Monthly Archives: listopad 2013
Seria JUTRO (2) – John Marsden / Wyzwanie JUTRO (12)
Seria JUTRO jest jedną z najbardziej poczytnych książek John’a Marsdena i to nie tylko przez młodzież.
W tym wpisie nie napiszę, jakie emocje wywołała we mnie kolejna część, ponieważ, tak jak postanowiłam wcześniej, o każdej przeczytanej części będę kolejno dzieliła się moimi spostrzeżeniami pod wpisem głównym czyli
Seria JUTRO – John Marsden / Wyzwanie JUTRO (11),
bo tak jak zauważyłam skończywszy część pierwszą, każda kolejna jest kontynuacją, więc zostawię to jako całość.
Seria JUTRO – John Marsden / Wyzwanie JUTRO (11)
John Marsden jest pisarzem australijskim, urodził się w 1950 roku w Victorii. Jego książki zostały przetłumaczone na jedenaście języków, w tym szwedzki, norweski, francuski, niemiecki, holenderski, duński, włoski, polski, hiszpański i meksykański. W wieku 28 lat, po pracy na kilku etatach, zaczął kurs pedagogiczny. Podczas pracy jako nauczyciel napisał swoją pierwszą książkę dla dzieci „Tak wiele do opowiedzenia„, która została opublikowana w 1987 roku. Jest autorem ponad 40 książek i ponad 5 milionów sprzedanych książek na całym świecie.
Podczas pracy w prestiżowej szkole Geelong Grammar School, po jego niezadowoleniu z apatii swoich studentów w kierunku czytania i obserwacji, że młodzież nie czyta, podjął decyzję, aby pisać coś dla nastolatków.
Seria JUTRO jest jedną z jego najbardziej poczytnych książek i to nie tylko przez młodzież.
W tym wpisie będę kolejno dzieliła się moimi spostrzeżeniami po przeczytanej części, bo tak jak zauważyłam skończywszy część pierwszą, każda kolejna jest kontynuacją, więc zostawię to jako całość.
Do młodzieży zaliczałam się bardzo dawno temu, ale sam fakt, że przeczytałam książkę zaledwie w dwa dni, chyba o czymś świadczy.
Wydawnictwo ZNAK rok 2011
str 271
tytuł oryginału Tomorrow, When The War Began
JUTRO, nie ma żadnych zasad to część pierwsza serii. Zaczyna się bardzo ciekawie.
Grupa nastolatków, wybiera się na kilkudniowy biwak do lasu, obierając na miejsce namiotowe, dziki a zarazem tajemniczy zakątek zwany Piekłem. Ich wypad jest czymś w rodzaju ucieczki od codzienności i sprawdzenia swoich umiejętności radzenia sobie na łonie natury, a także sprawdzenia siły przyjaźni. Kilka dni mija im wyjątkowo szybko ale jedna z uczestniczek zaczyna mieć dziwne poczucie lęku. Kiedy grupa młodych ludzi powraca do swojej miejscowości, z wielkim szokiem zauważa, że stało się coś strasznego. Ich domy są puste, od kilku dni nie ma w nich widocznych oznak życia, zwierzęta domowe są albo martwe, albo na skraju życia i śmierci. W poszukiwaniu wyjaśnienia odkrywają, że na ich okolicę napadło inne państwo, a prawie cała ludność została uwięziona w centrum miasta, które wygląda jak po wojnie.
Zaczyna się czas o przetrwanie i próba o ratowanie swoich najbliższych. Młodzi ludzie, żyjąc w ciągłym napięciu nie przestają jednak logicznie myśleć i ukrywając się w miejscu swojego biwakowego obozowiska, podejmują drastyczne kroki w celu uratowani siebie i innych.
Książkę można zaliczyć zarówno do powieści przygodowych, młodzieżowych z wątkami sf, jak i trochę do thrillera. Jest napisana w formie pamiętnika, a może raczej sprawozdania z tego co się działo. Ellie, jedna z dziewcząt, jednogłośnie wybrana przez resztę na spisanie wszystkiego stara się w miarę jak najdokładniej przelać na papier wszystko co dotyczy działalności grupy przyjaciół, nie wyłączając z tego nawet myśli, a także uczuć jakie zaczynają się rozwijać między członkami grupy.
Ponieważ przeczytałam tę książkę w ramach Wyzwania JUTRO, muszę dodać te kilka słów.
(…) Podejmujący Wyzwanie powinien napisać odpowiedź na pytanie, dlaczego autor przeczytanej przez niego książki dał taki właśnie tytuł (…)
Jak sam tytuł brzmi, a właściwe podtytuł – NIE MA ŻADNYCH ZASAD, myślę, że odpowiedź jest dość prosta. W czasie walki o przetrwanie, a tego właśnie podjęła się grupa młodych ludzi, nie liczą się żadne zasady, ani kulturalne ani dobrego wychowania, liczy się tylko to aby przetrwać.
C.D.N. – pod każdą kolejną książką.
Wydawnictwo ZNAK rok 2011
stron 269
tytuł oryginału The Dead of the Night
Jutro, w pułapce nocy to druga część, która jest kontynuacją. Początkowo było ich ośmioro, ale dwójka z nich odłączyła się od grupy z powodu… (a jednak nie zdradzę). Grupa licealistów cały czas ukrywa się w miejscu obozowiska, zwanym Piekło, ale zbyt długie przebywanie wyłącznie we własnym towarzystwie i bezczynność zaczyna ich trochę nudzić, dlatego młodzi postanawiają pójść z biegiem strumienia w poszukiwaniu innych ludzi. Na miejscu zostaje Chris, chłopak, który dołączył do grupy przyjaciół jako ostatni. Wyruszają w drogę pełni obaw, które wkrótce przybierają obraz kolejnego koszmaru. W lesie natrafiają na ludzi, którzy jak się okazuje są czymś w rodzaju samozwańczego oddziału – partyzantów. Przewodzi im dziwny człowieczek, przypominający posturą i zachowaniem Hitlera. W czasie pobytu w obozie, dochodzi do masakry i młodzież postanawia wrócić do swojego przyjaciela pozostawionego na miejscu obozowiska. Niestety po dotarciu na miejsce okazuje się, że Chrisa nie ma. Kiedy poszukiwania stają bezowocne, grupa licealistów postanawia ponownie wybrać się w rodzinne strony, aby ocenić sytuację wojenną osobiście…
Autor pisząc tę serię, pewnie nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak wielkie emocje rozbudzi w ludziach. Jeżeli mnie, dorosłej osobie, która przeżyła już naprawdę sporo trzyma w napięciu książka dla młodzieży, to chyba jego wysiłek nie poszedł na marne.
Młodzi ludzie, których poznajemy są jednym wielkim zbiorem zmieniających się osób. Zamiast dyskotek, filmów w TV, spotkań towarzyskich musza walczyć o przetrwanie, a ich jedynymi sojusznikami są noc i wzajemna odpowiedzialność. Zdarzenia, tak niecodzienne dla ich wieku wyzwalają w nich zachowania, o które sami nigdy by siebie nie podejrzewali. Spokojni dotąd młodzi ludzie, zabijają z zimną krwią, podpalają mosty i budynki, w których przebywają wrogowie, a jednocześnie zachowują resztki odruchów ludzkich jakimi są troska o drugiego, współczucie, rozpacz a nawet miłość.
(…) Podejmujący Wyzwanie powinien napisać odpowiedź na pytanie, dlaczego autor przeczytanej przez niego książki dał taki właśnie tytuł (…)
Nie będę tu pisała, co autor miał na myśli dając taki tytuł, bo uważam, że wszystko co jest w tej kwestii do powiedzenia napisałam pod częścią pierwszą „Jutro, nie ma żadnych zasad”. Dodam tylko, że noc, która jest sprzymierzeńcem tej grupy młodych, oderwanych od normalnego życia ludzi ma również negatywne oblicze, i często bywa nie tyle osłoną, co właśnie „pułapką”.
C.D.N. – pod kolejną częścią.
Wydawnictwo ZNAK rok 2011
stron 269
tytuł oryginału A Killing Frost
Jutro, w objęciach chłodu to trzecia część przygód młodych ludzi, pozostawionych samemu sobie podczas działań wojennych, które wystąpiły po inwazji wroga na ich kraj. W tej części grupa przyjaciół odbija z obozu jenieckiego jednego ze swoich kolegów, który wpadł w ręce wroga ratując ranną koleżankę i zawożąc ją do szpitala, zajętego przez najeźdźców. Młodzi ludzie, nie potrafią jednak siedzieć z założonymi rękami i tym razem, podejmują się wysadzenia statku – kontenerowca wroga. Po wielu ciężkich i bolesnych chwilach zamiast cieszyć się z tego czego udało im się dokonać wpadają w coraz większe wyczerpanie psychiczne, które chwila zmienia ich w coś, co nie przypomina normalnych nastolatków. Osłabieni fizycznie i psychicznie, tropieni przez wojsko wpadają w pułapkę i zostają osadzeni w jednym z najgorszych w okolicy więzień.
Czytając tę część cały czas zastanawiałam się nad tym, jak autor, będący przecież mężczyzną, potrafi doskonale wczuć się w rolę młodej kobiety. Widocznie długie lata pracy z młodzieżą pozwoliły mu na wnikliwą obserwację zarówno chłopców jak i dziewcząt. Doskonale umiejscowione uczucia i emocje zarówno Ellie, czyli głównej protokolantki wydarzeń (kogoś w rodzaju narratora) , jak i reszty jej przyjaciół i współtowarzyszy niedoli są tak obrazowo opisane, że chwilami trudno oderwać się od kartek książki. Prawie cały czas treść trzyma czytelnika w napięciu, co dowodzi świetnie przygotowanej fabuły.
(…) Podejmujący Wyzwanie powinien napisać odpowiedź na pytanie, dlaczego autor przeczytanej przez niego książki dał taki właśnie tytuł (…)
Nie będę tu pisała, co autor miał na myśli dając taki tytuł, bo uważam, że wszystko co jest w tej kwestii do powiedzenia napisałam pod częścią pierwszą „Jutro, nie ma żadnych zasad”. Dodam tylko, chłód jaki zaczyna się pojawiać coraz częściej, z powodu zmieniającej się pory roku, jest dla grupy młodych ludzi takim samym wrogiem, jak nieprzyjacielskie wojska.
C.D.N. – pod kolejną częścią.
Wydawnictwo ZNAK rok 2011
stron 267
tytuł oryginału Darkness Be My Friend
Jutro, przyjaciele mroku. Piątka przyjaciół uratowana przez wojska Nowozelandczyków, przez dłuższy czas nabiera sił, na terytorium Nowej Zelandii, uczestnicząc zarówno w sesjach psychoterapeutycznych jak i pogadankach szkolnych. Ta sielanka nie trwa jednak zbyt długo ponieważ osoba stojąca na czele wojska w tym państwie postanawia zaatakować bazę lotniczą w mieście z którego udało się uciec piątce młodych ludzi. Wracają oni więc tam, skąd chcieli uciec i chociaż tym razem towarzyszy im oddział dobrze wyszkolonych komandosów, nie czują się zbyt pewnie, wiedząc co czeka ich na terytorium zajętym przez wroga. Czy uda im się osiągnąć zaplanowany cel? Czy wszyscy wrócą do Nowej Zelandii cali i zdrowi? O tym, niestety czytelnik musi dowiedzieć się sam, sięgając po kolejną część tej fascynującej serii.
Z pewnością w tej części jest sporo sytuacji mrożących krew w żyłach i zdecydowanie podnoszących adrenalinę. Przygody tych młodych przyjaciół, opisane z wyjątkową szczegółowością, podczas czytania powodują, że w piersiach zatrzymuje się powietrze i na wdechu czyta się sekunda po sekundzie co następuje, wierząc głęboko w to, że kolejny raz im się przecież musi udać. Ale nawet wtedy, gdy się nie udaje, to pozostaje coś jakby ulga, i radość, że mimo porażki bohaterowie są cali i żyją.
Autor im dalej brnie w opisywanie przygód tej grupy młodzieży, tym bardziej jego fantazja wzbudza ciekawość i chwilami łapałam się na tym, że muszę, muszę, muszę przeczytać jeszcze jeden kolejny rozdział bo inaczej nie zasnę.
Wyzwanie JUTRO już się skończyło, więc nie muszę odpowiadać na pytanie (…) Podejmujący Wyzwanie powinien napisać odpowiedź na pytanie, dlaczego autor przeczytanej przez niego książki dał taki właśnie tytuł (…).
Muszę jednak, tak jak sobie obiecałam skończyć tę serię, bo bardzo ciekawa jestem zakończenia.
C.D.N. – pod kolejną częścią.
Wydawnictwo ZNAK rok 2012
stron 267
tytuł oryginału Burning For Revenge
W tej części piątka przyjaciół znów musi sobie radzić bez pomocy wojsk Nowozelandczyków, którzy zniknęli w niewyjaśnionych okolicznościach, a ich dowódca nie ma zamiaru przysłać po dzieciaki pomoc. Zupełnie przypadkowo grupa młodzieży ponownie znajduje się w okolicy lotniska, a właściwie nie o w okolicy, tylko w samym jego środku. Ich zmęczone ciała ale rządne działań umysły pracują na wysokich obrotach przygotowując atak na bazę wojskową. Cudem udaje się im dokonać tego, co wydawałoby się niemożliwym. Narażając swoje zdrowie i życie, młodzi „partyzanci” znów stają się „zwierzyną” na która polują nie tylko wrogie wojsko, ale również miejscowi, w tym banda wygłodniałych i zdziczałych dzieci. Ukrywając się kilka dni w domu babci jednej z dziewcząt, muszą podjąć decyzje, czy wracać do bezpiecznego schronienia w górach, czy działać dalej.
Każdą część tej serii muszę sobie przygotować do czytania w taki dzień, kiedy wiem, że nie mam żadnych obowiązków, które mogłyby mi przeszkodzić w czytaniu. Nie potrafię przeczytać trochę i zostawić na następny dzień, bo zżera mnie ciekawość o niewyobrażalnym stopniu.
Autor tak świetnie buduje napięcie, że nawet kiedy osiągnie ono apogeum, to po zaledwie kilku spokojnych zdaniach zaczyna budować kolejne. Nie dziwię się, że seria ma ponad 4 miliony fanów, bo książka, a właściwie każda z tych książek jest wyjątkowa, i potrafi wciągnąć w swoją fabułę zarówno młodego czytelnika żądnego przygód, co takiego starego czytelnika jak ja. Już nie mogę się doczekać kolejnych części i już jestem zmartwiona faktem, że pozostało ich jeszcze tylko dwie.
C.D.N. – pod kolejną częścią.
CZAROWNICA – Anna Klejzerowicz
Anna Klejzerowicz jest gdańszczanką, kobietą wszechstronnie zaangażowaną. Jest nie tylko pisarką i publicystką, ale również redaktorką, zajmującą się także fotografią. Autorka dwóch zbiorów opowiadań grozy z cyklu: „Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”, powieści kryminalnych: „Sąd Ostateczny”, „Ostatnią kartą jest Śmierć”, „Cień gejszy” (książka – laureatka plebiscytu „Przy kominku” w 2011 r.), opowiadań w licznych antologiach, a także tekstów prasowych – beletrystycznych i publicystycznych. Przez wiele lat współpracowała z teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie, jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych.
Prószyński i S-ka rok 2012
stron 263
Czarownica, to powieść obyczajowa zbliżona do prawdziwej historii, takiej jaka mogłaby mieć miejsce i z pewnością miała w niejednej wsi. Gdy ktoś sugerując się tytułem będzie doszukiwał się w niej magii, czarów, zaklęć i tym podobnych, może się poczuć rozczarowany, bo niczego takie nie znajdzie. Chociaż… jakaś magia w tej książce jest, ale inna.
Przyglądając się okładce i wpatrując w oczy tej małej dziewczynki, która ma być namiastką jednej z głównych bohaterek, można odczuć coś w rodzaju tajemniczej magii.
Michał, dobiegający czterdziestki mężczyzna „po przejściach” postanawia kupić za miastem kawałek ziemi, na której zamierza wybudować sobie mały letniskowy domek. Przyjeżdżając do wsi, w której wystawiona na sprzedaż jest działka, zauważa starą, walącą się chatę, a przy niej tajemniczą rudowłosą kobietę. Zasięgając informacji u znajomych dowiaduje się, że kobieta jest typowym odludkiem, samotną, nie utrzymującą z nikim kontaktów mieszkanką o której tak właściwie nikt nic nie wie, oprócz tego, że unika towarzystwa. Coś go do tej kobiety przyciąga i w niedługim czasie, zawarta zupełnie przypadkowo znajomość kończy się czymś więcej niż tylko sąsiedztwem. Na drugim krańcu wsi mieszka również młoda kobieta z córką. Kobieta jest wrakiem człowieka, wegetującym w patologicznej, przesiąkniętej alkoholem rzeczywistości. Jej córka, sześcioletnia, autystyczna dziewczynka, tak właściwie wychowuje się sama, czasami wspierana przez mieszkających w sąsiedztwie ludzi. Zachowuje się jak mała dzikuska, która prawie cały czas spędza w lesie i komunikuje się jedynie z wiejskimi zwierzętami. Kiedy matka dziewczynki popełnia samobójstwo, Michał tak bardzo angażuje się w życie dziewczynki, że nad jego dotąd spokojnym bytem zaczynają zbierać się ciemne chmury… Walcząc o jedno może stracić drugie…
Książka jest czymś w rodzaju przewodnika po ludzkich uczuciach, które często działają na siebie antagonistycznie i w pewnym momencie zatrzymując się na skraju, wywracają życie człowieka do góry nogami.
Autorka chyba starała się w swojej publikacji zmusić czytelnika go głębszej refleksji, do zastanowienia się nad tym co tak właściwie jest w życiu ważne.
Lektura jest bardzo ciepła, spokojna, chociaż momentami podczas czytania poziom adrenaliny wzrasta. Napisana prostym językiem w formie pamiętnika – wspomnień mężczyzny, przeplatanego monologiem. Trochę częste, zbyt krótkie zdania odrobinę mnie irytowały, bo odbierałam je jak jakieś urywane myśli. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, to odpowiedziałabym, że – chyba nie do końca, bo przedstawione w niej problemy nie należą do łatwych w rozwiązywaniu.
Historia opisana w książce jest na tyle prawdziwa, że znając realia małej miejscowości, mogła się wydarzyć i może dlatego czytałam ją z zapartym tchem, bo bardzo byłam ciekawa jak potoczą się losy małej, osieroconej Małgorzaty a także losy Michała i jego rudowłosej małżonki, której obecność tej małej dziewczynki obudziła koszmarne wspomnienia z przeszłości.
Przyznam szczerze, że sugerując się tytułem i okładką przedstawiającą tajemniczą dziewczynkę, spodziewałam się zupełnie innej treści, ale jestem mile zaskoczona tym, co znalazłam na stronach tej książki.
Polecam książkę, zwłaszcza młodym czytelniczkom (ale nie tylko), aby poznały, czym tak właściwie jest wartość człowieka.
A JUTRO CAŁY ŚWIAT – Kazimierz Radowicz / Wyzwanie JUTRO (10)
Kazimierz Radowicz urodził się w 1931 roku w Ostrowie Wielkopolskim, jest prozaikiem, scenarzystą, autorem słuchowisk, a także popularyzatorem historii Ostrowa i Gdańska.
Od 1956 roku mieszka i pracuje w Gdańsku, w rozgłośni Polskiego Radia gdzie zaczynał od redaktora w redakcji literackiej. Od 1992 roku jest wydawcą i właścicielem Wydawnictwa MESTWIN. Jest również wieloletnim współpracownikiem Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji. Za twórczość radiową i telewizyjną został wyróżniony trzykrotnie nagrodą Prezesa PRiTV, oraz dwukrotnie nagrodą literacką Prezydenta Miasta Gdańska i Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki za scenariusze filmowe i powieść A jutro cały świat…
Wydawnictwo Mestwin rok 2001
stron 418
A jutro cały świat… Długo zastanawiałam się nad tym, jak podzielić się wrażeniami, po przeczytaniu tej książki, która mnie zachwyciła i wzruszyła jednocześnie, ale i wstrząsnęła niesamowicie. Trudna i wciąż obecna w moim życiu tematyka drugiej wojny światowej, „żyjącej” cały czas we wspomnieniach moich podopiecznych jest dla mnie cały czas tematem gorzkim i ciekawym zarazem.
Do jednorodzinnego domu z ogrodem, w jednej z gdańskich dzielnic wprowadza się rodzina wysiedlona z Ostrowa Wielkopolskiego. Nowi właściciele kupili domek od starszej pani, która sprzedając go powierzyła im karton z drobiazgami po ludziach mieszkających w tym domu przed nią – niemieckiej rodziny Hasenfussów, którzy przeżyli w tym właśnie domu całą drugą wojnę światową. Starsza pani ma nadzieję, że potomkowie tejże rodziny wrócą kiedyś do tego miejsca i odbiorą to, co schowali ich przodkowie zanim opuścili dom w 1945 roku po „wyzwoleniu” Gdańska przez Armię Czerwoną.
Autor zagłębiając się w te pamiątki „stworzył” niejako tę rodzinę Niemców, ludzi przeciwnych polityce Hitlera, którzy do końca nie mogli pogodzić się z rozumowaniem i ogromem zła jakie niesie ze sobą wojna. Mieszkając w cichej, spokojnej dzielnicy Wolnego Miasta Gdańska, która znajdowała się jakby „dalej” od działań wojennych, przeżyli jej koszmar nie do końca chyba zdając sobie sprawę z makabryczności jakie ogarnęły całą Polskę i resztę Europy. Z dnia na dzień wierząc w zakończenie tego, co było dla nich jedną wielką niewiadomą.
Autor przedstawiając rodzinę Hasenfussów, pokazał jak skrajne były wyobrażenia o toczącej się wokół wojnie, a także jak wiele skrajnych emocji skrywała jedna niemiecka rodzina.
Książka napisana została w formie pamiętnika – przemyśleń, jakie autor łączył ze swoim życiem w okresie zarówno wojennej zawieruchy, jak i w czasie jemu teraźniejszym, wyobrażając sobie wszystko, co dotyczyło opisywanej rodziny, chodząc po domu, który kiedyś był ich własnością, a który musieli opuścić już w bardzo zmniejszonym składzie, tak samo, jak jego rodzina musiała opuścić mieszkanie w Ostrowie Wielkopolskim.
Czytając tę książkę, „chodziłam” tymi uliczkami, ponieważ znam je bardzo dokładnie, przemieszczam się nimi codziennie w drodze do pracy i może właśnie dlatego tak wstrząsnęły mną wszystkie opisane w tej lekturze epizody dotyczące tej niemieckiej rodziny.
To powinna być lektura szkolna, aby młodzi ludzie zrozumieli ile zła może wyrządzić dyskryminacja, fałszerstwo, lizusostwo, i fanatyzm, bo to wszystko jest dokładnie przedstawione w tej książce.
Muszę jednak przyznać, że trochę trudno czytało mi się tekst, chociażby z powodu zbyt małych liter, jak dla moich oczu. Dyskomfortu w czytaniu dodawało również ciągłe „skakanie” na tył książki, gdzie znajdują się przypisy i objaśnienia niemieckich zwrotów, oraz klucz (tłumaczenia) do nazw budowli, ulic i dzielnic miasta Gdańska, które we fragmentach opisywanych losy rodziny Hasenfussów były w języku niemieckim, tak jak obowiązywały w ówczesnym czasie.
Polecam tę książkę, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że temat nie jest łatwy, ale sama nie odebrałam jej tylko i wyłącznie, jako kolejnej lektury wojennej. W tej książce autor opisał i pokazał wszystkie uczucia, od szczęścia, miłości, empatii, macierzyństwa, po brutalność, zazdrość, strach i bezwzględność.
(…) Podejmujący Wyzwanie powinien napisać odpowiedź na pytanie, dlaczego autor przeczytanej przez niego książki dał taki właśnie tytuł (…)
„Dziś należą do nas Niemcy, a jutro cały świat” – to słowa sztandarowej pieśni nazistów, którzy przez większą część wojny wierzyli w to, że uda im się opanować cały świat.
Przyznam szczerze, że gdyby nie Wyzwanie JUTRO, ta książka pewnie nigdy nie trafiłaby do moich rąk, dlatego cieszę się, że stało się inaczej.
Spotkanie autorskie z Małgorzatą Wardą
W zeszłym tygodniu byłam na dwóch spotkaniach autorskich, jedno z Katarzyną Bondą, a drugie z Małgorzatą Wardą.
O pierwszym już napisałam, teraz czas na to drugie, które odbyło się w bibliotece na gdańskim Przymorzu.
Małgorzata Warda jest mieszkanką Gdyni. To nie tylko pisarka, ale malarka i rzeźbiarka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Jest autorką kilku tekstów piosenek zespołu Farba. Wspólnie z malarzem, Marcinem Kędzierskim, współtworzy artystyczną „Grupę miejską”.
Małgorzata Warda, to dla mnie wciąż zaskakująca osoba, która na pierwszy rzut oka kojarzy mi się z ciepłym, rodzinnym opowiadaniem, które kochające mamy czytają swoim dzieciom. Ta skromna i nieśmiała kobieta (tak ją odbieram) pisze jednak książki, które w żaden sposób nie odzwierciedlają jej wizerunku. Jest osobą niezwykłą, która potrafi zarazić swoim empatycznym podejściem do problemów jakie porusza w swoich książkach. A porusza bardzo poważne tematy, związane często z przemocą, pisze także o koszmarach związanych z zaginięciem dzieci. To trudne tematy i wymagające nie tyle wiedzy na ten temat, co ogromnej wrażliwości. Tematy tabu, o których się nie mówi, bo… są zbyt trudne.
To tyle o samej pisarce, o której już wspominałam w moich wcześniejszych wpisach (wpis 1 i wpis 2).
Spotkanie było dość kameralne, co mnie bardzo zaskoczyło, bo biblioteka mieści się na bardzo dużym gdańskim osiedlu i to w centralnym miejscu. Kameralne spotkania mają jednak swoją magię, taki kontakt z autorem jest inny i chyba bardziej „intymny”.
Na takim spotkaniu chyba jeszcze nie byłam, a jak każdy wie bywam w miarę możliwości swojego czasu. Pani kierownik biblioteki, próbowała początkowo poprowadzić spotkanie, zadawać pytania, ale myślę, że dużo lepiej by to wszystko wypadło, gdyby spotkanie poprowadził ktoś, kto zna zarówno pisarkę, jak i jej twórczość nie tylko z punktu widzenia bibliotekarki. Takie spotkania przebiegają w zupełnie innej atmosferze. Było jednak ciekawie i bardzo sympatycznie.
Autorka opowiadała między innymi o tym, co skłoniło ją do napisania konkretnej książki, potem rozwinęła się dyskusja na temat promowania w mediach literatury polskiej, i promowania literatury przez wydawnictwa. Usłyszeliśmy trochę ciekawostek z tym związanych, o których zwykły czytelnik nie ma zielonego pojęcia.
Zaskoczyło mnie natomiast podejście pisarki do swoich gości. Będąc „gwiazdą”, bo przecież to autor jest tym centralnym punktem odniesienia do całego spotkania, pisarka potraktowała publiczność jak grono swoich znajomych. W pewnym momencie Małgorzata Warda zwróciła się do siedzących czytelników z zapytaniem: „co Państwo czytają, jakie książki?”. Chyba to się podobało, bo każdy poczuł się wyróżniony i bardzo chętnie podzielił się swoimi czytelniczymi podbojami i nie tylko, bo temat zahaczył również o sprawy rodzinne i zawodowe. Świadczy to tylko o tym, że pisarka wzbudziła zaufanie wśród swoich gości, a to chyba jest wielki plus, ponieważ zaskarbiając sobie sympatię czytelniczek /czytelników pisarz zdaje sobie sprawę z tego, że nie pisze dla siebie, ale przede wszystkim dla innych.
Szkoda, że takie spotkania odbywają się tak rzadko. Trzymam kciuki za każdą kolejną książkę Małgorzaty Wardy, bez względu na to o czym będzie.
Kolejna moja książka otrzymała autograf