miłość
ŚMIAŁY PODRYW – Scarlett Cole
Scarlett Cole, to młoda pisarka, która jest obywatelką zarówno Wielkiej Brytanii jak i Kanady. Jak sama mówi o sobie, jest typowym mieszczuchem, dlatego fabuły jej książek umiejscowione są w dużych miastach tętniących życiem, takich jak Miami czy Los Angeles.
Śmiały podryw to trzecia część cyklu Tatuaże, romans, współczesna powieść psychologiczno-sensacyjno-erotyczna, której fabuła umiejscowiona została na terenie Stanów Zjednoczonych.
Pixie pracuje w studiu tatuażu Second Circle Tattos w którym została zatrudniona po tym, jak dwóch właścicieli studia znalazło ją ledwo żywą przed drzwiami. Dred Zander jest obcesowym, bezczelnym i bardzo pewnym siebie muzykiem rockowym, mężczyzną od którego Pixie powinna trzymać się jak najdalej. Los jednak sprawia, że tych dwoje ludzi zbliża się do siebie. Niestety przeszkodą w ich związku są ich przeszłości, a w szczególności przeszłość Pixie, która dopada ją w najmniej odpowiednim momencie. Pewnego dnia dochodzi do spotkania z ojczymem Pixie, w czasie którego padają oskarżenia wobec dziewczyny tak mocne, że Dred zrywa z dziewczyną. Czy szalony muzyk i zastraszona dziewczyna połączą się? Co takiego wydarzyło się w przeszłości tych młodych ludzi, że najchętniej wcześniejsze lata wymazaliby z pamięci?
Przyznam szczerze, że książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Czytałam wcześniejsze części i tak właściwie powinnam wiedzieć, czego się spodziewać, ale…
Patrząc na okładkę można pomyśleć, że ta książka to obleśny erotyk. Tymczasem fabuła tej powieści to po prostu splot dramatycznych wspomnień dwójki młodych ludzi, którzy zagubieni w buncie, strachu, okrucieństwach dotykających młodego człowieka , odnajdują się wzajemnie, jednocześnie odnajdując siebie.
(…) Zalały ją wspomnienia, jak siedziała na tym przeklętym stołku. Arnie wybierał się na ryby z dwoma kumplami, ale najpierw zaprosił tych obcych mężczyzn do przyczepy. Patrzyli i śmiali się, kiedy ją obnażył przed nimi, a potem spokojnie zaplótł jej długie włosy. Taak. Nic dziwnego, że potrzebowała prochów, żeby to wytrzymać. (…)
Mimo traumatycznych przeżyć, młodzi ludzie zaczynają postrzegać świat nie tylko z perspektywy złego dotyku, ale odkrywają ten dobry dotyk, odkrywają miłość, o której wcześniej nawet nie śnili.
(…) Co on takiego ma w palcach? Może to ciepło z kominka tak ją rozgrzewa albo sposób, w jaki te palce przesuwały się pieszczotliwie i drażniąco po jej plecach i zatrzymywały centymetr nad paskiem dżinsów. (…)
Czytając tę książkę, momentami czułam wręcz fizyczny ból, jakiego doświadczyli w przeszłości bohaterowie tej powieści.
Romans przedstawiony jest tutaj jako splot wzlotów i upadków emocjonalnych i fizycznych. Niestety traumy z przeszłości często bywają ostrym kolcem , który rani w najmniej odpowiedniej chwili.
Autorka zaprzecza wszelkim stereotypom. Pokazuje osoby uzależnione od narkotyków czy agresji w sposób nie tyle pozytywny, co napełniający nadzieją.
Jak bardzo uczucie zakochania może sprawić, że człowiek zaczyna pewne rzeczy postrzegać inaczej. Jak pewne zdarzenia mogą zmienić osobowość, głęboko zakorzenioną w człowieku.
Na przykładzie Dreda i Pixie widzimy, że kiedy wchodzi w grę uczucie, kiedy zaczyna rodzić się poczucie odpowiedzialności za drugą osobę, wiele rzeczy do tej pory priorytetowych, przestaje być ważnych.
Zwróciłam uwagę również na pięknie przedstawiony związek rodzicielski, który pozwala uwierzyć w to, że miłość do dziecka potrafi roztopić wszystkie lody strachu przed stabilizacją życiową, i zmianami dotychczasowego życia. Wbrew pozorom, wielu młodych ludzi boi się tej stabilizacji, boi się „uwiązania” do drugiej osoby.
Ta książka nie należy do lekkich lektur, chociaż czyta się ją szybko i płynnie. Różne wątki w komunikacji z świetnie wykreowanymi postaciami i wciągającymi dialogami są połączeniem, które nie pozwala na oderwanie się od stron książki.
Książka jest dość nieprzewidywalna, zwroty akcji powodują, że nie wiadomo jak potoczy się fabuła zarówno dotycząca romansu, jak i wątków sensacyjnych, jakich w tej książce nie brakuje.
Autorka bardzo odważnie podeszła do opisów seksu i erotyki, posługując się, moim zdaniem, nieco zbyt wulgarnym nazewnictwem organów płciowych.
Świetnie przedstawiona została w tej powieści walka między miłością, taką czystą – duchową, a pożądaniem.
I chociaż jest to trzeci tom cyklu Tatuaże, to książkę można czytać niezależnie od wcześniejszych części, ponieważ w każdej z nich są inni bohaterowie, których łączy jedno – studio tatuaży – SECOND CIRCLE TATTOS.
Polecam tę książkę zarówno młodym jak starszym czytelnikom, jest to letrura, która zdowoli zarówno kobiety jak i mężczyzn. Polecam również wcześniejsze tomy, obok tych książek nie mozna przejść obojętnie.
Dziękuję Wydawnictwu AKURAT za możliwość przeczytania tej książki. Myślę, że zarówno ta książka, jak i cały cykl TATUAŻE, również w Polsce okaże się bestsellerem tak jak w innych krajach.
MIŁOŚĆ W CZASACH ZAGŁADY – Hanni Munzer
Hanni Munzer urodziła się w 1965 roku w Wolfratscausen w Niemczech. W 2013 roku opublikowała debiutancką powieść Rybacy dusz (Seelenfischer), udane połączenie thrillera i romansu, którego akcja rozgrywa się we Włoszech. Literacki debiut świeżo upieczonej powieściopisarki przez siedem tygodni utrzymywał się na szczycie listy najlepiej sprzedających się e-booków. Na listę bestsellerów trafiły również dwa pozostałe tomy trylogii. Na początku 2014 roku ukazała się Miłość w czasach zagłady, na podstawie której ukaże się film, w kilkunastu krajach, m.in. we Włoszech, w Hiszpanii, Polsce, Holandii, Turcji, Chinach i na Węgrzech. W planach jest również serial oparty na powieści. Po latach spędzonych m.in. w Seattle, Stuttgarcie i Rzymie zamieszkała z mężem i ulubionym psem w Górnej Bawarii. W chwilach wolnych od pisania czyta.
Wydawnictwo Insignis rok 2016
stron 482
Miłość w czasach zagłady to powieść opisująca losy kilku pokoleń kobiet, pewnej rodziny na tle dramatycznych wydarzeń od końca lat trzydziestych ubiegłego wieku, przez lata drugiej wojny światowej, aż po czasy współczesne.
Młoda Amerykanka – Felicity, wyrusza do Europy śladem matki, która znika w tajemniczych okolicznościach, po śmierci swojej matki i zabraniu z domu opieki kilku jej rzeczy, w tym pewnego pudełka z wycinkami gazet i zeszytu będącego prawdopodobnie pamiętnikiem. Podczas poszukiwań w Rzymie, kobieta odkrywa mroczną przeszłość dotyczącą kilku pokoleń kobiet w jej rodzinie, a zwłaszcza przeszłość swojej babki i prababki – Elisabeth Malpran, która, chcąc ratować rodzinę, wiąże się z SS Obersturmbannführerem Albrechtem Brunnmannem, nie zdając sobie sprawy z tego, że zawiera pakt z diabłem… Pakt, który położy się cieniem na życiu nie tylko jej córki. Felicity poszukując w Rzymie matki, natyka się na mroczną historię swojej rodziny. Aby ją wyjaśnić, musi się cofnąć do najbardziej ponurego rozdziału dwudziestowiecznej historii i poznać dramatyczne losy swojej prababki – słynnej śpiewaczki operowej Elisabeth Malpran i jej córki Deborah. Splot miłości, winy i pojednania zniszczył obie kobiety i przez pokolenia rzucił cień także na życie Felicity.
Są książki, które się czyta dla zabicia czasu, albo po prostu dla relaksu. Są książki, które bardzo szybko stają się bestsellerami i pamięta się ich fabułę bardzo długo. I są książki, które są diamencikami literackimi i do tej właśnie grupy zaliczam tę powieść.
Ta książka jest dowodem na to, że self-publishing to nie tylko grafomania, tak jak powszechnie uznawane jest w naszym kraju.
Od tej książki trudno jest się oderwać nie dlatego, że autorka w bardzo ciekawy sposób przenosi czytelnika od czasów współczesnych do lat trzydziestych, czyli okresu przedwojennego, ale dlatego, że fabułą potrafi wzbudzić w czytelniku ogromne emocje. Dużo wiemy na temat wybuchu II wojny światowej, ale tak naprawdę niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że koszmar wojny dla wielu ludzi zaczął się długo przed pierwszym września.1939 roku. Mam tu na myśli koszmar rodowitych Niemców, czy Żydów niemieckiego pokolenia, którzy potępieni przez pewnego człowieka pochodzenia austriackiego, stali się „zwierzyną” łowną. Jakim cudem ten niepozorny człowiek potrafił rozbudzić w jednych ludziach potężną nienawiść, a w drugich i ogromny strach.
Ta książka opowiada między innymi o tym, jak Hitler dochodził do władzy, jak bardzo potrafił uzależnić od siebie ludzi i jak mocno wszczepiał w nich nienawiść do Żydów.
Autorka zabiera czytelnika do przedwojennego Monachium, wojennego Krakowa i współczesnego Rzymu. Ukazuje jak wielka potrafi być władza opływająca w luksusach i wygodach, w czasach, w których wielu ludzi musiało walczyć o życie ukrywając się, przebywając w obozach, czy żyjąc pod ciągłym nadzorem kogoś, dla kogo władza i uzależnienie od Hitlera było ważniejsze od najbliższej rodziny.
Czy w tamtym czasie prawdziwa miłość miała rację bytu? Czy można było kochać, nie narażając się na upokorzenia i ból zadawany przez tę kochaną osobę? Wiadomo jednak, że nie ma silniejszej miłości niż miłość matki do dzieci. Bohaterki książki poświęciły siebie, swoje ciała, dusze, poglądy polityczne i przyjaźnie dla utrzymania w miarę bezpiecznej pozycji dla swoich dzieci czy rodzeństwa. Zakłamanie, otaczające ich ze wszystkich stron, pozwoliło im wierzyć w to, że ich poświęcenie nie pójdzie na marne. Wszak wiadomo, że matka potrafi zrobić wiele dla ratowania swoich dzieci. Tyle samo jest w stanie zrobić siostra dla potępionego przez okrutną politykę brata.
Ta książka nie należy do lekkich, łatwych i przyjemnych i myślę, że niejednej osobie wyciśnie z oczu łzy. Autorka w bardzo przystępny dla czytelnika sposób ukazuje bowiem dramat tamtych czasów, okrucieństwo, które może zadać tylko człowiek dotyczące zarówno ludzi jak i zwierząt, fałsz kierujący się utrzymaniem lub zdobyciem władzy i przede wszystkim wpojoną nienawiść do ludzi innych niż rodowici aryjczycy.
Ale w bardzo piękny sposób ukazuje również siłę miłości, przyjaźni i odpowiedzialności za drugiego człowieka, która mimo tak trudnego okresu potrafi być piękna ale i niebezpieczna.
Ciekawie przedstawieni bohaterowie pod względem osobowościowym, to z pewnością jeden z wielu plusów tej powieści, a w połączeniu z zapierającymi dech w piersi wątkami i wciągającymi dialogami, to… dla mnie literacka perełka.
Ta powieść, to połączenie miłości, poświęcenia, tęsknoty, bólu i odwagi. To niesamowity splot emocji, który wpłynął na kilka pokoleń niezwykłych kobiet, o których losach przesądziły wertepy historii.
Polecam tę książkę zarówno miłośnikom historii międzywojennej i wojennej, ale również osobom czytującym w romanse. Wcale nie jestem zaskoczona, że powieść ta w okresie kilku lat stała się bestsellerem w wielu krajach, bo ukazana w niej bolesna prawda, długo będzie jeszcze obecna w świadomości ludzi.
POTEM – Guillaume Musso
Guillaume Musso jest pisarzem francuskim. Z zawodu jest nauczycielem, absolwentem ekonomii. Jako autor zadebiutował w roku 2001 powieścią „Skidamarink”. Drugą powieść pt. „Potem…” napisał po wypadku samochodowym, z którego cudem uszedł z życiem. Na podstawie tej powieści w 2008 roku został nakręcony film.
Wydawnictwo ALBATROS A. Kuryłowicz rok 2006
str 303
Potem to współczesna powieść obyczajowa, której fabuła ociera się o zjawiska paranormalne.
Nathan jest adwokatem pracującym w jednej z bardzo prestiżowych firm w Nowym Jorku. Pochodzi z biednej rodziny; matka wychowywała go sama ponieważ ojciec nie czuł się w obowiązku brania na siebie odpowiedzialności jaką niesie ze sobą rodzina. Matka Nathana jest sprzątaczką zatrudnioną w domu znanego adwokata, któremu do szczęścia nie brakuje niczego. Chłopiec zaprzyjaźnia się z córką pracodawców matki, a przyjaźń ta z czasem zamienia się w głębsze uczucie, które kończy się małżeństwem. Nathan robi wszystko aby stanąć na piedestale lepszego życia, chce być lepszym adwokatem od teścia i w pewnym momencie jego kariera staje się ważniejsza od wszystkiego. Jego ambicje zawodowe zabijają w nim prostotę chłopca z przeszłości i… niszczą jego małżeństwo. Któregoś dnia do jego kancelarii przychodzi mężczyzna, podający się za Posłańca śmierci, udowadnia mu, że widzi nadchodzącą śmierć u ludzi, których ona wkrótce dotknie. Mimo początkowego sceptycyzmu, myśl o zbliżającej się śmierci coraz bardziej zaczyna prześladować Nathana, w końcu zaczyna przyzwyczajać się do niej i akceptować to, co jest nieuniknione. Ale… czy młody prawnik umrze w kwiecie wieku, czy jego życie potoczy się inaczej tego nie zdradzę.
Książka wciąga od samego początku chociaż pierwsze jej rozdziały ukazują bohatera w dość negatywnym świetle, to z każdym kolejnym rozdziałem można poczuć do niego coraz więcej sympatii.
Ten młody pisarz ma dość specyficzny sposób przekazywania treści, aczkolwiek robi to w bardzo ciekawy sposób. Każdy kolejny rozdział poprzedzony jest cytatem albo z jakiegoś filmu, albo książki, bądź też słowami jakiejś znanej osobistości nie koniecznie ze świata literatury. Oczywiście każdy cytat w pewien sposób nawiązuje do tego, co będzie miało miejsce w wątku opisanym w danym rozdziale.
Powolne dozowanie wrażeń i tajemniczości powoduje, że książkę czyta się z zapartym tchem, chociaż… muszę przyznać, że tej lektury nie odebrałam tak emocjonalnie jak poprzedniej, którą miałam okazję przeczytać.
Jest jednak coś, co przykuwa uwagę czytelnika i powoduje, że z każdą kolejną stroną czuje się narastającą ciekawość „co dalej” a to oczywiście utrudnia chęć odłożenia książki i przerwania czytania na dłuższy czas.
Ciekawie przedstawione osobowości zarówno głównego bohatera jak i innych towarzyszących mu osób, zwłaszcza jego małej córeczki, są takim dopełnieniem fabuły. Nie każdy potrafi w tak zróżnicowany sposób ukazać swoich bohaterów, ale Musso się to udało.
Cieszę się, że koleżanka zasugerowała mi tego autora, bo chociaż nazwisko nie było mi obce, to jakoś nie mogłam się przemóc do sięgnięcia po jakąś jego książkę. Może to dlatego, że ja raczej preferuję polskich autorów. Teraz jednak wiem, że samo wspomnienie wydawnictwa Albatros zmobilizuje mnie zagłębienia się w lekturze. Nazwisko Andrzeja Kuryłowicza zawsze będzie mi się kojarzyło z dobrymi książkami, ponieważ jeszcze nie trafiłam na książkę wydaną przez wydawnictwo Albatros, która by mnie zawiodła.
Polecam zatem i tę lekturę, mam nadzieję, że uda mi się przeczytać inne książki tego autora. Jeżeli ktoś szczerze mógłby mi którąś polecić, to będę wdzięczna.
W tej książce znajdzie czytelnik prawie wszytko co jest potrzebne do stworzenia ciekawej i wciągającej lektury, czyli miłość, sensację i odrobinę tajemniczości.
MGŁA ZAPOMNIENIA – Bianka Minte-Konig
Bianka Minte Konig to niemiecka pisarka i profesor literatury mediów i edukacji teatralnej. Urodziła się w 1947 roku w Berlinie jako córka księgarza. Obecnie mieszka w Brunszwiku i na Majorce. W roku 1975 wstąpiła na Uniwersytet Nauk Stosowanych w Braunschweig, gdzie od 1980 roku wykłada jako nauczyciel na Wydziale Opieki Społecznej. Pisać zaczęła w wieku 49 lat i są to książki dla dzieci i młodzieży, z których niektóre zostały przetłumaczone na 22 języki i stały się bestsellerami. Serie jej książek to „Niegrzeczne Dziewczyny”, czy „Miłość i tajemnica”.
Wydawnictwo Adamus rok 2010
stron 168
Mgła zapomnienia to powieść młodzieżowa z serii „Miłość i tajemnica”. Nie oznacza to jednak, że osoba dorosła, nawet bardzo dorosła tak jak ja, nie zaczyta się w niej.
Viktoria jest Niemką, mieszkającą razem z rodzicami w Brukseli, gdzie jej ojcu zaproponowano pracę w komisji unijnej. Wakacje dziewczyna często spędza u dziadka we Francji, aż do dziesiątego roku życia, kiedy to dziadek wraz ze swoją drugą żoną wyprowadza się do Nicei. Kiedy Viki ma 15 lat starszy pan umiera, a ona dowiaduje się, że dziadek zapisał jej w spadku dom w którym spędzała wakacje, dom nad morzem w uroczej miejscowości, z którą łączy ją wiele miłych wspomnień. Podczas kolejnych wakacji, które Viktoria spędza z mamą w domu dziadka, a właściwie to już w swoim domu, znajduje na plaży medalion, który jest początkiem tajemniczych sytuacji, jakie mają miejsce, włącznie z lunatykowaniem i omamami słuchowo-wzrokowymi. W odnalezionej grocie dziewczyna natrafia na tajemniczy napis, lecz nikt nie chce jej udzielić informacji, co ten zapis (w formie daty) może upamiętniać. Sama więc drąży temat wciągając w to przyjaciela z dzieciństwa, który…
Ojej, ale się rozpisałam. O mało co, a streściłabym całą książkę, a tego przecież nie zrobię, bo cóż to by była za przyjemność czytania, do której mam nadzieję zachęcić, potencjalnego czytelnika czy czytelniczkę.
Jak już wspomniałam na początku, jest to literatura młodzieżowa, ale nie koniecznie tylko dla młodzieży. Książka napisana jest w taki sposób, że przyciągnie nawet dorosłego czytelnika. Treść podzielona jest na rozdziały, z których każdy poprzedzony jest fragmentem książki, którą w czasie wakacji czyta Viktoria. Fragmentem w jakiś sposób nawiązującym do fabuły. Piękne opisy miejsc oraz widoków, a także warunków atmosferycznych zmieniających się w tym malowniczym zakątku Francji jak w kalejdoskopie, dopełniają tajemniczości, którą nasycona jest powieść. Wśród poszukiwania wyjaśnień dziwnych zdarzeń, nie zabrakło również młodzieńczej, spontanicznej miłości, która zaczęła tlić się dawno temu i rozpala się z każdym kolejnym wakacyjnym dniem.
Autorka w dość przystępny sposób odkrywa, bardzo powoli kolejne fragmenty tajemniczej układanki i robi to tak zmysłowo, że trudno się wprost oderwać od czytania kolejnych stron.
Narracja jest napisana w pierwszej osobie, powoduje to, że czytelnik w pewien sposób zaprzyjaźnia się z główną bohaterką, czekając z niecierpliwością zakończenia jej opowieści. Viktoria jest sympatyczną młodą kobietką, która z pewnością da się lubić i myślę, że wiele dziewcząt chciałoby się znaleźć na jej miejscu, nie tylko z powodu spadku, ale również z powodu przygód jakie ma okazję przeżyć.
Książeczka jest niewielka i czyta się ją wyjątkowo szybko, dlatego polecam ją każdemu, kto ma ochotę na odkrywanie tajemnic. Nie tylko młodzież znajdzie w niej coś dla siebie. Wątek tajemniczych zjawisk, wątek miłosny i odrobina strachu jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a tytułowa mgła niejeden raz spowoduje, że przez ciało przebiegnie dreszcz.
Jutra nie będzie – fragment 1
ROZDZIAŁ 1
Tego roku czerwiec był wyjątkowo upalny. Pod koniec miesiąca, kiedy zaczął się już okres urlopowy, plaże były zapełnione turystami, ale jej nie przeszkadzał ten tłok. Idąc wolno w stronę molo, myślała
o swoim życiu, które nie było przecież takie złe. Ile jest kobiet na świecie, które marzą o takim właśnie życiu. Ale ona nie marzyła. Ona cały czas oczekiwała od życia czegoś więcej. Egoistyczne pragnienie własnego szczęścia, wkrótce skończy się mrzonką. Czego oczekiwała? Chyba sama nie potrafiła tego zrozumieć.
Otworzyła torebkę i spojrzała na kupioną kilkanaście minut temu butelkę whisky Jack’a Daniels’a. Dotknęła jej i uśmiechnęła się. To będzie efektowne pożegnanie. Rozstanie się z wszystkimi tak jak chce i nikt jej tego nie zabroni.
Idąc wolnym krokiem w stronę molo, ciekawie spoglądała na bawiące się na plaży dzieci. Chłodna woda Bałtyku delikatnie pieściła jej stopy. W powietrzu unosił się zapach olejku do opalania, glonów
i potu. Widok molo zbliżał się. Oczami wyobraźni widziała siebie siedzącą na wilgotnych deskach, z nogami opuszczonymi w dół,
a przed sobą widok błękitnego morza.
Po raz kolejny otworzyła torebkę i wyjęła z niej fotografię. Spojrzała na zdjęcie i dotknęła palcem twarzy mężczyzny, potem twarzy małego chłopca o jasnych, kręconych włosach. Na końcu pogłaskała kciukiem twarz dziewczynki z cienkimi blond warkoczami.
– Jak one są podobne do ojca – pomyślała i schowała fotografię
z powrotem do torebki.
Nad głową usłyszała krzyk mewy. Popatrzyła w górę i odprowadziła ptaka wzrokiem tak daleko, aż zniknął z jej pola widzenia. Słońce wolno zaczęło zbliżać się do granicy nieba z morzem, przybierając kolor dojrzałego pomidora.
– Jutro znów będzie upalnie – pomyślała. – „Kiedy słońce krwawo wschodzi, w marynarzu bojaźń rodzi, kiedy czerwień o zachodzie, wie marynarz o pogodzie”– przypomniała sobie słowa, które kiedyś usłyszała od starego rybaka.
Plażowicze powolutku zaczęli opuszczać miejsce całodziennego pobytu. Coraz mniej osób uporczywie korzystało z ostatnich promieni słońca. Z czarnej torebki, którą miała przewieszoną przez ramię, zaczęła dobiegać melodyjka telefonu komórkowego. Spojrzała na numer i zignorowała połączenie. Wcisnęła czerwony przycisk wyłączający telefon i schowała aparat do kieszeni spodni.
Nareszcie molo. Dotarcie do niego plażą, zajęło jej ponad trzy godziny, ale warto było podjąć ten wysiłek. Taki długi spacer był jej potrzebny. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy podjęła decyzję i przygotowała się, tak jak wcześniej to zaplanowała. Idąc po deskach molo, obserwowała ludzi siedzących na ławkach. Nieliczni, którzy jeszcze pozostali, delektowali się ostatnimi promieniami letniego słońca.
Szła, wolno stawiając kroki. Czuła się szczęśliwa. Przed oczami przesunęło się jej całe trzydziestokilkuletnie życie. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień z dzieciństwa, z lat szalonego okresu studenckiego i swojego małżeństwa z Igorem.
Na końcu pomostu było już prawie pusto. Nieliczni, którzy jeszcze tak jak ona przebywali tutaj, to głównie zakochani chcący spędzić romantyczne chwile przy blasku zachodzącego słońca i szumu fal.
Usiadła na skraju mola i spojrzała na rozciągający się przed nią widok. Biała piana kołysząca się na falach i spokojny szum wody, delikatnie pieściły jej zmysły.
– Tu nie wolno siedzieć! – Usłyszała nad sobą ciepły, męski głos.
Odwróciła się i popatrzyła na stojącego za nią mężczyznę.
– Wiem. Przepraszam, ale ja tylko tak na chwilkę – przesłała mężczyźnie, jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. – Tu jest tak cudownie, nie robię przecież nic złego.
– To nie chodzi o to, że pani robi coś złego, ale chodzi o pani bezpieczeństwo! – Mężczyzna odpowiedział, wyraźnie zaniepokojony jej zachowaniem.
– Proszę się nie martwić, posiedzę kilka minut i odejdę – zapewniła nieznajomego pewnym głosem. – Poza tym bardzo dobrze pływam…, gdybym niechcący wpadła do wody.
– No dobrze, ale niech pani na siebie uważa, bo siedzenie na deskach, na takim skraju jest ryzykowne. Ufam pani i żegnam. Życzę miłego wieczoru.
To powiedziawszy mężczyzna ukłonił się jak dżentelmen i odszedł. Patrzyła za nim jak odchodzi wolnym i spokojnym krokiem.
– Jak to miło, że ktoś obcy się o mnie martwi – pomyślała. – Ale nie chcę, aby się o mnie martwili. To moje życie i sama mam zamiar
o nim decydować. Nie mogę pozwolić, aby moi najbliżsi żyli w poczuciu bezradności.
Wyciągnęła z torebki butelkę whisky i upiła duży łyk. Rozejrzała się dookoła i sprawdziła czy ktoś jej nie obserwuje. Zadowolona
z tego, że pozostali na molo spacerowicze są zajęci wyłącznie sobą, upiła kolejny.
– Cudownie patrzeć na tę wolność wody, płynie sobie jak chce
i nie ma żadnych problemów – powiedziała sama do siebie.
Upiła następny łyk i otwierając po raz kolejny torebkę wyjęła małą buteleczkę z tabletkami.
– „Oxazepam” – przeczytała napis na buteleczce. – Pani doktor powiedziała, że mi pomogą – uśmiechnęła się do siebie. – Nie zdawała sobie chyba nawet sprawy z tego, jak bardzo pomogą. Wysypała na rękę wszystkie tabletki, spojrzała na nie i po raz kolejny uśmiechnęła się. Włożyła do ust całą zawartość, jaka znajdowała się na jej dłoni i szybko popiła bursztynowym płynem z butelki.
– Ciekawe, kiedy zacznie działać? – Pomyślała i upiła kolejny łyk.
Siedziała delektując się szumem morza i malowniczym szaro-błękitem nieba. Popatrzyła na zakupioną i opróżnioną już prawie do połowy butelkę i poczuła, że alkohol w towarzystwie leków pomalutku zaczyna działać. W jej głowie myśli uruchomiły taniec, połączenia napoju i tabletek.
Zaczęły się zawroty głowy, ale morze nadal wyglądało zjawiskowo. Nad głową usłyszała krzyk mewy. Zerknęła na ptaka, który chwilę krążył nad nią, a następnie zaczął oddalać się w stronę horyzontu. Na deskach molo, około dwóch metrów od niej usiadła rybitwa
i przyglądała się jej z zaciekawieniem.
– Cześć mała? Chcesz trochę? Podzielę się z tobą, ale ptaszki chyba nie piją whisky? – Powiedziała do ptaka, który patrzył na nią tak jakby chciał jej odpowiedzieć.
Upiła kolejny łyk i krzyknęła:
– Na zdrowie Lauro!
Nieliczni ludzie siedzący na ławkach popatrzyli w jej stronę, ale nikt specjalnie nie zainteresował się samotną kobietą, siedząca na brzegu mola.
ROZDZIAŁ 2
Maurycy, jak każdego wieczoru wypłynął łodzią w morze, aby
w ciszy i spokoju pożeglować spokojnie przy zachodzie słońca. To było jego największą przyjemnością i rozrywką odkąd przeszedł na emeryturę. Choroba jego żony, chwilami doprowadzała go do szaleństwa, ale nie miał w sobie tyle siły, aby oddać ją do zakładu. Kochał ją cały czas tak samo jak sześćdziesiąt lat temu. Ciągle była piękna mimo wieku i mimo choroby, która zawładnęła jej ciałem
i umysłem.
Przepływając wzdłuż plaży, powolutku zaczął zbliżać się w okolice mola. Latarnie romantycznie oświetlały ten kawałek „drewnianego lądu”. O tej porze niewielu już było wczasowiczów, chociaż pogoda sprzyjała spacerom. Podpływając do molo zauważył kobietę siedzącą na krawędzi drewnianego podłoża mola, jednej z wielu atrakcji tej małej, nadbałtyckiej miejscowości. Złapał lornetkę i zaczął obserwować. Kobieta wyglądała na pijaną. Rozmawiała sama ze sobą i co chwilę pociągała łyk z butelki, którą chowała do torebki, starając się ukryć ją przed oczami innych.
– Zwariowana turystka! – Pomyślał ze złością, ale nie potrafił oderwać od niej oczu.
Kobieta, nie zdawała sobie sprawy z tego, że ktoś ją obserwuje. Popijała „ostro” i rozmawiała z rybitwą, która odważnie przystanęła
w jej pobliżu.
Młoda, piękna i najprawdopodobniej z problemem. Przekonana, że alkohol go rozwiąże. Zatrzymał łódź w miejscu, w którym doskonale widział i słyszał nieznajomą. Odłożył lornetkę i zaczął obserwować kobietę z narastającym niepokojem.
Upiła kolejny, chyba ostatni łyk i wrzuciła butelkę do wody, głośno się przy tym śmiejąc.
– Koniec! – Usłyszał dźwięczny, melodyjny głos. – Adios! Żegnaj Lauro. Jutra nie będzie. Pozostaniesz wolna!
Spróbowała wstać, ale zachwiała się. Zakryła twarz dłońmi i zaczęła głośno szlochać
– Wybaczcie mi – powiedziała. – Nie mogę wam tego zrobić, musicie żyć radosne, a nie w bezsilności i rozpaczy. Kocham was. – Wyjęła z torebki kawałek papieru, przytuliła do twarzy i schowała pod bluzką w okolicy serca.
Po tych słowach wstała i chwiejąc się wskoczyła do wody.
* * *
Powieki były ciężkie jak z ołowiu. Kiedy próbowała otworzyć oczy, wszystko wokół wirowało, a głowa była jak „zaminowana”. Każdy ruch mógł spowodować jej wybuch. Oddychanie sprawiało wielki ból, jak gdyby na klatce piersiowej ktoś położył ogromny kamień. Przełykając ślinę czuła coś w rodzaju, przyczepionych do jej gardła tysięcy rozżarzonych węgli. Leżała starając się nie otwierać oczu. Ciszę, jaka ją otaczała od jakiegoś czasu przerywał wesoły świergot wróbla.
– To niemożliwe – pomyślała. – W piekle nie ma ptaków, a na niebo sobie nie zasłużyłam.
Usłyszała odgłos otwieranych drzwi, za którym „wszedł” przyjemny zapach smażonego boczku i jajek. Poczuła mdłości. Bojąc się otworzyć oczu pomyślała, że to tyko złudzenie. Ktoś postawił coś obok niej, a zapach, jaki docierał do jej zmysłów zaczynał się niebezpiecznie zbliżać. Doświadczyła dziwnego ucisku w żołądku. Z środka brzucha coś gwałtownie chciało wydostać się na zewnątrz. Otworzyła oczy i spojrzała w stronę, z której dochodził zapach. Na stoliku obok łóżka stała taca, a na niej znajdowały się kubek z parującym kakao oraz talerz z jajecznicą i dwoma pachnącymi bułkami.
Popatrzyła w stronę, dochodzącego do niej światła i zobaczyła nad sobą opaloną twarz starszego mężczyzny.
– Obudziłaś się wreszcie – powiedział uśmiechając się do niej. – Przyniosłem ci śniadanie. Mam nadzieję, że dziś jesteś głodna. Smacznego. Wrócę za jakiś czas i zabiorę naczynia.
Mężczyzna pogłaskał ją po dłoni i wyszedł z pomieszczenia
– Jezu, gdzie ja jestem!? Przecież nie mogłam trafić do nieba za to, co zrobiłam, bo zrobiłam coś złego – pomyślała.
Rozejrzała się dookoła. Przez okno wpadały wesołe promienie słońca. Leżała w łóżku, w czystej pachnącej pościeli. Ściany pokoju były w kolorze pistacji, a na drewnianej podłodze leżał beżowo-brązowy dywan. W jednym rogu znajdowała się trzydrzwiowa, stara szafa na ubrania a w drugim, toaletka z dużym lustrem. Na stoliku przy łóżku stał wazon z świeżymi daliami i talerz z pachnącą jajecznicą, kubek z parującym napojem i szklanka soku pomarańczowego, oraz butelka wody mineralnej. Na dużym wiklinowym fotelu, stojącym pod oknem leżały jakieś ubrania. Przyjrzała się im i od razu stwierdziła, że nie należą do niej. Spojrzała na siebie i dopiero teraz zauważyła, że na sobie ma zielony męski podkoszulek, pod którym nie było nic, żadnej bielizny. Zamiast majtek miała założony pampers jak u małego dziecka Odruchowo pociągnęła materiał zakrywając intymne części swojego ciała i ciaśniej owinęła się lekką kołdrą, którą była przykryta.
Usiadła na łóżku i zabrała się do jedzenia. Smakowało, chociaż żołądek próbował stawiać opór i chciał zaraz wszystko oddać z powrotem. W głowie cały czas czuła wielkie kołatanie, ale narastający głód zwyciężył nad bólem głowy.
– Co jest? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Kim jest ten facet? – Próbowała odtworzyć w pamięci ostatnie chwile. – Byłam na molo, piłam whisky, bo chciałam… O nie! To nie może być prawdą! On nie mógł tego zrobić, ja przecież miałam wszystko zaplanowane do ostatniej sekundy – zakryła dłońmi twarz i rozpłakała się. – To nieprawda, to tylko moja wyobraźnia, ja nie chcę… Jutra nie ma!
Uszczypnęła się w nogę. Zabolało jak diabli. Wstała z łóżka
i chwiejnym krokiem podeszła do lustra. Kobieta, która patrzyła na nią z drugiej strony wyglądała jak zombie. Szara na twarzy, a luźno opadające na ramiona włosy przypominały zmoczone siano. Pod lewym okiem na policzku, widniał duży fioletowy siniak, a ciemne plamy pod oczami tylko dodawały upiorności. Wróciła do łóżka, schowała głowę pod kołdrę i rozpłakała się.
Drzwi pomieszczenia otworzyły się i usłyszała głos mężczyzny, który przyniósł jej tacę z napojami i jedzeniem.
– Zjadłaś. To cudownie! – Mężczyzna odchylił kołdrę i popatrzył na nią z uśmiechem. – Cokolwiek cię dręczy obiecuję, że ci pomogę.
Usiadł na brzegu łóżka i pogłaskał jej mokry policzek.
– Masz problem, a ja mam nadzieję, że pozwolisz sobie pomóc. – Spojrzał w jej zdziwione, zielone oczy. – Może jestem stary, ale nie mogłem patrzeć na to jak skaczesz do wody. Nie mogłem pozwolić ci… domyślam się, co chciałaś zrobić… – mężczyzna ściszył głos do szeptu. – Wiem też, że dobrze zrobiłem ratując cię. Mam nadzieję, że opowiesz mi kiedyś o tym, co ci leży na sercu.
Dotknął jej drżącej dłoni i wyszedł.
– Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?! – Krzyczała w myślach.
Położyła się w pozycji embrionalnej i zaczęła głośno szlochać. Płacz zmęczył ją tak bardzo, że zasnęła. Kiedy ponownie obudziła się pokój zalewała ciemność tylko przez okno wdzierał się delikatny blask księżyca. Firanka lekko falowała, co świadczyło o tym, że okno jest uchylone.
Usiadła na łóżku i głęboko wciągnęła świeże, nocne powietrze zmieszane z zapachem lipy i lawendy. Pomyślała o mężu i dzieciach, których zostawiła uciekając na drugi koniec Polski. Za kilka dni wrócą z wakacji i znajdą na stoliku w kuchni list, który napisała, aby uchronić ich przed cierpieniem, przed bezradnością, przed rozpaczą. Dobrze wiedziała, że Igor nie uwierzy w to, co napisała. Będzie jej szukał, ale pisząc ten list łudziła się, że nigdy jej nie odnajdzie. Wszystkie swoje dokumenty schowała w bankowej skrytce, aby nie można było zidentyfikować ciała. Jedyne, co miała przy sobie to nowy telefon komórkowy, ale ten po zetknięciu z wodą nie powinien dawać szansy na identyfikację człowieka. Miała także zdjęcie, które pod wpływem wody, nie powinno być czytelne.
Wstała i podeszła do okna. Otworzyła je na całą szerokość i usiadła na parapecie z myślą opuszczenia pokoju. Poczuła się jednak zbyt słaba i postanowiła poczekać, aż dojdzie do siebie i nabierze sił.
Wróciła do łóżka i wsunęła się pod kołdrę. Przytuliła twarz do poduszki i zamknęła oczy. Zasnęła.