PANNY ROZTROPNE – Magdalena Witkiewicz
Magdaleny Witkiewicz, osobom, które wpadają do mnie na bloga nie muszę chyba przedstawiać, bo pisałam o niej zarówno opisując spotkania autorskie, jak i dzieląc się opiniami po przeczytanych jej dwóch książkach Milaczka i Zamku z piasku. Skupię się zatem na książce, a kto będzie miał ochotę na poznanie autorki bliżej zerknie do wcześniejszych wpisów.
Wydawnictwo SOL rok 2010
stron 254
Panny roztropne to kontynuacja „Milaczka”, ale książka może być również czytana niezależnie. To wyjątkowo humorystyczna powieść współczesna, której głównymi bohaterkami są cztery kobiety, a właściwie to cztery osoby płci żeńskiej bo jednej z nich do kobiet jeszcze chyba zaliczyć nie można. Milaczek jest dwudziestokilkuletnią singielką, dążącą do tego, aby wreszcie spotkać tego jednego – jedynego, jej ciocia Zofia Kruk, dość ekscentryczna osoba w wieku ponad sześćdziesięciu lat, „Bachor”, czyli zwariowana dziesięciolatka, będąca sąsiadką Milaczka i swatką jednocześnie, oraz młoda sportsmenka Aleksandra Pieczka, która postanawia uciec od byłego narzeczonego „ukrywając się” w wynajętym gdańskim mieszkaniu. Wszystkie cztery osóbki są przesympatyczne a ich losy splatają się ze sobą, dając czytelnikowi dużą dawkę odprężenia i humoru. To, co dzieje się w życiu zarówno Milenki (Milaczka), jak i Zuzanny (Bachora), oraz Zofii Kruk i Aleksandry to pasma wiecznych problemów, niespełnionych marzeń, z których jednak każda z nich wychodzi całkiem pozytywnie. Nie będę streszczała książki, bo JĄ trzeba przeczytać samemu. Dzieje się dużo i ciekawie.
Miałam okazję poznać autorkę zarówno z tej strony bardzo humorystycznej („Milaczek” i „Panny roztropne”) jak i z tej strony poważnej („Zamek z piasku”) i po raz kolejny muszę przyznać, że uwielbiam Magdalenę Witkiewicz, za JEJ POCZUCIE HUMORU. Wolę tę autorkę zdecydowanie w komediach, które pozwalają mi na odprężenie się i pozwalają na to, aby endorfiny krążyły w moim organizmie. Te książki działają na mnie jak dobra czekolada. Książka napisana jest lekkim stylem, i choć często bardzo poważne tematy poruszane w niej powinny sprowokować skupienie, to jednak usta same unoszą się do góry. Drugi raz w życiu zdarzyło mi się, że w trakcie czytania książki popłakałam się… ze śmiechu, pierwszy raz było podczas czytania książki Marioli Zaczyńskiej „Gonić króliczka” i uważam, że obie panie powinny otworzyć gabinety psychoterapii – leczenie śmiechem.
Bardzo się cieszę, że Magdalena Witkiewicz nie skupiła się tylko na poważnych tematach, poruszanych w jej innych książkach i napisała trzecią część „Milaczka”, mam nadzieję, że wkrótce uda mi się i tę przeczytać.
Co do okładki, to książka, którą przeczytałam jest wydania pierwszego z cyklu „Monika Szwaja poleca” i muszę przyznać, że chociaż bije z niej niesamowity optymizm, to gdybym miała zdecydować się na tę lekturę sugerując się okładką, to nie wiem czy bym to zrobiła. Jakoś sama okładka do mnie nie przemawia, już chyba kolejne wydanie, Wydawnictwa FILIA bardziej by mnie przekonało do sięgnięcia po tę książkę.
Tak, czy siak, polecam książkę całym sercem, zarówno tym, którzy lubią lekką, łatwą i przyjemną lekturę kobiecą, jak tym, którzy wolą ambitną lekturę. Uważam bowiem, że każdy powinien pozwolić sobie na chwilę relaksu i pobudzenie hormonów radości.