cały rok. Czasami jakaś podróż zaowocuje potem książką, jak na przykład „Pamiątka z Paryża”, tak zauroczyłam się miastem, że już w drodze powrotnej, w samolocie, wiedziałam, że chcę napisać o nim książkę. To samo było z „Carpe diem”, moja podróż do Szkocji musiała zostać udokumentowana w jakiś sposób, a część fabuły „Listów do Duszki” umieściłam w niemieckim Koln, gdzie mogłabym nawet zamieszkać 😊
Bogdan B. Jaką książką chciałaby Pani być? Proszę podać tytuł i uzasadnić dlaczego właśnie ta, a nie inna
E.F. O matko, ale trudne pytanie. Chyba mogłabym być… „Carpe diem”, bohaterka tej książki ma wiele ze mnie, ale nie tak dosłownie, tylko w przenośni. Myślę, że gdzieś w środku, drzemią we mnie jakieś marzenia, które podświadomie chciałabym spełnić.
W Polsce rynek wydawniczy jest bardzo pokaźny. Mamy to szczęście, że jest dużo wydawnictw, ale jak tworzyć w Polsce i nie zwariować, a przy tym jeszcze zarobić na życie, czynsz i opłaty? Czy jest szansa wydać książkę, zwłaszcza debiut, bez protekcji, sponsoringu i tzw. „pleców”? Jakich rad udzieliłaby Pani początkującym pisarzom, zwłaszcza tym, którzy się boją, że zostaną odrzuceni przez wydawcę?
E.F. Przede wszystkim uwierzyć w siebie. Nie wiem ilu polskich autorów jest na takim etapie, że zarabia pisaniem na „życie, czynsz i opłaty”. Myślę, że jest ich sporo, ale ich droga do tego miejsca, w którym się teraz znajdują nie była od początku lekka i łatwa. Trzeba mieć rzeczywiście dobry pomysł na książkę, żeby autor-debiutant został zauważony. Wiem, że są tacy debiutanci, którym mocno kibicuję, bo od pierwszej ich książki widać, że mają wielki potencjał. Jeżeli ktoś zaczyna pisać i zaraz myśli, że będzie milionerem, to trochę może się przeliczyć. Moje pierwsze książki wydałam sama, chociaż self publishing w naszym kraju jest mocno krytykowany. Rynek wydawniczy nie jest łatwym rynkiem, ale jeszcze trzeba brać pod uwagę to, że nie wszystkie wydawnictwa są uczciwe, czyli wypłacalne. Znam pisarkę, która piszę świetne książki, wydała ich już kilkanaście, ale trafiła do wydawnictwa, które… mówiąc szczerze, nie płaci jej i procesują się już od kilku lat. Na całym świecie, są agencje literackie, gdzie dobry agent jest w stanie zdziałać cuda. U nas to chyba wciąż jeszcze jest w powijakach, ale można spróbować. Jedną z moich książek wysłałam do takiej agencji, z nadzieją, że pomogą mi znaleźć wydawcę. Po kilku dniach otrzymałam odpowiedź, że książka nie jest na topie i że oni nie chcą się angażować w coś, co nie ma przyszłości. Ale ja się nie poddałam, wysłałam tekst do kilku wydawnictw i… tą książką zainteresowało się wydawnictwo, i żeby było śmieszniej, to pierwszy nakład w ilości kilku tysięcy sztuk, rozszedł się w przeciągu niecałych dwóch miesięcy, co jest wielkim sukcesem dla kogoś, kogo nazwisko jest obce w świecie książek. Dlatego, jeżeli komuś zależy, żeby zaistnieć na rynku, to musi się bardzo starać. Takie jest moje zdanie. Póki co, ja piszę dla przyjemności i jednocześnie pracuję zawodowo, ale jak nie będę miała z czego żyć, to może zacznę się martwić o pieniądze.
Teresa K. Lubimy grać. Popularną grą w Polsce jest toto-lotek. Dziś wygrywa Pani horrendalną sumę pieniędzy. I co wtedy? Zakłada Pani swoje wydawnictwo? Może kupi Pani bezludną wyspę i w spokoju będzie tam Pani tworzyła kolejne dzieła? A może zbuduje Pani super nowoczesny szpital i ludzie będą tam leczeni bez kolejek i bezpłatnie? Co zrobi Pani z taką sumą pieniędzy?
E.F. Myślę, że zostałabym filantropką, byłabym jak Dominika Kulczyk, która jeździ po świecie i pomaga ludziom żyjącym w ubóstwie. Nie należę do osób bogatych, ale chętnie pomagam. Zresztą kto mnie zna, to wie, że rzadko odmawiam, kiedy organizowana jest jakaś zbiórka na pomoc komuś. Przez wiele lat pracowałam za tak zwane „psie grosze” tylko dlatego, że robiłam coś z potrzeby serca. Wielu ludzi się ze mnie śmiało mówiąc: „ja za takie pieniądze w życiu nie robiłabym tego co ty”. Ale ja chciałam i robiłam. I myślę, że byłaby bardzo szczęśliwa móc na przykład kupić kilka tirów żywności dla głodujących dzieci gdzieś w Afryce.
Tak wiele się pisze w prasie, że w Polsce mało się czyta. Jakimi słowami zachęciłaby Pani młodzież do czytania polskiej literatury? Ma Pani pomysł?
E.F. Nie uważam, żeby w Polsce mało się czytało. Widzę ludzi czytających książki zarówno tradycyjne, jak i na czytnikach, w wielu miejscach, w komunikacji miejskiej. Do czytania nikogo nie można zmusić, albo ktoś to lubi albo nie. Można młodemu człowiekowi posunąć książkę, która zachwyci go od pierwszej strony, ale jak nie będzie czuł przyjemności z czytania, to nie sięgnie po następną. Nie mam pomysłu na zachęcenie, nawet nie wiem, czy moje dzieci przeczytały którąś z moich książek chociaż chętnie je polecają znajomym.
Renata K. Gdyby mogła Pani wsiąść do wehikułu czasu, czego chciałaby Pani być świadkiem? Kogo chciałaby Pani spotkać?
E.F. Chciałabym uczestniczyć w koncercie Orkiestry Glenna Millera. Albo pobyć jakiś czas w średniowiecznym Paryżu.
Ewelina P. Czym jest dla Pani przyjaźń? Z którym bohaterem Pani książek najbardziej chciałaby Pani się zaprzyjaźnić i dlaczego akurat z tym? Czym takim wyróżniałby się ten przyjaciel?
E.F. Przyjaźń, to wbrew pozorom bardzo trudna relacja między ludźmi. Czasami ktoś mówi „mam wielu przyjaciół” ale tak właściwie to jest sam. A czasami, ktoś mówi „nie mam przyjaciół” ale kiedy zajdzie potrzeba widzi, ilu ludzi mu pomoże. Bardzo zaprzyjaźniłam się z pierwowzorem bohaterki mojej książki „Listy do Duszki” i chociaż różnica wieku między nami była ponad 40 lat, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że byłyśmy przyjaciółkami. Nie mam wielu przyjaciół, bo to słowo zobowiązuje, ale mam wielu dobrych znajomych, którzy być może uważają mnie za swoją przyjaciółkę.
„– Jeanno, kobiety potrafią kochać o
wiele mądrzej niż my! One nie kochają mężczyzny dla jego wyglądu. Nawet jeśli
on się im bardzo podoba. – Joaquin westchnął błogo. – Kobiety kochają cię przez
wzgląd na twój charakter. Twoją siłę. Twoją mądrość. Albo dlatego, że
potrafisz zaopiekować się dzieckiem. Bo jesteś dobrym człowiekiem, masz honor i
godność. One kochają cię inaczej niż mężczyzna kobietę. Nie z powodu kształtnych
łydek ani nie dlatego, że w swoim garniturze budzisz zazdrość u jej koleżanek z
pracy. Owszem, istnieją też takie kobiety, ale są tylko jak zły przykład dla
innych” (Nina George „Lawendowy pokój”). Co sądzi Pani o tym
cytacie? Czy uważa Pani, że kobiety i mężczyźni inaczej kochają? Co dla kobiet
jest ważne w miłości, w wyborze Tego Jedynego?
E.F. Myślę, że zarówno wśród kobiet jak i wśród mężczyzn zdarzają się uczucia bardzo egoistyczne. Nie można powiedzieć, że kobiety kochają lepiej od mężczyzn, bo są przecież mężczyźni, którym nie zależy na idealnym wyglądzie kobiety tylko o jej wnętrzu. Zarówno wśród kobiet jak i wśród mężczyzn zdarzają się osoby, dla których ważniejsze jest ciało, stan materialny czy prezencja, i trzeba przyznać, że prawdziwa miłość nie patrzy na to co jest na zewnątrz ale na to co jest wewnątrz człowieka. Kobiety chyba jednak kochają inaczej, co innego jest dla nich ważne, na inne rzeczy zwracają uwagę. Mężczyźni w miłości są raczej prostolinijni, dla nich kobieta powinna być przede wszystkim bezgranicznie oddana, ale czy tak jest… trudno mi to określić.
Iza N. Jest Pani autorką wartościowych powieści. Z którą książką jest Pani najbardziej związana? Z której jest Pani najbardziej dumna? Która książka przyniosła Pani najwięcej spełnienia? A przy pisaniu której odczuwała Pani najwięcej zadowolenia i radości z pisania?
E.F. Dziękuję za określenie moich powieści „wartościowe”. Myślę, że najbardziej związana jestem z książką „Listy do Duszki” bo bardzo zależało mi na napisaniu tej powieści i z niej też chyba jestem najbardziej dumna, bo to jak odebrało ją wiele osób sprawiło mi ogromną radość. Nie wiem, czy ta książka również dała mi najwięcej spełnienia, chyba tak. A najwięcej radości i zadowolenia z pisania miałam chyba przy pisaniu „Carpe diem”.
Patrycja P. Co w pracy pisarki jest dla Pani najtrudniejsze?
E.F. Najtrudniejsze są chyba emocje, z którymi czasami muszę się zmierzyć. Czytelniczki nie zawsze zdają sobie sprawy z tego, że często autor tak mocno angażuje się w fabułę, że przeżywa coś tak mocno jak jego bohater/bohaterka. Zdarzało mi się, że płakałam opisując jakąś scenę, chociaż dobrze wiedziałam, że przecież piszę fikcję. Ale i przy spisywaniu czyichś wspomnień zdarzyło mi się tak bardzo zaangażować, że serce waliło mi podczas pisania jak młot.
Osiągnięcie celu czy droga do niego – co według Pani bardziej kształtuje człowieka?
E.F. Myślę, że droga do osiągnięcia celu potrafi ukształtować człowieka. Patrząc na to na przykład z punktu widzenia początkującego pisarza, który stworzy coś, co wydaje mu się arcydziełem, ale rzeczywistość bardzo szybko udowodni mu, że tak nie jest. I wówczas albo się poddaje, albo… robi wszystko aby osiągnąć ten zamierzony cel. Przez to staje się twardy, odważny. Ale bywa, że ktoś ten cel osiągnie łatwo, może czasami zbyt łatwo i… staje się przez to innym człowiekiem, staje się bardzo pewny siebie, w negatywnym tego słowa znaczeniu i nie wie, że to może go zniszczyć.
Gdyby słowem mogła Pani zmienić świat, jaki apel/motto wystosowałaby Pani do swoich czytelników?
E.F. Patrzcie wokół. Nie za siebie, nie przed siebie, ale wokoło. Zauważajcie to co dzieje się z dala, czasami patrząc tylko na siebie nie zauważamy tego, co dzieje się obok nas. A to może być coś ważnego i możemy coś przegapić.
Dorota K. Jaka jest Ewa Formella?
E.F. Jaka jestem? Trochę romantyczka, trochę szalona. Nie boję się wyzwań i jak obiorę sobie jakiś cel, to zrobię wszystko aby do niego dotrzeć. Czasami bywam nerwowa, ale w sytuacjach zagrożenia, szczególnie gdy ktoś potrzebuje mojej pomocy potrafię być niezwykle opanowana. Potrafię się dobrze bawić w miłym towarzystwie, ale nie unikam samotności. Jestem chyba jak każda kobieta, w której drzemie i radość z życia, i żal za czymś co minęło i nadzieja. Szybko się wzruszam, potrafię się rozpłakać bez powodu na przykład słysząc jakąś muzykę/piosenkę, widząc bawiące się szczenięta, lub słysząc szum fal. Ale potrafię się cieszyć z małych rzeczy. Nigdy nie byłam materialistką, pieniądze mają dla mnie wartość obecną, czyli jak są to dobrze, jak ich nie mam to trudno, inni mogą mieć gorzej i trzeba wymyśleć coś co pozwoli te pieniądze otrzymać. Mam jedną wielką wadę… nie widzę wśród ludzi wrogów i niestety bezgranicznie wszystkim ufam.
Która z napisanych przez Panią książek jest pani najbliższą, szczególna?
E.F. Emocjonalnie chyba najbliższą jest dla mnie książka „Listy do Duszki”, ale to się może w każdej chwili zmienić, ponieważ już wiem, że tak samo ważna dla mnie jak wspomniana wcześniej jest ta, która wkrótce się ukaże czyli „Kołysanka dla Łani”.
Czy jest jakiś temat o którym nigdy nie zdecydowała by się pani napisać?
E.F. Nie zastanawiałam się nad tym, czy jest jakiś temat, o którym nigdy bym nie napisała, chociaż wiem z całą pewnością, że nie podejmę się napisania książki sf, bo nie mam aż tak wybujałej fantazji i nie napiszę erotyku, chociaż wiele czytelniczek uważa, że moje „Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy” (wcześniej wydane pod tytułem „Lawenda”) to erotyk, ale to jest mylne skojarzenie 😊
Katarzyna M. Skąd pomysły na nowe historie w Twoich książkach?
E.F. Czasami pomysł przychodzi znikąd, a czasami wystarczy czyjeś wspomnienie. Nie mam dużej wyobraźni, ale jak już podłapię jakiś temat, to wena przychodzi często sama i fabuła książki rozwija się własnym rytmem 😉
Jeżeli miałaby Pani napisać książkę w duecie z innym autorem to kto to by był?
E.F. To jest bardzo trudne pytanie, nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy chciałabym napisać coś z inną osobą. Każdy autor ma swój styl pisania i nie wiem, czy byłabym w stanie sprostać takiemu wyzwaniu. Nie czuję się jeszcze na tyle mocną pisarką aby próbować sił w duecie, chociaż to ostatnio stało się dość modne. Ale… może kiedyś…
Ewelina P. Co wywołuje uśmiech na Pani twarzy i dodaje skrzydeł?
E.F. Z całą pewnością uśmiech na twarzy wywołują mi spotkania i to nie tylko z osobami, o których istnieniu do tej pory nie miałam pojęcia, a one znają mnie z mojego Facebooka, czy moich książek. Często właśnie na Targach Książki potrafię się uśmiechać cały dzień, aż wieczorem bolą mnie szczęki 😉 Takie spotkania też dodają mi skrzydeł, bo kiedy widzę, że moja pasja (tu mam na myśli oczywiście pisanie) sprawia komuś przyjemność i ktoś koniecznie chce mnie poznać, bo zachwycił się moją książką. Czy może być coś bardziej przyjemnego?
Jolanta K.W jaki sposób odpoczywasz? Co dodaje Ci sił?
E.F. Kiedyś najlepiej odpoczywałam na spacerach, uwielbiałam samotne spacery, chodzić, zarówno tam gdzie było cicho i królowała tylko przyroda, ale lubiłam też spacery wśród ludzi, na przykład na deptakach nadmorskich, molach itp. Niestety moja dwukrotnie złamana noga już mi nie pozwala na taki odpoczynek, chociaż nadal uwielbiam spacery, ale jest to obecnie dość bolesna dla mnie przyjemność. Teraz najchętniej odpoczywam z książką, najlepiej gdzieś na łonie natury, na ławce w parku, na plaży, w ogrodzie na leżaku i chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że bezruch nie jest dobry dla moich mięśni i stawów, to tak właśnie najwięcej teraz się relaksuję.
Agnieszka P. Za czym Ewuniu najbardziej tęsknisz w okresie epidemii?
E.F. Oj chyba za spotkaniami ze znajomymi, mimo tego, że jestem trochę samotnikiem, to lubię od czasu do czasu spotkać się w miłym towarzystwie. Ale mam nadzieję, że to się wkrótce skończy.
Czy dobór imion bohaterów w Twoich książkach to starannie przemyślane decyzja, czym się kierujesz przy wyborze?
E.F. Czasami mam problem z wyborem imienia i staram się aby nie powtarzało się w innych książkach, chociaż czasami się mylę. W jednej z moich książek moja bohaterka miała dwa imiona, na co zupełnie nie zwróciłam uwagi pisząc książkę, a co gorsza, osoba redagująca też jakoś to pominęła (imiona były podobne) dopiero jedna z czytelniczek zwróciła mi na to uwagę 😊 Czasami jest tak, że jakieś imię pasuje do osobowości człowieka, a czasami nie, więc staram się je dobrze dopasować, kierując się na przykład wspomnieniem kogoś ko znam o takim imieniu.
Czy pisząc książkę wiesz Ewuniu od początku jaki będzie tytuł, może to przychodzi z czasem?
E.F. Przeważnie u mnie najpierw powstaje tytuł, a później do niego dopasowywana jest fabuła. Ale bywa, że wydawnictwu się tytuł nie podoba i nakłania mnie do zmiany. Efekt końcowy bywa różny, bo na przykład książkę „Muzyka dla Ilse” planowałam zatytułować „Zapomniany medalion”, byłoby bardziej tajemniczo, ale nie pasowałoby do reszty tytułów tetralogii Szkatułka wspomnień. I tu był dobry wybór wydawnictwa Natomiast „Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy”, które wcześniej miały tytuł „Lawenda” cieszyły się większym zainteresowaniem pod starym tytułem.
Czy jest jakiś problem społeczny który chciałabyś poruszyć w jakiejś książce, jakiś ważny temat o którym warto mówić?
E.F. Jest dużo problemów społecznych, które chciałabym opisać i ktoś, kto przeczytał moje wszystkie książki wie, że w każdej jakiś poruszam. Uważam, że trzeba głośno mówić, zarówno o bezdomności jak i prostytucji, żeby ludziom otworzyć oczy. Wiem, że niewiele to da, ale może… W mojej najnowszej książce będzie problem bezdomności, i wielu moich beta czytelników uznało, że zbyt daleko poszła moja wyobraźnia, ale niech każdy myśli co chce, mnie to nie przeszkadza.
Motto życiowe, myśl którą często powtarzasz, słowa które towarzyszą to…
E.F. Słowa Paulo Coelho: „Pamiętaj, że wszystko co uczynisz w życiu zostawi jakiś ślad. Dlatego miej świadomość tego co robisz.”
Patrycja P. Którego swojego bohatera lubi Pani najbardziej, a którego najmniej? 😊
E.F. Moją ulubioną bohaterką jest Ilse („Muzyka dla Ilse”) a najmniej…? To chyba Michael („Pamiątka z Paryża”)
Jaką książkę poleciłaby Pani swoim czytelnikom, jako taką, którą warto mieć w domowej biblioteczce?
E.F. Jeżeli ktoś lubi podróże to „Pamiątkę z Paryża” ale… „Płacz wilka” czy inne też moim zdaniem zasługują na miejsce w biblioteczce. To zależy od tego, jaką literaturę ktoś lubi czytać.
Agnieszka P. Co czytasz w wolnych chwilach? Czy tak jak my uważasz że warto sięgnąć po książki naszych polskich pisarzy i ich czytasz najwięcej?
E.F. Dostaję sporo książek do recenzji, i nie mogę powiedzieć czy wolę polską literaturę czy zagraniczną. Uwielbiam czytać polskich autorów, ze względu na nazwy czy imiona bohaterek/bohaterów, w zagranicznych książka (szczególnie skandynawskich) mam czasami z tym problem. Ale nie rozumiem osób, które twierdzą, że nie czytają polskich książek bo… nie. Uważam, że mamy wielu wspaniałych rodzimych autorów i autorki, i powinniśmy wspierać naszą literaturę.
Patrycja P. Która z przeczytanych przez Panią książek, miała na Panią największy wpływ? Czy jest taka?
E.F. Tak 😊 dawno, dawno temu przeczytałam dwie książki Stanisława Goszczurnego „Skrawek nieba” i „Mewy”, zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że spakowałam plecak i wyjechałam ze Śląska na Wybrzeże gdzie mieszkam już ponad 40 lat 😉.
Czy jest pisarz, którego ceni Pani jakoś szczególnie? Jeśli tak, za co?
E.F. Jest wielu pisarzy, których cenię, trudno mi teraz wymienić ich wszystkich. Na przykład Anna Klejzerowicz czy Maciej Siembieda potrafią świetnie połączyć historię z wątkami kryminalnymi, czytając ich książki czytelnik zdaje sobie sprawę z tego jak wielką wiedzę włożyli w fabuły swoich powieści. Myślę, że mało kto potrafi tak jak Jolanta Kosowska czy Lucyna Kleinert rozbudzić (turystyczną) wyobraźnię czytelnika zabierając go w przeróżne zakątki świata, albo Magdalena Zimniak, której thrillery nie pozwalają na oderwanie się od książki od pierwszej do ostatniej strony. Mogłabym tak wymieniać bez końca.
Agnieszka P. Czy jesteś taką okładkową sroczką, lubisz kiedy okładka przyciąga wzrok?
E.F. Zdecydowanie nie jestem sroczką, szczególnie, że teraz tak wiele okładek jest do siebie podobnych, i często nie odnoszą się do treści, że trudno mi zdecydować, że właśnie chcę przeczytać książkę, którą reprezentuje młoda, ładna kobieta zamiast nic nie mówiącej o fabule czarnej okładce tylko z tytułem. Czasami te kolorowe okładki tylko przyciągają oko, a gdy się zaczyna czytać, nie wiadomo dlaczego ktoś wybrał właśnie to zdjęcie na okładkę, dlatego nigdy nie kieruję się okładką. Zwracam raczej uwagę na autora, jeżeli go znam i lubię jego „pióro” to biorę książkę „w ciemno”, a jeżeli nie znam autora to staram się patrzeć na opis fabuły.
Czy masz Ewuniu jakieś rytuały podczas pisania, może zawsze coś musi stać, być obok, gdzie najlepiej się pisze?
E.F. Rytuałów nie mam, ale gdy siadam do pisania, zawsze muszę mieć obok laptopa duży kubek z piciem, w drugim pokoju cichutko gra radio RMF Clasic no i muszę mieć całkowity spokój.
Wierzysz w magiczną moc przedmiotów, masz może coś na szczęście, jakiś amulet? I druga strona wierzysz w przesądy np. piątek 13-stego
E.F. W przesądy raczej nie wierzę, chociaż jak kichnę w piątek na czczo, to zawsze w przeciągu 7 dni dowiem się o czyjejś śmierci i chociaż staram się w to nie wierzyć, to dziwnym trafem zawsze się to sprawdza. Wierzę w sny i czasami zdarza mi się zaraz po przebudzeniu sprawdzać w senniku co też mnie w najbliższym czasie czeka 😉 W magiczną moc przedmiotów zawsze wierzyłam, mam ulubione kubki i tylko nich piję kawę bo z innych mi nie smakuje i noszę w plecaczku małego szklanego słonika, którego kiedyś dostałam od kogoś na szczęście.
Patrycja P. Kto jest pierwszym odbiorcą Pani książek?
E.F. Zawsze pierwszymi odbiorcami moich książek są osoby, które proszę o konsultację w jakiejś sprawie dotyczącej wątku czy fabuły.
Anna Ż. Ewuś, wspominałaś, że być może powstanie kontynuacja „Płaczu wilka” – kiedy możemy się spodziewać tej książki? Czy ona już jest, a może się właśnie tworzy? 🙂
E.F. Dla mnie historia z „Płaczu wilka” się zakończyła, tak jak planowałam, ale kilkanaście moich czytelniczek naciska mnie, abym napisała kontynuację. Póki co, jestem w trakcie pisania innej książki i nie wiem, czy i kiedy zdecyduję się na wymyślenie dalszych losów mieszkańców „Domu Wschodzącego słońca” chociaż mojemu wilkowi przydałaby się rodzina inna niż ludzie 😉
Aleksandra M. Dostała Pani propozycję napisania romansu historycznego połączoną z możliwością tygodniowego pobytu w epoce, w której umiejscowi Pani akcję książki? W jakie czasy się Pani przeniesie i dlaczego?
E.F. Jak romans historyczny to tylko Paryż i jego okolice, XVII – XVIII wiek i Maria Antonina. Fabułę główną umieściłabym w przepięknej scenerii wioski Marii Antoniny mieszczącej się niedaleko pałacyku Petit Trianon w Wersalu. Cudowne miejsce. Zakochałam się w tym miejscu i jego otoczeniu od pierwszego wejrzenia, a Maria Antonina to jedna z niewielu postaci historycznych, które uwielbiam.
Agnieszka Osiecka napisała: „Jestem rozdrażniona, mam chęć szorować kamieniem po szybie”. Co mogłoby zmusić Panią do takiego zachowania?
E.F. Do takiego zachowania mógłby mnie zmusić widok znęcania się nad dzieckiem lub zwierzęciem, któremu nie byłaby w stanie zapobiec.
Jakie pytanie, które zadałaby Pani samej sobie, uznałaby Pani za najbardziej intrygujące?
E.F. O matko! Takiego pytania to się chyba nikt nie spodziewa 😉 Ale spróbuję odpowiedzieć: jak przeszłość wpłynęła na pani decyzje życiowe, że znalazła się pani w tym miejscu i w tym czasie?
Katarzyna M. Pani Ewo co najbardziej denerwuje w sytuacji jaka jest w Polsce z powodu koronawirusa…?
E.F. Przestałam oglądać wiadomości, bo denerwuje mnie manipulowanie ludźmi, zastraszanie ich zamiast uświadamiania. Popatrzmy co się dzieje, zarażeń ciągle sporo, a ludzie przestają już pilnować siebie. Człowiek zastraszony najpierw czuje ogromny lęk, a kiedy widzi, że w sumie nic mu nie grozi, odpuszcza całkowicie. A przecież osoby świadome nie będą odpuszczać, tylko dbać o siebie i swoich bliskich.
Czy pisze Pani dla nas coś nowego ? Co to będzie?
E.F. Piszę obecnie książkę, ale nie mogę zdradzać zbytnio fabuły. W najbliższych miesiącach wyjdzie moja najnowsza książka „Kołysanka dla Łani” i teraz tak właściwie myśli mam zaprzątnięte tamtą książką. Ale ta, którą teraz piszę to kolejna „wycieczka” do Gdańska i trochę legend gdańskich… więcej nie mogę zdradzić 😊
Dorota K. Ewa Formella spotyka Anioła Stróża… co mu powie..? Co on powie jej..?
E.F. No… niechbym go tylko spotkała 😊 Z całą pewnością zapytałabym go jakim prawem bierze sobie urlopy ode mnie wtedy, gdy go potrzebuję i pozwala, żebym łamała nogi, czy ulegała innym kontuzjom. On z pewnością odpowiedziałby mi, że od Ewy Formelli czasami każdy musi chwilę odpocząć, bo nie można być cały czas w jej towarzystwie.
„Listy do Duszki”.. jeden z tytułów pani książki… Ja uwielbiam listy.. zresztą piszę już ponad 11 lat do mojego Taty który nie żyje… A jak to jest u pani z pisaniem listów.. Lubi pani pisać, otrzymywać, przechowywać… wracać do nich…?
E.F. Lubię pisać listy, chociaż teraz to już nie są takie prawdziwe jak kiedyś, wysyłane w kopertach tylko mailowo. Ale mam dwie koleżanki do których od czasu do czasu tradycyjny list wysyłam, bo cały czas mam taką potrzebę i cieszę się bardzo, gdy znajduję kopertę w skrzynce pocztowej, chociaż przyznam szczerze, coraz mniej ich przychodzi, więcej otrzymuję w poczcie mailowej.
Dotychczas przeczytałam tylko „Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy”… Bardzo mi się podobała choć na początku nie wiedziałam czego się spodziewać… I mile mnie książka zaskoczyła…. Skąd wziął się na nią pomysł..?
E.F. Wcześniej książka miała tytuł „Lawenda”. Kiedyś byłam w sanatorium i siedziałam w parku, gdzie na rabatkach rosły różne gatunki lawendy. Rozmawiałyśmy z koleżanką o wszystkim i o niczym i wtedy przeszła obok nas piękna młoda kobieta. Przyznam szczerze, że byłam jej urodą, jej poruszaniem się, jej ubiorem zachwycona. Przypomniałam sobie wówczas artykuł-wywiad jaki przeczytałam w latach 80-tych w jednym z pism typu „Pani”, „Twój Styl”, czy coś podobnego. Artykuł był o ekskluzywnej prostytutce mieszkającej gdzieś w okolicach Gdańska, do której dostęp mieli tylko wybrani i bardzo bogaci. Patrzyłam za tą mijająca nas panią, wokół pachniała lawenda i… tak jakoś wskoczył mi pomysł.
Patrycja P. Introwertyk czy ekstrawertyk – któremu łatwiej będzie zostać dobrym pisarzem?
E.F. Dobrym pisarzem czy dobrym i poczytnym pisarzem? Bo to są dwie różne cechy. Myślę, że dobrym pisarzem może zostać zarówno introwertyk jak i ekstrawertyk, ale temu drugiemu z pewnością łatwiej będzie zostać poczytnym. Myślę jednak, że introwertyk więcej uczucia będzie wkładał w swoje powieście, przez co mogą one być ciekawsze pod wieloma względami. Ale najlepiej jak taki pisarz ma w sobie trochę tego i trochę tego.
Dorota K. Czy po napisaniu książki, gdy już ostatnia strona zostaje przywrócona czuję się pani „wypompowana” czy raczej „nabuzowana” emocjami, euforią…?
E.F. Jeśli chodzi o mnie to nie czuję ani „wypompowania” ani „nabuzowania”. Piszę raczej powoli, często sporo zmieniam, poprawiam, bo dzisiaj widzę jakąś scenę tak, a jutro coś mi w niej „zgrzyta”. Z całą pewnością mogę jednak powiedzieć, że po skończeniu książki, czuję dumę, że udało mi się dobrnąć do końca i przelać mój pomysł na papier. Tak, zdecydowanie, czuję wówczas dumę.
Patrycja P. Co Pani czuła/myślała podczas wydawania swojej pierwszej książki 😊?
E.F. Byłam z siebie bardzo dumna, chociaż moja pierwsza to raczej była książeczka nie książka. Zrobiłam coś o czym od dawna marzyłam i odważyłam się na ten krok.
W jaki sposób rozprawia się Pani z przeciwnościami losu? Czy natrafiła Pani na takie podczas wydawania którejś z książek?
E.F. Wydawanie książek to wcale nie jest taki prosty i łatwy sposób, jak się nie jest znanym pisarzem, nie ma się wsparcia medialnego czy wydawniczego, to czasami kończy się tak, że napisany tekst ląduje w przysłowiowej szufladzie. Wiele wydawnictw nawet nie odpisuje autorowi, dlaczego nie chce jego książki. Mnie to jednak nie zatrzymało w miejscu. Przez wiele lat wydawałam książki jako self publishing, nie chcą mojego tekstu, to nie, wydam się sama. Kiedy otrzymałam pierwszą odpowiedź od wydawnictwa, że są zainteresowani moją książką to byłam już tak bardzo przygotowana na to, że kolejną książkę wydam sama, że trudno mi było uwierzyć. I chociaż już gdzieś tam w świecie książek zaistniałam, to nie mam pewności, czy kolejną moją książkę ktoś liczący się na rynku zechce wydać. Ale już mam tak spore grono czytelników i czytelniczek, że jak nikomu (tu mam na myśli wydawców) się moja książka nie spodoba to ja ją wydam sama, bo wiem, że są osoby, które czekają na każdą moją kolejną powieść.
Renata K. Gdyby nakręcono film o Pani, jaki miałby tytuł?
E.F. Dziewczyna z gitarą 😊
Jakby można wskoczyć do książki, to jakiej książki chciałaby Pani stać się bohaterką?
E.F. Ale mojej czy czyjejś? Jeżeli mojej to z całą pewnością byłabym Aliną z „Carpe diem”, ale jeżeli chodzi o innego autora, to chciałabym być Marią Antoniną, chociaż ona nie skończyła dobrze.
Aneta O. Jakie to uczucie kiedy wchodzi Pani do księgarni i widzi Pani wśród tylu książek, te Pani autorstwa?
E.F. Przyznam szczerze, że tylko raz mi się zdarzyło zobaczyć swoją książkę na półce w księgarni, byłam tak ucieszona, że zaraz poszłam do pań ekspedientek i pochwaliłam się, że to moje. Oczywiście przy okazji poprosiły mnie o podpisanie iluś tam egzemplarzy dla czytelników co zrobiłam z ogromną radością.
Ewa W. Jak Pani myśli czy pisanie może być „lekarstwem” na nieśmiałość lub osamotnienie?
E.F. Zdecydowanie tak 🙂 Często pisząc, „wylewam” z siebie uczucia, które ukrywam przed innymi, pomaga mi to uporać się z emocjami.
Jolanta Kosowska – Dziękuję serdecznie za przyjęcie naszego zaproszenia♥️, za wszystkie fantastyczne odpowiedzi♥️♥️, do zobaczenia w realnym świecie♥️💐
E.F. To ja dziękuję, czuję się dzisiaj jakbym była na Targach Książki fizycznie, a nie tylko wirtualnie.
Spotkanie autorskie na MARIACKIEJ
Miałam dzisiaj pisać recenzję ostatnio przeczytanej książki, ale… muszę się z Wami podzielić wrażeniami po spotkaniu autorskim, które odbyło się w czwartek 20 września w najpiękniejszej bibliotece Gdańska, mieszczącej się na ul. Mariackiej. Każdego, kto odwiedzi Gdańsk zachęcam do zerknięcia do tej biblioteki, ponieważ jest to tak klimatyczne miejsce, że nie można go pominąć podczas zwiedzania naszego miasta. Cudowni pracownicy tej placówki z panem kierownikiem Zbigniewem Walczakiem na czele, potrafią każdego przyjąć tak jakby był VIP-em.
Spotkanie odbyło się w związku z promocją mojej najnowszej książki „Listy do Duszki”, a ponieważ fabuła książki jest umiejscowiona w większości w Gdańsku, to nie wyobrażałam sobie innego miejsca na promocję tej powieści.
Moje spotkanie poprowadziła Dorota Lińska – Złoch, osoba zakochana w książkach i bardzo znana w kręgach czytelniczo – pisarskich, jako jedna z najbardziej szczerych i obiektywnych blogerek. Jej blog Przeczytanki, cieszy się wielkim zainteresowaniem zarówno wśród czytelników jak i pisarzy. Dorotka jest również jedną z uczestniczek naszych corocznych spotkań A może nad morze? Z książką.
Muszę przyznać, że jako osoba prowadząca jest w tym, co robi, bardzo profesjonalna. Do mojego spotkania przygotowała się tak solidnie, że nawet nie korzystała z żadnych ściąg, co się czasami wśród prowadzących spotkania autorskie zdarza. Jej profesjonalizm polega również na tym, że potrafi zadawać pytania, które mnie jako autorkę, nie raz wprowadziły w zakłopotanie, ponieważ odpowiadając na nie, nie mogłam opanować wzruszenia. Ale tak to jest, kiedy się pisze książki, w których przemyca się sporo emocji. A „Listy do Duszki” to książka dla mnie wyjątkowa, ponieważ cały czas mam przed oczami twarz pani, która mi tę historię opowiedziała. A pani była jedną z tych moich podopiecznych za którymi bardzo tęsknię.
Zresztą te emocje podczas czytania, często przenoszą się dalej i tak na przykład, kiedy pisarka Anita Scharmach, która jest również jedną z moich czytelniczek, zaczęła na spotkaniu mówić, o swoich emocjach, tęsknotach obudzonych podczas czytania mojej książki, to sama się tak wzruszyłam, że musiałam się uszczypnąć w nogę, żeby nie poleciały łzy.
Jestem bardzo wzruszona tym, że wśród moich czytelniczek i czytelników są osoby w różnym wieku, od dwudziestolatków po dziewięćdziesięciolatki. Kiedy ktoś mnie pyta dla jakiej grupy czytelniczej kieruję swoje książki, to naprawdę nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć.
Spotkania autorskie, przynajmniej dla mnie, są zawsze takim czasem, kiedy mam wrażenie, że jestem w towarzystwie nie moich czytelników/czytelniczek, ale dobrych znajomych. A to spotkanie było dla mnie wyjątkowe, ponieważ gościła na nim jedna z moich cudownych podopiecznych, osoba w wieku 92 lat, której wspomnienia również postanowiłam wykorzystać w książce. Wprawdzie nie w „Listach do Duszki”, ale w kolejnej, która jak dobrze pójdzie zostanie wydana w przyszłym roku. Nie wiem ile pani Danusia usłyszała i zrozumiała z tych naszych rozmów, ale na drugi dzień powiedziała mi, że bardzo jej się to spotkanie podobało i jest ze mnie dumna.
Chciałaby będąc w wieku mojej podopiecznej mieć taką pamięć jak ona.
Cieszę się, że tyle osób znalazło czas i ochotę na spotkanie ze mną i moją książką. To dla autora bardzo ważne, kiedy może pobyć z czytelnikami i często porozmawiać w cztery oczy. Na tym spotkaniu na przykład była pani, która osobiście znała śp. właścicielkę gdyńskiej Cyganerii, miejsca które odegrało dość znaczną rolę w mojej „Lawendzie”. Wiem, że tej pani (właścicielce Cyganerii) nie podobałby się wątek, jaki umieściłam w książce, ale cóż… moja fantazja nie zawsze musi być zgodna z prawdą.
Miłym zaskoczeniem były dla mnie kwiaty i upominki, które otrzymałam po spotkaniu, a przyznaję z zakłopotaniem, że miałam taką tremę (chociaż większość osób mówiło, że wyglądałam na całkiem wyluzowaną), że nawet nie pamiętam kogo przywitałam i z kim się pożegnałam. Dobrze, że moja córka i Karol Kłos – pisarz i bloger robili zdjęcia, bo pewnie nawet bym nie pamiętała, kogo gościłam.
Ale muszę przyznać się do jednego. Książki zaczęłam pisać, aby zaimponować mojej mamie, tak bardzo chciałam, żeby była ze mnie dumna. Moja mama zanim odeszła, zdążyła przeczytać chyba tylko trzy z moich książek, ale nigdy nie powiedziała mi tego, że jest ze mnie dumna, chociaż podobno swoim znajomym się chwaliła. Mama nie potrafiła okazywać uczuć. I kiedy po spotkaniu usłyszałam od mojej córki, że jest ze mnie dumna, to… nawet napisać o tym nie potrafię, bo się wzruszam.
Dziękuję wszystkim, którzy przyszli i tym, którzy wspierali mnie duchowo. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała więcej czasu na spotkania z czytelnikami/czytelniczkami. Teraz niestety moje obowiązki zawodowe mi na to nie pozwalają.
Dziękuję Karolowi Kłosowi i mojej córce Alicji za zdjęcia. Dziękuję mojej przyjaciółce Ewie i jej córce Małgosi za pomoc w dotarciu na spotkanie mojej ukochanej pani Danusi. Fajnie jest mieć wokół siebie przyjaznych ludzi.
Karol Kłos przyłapany na robieniu zdjęć
Trzy pokolenia moich czytelniczek
Dumna jestem, że mimo niedogodności fizycznych pani Danusia dotarła na spotkanie
Po spotkaniu, młodzież dotrzymuje towarzystwa mojej najstarszej czytelniczce