thriller
THEODORE BOONE MŁODY PRAWNIK – John Grisham
John Grisham to autor, którego tak właściwie nie trzeba przedstawiać, ponieważ dość duże grono czytelników zna jego twórczość, chociaż nie wszyscy czytują literaturę kryminalno-prawniczą, z której słynie. Urodził się w 1955 roku w Jonesboro w stanie Arkansas. W roku 1977 otrzymał dyplom licencjacki na Uniwersytecie Stanowym Missisipi, a w 1981 roku ukończył studia prawnicze. Jako pisarz zadebiutował w roku 1988 pierwszym sądowym thrillerem „Czas zabijania”, nad którym pracował trzy lata. Jego druga powieść „Firma” w roku 1991 znalazła się na siódmym miejscu na liście bestsellerów. Tego samego roku zrezygnował z urzędu i od tego momentu pracował tylko jako pisarz. Do tej pory sprzedał ponad 60 milionów egzemplarzy swoich książek i jest jednym z trzech autorów, którzy sprzedali 2 miliony egzemplarzy pierwszego wydania.
Wydawnictwo AMBER rok 2010
stron 240
Theodore Boone młody prawnik to klasyczny thriller prawniczy skierowany głównie do młodych czytelników, chociaż i ja nieźle się przy niej bawiłam.
Tytułowy Theodore to trzynastoletni chłopiec wychowywany w rodzinie prawniczej, który w przyszłości ma zamiar pójść w ślady rodziców. W budynku sądu zna go każdy. Na wokandzie sądowej rozpoczyna się właśnie proces mężczyzny oskarżonego o zamordowanie własnej żony. Zarówno oskarżyciel jak i obrońca nie mają mocnych dowodów na udowodnienie swoich racji, ale każdy z nich stara się za wszelką cenę przekonać Ławę Przysięgłych. Pewnego dnia do Theodore przychodzi jego kolega i oznajmia, że zna kogoś kto widział mordercę kobiety, ale nie chce się ujawnić ponieważ jest nielegalnym imigrantem. Chłopiec próbuje wziąć sprawy w swoje ręce jednocześnie nie narażając potencjalnego świadka. Czy mu się uda przekonać sędziego o winie oskarżonego i czy uda mu się nakłonić tego ważnego świadka do ujawnienia się, tego oczywiście nie zdradzę.
Książka jest dość cienka i czyta się ją wyjątkowo szybko. Autor ma taki styl pisania, że potrafi zatrzymać czytelnika. W tej powieści nie ma zbyt wielu zawiłych wątków prawnych jakie można znaleźć w innych książkach Grishama, tych typowo dla dorosłych. Ta lektura jest napisana bardzo czytelnym jak dla laika prawniczego stylem co bardzo ułatwia czytanie. Bohaterowie tej powieści, i tu mam na myśli zarówno chłopca jak jego rodziców, wuja czy nawet głównego sędziego ukazani są w bardzo pozytywnym świetle, i wzbudzają nie tyle zaufanie co dają się po prostu polubić.
Treść książki podzielona jest na krótkie rozdziały z dużą ilością ciekawie skonstruowanych dialogów, i może dlatego czyta się ją wyjątkowo szybko. Ktoś, kto zna książki tego autora wie, czego może się spodziewać po jego powieści. Zbrodnia doskonała, anonimowy świadek, który nie może wyjść z ukrycia, i… doskonały prawnik to cechy powieści. I tym razem udało się autorowi stworzyć ciekawego bohatera i wyjątkowo ekscytującą intrygę. Ale nie tylko to jest atutem powieści, jak dla mnie wyjątkowe jest również przedstawienie prawa od strony wewnętrznej wymiaru sprawiedliwości, obraz sądu i systemu w nim obowiązującego ukazany został w wyjątkowo przystępny sposób.
Mnie wystarczyło spojrzeć na okładkę, a już wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać, okładka niby taka zwyczajna, niepozorna a jednak rzucająca się w oczy.
Właściwie nie musiałabym już dodawać, że polecam tę książkę zwłaszcza miłośnikom dobrego kryminału. Książka wprawdzie skierowana jest do młodzieży, ale ja (która wiek młodzieńczy mam już dawno za sobą) przeczytałam ją jednym tchem.
CIEMNO, PRAWIE NOC – Joanna Bator
Joanna Bator pochodzi z Wałbrzycha. Urodziła się w 1968 roku. Jest pisarką, publicystką i felietonistką „Gazety Wyborczej”, jurorką międzynarodowej Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz laureatką Nagrody Literackiej NIKE, którą zdobyła w 2013 roku właśnie za powieść Ciemno, prawie noc. Swoje teksty publikowała między innymi w „Twórczości”, „Czasie Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”, „Bluszczu” czy „Kulturze i Społeczeństwie”. Jest autorką prac naukowych, esejów, powieści i opowiadań. Studiowała kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim, a także ukończyła Szkołę Nauk Społecznych znajdującą się w Warszawie przy Polskiej Akademii Nauk.
Wydawnictwo WAB rok 2013
stron 525
Ciemno prawie noc, to dość specyficzna powieść kryminalna, w której czytelnik znajdzie wątki zarówno obyczajowe, jak i psychologiczne a także te z granicy zdarzeń paranormalnych.
Alicja jest dziennikarką. Kiedy w mieście Wałbrzychu, w którym się urodziła i wychowała dochodzi o tajemniczych zniknięć trójki dzieci, kobieta postanawia odwiedzić miasto i napisać o tym artykuł; być może liczy również na rozwiązanie zagadki. Zatrzymuje się w swoim rodzinnym domu, w którym od lat nikt nie mieszka. Stary dom jest jednak pod opieką sąsiada – przyjaciela jej zmarłego ojca. Dom budzi w niej bolesne wspomnienia z lat dzieciństwa, kryje w sobie nieodkryte tajemnice tak samo jak i Zamek Książ widoczny z okien rodzinnego domu Alicji. W swoim rodzinnym mieście spotyka ludzi, którzy kiedyś pojawili się w jej życiu i z ich pomocą próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczych uprowadzeń dzieci. Czy jej się uda i co odkryją jeszcze przed nią opowieści ludzi, tego nie zdradzę, bo każdy kogo ciekawi fabuła sam zerknie do tej książki.
Książka musiała wywrzeć mocne wrażeni na osobach, które zadecydowały, że to właśnie TA powieść powinna otrzymać Nagrodę NIKE. Przyznam szczerze, że na mnie ta powieść nie zrobiła tak wielkiego wrażenia. Owszem fabuła dość ciekawa, sporo tajemniczych wątków przykuwających uwagę, ale czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Jak dla mnie zbyt chaotyczna treść. Początek powieści nawet mnie lekko nudził, ale ponieważ nie mam w zwyczaju odkładać książki, kiedy mnie nie zainteresuje przez pierwszych kilkadziesiąt stron, dzielnie brnęłam dalej. W pewnym momencie zorientowałam się, że czytam z wielkim zaangażowaniem i trudno mi jest oderwać się od kolejnych kartek. Przyznam, że mniej więcej od połowy książki już nie potrafiłam się oderwać. Główna bohaterka trochę mnie irytowała, tak samo jak inni ludzie przedstawieni przez autorkę i w pewnej chwili odniosłam wrażenie, jakby autorka zaszufladkowała wszystkich mieszkańców Wałbrzycha i okolic do kategorii głupi, niewykształceni, prostaccy i ordynarni. Raziło mnie to, ale jeszcze bardziej raził mnie dość wulgarny język, który dość często występował w dialogach powieści. Zdaję sobie sprawę z tego, że naszej mowie potocznej można wiele zarzucić, ale nie po to promuje się polską literaturę, żeby promować również język chamstwa i patologii.
Oprócz tych dość często używanych słów z tak zwanej „łaciny podwórkowej” dyskomfort w czytaniu dały mi dziwnie opisywane zdania, jakich słuchała główna bohaterka przypadkowo podsłuchując czyjeś rozmowy. Zapewne autorka miała w tym jakiś ukryty cel, ale ja go nie potrafiłam odnaleźć i czytając zdanie typu: „mękamamękastrasznakrewsieleje” napisane w takiej ciągłości, dosłownie wpadałam w irytację. Do tego dość specyficznie zakańczane zdania przyimkiem „z”, „na”, „u”, „w” albo spójnikiem „i”, „a”, po których następowało jakby urwanie, było sporym dyskomfortem w odbieraniu treści. Nie należę do osób, które pisownię polską mają w przysłowiowym „małym palcu” i wiele osób zarzuca mi błędy gramatyczne, stylistyczne i interpunkcyjne, ale nie oznacza to, że musi mi się podobać ewenement polskiej pisowni.
Zupełnie niepotrzebnymi wstawkami były dość długie dialogi z forum internetowych, niczego nie wnoszące do fabuły, która jak już na wstępie wspomniałam, była dość chaotyczna. Wątek kryminalny to była tylko maleńka cząstka całości, większą częścią były opowieści różnych ludzi związanych nie tyle bezpośrednio z główną bohaterką, co z tajemnicami Wałbrzycha jako miasta i przeszłością Zamku Książ oraz jego ostatniej mieszkanki i zaginionych pereł księżnej Daisy.
Nie będę pisała, że książka jest zła, bo nie jest, ale… żebym gorąco do jej przeczytania zachęcała to raczej nie. Wiem, że są osoby, które uwielbiają takie powieści zawierające trochę sensacji, trochę thrillera, trochę horroru, i tym osobom polecam tę książkę. Mnie niestety nie zachwyciła i mam nadzieję, że jak kiedyś wpadnie w moje ręce inna książka tej autorki, to będę bardziej zadowolona.
BIAŁE RÓŻE DLA MATYLDY – Magdalena Zimniak
O Magdalenie Zimniak pisałam już dwukrotnie, kiedy przedstawiałam moje opinie na temat jej książek, które przeczytałam wcześniej. Zapraszam do zapoznania się z opisem książki „Willa” i „Jezioro cierni”. Mam nadzieję, że o tej pisarce wkrótce będzie głośno, bo zasługuje ona na czytelnicze fanfary.
Wydawnictwo Prozami rok 2014
stron 295
Białe róże dla Matyldy to wyjątkowo ciekawie skonstruowany dramat psychologiczny, którego wątkiem głównym jest wpleciona w życie młodej kobiety – Beaty, osobowość tytułowej Matyldy, dramat przeplatany wątkami kryminalnym, miłosnym a także thrillerem.
Po śmierci rodziców Beacie trudno uzyskać spokój. Na szczęście są jeszcze osoby, które dbają o nią. Kochający mąż i siostra mamy – Matylda, która w dniu pogrzebu słabnie i prosto z cmentarza zostaje odwieziona do szpitala. Ciotka prosi siostrzenicę, aby zaopiekowała się jej dwoma kotami pozostawionymi w domu. Niby jest to zwykła prośba, ale podszyta pewnymi kontekstami. Śmierć rodziców Beaty jest tylko maleńką cząsteczką bólu w porównaniu z tym, co kobieta odkrywa w znalezionych (a może specjalnie położonych przez ciotkę w widocznym miejscu) pamiętnikach Matyldy. Do tej pory wydawało się Beacie, że jej świat runął, bo straciła oboje rodziców w wypadku, który w wyniku śledztwa okazuje się morderstwem, ale to co spowodowało załamanie się młodej kobiety jest tylko maleńką cząsteczką rozpaczy, bólu i cierpienia, które wdziera się w jej umysł i ciało podczas czytania pamiętników ciotki. Kim tak właściwie jest Matylda? Warto się o tym przekonać, sięgając po książkę.
Autorka jest mistrzynią w swoim fachu, fabuły jej książek są tak niesamowite, że dla mnie już samo jej nazwisko kojarzyć się będzie z książkami, od których nie można się oderwać. Połączenie ze sobą tak różnych wątków i zmieszanie ich z wyjątkowo ciekawymi osobowościami bohaterów, to jest prawdziwy majstersztyk.
Powieść napisana jest dwutorowo, fragmenty pisane w pierwszej osobie (tu mam na myśli to, co pisze Beata, oraz fragmenty pamiętnika Matyldy), przeplatane są fragmentami narratora w trzeciej osobie (wspomnienia). Wszystko łączy się płynnie w całość, która z każdą przeczytaną stroną powoduje szybsze krążenie krwi i mocniejsze bicie serca. To książka, z tych, które mimo irytacji dotyczącej zachowania bohaterki wyciskają z oczu łzy. Fantazja autorki wydaje się nie mieć granic, o czym świadczy samo zakończenie książki, które spowodowało u mnie ogromne zaskoczenie. Czytając tę powieść kilka razy miałam ochotę odłożyć ją na jakiś czas aby ochłonąć po tym co przeczytałam, ale dziwna siła ciągnęła mnie do tej treści, która była momentami tak bulwersująca i zarazem intrygująca, że musiałam czytać dalej.
Żeby jednak nie było tylko „och” i „ach” muszę przyznać, że irytowała mnie postać głównej bohaterki Beaty. Wyczuwałam w niej pewnego rodzaju fałsz, zwłaszcza kiedy jak mantrę powtarzała mężowi „kocham cię” a jej myśli błądziły w zupełnie innym kierunku. Strach przed nieznanym często powoduje zachwianie równowagi emocjonalnej, ale często też wyzwala zdrowe instynkty odwagi, czego właśnie brakowało mi w Beacie.
Śliczna moim zdaniem i delikatna okładka oraz tytuł książki z pewnością nie sugerują tak mocnej treści jaką przedstawia powieść. Przyznam szczerze, że gdybym natrafiła na tę książkę w księgarni (nie znając poprzednich powieści tej autorki) to z pewnością zakwalifikowałabym ją do kolejnego romansu lub jakiejś sagi rodzinnej (mimo opisu z tylnej strony). Jak bardzo można się mylić sugerując się otoczką zewnętrzną.
Są autorzy, których książki działają na mnie dość obojętnie. Przeczytałam książkę, podobała mi się lub nie, ale nie wiem, czy sięgnę po kolejną ich powieść. Ta pisarka należy do tych, o których mogę powiedzieć: „chcę przeczytać każdą jej następną”.
Polecam tę lekturę zarówno tym, którzy uwielbiają kryminały, jak również tym, którzy wczytują się w książki o miłości. Polecam czytelnikom, lubiącym thrillery psychologiczne. Ta książka nie znudzi, gwarantuję to.
Dziękuję Wydawnictwu Prozami za możliwość przeczytania tej lektury
i gorąco polecam inne książki Magdaleny Zimniak, przynajmniej te, które dotąd przeczytałam.
KRYMINALNY WROCŁAW – Zbrodnicze Siostrzyczki
Zbrodnicze siostrzyczki to trzy pisarki specjalizujące się w powieściach kryminalnych. W 2012 roku wspólnie wydały antologię opowiadań „Mordercze miasta”, czego między innymi owocem jest wydany w 2013 roku „Kryminalny Wrocław. Mroczne przechadzki po mieście”. Marta Guzowska autorka takich powieści jak „Ofiara Polikseny”, „Głowa Niobe”, została laureatką Nagrody Wielkiego Kalibru za najlepszą powieść kryminalną („Ofiara Polikseny”), Agnieszka Krawczyk autorka „Morderstwo niedoskonałe”, „Dziewczyna z aniołem” i Adrianna Michalewska autorka „Zaułki zbrodni”.
Wydawnictwo Oficynka rok 2013
stron 238
Kryminalny Wrocław, mroczne przechadzki po mieście to 11 opowiadań kryminalnych, przynajmniej tak jest przedstawiana ta książka przez niektórych czytelników. Dla mnie jednak to nie było 11 opowiadań kryminalnych, ale raczej 11 opowiadań graniczących z thrillerem lub też opowieściami grozy.
Nie będę streszczała tych opowiadań, ponieważ są one zbyt krótkie, a każde z nich skupia się na innej fabule.
Opowiadania są dość specyficzne, jakby niedokończone, chociaż przyznam szczerze, że niektóre z nich trzymały w napięciu i doczytując do końca byłam zła, że to już ostatnia strona.
Akcja każdego z nich dzieje się w jakimś miejscu na terenie Wrocławia lub okolicy. Można w nich znaleźć zbrodnię, oszustwo, rytuały pogańskie, czy fantastykę, są tak różne jak różny jest styl pisarski każdej z autorek.
Ciekawym dodatkiem do tych opowiadań jest opisanie każdego przedstawionego w fabule miejsca z punktu historycznego (jak w przewodniku). Dla kogoś, kto nie był we Wrocławiu, (tak jak ja) ta książka jest świetną podpowiedzią do tego, co warto zobaczyć i co zasługuje na uwagę w tym mieście.
Przyznam się szczerze, że chociaż nazwiska pisarek nie są mi obce, to niestety nie przeczytałam jeszcze żadnej innej książki ich autorstwa. Mam jednak nadzieję to nadrobić, aby przekonać się o możliwości twórczej każdej „siostrzyczki” indywidualnie.
Tak jak nie przepadam za książkami bardzo grubymi, tak też nie przepadam za opowiadaniami i może z tego powodu czuję się trochę zawiedziona tą książką. Sugerując się ciekawą okładką, która wydała mi się bardzo tajemnicza, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie twierdzę, że książka jest zła, że mi się nie podobała, ale dla mnie kryminał to coś zupełnie innego niż to co przedstawia ta lektura. Szkoda, że te opowiadania są takie… pourywane, może gdyby każde z nich miało sensowne, porządne zakończenie odebrałabym tę książkę inaczej. Nie lubię się domyślać dalszego ciągu.
Mimo tego, że książka nie spełniła moich oczekiwań, polecam ją. Wiem, że są osoby, które gustują w tego typu literaturze i dla kogoś, kto zaczytuje się w opowieściach fantastycznych z dużą dawką sensacji, ta lektura z pewnością będzie rarytasem. No cóż, dla mnie nie była. Ale cieszę się, że trafiła w moje ręce, i że miałam możliwość, chociaż w małej pigułce poznać twórczość tych trzech pisarek.
Bardzo dziękuję wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki.
WILLA – Magdalena Zimniak
Magdalena Zimniak z wykształcenia jest anglistką. Pisuje książki oraz opowiadania, które ukazywały się w Akancie i Magazynie Fantastycznym. Jest laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne ogłoszonego przez agencję literacką Pal Twins i Związek Literatów Polskich (opowiadanie „Zapach róż”) oraz laureatką konkursu wydawnictwa Replika na opowiadanie erotyczne (opowiadanie „Wstydliwy Sekret”). W swoim dorobku pisarskim ma między innymi takie książki jak: „Jezioro cierni”, „Pokój Marty”, „Willa”, „Szlak”. Wspomniałam o tej pisarce w jednym z moich wcześniejszych wpisów Panel Literacki Dyskusyjnego Klubu Książki Kobiet Pióra i Pazura
Wydawnictwo JanKa rok 2010
stron 349
Willa to… thriller, to powieść psychologiczna napisana w wyjątkowo ciekawy sposób.
Marzena wprowadza się wraz z mężem do domu, który Artur kupił nie pytając jej nawet o zdanie. Dom jest stary i tajemniczy, jest w nim coś co zaczyna nękać nowych mieszkańców. W szczęśliwe, kochające się małżeństwo wkrada się jakaś niewiadoma siła, która małymi krokami niszczy relacje małżonków. Artur bywa agresywny i brutalny wobec Marzeny, i dochodzi do tego, że” karze„ ją za „nieposłuszeństwa” wobec niego, zamykając w małej piwnicy. Na Marzenę owa piwniczka ma dziwny wpływ, czuje w niej czyjąś obecność, a w snach widuje sceny sprzed wielu lat, które z biegiem czasu potwierdzają się jako sytuacje, które zdarzyły się naprawdę. Marzena próbuje rozwiązać tajemnicę willi, jednakże jej mąż pogrążający się w dziwnym rozdwojeniu osobowości, postanawia zamknąć ją w prywatnej klinice psychiatrycznej, wmawiając jej urojenia.
Nie chcę zdradzać całej fabuły, bo sama nie lubię czytać opinii o książce, gdzie streszczona jest dosłownie cała treść.
Od książki, trudno mi się było oderwać i nawet kiedy musiałam to robić, to w moich myślach cały czas błądziła główna bohaterka, która, przepraszam za wyrażenie, ale wydała mi się „naiwną, głupiutką blondynką”. Toksyczna miłość zniewoliła ją i ubezwłasnowolniła. Jej życie miało sens tylko przy boku męża, bez względu na to jak ją traktował. Wiem, że takich kobiet jest sporo, i nikt nie wie o dramacie jaki odbywa się w czterech ścianach ich domów, bo one same boją się o tym mówić. Wstydzą się przyznać do tego, że ich kochany mąż, osoba z pozoru kulturalna, inteligentna, urocza, jest jednocześnie tyranem poniżającym je i udawadniającym na każdym kroku swoją władzę nad nimi. Te kobiety tak bardzo boją się niezależności i samodzielności, że tak jak bohaterka tej książki godzą się na wszystko w imię… miłości.
Powieść jest dość ponura, aczkolwiek niesamowicie wciągająca. Strach jaki przewija się przez treść jest magnesem przyciągającym do granic możliwości. Autorka oprócz typowego wątku grozy i tajemnicy, w ciekawy sposób wplotła wątek miłosny, z dużą dawką erotyzmu, a także wątek przyjacielski. Szczególne ten ostatni zrobił na mnie duże wrażenie, bo nie często mówi się o przyjaźni damsko-męskiej, a w tej książce, przynajmniej w początkowej fazie fabuły wątek ten istniał dość wiarygodnie.
Książka jest mocna emocjonalnie, porywa czytelnika w mroczne sfery życia, jednocześnie pokazując jak można wybrnąć z tej strefy zaślepienia. Autorka przedstawia osobowości dwóch kobiet, które tak właściwie zmagają się z podobnym problemem. Tyle tylko, że w przypadku jednej, to jest związek w obronie miłości, a w przypadku drugiej związek chorej, toksycznej miłości. W wyjątkowo interesujący sposób ukazuje również osobowości mężczyzn, przedstawiając mężczyzn-macho i mężczyzn-przyjaciół.
Teraźniejszość przeplata się z przeszłością, miłość walczy z brutalnością i strachem, przyjaźń buduje się na niewiarygodnych zwierzeniach. Czy trzeba czegoś więcej, aby zachęcić do przeczytania tej lektury?
Trudny temat poruszony w książce daje sporo do myślenia. Ostatnio tak na mnie zadziałała książka Jolanty Kwiatkowskiej „Przewrotność dobra” i myślę, że ten tytuł również bardzo pasowałby do tej właśnie lektury Magdaleny Zimniak.
Mroczna okładka, dość słabo przygotowana graficznie, na której prawie nic nie widać, może była z premedytacją tak właśnie zaprojektowana, ale jak dla mnie niczego nie potrafiłam z niej wyczytać. Na szczęście za nią odnalazłam treść wartą sięgnięcia po powieść.
Polecam tę książkę miłośnikom mocnych wrażeń i wątków sensacyjnych, jak również miłośnikom horrorów i thrillerów.
Jest to pierwsza z wielu książek tej pisarki, które z przyjemnością przeczytam.