Monthly Archives: sierpień 2014
Spotkanie autorskie z Emmą Popik
W sobotę byłam na spotkaniu z pisarką Emmą Popik. Spotkanie odbyło się w Bibliotece na ulicy Mariackiej, w czasie trwania Święta ulicy Mariackiej. Biblioteka jest miejscem kameralnym, ale bardzo przytulnym. Lubię tam chodzić, bo w tej bibliotece panuje specyficzny nastrój i zawsze znajdę nowości naszych gdańskich pisarek i pisarzy.
Przyznam szczerze, że było to spotkanie tak niesamowite i pełne atrakcji, że wyszłam z niego bardzo zadowolona. Chciałabym, aby wszystkie spotkania z „ludźmi pióra” były organizowane w podobnym klimacie.
Pani Emma przedstawiła nam swoją najnowszą książkę – kryminał „Złota ćma”.
Książkę kupiłam już kilka tygodni temu, ale muszę się przyznać uczciwie, że jeszcze jej nie przeczytałam z takich lub innych powodów (głównie czasowych).
Pisarka jest niesamowitą osobą i to, jak zaprezentowała nam swoją książkę, chyba długo pozostanie w mojej pamięci.
Spotkanie autorka rozpoczęła od przeczytania kilku wersów wprowadzających w fabułę książki, które już sprowokowały wyobraźnię do sięgnięcia po tę lekturę, bo od pierwszej strony lektura wzbudza ciekawość czytelnika.
Następnie przedstawiła nam (w skrócie oczywiście) fabułę w tak ekspresywny sposób, jakby grała główną rolę w teatrze.
I to już wystarczyłoby, aby zachęcić czytelnika do sięgnięcia po jej książkę, ale… czekała na nas niespodzianka…
Krótką scenkę nawiązującą do treści zobaczyliśmy w wykonaniu młodego aktora Jana Orszulaka.
Emma Popik jest osobą, która świetnie potrafi zaciekawić czytelnika wizją jaką stworzyła w książce i cieszę się, że mam „Złotą ćmę”, bo już mogę ją polecić innym, nie czytając. Pobieżnie przejrzałam swój egzemplarz i moje przypuszczenia, co do zainteresowania fabułą chyba się potwierdzają.
Jakby tego było mało, książkę Emmy Popik zarekomendował pan Tomasz Snarski – karnista, przytaczając zawiłe dla przeciętnego człowieka sytuacje prawne, które on, czytając książkę odebrał nadzwyczaj wiarygodnie, a to oznacza, że oprócz weny i fantazji trzeba mieć jeszcze typową wiedzę, decydując się na napisanie kryminału.
Bardzo miłą niespodzianką było to, że każda osoba, która zakupiła na spotkaniu „Złotą ćmę” dostała od autorki w prezencie drugą książkę pt. Plan – zbiór opowiadań, oraz gazetę z wywiadem.
Na koniec dodam, że na uczestników spotkania czekał słodki poczęstunek, co było bardzo sympatycznym akcentem i czułam się nie jak na typowym spotkaniu autorskim, ale jak na spotkaniu z przyjaciółmi.
Poproszę o więcej takich spotkań.
Literacki spacer po Gdańku ze Stefanem Chwinem
Literackie spacery po gdańsku, to coś dla ciała (spacer) i coś dla ducha (spotkanie z pisarzem).
Niestety mój ostatni spacer okazał się wielkim niewypałem, chociaż na ten dzień czekałam z niecierpliwością. Ten, kto zagląda na mojego bloga wie, że Stefana Chwina zaliczam do moich ulubionych pisarzy, chociaż kilka jego książek trochę ostudziło mój zapał czytania lektur autorstwa pana profesora.
Ale nie o tym przecież miałam napisać tylko o Literackim spacerze po Gdańsku, który okazał się spacerem medialnym, ponieważ zamiast chodzić po Gdańsku, a konkretnie po gdańskiej dzielnicy Oliwa, zostały wyświetlone zdjęcia autorstwa samego pisarza i chyba inne, jakieś archiwalne. Niestety, organizatorzy chyba nie docenili sławy Stefana Chwina w Gdańsku i salka, w której zaplanowano spotkanie nie mając ścian z gumy, nie pomieściła wszystkich chętnych i sporo osób po prostu opuściło budynek, w którym odbywał się „spacer”. Wśród tych, którzy odeszli zdegustowani i zawiedzeni byłam również ja.
Ponieważ nie znam dobrze dzielnicy Oliwa, poprosiłam kilku znajomych o wytłumaczenie mi jak dojechać do miejsca w którym było organizowane spotkanie i niestety trzy różne osoby, podały mi trzy odmienne informacje i zanim dotarłam na miejsce to byłam już około 15 minut spóźniona. To, co zastałam na miejscu przeszło moje najśmielsze wizje. Sala pękała w szwach, na korytarzu tłum ludzi podskakujących i wyciągających szyje jak łabędzie, żeby cokolwiek zobaczyć i niezbyt słyszalny (na tym korytarzu) głos Stefana Chwina.
Pisarz jak już wcześniej wspomniałam wyświetlał zdjęcia i dość ciekawie o nich opowiadał, strzępy tego, co usłyszałam były nawet interesujące. Jednak ten „spacer” był inny, różnił się od poprzednich, w trakcie których autorzy opowiadali o miejscach opisanych w swoich książkach. Stefan Chwin opowiadał zaś o Oliwie i swoim dzieciństwie. Być może byłam zbyt krótko, ale spodziewałam się po tym spotkaniu takiego przeniesienia w miejsca z książek. Niestety tego nie usłyszałam.
Moja cierpliwość przegrała z chęcią pozostania i tak po około 30 minutach stwierdziłam, że skoro i tak nic nie widzę, i prawie nic nie słyszę wracam do domu.
Pogłaskałam mojego „Hannemana” w plecaku i niezadowolona z powodu tego, że jednak książka nie będzie miała autografu autora, a ja nie pstryknę sobie pamiątkowej fotki z pisarzem – wyszłam.
Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku wczoraj poinformował na Facebooku, że Pan Profesor zgodził się na jeszcze jedno spotkanie, w większej sali. Nie wiem czy pójdę, bo chwilowo jestem trochę zawiedziona i mam żal do organizatorów, że nie przewidzieli tego, co miało miejsce.
Biorąc po uwagę fakt, że Stefan Chwin urodził się i wychował w dzielnicy Oliwa i chociażby z tego powodu będzie sporo ludzi mieszkających tam i będących dawnymi sąsiadami i znajomymi pisarza, i biorąc pod uwagę fakt jak bardzo znaną jest osobistością w Trójmieście i nie tylko, mogli się na to lepiej przygotować.
No cóż było, minęło.
Zdjęcia pozwoliłam sobie „zapożyczyć” ze strony na FB Instytutu Kultury Miejskiej.
Fotografie wykonał Maciej Moskwa/TESTIGO
Literacki spacer po Gdańsku z Izabelą Żukowską
Tak jak już wspomniałam wcześniej Literackie spacery po Gdańsku, to coś dla ciała (spacer) i coś dla ducha (spotkanie z pisarzem). Wczoraj wybrałam się na taki spacer z Izabelą Żukowską, która poprowadziła nas śladami komisarza Franza Thiedtke, bohatera książki „Teufel”. Niestety, nie wszystkie spacery udało mi się zrealizować z takich czy innych względów, ale te, na których byłam, (bądź jeszcze będę), z pewnością mogę zaliczyć do ciekawych.
Spotkanie rozpoczęło się przed budynkiem, gdzie kiedyś pracował doświadczony policjant kryminalny, czyli przed budynkiem dawnego Prezydium Policji, a obecnie Delegatury ABW.
Spacer śladami komisarza Franza Thiedke wspaniale przeniósł nas do świata, którego już nie ma, do Gdańska przedwojennego i takiego, którego nie pamiętają nawet najstarsi mieszkańcy miasta. Izabela Żukowska ma niespotykaną łatwość w opowiadaniu, bardzo malowniczo przekazując to, co chce, abyśmy zobaczyli oczami wyobraźni. Dzięki niej zobaczyliśmy Gdańsk w jakim żył bohater jej książki.
I tak idąc jego śladami przeszliśmy z ulicy Okopowej na Targ Węglowy, gdzie kiedyś stała kamienica, w której mieszkał komisarz i gdzie kiedyś stał również hotel Danzinger Hof, o którym nie miałam nawet pojęcia.
Kolejnym etapem spaceru była ulica świętego Ducha i ulica Szeroka , przy której mieszkała kobieta, której w/g fabuły książki, ciało znaleziono na molo w Glettkau (obecne Jelitkowo).
Nie wiem jak inni, ale moja wyobraźnia jest dość duża, więc bez problemu potrafiłam zobaczyć świat opisywany przez pisarkę, i ten Gdańsk w którym żył i mieszkał komisarz Franz Thiedtke.
Przyznam się szczerze, że nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale w najbliższym czasie mam zamiar to nadrobić, tym bardziej, że „Teufel” nie jest jedyną lekturą, której bohaterem jest ten policjant, co zdążyłam sprawdzić na stronie wydawnictwa a potwierdziła to również sama autorka.
Spacer zakończyliśmy nad Motławą, jak powiedziała pani Izabela w miejscu stanowiącym serce Wolnego Miasta Gdańska.
Bardzo miłym akcentem spaceru było to, że pojawiła się na nim również redaktor wydawnictwa Oficynka Jolanta Świetlikowska, dzięki której czytelnicy, którzy nie przeczytali jeszcze książki, mogli nabyć ją w dość atrakcyjnej cenie. Oczywiście i tak książek było mniej niż chętnych do nabycia, ale tak to już bywa.
Cieszę się, że pogoda dopisała, chociaż delikatnie mnie przewiało, ale co tam… ważne, że wróciłam do domu zadowolona, z nowym nabytkiem (czyli książką z autografem) 🙂
Ileż może unieść kobieta?
W tej czarnej torbie pani Redaktor, znajduje się kilka (?) egzemplarzy książki, dla tych, którzy będą chcieli ją nabyć po spacerze
Redaktor Wydawnictwa Oficynka Jolanta Świetlikowska razem z autorką kryminału „Literat” – Agnieszką Pruską
Szkoda, że nie było innych pisarzy i pisarek, które również w swoich książkach przenoszą czytelnika do Gdańska. Chętnie poszłabym na taki spacer na przykład z Anną Klejzerowicz, Pawłem Huelle, czy Hanną Cygler, ale może w przyszłym roku organizatorzy ich zaproszą.
Jestem bardziej niż pewna, że taki spacer, to cudowna przygoda zarówno dla mieszkańca Gdańska jak i osoby przyjezdnej.
Oczywiście pamiątkowe zdjęcie z pisarką musiało być 🙂
SKANDYNAWSKA WIEŻA BABEL – Jerzy Stypułkowski
Jerzy Stypułkowski pochodzi z Trójmiasta, lecz od ponad 30 lat mieszka w Sztokholmie. Ukończył Uniwersytet w dziedzinie historii literatury, informatyki oraz bibliotekarstwa. Wiele lat pełnił funkcję bibliotekarza w National Library of Sweden. Obecnie zajmuje się wyłącznie pisarstwem. Na swoim koncie ma wydaną w 2002 roku książkę „Decyzja”.
Wydawnictwo Novae Res rok 2013
stron 530
Skandynawska wieża Babel Studium udręki szwedzkiego urzędnika to esej literacki prezentujący punkt widzenia autora na środowisko urzędnicze w jednym z szwedzkich molochów biurowych, w tym przypadku związanym z bibliotekarstwem. Autor bardzo wnikliwie opisuje zachowania pracowników względem przełożonych i nie tylko, bo również wobec siebie, ale głównie skupia się na stosunkach podwładny – przełożony. Z opisów autora dowiadujemy się jak nisko potrafią upaść ludzie, aby utrzymać się na swoich stanowiskach. Jak powszechnie tolerowany jest kult uwielbienia osoby wyższej w hierarchii urzędniczej, i do jakiego stopnia pracownicy potrafią się zniżyć, aby tylko być zauważonym przez przełożonego w świetle pozytywnym. Lizusostwo i wazeliniarstwo przeplatane głębokim „uwielbieniem” szefa, przekreślające życie prywatne, a wynoszące na piedestał życie zawodowe, do stopnia totalnego absurdu, jakim są godziny pracy poza ustawowymi, które pracownik poświęca „dla dobra urzędu”. Trochę satyrycznie przedstawione czyny [niejako] społeczne, proponowane przez przełożonego, w których nie powinno się odmawiać uczestnictwa, bo może to zaszkodzić karierze zawodowej.
Główny bohater, przedstawiony przez autora jako K. jest typowym outsiderem, odmieńcem, który nie zgadza się z tym wszystkim, co dzieje się w urzędzie, ponad to co obowiązkowe, ale też nie jest pracusiem, który z czystym sumieniem wykonuje swoje obowiązki. Krytykuje wszystkich, podkreślając ich wady nie tylko zachowania, ale również wyglądu, samemu starając się nie wzbudzić swoją osobą emocji i zainteresowania czytelnika.
Książka nie jest łatwą lekturą i przyznam szczerze, że momentami jej treść irytowała mnie do granic możliwości, ponieważ główny bohater nie będący osobą nieskazitelną, z uporem maniaka krytykował wszystko i wszystkich, tak jakby on sam był „kryształem bez skazy”.
To, co autor przekazał w swojej książce jest widocznie nie tylko w szwedzkim urzędzie, takie zachowania są powszechnie tolerowane w wielu miejscach pracy, czego miałam okazję sama doświadczyć w Polsce. Dobrze, że ktoś odważył się o tym napisać, nagłośnić to, lub inaczej mówiąc przedstawić z punktu widzenia zwykłego, szarego pracownika, który nie potrafi zachowywać się „idiotycznie”, a do tego jest zbuntowany przeciw takiemu zachowaniu, ale niczego to nie zmieni w hierarchicznie ukształtowanej społeczności biurowej.
Muszę przyznać, że kilka razy miałam ochotę, odłożyć książkę na bok i napisać w recenzji, że nie doczytałam do końca. Wytrwałam jednak i cieszę się z tego, bo zakończenie książki było dla mnie miłym zaskoczeniem.
Książka jest napisana ładnym językiem, aczkolwiek bardzo raziły mnie w tekście niektóre grubiańskie zwroty i słowa. Domyślam się, że zostały użyte celowo, aby podkreślić frustrację głównego bohatera i jego sposób odbioru ludzi, którzy otaczali go w miejscu pracy, ale bez nich z pewnością czytałoby się lepiej. I chociaż starałam się nie zwracać uwagi na błędy w pisowni, bo to powinno już być porządnie skorygowane przez profesjonalistów z wydawnictwa, to momentami czułam lekki dyskomfort w czytaniu.
Niestety muszę przyznać, że autor tak jakby powielał wcześniej napisany tekst i chwilami miałam wrażenie, że już dany fragment czytałam. Zbyt często wracał do wspomnianych wcześniej sytuacji, a ludzi „szufladkował” w jednej kategorii.
Prawie pozbawiony dialogów tekst był momentami bardzo nużący, ciężko się czyta coś, co „kręci się w kółko”, a tak właśnie było z treścią tej lektury. Moim zdaniem, książka mogłaby być o połowę cieńsza a i tak autor uzyskałby zamierzony efekt przekazu.
Tak jak wspomniałam wcześniej, miłym zaskoczeniem było dla mnie samo zakończenie książki, chociaż nie było pozbawione „jadu” jakim posługiwał się autor w całości tekstu i mam nadzieję, że kiedyś przeczytam książkę tego autora, która będzie napisana w takim spokojnym nurcie, jak końcówka tej.
Niestety nie mogę napisać, że polecam tę lekturę każdemu. To nie jest lektura dla każdego, bo jest dość trudna w odbiorze, ale wiem, że są osoby, które chętnie czytają takie książki.
Książkę otrzymałam z wydawnictwa NOVAE RES
MADELEINE – Consilia Maria Lakotta
Consilla Maria Lakotta to pisarka, którą przedstawiłam już w dwóch poprzednich moich wpisach, kiedy dzieliłam się swoimi przemyśleniami, po przeczytaniu jej książki „Mariska” i „Nocna rozmowa”. Zapraszam zatem do zerknięcia do tych wpisów.
Wydawnictwo M rok 2014
stron 259
Madeleine to kolejna książka, którą miałam możliwość przeczytania dzięki Wydawnictwu M. Jest to powieść współczesna, bazująca na romansie i dramacie.
Tytułowa Madeleine jest studentką farmaceutyki bezgranicznie zakochaną w studencie medycyny o imieniu Helier. Po zakończonej sesji, oboje przyjeżdżają na wakacje w swoje rodzinne strony, ich posiadłości dzieli niestety pewien kawałek drogi, ale ta odległość nie jest im przeszkodą, bo wiedzą, że „dla miłości nie ma trudności”.
Czy aby na pewno?
Po przybyciu na miejsce spotykają kuzynkę Madeleine, ekscentryczną, zarozumiałą i bardzo pewną siebie piękną Yvonne, dla której nie ma rzeczy ”nie do zrobienia”, zwłaszcza jeśli chodzi o omamienie mężczyzny. Przebiegła kuzynka stara się zrobić wszystko, aby jej krewna nie otrzymała od losu tego, czego jej brakuje, czyli szczerej bezgranicznej miłości jaką obdarza Madeleine jej narzeczony. W bardzo szybki sposób załatwia Helierowi pracę w posiadłości swoich rodziców, i tym sposobem udowadnia kuzynce, że będzie miała go częściej niż ona.
Czy uda się jej rozdzielić zakochanych i jak potoczą się losy dwójki studentów, napiętnowane dramatycznymi sytuacjami, tego nie zdradzę, ponieważ chciałabym zachęcić do przeczytania książki. A wiadomo, że szczypta tajemnicy jest często zachętą do sięgnięcia po książkę.
Nie wiem na ile jest to styl pisania autorki a na ile efekt tłumaczenia jej książki, ale powieść napisana jest bardzo prostym, chwilami aż nazbyt prostym językiem. Brakowało mi w niej rozbicia tekstu na rozdziały, dzięki czemu cała fabuła ciągnęła się jedną całością, a moim zdaniem dużo ciekawiej by przechodziło się do kolejnego wątku, gdyby autorka zdecydowała się to właśnie rozdzielić. Poruszany w niej wątek, a właściwie kilka wątków są przeze mnie zakwalifikowane do poważnych, a z samego przedstawienia ich w tej właśnie formie pisanej można by odnieść coś zupełnie odmiennego.
Książka chwilami wzrusza, chwilami porusza, a czasami nawet irytuje, ale znalazło się w niej kilka dialogów delikatnie humorystycznych. Ogólnie jednak pisząc, jest to lektura przedstawiająca nie tyle romans, co wyjątkowe uczucie wiążące zarówno głównych bohaterów, czyli Madeleine i Helier’a, jak również miłość platoniczną i miłość obcą – zobowiązującą (może nie tyle miłość co jakieś pokrewne jej uczucie).
Świetnie przedstawione osobowości postaci wpłynęły moim zdaniem na uzupełnienie treści i skierowanie moich myśli na głębsze zrozumienie. Autorka ma niezwykły dar określania osobowości, zwłaszcza kobiet, o których pisze i tym razem, chociaż nie do końca sympatyzowałam z główną bohaterką, to w przystępny sposób starałam się zrozumieć jej postępowanie.
To nie jest książka tylko o miłości, to jest lektura o walce uczuć, walce między dobrem a złem, to symfonia nie tyle cierpienia, co podjętych decyzji, w konsekwencji których, zawsze ktoś wygrywał a inny przegrywał. To zakwalifikowanie czystej przyjaźni również do kategorii uczuć ważnych. A przede wszystkim to istotny przekaz, że nie należy bazować tylko i wyłącznie na słowach, które mogą okazać się błahym, a czasami nawet niszczącym czynnikiem w różnych ważnych sprawach życiowych.
Autorka lubi pisać o kobietach, o ich uczuciach i wewnętrznej często walce między tymi uczuciami. Spoglądając na okładki jej książek można się domyśleć, że w kolejnej książce poznamy kolejną kobietę, której los nie tyle dał wiele, co często wiele zabrał. Te piękne kobiety zawsze mają smutne oczy, tak jakby wydawca chciał podkreślić, że sama uroda to nie wszystko, co może zagwarantować maksimum szczęścia.
Mam nadzieję, że zachęciłam do sięgnięcia po tę lekturę. Polecam przeczytanie jej nie tylko czytelniczkom gustującym w historiach miłosnych, ale każdej innej osobie. W tej książce znajdziecie nie tylko wspomniany już wątek miłosny, ale i szczyptę sensacji, psychologii oraz dramatu.
Polecam również inne książki tej autorki, które miałam możliwość przeczytać dzięki temu wydawnictwu:
Najeżdżając kursorem na okładkę przeniesiesz się do opinii o tej książce, którą umieściłam na swoim blogu.