LITERATURA POLSKA
DOTYK PRZEZNACZENIA – Marta Grzebuła
Marta Grzebuła to autorka wielu książek dla kobiet. Z zawodu jest pielęgniarką, ale jej potrzeba pisania jest tak wielka, że pisze dużo. Nie tylko prozę, ale również poezję. Gościłam już tę autorkę na swoim blogu, więc kto ma ochotę zapoznać się z moimi opiniami o innych jej książkach, które przeczytałam, to zapraszam poniżej. Dla przypomnienia dodam tylko, że urodziła się w 1960 roku we Wrocławiu. Ukończyła Studium Medyczne. Pisze od 13 roku życia, a w jej zbiorach jest około 400 wierszy. Dobrze czuje się zarówno w poezji jak i w prozie, co udowadnia w swoich książkach.
Wydawnictwo ASTRUM rok 2015
stron 240
Dotyk przeznaczenia to dramat obyczajowy, którego fabuła umiejscowiona jest w czasach współczesnych, we Wrocławiu.
Helena z pozoru prowadzi spokojne, szczęśliwe życie u boku nieźle zarabiającego męża, z którym wychowuje prawie dorosłą już córkę – Partycję. Jej ponad dwudziestoletnie małżeństwo jest tylko złudzeniem, ponieważ ta zamknięta w sobie i w czterech ścianach mieszkania kobieta nie potrafi cieszyć się życiem, w którym dawno temu wydarzyło się coś, co cały czas zalega w jej sumieniu. Mąż, zawiedziony jej postawą, znajduje szczęście w ramionach kochanki i w pewnym momencie szala goryczy znajduje ujście. Po wyprowadzce męża kobieta stara się ułożyć sobie życie od nowa, ale czy jej się to uda? Czy nie jest na to za późno?
Marta Grzebuła ma wiele fanek, znam osoby, które „polują” na każą jej kolejną książkę. Niestety, chociaż ja nie jestem fascynatką tego typu literatury, ta książka poruszyła mnie bardzo głęboko.
W tej niewielkich rozmiaru lekturze znajdują się ogromne pokłady emocji i chociaż główna bohaterka była dla mnie dość mdłą osobowościowo, to kilka razy złapałam się na tym, że wczuwam się w sytuacje, w jakich znajduje się ta kobieta.
Moim skromnym zdaniem, mimo tego, że autorka nie potrafi (jeszcze) dobrze budować postaci, to potrafi czytelnika bardzo zaintrygować fabułą (!). W tej książce znajdzie czytelnik wyjątkowo obrazowe opisy zarówno pogody, przyrody a także detali dotyczących ludzi, czy ich otoczenia. Tak ukazać szarość codzienności potrafi tylko ktoś z wyjątkowo wrażliwą duszą i niesamowitą osobowością, a do takich osób chyba można tę autorkę zaliczyć.
Nie będę się rozwodziła na temat tekstu samego w sobie, ponieważ przy dobrej fabule takie minusy jak interpunkcja, czy „uciekające litery” są tylko wynikiem nie dość dobrej redakcji i korekty, a tego nie można przypisać autorce tylko wydawnictwu. Niestety, ale już dawno przekonałam się o tym, że wydawnictwo nie zawsze potrafi stanąć na wysokości zadania i z powodu pewnego rodzaju zaniedbań „okaleczyć” nawet najpiękniejszą powieść.
Przyznam, że trochę poczułam pewien rodzaj zdziwienia, kiedy przyglądając się okładce przypasowałam ją do treści książki. Na mój gust po spojrzeniu na tę okładkę, czytelnik mam prawo oczekiwać zupełnie innego rodzaju literatury. Bardziej pasowałaby mi ona do thrillera czy kryminału. No, ale skoro autorka ją zaakceptowała, to okej.
Wracając jednak do treści. Nie wiem ile trzeba mieć w sobie pokładów emocji, aby zamknąć je na tak niewielu kartach. Myślę, że takie książki są wielu osobom potrzebne i dlatego autorka cieszy się takim powodzeniem, mimo że jej powieści nie wychodzą w ilościach „nastu” tysięcy egzemplarzy.
To nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna. To nie jest książka, o której można powiedzieć „relaks na weekend”. To książka, która zmusza do refleksji, do zastanowienia się nad tym ile możemy w życiu stracić, dusząc w sobie coś, co powinno zostać ujawnione. To książka, która wprost „nakazuje” nam otworzyć oczy i zobaczyć, co dzieje się wokół nas. Może u sąsiadki, może u przyjaciółki, może u siebie… Żeby nie było za późno… Jest takie powiedzenie: „uśmiech na twarzy, gdy w sercu jest ból, to najtrudniejsza z życiowych ról” – myślę, że to powiedzenie bardzo pasuje do fabuły tej książki. Niechętnie mówimy o depresji, unikamy tego tematu dopóki ONA nas nie dopadnie, a może warto się na tym zastanowić?
Polecam tę książkę, chociaż tak jak napisałam wcześniej nie jestem fanką tego typu literatury. Sama piszę podobne i nie wiem skąd mi się to bierze, chyba z potrzeby wyrzucenia z siebie pewnego rodzaju emocji, duszonych latami gdzieś w środku. To książka, która porusza ważny i trudny temat samotności, uczciwości i ukrywanych uczuć. Myślę, że warto po nią sięgnąć.
Polecam również inne książki tej autorki, które do tej pory przeczytałam. To specyficzna literatura kobieca, ale warta przeczytania.
DOM NASZEJ PANI – Anna Klejzerowicz
Anna Klejzerowicz to pisarka, która dość często gości na moim blogu i to nie tylko kiedy opisuję przeczytane książki tej autorki, ale również chętnie uczestniczę w spotkaniach z nią, co również ma swój oddźwięk w tym moim małym książkowym świecie.
Myślę, że nie muszę jej przedstawiać, ale jeżeli ktoś ma ochotę przeczytać kim jest i czym się zajmuje (oprócz pisania książek) może zerknąć do moich wcześniejszych wpisów, do których linki umieszczam na końcu tej strony.

Zdjęcie pisarki z prywatnego albumu autorki bloga.
Wydawnictwo Replika rok 2015
stron 311
Dom naszej Pani to powieść kryminalna, w której świat teraźniejszy głęboko wkracza w tajemnice przeszłości, zaginionej Atlantydy, starożytności itp.
W Gdańsku dochodzi do zaginięć i zgonów ludzi związanych ze sztuką. Naukowcy, którzy zostali zamordowani lub zaginęli, związani byli nie tylko z gdańskim muzeum, ale również z kimś, kto skutecznie próbuje wyeliminować ich z jakiegoś interesu. Dziennikarz kryminalny – Emil Żądło stara się pomóc swojemu przyjacielowi, komisarzowi policji i rozpoczyna własne śledztwo. Niestety, to że zaczął się interesować sprawą w którą wplątani są naukowcy, zaczyna zagrażać bezpieczeństwu ukochanej dziennikarza. Co Marta ma wspólnego z archeologicznym śledztwem, czy tylko to, że stara się pomóc policji i Emilowi może być zagrożeniem dla niej? Czy zagadka dotycząca jednej z największych tajemnic starożytności zostanie rozwiązana? O tym przekona się ten, kto sięgnie po książkę.
Autorka po raz kolejny w bardzo tajemniczy sposób próbuje przenieść czytelników w świat nieznany, świat pełen zagadek, niewyjaśnionych wątków przeszłości i historii sięgającej lat dwudziestych XX wieku, o której tak naprawdę niewiele wiemy. Płynnie przechodząc z wątku prowadzonego śledztwa do wątków starożytności potrafi zaciekawić najbardziej wybrednego czytelnika. Mroczne tajemnice i krwawe żądze ludzi, oraz ich zachłanność balansują na granicy fanatyzmu, wiary, zbrodni i szaleństwa.
Ciekawe dialogi są uzupełnieniem fabuły, od której tak naprawdę nie można się oderwać. Napięcie, towarzyszące prawie na każdym kroku jest chyba najlepszym dowodem na to, że książka jest lekturą wartą przeczytania.
Uwielbiam takie powieści, chociaż muszę przyznać, że po przeczytaniu tego typu książki, potem długo buszuję w sieci uzupełniając zaciekawienie wiadomościami poruszonymi w lekturze. Tym razem też tak było. Skończyłam czytać , ale zanim usiadłam do napisania opinii o książce musiałam poszperać trochę w Internecie i poczytać o Damie z Elche, o tajemnicy zatopionej Atlantydy, o Tartessos czy sztuce iberyjskiej. No cóż tak na mnie wpływają tego typu książki.
Muszę przyznać, że seria z Emilem Żądło ma bardzo ciekawie zaprojektowane i tajemnicze okładki, być może są one przyczyną tego, że książka aż prosi się o przeczytanie. Tak jest i w przypadku tej powieści. Moim zdaniem okładka dosłownie przyciąga.
Ponieważ uwielbiam kryminały tej autorki, postanowiłam zawalczyć o tę książkę w konkursie zorganizowanym przez Wydawnictwo Replika i… wygrałam jedną z trzech książek, a miłą niespodzianką był ekslibris dołączony do książki.
Bardzo dziękuję Autorce i Wydawnictwu REPLIKA za tę cudowną powieść. Lubię wygrywać TAKIE książki.
Polecam tę lekturę nie tylko miłośnikom kryminałów i powieści historycznych czy sensacyjnych. Wątek obyczajowy dotyczący Emila i Marty wplątany w fabułę może zainteresować wszystkich, nawet tych, którzy preferują tylko romanse.
Polecam również inne książki tej Autorki, które do tej pory przeczytałam. Na każdą kolejną czekam z niecierpliwością.
TAJEMNICE LUIZY BEIN – Renata Kosin
O pisarce Renacie Kosin wspomniałam już kilka razy goszcząc ją tutaj zarówno przy okazji opinii o jej wcześniej przeczytanych książkach, jak również we wpisie z Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach. Dla przypomnienia dodam tylko, że Autorka pochodzi z Podlasia, ale od ponad osiemnastu lat mieszka na Warmii. Jest z wykształcenia humanistką, absolwentką Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zadebiutowała osiem lat temu zbiorem scenariuszy, napisanych dla młodzieżowej grupy teatralnej, z którą pracowała.
W 2011 roku otrzymała nagrodę w II Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Podróże bez granic”. Jej pasją nie jest tylko pisanie książek, ponieważ inne pasje: plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze również próbują zawalczyć o odrobinę jej czasu.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia rok 2014
stron 520
Tajemnice Luizy Bein to powieść kryminalna z dużą dawką tajemnic, grozy i ciekawostek.
Na starówce pewnego warmińskiego miasteczka podczas prac archeologicznych zostaje odkryte cmentarzysko mnichów, jednak wśród szczątków owych mnichów znajdują się również szczątki kobiety pochowanej z dzieckiem w objęciach i w wianku ze srebrnych róż. Jak się okazuje, jest to Luiza Bein, dziedziczka i filantropka, której grób dotąd pozostawał nieznany. Ale kim jest dziecko z którym została pochowana? Dowody i przekazy rodziny świadczą, że kobieta miała tylko jednego syna, a ten dożył sędziwego wieku. Zagadkę śmierci Luizy Bein postanawia wyjaśnić młoda dziennikarka wciągając w to Alexandra – jednego z członków rodziny Beinów, mieszkającego w Szwajcarii. Co odkryją przy okazji szukania wiadomości o Luizie, tego nie zdradzę, ale warto się o tym przekonać samemu.
Książka pochłonęła mnie i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Uwielbiam takie historie, gdzie teraźniejszość przeplata się z przeszłością. Nie jest ważne, czy ta przeszłość jest tylko wytworem wyobraźni autora, czy miała miejsce naprawdę, mną po prostu zawładnęła.
Autorka w bardzo płynny sposób przechodzi przez wątki dotyczące tajemnicy tytułowej Luizy, ale również w wyjątkowy sposób potrafi zaciekawić czytelnika wątkami kryminalnymi. To nieczęsto spotykane połączenie powieści obyczajowej z kryminalną, bo takie właśnie odniosłam wrażenie. Prywatne śledztwo (tak – śledztwo, bo to nie tylko szukanie dowodów na odczytanie historii i odkrywanie zagadek przeszłości), jakie prowadzi dwoje młodych ludzi to symfonia wrażeń przekazanych przez autorkę.
Przy tej książce nie można się nudzić, jeden wątek przenosi czytelnika w drugi, zapewniając płynność fabuły; momentami odrobinę humorystycznie, a momentami bardzo tajemniczo a chwilami groźnie.
Ciekawe dialogi napisane są tak, że czasami miałam ochotę wtrącić się w rozmowę. To chyba świadczy tylko o tym, jak bardzo zaangażowałam się w fabułę.
Treść książki podzielona jest na niezbyt obszerne rozdziały, co oczywiście w moim przypadku powodowało, że dochodząc do końca jednego rozdziału myślałam: jeszcze jeden rozdział i na dzisiaj koniec. Ale… niestety kończyło się owe czytanie kilka rozdziałów później.
Tak jak tajemniczy jest tytuł książki, tak i tajemnicza jest okładka i przyznam szczerze, że to właśnie okładka przyciągnęła mnie do tej książki. Nie zwracam uwagi na opinie innych czytelników, chociaż – nie ukrywam – czasami sugeruję się ich opiniami, ale tylko czasami. W przypadku tej książki, najpierw zainteresowałam się okładką, a potem dopiero treścią.
Znając już twórczość autorki wiedziałam, że zakup książki nie będzie błędem i… nie zawiodłam się. Ba… powiem nawet, że tak bardzo wciągnęłam się w historię rodziny Bein, że postanowiłam zakupić kolejną powieść autorki (kontynuację losów rodziny Bein) „Kołysanka dla Rosalie”, która już jest w drodze do mnie.
Przyznam szczerze, że początkowo miałam trochę trudności w połapaniu się kto jest kim, bo przodkowie rodziny Bein byli dość zagadkowo przedstawieni. Dopiero jak naszkicowałam sobie (dosłownie – na kartce) drzewo genealogiczne, szybko doszłam do tego o kim mowa w danym wątku czy dialogu.
Polecam tę książkę zarówno miłośnikom powieści obyczajowych, jak i kryminałów. Myślę, że miłośnicy historii i miłośnicy drzew genealogicznych również nie będą zawiedzeni.
Polecam również inne książki autorki, które do tej pory przeczytałam. A skoro sięgam po lektury tej samej pisarki po raz kolejny, to chyba o czymś świadczy.
MIŁOŚĆ Z JASNEGO NIEBA – Krystyna Mirek
Krystyna Mirek jest absolwentką polonistyki UJ w Krakowie. Przez wiele lat pracowała w szkole. Obecnie, pisarstwo stało się dominującym zajęciem w jej życiu zawodowym. Pisze książki obyczajowe mocno osadzone w realiach życia. Prywatnie, mama czwórki dzieci i bardzo sympatyczna osoba, o czym miałam okazję się przekonać osobiście. No… i to by było tyle ile wiem o tej pisarce.
Wydawnictwo Feeria rok 2013
stron 260
Miłość z jasnego nieba to nietypowy romans, osadzony w realiach współczesnego świata biznesu.
Angelika jest (z pozoru) silną kobietą, dla której wynegocjowanie korzystnego kontraktu dla firmy, w której pracuje, to przysłowiowa bułka z masłem. Trudne dzieciństwo, zmusiło ją do tego, że musiała dorosnąć szybciej niż jej rówieśniczki. Ale szczęście się uśmiechnęło do dziewczyny z krakowskiej kamienicy, otrzymała stypendium i wyjechała do Niemiec, gdzie po ukończeniu studiów znalazła bardzo ciekawą finansowo pracę. Przeszłość jednak pozostawiła głęboką ranę, spowodowała, że dziewczyna stroni od uczuć i boi się zaangażować w jakikolwiek związek. Pnie się po szczeblach kariery nie myśląc o miłości i związku, który mógłby zostać jej ostoją życiową, do momentu… gdy zostaje wysłana przez swojego szefa w swoje rodzinne strony – do Krakowa. Silna, bezwzględna kobieta biznesu nagle wpada w pułapkę uczucia. Czy poradzi sobie z nim? Czy doprowadzi do korzystnego finału i podpisze umowę, która zagwarantuje jej awans i wysoką gratyfikację finansową? A może zmagając się z „upiorami” przeszłości zmieni swoje nastawienie do życia?
Wcześniej wspomniałam, że lektura ta jest nietypowym romansem, ponieważ tak naprawdę to jest romans, którego fabuła nie jest oparta jedynie na miłości dwojga ludzi. Powieść wywołała we mnie tyle emocji, że długo nie mogłam zapomnieć o jednym z wątków. Życie bywa zaskakujące i często myśląc o kimś, że jest twardy, silny psychicznie, czy bezwzględny wobec innych, nie zdajemy sobie sprawy z tego, co tak właściwie kryje się we wnętrzu tej osoby. Tak właśnie było z głównymi bohaterami powieści – Angeliką i Danielem. Ich powierzchowna osobowość tak naprawdę była zaprzeczeniem tego, czego rzeczywiście w życiu pragnęli, co skrywali głęboko w środku.
Pisząc tu o osobowościach bohaterów muszę przyznać, że autorka przedstawiła je w wyjątkowo ciekawy sposób. Zaintrygowała mnie ukazując tą sztuczną powłokę, jaka ich otaczała. De facto, ten z pozoru negatywny obraz człowieka rozsypywał się na drobne cząstki przy każdym bliższym poznaniu.
Przedstawione problemy, jakie dotyczyły każdego z bohaterów były prawdziwą gamą emocji, w której dominował strach. To ciekawe, jak obce a zarazem bliskie potrafi być uczucie pragnienia bliskości drugiego człowieka. Myślę, że z wyjaśnieniem tego problemu autorka poradziła sobie nadzwyczaj dobrze.
Książka wciąga od pierwszej strony; to nie jest typowy romans, to powieść psychologiczna skupiająca czytelnika zarówno na trudnej miłości, jak i na różnego rodzaju problemach życiowych. Miłości, która budowana jest na fundamentach strachu, niepewności i wyrzutach sumienia. To uczucie, którego ceną może być całe dotychczasowe życie, staranie poukładane, wygodne i spontaniczne. Ile jest w stanie zaryzykować człowiek dla takiego uczucia?
Przyznam szczerze, że biorąc tę książkę do ręki spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Patrząc na okładkę liczyłam na lekturę lekką, łatwą i przyjemną, i chociaż nie przeczę, że jest ona przyjemna, to z pewnością nie należy do lekkich i łatwych. Może dlatego, że wywołuje właśnie tyle kontrowersji i tyle emocji. Kilkakrotnie bardzo się wzruszyłam a to chyba świadczy o tym, jak bardzo przeżywałam razem z bohaterami tę wewnętrzną walkę prowadzącą ich do osiągnięcia stabilizacji życiowej. Poruszone w tej powieści tematy, niby zwyczajne, codzienne, zostały przedstawione przez autorkę wnikliwie, poruszając chyba najtwardsze serce. I nie mam na myśli tutaj tylko tej skomplikowanej miłości, ale życia, o jakim wielu nawet się nie śniło.
Polecam tę lekturę nie tylko paniom. Romans, to nie znaczy, że książka przeznaczone jest wyłącznie dla kobiet. Myślę, że mężczyznom też przydałoby się przeczytanie tej powieści, chociażby ze względu na problemy (męskie) poruszone w niej.
Jest to pierwsza książka tej autorki, którą miałam okazję przeczytać, ale jestem pewna, że nie ostatnia.
PRZYPADEK RITTERÓW – Adam Węgłowski
Adam Węgłowski urodził się w roku 1975. Jest dziennikarzem miesięcznika „Focusa Historia”, w którym zajmuje się między innymi śledztwami historycznymi. Pisuje również do „Tygodnika Powszechnego”, „Śledczego”, „W podróży”, „Zwierciadła”. Jest dziennikarzem, pasjonującym się historią. Ceni kryminały retro i gry planszowe z historycznymi smaczkami. Podobno ma kłopoty z zapamiętywaniem nazwisk nowo poznanych osób, ale z łatwością gromadzi w głowie anegdoty oraz informacje pozornie zupełnie bezużyteczne.
Wydawnictwo Szara Godzina rok 2012
stron 238
Przypadek Ritterów to oparta na faktach powieść kryminalna w stylu retro, osadzona w realiach drugiej połowy XIX wieku.
W roku 1888, w galicyjskiej wsi Lutcza zostaje popełnione makabryczne morderstwo, wiele wskazuje na to, że był to mord rytualny, dlatego prawie natychmiast zostają oskarżeni Żydzi. Dwaj chłopcy odnajdują ciało kobiety, która jak się później okazało miała poderżnięte gardło, oraz wycięte narządy wewnętrzne. Cała sprawa budzi wiele kontrowersji również poza Galicją. Kamil Kord, bogaty panicz – dziennikarz prowadzi własne śledztwo w tej sprawie. Początkowo nie ma on żadnych wątpliwości, co do winy oskarżonych, ponieważ wszystko świadczy przeciwko Żydom, a konkretnie rodzinie Ritterów, u których ofiara pracowała. Kiedy jednak decyduje się odrzucić przesądy, sprawa morderstwa nie jest już w tak niewątpliwym świetle. Co skłoniło Kamila do zmiany poglądów? Może przyczynił się do tego fakt, że narzeczona Kamila okazuje się być… Żydówką?
Treść lektury w dużym stopniu oparta jest na autentycznych wypadkach. Morderstwo we wsi Lutcza zdarzyło się naprawdę i wzbudziło wiele nieporozumień w całej Galicji, i to nie tylko wśród Polaków. Autor bardzo ciekawie miesza fakty z fikcją literacką i podejrzewam, że fikcją mogą być jedynie wymyśleni przez niego bohaterowie, bo przecież faktom nikt nie zaprzeczy.
Początkowo miałam wrażenie, że jest to kolejna książka o polskim antysemityzmie, jakich ostatnio coraz więcej na naszym rynku księgarskim, ale zagłębiając się w tę lekturę zmieniłam zdanie. Może spowodowały to rozmyślania i analizy dowodów jakie znajdował główny bohater.
Autor cudownie odzwierciedla obraz polskiej prowincji XIX wieku, ale i nie tylko prowincji. Malowniczo opisany Kraków z podejrzanymi zaułkami, ubiory występujących w nim ludzi, od szlachty po miejskich opryszków pozwalają oczami wyobraźni bardzo dokładnie przenieść się w tamten świat. Wyjątkowo obrazowo przedstawione zostały również różnice klasowe nie tylko Polaków mieszkających na ziemiach zaboru austriackiego, od bogatej i wpływowej arystokracji po warstwę najuboższą, przymierającą głodem.
Gdzieś wyczytałam, że autor „Przypadek Ritterów” pisał prawie 3 lata, tyle zajęło mu szukanie źródeł, sprawdzanie faktów, a potem konstruowanie akcji łączącej wątki autentyczne z fikcyjnymi. Ta powieść to jego debiut. Świetny debiut.
Myślę, że sednem fabuły, nie był ekscytująco poprowadzony wątek kryminalny, moim zdaniem on jedynie stanowił poniekąd pretekst do dyskusji mającej na względzie uprzedzenia wobec osób innej narodowości i wiary, w tym przypadku Żydów.
Książkę czyta się bardzo dobrze i szybko. Dodane do fabuły pewne epizody, na przykład informacja o ukazaniu się w prasie artykułu Prusa, czy występ Heleny Modrzejewskiej albo proces sądowy Jana Matejki wprowadzają z jednej strony lekki nieład w odbiorze głównego wątku fabuły, ale z drugiej strony dodają pewnego rodzaju smaczku, biorąc oczywiście pod uwagę to, że nie są one wprowadzane na siłę (dla zwiększenia objętości książki), a jedynie uwiarygodniają całą historię.
Okładka sama w sobie chyba zachęca do sięgnięcia po książkę. Umieszczony na niej reprint drzeworytu z 1894 roku (Uniewinniony), dobrze oddaje charakter i tematykę powieści wprowadzając coś w rodzaju zaciekawienia.
Polecam tę książkę zwłaszcza miłośnikom kryminałów retro, oraz osobom lubiącym czytać o historycznych zbrodniach. To nie jest kolejna książką o polskim antysemityzmie. To pełen emocji kryminał oparty na faktach, który zmusza jednak do pewnego rodzaju refleksji.




































