romans
MIASTO CIENI – Michael Russell
Michael Russell jest pisarzem urodzonym w Anglii. Studiował literaturę angielską w Oksfordzie, a następnie trzy lata pracował na farmie w hrabstwie Devon. Był jednym z pracowników ekipy tworzącej angielską operę mydlaną „Emmeralde Farm”, a także scenarzystą i producentem wielu programów telewizyjnych, w tym głośnych „Morderstw w Midsimer” i „Sprawy dla Frosta”. Kiedy przeprowadził się do Irlandii, postanowił zacząć pisać powieści i teraz całkowicie się temu zajęciu oddaje.
Wydawnictwo SQN rok 2015
stron 371
Miasto cieni to thriller historyczny, którego fabuła przenosi nas do lat 30 ubiegłego wieku, a konkretnie do okresu przedwojennego.
Stefan Gillespie jest policjantem, dość bezkompromisowym, który wraz ze swoimi współpracownikami ma za zadanie zdekonspirować pewnego lekarza, trudniącego się nielegalnymi aborcjami. Podczas akcji, policjant poznaje Żydówkę Hannah, która w następstwie dość nietypowych okoliczności zwraca się do Stefana z prośbą o pomoc w odnalezieniu jej zaginionej przyjaciółki. Mimo osobistych problemów związanych z groźbą odebrania policjantowi opieki na jego synem, Stefan podejmuje się odszukania młodej kobiety. Zawieszony w obowiązkach policjanta angażuje się w to jeszcze mocniej, po wizycie ojca Hannach, który prosi go z kolei, o odnalezienie jego córki. Hannah postanowiła na własną rękę odszukać osobę, z którą przed zaginięciem związana była jej przyjaciółka i wyjeżdżając z Dublina… zniknęła. Stefan udaje się na poszukiwania kobiety aż do Gdańska. Czy znalezione w górach nieopodal Dublina ciała (zamordowanych) dwóch osób – mężczyzny i kobiety mają ze sobą coś wspólnego? Czy rodzące się uczucie protestanta i Żydówki ma szansę przetrwania w katolickiej Irlandii? Co wspólnego z odnalezionymi ciałami mają księża kościoła katolickiego?
Przyznam szczerze, że po tę książkę sięgnęłam z powodu jej okładki i opisu na niej.
(…) Ciemne zaułki Dublina, pełne tajemnic Wolne Miasto Gdańsk, zakazane uczucia i prawda zakopana w zbyt płytkim grobie.(…)
Okładka skojarzyła mi się z powieściami Carlosa Ruiza Zafóna, więc wiele się nie zastanawiając, książkę nabyłam.
Powieść wciąga od pierwszych stron. Początkowo zwykłe śledztwo, zamienia się w dość mocną intrygę polityczno-policyjno-kościelną z wszędobylskimi nazistami i Niemcami dążącymi do podporządkowania sobie świata. Wolne Miasto Gdańsk mocno zniemczone, a do tego kiełkujący romans, i wiadomo… człowiek przepada w czytaniu.
Ciekawie przedstawione osobowości głównych bohaterów, którzy są nietuzinkowi, silni psychicznie, odważni i za wszelką cenę dążący do celu, są jednocześnie bardzo pozytywnie odbierani, przynajmniej tak było w moim przypadku.
Powieść ta od samego początku trzymała mnie w takim napięciu, że trudno mi było odłożyć ją na bok. A im bliżej końca, tym główni bohaterowie popadali w coraz większe niebezpieczeństwa. W pewnym momencie już myślałam, że pogmatwane sytuacje, z jakimi przyszło im się mierzyć nie doprowadzą do zupełnego rozwiązania. A wplecione w fabułę wątki i informacje o dziwnych związkach księży z funkcjonariuszami policji dublińskiej po prostu dodały dodatkowego dreszczyku.
Ten trzymający w napięciu thriller historyczny zabiera nas – czytelników, w ekscytującą podróż po świecie lat 30. ukazując świat polityki przedwojennej i siły Niemców dążących do zniszczenia wszystkiego, co żydowskie i opanowania jak największej ilości państw.
Myślę, że taka mała odskocznia od wątków sensacyjnego, historycznego i kryminalnego jakim jest wątek walki samotnego ojca o prawa do opieki nad dzieckiem, jest dużym plusem dla fabuły. Skupiając się na układach i układzikach o podłożu czysto politycznym, można było chwilę odsapnąć w towarzystwie rodziców policjanta i sympatycznego małego chłopca.
Każda niemal książka ma swoje plusy i minusy, w tej akurat pewien dyskomfort czytelniczy powodowały pojawiające się literówki, no cóż chyba korektorzy niezbyt poważnie podeszli do tekstu.
Mimo wszystko jednak polecam tę powieść zwłaszcza miłośnikom kryminałów. Nie ukrywam, że z pewnością znajdą w niej coś dla siebie czytelnicy preferujący historię, szczególnie tę, dotyczącą klimatów lat 30. minionego wieku, konfliktów religijnych w Irlandii i nastrojów faszystowskich w Europie. Dla miłośników romansu czy powieści obyczajowych również się znajdą ciekawe kąski.
TEN JEDYNY – Emily Giffin
Emily Gyffin urodziła się w 1972 roku w Baltimore, Maryland. To amerykańska pisarka bestsellerów. Ukończyła Uniwersytet w Virginii i przez jakiś czas pracowała w kancelarii prawniczej Winston&Strawn na Manhattanie. W roku 2001 przeprowadziła się do Londynu, gdzie postanowiła zacząć pisać. W 2003 roku po wyjściu za mąż, powróciła do Stanów Zjednoczonych i zamieszkała w Atlancie. Swoją pierwszą książkę wydała w roku 2004.
Wydawnictwo Otwarte rok 2014
stron 520
Ten jedyny to połączenie współczesnej powieści obyczajowej z romansem, z mocnym futbolowym tłem.
Sheia jest młodą, niezamężną kobietą, której pasją jest futbol. Zamiast jak inne kobiety biegać po sklepach, przyjęciach itp. ona woli oglądać mecze futbolu. Kiedy umiera mama jej przyjaciółki, życie Shei staje na głowie. Zamiast cieszyć się z tego, że ma chłopaka, który jest obiektem pożądania wielu kobiet, ona czuje się zagubiona z powodu miłości do innego mężczyzny, którym okazuje się znany trener, przyjaciel rodziny, i ojciec jej najlepszej przyjaciółki. Niestety los bywa przewrotny i chociaż Sheia wie, że jej miłość do trenera nie jest miłością platoniczną, jej przyjaciółka stawia jej ultimatum, a ona sama staje przed trudnym wyborem. Musi zdecydować, czy ważniejsza jest dla niej przyjaźń czy miłość. Co wybierze Sheia? Czy miłość pokona barierę wiekową jaka dzieli kochanków, czy podda się presji otoczenia? Czy któreś z rodziców wesprze ją i pomoże dokonać właściwego wyboru?
Autorkę polecało mi kilka koleżanek, przyznam szczerze, że chociaż cieszy się ona powszechnym uznaniem wśród polskich czytelniczek, ja do tej pory nie miałam przyjemności zetknąć się z jej powieściami. Po przeczytaniu tej książki stwierdziłam, że jednak wolę polskie autorki takiej literatury. Chociaż myślę, że ta pisarka to taka amerykańska Magdalena Witkiewicz.
Nie urzekła mnie ta książka. Może dlatego, że było w niej sporo sportu i o sporcie, którego nie rozumiem i tak właściwie nie lubię (mam na myśli futbol amerykański). Zawsze ten sport wydawał mi się zbyt brutalny.
Ale wracając do lektury, sam pomysł na fabułę dość ciekawy, chociaż główna bohaterka nie przypadła mi do gustu. Nie potrafiłam jej rozgryźć i często dość mocno mnie irytowała. Niby kobieta dojrzała, bo trzydziestka na karku, a momentami zachowywała się na głupiutka nastolatka. Jedyne co można o niej powiedzieć pozytywnego, to że dobrze znała się na sporcie, zwłaszcza na futbolu. Ale to jej pasja, więc trudno, aby było inaczej.
Niestety, chociaż przyznam, że książka lekka, łatwa i przyjemna to podczas czytania wiele razy czułam osobliwy dyskomfort. Nie wiem czy to jest wina autorki, czy polskiego tłumacza, ale zbyt duża ilość wstawionych wyrazów z rozszczepionych liter to moim zdaniem lekka przesada. Zdaję sobie sprawę z tego, że autor pragnie coś w tekście podkreślić; wówczas, aby czytelnik miał tego świadomość, dany wyraz pisze albo pogrubionym tekstem albo rozszczepionym. Ale w tej powieści tych wyrazów było aż nadto. Często kilka na jednej stronie.
(…) R y a n sugerował, że k t o ś przekupił Cedrica? – obruszył się Trener. – Na przykład ktoś taki jak jego własny tatunio?
– Mówi pan poważne? – zdumiałam się.
Trener skinął głową.
– Takie w każdym razie krążyły plotki. Stary James potrzebował najlepszego skrzydłowego, żeby łapał podania jego syna.
– Zaraz… Czyli… To znaczy, że pan o tym w i e d z i a ł? (…)
Nie wiem, czy aż takie ważne były niektóre słowa, aby podkreślać je po kilka, nawet na jednej stronie.
Chyba około 80% fabuły to futbol; zasady gry, opisy meczów, wspomnienia zawodników, dat rozgrywek itp. Myślałam, że jest to powieść dla kobiet, a tej fabuły typowo „kobiecej” trochę mi w tej książce było mało. Nawet wątek główny, czyli miłość Shei do Trenera, zagłuszona została futbolem.
Autorka ma również skłonność do szczegółów. To akurat nie jest złe, ale myślę, że gdyby nie rozdrabniała na czynniki pierwsze wszystkiego o czym pisze, książka byłaby połowę cieńsza. Szczegółowo opisany ubiór na człowieku, czy bardzo szczegółowo opisane przygotowanie zapiekanki może pobudzić wyobraźnię czytelnika, może nawet i powinno, ale dla mnie było trochę zbyt dużo niepotrzebnego tekstu, nie wnoszącego niczego istotnego do fabuły.
Być może inna książki tej autorki będzie dla mnie ciekawszą lekturą, na tej niestety trochę się zawiodłam. Nie mówię jednak NIE tej pisarce i z pewnością, kiedyś sięgnę po inną jej powieść aby przekonać się czym ujęła w swoich książkach takie rzesze czytelniczek.
Ale, to że ja się tą książką nie zachwyciłam, wcale nie oznacza, że jest to powieść zła. Z pewnością fanki Emily Gyffin są nią zauroczone. Zatem polecam ją szczególnie osobom, które lubią i znają się na futbolu, a także tym, które lubią połączenie romansu z innymi wątkami. Chociaż książka dość gruba, przeczytałam ją szybko, a to chyba nie jest całkiem negatywne podejście do tej powieści.
KRAWCOWA Z MADRYTU – Maria Dueńas
Maria Dueńas urodziła się w 1964 roku w Puertollano. Jest hiszpańską pisarką mieszkającą obecnie w Cartagenie, profesor literatury i filologii angielskiej na Uniwersytecie w Murcji. Jako autorka książek zadebiutowała w roku 2009 książką „Krawcowa z Madrytu” tytuł oryginału „El tiempo entre costuras” i zdobyła tą książką tak ogromną rzeszę czytelników, że wkrótce jej powieść została przetłumaczona na dwadzieścia pięć języków, a co za tym idzie, ten debiut przyniósł jej światową sławę. Niektórzy czytelnicy mówią o niej, że jest Carlosem Ruizem Zafónem w spódnicy.
Wydawnictwo Muza S.A rok 2017
stron 567
Krawcowa z Madrytu to powieść, której fabuła umiejscowiona została w latach trzydziestych XX wieku, na terenach Hiszpanii i Maroko, oraz kilku innych miastach.
Sira jest córką krawcowej pracującej w dobrze prosperującym atelier w Madrycie. W przededniu drugiej wojny światowej zrywa zaręczyny ze swoim narzeczonym i wyjeżdża z innym mężczyzną do Maroka. Zakochana jak nigdy dotąd, jakiś czas wiedzie szczęśliwe i dostatnie życie u boku przystojnego amanta, do czasu… kiedy mężczyzna okazuje się oszustem i złodziejem, który bez skrupułów pozostawia ją bez środków do życia i z ogromnymi długami. Długi czas dziewczyna nie może pogodzić się z upokarzającą sytuacją, aż któregoś dnia dzięki pomocy pewnej kobiety, znanej w kręgach policyjnych jako „szmuglerka” otwiera własną pracownię krawiecką i zaczyna szyć dla bogatych i wpływowych kobiet. Kiedy wybucha druga wojna światowa, jej brytyjska przyjaciółka wciąga ją do angielskiego wywiadu. Sira wraca do Madrytu jako wzięta krawcowa i…
No cóż, bardzo chciałabym zdradzić więcej, ale muszę się powstrzymać, ponieważ chcę, aby inni sięgnęli po tę książkę i przeczytali o losach tej niesamowitej kobiety.
Książka zachwyciła mnie od samego początku, najpierw, kiedy zobaczyłam okładkę na którą jak rzadko kiedy zwróciłam szczególną uwagę, bo tak bardzo mi się spodobała. Byłam pewna, że za TAKĄ okładką znajdę niezwykłą historię.
Dawno nie czytałam tak wciągającej powieści i przyznam szczerze, że do tej pory chyba za mało przeczytałam książek hiszpańskich autorów.
Ta książka jest jak narkotyk, czytasz, czytasz i nie potrafisz się od niej oderwać. Z pozoru zwykła historia zwyczajnej dziewczyny została zamieniona w ciekawą, pełną intryg, tajemnic i nietuzinkowych miłości powieść, w której bohaterowie są tak wyraziści, że aż chce się z nimi obcować. Główna bohaterka jest jak Scarlett O’Hara, kobieta piękna, odważna, przebojowa, która nie poddaje się nawet w patowych sytuacjach i za wszelką cenę dopina swego.
Muszę przyznać, że ciekawa historia głównej bohaterki wpleciona w historie wojenne, zarówno wojny domowej w Hiszpanii jak i II Wojny Światowej jest pewnego rodzaju majstersztykiem. Wplecenie w fabułę faktów historycznych, przedstawienie konszachtów, zarówno w kręgach dyplomatycznych jak i politycznych, oraz przedstawienie konspiracyjnego działania ludzi walczących po obu stronach to niełatwe zadanie dla pisarza. I dodatkowo wplecenie w to wszystko ciekawych wątków miłosnych i subtelnego romansu… dla mnie to był raj czytelniczy.
Pozwolę sobie zacytować słowa widniejące na tylnej okładce książki, które z pewnością zachęcą do sięgnięcia po tę lekturę:
Hiszpania, lata trzydzieste XX wieku. Egzotyczne Maroko, Portugalia i nazistowskie spiski. Miłość i zdrada, świat wielkiej mody i wielkiej polityki. Szpiedzy i zdrajcy. I niezwykła kobieta.
Po przeczytaniu książki natychmiast zaczęłam szukać w Internecie informacji dotyczących zarówno samej fabuły, jak i opisanych w powieści faktów i ludzi. Udało mi się znaleźć tego całkiem sporo, co dodatkowo przekonało mnie o tym, że autorka nieźle się napracowała stwarzając historię swojej bohaterki i towarzyszących jej osób. Moim zdaniem jest to książka z tych, których fabuła na długo pozostaje w pamięci czytelnika. Nie jest ona lekka ani łatwa ale przyjemna w czytaniu, ja czytałam ją z prawdziwą przyjemnością i sporym zaangażowaniem.
Na podstawie tej powieści powstał jedenastoodcinkowy serial o tym samym tytule co książka: „El tiempo entre costuras”, niestety dostępny jedynie w języku hiszpańskim. Mam jednak nadzieję, że Telewizja Polska kiedyś zakupi ten film dla nas, bo po obejrzeniu kilku odcinków, jestem więcej niż pewna, że zainteresowałby polską widownię.
Ale, żeby nie było tylko tak „och i ach” i żeby nikt mi nie zarzucił, że wychwalam książkę, bo otrzymałam ją do recenzji, niestety zauważyłam na samym początku kilka błędów. Na przykład „żydzi” pisani małą literą – dość rażące jak dla mnie. Przyznam jednak szczerze, że im bardziej wgłębiałam się w fabułę tym mniej zwracałam uwagę na literówki czy inne (mało istotnie) błędy.
Szczerze polecam tę lekturę zarówno miłośnikom dobrego romansu, jak i tym, którzy zaczytują się w książkach wojennych. Myślę, że w tej książce każdy znajdzie coś dla siebie. Intryga, polityka, romans i kawał dobrej historii.
Jeżeli jeszcze nie przekonałam do przeczytania tej powieści to może zachęcę kilkoma zdjęciami i trailerem filmu, który nakręcono na podstawie książki.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA za możliwość przeczytania tej książki. Jestem pewna, że ta lektura zadowoli wielu czytelników. W mojej biblioteczce posiadam jeszcze jedną książkę tej autorki (której jeszcze nie zdążyłam przeczytać) i mam nadzieję, że jest ona równie wciągająca jak ta.
BEZ CIEBIE – Agata Przybyłek
Agata Przybyłek, to młoda autorka powieści kobiecych, studentka psychologii na Uniwersytecie Gdańskim, blogerka i recenzentka prowadząca bloga „Informator Czytelniczy”). Przygodę z literaturą zaczęła od opowiadań, z których kilka zostało nagrodzonych w różnych konkursach literackich i ukazało się drukiem, potem pisała wiersze, a następnie powieści. To właściwie tyle, ile udało mi się znaleźć w naszym wszechwiedzącym Internecie. Myślę jednak, że w miarę szybko dowiem się więcej na temat tej pisarki, ponieważ… już po jednej jej książce zdołałam ją polubić.
Wydawnictwo Czwarta Strona rok 2016
stron 330
Bez Ciebie to dramat psychologiczny z lekkim romansem w tle.
Katarzyna jest Polką mieszkającą w Stanach Zjednoczonych. Jest żoną bardzo wpływowego prawnika, ale jej małżeństwo jest tak właściwie tylko na pokaz. Mąż ukazujący wszem i wobec ich „wielką miłość” tak naprawdę jest psychicznym tyranem, który nie wstrzyma się przed rękoczynami, za pomocą których wyładowuje stres. Toksyczna miłość zabija w dziewczynie samowystarczalność i asertywność. Jest tak uzależniona od męża, że nie potrafi już żyć ani z nim ani bez niego. Pewnego dnia, Lucy – teściowa Katarzyny, znajduje ją pobitą do nieprzytomności. Wtedy dopiero zaczyna rozumieć co tak właściwie dzieje się za zamkniętymi drzwiami luksusowego domu jej syna. Zabiera dziewczynę daleko od męża tyrana, angażując w pomoc młodego lekarza. Czy Alan zrobi wszystko aby młoda Polka znów uwierzyła w siebie i pokonała strach przed mężem? Jak bardzo zbliżą się do siebie lekarz i jego pacjentka? Czy miłość jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności jakie los postawi na drodze Katarzyny?
Przyznam szczerze, że jest to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam, ale już dziś wiem, że nie ostatnia. Historia młodej Polki, mieszkającej na drugim końcu świata wzruszyła mnie i rozzłościła jednocześnie. Wiem, że wyjątkowo trudno jest się wyzwolić z kajdan toksycznej miłości, a królujący w życiu ofiary strach przed odkryciem tego, czego nie może zobaczyć nikt postronny, powinien w pewnym momencie zbuntować się i zawołać na pomoc rozum. Niestety takich kobiet jest bardzo wiele, nie tylko w Polsce ale na całym świecie, gdzie zagubione i teoretycznie bezbronne, godzą się na to, co fundują im „kochający” mężowie.
Ta powieść, to pełen bólu, krzyku i wzruszenia obraz maltretowanej kobiety, która jak w syndromie sztokholmskim osiąga taki stopień, że pozbawiona wolności osobistej pomaga swojemu prześladowcy w osiągnięciu celu czy nawet w ucieczce przed policją. Zachowanie będące skutkiem psychologicznych reakcji na silny stres jest rezultatem podejmowanych przez maltretowaną prób zwrócenia się do prześladowcy i wywołania u niego współczucia. Ta pseudo miłość jest chorym wymysłem obu stron.
Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna z wiadomych przyczyn. Temat podjęty przez autorkę jest wyjątkowo trudny i z pewnością nie było łatwo o nim pisać. Myślę jednak, że lektura bardzo potrzebna, szczególnie tym osobom, które tkwią w takich toksycznych związkach. To nieprawda, że nie ma wyjścia. Trzeba tylko otworzyć się na ludzi i opowiedzieć o tym chociaż jednej zaufanej, zamiast zamykać się w czterech ścianach zbytku zwanego miłością. Przecież każdy z nas zna kogoś, komu może bezgranicznie zaufać.
Cała gama emocji asystująca mi podczas czytania tej powieści, z pewnością będzie towarzyszyła mi bardzo długo. Nie ukrywam, że czytając tę powieść, nie tyle łkałam, co momentami szlochałam w chusteczkę. A samo zakończenie dosłownie trzepnęło mnie. I gdybym miała wówczas pod ręką autorkę, to z pewnością wykrzyczałabym jej to, co tak bardzo mnie zbulwersowało.
Z pewnością jest to lektura z tych, których fabułę pamięta się długo po przeczytaniu książki. Nie każdy autor/autorka ma taką zdolność grania na emocjach czytelników. Ta autorka potrafi to zagwarantować.
Ciepło ukazana bezinteresowna pomoc, którą zafundowali głównej bohaterce jej teściowa i młody lekarz chyba jednak nie jest tak do końca bezinteresowną. Myślę, że pomagając dziewczynie oboje chcieli spłacić jakiś dług wobec… siebie. Zaangażowanie się w dramat innej osoby wymaga odwagi i poświęcenia, silnej woli i pokonania strachu w obliczu prześladowcy.
Być może trochę zbyt wiele jest w książce (odrobinę przydługich) opisów dotyczących życia innych osób, ale przypuszczam, że autorka miała w tym jakiś ukryty cel. Dzięki tym opisom można było lepiej poznać osobowości nie tylko głównej bohaterki, ale również osób jej towarzyszących. Odbiegające od fabuły głównej wątki są moim skromnym zdaniem aż nadto dramatyczne, tak jakby sam koszmar głównej bohaterki nie wystarczył do podniesienia poziomu tragiczności powieści.
Polecam jednak tę powieść zarówno osobom lubiącym romance, jak i tym, którym nie obcy jest dramat czy powieść psychologiczna. Uważam, że jest to lektura, której fabuły czytelniczka/czytelnik długo nie zapomni mimo niewielkich minusów. Jeśli chodzi o mnie, to nie mogłam oderwać się od stron powieści, chociaż cały czas targały mną sprzeczne uczucia. Myślę jednak, że śmiało mogę wpisać nazwisko autorki do listy tych, które kiedyś jeszcze przeczytam.
POWRÓT DO STAREGO DOMU – Ilona Gołębiewska
Ilona Gołębiewska urodziła się w 1987 roku. Od najmłodszych lat marzyła aby zostać nauczycielką oraz pisarką i marzenia te się spełniły. Na co dzień pracuje ze studentami, prowadzi zajęcia terapeutyczne dla dzieci i młodzieży, a także skutecznie szkoli dorosłych i odkrywa nowe smaki życia wraz z seniorami. Jest również poetką. Debiutował w 2012 r. tomem poezji „Traktat życia. Autorka wielu książek i artykułów oraz bajek, baśni, opowiadań dla dzieci i młodzieży. Mieszka w Warszawie, ale gdy pisze, ucieka do starego drewnianego domu na mazowieckiej wsi, w którym czas się zatrzymał.
Wydawnictwo MUZA.SA rok 2017
stron 472
Powrót do starego domu to powieść obyczajowa z gatunku literatury kobiecej, której fabuła umiejscowiona została współcześnie w pewnej polskiej wsi.
Alicja jest bezdzietną kobietą w wieku 37 lat, której właśnie rozpadło się małżeństwo. Jakby tego było mało, straciła dobrą posadę i została tak właściwie bez dachu nad głową. Uciekając przed swoim zrujnowanym życiem, postanawia znaleźć schronienie w starym, rodzinnym domu. Pewnej nocy spotyka niesamowitego człowieka – miejscowego Dziada – legendarnego uczestnika wydarzeń, które przed kilkudziesięcioma laty wstrząsnęły wsią. Mimo niechęci mieszkańców wsi do owego człowieka, Alicja czuje do niego sympatię. Pewnego dnia otrzymuje od niego pamiętnik swojego dziadka, w którym senior rodu opisuje piekło wojny. Kolejną osobą jest mały chłopiec, którego tragiczny los pozbawił rodziców. Niby obca a jednak swoja. Czy Alicja odnajdzie w tym starym, lecz niezapomnianym miejscu własny spokój? Czy tajemnica rodziny, ukryta w starym dokumencie znalezionym na strychu pomoże jej pogodzić się z przeszłością? Ile jeszcze musi się wydarzyć w życiu kobiety, aby w końcu zaznała szczęścia u boku ukochanego mężczyzny?
Przyznam szczerze, że czytając tę książkę miałam bardzo mieszane uczucia. W pewnych momentach wydawało mi się, ze już kiedyś – gdzieś, czytałam to samo. Historia jakich wiele ostatnio na naszym polskim rynku wydawniczym, dlatego chyba miałam wrażenie déjà vu. Wiem, że jak jest popyt to musi być i podaż, domyślam się, że wiele czytelniczek z zapartym tchem czeka na tego rodzaju powieści, ale jak dla mnie to już trochę tego za wiele.
Mimo wszystko, książka mnie nie zanudziła, ale wiele wplecionych w fabułę sytuacji miało tak bardzo przewidywalne zakończenia, że zastanawiałam się nad tym czy tylko ja tak myślę.
Autorka na swojej stronie internetowej opisuje siebie, jako małą dziewczynkę, która od zawsze marzyła o powrocie do starego domu z dzieciństwa, a ja się zastanawiam dlaczego nie zrobiła tego wcześniej? Czy życie bohaterki książki musiało rozpaść się na milion kawałków, aby wreszcie zrealizowała swoje marzenie jakim był powrót do szczęśliwych miejsc z dzieciństwa?
Ta powieść budziła we mnie wiele sprzecznych emocji, ale jedno co trzeba przyznać autorce to wyjątkowo potrafiła ona „zagrać” na uczuciach czytelnika wplątując go w dramatyczne i zawiłe losy zwykłych ludzi. Patchwork przeróżnych zdarzeń, dotyczących różnych osób skleja się w jedno wielkie „i żyli długo i szczęśliwie”. Wiem, że tak powinny kończyć się opowieści, aby ludzie wiedzieli, że każdą złą passę można zamienić na szczęście. Ale…
Poruszające historie chwytają za serce, wzruszają i pozwalają wierzyć w dobro. Moim zdaniem autorka świetnie przygotowała się do tego, aby poruszyć sumienia i empatyczność swoich czytelników, a niektórych jej bohaterów można pokochać od pierwszych stron. To zmysłowa gra uczuć, która prowadzi nas przez fabułę książki pozostawiając jednak wiele do myślenia.
W tej powieści całe mnóstwo dramatycznych wątków przeplata się z tymi pozytywnymi, dającymi nadzieję. Cudownie pokazana społeczność małej miejscowości, w której ludzie znają się od dnia narodzin aż po kres życia, uzmysławia czytelnikowi, że mieszkańcem malowniczej wsi może być nie tylko miła sąsiadka zza płotu, ale również brutalnie nastawiony do życia człowiek, który nie chce przyjąć do swojej społeczności kogoś „niby obcego”. (Tu mam na myśli Dziada i jego życie w lesie, z dala od okrutnych ludzi, którzy nawet się nie zastanowili nad tym, dlaczego ten człowiek stroni od nich).
Trochę raziły mnie w tej powieści niektóre dialogi, które jakby żywcem wyjęte z brazylijskiej telenoweli (przepraszam wszystkich miłośników telenowel)
(…) – Kocham cię i nigdy nie pozwolę ci odejść.
– Zawsze trzymaj mnie mocno za rękę i nigdy się nie zmieniaj. Kocham cię. Odkąd pierwszy raz spojrzałam w twoje oczy.(…)
Nie wiem, czy wszystkie powieści tej autorki są napisane w takim tonie, i chętnie się o tym przekonam. Nie twierdzę, że już nigdy nie wezmę do ręki jakiejś książki tej pisarki, nie przekreślam bowiem autora po przeczytaniu jednej książki, ale ta… jak dla mnie jest trochę zbyt sielsko – anielsko i cukierkowa mimo tych wszystkich dramatów i tragedii wplecionych w jej fabułę. Ciekawe osobowości bohaterów, zwłaszcza tych drugoplanowych, z pewnością dodają fabule sporo plusów. Sama główna bohaterka nie wzbudziła mojej sympatii, niby dojrzała kobieta a momentami zachowywała się jak niedojrzała nastolatka.
To książka z gatunku tych, które bawią i wzruszają jednocześnie. Lekki styl autorki pozwala na szybkie czytanie, chociaż przeskakiwanie w jednym zdaniu na różne czasy było trochę dyskomfortem w czytaniu.
(…) Chwytam metalową poręcz i zbliżam się do drzwi. – Kto tam? – spytałam (…)
Z pewnością jest to piękna opowieść o miłości, o przebaczaniu, przyjaźni i wierze w ludzi. Taka powieść terapeutyczna. Niosąca nadzieję na lepsze jutro.
Dziękuję wydawnictwu Muza za to, że miałam możliwość poznania powieści Ilony Gołębiewskiej. Być może kiedyś sięgnę po inną książkę tej autorki, chociaż kontynuacja losów Alicji chyba mnie nie przyciąga. Polecam książkę szczególnie miłośniczkom powieści Danielle Steel, i innych romansopisarek. To lekka lektura na kilka wieczorów, która przenosi czytelnika na chwilę na łono malowniczej polskiej wsi. Czasami może warto właśnie w taki sposób odpocząć od gwaru miejskiego.