literatura polska
BIBLIA DIABŁA – Leszek Herman
Leszek Herman jest mieszkańcem Szczecina. Z wykształcenia jest architektem, projektantem i współwłaścicielem szczecińskiej Pracowni Projektowej Konserwacji Zabytków. W latach 1993–1995 był autorem cyklu artykułów dla „Gazety Wyborczej” o niezwykłych budynkach i miejscach w Szczecinie i na Pomorzu, ilustrowanych własnymi odręcznymi rysunkami. Od 2005 roku razem z bratem prowadzi autorską pracownię projektową. Prywatnie jest miłośnikiem tajemnic historycznych i architektonicznych, historii sztuki, dobrej książki, roweru, jazdy konnej i spotkań przy piwie z przyjaciółmi. Do tej pory ukazały się dwie jego powieści: „Sedinum” (Muza, 2015) oraz „Latarnia umarłych” (Muza, 2016).
Wydawnictwo MUZA SA
Premiera książki 18.04.2018
stron 572
Biblia Diabła to kryminał, w którym w dziennikarskie śledztwo bardzo sprytnie zostały wplecione wątki historyczno-archeologiczne.
Paulina Weber jest dziennikarką, która otrzymuje polecenie napisania cyklu artykułów o pomorskich procesach kobiet oskarżonych o czary. Zlecenie nie od razu jej się podoba, lecz w miarę zdobywania informacji na temat, zaczyna się coraz bardziej wgłębiać w praktyki o wymyślnych technikach tortur, jakie stosowane były wobec kobiet oskarżonych o czary.
Pewnego dnia u brzegu Wyspy Robiena zostaje znalezione pozbawione głowy ciało topielca. Sprawą zajmuje się lokalna policja. Zainteresowana tym dziennikarka, postanawia przeprowadzić własne dziennikarskie śledztwo i wciąga w nie swoich przyjaciół – architekta Igora i Johanna, brytyjskiego spadkobiercę starego pomorskiego rodu.
Za sprawą zlecenia renowacji starego myśliwskiego dworu Igor wpada na trop zaginionego skarbu z katedry w Kamieniu Pomorskim. Ku utrapieniu architekta tym tropem podąża również jego klient, którym jest bogaty szczeciński przedsiębiorca.
Czy coś wspólnego mają ze sobą te trzy historie? Dlaczego zabytki Pomorza przyciągają rzesze poszukiwaczy skarbów, w tym tajemniczą angielską firmę poszukiwawczą Sedinum Exploration?
(…) Jaki mogą mieć związek morderstwa inspirowane procesami czarownic z czasów wojny trzydziestoletniej ze skarbem z katedry kamieńskiej? (…) Jaki mogą mieć związek nazistowskie tajemnice z czarownicami z czasów wojny… (…) Cytat z książki.
„Biblia Diabła” jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością tego autora, ale z pewnością nie ostatnim. Książka rozbudziła we mnie nie tyle ciekawość literacką, co również historyczną. Po przeczytaniu tej powieści spędziłam długie godziny w Internecie, poszukując tematów z ciekawostkami i faktami związanymi z fabułą. A to świadczy tylko o tym, że autor skutecznie zainteresował mnie czytelniczkę, przedstawionymi w tej lekturze wątkami.
I chociaż początkowo nie potrafiłam odnaleźć się w licznych wątkach, i nie do końca wiedziałam czy połączą się one w całość w tej fabule, to z każdym kolejnym rozdziałem czułam, że powieść wciąga mnie jak magnes.
W każdym rozdziale, przeplatane ze sobą są różne wątki, dotyczące zarówno osób jak i zdarzeń. W tę zaskakującą dziennikarskim śledztwem współczesność, autor sprytnie wplótł ciekawostki historyczne i archeologiczne, co sprawiło, że książka przyciągnęła mnie nie tylko z punktu widzenia kryminału. Moim zdaniem zaskoczy ona niejednego czytelnika niezwykłymi opisami miejsc, w których nakreślona została akcja książki. Szczecin i jego okolice to z pewnością jedne z piękniejszych miejsc Polski i chociażby z powodu ich wartości historycznej warto tam zajrzeć.
Autor z swojej książce, bardzo sprytnie serwuje czytelnikowi różne ciekawostki i tajemnice z przeszłości. Odsłania tajemnice skarbca katedry w Kamieniu Pomorskim, otwiera wiedzę dotyczącą historii procesów o czary, a także zabiera czytelnika na krótką wycieczkę w lata drugiej wojny światowej.
Z całą pewnością, nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, chociaż może temu stwierdzeniu przeczyć płynność z jaką ją czytałam. Moim zdaniem jednak, jest to kryminał, który nie tylko trzyma w napięciu, ale przede wszystkim rozbudza ciekawość dotyczącą innych dziedzin.
Ciekawie skomponowane osobowości głównych bohaterów powodują, że nawet bohaterzy drugoplanowi potrafią zainteresować.
Mimo wielowątkowości, powieść nie nudzi a wręcz przyciąga jak magnes. Wprawdzie miałam okazję zapoznać się dopiero z jedną książką tego autora, to z całą pewnością mogę powiedzieć, że jest on mistrzem w łączeniu fikcji literackiej z historią.
Momentami dość drastyczne opisy powodowały, że czułam jak dostaję gęsiej skórki. Ale to tylko utwierdzało mnie w tym, jak bardzo angażuję się w fabułę książki. Odrobina humoru wpleciona w dialogi czy sytuacje, dodała nie tyle realności, co pozwoliła na chwilę odetchnąć od napięcia spowodowanego sensacyjnym aspektem powieści.
Zaskoczyło mnie natomiast samo zakończenie książki, które … pozostało otwarte. Nie wiem co autor chciał przez to osiągnąć, ale lubię jak książka ma swój początek i koniec. Domyślanie się, co nastąpi potem, nie należy do moich mocnych stron, a tutaj… No cóż, chyba muszę sobie dopowiedzieć.
Polecam tę powieść szczególnie miłośnikom sensacji i kryminału, ale również czytelnikom preferującym historię i przygody. Gwarantuję ciekawie spędzony czas, który być może tak jak u mnie, zaowocuje chęcią poznania niektórych faktów historycznych czy legend dotyczących nie tylko Pomorza. Od tej książki trudno jest się oderwać, a kiedy już przewróci się ostatnią stronę, to pozostaje jakiś niedosyt.
Czy udało się bohaterom powieści znaleźć Biblię Diabła? Dlaczego w odnalezionym przez historyków manuskrypcie brakowało ośmiu stron?
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej książki, która wciągnęła mnie na tyle mocno, że postanowiłam zakupić wcześniejsze powieści tego autora.
GPS SZCZĘŚCIA czyli JAK WYDOSTAĆ SIĘ Z CZARNEJ D. – Magdalena Witkiewicz, Marzena Grochowska
Magdaleny Witkiewicz nie muszę chyba przedstawiać czytelnikom mojego bloga, ponieważ gościła ona tutaj wiele razy. Marzena Grochowska jest trenerem biznesu, z wykształcenia, pasji i zamiłowania. Wiceprezeska Polskiego Stowarzyszenia Kobiet Biznesu, autorka wielu projektów rozwojowych dedykowanych dla kobiet: Szminki, Płoty, Papiloty, Akademia Menadżerki, Akademia Mentorki; Nelumbo -program wsparcia w chorobie.
Wydawnictwo Od deski do deski
PREMIERA KSIĄŻKI 18 KWIETNIA 2018
stron 245
GPS Szczęścia, czyli jak wydostać się z czarnej D. to poradnik psychologiczny, książka dość nietypowa, ponieważ humorystyczne opowieści o mieszkańcach pewnej miejscowości przeplatane są radami psychologa/coacha.
Wincentyna Zwyczajna-Takajakty, redaktorka miesięcznika „Kobieta na Rozstajach” dostała się całkiem przypadkiem do pewnej miejscowości, która nazywała się Czarna Dupa. Ostatnio dość często słysząc od swojego szefa, że czeka od niej na materiał na miarę jedynki „New York Timesa”, trafiając do Czarnej D. Wincentyna pomyślała, że właśnie ta miejscowość przyniesie jej temat na wyczekiwany artykuł. Co takiego było w tym miejscu, że Wincentyna postanowiła o nim napisać? Otóż nie widać tu było niczego, co wskazywałoby na radość. Wszystko było szare, bure i ponure, ludzie chodzili smutni, zmęczeni, sfrustrowani. Nikt nie był tu szczęśliwy. Dlaczego? Odpowiedź jest oczywiście zawarta w książce.
Ta książka to lektura, którą moim zdaniem powinien przeczytać każdy, komu wydaje się, że jego życie częściej niż powinno, znajduje się w Czarnej D.
(…) Czarna D. to metafora tych najgorszych chwil w życiu, które są wpisane w nasz życiowy scenariusz. To te dni, kiedy uważamy że świat się skończył i słońce już nigdy nie zaświeci.(…)
Ale… muszę napisać od początku. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia otrzymałam kartkę, na odwrocie której znajdował się tajemniczy napis. Nie wiedziałam, od kogo jest ta przesyłka, ponieważ na kopercie nie było nadawcy, ale po odczytaniu napisu, zaczęłam się zastanawiać nad działaniem sił nadprzyrodzonych, które najwidoczniej wiedziały o tym, że od jakiegoś czasu rządzą mną pewne negatywne myśli.
Po jakimś czasie nadeszła kolejna przesyłka, tym razem większa. Pomyślałam: na Gwiazdkę za wcześnie, urodzin teraz nie mam, Zajączek był już dosyć dawno, więc CO TO?
Po odpakowaniu okazało się, że otrzymałam książkę, która… stała się moim przewodnikiem życia.
Któż z nas nie miał w życiu dni, kiedy wydawało mu się, że nagle świat się zawalił, albo, że jego świat ulega degradacji? Myślę, że wielu jest takich ludzi, ale czy każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę Czarna D. to tylko stan naszego umysłu? Jak często sami siebie popychamy w dół, nie starając się nawet odrobinę na zaparcie się w sobie i powiedzenie DOŚĆ. W każdym z nas tkwi taki trochę malkontent, któremu wydaje się czasami, że nie da rady. Bycie optymistą nie zawsze bywa łatwe, zwłaszcza kiedy otaczamy się ludźmi, w których przeświadczeniu wszystko jest złe, ponure, trudne do zaakceptowania.
Z natury jestem optymistką, przynajmniej tak widzi mnie większość moich znajomych. Staram się postrzegać kolory życia, chociaż czasami moje problemy rosną jak ciemne chmury burzowe. Duszę to jednak w sobie, i staram się nie pokazywać tego na zewnątrz. Do niedawna największą moją chmurą burzową był brak asertywności, który wciągał mnie w głąb tej Czarnej D. bo… nie miałam odwagi mu się sprzeciwić. Problemy innych ludzi były dla mnie ważniejsze niż moje samopoczucie i poświęcając się innym, nie potrafiłam znaleźć właściwej drogi do własnego szczęścia, tracąc własny zasięg kierowałam się zawsze w stronę innych.
(…) Bo ze szczęściem jest jak z zasięgiem. Czasem hula pełną parą, czasem je gubimy i wtedy jesteśmy bardzo nerwowi, czasem myślimy, że je mamy, a jednak je tracimy. Często to szczęście jest niezależne od nas – zdarza się tyle usterek, awarii, katastrof. (…)
Na przykładach życia wielu ludzi mieszkających w tytułowej Czarnej D., przykładach, które często mogą dotyczyć nas samych, autorki przedstawiły, jak wiele zależy od nas samych, od naszego podejścia do problemu, jaki nas zżera od środka. Często mówi się, że pozytywne myśli przyciągają pozytywne zdarzenia, a negatywne myśli problemy. To prawda. Przekonałam się o tym nie jeden raz, ale tak naprawdę, to dopiero ta książka uświadomiła mi jak bardzo jestem zagubiona w tych własnych myślach, jakim jestem tchórzem, który boi się siebie i swoich reakcji, decyzji, kroków.
Dzięki tym niby humorystycznym opowiastkom zrozumiałam, jak często myślałam i zachowywałam się podobnie jak mieszkańcy Czarnej D. A dzięki radom uzmysłowiłam sobie ile mogę zdziałać, nie krzywdząc innych a uszczęśliwiając siebie.
Myślę, że każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu takiego uderzenia, które przywróci mu zdolność myślenia o sobie i za siebie. Zawsze uważałam, że dbanie o własne szczęście to egoizm, a przecież człowiek szczęśliwy uszczęśliwia innych. Nie trzeba patrzeć na kogoś z dystansem, bo jemu powodzi się lepiej, bo ma szczęśliwszą rodziną, bo jest bogatszy czy zdrowszy. Czy nie lepiej nauczyć się doceniać to, co się ma i pielęgnować to?
Jak już wspomniałam na początku, książka jest lekturą nietypową, ponieważ krótkie historyjki przeplatane są radami coacha, ale to nie wszystko. Co kilka kartek pojawia się w książce, strona MIEJSCE NA NOTATKI i przyznam się, że kilka takich „miejsc” zapisałam. Po przeczytaniu pewnych fragmentów dotyczących zarówno historyjki z „życia wziętej”, i porady coacha natychmiast zaczęłam dostrzegać siebie w pewnych sytuacjach życiowych i… musiałam to zapisać, oczywiście z puentą, jaka nasunęła mi się w sprawie zmiany.
Książka jest jeszcze nietypowa dzięki rysunkom Joanny Zagner-Kołat, które nie tylko utrzymane są w bardzo pogodnym stylu, co po prostu rozbawiające na równi z tekstem. Chociaż muszę przyznać, że w rozdziałach COACHA to tak właściwie nie ma nic zabawnego, ale za to jest spora dawka uświadamiających porad.
Pani Magdaleno, Pani Marzeno dziękuję za tę książkę. Postanowiłam zakupić kilka egzemplarzy dla moich przyjaciół, którym czasami wydaje się, że ich GPS zbyt często kieruje ich do Czarnej D. Jeśli chodzi o mnie, to z pewnością będę wracała do tej książki nieraz. Kto wie, może zacznę ją nosić w swoim plecaczku, aby w każdej chwili, kiedy mój GPS pokieruje mnie w złą stronę, zajrzeć i zawrócić, odnajdując ten właściwy kierunek.
Bardzo dziękuję wydawnictwu Od deski do deski za tę książkę, która otworzyła mi oczy na wiele spraw, i pozwoliła zrozumieć, jak powinnam ustawić swój GPS i skierować drogę na własne szczęście.
FARMA LALEK – Wojciech Chmielarz
Wojciech Chmielarz urodził się w 1984 roku. Jest dziennikarzem oraz pisarzem młodego pokolenia, między innymi autorem książek z cyklu Jakub Mortka. Swoje teksty publikował dla „Pulsu Biznesu”, „Polityki” czy „Nowej Fantastyki”. W latach 2013 oraz 2014 był nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru, w 2015 został jej laureatem za powieść Przejęcie.
Wydawnictwo Czarne rok 2013
stron 373
Farma lalek to współczesny kryminał policyjny, z cyklu o komisarzu Jakubie Mordce, którego fabuła umiejscowiona została w niewielkim miasteczku gdzieś w Karkonoszach.
Warszawski komisarz Jakub Mordka przebywający tymczasowo w Krotowicach zostaje zaangażowany w śledztwo, które początkowo dotyczy zaginięcia małej dziewczynki, ale z czasem przeobraża się w… bardzo poważny wątek kryminalny. Odkrywając coraz to nowe poszlaki kierujące go w stronę brutalnych masowych zabójstw kobiet, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że właśnie otworzył puszkę Pandory. Czy uda mu się rozwikłać zagadkę znalezionych w starej kopalni kilku ciał młodych kobiet? Czy zaginięcie dziewczynki miało coś wspólnego z makabrycznym odkryciem, jakiego dokonał Mortka? Czy komisarz zaufał temu, komu powinien? Ja oczywiście tego nie zdradzę. Dowie się ten, kto zdecyduje się sięgnąć po tę książkę.
Przyznam szczerze, że zaintrygowała mnie okładka. Mroczna i tajemnicza jednocześnie, pozwoliła mi przypuszczać, że taką również znajdę za nią fabułę. I nie pomyliłam się. Ta powieść, to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, i zrobię wszystko, aby nie było ostatnim. Coraz bardziej przekonuję się naszych rodzimych pisarzy literatury kryminalnej, którym niczego nie brakuje w obliczu tych amerykańskich czy skandynawskich. Cieszę się, że wśród naszych „kryminalistów” jest w czym wybierać. BRAWO!
Ale wracając do książki, mimo bardzo ponurej i mrocznej fabuły, lektura bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie dość, że pomysł na wątek kryminalny okazał się nietuzinkowy, to w połączeniu z ciekawymi postaciami, i wciągającymi dialogami to według mnie po prostu majstersztyk. To książka z tych, od których nie można się oderwać, bo na każdej kolejnej stronie czeka na czytelnika kolejna dawka emocji i kolejna intryga.
Główny bohater, komisarz Jakub Mortka jest przeciętnym człowiekiem z problemami ciągnącymi się przez jego życie, z potrzebami jakie ma każdy normalny facet, chociaż czasami zbyt dosadnie dążącym do realizacji tych potrzeb, ale z błyskotliwym umysłem policjanta, którego mocną stroną są nie tylko dedukcja ale i wszelkiego rodzaju skojarzenia. Szczerze przyznam, że chociaż autor jest pisarzem bardzo szczegółowym, i potrafi posługując się najdrobniejszymi detalami, opisać kogoś lub coś, nie potrafiłam sobie wyobrazić Mortki wizualnie. Może dlatego, że było to moje pierwsze spotkanie z tym komisarzem i bardziej skupiłam się na samej fabule niż na osobach.
W tej powieści wszystko dzieje się szybko, nie zdążyłam przeanalizować jednego zdarzenia a już występowało kolejne. Mam nadzieję, że prowadzone śledztwa policyjne w realu są podobne, chociaż mam również nadzieję, że nasi przedstawiciele prawa nie są tak dosadnie wplątywani w afery kryminalne, jak bohaterowie książki.
Wartka akcja w połączeniu z ciekawą narracją to nie jedyne plusy tej powieści. Napięcie budowane od samego początku, rośnie dość szybko, aż w pewnym momencie, kiedy czytelnik uzna, że już nic go nie zaskoczy, powstaje BUM i jeszcze bardziej adrenalina wzrasta.
Autor w ciekawy sposób poruszył stosunki społeczne panujące w małym miasteczku, w którym znajduje się dzielnica zamieszkana przez Romów. Między innymi, przy okazji można dowiedzieć się sporo o zwyczajach romskich, ich kulturze i postrzeganiu świata „białych”. Ten wątek z pewnością zainteresuje niejednego czytelnika, chociażby dlatego, że w coraz większej liczbie miast i miasteczek można spotkać takie właśnie dzielnice cygańskie.
W swojej powieści autor udowadnia, że posiada zmysł tak zwanego rasowego autora kryminałów. Może słowa „rasowego” użyłam dość niezrozumiale, ale mam na myśli to, że wymyślając wątek kryminalny, aby był on wiarygodny i w miarę rzeczywisty, autor powinien skupić się na różnych innych wątkach, które stają się z tym głównym powiązane. Wojciechowi Chmielarzowi się to udało. Wprowadził bowiem w słownictwo sporo mowy potocznej, w sposób ciekawy ukazał ciemne strony współczesnego świata zarówno dotyczącego zwykłych obywateli jak i przedstawicieli prawa, a dodatkowo zaintrygował wpleceniem w fabułę niezliczonej liczby zagadek. Czy można czegoś więcej oczekiwać od dobrego kryminału?
Polecam tę powieść nie tylko czytelnikom preferującym książki sensacyjne i kryminały. Myślę, że zadowoli ona również czytelników powieści psychologicznych. Po przeczytaniu tej książki, jestem już więcej niż pewna, że kiedyś wrócę do Wojciecha Chmielarza i przeczytam inne jego powieści.
W takim starym, opuszczonym domu, czy magazynie, mogą dziać się dramaty, których mieszkańcy miejscowości nawet nie potrafią sobie wyobrazić.
O ZMIERZCHU – Ewa Ostrowska
Ewa Maria Ostrowska żyła w latach 1938 – 2012. Była nie tylko pisarką, ale również dziennikarką. Studiowała socjologię na Uniwersytecie Łódzkim i pisywała w łódzkiej prasie. Jest znana nie tylko pod własnym nazwiskiem, ale również pod pseudonimami Brunon Zbyszewski i Nancy Lane. Autorka pisała przede wszystkim powieści obyczajowe; interesował ją krąg spraw rodzinnych. Wydawała również książki dla dzieci i młodzieży, thrillery, kryminał i zbiór opowiadań. Za książkę „Co słychać za tymi drzwiami” w roku 1983 otrzymała nagrodę IBBY . Otrzymała również Nagrodę Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i młodzieży. Książki wydawała jako Ewa Ostrowska. Jej książki przetłumaczone zostały na języki: czeski, słowacki, węgierski i rosyjski.
Wydawnictwo Oficynka rok 2017
stron 321
O zmierzchu to dramat psychologiczny.
Małgosia cierpi na depresję. W latach młodości miała dwie bardzo serdeczne przyjaciółki, które odeszły z jej życia szybciej niż ktokolwiek tego oczekiwał. Śmierci przyjaciółek, nadopiekuńcza matka i trudna miłość do mężczyzny, który nie był jej wart, oraz skomplikowana polityka sprawiły, że kobieta nie potrafiła odnaleźć się. Kiedy w pewnym momencie jej życia, wychodzi na jaw brutalna prawda o ojcu, którego bardzo kochała i uważała za bohatera wojennego, a stosunki z matką stają się uciążliwe dla męża, którego mama Małgosi nie toleruje, kobieta powoli wpada w szpony choroby. Dłuższy czas nie potrafi sobie poradzić sama ze sobą. W typowy dla depresji sposób przestaje funkcjonować. Po śmierci matki jej życie pozostaje marną wegetacją z głową pod kołdrą, w tonach brudu i szaleństwa, w którym jedyną pociechą są rozmowy z matką. A właściwie to głosy matki brzmiące w chorej głowie kobiety.
Przyznam szczerze, że długo nie mogłam zdecydować się na to, jak opisać tę książkę. Moje wrażenia są tak sprzeczne, że do końca nie mogę stwierdzić czy książka mi się podobała czy nie.
Z cała pewnością jednak uważam, że jest to książka dość trudna w odbiorze, i z pewnością młody czytelnik/czytelniczka może się pogubić w tej lekturze. Temat depresji jest tematem dość powszechnym, chociaż niewiele osób ma odwagę o tym pisać. W przypadku tej książki, autorka przedstawiła tę chorobę zarówno w odniesieniu do bardzo młodej osoby jak i później, do osoby w dość już zaawansowanym wieku. Opisała typowe zachowania depresyjne w połączeniu z pewnego rodzaju omamami charakterystycznymi dla chorych na schizofrenię. Według mnie ta bohaterka tak w stu procentach nie była chora tylko na depresję. Niby jest to choroba XXI wieku, a jednak dotyka ludzi już od zawsze.
Dość specyficzny sposób pisania jakim autorka nakreśliła fabułę, jest momentami śmieszny lecz im dłużej się czyta, tym bardziej staje się irytujący. Ciągle wplatane w dialogach „hi, hi, hi” być może miało dodać szczyptę humoru, ale jeśli chodzi o mnie, to odniosło zupełnie odwrotny skutek.
(…) – Skarbie, bądź poważna! – Ależ jestem, jestem jak nieboszczyk w grobie hi, hi, hi! – Skarbie, dlaczego zmieniłyście mieszkanie? – Ojej, ale poważny głos. Połaskotać pod pachami, hi, hi, hi? – Skarbie, najpierw odpowiedź, potem łaskotki. Wiesz, czym one się skończą. – Hi, hi, hi wiem! (…)
To tylko jeden z dialogów, dotyczący poważnej rozmowy dwojga dorosłych ludzi.
Ten specyficzny sposób pisania, dotyczył również nazbyt często wplatanych w tekst, irytujących mnie określeń: „mamula-spryciula”, „Małgosica-złośnica”, „mamica-wazelnica”. Czy dorośli ludzie, wykształceni, kulturalni używają takich określeń?
Narracja książki tak się zmieniała, że momentami nie nadążałam za zrozumieniem tekstu. A wiadomo, że czytanie bez zrozumienia nie ma sensu. Narracja raz była w pierwszej osobie, a za chwilę w osobie trzeciej. Moim zdaniem trochę to ze sobą kolidowało.
Myślę jednak, że autorka miała dobry pomysł na książkę. W ciekawy, dość niekonwencjonalny sposób opisała pierwszą młodzieńczą miłość i pierwsze zauroczenie seksem. Chociaż główna bohaterka, jest niezbyt pozytywnie odebraną przeze mnie postacią. Wychowana przez nadopiekuńczą matkę męczennicę, która dorosłą córkę traktowała jak małą dziewczynkę, a w zasadzie jak lalkę z porcelany, samej katując się i lekceważąc własne zdrowie (praca na dwa etaty, długie stania w kolejkach – w czasach, kiedy w sklepach nie było nic, i wszystko trzeba było „wystać” w kilkugodzinnych kolejkach). Matka, która córce nie pozwalała nic robić i tą swoją nadopiekuńczością zrobiła z niej poniekąd ofiarę życiową.
Dla wielu młodych czytelników, fabuła książki może wydać się niezrozumiałą. Trudna polityka lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, fascynacja Stalinem, czy Pawką Morozowem, a także uzależnienia od przynależności do partii, to dla wielu młodych ludzi coś, o czym najpierw długo się nie mówiło, a potem… no cóż, potem życie było zupełnie inne.
Ta książka jest jednak przejmującą historią kobiety uwikłanej w miłość, zdrady, kłamstwa. To pięknie ukazana przyjaźń trzech dziewczynek, dorastających razem i chociaż każda z nich osobowościowo była inna, to miały wspólny cel – dbanie o siebie nawzajem i dbanie o najbliższych. Każda z tych trzech dziewcząt, a później kobiet, na swój sposób próbowała walczyć z depresją, komuś się udało, komuś innemu nie. To historia trudna, ale i prawdziwa, która może spotkać każdego. To tak jakby wołanie o pomoc potrzebną komuś, kto ma trudności z akceptacją bezradności życia.
Okładka, moim zdaniem dość ciekawa i znajomość książek wydawnictwa Oficynka może trochę zmylić, tak jak mnie zmyliło, bowiem wydawnictwo to, do tej pory kojarzyłam z dobrymi kryminałami. Ale myślę, że takie książki też są potrzebne na rynku. Książki, które zmuszają czytelnika do refleksji.
Nie polecam tej książki młodym czytelniczkom, bo myślę, że jest ona zbyt trudna dla młodego pokolenia. Myślę jednak, że gdyby ktoś chciał się dowiedzieć więcej na temat objawów choroby, jaką jest depresja, to jest to książka dla niego. Można znaleźć w tej książce różne wątki, bo autorka poruszyła ich sporo. Jest wątek miłosny, wątek polityczny, wątek psychologiczny, nie jednak ulega wątpliwości, że należy się przygotować do trudnego odbioru fabuły. Nie każdy potrafi czytać ze zrozumieniem, a przy tej książce ta umiejętność jest bardzo przydatna.
Dziękuję Wydawnictwu OFICYNKA, które było jednym ze sponsorów na naszym piątym spotkaniu w Sopocie A może nad morze? Z książką za możliwość przeczytania tej książki.
GDAŃSKIE TARGI KSIĄŻKI 2018
Zabierałam się za ten wpis i zabierałam, a czas jakby robił mi na złość. Ale… w końcu się udało.
Targi Książki odbyły się w Gdańsku pierwszy raz, mam jednak nadzieję, że nie ostatni. Nie jeżdżę na targi go Warszawy, Krakowa czy Poznania, bo mi trochę za daleko, ale „u siebie” to już zupełnie coś innego.
Jak każda tego typu impreza były plusy i minusy; myślę jednak ,że kto zdecydował się wziąć udział to nie żałuje. Jeśli chodzi o mnie to poświęciłam na tę imprezę prawie całą sobotę i część niedzieli, tak właściwie to w sobotę byłam w Filharmonii Bałtyckiej na wyspie Ołowiance, gdzie odbywała się główna część targów, a w niedzielę tylko w Bibliotece Pod Żółwiem, na spotkaniu z jedną z moich ulubionych pisarek Kasią Puzyńską.
Oczywiście, jak to na Targach Książki bywa, było sporo stoisk z książkami i co mnie bardzo zaskoczyło, to że swoje książki prezentowały wydawnictwa do tej pory dla mnie obce, chociaż książki kusiły ze wszystkich stron bez względu na to czy wydawnictwo znane czy nie. Było również kilka wydawnictw dziecięcych co z pewnością bardzo ucieszyło czytelników młodszego pokolenia i oczywiście ich rodziców, no dobrze babcie też. Nie mogłam się oprzeć i musiałam zakupić książki dla mojej wnusi, bo… nie tylko były w bardzo atrakcyjnych cenach, ale i pięknie wydane. Chyba muszę się bliżej zapoznać z Wydawnictwem Jedność.
Na wielu stoiskach niestety ceny książek nie były zbyt przychylne dla mojego budżetu przeznaczonego na Targi, ale i tak wróciłam z siatką ciekawych lektur, ponieważ korzystając z okazji porozmawiania z autorem, który podpisywał swoje książki przy danym stoisku, coś nabyłam. Cieszę się, że przy okazji mogłam spotkać wielu moich ulubionych autorów (Agata Przybyłek, Janusz Leon Wiśniewski, Kasia Bonda, Kasia Puzyńska) oraz poznać tych, których książek jeszcze nie miałam okazji przeczytać (Maciej Siembieda).
Były jednak stoiska, gdzie można było zakupić książkę za 15 zł, 10 zł a nawet za 5 zł, i to książki całkiem ciekawe, pięknie wydane, nie jakieś byle co. Kto mnie zna, to wie, że okazji nie przepuszczam. I tu znowu muszę się przyznać do tego, że dzięki buszowaniu wśród różnych stanowisk poznałam nowe, bardzo ciekawe wydawnictwa.
Czas upływał ciekawie nie tylko na wędrówkach od stoiska do stoiska, ale na spotkaniach towarzyskich i spotkaniach autorskich. Dzieci miały również gratkę spędzając czas na warsztatach specjalnie dla nich zorganizowanych. Dzięki targom, miałam okazję spotkać kilka koleżanek z naszej sopockiej grupy A może nad morze? Z książką. Przy kawie, herbacie i ciasteczkach miło spędziłyśmy czas z Aleksandrą (blog Aleksandra czyta), Dorotką (blog Przeczytanki), czy Agnieszką (blog Kanapowy Lew), na blogach których również możecie przeczytać ciekawe relacje z targów. Przy okazji porozmawiałyśmy sobie o zbliżającym się spotkaniu w lipcu, którego nie wyobrażam sobie, żeby nie było.
Niestety, chociaż spotkań autorskich było kilka i to bardzo ciekawych, mnie udało się dotrzeć tylko na dwa (czas nie guma), w sobotę z Kasią Bondą, której autografu już się niestety nie doczekałam, bo kolejka po wpis do książki była chyba na dwie godziny stania. A drugie spotkanie w niedzielę z Kasią Puzyńską. Tu też kolejka była spora, ale dotrwałam i dzięki temu otrzymałam od Kasi bardzo czytelny autograf (w innych książkach mam tak nieczytelne, że czasami zastanawiam się co ona tam napisała).
Na spotkaniu z Kasią Bondą (i nie tylko na jej spotkaniu) były tłumy ludzi, i kto twierdzi, że Polacy nie czytają książek?
Wystany w długiej kolejce, ale bardzo czytelny autograf od Kasi Puzyńskiej
A media trąbią wszem i wobec, że Polacy nie czytają książek.
Targi książki, to nie tylko stoiska z książkami i spotkania autorskie, to również stoiska biblioteczne, które zachęcały czytelników do wymiany książek. W jednym z takich miejsc spotkałam Zuzę (blog Szuflatopółka), chyba najbardziej zaangażowaną osobę wśród moich znajomych promującą czytelnictwo w Polsce.
Niestety miejsce targów, chociaż piękne i w malowniczym otoczeniu starego Gdańska okazało się trochę niedostępne dla wielu osób. Organizatorzy targów nie pomyśleli o osobach niepełnosprawnych czy o osobach z dziećmi w wózkach, bo spora ilość schodów do pokonania z pewnością była dla tych czytelników przeszkodą. Może w przyszłym roku, organizatorzy zadbają o komfort i dla tych czytelników.
Z relacji na Fb wiem, że spora grupa moich znajomych odwiedziła pierwsze Gdańskie Targi Książki, szkoda, że nie udało mi się spotkać z wszystkimi, ale… co się odwlecze, to nie uciecze.
Mój bilet wstępu na Targi Książki
Książki Agaty Przybyłek pokochałam od pierwszego spotkania
Dzięki spotkaniu z Januszem L. Wiśniewskim dowiedziałam się, że będzie kontynuacja S@motności w sieci… autor zdecydował się po 17 latach
Z twórczością Macieja Siembiedy jeszcze się nie spotkałam, więc… chyba czas nadrobić, zwłaszcza, że koleżanki bardzo polecały jego książki
Stosiki z książkami „do przeczytania” znów urosły