Recenzje książek

dramat psychologiczny

P.S. KOCHAM CIĘ NA ZAWSZE – Cecelia Ahern

Cecylia Ahern urodziła się w 1981 roku w Dublinie. Jest irlandzką pisarką oraz producentką serialu telewizyjnego. Jako autorka książek debiutowała w roku 2004, a jej pierwsza książka (napisana w roku 2002) pod tytułem „PS. Kocham cię” bardzo szybko stała się bestsellerem nie tylko w Irlandii, a pięć lat później została sfilmowana w gwiazdorskiej obsadzie. W Polsce wydano (chyba) 8 powieści tej autorki i mam nadzieję, że wkrótce będzie ich więcej.

P.S. Kocham Cię na zawsze to współczesna powieść obyczajowa z dużą dawką dramatu i odrobiną romansu, która jest kontynuacja losów głównej bohaterki z książki P.S. Kocham Cię.

PREMIERA KSIĄŻKI 16 PAŹDZIERNIKA 2019

Wydawnictwo AKURAT
stron 446

Siedem lat po śmierci męża Holly układa sobie życie na nowo u boku Gabriela. Pracuje w sklepie razem ze swoją siostrą Ciarą, która dla przyciągnięcia nowych klientów nagrywa podcasty na różne tematy. Ciara, namawia Holly, aby w jednym z podcastów opowiedziała o swoich doświadczeniach po śmierci męża, który chcąc pomóc swojej młodej żonie w żałobie, przed śmiercią przygotowuje dla niej dziesięć listów. Jedną ze słuchaczek podcastu jest Angela, kobieta zainspirowana historią listów, postanawia założyć Klub „P.S. Kocham Cię”, którego członkami są ludzie terminalnie chorzy. Celem klubu ma być pozostawienie swoim bliskim wiadomości w taki sposób, aby dotarły one do nich po śmierci. Holly zostaje zaproszona do tego klubu, a jej zadaniem jest pomoc w zorganizowaniu pozostawiania wiadomości. Czy po traumatycznych przejściach młoda kobieta jest gotowa na takie wyzwanie? Czy chęć niesienia pomocy osobom, którzy w każdej chwili mogą pożegnać się z życiem nie zakłóci Holly ułożonego właśnie życia u boku nowego partnera?

Przyznam szczerze, że podchodziłam do tej książki dość ostrożnie. Pamiętam bowiem ile emocji „kosztowała” mnie pierwsza część. Jednak po kilku przeczytanych książkach tej autorki wiedziałam, że jej kolejna lektura nie będzie dla mnie stratą czasu.

Temat śmierci nie jest łatwym tematem, ale nie można obok niego przechodzić obojętnie. Nie ukrywam, że narracja w osobie pierwszej czasu teraźniejszego nie należy do moich ulubionych, mam bowiem wrażenie jakbym czytała jakieś sprawozdanie, ale za to krótkie rozdziały są zdecydowanie zwodnicze, bo jak to u mnie bywa „jeszcze jeden rozdział i… „ często kończyło się o bardzo późnych porach.

W tej powieści oprócz głównej bohaterki Holly Kennedy, (którą kto czytał pierwszą część zna doskonale), poznajemy również cztery inne, ważne dla fabuły osoby. Są to członkowie klubu „P.S. Kocham Cię”, czyli ludzie zmagający się z nieuleczalną chorobą w różnym stadium. Każda z tych osób ma inny pomysł, na pozostawienie swoim najbliższym wiadomości po swojej śmierci. I tak, Paul postanawia nagrać krótkie filmiki dla swoich dzieci, których odtwarzanie będzie miało miejsca w czasie ważnych dla nich chwil – urodziny, święta, zakończenie szkoły itp. Joy – typowa pani domu i doskonała gospodyni postanawia zostawić swojemu mężowi sekretny dziennik, w którym dokładnie napisze co gdzie się znajduje w ich wspólnym domu, oraz co jak może sobie sam przygotować. Bert postanawia przygotować dla swojej żony listy w formie limeryków, a Ginika, młoda matka, której nie udało się skończyć szkoły postanawia nauczyć się pisać i czytać i pozostawić swojej maleńkiej córeczce list pożegnalny, oczywiście własnoręcznie napisany.

Czy to dobre pomysły? Myślę, że tak. Po śmierci bliskiej osoby często ludzie zatracają się w bólu i żałobie, z trudem przypominając sobie wspólne chwile tętniące radością i szczęściem. A osobom umierającym z całą pewnością chociaż na chwilę pozwoli oderwać się od negatywnych myśli.

(…) W jakiś dziwny cudowny sposób, to czego unikaliśmy i co nas przerażało, stoi tuż przed nami i jest skąpane w świetle. Śmierć staje się naszym wybawieniem. (…)

Sam Klub okazał się pewnego rodzaju terapią, co innego jest mówić o swojej chorobie, a co innego zająć myśli tym co nastąpi po śmierci.

Niestety główna bohaterka tak bardzo zaangażowała się w pomoc tym ludziom, że w pewnym momencie przestała zważać na własne życie. Na życie, które z takim trudem zaczęła składać na nowo po śmierci męża.

(…) Ten klub coś z tobą zrobił, bez względu na to, czy chcesz się do tego przyznać, czy nie. Sprawił, Ze Gerry do ciebie wrócił, i to powinno być miłe, ale nie jestem do końca pewna czy tak jest. Gerry odszedł, a Gabriel jest tutaj, jest prawdziwy. Proszę, nie pozwól, żeby duch Gerry’ego odepchnął Gabriela. (…)

Ta powieść jest niesamowita, bardzo ciepła ale jednocześnie bardzo wzruszająca. I chociaż jednym z jej głównych tematów jest umieranie, to nie jest to typowa lektura o śmierci. Jest to książka przede wszystkim o pomaganiu osobom terminalnie chorym, ale również o pomaganiu sobie.

Główna bohaterka początkowo bardzo mnie irytowała, ale z każdym kolejnym rozdziałem czułam do niej większy szacunek.

Autorka cudownie przedstawiła, mimo całego dramatyzmu choroby, optymizm jaki towarzyszy tym umierającym osobom i chęć pozostawienia po sobie czegoś, co sprawi, że najbliżsi nie będą pamiętać tylko ostatnich chwil bólu i cierpienia, ale będą pamiętać chwile radości jakich doświadczyli razem z ukochaną osobą.

Polecam tę książkę do refleksji. Ciekawa fabuła, która mimo fikcji literackiej jest tak realistyczna, że nie można przejść obok niej obojętnie. Jeżeli ktoś nie czytał pierwszej części, którą również polecam, to nic nie szkodzi, bowiem w tej jest sporo odniesień do wcześniejszej.

Dziękuję Wydawnictwu AKURAT, że zdecydowało się wypuścić na rynek tę kontynuację, i zachęciło mnie do sięgnięcie po tę lekturę. Proponuję przygotować sobie dużą paczkę chusteczek i… poszukać książki w najbliższym sklepie czy bibliotece.


P.S. Miłą wiadomością dla mnie jest to, że powstanie sequel kultowego filmu „PS Kocham Cię”. W roli głównej ponownie zobaczymy Hilary Swank. Film zostanie nakręcony na podstawie wydanej właśnie także w Polsce powieści „PS Kocham Cię na zawsze”.

DO OSTATNICH DNI – Julie Yip – Williams

Julie Yip – Williams urodziła się w Wietnamie w roku 1976, a zmarła w Stanach Zjednoczonych w roku 2018. Przyszła na świat niewidoma co nie wróżyło jej pięknego życia w tamtym kraju i w tamtych czasach. Kiedy miała dwa latka cała jej rodzina wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Julie częściowo odzyskała wzrok, ukończyła studia prawnicze na Harvardzie i zrobiła karierę w jednej z najlepiej prosperujących kancelarii prawnych. W wieku 37 lat zachorowała, diagnoza jaką jej postawiono to nowotwór jelita grubego IV stopnia – czyli nieoperacyjny. Walcząc z chorobą postanowiła pisać bloga i opisywać w nim nie tylko swoje odczucia. Jej książka miała być nie tylko pamiętnikiem pisanym w czasie walki z chorobą, ale czymś w rodzaju przygotowania rodziny do jej odejścia.

PREMIERA KSIĄŻKI 02 PAŹDZIERNIKA 2019

(…) Zaczynam moją historię wraz z jej końcem. Oznacza to, że gdy czytasz tę książkę, mnie już nie ma. (…)


Wydawnictwo MUZA.SA
stron 381

Przyznam szczerze, że książka mną wstrząsnęła. Osobiste, często bardzo intymne odczucia jakimi dzieli się ze swoimi czytelnikami autorka są nie tylko głęboko poruszające wyobraźnię i bardzo wzruszające, co zmuszające zdrowego (i nie tylko) człowieka do refleksji.

Książka jest pamiętnikiem, który czytając, nie jesteś w stanie panować nad emocjami. Krótkie rozdziały, i tekst pozbawiony dialogów sprawiają, że czyta się tę lekturę jednym tchem.

To historia choroby, ale również historia rodziny, która wyemigrowała z Wietnamu, pokonując bardzo niebezpieczną drogę, aby móc zacząć życie w innym, bezpieczniejszym i bardziej cywilizowanym kraju. Autorka opisuje szokujące fakty dotyczące ucieczek ludzi z Wietnamu, ukazując walkę o nowe życie w nowym miejscu.

Życie Julie zaczęło się i skończyło dość dramatycznie, chociaż w ciągu jego trwania doświadczyła ona wielu cudownych chwil, zasmakowała prawdziwej miłości i poznała cud narodzin własnych córek. Ona sama urodziła się niewidoma, a życie „ślepej” kobiety w tamtym czasie i tamtym kraju było wręcz przekleństwem i kiedy dziewczynka miała dwa miesiące, jej babka ze strony ojca skazała ją na śmierć. Można powiedzieć, że to paradoks życia. Na szczęście, osoba, która miała dziecko uśpić, miała więcej rozumu i empatii od rodzonej babci.

Autorka przeplata swoje opisy choroby wspomnieniami z dzieciństwa i wczesnej młodości. Żyjąc w tradycji chińskiej, (jej rodzina z pochodzenia była Chińczykami) opisuje w bardzo ciekawy sposób różne chińskie tradycje, kontakty i rozmowy z przodkami. Momentami przenosi nas do innego świata i innej kultury, często dla nas, Europejczyków nierozumianej.

Jej choroba trwała pięć lat, w takim okresie człowiek jest w stanie przejść wszystkie jej etapy, od szoku i zaprzeczenia po usłyszeniu diagnozy, kolejno przez żal, rozpacz i dezorganizację życia,  gniew i złość, zwątpienie, aż po akceptację swojego stanu, akceptację choroby.

Człowiek chory, przebywający w różnych szpitalach ma czas na rozmyślania, ale również ma okazję do poznania pracowników, którzy albo są nieempatycznymi ludźmi, ślepo i bez emocji wykonującymi swoje obowiązki, albo są po prostu LUDŹMI, z którymi nawet kiedy nic szczególnego nie robią, ale po prostu są, to ich obecność jest czymś ważnym dla pacjenta.

(…) Chciałabym, aby było mnie stać na takie zachowanie. Wyczułam tkwiące w tym pielęgniarzu ogrom współczucia i miłości, jaką jeden człowiek jest zdolny przekazać drugiemu za sprawą czynu, nie dlatego że się znają, ale jako przejaw człowieczeństwa. (…)

Przez kilka lat życie autorki było prawdziwą huśtawką nastrojów. Nadzieja, poczucie radości czy wdzięczności, przeplatały się ze strachem, desperacją, rezygnacją i krzykiem za utraconymi marzeniami. Poczucie bycia bezwartościową było czasami większe od tego, że tak naprawdę przecież osiągnęła w swoim życiu więcej niż niejeden zdrowy od urodzenia człowiek.

(…) W pewnym momencie, gdy już osiągnęłam wszystko, co sobie założyłam, a nawet wyszłam za mąż, miałam dzieci i robiłam inne rzeczy, które moja rodzina uważała za nieosiągalne dla mnie, poczułam własną wartość i pokochałam siebie. W dużym stopniu jednak nie wyzbyłam się poczucia bycia niekochaną i niechcianą. Te uczucia zapuściły we mnie korzenie już w dzieciństwie. (…)

Moim zdaniem autorka podjęła się wielkiego wyzwania, któremu sprostała lepiej niż pewnie sama się tego spodziewała. Ludzie zdrowi nie zastanawiają się nad tym co by było gdyby… Ktoś choruje na raka, ale to przecież mnie nie dotyczy – to ktoś. Ktoś umiera, ale to ktoś inny, nie ja, ktoś obcy, mnie to nie dotyczy. Ktoś ma w rodzinie osobę terminalnie chorą, ja mu współczuję, ale mnie to nie dotyczy, przecież i tak mu nie pomogę. Wszystko zdaje się być czymś odległym, czymś co mnie nie dotyczy. Do czasu, aż dotknie nas samych.

Czy można się przygotować na śmierć? Czy można kogoś przygotować na własną śmierć? Jak wytłumaczyć małym dzieciom, że wkrótce zabraknie ich ukochanej osoby na zawsze, nie na chwilę, nie na czas wakacji?

Ta książka to moim zdaniem nie tyle przestroga, co bardzo wartościowa lektura przygotowująca każdego do tego, co by było gdyby…

To swoiste studium psychologiczne osoby walczącej z postępującym i zżerającym człowieka od środka rakiem, którego nijak nie da się wypędzić z organizmu. To świadectwo odwagi i determinacji w walce z chorobą, chociaż często przypłacone chwilami zwątpienia. I nie dotyczy to tylko osoby chorej, ale również jej najbliższych. To kurs życia, którego egzamin może skończyć się różnie.

Po śmierci Julie, jej mąż napisał:

(…) W czasie naszego wspólnego życia nauczyłem się od niej wiele, ale najbardziej tego, że akceptacja prawdy daje prawdziwą mądrość i pokój. To od akceptacji prawdy zaczyna się prawdziwe życie. I odwrotnie, unikanie prawdy jest zaprzeczeniem życia. (…)

Polecam tę lekturę każdemu bez względu na płeć i wiek. To nie jest lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale moim zdaniem OBOWIĄZKOWA do przeczytania. Niech nikogo nie zwiedzie skromna, aczkolwiek piękna okładka, bo za nią kryje się ogrom emocji.

Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za tę książkę, która zmusiła mnie do głębokich przemyśleń, do analizy życia. Jestem ogromnie wdzięczna autorce za to, że podzieliła się ze światem swoimi dramatycznymi przeżyciami i mam nadzieję, że tam gdzie teraz jest, jest szczęśliwa.

UWIĘZIONY KRZYK – Anna Naskręt

Anna Naskręt urodziła się w 1976 roku w Śremie, małym miasteczku w województwie wielkopolskim. Jest absolwentką studium zawodowego i specjalistką do spraw marketingu i biznesu. Wyszła za mąż, urodziła córkę i miała wieść zwyczajne życie, ale los napisał całkiem inny scenariusz. W wieku dwudziestu czterech lat zachorowała, a lekarze nie dawali jej żadnych szans. Po latach napisała o tym książkę.

Anna była normalną młodą kobietą, pełną energii, zadowoloną z życia, młodą mężatką, szczęśliwą mamą dwuletniej córeczki. Miała plany i marzenia na przyszłość, kiedy nagle jej życie wywróciło się do góry nogami. Została uwięziona we własnym ciele za sprawą udaru mózgu. W jednej chwili jej świat się zawalił, została całkowicie sparaliżowana a jej ciało stało się zamkniętą kapsułą. Tylko mózg jako tako funkcjonował, ale co z tego, kiedy nie miała możliwości kontaktu z otoczeniem. Mózg działał sprawnie, ale nie miał władzy nad ciałem.

Wydawnictwo MUZA.SA
stron 319

Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz…

To nie jest powieść o nieszczęśliwej kobiecie, to hołd dla odwagi, walki i determinacji. Przyznam szczerze, że czekałam na tę lekturę z niecierpliwością, a teraz, po przeczytaniu, będę ją wciskała każdemu, kto tylko stanie na mojej drodze.

To opowieść o walce z chorobą, o walce psychiki z ciałem, ale również opowieść o człowieczeństwie. O nadziejach i ich braku, o małych sukcesach prowadzących do tego, aby jeszcze móc w miarę normalnie funkcjonować.

Jak wielkim wyczynem jest w takim przypadku wsparcie najbliższych, kiedy muszą oni poświęcić część swojego życia, aby chorej osobie było lżej. Szkoda, że nie wszyscy potrafią być takimi BOHATERAMI, jak rodzice i siostry Anny. A mąż? Młody, silny mężczyzna, który powinien być w pierwszej kolejności obok swojej młodej żony? Nie chcę go osądzać, ale moim zdaniem, nie ma większego tchórzostwa jak ucieczka w ważnej  i trudnej dla ukochanej osoby chwili. No cóż, a to o kobietach mówi się „słaba płeć”.

(…) Przyjaciel, który odszedł, nigdy nie był przyjacielem. (…)

Anna opisuje krok po kroku walkę nie tylko z chorobą, ale głównie ze swoimi wzlotami i upadkami nastrojów, kiedy musi znosić traktowania siebie przez personel medyczny jest jak worek kartofli. Niestety, ale bardzo często się zdarza ta znieczulica, czy to jest brak człowieczeństwa? Wiem, że pracownicy służby zdrowia po iluś latach pracy w tym zawodzie, obojętnieją, może nawet wypalają się zawodowo, ale czy można pozbyć się empatii. Moim zdaniem albo się ją ma, albo nie. Sama ostatnio doświadczyłam tego na własnej skórze, gdzie po złamaniu kości udowej i biodrowej, najpierw leżałam ponad dobę na sali obserwacyjnej SORu, przypominającej raczej coś w rodzaju izby wytrzeźwień, potem kilka dni na sali szpitalnej, zanim po pięciu dniach znaleziono wreszcie „lukę” w zaplanowanych zabiegach i zoperowano mnie. Byłam w szpitalu tylko dziesięć dni, ale doświadczyłam wiele, ile zatem musiała doświadczyć Anna?

Dla personelu szpitalnego, często chory jest tylko kolejnym użytkownikiem łóżka, dziś jest, a za kilka dni, tygodni czy miesięcy go nie będzie, po co więc się wysilać na uprzejmość, po co współczuć, wystarczy zastrzyk i po sprawie, nie można przecież być miłym, kiedy nadmiar obowiązków spędza sen z powiek. Ale na szczęście wśród personelu bywają także ludzie, którzy z pewnością nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że są jak anioły, że sam ich widok poprawia choremu samopoczucie. Szkoda tylko, że takich osób jest zbyt mało. Uśmiech i dobre słowo nic nie kosztują, a niestety wielu trudno to zrobić.

(…) Zaprzyjaźniłyśmy się i bardzo lubiłam jej opowieści. Poza tym nigdy, ani razu nie potraktowała mnie jak osoby chorej czy gorszej. Byłam dla niej zupełnie normalna i zdrowa, tylko chwilowo nieczynna. Zaraziła mnie optymizmem, lubiłam jej wizyty. (…)

Co z tego, że człowiek ma silną wolę, chce walczyć, jak ta walka to czasami po prostu jest walką z wiatrakami.

Dopiero w obliczu choroby zaczynamy zauważać rzeczy, które do tej pory były normalnością, a teraz uważamy je za szczyt szczęścia. Czy będąc zdrowym zastanawiamy się nad tym, że umycie się pod prysznicem to coś najcudowniejszego na świecie? Nie! Ale kiedy leżymy kilka dni w łóżku, nie mogąc ruszyć ręką ani nogą, a ktoś mokrą myjką odświeży nasze przepocone ciało, to wydaje nam się jakbyśmy byli nowo narodzeni.

(…) Miałam dwadzieścia cztery i pół roku, wszystkiego uczyłam się od nowa, poza tym zostałam wrzucona w inny świat. Nie powinnam narzekać, ale to wszystko, co się ze mną działo, było cały czas nowe, inne, a ja już nie mogłam się doczekać końca tej życiowej nauki. (…)

Anna pisząc tę książkę dzieli się ze swoimi czytelnikami skarbami wiedzy medycznej, które zdobyła nie dzięki lekarzom, czy pielęgniarkom, ale głównie dzięki obserwacjom swojego ciała (no i wiadomości dostępnych w Internecie). Mamy zatem w tej książce sporą ilość wiedzy medycznej na temat funkcjonowania poszczególnych mięśni w organizmie człowieka. Ogrom wiedzy na temat funkcjonowania mózgu.

Niestety Anna pisze również o nietolerancji, o uprzedzeniu do ludzi chorych, i o tym jak ludzie często postrzegają osoby niepełnosprawne. Dla wielu, niepełnosprawność fizyczna jest jednoznaczna z niepełnosprawnością psychiczną.

Ta książka to lektura OBOWIĄZKOWA dla ludzi zdrowych, dla pracowników służby zdrowia i dla polityków 👍
Ta książka to bestseller, który niejednego wciśnie w fotel 💕
Ta książka to kopalnia wiedzy medycznej, jakiej nie przekaże Wam żaden lekarz 😊  POLECAM 👍 POLECAM 👍 POLECAM 👍i nie dlatego, że chwilowo jestem osobą niepełnosprawną, ale głównie dlatego, żeby nauczyć się doceniać TU i TERAZ zanim będzie za późno.

(…) Ale nie bądźmy snobami. Nie przypisujmy rzeczom takiego znaczenia, nie przywiązujmy do nich takiej wagi, bo tak naprawdę liczy się co innego. A co robić – zapytasz? Docenić to, że jesteś dzisiaj, jutra może nie być. Życie zaskakuje i tylko ono miewa takie pokręcone scenariusze (scenariusz mojego napisał chyba ktoś naćpany). I nie chodzi tylko o zdrowie. (…)

Podziwiam autorkę tej książki za siłę, determinację i wiarę. Podziwiam za to, że z perspektywy czasu potrafi o tej swojej dramatycznej chorobie pisać z nutką humoru. Dziękuję Jej za to, że podzieliła się swoją historią, bo niejedna osoba zmuszona zostanie do porządnej refleksji, a wielu osobom otworzy ona oczy i zobaczą to, czego do tej pory nie widzieli.

Foto własne

Dziękuję wydawnictwu MUZA.SA za to, że wydało tę książkę, a ja miałam okazję ją przeczytać.

SZCZĘŚCIE DLA ZUCHWAŁYCH – Petra Hülsmann

Petra Hülsmann jest jedną z najbardziej popularnych i poczytnych autorek prozy kobiecej na rynku niemieckim. Pisarka ma na koncie kilkanaście powieści, a każda z nich sprzedaje się w nakładzie minimum 160 tys. egzemplarzy. Petra Hülsmann jest uwielbiana przez kobiety za swoje ogromne poczucie humoru przebijające ze stron każdej jej książki, za barwnych, nietuzinkowych bohaterów oraz chwytające za serce historie, które na długo zapadają w pamięć czytelnika.

Szczęście dla zuchwałych to współczesna powieść obyczajowa z nutką romansu i dramatycznym tłem, której fabuła umiejscowiona została w Hamburgu.

PREMIERA KSIĄŻKI 18 WRZEŚNIA 2019

Wydawnictwo INITIUM
stron 512

Maria jest młodą kobietą, dla której liczy się głównie tu i teraz. Lubi imprezy, spotkania z przyjaciółmi i nie zwraca szczególnej uwagi na finanse. Jej życie toczy się między pracą, pubami i morzem alkoholu, a rodzina jest jakby z boku niej. Kiedy starsza siostra Marii staje w obliczu choroby nowotworowej i prosi dziewczynę o pomoc, świat Marii zostaje wywrócony do góry nogami. Nie dość, że troska o zdrowie siostry zwala ją z nóg, to jeszcze zaczynają przytłaczać ją zwykłe czynności domowe, takie jak opieka nad dwójką siostrzeńców. Ale żeby tego nie było za mało, to młoda kobieta musi zmierzyć się z pracą zawodową, o której kiedyś marzyła, a która teraz stała się dla niej koszmarem. Musi bowiem objąć w zastępstwie siostry bardzo odpowiedzialne stanowisko w rodzinnej stoczni jachtowej. Czy uda się Marii stanąć na wysokości zadania? Kto pomoże jej przełamać dawne lęki i zapomnieć o przeszłości? Czy siostra Marii wyzdrowieje?

Bardzo potrzebowałam teraz takiej lektury. Jestem od kilku tygodni przykuta do łóżka z powodu złamanych kości udowej i biodrowej i szczerze przyznam, mój optymizm, który zawsze był moim wiernym druhem, nagle… gdzieś się ulotnił. Ta książka pozwoliła mi na wiarę w siebie i w przyszłość.

Jest to zabawna i wzruszająca jednocześnie opowieść o kobiecie, która zdecydowała się zawalczyć o własne szczęście, kobiecie która zrozumiała, że są na świecie rzeczy o które warto walczyć, że życie nie polega tylko na egoistycznym podejściu, nie polega na imprezach, wolności i beztrosce.

Dramat rodzinny przestawia życie głównej bohaterki, można nawet powiedzieć, że wywraca je do góry nogami. Dziewczyna musi nauczyć się dyscypliny, odwagi, asertywności i… miłości. Musi uwierzyć nie tylko w siebie ale i w innych. Musi spojrzeć na życie zupełnie innymi oczami.

(…) Jak słońce mogło świecić, niebo być tak błękitne? Dla ludzi tam, w dole, życie toczyło się dalej, jakby nic się nie stało. Ale moje życie stanęło na głowie w ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin. Nie mówiąc o życiu Christine. (…)

Ta książka jest dość specyficzna, autorka porusza w niej wiele ważnych tematów życiowych.

To lektura o braku zaufania i trudnych wyborach po młodzieńczej traumie.

Pokazuje nam bezgraniczną rolę przyjaźni, która potrafi podnieść człowieka nawet po najgorszym życiowym upadku. O przyjaźni, która jeżeli jest prawdziwa, to pokona wszelkie trudności znajdujące się na jej drodze. Nie pozwoli na upadek, a jeżeli już upadnie, to potrafi podnieść się i trwać dalej, jakby nigdy nic.

(…) – Nie mam na myśli was, oczywiście. W tej chwili jesteście dla mnie jedynym światełkiem w tunelu i jestem przeszczęśliwa, że was odzyskałam. (…)

Ale to także historia o strachu przed uczuciem, które może głęboko zranić i o chorobie oraz nienawiści do tych, których ta choroba nie dotknęła.

(…) Patrzyłam w niebo i rozmyślałam. W ostatnim czasie ciągle budziły się we mnie wspomnienia i dawno zapomniane uczucia, które – w połączeniu z chorobą Christine i nieustannym podskórnym lękiem o nią – powoli zaczynały kruszyć moją powłokę. (…)

Narracja książki jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, co oddziałuje na czytelnika tak, jakby czytał czyjś pamiętnik, albo słuchał czyichś zwierzeń. Mnie taki sposób przekazywania treści bardzo zbliża do bohatera powieści.

(…) – Takie już jest życie. Toczy się tam, gdzie chce. Staje na głowie, robi fikołki i wywraca wszystko na opak. Nic na to nie poradzisz. (…)

Świetnie wykreowani bohaterowie, których osobowości są tak różne i zarazem tak realne, że trudno uwierzyć w to, że to postacie fikcyjne. Ciekawe, często zabawne dialogi w połączeniu z fabułą, która dosłownie chwyta za serce, to chyba wystarczające powody aby sięgnąć po tę lekturę. To książka z tych, o których się długo nie zapomina.

Polecam tę książkę całym sercem szczególnie osobom, którym zanika wiara w siebie. Ta lektura to cudowny przewodnik po tym, jak łatwo można osiągnąć zamierzone cele, gdy tylko się tego bardzo chce. Nie mogę określić wyznacznika wieku czy płci, komu chciałabym tę książkę zarekomendować. Jest ona przeznaczona zarówno dla osób młodych jak i dla tych całkiem dojrzałych. I chociaż sporo w niej dramatu, bo przecież choroba nowotworowa nie należy do rzeczy urokliwych, to jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, z dużą dawką lekkiego humoru, ale takiego w granicach rozsądku.

Cieszę się, że wydawnictwo INITIUM zdecydowało się na wydanie takiej lektury. Dziękuję, zarówno za to, że miałam okazję przeczytać tę książkę, ale również za to, że dzięki niej wróciła moja wiara w siebie.

MILION NOWYCH CHWIL – Katherine Center

Katherine Center urodziła się w 1972 roku. Jest amerykańską powieściopisarką, która mimo młodego wieku osiąga już wielkie sukcesy. Ukończyła Uniwersytet St. John School w Houston w Teksasie, gdzie otrzymała tytuł magistra fikcji. Pierwsza książka tej autorki pojawiła się w 2006 roku i od razu zdobyła rzesze czytelniczek.

Milion nowych chwil to współczesny dramat psychologiczny z nutką romansu.

PREMIERA KSIĄŻKI 17 LIPCA 2019

Wydawnictwo MUZA.SA
stron 415

Maggie jest piękna, młoda, inteligentna i bardzo zakochana w swoim chłopaku Chipie. Dzień, który miał być jednym z jej najszczęśliwszych staje się jednym z najgorszych w jej życiu. Maggie po wypadku w bardzo ciężkim stanie trafia do szpitala i musi walczyć o swojej zdrowie. W tej nierównej walce pomagają jej siostra, z którą dziewczyna straciła kontakt kilka lat wcześniej, oraz bardzo ponury, wręcz zgorzkniały fizjoterapeuta. Czy uda się Maggi stanąć na nogi, w dosłownym tego słowa znaczeniu? Jak zachowa się Chip, który jest poniekąd sprawcą wypadku i osobą, która skazała swoją ukochaną na cierpienie? Czy uda się Maggie nawiązać bliski kontakt z siostrą? I dlaczego fizjoterapeuta nienawidzi wszystkich wokół, czy Maggie też znienawidzi?

Narracja jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, lubię czytać książki z taką narracją, bowiem zawsze mam wrażenie jakbym czytała czyjś pamiętnik, lub siedziała naprzeciwko tej osoby i słuchała jej zwierzeń. I przyznam szczerze, że do końca nie jestem pewna czy fabuła tej powieści jest fikcją czy opisem realnych zdarzeń.

Mam wielką ochotę streścić całą książkę, ale wiem, że im więcej pozostawię  w domyśle, tym książka bardziej zaintryguje.

Cieszę się, że ta książka wpadła w moje ręce, i mam nadzieję, że nie jest to jedyna powieść tej autorki, którą uda mi się przeczytać.

Historia tej młodej dziewczyny, nieco zbuntowanej, ale bardzo pogodnej, nie tyle bardzo mnie wzruszyła, co dała mi wiele do myślenia. Jak często ludzie poddają się, nie próbując nawet walczyć o lepsze jutro, bo przecież życie mamy tylko jedno. Maggie po wypadku ląduje na wózku inwalidzkim i tylko od niej zależy, czy będzie potrafiła żyć inaczej niż dotąd.

Główna bohaterka od zawsze bała się latać samolotami. Ktoś może powiedzieć, że był to lęk irracjonalny, ale myślę, że intuicja każdego człowieka wie lepiej, czego powinien się wystrzegać, a do czego podchodzić na pełnym luzie. Tej dziewczynie latanie wydawało się sprzeczne z naturą, bo przecież siła ciążenia nie po to chce zatrzymywać w dole, żeby wznosić się w górę. Jej strach okazał się całkiem podstawnym, ponieważ podczas pewnego całkiem niewinnego lotu, doszło do poważnego wypadku, z którego dziewczyna nie wyszła już na własnych nogach.

(…) Nie ma sensu oglądać się za siebie. Wiem, co znaczy walczyć, upadać i znów stawać do walki. Wiem, jak żyć w zgodzie ze sobą. Muszę się cieszyć z tego, co mam. Dostałam jedno życie, a ono toczy się tylko naprzód. I jest wiele szczęśliwych zakończeń. (…)

Autorka w bardzo ciekawy sposób pokazuje walkę młodej dziewczyny z tym co ją spotkało. Z precyzyjnością godną podziwu przeprowadza ją, przez wszystkie etapy szoku pourazowego.

Czytelnik ma zatem okazję poznać zachowanie dziewczyny na etapie zaprzeczenia, w którym bohaterka nie dopuszcza do swojej świadomości tego, co się stało z jej ciałem. Potem przychodzi gniew, na siebie, na innych, na całą sytuację, aż wreszcie dziewczyna zaczyna walczyć, i targować się sama ze sobą o to, żeby jej stan się poprawił. Walczy ze swoim ciałem. Gdy jednak te starania nie dają oczekiwanych rezultatów, pojawia się depresja, z której tak naprawdę wyciąga ją jej siostra, trochę zwariowana, ale desperacko i niestrudzenie dążąca do tego, aby nie dopuścić do całkowitego załamania się Maggi. I w końcu, nasza bohaterka rozumie, że jej stan się nie polepszy na tyle, aby mogła żyć tak jak przed wypadkiem, więc jeżeli w ogóle chce żyć, to musi podjąć wyzwanie. I zawalczyć o szczęście, które jest na wyciagnięcie ręki, tylko trzeba je odpowiednio złapać. A żeby tego dokonać, trzeba pogodzić się z losem.

(…) Największą wadą snu jest to, że zapominamy wtedy o okropnych rzeczach jakie się nam przydarzyły. Niby dobrze, ale w końcu się budzimy. Tej nocy przyśnił mi się pierwszy koszmar dotyczący wypadku. Siedziałam za sterami samolotu, w ślubnej sukni i w welonie, i z pełną prędkością leciałam w dół, pewna, że zaraz oboje zginiemy. Chip krzyczał: „Podnoś w górę”, ale dźwignie się zacięły. Obudziłam się tuż przed uderzeniem w ziemię, ciężko dysząc, z twarzą zalaną łzami i pomyślałam: „Dzięki Bogu, dzięki Bogu że się nie rozbiliśmy”. A przecież się rozbiliśmy. (…)

W całym dramacie tej młodej dziewczyny dodatkowym negatywnym bodźcem mającym wpływ na samopoczucie głównej bohaterki był fakt, że jej chłopak, który tak naprawdę był sprawcą wypadku, nie potrafił sobie poradzić sam ze sobą, dodatkowo dołując dziewczynę, aż w końcu poddał się uznając, że skoro jej w niczym nie pomoże, to pomoże sam sobie, ale w sposób dość… niewiarygodny dla jego narzeczonej.

Muszę przyznać, że fabuła jest niesamowita i nieprzewidywalna, cały czas czytając wierzyłam w cud. Ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, co ma tym cudem być, czy wyzdrowienie młodej dziewczyny, czy pogodzenie się jej z obecnym stanem, czy znalezienie przez nią mężczyzny, który pokocha ją taką jaką jest… zdeformowaną fizycznie i nie do końca silną psychicznie.

Myślę, że wielkim plusem tej powieści są osobowości bohaterów, wykreowane przez autorkę tak realistycznie i jednocześnie interesująco, że czytelnik nawet te z pozoru złe charaktery traktuje bardzo pobłażliwie.

Ciekawe, momentami bardzo zabawne dialogi pozwalają na chwilę oderwać się od dramatu treści, a nawet czasami wywołują na twarzy uśmiech.

Ta powieść z pewnością niejednego czytelnika skłoni do refleksji. We mnie obudziła dodatkowe emocje, bowiem sama kiedyś uległam poważnemu wypadkowi i nie chwaląc się, tylko moja ciężka praca (każdego dnia) i determinacja doprowadziły do tego, że dziś chodzę o własnych siłach. No, powinnam jeszcze dodać, że miałam świetnego fizjoterapeutę, bardzo podobnego w zachowaniu, do Iana (fizjoterapeuty Maggie), który zmuszał mnie do ćwiczeń, podczas których nieustannie leciały mi łzy.

Autorka pokazała również, jak ważna jest obecność bliskiej osoby, która nie tylko potrzyma za rękę, pogłaszczę, przytuli, ale również zmusi do działania i udowodni, że jak sami sobie nie pomożemy, to sami na tym stracimy.

(…) Taka jest moja filozofia życiowa. Nigdy nie powiem nikomu, że jego przyszłość nie będzie równie wspaniała, jak sobie zaplanował. Ale musimy działać w obrębie tego, co mamy. Znaleźć motywację w wysiłku i radość w trudnościach. (…) Ponieważ tylko tyle jesteśmy w stanie zrobić: znosić smutki, gdy musimy, i rozkoszować się radością, kiedy możemy. (…)

Polecam tę książkę każdemu, nie tylko osobom, które nie potrafią sobie poradzić z własnymi bolączkami. Ta pełna dramatu, ale również ogromu optymizmu powieść, z pewnością zadowoli wielu czytelników. Dawno nie czytałam, tak pięknej i emocjonalnej historii, która potrafi uświadomić, jak wiele zależy od nas samych.

Dziękuję Wydawnictwu MUZA. SA za propozycję przeczytania tej powieści, którą będę polecać komu tylko się da, bo jest to nie tyle ciekawa, co bardzo wartościowa w swoim przekazie lektura.

Napisz do mnie
lipiec 2025
P W Ś C P S N
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
28293031  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/