OSTATNIA NOC W CHATEAU MARMONT – Lauren Weisberger
Lauren Weisberger urodziła się w 1977 roku w Scranton w stanie Pensylwania. Jest autorką książki Diabeł ubiera się u Prady, która bardzo szybko stała się bestsellerem. Przez prawie rok była asystentką szefowej amerykańskiej edycji popularnego magazynu mody Vouge, następnie pracowała w czasopiśmie podróżniczym Departures.
Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz rok 2011
stron 478
Ostatnia noc w Chateau Marmont to współczesna powieść obyczajowa, myślę, że śmiało mogę ją zakwalifikować do powieści psychologicznej.
Brooke i Julian od pięciu lat są szczęśliwym małżeństwem. Ona, z zawodu dietetyczka, pracuje na dwa etaty aby utrzymać siebie i męża, który jest utalentowanym choć bezrobotnym muzykiem. Wierzy, że kiedyś Julian będzie sławny. Kiedy Mąż Brooke podpisuje kontrakt na pierwszą płytę, jego kariera zaczyna w błyskawicznym tempie rozwijać się. Niestety ma to swoje złe strony, ponieważ zarówno Julian jak i Brooke, stają się ciekawymi kąskami dla dziennikarzy. Małżonkowie widują się coraz rzadziej, ponieważ Julian koncertuje po całym świecie. Brooke coraz trudniej jest żyć z dala od męża, a kiedy w jednej z gazet ukazuje się zdjęcie Juliana z jakąś panienką, a złośliwi dziennikarze dopisują do niego swoją wersję wydarzeń, małżeństwo Brooke i Juliana zaczyna wisieć na włosku. Czy w hotelu Chateau Marmont zdarzyło się coś co może mieć wpływ na dalsze życie obojga, na ich małżeństwo? Czy Brooke i Julian będą walczyć o swoją miłość?
Przyznam szczerze, że kilka dni zastanawiałam się nad tym, jak opisać swoje wrażenia po przeczytaniu tej książki. Z jednej strony fabuła bardzo mnie zainteresowała, a z drugiej miałam czasami ochotę rzucić książkę w kąt. Muszę jednak przyznać, że autorka zgrabnie wmanipulowała mnie w intrygi bohaterów i teraz wiem, że warto było tę książkę przeczytać do końca.
Niby miłość to popularny temat, ale kiedy zaczynają się problemy to trzeba umieć zgrabnie się z nich wyplątać. Autorka przedstawiła szczere i gorące uczucie dwojga młodych ludzi, które zostało poddane ciężkiej próbie. Z jednej strony dom i ukochana w nim kobieta, a z drugiej wielki świat i miliony pokus. Czasami człowiek musi się bardzo mocno zastanowić nad tym, co jest dla niego ważniejsze, czy wielka kariera, czy wielkie uczucie. Jedno z drugim trudno czasami połączyć.
Nie od dziś wiadomo, że długie rozłąki nie wpływają korzystnie na zakochanych, a jeżeli do tego dołączy jeszcze utrata prywatności i tysiące pokus wielkiego świata, to może się okazać, że wielka miłość może się zamienić w wielką porażkę.
Główna bohaterka nie tylko kochała swojego męża, ale bezgranicznie mu wierzyła, ale… do czasu. Kiedy nagle ze wszystkich stron, docierają do niej głosy współczucia, dobre rady, słowa pokrzepienia, a ona tak naprawdę nie może sobie wyobrazić tego, co widzą wszyscy oprócz niej, to zjawia się pewna wątpliwość. Presja otoczenia potrafi nieźle namącić w głowie, nawet bezgranicznie zakochanej osobie. Ona jednak się nie poddała, dobrą miną nadrabiała ból, jaki rozrywał jej serce.
Nagle duma z męża stała się koszmarem wypływającym z brukowców i rządnych taniej sensacji dziennikarzy i… współpracowników wielkiej gwiazdy. Dla pieniędzy człowiek potrafi zrobić wszystko, chciwość czasami wygrywa z solidarnością i przyjaźnią.
Dla głównej bohaterki pieniądze nie miały tak wielkiej wartości jak uczucia, i chociaż jej mąż nagle stał się wielką gwiazdą, a jego dochody zapewniały jej luksus, o jakim jeszcze niedawno nawet nie marzyła, ona chciała pozostać sobą, Chciała pracować jak normalna kobieta, spotykać się z przyjaciółmi, kochać z mężem i być zwykłą kobietą. Jej zależało tylko na tym, aby mieć męża i być blisko mężczyzny, którego pokochała.
Autorka w bardzo ciekawy sposób ukazała tę wewnętrzną walkę zakochanej kobiety. Z jednej strony duma z męża, a z drugiej ogromna tęsknota za nim. To trudne. Ta książka jest z pewnością pewnego rodzaju analizą psychologiczną dwóch osób, zarówno kobiety kochanej, ale odstawionej nagle na boczny tor i mężczyzny kochającego, ale zachłyśniętego sławą.
Fabuła nie jest z tych, które pamięta się długo, ale na pewno z tych, nad którymi czytelnik się na chwilę zatrzyma. Nie jest to piękna książka o miłości, chociaż takiego uczucia jak to opisane w powieści to tylko pozazdrościć. Z całą pewnością jest to książka o walce z samym sobą, bo każde z bohaterów musiało doświadczyć wiele złego, aby uświadomić sobie co dla niego jest najważniejsze.
Polecam tę lekturę na urlop, lekka, łatwa i przyjemna, przeniesie czytelnika na chwilę do wielkiego świata show biznesu i do wnętrza człowieka, któremu z tym wielkim światem nie zawsze jest łatwo żyć.
Co stało się w hotelu Chateau Marmont, że życie dwojga kochających się ludzi stanęło w gruzach?
MASZ TO JAK W BANKU – Ryszard Ćwirlej
Ryszard Ćwirlej urodził się w 1964 roku. Jest pisarzem, dziennikarzem telewizyjnym. wykładowcą na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2015 roku jego powieść „Błyskawiczna wypłata” otrzymała Nagrodę Kryminalnej Piły dla najlepszej powieści kryminalnej 2015. Rok później autor otrzymał Nagrodę Prezydenta Miasta Piły „Syriusz 2016” w kategorii Kultura. W roku 2017 jego powieść „Śliski interes” otrzymała nagrodę czytelników Wielkiego Kalibru, a w 2018 roku Nagrodę Wielkiego Kalibru otrzymała powieść „Tylko umarli wiedzą.
Wydawnictwo MUZA.SA rok 2018
stron 478
Masz to jak w banku, to neomilicyjny kryminał, którego fabuła zaczyna się w przełomowym roku 1989.
W Warszawie trwają obrady Wielkiego Stołu, które mają doprowadzić do szybkich i nieodwracalnych przemian ustrojowych. W Poznaniu dochodzi do serii tajemniczych i brutalnych morderstw dokonanych na miejscowych handlarzach dewizami. Wszystko wskazuje na to, że ktoś chce przejąć cały walutowy rynek szefa poznańskich cinkciarzy. Najbardziej wpływowa w tym biznesie osoba, czyli Gruby Rychu też jest w niebezpieczeństwie, bo i jego ktoś próbuje zabić. Śledztwo w sprawie zabitych handlarzy przejmuje kapitan Mirek Brodziak, prywatnie dobry znajomy Rycha. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy znika jeden z funkcjonariuszy. Co wspólnego z morderstwami cinkciarzy mają byli pracownicy SB? Czy mordercom cinkciarzy uda im się dopaść Grubego Rycha? Jak milicja poradzi siebie z rozwiązaniem tego śledztwa?
Jest to pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam, chociaż na swojej półce z książkami mam dwie jego powieści. Przyznam szczerze, że trochę mnie ta lektura zszokowała. Jestem osobą, która czasy PRL pamięta bardzo dobrze, i pamiętam cinkciarzy handlujących walutą, bo od lat osiemdziesiątych mieszkam w Trójmieście, a tu ten handel był bardzo widoczny. Zszokowana jestem natomiast obrazem polskiej milicji ukazanej przez autora. Czytając tę książkę, czytelnik odnosi wrażenie, że tamten okres, to był czas jednego wielkiego pijaństwa. Słowo alkoholik było wówczas mało znane, za to pijak… i owszem. Wszyscy pili, ale nikogo nie nazywało się pijakiem.
Autor przedstawia środowisko milicyjne, w którym wódka leje się szklankami. Alkohol jest wszechobecny. W każdym biurze, bez względu na rangę piją niemal wszyscy. Szczególnie funkcjonariusze wyższy rangą. Prawie każda rozmowa służbowa opijana jest polską wódką, nawet prokurator w czasie oględzin zwłok pozwala sobie na wypicie kilku drinków z barku denata. Milicjanci piją na służbie, po służbie i tak ogólnie, to oni piją ciągle i wszędzie.
(…) – W schowku z przodu są kalibry, znaczy takie metalowe kieliszki myśliwskie. – kapitan wskazał na przód auta. Woził takie kielonki, bo człowiek nigdy nie zna dnia ani godziny i nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie się napić. Ot choćby teraz. Przecież wcale nie zamierzali pić, a tu proszę, flaszki wpadły w ręce sierżanta zupełnie przypadkiem, to chociaż trzeba spróbować, czy wódka dobra. (…)
Zachłanność milicjantów i władza, jaką dawała mi pozycja „stróżów prawa”, sprowokowana była nie tylko pustkami w sklepach ale i dostępnością do ekskluzywnych towarów.
Fabuła jest wielowątkowa, sporo wątków nie jest dosadnie związanych z kryminalną intrygą. Sporo rozmów bohaterów nie dotyczy śledztw i tak właściwie to brakowało mi takiej linii prowadzonego śledztwa, jaką posiadają na przykład książki Agnieszki Pruskiej. Mało dokonań czysto zawodowych a sporo życia prywatnego milicjantów. Jak na kryminał, to chyba brak tutaj konkretnej akcji, która dopiero pod koniec książki nabiera tempa zgodnego z tym, czego oczekiwałam.
Ciekawie natomiast autor wplótł w narrację słownictwo. Charakterystyczny dialekt poznański połączony z potocznym słownictwem, to z pewnością plusy. Chociaż wczytując się w rozmowy między milicjantami, czytelnik odnosi wrażenie, że są to osoby może nie z marginesu, ale z pewnością z nizin intelektualnych.
Od czasu do czasu gościł jednak na moich ustach uśmiech, który sprowokowany był opisem dość humorystycznych zachować lub przekazu myśli bohaterów. Wszak odrobina humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziła i chociaż kryminał powinien być lekturą poważną, to zabawne sytuacje też czasami są wskazane.
(…) Bo Mariusz Blaszkowski miał dziewczynę. Tak naprawdę to w zasadzie miał mieć i wszystko wskazywało na to, że plan się powiedzie. Spotykali się już ponad dwa tygodnie i raz nawet się pocałowali. (…)
(…) Miejsc wkoło nas coraz mniej, już dymi z okien złotym obłokiem. I barman już woła: Hej! Już kawiarenka rusza w rejs, wielki rejs. – Jadwiga znała dobrze tę piosenkę, bo dość często puszczali ją w pierwszym programie radiowym, ale za nic w świecie nie potrafiła sobie wyobrazić, jak te kawiarenki w ogóle płyną, bo przecież wiadomo, że pływać to mogą ryby, statki, a nawet ludzie, ale żeby kawiarnia gdzieś odpłynęła, to raczej niemożliwe. (…)
W tej poważnej fabule, takie przebłyski humoru bardzo mi się podobały. Nie brakuje jednak w tej powieści tak zwanego czarnego humoru i ironii, podkreślającej często smutną prawdę dotyczącą służb państwowych czy stanowisk urzędowych w Polsce Ludowej.
Moim zdaniem, autor w tej barwnej PRL-owskiej powieści, w świetny sposób uchwycił oznaki przemian, Zauważamy jak na przykład zmienia się podejście do zachodniego luksusu, chociażby za sprawą towarów przywożonych z zza granicy i sprzedawanych na ulicach prosto z toreb czy walizek. Czy prozaiczny przykład podejścia do napojów, popularną wówczas oranżadę zamienia się w Pepsi Colę. I co moim zdaniem istotne, czas zmian nie tylko ustrojowych, legalizowanie do tej pory czynności, takich chociażby jak handel walutami. Od cinkciarzy po całkiem legalne kantory wymiany walut, czy banki z wymianą walut.
Ta książka jest nie tylko dla miłośników kryminału, jest w niej kawał dobrej historii, o której młode pokolenie nie zawsze ma pojęcie. Polecam tę lekturę szczególnie młodym czytelnikom, chociaż ukazany w negatywnym świetle świat tamtego okresu, może wydać się im zbyt wulgarny i prostacki. Ale kto miał okazję doświadczyć tego, ten wie ile prawdy kryje się za tę fabułą.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej książki.
MIŁOŚĆ W CZASACH ZAGŁADY – Hanni Munzer
Hanni Munzer urodziła się w 1965 roku w Wolfratscausen w Niemczech. W 2013 roku opublikowała debiutancką powieść Rybacy dusz (Seelenfischer), udane połączenie thrillera i romansu, którego akcja rozgrywa się we Włoszech. Literacki debiut świeżo upieczonej powieściopisarki przez siedem tygodni utrzymywał się na szczycie listy najlepiej sprzedających się e-booków. Na listę bestsellerów trafiły również dwa pozostałe tomy trylogii. Na początku 2014 roku ukazała się Miłość w czasach zagłady, na podstawie której ukaże się film, w kilkunastu krajach, m.in. we Włoszech, w Hiszpanii, Polsce, Holandii, Turcji, Chinach i na Węgrzech. W planach jest również serial oparty na powieści. Po latach spędzonych m.in. w Seattle, Stuttgarcie i Rzymie zamieszkała z mężem i ulubionym psem w Górnej Bawarii. W chwilach wolnych od pisania czyta.
Wydawnictwo Insignis rok 2016
stron 482
Miłość w czasach zagłady to powieść opisująca losy kilku pokoleń kobiet, pewnej rodziny na tle dramatycznych wydarzeń od końca lat trzydziestych ubiegłego wieku, przez lata drugiej wojny światowej, aż po czasy współczesne.
Młoda Amerykanka – Felicity, wyrusza do Europy śladem matki, która znika w tajemniczych okolicznościach, po śmierci swojej matki i zabraniu z domu opieki kilku jej rzeczy, w tym pewnego pudełka z wycinkami gazet i zeszytu będącego prawdopodobnie pamiętnikiem. Podczas poszukiwań w Rzymie, kobieta odkrywa mroczną przeszłość dotyczącą kilku pokoleń kobiet w jej rodzinie, a zwłaszcza przeszłość swojej babki i prababki – Elisabeth Malpran, która, chcąc ratować rodzinę, wiąże się z SS Obersturmbannführerem Albrechtem Brunnmannem, nie zdając sobie sprawy z tego, że zawiera pakt z diabłem… Pakt, który położy się cieniem na życiu nie tylko jej córki. Felicity poszukując w Rzymie matki, natyka się na mroczną historię swojej rodziny. Aby ją wyjaśnić, musi się cofnąć do najbardziej ponurego rozdziału dwudziestowiecznej historii i poznać dramatyczne losy swojej prababki – słynnej śpiewaczki operowej Elisabeth Malpran i jej córki Deborah. Splot miłości, winy i pojednania zniszczył obie kobiety i przez pokolenia rzucił cień także na życie Felicity.
Są książki, które się czyta dla zabicia czasu, albo po prostu dla relaksu. Są książki, które bardzo szybko stają się bestsellerami i pamięta się ich fabułę bardzo długo. I są książki, które są diamencikami literackimi i do tej właśnie grupy zaliczam tę powieść.
Ta książka jest dowodem na to, że self-publishing to nie tylko grafomania, tak jak powszechnie uznawane jest w naszym kraju.
Od tej książki trudno jest się oderwać nie dlatego, że autorka w bardzo ciekawy sposób przenosi czytelnika od czasów współczesnych do lat trzydziestych, czyli okresu przedwojennego, ale dlatego, że fabułą potrafi wzbudzić w czytelniku ogromne emocje. Dużo wiemy na temat wybuchu II wojny światowej, ale tak naprawdę niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że koszmar wojny dla wielu ludzi zaczął się długo przed pierwszym września.1939 roku. Mam tu na myśli koszmar rodowitych Niemców, czy Żydów niemieckiego pokolenia, którzy potępieni przez pewnego człowieka pochodzenia austriackiego, stali się „zwierzyną” łowną. Jakim cudem ten niepozorny człowiek potrafił rozbudzić w jednych ludziach potężną nienawiść, a w drugich i ogromny strach.
Ta książka opowiada między innymi o tym, jak Hitler dochodził do władzy, jak bardzo potrafił uzależnić od siebie ludzi i jak mocno wszczepiał w nich nienawiść do Żydów.
Autorka zabiera czytelnika do przedwojennego Monachium, wojennego Krakowa i współczesnego Rzymu. Ukazuje jak wielka potrafi być władza opływająca w luksusach i wygodach, w czasach, w których wielu ludzi musiało walczyć o życie ukrywając się, przebywając w obozach, czy żyjąc pod ciągłym nadzorem kogoś, dla kogo władza i uzależnienie od Hitlera było ważniejsze od najbliższej rodziny.
Czy w tamtym czasie prawdziwa miłość miała rację bytu? Czy można było kochać, nie narażając się na upokorzenia i ból zadawany przez tę kochaną osobę? Wiadomo jednak, że nie ma silniejszej miłości niż miłość matki do dzieci. Bohaterki książki poświęciły siebie, swoje ciała, dusze, poglądy polityczne i przyjaźnie dla utrzymania w miarę bezpiecznej pozycji dla swoich dzieci czy rodzeństwa. Zakłamanie, otaczające ich ze wszystkich stron, pozwoliło im wierzyć w to, że ich poświęcenie nie pójdzie na marne. Wszak wiadomo, że matka potrafi zrobić wiele dla ratowania swoich dzieci. Tyle samo jest w stanie zrobić siostra dla potępionego przez okrutną politykę brata.
Ta książka nie należy do lekkich, łatwych i przyjemnych i myślę, że niejednej osobie wyciśnie z oczu łzy. Autorka w bardzo przystępny dla czytelnika sposób ukazuje bowiem dramat tamtych czasów, okrucieństwo, które może zadać tylko człowiek dotyczące zarówno ludzi jak i zwierząt, fałsz kierujący się utrzymaniem lub zdobyciem władzy i przede wszystkim wpojoną nienawiść do ludzi innych niż rodowici aryjczycy.
Ale w bardzo piękny sposób ukazuje również siłę miłości, przyjaźni i odpowiedzialności za drugiego człowieka, która mimo tak trudnego okresu potrafi być piękna ale i niebezpieczna.
Ciekawie przedstawieni bohaterowie pod względem osobowościowym, to z pewnością jeden z wielu plusów tej powieści, a w połączeniu z zapierającymi dech w piersi wątkami i wciągającymi dialogami, to… dla mnie literacka perełka.
Ta powieść, to połączenie miłości, poświęcenia, tęsknoty, bólu i odwagi. To niesamowity splot emocji, który wpłynął na kilka pokoleń niezwykłych kobiet, o których losach przesądziły wertepy historii.
Polecam tę książkę zarówno miłośnikom historii międzywojennej i wojennej, ale również osobom czytującym w romanse. Wcale nie jestem zaskoczona, że powieść ta w okresie kilku lat stała się bestsellerem w wielu krajach, bo ukazana w niej bolesna prawda, długo będzie jeszcze obecna w świadomości ludzi.
BIURO M – Magdalena Witkiewicz/Alek Rogoziński
Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego nie będę przedstawiała, ponieważ oboje tyle razy już gościli na moim blogu, że chyba nie muszę się powtarzać. Zresztą, chyba nie ma wśród czytelników osoby, która by tej pary pisarzy nie znała. ONI SĄ WSZĘDZIE. Na moich półkach książkowych również. I chociaż wiem o tym, że oboje mają równie tyle przeciwników co fanów, mnie ich książki pozwalają czasami przetrwać naprawdę trudne chwile.
Wydawnictwo FILIA rok 2018
stron 312
Biuro M to współczesna komedia romantyczna, której fabuła umiejscowiona została w pewnym niewielkim miasteczku.
Barbara po kilku nieudanych związkach z mężczyznami, za których była zdecydowana wyjść za mąż, otrzymuje po zmarłej sąsiadce w spadku kota. Ze względu na alergię jej ojca, ma do wyboru albo pozbyć się zwierzęcia, albo wyprowadzić z domu rodziców. Wybiera to drugie, zamieszkując tymczasowo w mieszkaniu ciotki, która wyjechała. W wyniku pewnego bezmyślnego kłamstwa, zostaje pozbawiona dofinansowywania ze strony rodziców i zmuszona do podjęcia pracy zarobkowej. Zatrudnia się w biurze matrymonialnym. Jacek to życiowy nieudacznik, w żadnej pracy nie potrafi się zatrzymać na dłużej, swoim nieudolnym podejściem zamieniając w katastrofę wszystko czego dotknie. Jest jednak skutecznym amantem, który pocieszenie po swoich klęskach zawodowych znajduje zawsze w ramionach kobiet, które za nim przepadają. Kolejna próba zatrudnienia kieruje go do biura matrymonialnego. Co wyniknie ze współpracy szarej myszki Basi, i nieco ekscentrycznego Jacka? Czy praca w biurze matrymonialnym nie okaże się dla nich zbyt wymagającym zajęciem? Czy w dzisiejszych czasach słowo „romantyzm” ma jeszcze moc?
Osoby, które zetknęły się wcześniej z twórczością tej pary autorów, nie trzeba zbytnio zachęcać do sięgnięcia po tę lekturę, ale z pewnością są osoby, dla których te nazwiska są jeszcze mało znane.
Zapewne ktoś zapyta, czy jest to książka o miłości? Jest ONA, jest ON, jest ciekawe miejsce w jakim się poznają, czyli Biuro Matrymonialne, ale… no właśnie, czy między NIĄ i NIM jest ta „chemia”? Otóż, wyobraźcie sobie, że nie ma. Basia i Jacek są tylko współpracownikami, ale muszą się zmierzyć z wyzwaniem pobudzenia tej „chemii” u swoich klientów. A klientela takiego biura bywa różna. Mając za plecami szefową jak z piekła rodem, muszą wykazać się profesjonalizmem, który nie zawsze im wychodzi. Gdyby byli w tym biurze sami, no nie licząc szefowej, to pewnie jakoś wszystko by się inaczej układało, ale oni mają za współlokatorów z jednej strony starszą panią, która zajmuje się wróżeniem nie tylko z własnoręcznie przygotowanych kart, a z drugiej pewnego zielarza, sprzedającego zioła na wszelkie dolegliwości.
A „chemia” i romantyzm są, to przecież komedia romantyczna, więc muszą być.
Jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Najlepsza na jeden, dwa letnie wieczory dla rozluźnienia myśli. Pogodna, pełna dobrego humoru fabuła przeplatana jest zabawnymi dialogami i sytuacjami. Ale chociaż ewidentnie króluje tutaj humor, to jest on nierzadko w sytuacjach bardzo poważnych. Powoduje dystans do tej powagi chwili i następuje coś w rodzaju „jakoś to będzie”.
Zabawne sytuacje w kilku miejscach okraszone są delikatnym erotyzmem, co dodaje lekturze pewnego rodzaju pikanterii. No, w końcu jak jest miłość to musi być odrobinka erotyki.
Ciekawymi wątkami są fragmenty odnoszące się do ziołolecznictwa.
(…) To jest szafran.(…) Bardzo cenna przyprawa. Chyba najdroższa na świecie, bo od starożytności zbiera się ją i przetwarza tylko ręcznie. Ale używana jest nie tylko do jedzenia, tym bardziej, że prawie w ogóle nie ma smaku (…) Za to fantastycznie barwi potrawy. A poza tym jest dobra na wiele dolegliwości. Trawienie, cerę, oczy… No i jest rewelacyjnym antydepresantem. (…)
(…) Po chwili wyjęła stamtąd kilka świec, jakieś kadzidła, uschnięte rośliny i kilka kamyków. – Biała szałwia. Najlepsza. Zanurzenie się w jej dymie zmywa brudy naszej duszy, wypędza żerujące na nas istoty. (…)
Ktoś, kto czytał wcześniejszą książkę tej pary autorów, Pudełko z marzeniami, z pewnością pozna niektórych bohaterów występujących również w tej lekturze, oraz miejsca (tu mam na myśli restaurację), jak i tych, którzy mieli przyjemność być bohaterami Pracowni dobrych myśli. To nie jest kontynuacja tych książek, ale miło spotkać kogoś, kogo się wcześniej poznało.
Ale jak wiadomo, nie samym humorem człowiek żyje, pod koniec książki czeka na czytelnika miły, aczkolwiek mrożący krew w żyłach, pełen napięcia wątek kryminalno-sensacyjny. I muszę przyznać, że spokojna sielankowa fabuła, nabierając ostrzejszego wyrazu wcale nie jest czymś niestosownym w komedii romantycznej.
Jeżeli zatem, ktoś ma ochotę na miły relaks z lekką i zabawną książką, to nie musi szukać daleko. Bardzo sympatyczni bohaterowie, których osobowości zostały przedstawione naprawdę ciekawie, wciągające w fabułę wątki i cudowna atmosfera panująca w Miasteczku, to jest coś co polecam gorąco, tak jak już wspomniałam wcześniej dla rozluźnienia myśli i ciała.
Dodam jeszcze tylko, że Miasteczko, bardzo przypomina mi miejscowość do której jeździłam jako dziecko na wakacje. Tą miejscowością są Karsznice, teraz stanowiące dzielnicę Zduńskiej Woli. Tam też wszyscy się znali. W bloku, w którym mieszkali moi dziadkowe, mieszkała taka „pani Wiesia”, która była głównym informatorem mieszkańców, bo wiedziała wszystko o wszystkich. Nie wiem tylko czy robiła nalewki „dla zdrowotności” , bo byłam za mała, aby się o tym przekonać. Wiem, takich miasteczek jest w Polsce wiele, więc może warto wstąpić do któregoś z nich i pobyć w nim chwilę. Zapraszam Was zatem do Miasteczka, abyście odwiedzili Basię i Jacka.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej powieści. Po co wydawać pieniądze na farmakologiczne antydepresanty, jak można zaopatrzyć się w takie, po które sięgnie się w każdej chwili, i które nigdy się nie wyczerpią.
SZKARŁATNA GŁĘBIA – Krzysztof Bochus
Krzysztof Bochus urodził się w 1955 roku. Z wykształcenia jest politologiem. Z zawodu dziennikarzem, publicystą, pisarzem i wykładowcą akademickim. Pracował m.in. w „Nowej Wsi” i koncernie prasowym „Burda”, był redaktorem naczelnym miesięcznika „Sukces”, a jego teksty ukazywały się m.in. w takich tytułach jak „Przegląd Tygodniowy”, „Wprost” czy „Focus”. Jest autorem trzech książek: „Czarny manuskrypt”, „Martwy błękit” i „Szkarłatna głębia”, które mimo swojej krótkiej bytności na rynku księgarskim, cieszą się ogromnym zainteresowaniem czytelników.
Wydawnictwo MUZA.SA rok 2018
stron 404
Szkarłatna głębia to kryminał policyjny retro, którego fabuła umieszczona została w roku 1934 na terenach Elbląga, Gdańska i okolic Mierzei Wiślanej.
W elbląskim domu modlitwy zostają znalezione zwłoki starszego gminy menonickiej. Okrutnie okaleczone świadczą o tym, że oprawca był bardzo brutalny. W krótkim czasie dochodzi do kolejnego makabrycznego odkrycia, którego ofiarą jest również członek wspólnoty menonitów. Do rozwikłania tych zagadek zostaje oddelegowany radca kryminalny Christian Abell, którego zadanie jest o tyle trudne, że natrafia on wewnątrz wspólnoty na dziwny mur milczenia. Abell nie poddaje się, lecz kiedy wydaje mu się, że jest już o krok do zakończenia śledztwa, zostaje porwana jego narzeczona, której z powodu stanowczości radcy grozi wielkie niebezpieczeństwo. Porywacz jest równie zdeterminowany jak policjant. Czy uda się Abellowi doprowadzić sprawę do końca? Podda się presji porywacza, czy postawi na swoim? Jak silna jest więź łącząca ludzi nie tylko we wspólnotach takich jak mennonici?
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, i już mogę stwierdzić śmiało, że będę robiła wszystko, aby nie było ostatnim. Książka jednocześnie mnie zbulwersowała jak zachwyciła. Lubię kryminały retro, chociaż do tej pory nie miałam z nimi aż tak dużego kontaktu, ponieważ do tej pory w większej ilości przeczytałam jedynie książki Marcina Wrońskiego, czy Maureen Jennings.
W swojej powieści autor zabiera czytelnika w świat dość odległy, pozostawiając go na jakiś czas w surowym klimacie lat 30. w okolicach Prus Wschodnich. Mamy więc okazję pobyć trochę w niemieckim Elblągu, zwiedzić katedrę we Fromborku i „zmarznąć” w skutych lodem i okrytych śnieżnymi zawiejami wioskach na Mierzei Wiślanej zamieszkałych przez wspólnoty menonickie.
Nie jest łatwo oderwać się od kart książki, chociaż za pośrednictwem dość upartego, głównego bohatera, każde kolejne tropy prowadzące do rozwiązania zagadki nagle okazują się „drogami donikąd”. W czasie swojego dochodzenia policjant odkrywa nie tylko jak maniakalne potrafią być idee ludzi walczących o „własne cele”, ale również jak silne potrafią być emocje związane ze zwykłymi ludzkimi namiętnościami. I tak jak w każdej grupie ludzi, często walka o władzę czy po prostu zwykła ludzka chciwość potrafi zakryć wizerunek życia, tak i we wspólnocie tak zamkniętej i swoistej jak menonici, może okazać się, że są większe priorytetu od spuścizny religijnej przodków.
Bardzo realnie ukazany świat w przededniu wybuchu II W.Ś., w którym liczą się koneksje, pieniądze i władza, to z pewnością duży plus tej powieści. Realizm tego okresu, ukazany jest tak naturalistycznie, że wystarczy zamknąć oczy, i człowiek przenosi się w lata 30. ubiegłego wieku.
Wciągająca fabuła w połączeniu z ciekawymi dialogami i wyjątkowymi osobowościami bohaterów to coś, co nie pozwoliło mi na zbyt częste przerwy w czytaniu. I chociaż ja, istota bardzo wrażliwa na ból i cierpienia innych z ciężkim sercem wczytywałam się w sceny opisujące bardzo brutalne, wręcz makabryczne, to muszę przyznać, że autor opisał je dość obrazowo. Jeszcze teraz wzdrygam się na samo ich przypomnienie.
W tej niesamowitej historii wciągającej nas nie tylko w głąb społeczności mennonitów, czy w brutalne morderstwa, mamy okazję poznać również niektóre tajniki wydobywania bursztynu w ówczesnym czasie, oraz siłę chciwości jaka kryje się za posiadaniem tej kopalnianej żywicy, cieszącej się do dziś uznaniem wielu, nie tylko producentów biżuterii.
Ale w tej brutalnej, ostrej, policyjnej fabule, znalazły się również wątki spokojne, pełne pozytywnych emocji, delikatnym erotyzmem wplecione w narrację. Nie pozostawiające w czytelniku złudzeń, że zdeterminowany w pracy, bezwzględny w dążeniach do prawdy policjant potrafi być czułym mężczyzną.
Muszę jeszcze dodać, że ciekawostką zapewne dla wielu czytelników, są umieszczone na końcu książki przypisy, dotyczące wielu historycznych miejsc, zdarzeń i ludzi.
Ta książka z pewnością zachęciła mnie do sięgnięcia po wcześniejsze powieści tego autora i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się to zrealizować, chociaż na moich półkach czeka wiele książek do przeczytania.
Całym sercem polecam tę lekturę nie tylko miłośnikom kryminałów retro, czy kryminałów w ogóle. Myślę, że usatysfakcjonuje ona również miłośników historii, a nawet romansów. A ta odrobina makabry i grozy, no cóż… to taka mała pikanteria dodana narracji. Polubiłam radcę kryminalnego Christiana Abella i mam ochotę na jeszcze niejedno spotkanie z nim.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej książki.