Recenzje książek

ZOBACZYĆ ISKRY – Grażyna Kamyszek

Grażyna Kamyszek

Grażyna Kamyszek jest kolejną debiutantką prozy polskiej, chociaż urodziła się w 1950 roku w Sztumie, jest kolejnym przykładem na to, że spełniać swoje marzenia można (i powinno się) w każdym wieku. Ukończyła filologię polską na UG i studia podyplomowe z bibliotekoznawstwa. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego w Postolinie i w Ustce. Jest autorką scenariuszy i realizatorką wieczorów poetyckich przybliżających twórczość H. Poświatowskiej, E. Stachury i K. K. Baczyńskiego – wystawianych na scenie Domu Kultury w Ustce. Jest również współredaktorką wydania tomu poezji „Młode głosy”(1997), promującego twórczość młodzieży. Aktualnie na emeryturze. Mieszka w Ustce, a latem w Barcicach.

Zobaczyć iskry

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2014

stron 255

Zobaczyć iskry to powieść obyczajowa z nutą humoru, ale i dramatu.

Renata, dobiegająca trzydziestki nauczycielka języka niemieckiego, po likwidacji szkoły staje przed wizją bezrobocia. Na nic okazuje się wykształcenie, inteligencja i samozaparcie, kiedy sytuacja w kraju jest taka jaka jest. Nie mając dostatecznej siły w walce „z wiatrakami” systemu pracy, coraz częściej zagląda do „szklaneczki”. Któregoś dnia jej mama przynosi do domu informację, że ktoś poszukuje do pracy w Niemczech. Praca nie jest szczytem marzeń, ale daje szansę na bycie poza kręgiem bezrobotnych. Renata decyduje się prawie natychmiast, wmawiając sobie, że jest to jedynie chwilowa odskocznia i wyjeżdża do Niemiec jako opiekunka osób starszych. Zostaje zatrudniona u dość sędziwego pana, który na jej widok doznaje szoku i potrzebna jest natychmiastowa pomoc pogotowia ratunkowego. Jednak po wyjściu ze szpitala, Martin upiera się, aby tylko Renata była jego opiekunką, nazywając ją Ryfką. Co kryje się za tym imieniem i jak zakończy się pobyt Renaty na obczyźnie to już polecam przeczytać samemu.

Książka jak na debiut pisarski jest niesamowita. Przez dwa dni nie potrafiłam oderwać się od jej kartek, przeżywając razem z główną bohaterką jej każdy dzień. Autorka w bardzo ciekawy sposób opisała relacje między pracującymi w tej samej branży kobiet, które potrafią się tak samo zaprzyjaźnić jak i mocno znienawidzić i zazdrościć. Przebywanie na obczyźnie ma swoje plusy i minusy, i docenić je może tylko ten, kto znalazł się w podobnej sytuacji.

Lektura ta jest wyjątkowo wciągająca, zarówno pod względem fabuły jak i słownictwa. Autorka ma bardzo bogaty zasób słów, i pisze bardzo zmysłowym i przemyślanym stylem. Potrafi zarówno rozbawić czytelnika do łez jak i wzruszyć do łez, nie każdy ma takie zdolności. Książka niby dość pogodna, ale poruszająca trudne, życiowe dylematy, zwłaszcza ludzi młodych, ale i nie tylko. Swoją fabułą przybliża pracę opiekunek osób starszych, która może być bardzo satysfakcjonująca jak i ciężka zarówno fizycznie jak i psychicznie.

Przeczytałam w jakimś wywiadzie z autorką, że pracuje ona nad kolejną książką, która jest kontynuacją losów Renaty, przyznam szczerze, że z już nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że na rynku księgarskim pojawiła się kolejna Maria Ulatowska, która zjedna sobie rzesze czytelniczek (i czytelników), którym obojętny jest wiek autora, ale ważne jest dla niego to, co ma do przekazania.

Niezwykle rzadko zdarza się aby ciekawa fabuła była przedstawiona ciekawym językiem (zwłaszcza u debiutantów), w tej książce możemy to znaleźć, dlatego właśnie czyta się przysłowiowym „jednym tchem”.

Trochę jednak nie podoba mi się oprawa książki. Okładka kojarzy mi się z tanim romansidłem, zbyt kolorowa i prowincjonalna. Może to był zamierzony zamysł wydawnictwa, ale najważniejsze, że za tą okładką znalazłam bardzo interesującą treść. Ogólne jednak pisząc, książka wydana bardzo ładnie, i widać, że wydawnictwo nie kierowało się drogą „ilość” ale „jakość”.

Polecam książkę każdemu, kto ma ochotę na czysty relaks, połączony z ciekawą i humorystyczną (częściowo) lekturą.  Gwarantuję, nie tyle solidny odpoczynek, ale również niezastąpione wrażenia. Mam nadzieję, że autorka nie zrezygnuje z pisania i pozwoli na przeczytanie więcej swoich książek.



logo białe pióro

DOM NAD JEZIOREM SMUTKU – Marilynne Robinson

Marilynne Robinson urodziła się w 1943 roku. Jest amerykańską powieściopisarką i eseistką. Za swoje publikacje otrzymała wiele nagród, w tym nagrodę Pulitzera (za „Dom” – rok 2005). Urodziła się i dorastała w  Sandpoint (Idaho). Napisała trzy wysoko cenione powieści: „Hausekeeping”  (1980), „Gilead” (2004) i „Dom” (2008). Obecnie mieszka w Iowa City i wykłada w Iowa Writers Workshop. Były arcybiskup Canterbury – Rowan Wiliams, opisał Robinson jako jedną z najbardziej interesujących pisarek anglojęzycznych na całym świecie.

Dom nad jeziorem smutku

Wydawnictwo m rok 2014

stron 212

Tytuł oryginału ” Housekeeping”

Dom nad jeziorem smutku, to powieść obyczajowa o dość dramatycznej fabule.

Ruth i Lucille to dwie siostry, których życie potraktowało dość obojętnie. Po (prawdopodobnie) samobójczej śmierci matki, dziewczynki trafiły pod opiekę babci, osoby dość zaradnej i opiekuńczej. Po śmierci babci, nad dziewczynkami opiekę przejęły dwie siostry dziadka, (który zginął tragicznie w wypadku pociągu zanim jeszcze matka Ruth i Lucille zdążyła dorosnąć). Niestety nieudolne starsze panie, nie radzą sobie z opieką nad dwoma dorastającymi dziewczynkami, kiedy tylko nadarza się okazja, gdy niespodziewanie przychodzi list od ich bratanicy, czyli młodszej siostry matki, szybko przekazują jej ten nieplanowany „balast”. Ekscentryczna Sylwie, przyjeżdża do domu swojego dzieciństwa i próbuje zastąpić dziewczynkom rodziców, co nie do końca jej się udaje, z powodu dość specyficznego charakteru. Dom, który po śmierci matki stał się jedynym prawdziwym domem Ruth i Lucille, jest starym budynkiem, kryjącym wiele rodzinnych tajemnic. Znajduje się on w małej miejscowości, nad ogromnych jeziorem, kojarzącym się mieszkańcom z wieloma tragediami. Mimo tego, okolice złowieszczego jeziora bardzo przyciągają dziewczynki…

Książka jest wyjątkowo nostalgiczna, poważna, i chociaż nie posiada przyciągającej fabuły czyta się ją jednym tchem. Powoli, z namysłem wciągają czytelnika kolejne losy dziewczynek. Bogate słownictwo jakie zaprezentowała autorka dodatkowo wzbogaca treść. Każde zdanie wydaje się być dokładnie przemyślane i napisane tak, aby zadowolić nawet najbardziej wyrafinowanego czytelnika. Kolejno odkrywane tajemnice wzbudzają zainteresowanie i nie pozwalają na oderwanie się od kartek książki. Poruszane w tej lekturze wątki: samotności dzieciństwa, buntowniczego życia, którego najlepszą drogą jest ucieczka, czy odpowiedzialności za los własny i innych, to sprawy, o których nie rozmawia się zbyt często, a które nierzadko zostają zlekceważone. Autorka w bardzo interesujący sposób stara się przybliżyć je czytelnikowi, zmysłowo wplatając je w opowieść o dwóch siostrach, które mimo najszczerszych starań opiekujących się nimi osób, nie zaznały szczęśliwego dzieciństwa, od początku zdane tak właściwie tylko na siebie.

Wprawdzie książka liczy sobie niewiele ponad 200 stron, zawarta jest w niej cała gama uczuć, które towarzyszą samotnemu człowiekowi. „Inność” jest tym uczuciem dominującym. W małym amerykańskim miasteczku, gdzie każdy zna każdego, ta „inność” często widziana z boku, ale zbyt często lekceważona, może być przyczyną tragedii.

Patrząc na okładkę, czytelnik od razu domyśla się, że to nie jest lekka lektura na wieczór, już nie tylko sam tytuł polski o tym informuje, ale również tajemnicze zdjęcie otulonego mgłą jeziora. Nie wiem, dlaczego taki właśnie polski tytuł dano tej książce, ale pasuje on doskonale do treści.

Polecam książkę osobom, które lubią wytrawną, poważną literaturę opartą na przemyśleniach i mocnych wartościach. To nie jest delikatna książka z nutką romansu czy sensacji, ukryte w niej tajemnice mogą jednak przyciągnąć niejednego czytelnika. Z przyjemnością przeczytam inne książki tej autorki, chociażby dlatego, aby przekonać się, czy we wszystkich utrzymuje ten tajemniczy styl.

Wydawnictwo m

ANIELSKI KOKON – Karolina Wilczyńska

wędówka książkiKsiążka przywędrowała do mnie dzięki akcji na FB, którą zainicjowała autorka Karolina Wilczyńka „Anielski kokon” rusza w świat.

Karolina Wilczyńska

 Karolina Wilczyńska urodziła się w 1973 roku, i jest mieszkanką Kielc. Jest prezesem własnej fundacji, trenerką i terapeutką. W wolnych chwilach oprócz pisania haftuje, ozdabia przedmioty techniką decoupage, tworzy biżuterię. Jest autorką takich powieści jak: „ Performens” i „Ta druga” i zwyciężczynią konkursów na opowiadania „Secretum Calligo” i „Littera Scripta”. W 2012 roku jej powieść „Ta druga” była nominowana do nagrody na Festiwalu Literatury Kobiecej Pióra i Pazura w kategorii Pióro i zdobyła nagrodę czytelniczek.

Anielski kokon

Wydawnictwo MWK rok 2013

stron 276

Anielski kokon to powieść dość kontrowersyjna, granicząca między jawą a snem, między realnym życiem a fantazją, między rzeczywistością a obłędem. Z pewnością jest to powieść dramatyczna.

Olga jest młodą, niezależną kobietą. Ma własne mieszkanie, dobrze płatną pracę, przystojnego chłopaka i tak właściwie niczego jej do szczęścia nie powinno brakować, ale czegoś brakuje. Pewnego dnia otrzymuje na służbową skrzynkę pocztową dziwnego maila, a następnie zauważa obserwującego ją z oddali mężczyznę. Początkowo, zupełnie niewinna obecność obcego mężczyzny zaczyna ją drażnić ale w pewnym momencie obsesyjnie czuje się przez niego prześladowana. Najpierw wzbudza to strach, potem złość, ale w końcu Olga postanawia „rozmówić” się z tajemniczym obserwatorem. Mężczyzna przedstawia się jako Anioł i przekonuje Olgę, że i ona została „wybrana” aby czynić dobro. Długie godziny rozmyślania i analizowania obecności tajemniczego Ananke powodują, że Olga odsuwa się od wszystkich. Wpada w obłęd świadomości, że jej życie musi się zmienić, że ona ma ważną do wykonania misję. Niestety kończy się to w szpitalu na oddziale psychiatrycznym, a potem…

Książka jak już wspomniałam wcześniej jest dość kontrowersyjna. We mnie wzbudziła sprzeczne emocje. Z jednej strony starałam się zrozumieć główną bohaterkę, a z drugiej strony potępiałam jej zachowanie. Czy na to, jak postępowała Olga i jakie podjęła decyzje miała wpływ budząca się w niej choroba? Jak często w naszych umysłach rodzą się myśli, z którymi nie potrafimy sobie poradzić, myśli potępiane przez innych i walczące z naszym wewnętrznym Ja.

Autorka z całą pewnością chciała ukazać wnętrze człowieka, którego on sam nie zawsze jest do końca świadomy. Czasami automatycznie wykonuje jakieś czynności będąc jednocześnie przekonanym, że mógłby robić coś zupełnie innego, ale nie ma do tego odpowiedniej odwagi wewnętrznej.

Książka napisana jest dość nostalgicznie, zmusza do myślenia i zastanowienia się na własnym życiem. Nie wiem, czy jest to powieść obyczajowa, i czy można książkę zakwalifikować do prozy współczesnej, chociaż zawiera wiele wątków współczesnego życia. Nie wiem również, czy mogę ją zakwalifikować do literatury fantasty, bo przecież duża dawka fantazji również jest w niej zawarta. Myślę, że jest to książka poruszająca przede wszystkim wątki psychologiczne. Tak, jak trudno mi było oderwać się od tej lektury, tak cieszyłam się, że w końcu się skończyła. Dlaczego? Chyba dlatego, że momentami irytowała mnie główna bohaterka. Jest tyle sposobów na robienie „dobra”, a ona nie potrafiła ich znaleźć obok siebie tylko szukała gdzieś daleko poza kręgiem normalności. Może to spowodował obłęd, w jaki wpadała, a może jakiś żal do świata, że nie jest taki jakim ona by chciała, nie wiem…

Jest to lektura, której nie można przeznaczyć na relaksujący wypoczynek, taki, który ma oderwać nas od szarej rzeczywistości po to, aby zapomnieć na chwilę o niej. Jak dla mnie to ciężka lektura, zmuszająca do refleksji, poruszająca bardzo poważne tematy, tematy podświadomości.

Muszę jeszcze zatrzymać się przy okładce. No cóż, jeżeli napiszę, że był to wyjątkowo trafny wybór grafika, to tak właściwie nic już nie musiałabym dodawać. Okładka piękna, zmysłowa, wzbudzająca ciekawość i zachęcająca do sięgnięcia po książkę. Wprawdzie nigdy nie kieruję się okładką przy wyborze lektury do czytania, ale tym razem to właśnie okładka spowodowała, że zapisałam się na listę do przeczytania tej książki i nie żałuję.

„Anielski kokon” został zgłoszony do trzeciej edycji Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur w kategorii Pióro i będę trzymała mocne kciuki, aby książka została nominowana do nagrody, ba… będę trzymała kciuki, żeby wygrała.

Polecam książkę, chociaż nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Polecam ją dlatego, bo uważam, że każdy powinien na chwilę zatrzymać się w biegu szarej codzienności i przemyśleć swoje życie, zastanowić się nad tym, co warto w nim zmienić, aby osiągnąć apogeum szczęścia.

Anielski kokon

„Anielski kokon” wśród moich Aniołków,

dwa z nich otrzymałam w prezencie od podopiecznych z hospicjum  (własnoręcznie je robili),

a każdy następny również jest prezentem od kogoś bliskiego,

 * * * na szczęście * * *

LATARNIK – Karol Kłos

 Karol Kłos

Karol Kłos to człowiek, dla którego praca i pasje łączą się. Urodził się w 1961 roku, mieszka i pracuje na Półwyspie Helskim, a konkretnie w samej Jastarni. Zawodowo jest latarnikiem. Pracował jako elektryk, oraz był redaktorem prasy lokalnej jako reporter mediów elektronicznych. Jego hobby to latarnie, jak również literatura i fotografika. Jak sam przyznaje czyta dużo i są to różne gatunki literackie. Jest autorem dwóch książek „Latarnik” i „Latarniczka” oraz kilku opowiadań. W 2006 roku jego opowiadanie „Rok” zajęło 1 miejsce w Ogólnopolskim Konkursie na Opowiadanie o tematyce współczesnej (2004), zorganizowanym przez gdański klub „Winda” i otrzymało nagrodę marszałka województwa pomorskiego.

Latarnik

Wydawnictwo Poligraf rok 2010

stron 259

Latarnik to książka napisana w formie dziennika. Każdy wpis znajduje się jednak nie pod jakąś konkretną datą, ale pod kolejnym numerem. Jedne wpisy są krótkie, zawierające zaledwie kilka zdań, inne zaś są długie jak opowiadania. Każdy wpis zawiera jakąś myśl, którą w danej chwili piszący latarnik miał do przekazania. Możemy zatem poczytać o roli latarni i pracy zatrudnionych tam ludzi, o współpracy z innymi, o życiu mieszkańców półwyspu w najgorętszych miesiącach wakacyjnych, ale także o snach nawiedzających człowieka. Możemy poczytać o bezrobociu panującym w małej nadmorskiej miejscowości, w której tak naprawdę, najwięcej zatrudnienia można znaleźć w sezonie letnim, ale i o tym, kto najlepiej sobie potrafi z tym bezrobociem poradzić.

Dziennik prowadzony jest z niespotykaną zmysłowością, opisywane w nim wydarzenia, obrazy czy uczucia, przedstawione są tak malowniczo jak do tej pory spotkałam jedynie w twórczości Stefana Chwina.

Wpisy są chwilami humorystyczne, a chwilami tragiczne, jakby jakaś trauma przeszłości nękała ich autora. Opisane są zarówno zwykłe, szare dni, zwykła codzienność jak również sny, będące często snami jak z thrillera, koszmaru, czy nawet horroru.

Początek książki stanowią wpisy bardziej nostalgiczne, ale zagłębiając się dalej, dominuje w nich już sporo satyry, duża dawka humoru i lekkiej ironii do codzienności.

Niektóre wpisy są typowymi zapiskami wziętymi z życia, ale niektóre okraszone są wyjątkową fantazją, bądź wręcz urojeniami chorego człowieka.

Bardzo podobało mi się przedstawienie w książce kobiet, (mam nadzieję, że nikt nie zarzuci mi w tej chwili stronniczości). W nawiązaniu do problemu bezrobocia, to one właśnie częściej radziły sobie z tym. Przedstawione jako silne osobowości, kobiety zatrudniały się jako ciężko pracujące, nie rzadko w zawodach określanych jako typowo męskie, w hydraulice, w budownictwie, jako kierowcy ciężarówek.

W niektórych jednak wpisach autor prowadzonego dziennika, wiadomo, że mężczyzna przedstawiał się w rodzaju żeńskim, tak, jakby miał zaburzenia osobowości (zresztą na samym początku pojawia się wzmianka o jakimś psychiatrze, o jakimś leczeniu). Myślę, że zostanie to jednak wyjaśnione w drugiej książce Karola Kłosa „Latarniczka”.

Cały czas, podczas czytania tej książki zastanawiałam się ile w niej jest prawdy wziętej z życia, a ile fantazji autora.

Przyznam szczerze, że patrząc na okładkę, spodziewałam się za nią czegoś zupełnie innego, jakiejś poważnej powieści o życiu latarnika. Ale przyznam szczerze, że nie żałuję, iż okazało się to jedynie moim czczym wymysłem.

Książkę czyta się szybko i z zainteresowaniem, a skłonność autora to wykorzystywania nadmiernej ilości synonimów, często wywołuje uśmiech. Chciałabym napisać, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale nie wiem, czy mogę tak ją określić. Wśród poruszanych wątków jest tyle poważnych spraw, chociaż są one opisane w sposób dość groteskowy, to jednak nie należą do błahych.

Polecam książkę całym sercem, nie tylko jako lekturę na weekend. Można w niej znaleźć zarówno nostalgię, jak i dobry humor, oraz odrobinę sensacji. Jest to książka dla tych, którzy nie klasyfikują swojej pasji czytania tylko do jednego gatunku literackiego, myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

KOLOR BURSZTYNU – Hanna Cygler

Hanna Cygler

Hanna Cygler jest osobą, której nie muszę przedstawiać, przynajmniej tym osobom, które zaglądają do mojej „krainy książek”. Wspomniałam już o tej autorce kilka razy na moim blogu, zarówno opisując spotkanie autorskie jak i dzieląc się spostrzeżeniami po przeczytaniu książki „W cudzym domu”.  Dozuję sobie jej książki w małych dawkach, ale za to, jaką mam ogromną przyjemność podczas czytania… 🙂

Kolor bursztynu

Wydawnictwo KURPISZ rok 2004

stron 284

Kolor bursztynu, to powieść współczesna, chociaż napisana dziesięć lat temu. Cały czas jednak utrzymuje się w klasyfikacji „współczesnej”, bo tak właściwie zbyt wiele się nie zmieniło od tamtego czasu w porównaniu z teraźniejszością, zwłaszcza w poruszanych przez autorkę wątkach.

Aniela, jest młodą, przeciętną kobietą, samotnie wychowującą dwójkę dzieci i chociaż nie jest to dla niej łatwe, w miarę możliwości radzi sobie z tym całkiem dobrze. Jej były mąż, po tym jak doszedł do wniosku, że preferuje inną płeć, całkowicie odsunął się od niej i od dzieci, zapominając, że są one owocem jego pierwszych doświadczeń seksualnych. Aniela, w czasie jednego dnia pracy w muzeum bursztynu w Gdańsku, zupełnie przypadkowo zauważa mężczyznę, którego podejrzewa o zamordowanie przed kilku laty, swojego byłego pracodawcy a niedoszłego męża i postanawia za wszelką ceną udowodnić jego winę, podejmując się prywatnego śledztwa. Bieg wydarzeń jednak zaczyna się komplikować, kiedy kobieta odkrywa, że Kaj, mężczyzna, którego dotąd stanowczo winiła za śmierć Wiktora, staje się osobą bliską nie tylko jej, ale również i jej dzieciom. Niewinny i z premedytacja przygotowany romans nagle przybiera inny niż zamierzony cel, a wszystko zaczyna się jeszcze bardziej komplikować.

No cóż, jeśli napiszę, że romans w połączeniu z sensacyjnym wątkiem, to jest to, co lubię, to chyba nie będę musiała nic więcej dodawać.

Hanna Cygler jest autorką, która kojarzy mi się z dwoma innymi pisarkami: Stanisławą Fleszarową-Muskat i Norą Roberts, obie zresztą w równym stopniu uwielbiam. Chyba ma podobny styl pisarski, czyli potrafi w bardzo zmysłowy sposób budować napięcie, jednocześnie pozwalając na leniwe, spokojne odbieranie reszty fabuły. Tej książki, mimo dość specyficznego romansu nie można nazwać „romansidłem”, ponieważ jej głównym wątkiem jest wyjaśnienie tajemnicy sprzed lat.

Lektura jest na tyle wciągająca, że w pewnym momencie czytelnik zaczyna się zastanawiać czy bardziej mu zależy na rozwiązaniu zagadki kryminalnej czy na efekcie końcowym związku Anieli z Kajem.

Kolejnym dość ważnym wątkiem w tej powieści są relacje rodzinne między matką a dziećmi i dotyczy to nie tylko Anieli i jej potomstwa, ale głównie relacji między Anielą a jej matką, związku przez lata traktowanego dość zimno i z pewnego rodzaju wyrachowaniem.

Książka doczekała się powtórnego wydania przez inne wydawnictwo i w zdecydowanie innej oprawie. Patrząc jednak na obie okładki, muszę przyznać, że do mnie bardziej przemawia ta z roku 2004 – wydawnictwa Kurpisz. Ma w sobie tę nutę tajemniczości, kiedy dodać jeszcze do tego tylko trzy słowa: „Gdańsk, bursztyny, sensacja”, to już wiadomo, że książka nie pozwoli na nudę. Nowa okładka bardziej kojarzy mi się z nostalgiczną miłością, jakąś tęsknotą itp. Nie zaprzeczam, że to wszystko jest ukryte na kartach książki, ale no cóż…, wolę bardziej tajemnicze obrazy.

kolor bursztynu

Wydawnictwo REBIS rok 2013

Polecam książkę każdemu, kto lubi zmysłowe, owiane nutką odwagi romanse, wplecione w wątki sensacyjne. Umiejscowienie fabuły w Trójmieście, a zwłaszcza w środowisku gdańskich bursztyniarzy powinno jedynie być dodatkowym bodźcem do przeczytania tej książki.

 

Napisz do mnie

kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  

Książki które przeczytałam

Recenzje moich książek

  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń

Znajdziesz mnie również na

lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/