przygoda
OSTRZE ZDRAJCY – Sebastien de Castell
Sebastien de Castell urodził się w Montrealu. Po ukończeniu studiów archeologicznych rozpoczął pracę przy swoich pierwszych wykopaliskach. Niestety bardzo szybko zdał sobie sprawę, że to jednak nie jest zajęcie dla niego, i postanowił spróbować swoich sił w innej branży. Pracował między innymi jako muzyk, mediator, projektant interakcji, choreograf walk, nauczyciel, kierownik projektów, aktor i specjalista do spraw strategii produktu. W końcu jednak postanowił pisać, i tak otozostał autorem uznanej serii fantasy spod znaku płaszcza i szpady, zatytułowanej Wielkie Płaszcze. Jego debiutancka powieść Ostrze zdrajcy była nominowana do Goodreads Choice Award w kategorii najlepsze fantasy oraz do Gemmell Morningstar Award. Obecnie mieszka w Vacouver.
Ostrze zdrajcy to powieść fantasy, w której niejeden czytelnik może znaleźć wiele wspólnego z powieścią „Trzej Muszkieterowie”.
Wydawnictwo Insignis rok 2017
stron 415
Falcio, Brasti i Kest to trzech przyjaciół, szczycących się niegdyś członkostwem w królewskich Wielkich Płaszczach. Po zamordowaniu króla, armia Wielkich Płaszczy znacznie zmalała, a sami jej członkowie zaczęli być prześladowani przez rządzących Książąt, nazywani obdartymi płaszczami czy trattari. Mężczyźni jednak wciąż mieli swój honor, śmierć króla była dla nich nie tyle bolesna co upokarzająca, i wciąż czuli w sobie wolę walki. Kiedy w podstępny sposób został zamordowany lord Tremond, wina spadła na jego strażników, czyli Wielkie Płaszcze, książęta wydali więc na nich wyrok śmierci. Uciekając przed tym wyrokiem, trzej przyjaciele zatrudnili się przy jednej z karawan, jako ochrona pewnej damy, nie wiedząc o tym, że zaprowadzi ich to do miasta Rijou, przeklętego przez bogów i ludzi, akurat w przeddzień Tygodnia Krwi. Czy uda im się przeżyć bezprawie zabijania? Kim tak właściwie okaże się kobieta, która ich zatrudniła?
Niezbyt często sięgam po książki z gatunku fantasy, ponieważ to trochę nie moje klimaty. Tę książkę otrzymałam jako nagrodę w konkursie organizowanym na naszym corocznym spotkaniu A może nad morze? Z książką 5. Czekała kilka miesięcy aż przypomniałam sobie o niej i… teraz żałuję, że nie sięgnęłam po nią wcześniej.
Opowieści o dzielnych i przystojnych Muszkieterach uwielbiałam od zawsze. Ta powieść ma wiele wspólnego z tymi opowieściami aczkolwiek jest w niej sporo z typowej fantastyki, a nawet horroru. Niezidentyfikowane osobniki, czy zmutowane na bestie zwierzęta, z pewnością nie mają nic wspólnego z przygodami Atosa, Portosa i Aramisa, ale trzej przyjaciele, czyli Falcio, Brasti czy Kest już tak.
Czy ktoś wie, kim są Wielkie Płaszcze? To ktoś podobny do rycerzy ale…
(…) obaj są jakoś powiązani z prawem i walką. Cóż, jedno jest oczywiste: oni noszą zbroje, a my płaszcze. Oni nadają się do prowadzenia wojny, my do toczenia pojedynków. Do tego oni składają przysięgę księciu lub księżnej, my zaś zważcie, przysięgamy królewskiemu prawu, a nie samemu królowi. Rycerze uważają, że ślubowanie idei nie jest w ogóle przysięgą, a co więcej, fakt, że przed nikim się w naszej służbie nie kłaniamy, budzi w nich obrzydzenie. (…) rycerze są niezwykle honorowi i cenią swój honor ponad wszystko. Natomiast Wielkie Płaszcze przywiązują wagę do sprawiedliwości i miewają pewne trudności ze zrozumieniem, jak grabież, gwałty i mordy miałyby się nagle stać zaszczytnym zajęciem tylko dlatego, że każe wam je popełniać człowiek, któremu złożyliście przysięgę. (…)
W historii przygód tych trzech przyjaciół jest z całą pewnością ukazana szczera przyjaźń, która towarzyszy tym młodym „wojownikom” na każdym kroku. Cudowne wręcz zdolności walki, zsynchronizowanej ze sobą w obliczu niebezpieczeństwa, chociaż każdy z nich był mistrzem innego stylu i innej broni. Odważni, z poczuciem humoru i pilnujący swojego honoru, są ziszczeniem marzeń niejednego chłopca. Ta powieść, której narracja jest w pierwszej osobie to nie tylko ciekawa historia spod znaku płaszcza i szpady ale przede wszystkim historia niezwykłej przyjaźni.
Sceny mrożące krew w żyłach przeplatają się wspomnieniami i odrobiną humoru. Ale największą część zajmują jednak opisy walk. Ze względu na fabułę, jest tych walk całkiem sporo, i opisane zostały z drobiazgową wręcz dokładnością. Myślę, że ktoś, kto nigdy w życiu nie trzymał ręki na rapierze, kuszy, czy pikach zamarzy wprost o takim mistrzowskim posługiwaniu się tą bronią.
Wartka akcja, niesamowite przygody i walki na śmierć i życie, w których krew się leje prawie z każdej strony, wśród świstu rapierów czy strzał, przeplatane są nitkami humoru, nieopuszczającego głównych bohaterów. To właśnie łączy Trzech Muszkieterów i Wielkie Płaszcze.
Autor moim zdaniem bardzo dobrze odnalazł się w powieści fantasty, w której oprócz scen czasami bardzo mrocznych, ukazał również tę inna stronę mroku, składając trochę ukłon w stronę klasyki, jaką jest powieść Alexandra Dumasa. Pozwolił czytelnikowi na chwilę znów znaleźć się w epoce, w której oprócz gwałtu, biedy zwykłych ludzi i ich strachu przed panami, byli tacy, którzy nie pławili się bogactwem materialnym ale posiadali ogromne bogactwo sprawiedliwości.
Powieść wciąga od pierwszych stron, i chociaż momentami wydaje się, że nadszedł koniec jakiegoś wątku, to zawsze gdzieś w kąciku pozostaje nadzieja, że jednak to jeszcze nie koniec. Prawie całą powieść prowadzi nas może nie tyle humor co autoironia głównych bohaterów, którzy mimo świadomości swojej władzy nad bronią, wiedzą, że nie zawsze są tacy kryształowi.
Ciekawie wpleciona w fabułę magia, zwłaszcza magia kobiet, bo to głównie kobiety w tej powieści mają coś z nią wspólnego, dodaje pewnego błysku tajemniczości i… momentami nawet strachu.
Polecam tę powieść zwłaszcza młodzieży, bo fantastyka jest w większości skierowana do młodych czytelników. Z całą pewnością zainteresuje ona również fanów Trzech Muszkieterów. Myślę, że i kobiety znajdą w niej coś dla siebie, coś zmysłowego, jakąś odrobinę miłości…
Czytając tę lekturę z całą pewnością żaden czytelnik nie będzie się nudził, nawet ja się nie nudziłam, a przecież nie przepadam za tego typu powieściami. Jeżeli jednak nie przekonałam kogoś do tej lektury to może trailer książki przekona? Poszukajcie go na YOUTUBE, bo nie potrafiłam go tutaj wgrać. https://youtu.be/LFcRDwQ19IE
Dziękuję Wydawnictwu INSIGNIS, które było jednym ze sponsorów na naszym piątym spotkaniu w Sopocie A może nad morze? Z książką za możliwość przeczytania tej książki.
ENDORFINOWY GRANAT – Michał Pawilk
Michał Pawlik to trzydziestoparolatek, który porzucił pracę w korporacji, aby spełniać swoje marzenia, niemające nic wspólnego z zarabianiem pieniędzy. Któregoś dnia postanowił wyruszyć w podróż do Azji, aby odnaleźć wewnętrzne szczęście, spontaniczną radość, która jest tak właściwie motorem naszego życia. Jest wyznawcą i praktykiem szeroko pojętego minimalizmu, Jego największą wartością jest życie w świecie bez krat, zbudowanym według własnego projektu. Prowadząc blog www.endorfinowy.pl chętnie dzieli się swoimi przemyśleniami. Kiedy tylko nadarza się okazja, pakuje plecak, zatrzymuje świat i rusza w podróż.
Endorfinowy granat to literatura faktu. To książka napisana w formie dziennika, opisująca jedną z podróży autora do południowej Azji.
W jednym z ostatnich wpisów zaprosiłam moich czytelników do Włoch, tym razem jednak zapraszam w bardziej egzotyczne miejsca, jakimi są między innymi: Tajlandia, Laos, Wietnam, Birma…
Przyznam szczerze, że podziwiam odwagę, upór i spontaniczność autora, który pozostawiając w Polsce, w miarę ustabilizowane życie na pewnym poziomie i pracę w korporacji, postanawia wyruszyć w świat do tak odległych i różnych kulturowo krajów. Książka jest debiutem literackim autora, ale mam szczerą nadzieję, że na tym debiucie się nie skończy. Niewielu ludzi ma odwagę na taki krok, ale gdy się tak bardziej nad tym zastanowić, wielu z pewnością o tym marzy.
Treść książki przyciąga od samego początku, przemyślenia autora przeplatane pięknymi opisami miejsc, ludzi, czy aury, to treści, od których trudno się oderwać. Może dlatego, że znajdujemy w niej wiele własnych myśli, których nie mamy odwagi wypowiedzieć głośno, a może to azjatycka egzotyka tak przyciąga.
Nie mogę oprzeć się zacytowaniu kilku zdań z książki. Zdań, które nie tyle mnie poruszyły, co pobudziły moją wyobraźnię, obudziły we mnie kogoś, kto tęskni za czymś takim jak beztroska podróż w nieznane:
(…) Przez długi czas taki model świetnie się sprawdzał, dawał mi sporo satysfakcji, sprawiał, że czułem się doceniany, ważny i lubiany. Tak było do czasu, kiedy na mojej gładkiej jak tafla niezmąconej wody wizji życia pojawiły się spękania, zarysowania, odkształcenia, gdy rzeczywistość zaczęła bardziej przypominać odbicie pięknego zdjęcia w krzywym zwierciadle niż obraz namalowany pewną ręką artysty. Wypaliłem się. Nie miałem ochoty wstawać z łózka, kiedy wiedziałem, że muszę wyjść do pracy. (…) Czułem się jakbym po drodze o czymś zapomniał. (…) W tym całym zamieszaniu zapomniałem żyć. (…)
Wielu ludzi doświadcza wypalenia zawodowego, ale jak niewielu ma odwagę się temu przeciwstawić? Jak niewielu ma odwagę podjąć walkę o swoje życie, o swoje marzenia? Ten człowiek miał, i za to czuję do niego ogromny szacunek. Sama również doświadczyłam wypalenia zawodowego, zszokowanym moją spontaniczną decyzją znajomym, udowodniłam jednak, że poradzę sobie i… dałam radę, chociaż nie poprzez tak ekstremalną decyzję jak podróż do Azji.
Autor wyruszył w podróż, mając na względzie minimalizm i koncentrację na otoczeniu. Z pozytywnym nastawieniem, starał się odkrywać nie tylko nowe miejsca, ukryte gdzieś w zakątkach świata, pozbawione cywilizacji, ale przede wszystkim starał się odkryć własne JA. Podróż nie była tylko jednym wielkim ciągiem pięknej przygody, która pozwoliła mu na chwilę uciec od życia w cywilizowanym kraju, od rządzy pieniądza, uzależnienia od nowoczesności. Podróż ta oprócz wielu pozytywnych doznań przysporzyła mu również bólu, cierpienia i strachu. Kiedy opisywał watahy psów, zagrażające człowiekowi po zmroku, to czułam wręcz dreszcz grozy na swoich plecach. A on… on potraktował to, jako jedną z nielicznych przeszkód na swojej drodze.
Dzięki samotnej podróży można poznać cechy życia, które są na wyciągnięcie ręki, a często niewidoczne dla zwykłego, uzależnionego od (nawet niewielkiego) luksusu człowieka. Będąc na łonie natury, można odnaleźć szczęście niemające nic wspólnego z szeroko pojętym materializmem. Autor podróżował początkowo rowerem, a ile radości daje jazda na rowerze, wie tylko ten, kto tego w swoim życiu kiedyś doświadczył. Oczywiście nie zawsze jedzie się po płaskim terenie, czy z górki, czasami trzeba ostro się namęczyć, aby pokonać nawet nieznaczne wzniesienie. To tak jak w życiu.
(…) Prawdziwe bogactwo to wolność, cieszenie się chwilą, spędzanie czasu z tymi, których kochamy, zwolnienie tempa, spacerowanie nad morzem, czy chodzenie po górach wtedy, kiedy tego chcemy. Bogactwo, to niewymuszony uśmiech, który możemy ofiarować innym, to szczera radość, poczucie sensu w życiu, nawiązanie relacji z ludźmi, nie zaś nowy iPohone, zegarek, czy wypasiony samochód. (…)
Ile zależy od nas samych abyśmy mieli pozytywne relacje z ludźmi. Opisani przez autora mieszkańcy biednych często wiosek, nie mający nawet bieżącej wody (co dla wielu współcześnie żyjących ludzi jest raczej nie do pomyślenia) byli tak przyjacielsko nastawieni, że nawet bariera językowa nie przeszkadzała im w porozumiewaniu się. W byciu po prostu miłym dla drugiego człowieka. To piękne, że gdzieś mieszkają ludzie, dla których człowiek jest ważny nie dlatego, że ma pieniądze, prestiż czy sławę.
Piękne jest to, że w czasie takiej podróży można poznać ludzi, którzy być może często zaistnieją w naszym życiu tylko na chwilę. Ale wspomnienia tej chwili pozwolą na to, że pozostaną w naszej pamięci do końca życia. Autor bardzo ciekawie opisuje nawiązane w czasie podróży przyjaźnie z ludźmi, którzy zaistnieli w jego życiu w określonym miejscu i czasie i z pewnością pozostaną w nim na długo.
Muszę przyznać, że opisywane przez autora miejsca zostały przedstawione tak malowniczo, że muszę o nich wspomnieć. Ba, moja wyobraźnia to już po prostu szalała. Kilka razy obudziłam się nad ranem, mając przed oczami wspomnienie „podróży”, jaką odbyłam we śnie, odwiedzając buddyjskie świątynie, czy małe azjatyckie wioski, a nawet piękny podwodny świat, który dzięki wyjątkowym opisom autora „zobaczyłam”.
(…) W końcu mogę poleżeć na plaży i pogapić się w gwiazdy. Uwielbiam te gorące noce, gdy ogrzany słońcem piasek nie zdąży się wyziębić, gdy ciemność tańczy walca z magią zamiast chłodem, gdy niebo uśmiecha się blaskiem miliardów gwiazd, wysyłając w naszą stronę energię, która przenika ciało tak, jak woda przesiąka przez piach i zostawia czystą niezmąconą radość. (…)
Czyż to nie spora dawka poetyckiej prozy, wnikającej do świadomości tak, że wręcz czuje się ten gorący piasek i widzi nad sobą to gwiaździste niebo?
Spora dawka przemyśleń medytacyjnych towarzysząca treści, pozwoliła mi na spojrzenie na pewne sprawy w dość logiczny sposób. Metody współgrania ze sobą wspomniane przez autora, na przykład metoda pokonywania strachu, czy metoda uspokajania myśli z pewnością na długo zostaną w mojej głowie.
Moim zdaniem ta książka to cudowny lek na zatracaną we współczesnym świecie tożsamość, to piękna lekcja pokory wobec własnego JA. Każdy z nas powinien nauczyć się patrzeć w głąb siebie, a tak niewiele trzeba, aby dobrze się poczuć we własnym towarzystwie bez poczucia winy, że coś na tym świecie nam nie wyszło, że coś zrobiliśmy źle i teraz nie wiadomo czy uda nam się odnaleźć to co utraciliśmy.
Książka nie dość, że jest bardzo ciekawa, to jest pięknie wydana. Biały, kredowy papier na którym oprócz treści znajduje się mnóstwo przepięknych zdjęć dokumentujących opisywane miejsca i ludzi. Aż chciałoby się tam być. Sama okładka przyciąga wzrok i kusi, aby zajrzeć do środka książki.
Dziękuję Autorowi za to, że pozwolił mi spędzić kilka dni na fascynującej podróży, w której poznałam nie tylko piękno tego egzotycznego świata, ale poznałam również historie ludzi i miejsc, o których do tej pory niewiele wiedziałam. Zabierając czytelnika w tę niesamowitą podróż, autor pokazał, jak wiele jest na świecie bodźców uaktywniających endorfiny, trzeba tylko szeroko otworzyć oczy i umysł i poddać się tej magii jaka otacza nas ze wszystkich stron. Dzięki doznaniom i emocjom jakie towarzyszyły mi w tej specyficznej podróży miałam okazję przeżyć przygodę, która na długo pozostanie w mojej pamięci.
Kanchanaburi Province
Most na rzece Kwai
Okolice wodospadu Phalad
Stare miasto – okolice Kanchanaburi
Dziękuję Pani Justynie Janczak z Projekt.pr za to, że dała mi szansę na przeczytanie tej książki. Myślę, że bardzo długo będę nocami „podróżowała” po Azji.
Zdjęcia pozwoliłam sobie „podkraść” z bloga Autora www.endorfinowy.pl, mam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe, ale bardzo chciałam zabrać moich czytelników do tych pięknych miejsc, aby moje słowa napisane nie były takie… bezbarwne.
ALCATRAZ KONTRA BIBLIOTEKARZE 1. Piasek Raszida – Brandon Sanderson
Brandon Sanderson to amerykański pisarz fantastyki i powieści przygodowych dla młodzieży, a także wykładowca twórczego pisania. Urodził się w 1975 roku w Lincoln w stanie Nebraska. Dwukrotnie otrzymał nagrodę Hugo za najlepsze opowiadanie. Ukończył Uniwersytet Brighama Younga. W Stanach Zjednoczonych jest poczytnym autorem książek nie tylko dla młodzieży, a seria powieści o Alcatrazie doczekała się już chyba pięciu części.
Wydawnictwo IUVI rok 2017
stron 303
Alcatraz kontra Bibliotekarze 1. Piasek Raszida to pierwsza części powieści przygodowo fantastycznych dla (młodszej) młodzieży.
Alcatraz to trzynastoletni chłopiec, który jest skrzyżowaniem Emila z Lönnebergi, Ukochanego Urwisa i po części również Harrego Pottera. Chłopiec wychowuje się w rodzinach zastępczych i niestety bardzo częsta zmienia swoich przybranych rodziców z powodu tego, że jest niesamowitą niezdarą i czego nie dotnie zostaje zepsute lub zniszczone. W dniu swoich trzynastych urodzin dostaje prezent od… biologicznych rodziców, którym jest… woreczek piasku. Kiedy następnego dnia dowiaduje się, że ów piasek, poszukiwany przez pewnych ludzi jest magiczny, a przy okazji chłopiec poznaje tajemniczego staruszka, który twierdzi, że jest jego dziadkiem, życie Alcatraza zostaje wywrócone do góry nogami i… chłopiec wyrusza na poszukiwanie urodzinowego prezentu. Dokąd zaprowadzi go ta poszukiwawcza misja i kto będzie mu w tej drodze towarzyszył, tego nie zdradzę. Czy Alcatraz wróci do rzeczywistości i zamieszka znów z jakąś rodziną? A może są jacyś ludzie, którzy kochają go mimo tego, że wszystko dookoła niszczy?
Ponieważ jako dziecko, czy też młodzież, bardzo lubiłam czytać tego typu opowieści, zdecydowałam się na powrót do takiej tematyki. Motywacją była przede wszystkim chęć odkrycia swoich reakcji po przeczytaniu książki dla dzieci w tym wieku… w jakim teraz jestem.
To niesamowite, jak bardzo może człowieka dorosłego wciągnąć taka powieść, mam nadzieję, że i młodsi czytelnicy dadzą się porwać tej magii. Przygody Alcatraza to z pewnością pełna ciekawych zwrotów akcji przygoda grupy osób o magicznych zdolnościach. W książce autor zawarł sporo ciekawych sentencji, które mam nadzieję, że zostaną przez młodego czytelnika odebrane prawidłowo. Pozwolę sobie jedną z nich zacytować:
(…) Mądry człowiek umie wszystko obrócić na swoją korzyść, nieważne jak niekorzystne wydaje się to na początku. Nad żadnym talentem (…) nie da się w pełni panować. Jeśli jednak będziesz dostatecznie długo ćwiczył, zaczniesz to łapać (…)
Główny bohater, mimo tego, że jest dość sarkastyczny i mało emanujący pogodą ducha, ma w sobie coś co pozwala polubić go prawie od pierwszego rozdziału. A młodszym czytelnikom z pewnością jego odważne i mądre zachowania bardzo zaimponują.
Autor kierując tę powieść do młodego czytelnika, napisał ją tak, jakby opowiadał mu swoje przygody, wtrącając swoje często zaskakujące spostrzeżenia dotyczące rzeczy niesamowitych i trudnych do zrozumienia w normalnym świecie.
Niepozbawiona humoru i dużej dawki fantastyki (jaką potrafi wyobrazić sobie tylko młody czytelnik) powieść, wciąga niemal od samego początku. A potem to już jest dużo trudniej oderwać się od jej stron.
Myślę, że niejeden nastolatek chciałby mieć takie zdolności jak Alcatraz czy towarzysząca mu w tej przygodzie Bastylia. Przenosząc się na chwilę do tego ICH świata można zapomnieć o wszystkim co tu i teraz.
Ciekawie przedstawione osobowości zarówno bohaterów pozytywnych jak i negatywnych to z pewnością duży plus tej powieści. Kolejnym plusem jest cały czas trzymająca w napięciu fabuła. A dopełnieniem są obrazki przedstawiające różne sceny; muszę przyznać, że sama się chwilami zatrzymywałam aby je dokładnie obejrzeć.
Jestem pewna, że książka ta zachwyci niejednego nastolatka i zachęci go do przeczytania kolejnych części przygód Alcatraza. Przyznam szczerze, że sama chętnie kiedyś po nie sięgnę. Ciekawa okładka z pewnością zbliży przyszłego czytelnika, bo cóż może bardziej rozbudzić wyobraźnię jak tajemnicze pomieszczenie, magiczny miecz i tajemnicze ślady na podłodze.
Jeżeli ktoś z odwiedzających mój blog ma w rodzinie lub wśród znajomych dzieci w wieku 12-14 lat to myślę, że śmiało może tę lekturę im polecić do przeczytania. Zresztą sam również z pewnością może do niej zerknąć, gwarantuję, że się nie zanudzi a spędzi miło czas w świecie fantazji, w której z pewnością często przebywał będąc w wieku nastolatka. POLECAM i małym i dużym.
Ilustracje w książce są dziełem Hayley Lazo, myślę, że wzbudzają ciekawość co do treści książki.
Dziękuję Wydawnictwu IUVI za możliwość przeczytania tej książki i chwilowy powrót do wspomnień z lat wczesnej młodości. Myślę, że książka znajdzie swoich fanów w Polsce tak, jak znalazła ich w Stanach Zjednoczonych.
MORDERSTO NA KORFU – Aleksander Rogoziński
Aleksander Rogoziński gościł już na moim blogu, więc nie będę się drugi raz rozpisywała o nim. Jeżeli ktoś ma ochotę poznać tego autora bliżej, to zapraszam do wcześniejszego wpisu dotyczącego mojej opinii o jego książce: Ukochany z piekła rodem.
Wydawnictwo Melanż rok 2015
stron 298
Morderstwo na Korfu to komedia kryminalna (nie tylko dla kobiet).
Joanna, popularna romansopisarka, zdecydowała się wyjechać na wakacje, na których postanowiła w spokoju skończyć pracę nad swoją kolejną książką. Niestety, chociaż Grecja i wyspa Korfu powinny kojarzyć się tylko z wakacyjną sielanką, spokój to ostatnie, co jest jej dane. Pierwszego dnia na wyspie, autorka odkrywa zwłoki właściciela Willi Zeus w której miała spędzić swój urlopowo-pisarski czas i staje się świadkiem morderstwa. Szybko okazuje się, że mógł je popełnić tylko ktoś, kto wraz z nią zamieszkał w niewielkim pensjonacie, znajdującym się na tej pięknej wyspie. Jedenaście osób, każda na pozór sympatyczna, ot… po prostu urlopowicze, może okazać się bezwzględnym zabójcą. Kto zabił i dlaczego? Tego Joanna postanawia dowiedzieć się sama angażując w swoje małe prywatne śledztwo przyjaciółkę Betty i jej… partnera polskiego policjanta. Czy uda im się rozwiązać zagadkę, czy zrobi to za nich grecka policja? Tego nie zdradzę, ponieważ kto chce się dowiedzieć musi przeczytać książkę.
Ta lektura to kolejny dowód na to, jak mało trzeba człowiekowi aby się odstresował po ciężkim dniu pracy i uciekł myślami w inny świat. Niby kryminał, więc powinno być mrocznie, brutalnie i krwawo, ale… No właśnie w tej powieści owszem, momentami jest mrocznie i krwawo, ale gdyby nie było, to cóż to byłby za kryminał. Autor, poważny wątek kryminalny „ubrał” w szatki humoru i dzięki temu powstała ciekawa (ja nie mogłam oderwać się od książki przez dwa dni, na moje szczęście weekendowe) fabuła, w której wcześniej już znani mi bohaterowie nie dość, że dostarczyli sporą dawkę adrenaliny, to jeszcze poprawili humor na tyle, że po zamknięciu książki pomyślałam: „kurczę znowu wpadłaś w szpony kolejnego pisarza”.
Lubię takie powieści lekkie, łatwe i przyjemne w czytaniu. Wiem, kryminał to nie powinna być literatura lekka, ale przecież każdy kryminał nie musi być mroczny jak… horror czy thriller.
W trakcie czytania nasunęła mi się myśl, że powieść ta bardzo przypomina (oczywiście fabułą) książki Agaty Christie, którą uwielbiam. Nie będę tutaj porównywała teraz autora do tej bardzo znanej pisarki, ale myślę, że gdyby ona przeczytała tę powieść to miałaby wrażenie, że ma przed sobą dzieło swojego ucznia. Tak, tak, wiem… Agata Christie z humorem miała niewiele wspólnego i tu myślę, że Aleksander Rogoziński zrobił o krok bliżej czytelnika niż ona.
Ciekawe dialogi sprytnie wplecione w fabułę, ciekawe osobowości bohaterów i wciągający wątek, czy trzeba czegoś więcej, aby się porządnie zrelaksować przy lekturze? A do tego okładka przyciągająca wzrok?
Przyznam się, że powieść tę przeczytałam już kilka dni temu, ale nie mogłam zabrać się za napisanie swoich wrażeń bo…cały czas „byłam” na Korfu, bo… wyobrażałam sobie dalszy ciąg fabuły dotyczący nie głównej bohaterki, czyli powieściopisarki Joanny, ale jej przyjaciółki i pana policjanta. To się chyba nazywa „zaangażowanie w książkę”.
Takich powieści mi potrzeba, aby zregenerować umysł po ciężkim dniu pracy. Cieszę się, że autor ma w planach kolejne części przygód Joanny. Już nie mogę się doczekać powieści, która ukazała się na dniach, chociaż podobno nie jest z tych „kontynuujących”.
Ktoś kiedyś mnie zapytał, dlaczego większość moich opinii o przeczytanych książkach jest taka „och” i „ach”? A czy ja mam się rozpisywać na temat książek, które mnie zawiodły? Polecam te, które uważam godne polecenia, te dające chwilę odprężenia, odskoczni od szarówki życia. Po co mam się wysilać i pisać o książkach, które moim zdaniem nie powinny zobaczyć półek księgarskich? Niech piszą o nich ci, których one zachwyciły.
Jestem blogerką, ale nie czytam, tylko książek, jakie przyślą mi wydawnictwa. Jestem w tej korzystnej dla siebie sytuacji, że czytam, bo chcę – a nie czytam, bo muszę. Czytanie jest dla mnie przyjemnością, a to, że wydaję na książki połowę mojej pensji… no cóż… nie piję, nie palę, więc na coś muszę te pieniądze wydawać.
Podsumowując: Polecam tę książkę każdemu, kto lubi kryminały, polecam osobom preferującym romans i tym, którzy zaczytują się w książkach przygodowych. W tej lekturze jest tego wszystkiego trochę dla każdego.
Polecam również pierwszą z tej serii, książkę tego autora. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać pozostałe, które są chyba jeszcze „w powijakach”.
OGIEŃ I WODA – Victoria Scott
Victoria Scott mieszka w Dallas. Debiutowała jako pisarka serią o Dantem Walkerze. Jej książki cieszą się dużym zainteresowaniem nie tylko wśród młodzieży, chociaż to głównie do nich są kierowane. Książki tej młodej autorki zostały przetłumaczone na 11 języków.
Wydawnictwo IUVI rok 2015
stron 366
Ogień i woda to powieść młodzieżowa, thriller z dużą dawką fantastyki.
Tella ma 16 lat i w jej życiu prawie wszystko jest nie tak. Jej brat Cody jest terminalnie chory, i żaden lekarz nie potrafi mu pomóc. Rodzice Telli, rzekomo dla dobra syna (aby mógł cieszyć się świeżym powietrzem) postanawiają przenieść się do Montany, do miejsca, które dziewczyna określa mianem „zapadłej dziury”. Tella traci ukochane życie w Bostonie i przyjaciół, a rodzice doprowadzają ją do szału. Pewnego dnia znajduje na swoim łóżku dziwne urządzenie, z którego… odbiera tajemnicze instrukcje, jak wystartować w Piekielnym Wyścigu prowadzącym przez dżunglę, pustynię, ocean i góry. Wygraną w wyścigu jest lek na każą chorobę. Dziewczyna nie zastanawiając się długo postanawia wziąć udział w tym wyścigu i zdobyć lekarstwo dla brata. Nie spodziewa się jednak tego, że Piekielny Wyścig, to wyścig przez „ziemskie piekło, z którego może już nie wrócić.
Tella wie, że nie może ufać nikomu, nawet członkom swojej grupy. Czy uda jej się ukończyć ten wyścig, tego z tej książki się czytelnik nie dowie, ponieważ jest to pierwsza część, która prowadzi Tellę przez dżunglę i pustynię, a przed sobą dziewczyna ma jeszcze dwa żywioły.
Przyznam szczerze, że nie przypuszczałam, że ta młodzieżowa lektura tak mnie wciągnie. Dawno nie czytałam czegoś podobnego i miłym zaskoczeniem dla mnie samej było to, że z takim zapartym tchem śledziłam losy głównej bohaterki, jej sympatycznej Pandory i kilku osób towarzyszących im.
Książka napisana jest bardzo prostym, aczkolwiek wyjątkowo ciekawym językiem. Spora ilość dialogów przyspiesza czytanie, a bardzo obrazowo opisana fauna i flora, nawet ta ze świata fantastyki powoduje, że czytając, często podnosi się w organizmie poziom adrenaliny.
Fabuła napisana jest w pierwszej osobie, tak jakby Tella pisała pamiętnik, ale często używany czas teraźniejszy sprawiał mi minimalny dyskomfort w odbieraniu treści. Co nie miało jednak większego wpływu na zaangażowanie się w losy bohaterów.
Nie powiem, żebym przepadała za tego rodzaju literaturą, ale kilkakrotnie występująca na moich rękach gęsia skórka, i wstrzymywany oddech chyba świadczyły o tym, że tak całkiem to jeszcze nie wyrosłam z książek dla młodzieży i to książek o tematyce fantasty.
W tej powieści czytelnik znajdzie więcej niż by się spodziewał. Autorka często w wyjątkowo zapierający dech w piersiach sposób, umieściła w niej różne wątki. Obrazy grozy i thrillera przeplatają się z obrazami empatii i miłości, troska o drugiego człowieka czy zwierzę, z obrazami okrucieństwa również zarówno wobec ludzi jak i zwierząt. Pełna napięcia akcja i jej nagłe zwroty nie pozwalają na oderwanie się od fabuły.
Tak bardzo wciągnęłam się w pełen przygód Piekielny Wyścig i losy młodej bohaterki, że jestem więcej niż pewna, że przeczytam drugi tom. Ciekawość, to chyba jednak zgubna cecha.
Dodam jeszcze, że okładka jest niesamowita. Na mnie podziałała nie tyle magnetyzująco co wprost mnie zachwyciła. Rzadko zdarza mi się, że na widok okładki jestem przekonana, że nie ważne, o czym jest ta książka, ale muszę ją przeczytać. W tym przypadku, właśnie tak było i nie zawiodłam się.
Myślę, że nie muszę specjalnie polecać tej książki, bo to co napisałam chyba świadczy samo za siebie. Z pewnością jest to rarytas dla młodzieży, ale i osoby dorosłe (a nawet bardzo dorosłe, takie jak ja) znajdą w niej coś dla siebie. Książka prawie cały czas trzyma w napięciu i nie polecam jej czytać wieczorami, to znaczy przed snem, ponieważ:
1) mogą być potem koszmary
2) trudno się oderwać od fabuły i rano człowiek wstanie półprzytomny
Z czystym sumieniem mogę tę powieść zaliczyć do tych, o których mówię „jeszcze jeden rozdział i na dziś kończę” i… powtarzam to aż do momentu, kiedy oczy nie wytrzymują zbyt długiego skupiania się na literkach.
Dziękuję wydawnictwu IUVI za możliwość przeczytania tej książki, którą otrzymałam w pakiecie książek dzięki hojności sponsorów na spotkaniu w Sopocie „A może nad morze z książką 3”