Magdalena Witkiewicz
CYMANOWSKI CHŁÓD – Magdalena Witkiewicz & Stefan Darda
Magdalena Witkiewicz to gdańska autorka kilkunastu powieści dla dzieci i dorosłych. Urodziła się w 1976 roku. Jest absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańskiego Studium Bankowości oraz Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menadżerów. Miała własną firmę marketingową, przez pewien czas jednocześnie prowadziła ją i pisała powieści. Dziś jej życie zawodowe to książki i spotkania autorskie, a właściwie całe trasy promocyjne. Kto tutaj do mnie zagląda, ten z pewnością „spotkał” tę autorkę u mnie nie jeden raz.
Stefan Darda urodził się w 1972 roku w Tomaszowie Lubelskim, na Roztoczu, w byłym województwie zamojskim. Po ukończeniu szkoły muzycznej i tomaszowskiego liceum im. Bartosza Głowackiego rozpoczął studia na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Wtedy to rozpoczęła się jego przygoda z muzyką folkową. Został członkiem znanego zespołu “Orkiestra pod wezwaniem Świętego Mikołaja”, z którą koncertował i nagrywał płyty do roku 1995. W trakcie studiów Stefan Darda kontynuował też przygodę z turystyką, która rozpoczęła się jeszcze w czasach szkoły podstawowej. Dzięki muzyce i pasji turystycznej był silnie związany z górami, które odwiedzał w każdej wolnej chwili. W 1998 roku przeprowadził się do Przemyśla, na Podkarpaciu, gdzie mieszka do dziś. Przygoda z pisaniem rozpoczęła się dla niego w 2003 roku, kiedy to napisał swój pierwszy wiersz. Dziś jest poczytnym pisarzem literatury grozy.
Cymanowski chłód to połączenie współczesnej powieści obyczajowej z horrorem, powieść której fabuła umiejscowiona została na Kaszubach. Jest to pewnego rodzaju kontynuacja powieści Cymanowski Młyn.
PREMIERA KSIĄŻKI 30 WRZEŚNIA 2020
Cymanowski Młyn to pensjonat w malowniczej okolicy Kaszub, stojący w sąsiedztwie lasu i jeziora. Prowadzi go wdowiec Jerzy Zawiślak, który „zaraził Kaszubami” również swoją obecną wybrankę Annę. Zbliża się zima, czyli okres odpoczynku dla pensjonatu i jego pracowników, ale czy będzie można odpocząć od wydarzeń jakie będą miały miejsce w Cymanach i okolicy? Wyczekiwany spokój, w którym lasy usypiają w mroźnym letargu, a jezioro skuwa lód i ziemia pokryta jest śniegiem nie zawsze nadchodzi razem z cymanowskim chłodem, bo ludzie skrywają sekrety, których nic nie przykryje. Jakie sekrety noszą w sobie pracownicy i właściciele Cymanowskiego Młyna? Kim tak naprawdę jest Anna i kogo obawia się Kostuch? I co wspólnego z przeszłością pensjonatu ma naszyjnik z szafirem?
Powieść napisana została dość nietypowo, ponieważ narracja w części rozdziałów jest w osobie pierwszej a w innych w osobie trzeciej. I tak też jest z fabułą, część fabuły to typowa powieść obyczajowa z nutką psychologii i romansu, a część to typowy horror z mocnym wątkiem kryminalnym.
Wierzycie w duchu? Lub w jakieś zjawiska paranormalne? Myślę, że nawet ktoś, kto jest sceptykiem w tej materii, to po tej książce zacznie się zastanawiać.
(…) Zaczęłam się zastanawiać, czy ze mną jest wszystko w porządku, że chcę, by w naszym domu wisiało zdjęcie mojej poprzedniczki. Tej, którą mój narzeczony kiedyś tak bardzo kochał. (…) Ale skąd wiedziałam o tym zdjęciu? Nie wiem. (…) Jakbym czuła ogromną emocjonalną więź z kobietą, która kiedyś była bardzo ważna dla mojego przyszłego męża. (…)
Ciepłe, pełne pozytywnych emocji wydarzenia, przeplatają się tutaj z wydarzeniami dość mocno kontrastującymi z tymi ciepłymi. Ale jeżeli ktoś nastawi się na mocny horror, lub na mocny thriller, taki po którym nie można spokojnie zasnąć to… może się lekko rozczarować.
Wydaje mi się, że więcej jest w tej książce obyczaju, nawet takiego z domieszką kryminału, czy ogólnie rzecz biorąc sensacji niż mocnego horroru. Chociaż wątki dotyczące zjawisk pozazmysłowych mogą niejednemu czytelnikowi podnieść ciśnienie krwi.
Muszę przyznać, że fabuła książki wciąga od pierwszych stron, nie tylko biorąc pod uwagę wydarzenia, ale i nieco malowniczo przedstawione obrazy miejsc, zwłaszcza tych mrocznych jak las, jezioro czy Pomerliskie Błeta.
Kto czytał Cymanowski Młyn, ten z pewnością rozpozna niektórych bohaterów, ale jeżeli nie czytał, to musi uzbroić się domysły. Chociaż wiele wątków zostało w tej części przypomnianych.
Ciekawie i nietuzinkowo zostali wykreowani bohaterowie i tu mam na myśli nie tylko osoby realne, żyjące, ale również te, które miały jakiś kontakt z zaświatów, czyli oględnie mówiąc duchy. Na uwagę na przykład moim zdaniem zasłużyły sobie tajemnicza dziewczynka czy stara Kostuchowa.
(…) – Piękny. Cieszę się, że taki mogłaś dostać. Ja dostałam odpustowy pierścionek. Ale pamiętaj, że na nim jest krew. A cie, którzy nie żyją i pozornie nie mogą się zemścić, znajda drogę. I nie będą szukać winnego swoich cierpień, ale tych, których ten winowajca kocha. Bo to najbardziej go zaboli. Taka słodka zemsta. (…) Uważaj na duchy z Pomarliska. I pamiętaj, na naszyjniku jest krew – ostrzegła mnie. Krew. (…)
Nie da się jednak zaprzeczyć, że tajemnice i mieszkańcy (zarówno ci realni, żywi, jak i ci którzy zjawiają się z innego świata) Cymanowskiego Młyna intrygują, wciągają, niepokoją i straszą. Ta część jest moim zdaniem ciekawym rozwinięciem tego, co miało miejsce w Cymanowskim Młynie, chociaż pojawiają się nowi bohaterowie, otoczeni przez bagienne tajemnice.
Dwa typy pisarskie nieźle się w tej powieści uzupełniły. Jedna osoba stworzyła świetną bazę, czy też podstawę obyczajową ciekawej historii, a druga uzupełniła tę historię odrobiną strachu i niewytłumaczalnych logicznie sytuacji, dodając sporą garść kryminału.
(…) Adam patrzył na scenę jak z gangsterskiego filmu i zastanawiał się, co do jasnej cholery poszło nie tak. Przecież ci od Kudłatego mieli zaczaić się na drodze dojazdowej do Cymanowskiego Młyna i tam czekać, aż Adam w swoim aucie będzie wiódł bandytów z Trójmiasta w pułapkę. (…)
Polecam tę powieść miłośnikom zarówno powieści obyczajowych jak i horroru. Oczywiście ktoś, kto zaczytuje się w kryminałach również znajdzie w niej sporo dla siebie.
Polecam tę powieść miłośnikom zarówno powieści obyczajowych jak i horroru. Oczywiście ktoś, kto zaczytuje się w kryminałach również znajdzie w niej sporo dla siebie.
Dziękuję Autorom i Wydawnictwu FILIA za propozycję przeczytania tej książki i trzymam mocne kciuki za to, aby książka znalazła jak najwięcej czytelników. Czytelnicy Magdaleny Witkiewicz mają bowiem okazję poznać autorkę w trochę innej odsłonie powieści, a miłośnicy Stefana Dardy również mogą poznać inne oblicze swojego ulubionego pisarza. Zapraszam zatem na Kaszuby.
Spotkanie autorskie z Magdaleną Witkiewicz
Jesień to dla mnie czas spotkań autorskich. W tym kierunku dużo się zaczyna dziać, a ja z przyjemnością na takie spotkania chodzę. W piątek 15 września byłam w gdańskim Empiku, na spotkaniu autorskim z Magdaleną Witkiewicz. Tę pisarkę znam już do wielu lat, jej pierwsza książka, którą przeczytałam był „Milaczek” i od tej właśnie lektury zakochałam się w książkach Magdaleny. Przyznam szczerze, że nie wszystkimi się zachwyciłam, ale na każdą kolejną czekam z niecierpliwością.
Piątkowe spotkanie było promocyjnym, dla najnowszej książki „Ósmy cud świata”.
Przyznam szczerze, że książki tej jeszcze nie mam, ale z pewnością wkrótce ją nabędę. Jestem natomiast świeżo po lekturze wcześniejszej: „Czereśnie zawsze muszą być dwie”, ale o tej książce będzie w kolejnym wpisie.
Dlaczego lubię chodzić na spotkania z Magdaleną Witkiewicz?
Ktoś może powiedzieć, że dlatego, że znam ją osobiście i jestem z nią na stopie koleżeńskiej, więc WYPADA. Może i tak. Ale lubię spotkania z nią, dlatego, że jest ona osobą bardzo pozytywną, zawsze uśmiechniętą, a ja lubię spotykać się z ludźmi, którzy na wszystko patrzą z humorem.
Z pewnością nie każdy tak uważa, wiem, że ta pisarka ma tyle samo fanek i fanów co przeciwników. Od kilku osób słyszałam dość niepochlebne opinie o niej, ale każdy ma prawo do własnego zdania i ja będę zawsze twierdzić, że takich ludzi lubię spotykać.
Na spotkaniu Magdalena Witkiewicz wprowadziła nas (czytelników) w kulisy swojej najnowszej książki, której fabuła umiejscowiona gdzieś w Azji. Opowiadała jak zainspirowała się do napisania tej książki będąc w Wietnamie na promocji swoich trzech (o ile dobrze pamiętam) książek, wydanych właśnie w języku wietnamskim. To piękne, że możemy chwalić się naszymi rodzimymi pisarkami w tak dalekich krajach.
Myślę, że autorka zachęciła do przeczytania tej książki nie tylko mnie i z całą pewnością wkrótce „Ósmy cud świata” zawita na mojej półce.
Zachęcam wszystkich, aby chodzili na spotkania autorskie nie tylko swoich ulubionych pisarzy. Na takim spotkaniu, można lepiej poznać pisarza i dowiedzieć się sporo ciekawostek zarówno dotyczących książek jak i życia prywatnego.
I chociaż uwielbiam Magdalenę Witkiewicz za „Milaczka”, „Panny roztropne” czy „Moralność pani Piontek” to po te jej „poważne” powieści sięgam równie chętnie.
Jak widać, nie tylko ja uwielbiam takie spotkania autorskie
Jedna z uczestniczek spotkania poprosiła mnie o zrobienie wspólnego z zdjęcia z pisarką, kobieta była jednak tak wzruszona osobistym kontaktem z Magdą, że… rozpłakała się. Mam nadzieję, że z tych kilku zdjęć, które pstryknęłam, chociaż jedno jest z uśmiechem 🙂
Tym razem, aby nie stać w długiej kolejce po autograf „wyskoczyłam” jako jedna z pierwszych
Za zdjęcia bardzo dziękuję Karolowi, gdyby nie on, pewnie nie miałabym pamiątki z tego spotkania, bo mój aparat w telefonie zawsze nawala w takich sytuacjach. Karol Kłos – pisarz, latarnik i fotograf amator, jak się pojawi ze swoim aparatem, to zawsze można liczyć na fajne fotki.
PIERWSZA NA LIŚCIE – Magdalena Witkiewicz
Magdaleny Witkiewicz w moim królestwie książek nie muszę chyba przedstawiać. Kto do mnie zagląda ten wie, że zarówno z samą autorką jak i z jej książkami spotkałam się już kilkakrotnie, ale kto nie zaglądał do tej pory, to zapraszam do wcześniejszych wpisów:
Spotkanie autorskie z Magdaleną Witkiewicz
Spotkanie autorskie z Magdaleną Witkiewicz 2
Milaczek, Zamek z piasku, Panny roztropne, Szkoła żon
Wydawnictwo Filia rok 2015
stron 346
Pierwsza na liście to współczesna powieść obyczajowa o walce z chorobą, przyjaźni, miłości i zaufaniu.
Patrycja jest matką samotnie wychowującą dwie córki. Tatuś dziewczynek w pewnym momencie swojego życia stwierdził, że potrzebuje więcej wolności i po prostu odszedł w siną dal. Nie byłoby to dramatem, wszak wiele kobiet dzielnie pokonuje trud wychowawczy w pojedynkę, gdyby nie fakt, że u Patrycji zdiagnozowano ostrą białaczkę. Starsza z córek – Karolina przypadkowo odkrywa z komputerze mamy plik z zapiskami, w których mama pisze coś w rodzaju listu do córek i umieszcza w nim listę osób, z którymi powinny się spotkać w momencie, kiedy jej już nie będzie na świecie. Pierwsza na liście jest Ina, kobieta, której córki Patrycji nie widziały na oczy, a która kiedyś, bardzo dawno była najlepszą przyjaciółką ich matki. Co takiego się wydarzyło, że ta przyjaźń się skończyła, czy Karolinie uda się nawiązać kontakt z tą pierwszą osobą na liście mamy oraz z pozostałymi osobami. Jak skończy się choroba Patrycji, tego niestety nie zdradzę, ponieważ chciałabym gorąco zachęcić do przeczytania tej książki.
Po pełnych humoru książkach „Milaczek” i „Panny roztropne”, po nostalgicznym „Zamku z pisku”i erotycznej „Szkole żon” myślałam, że nic już nie będzie mnie w stanie zaskoczyć w książkach tej autorki, jak bardzo się jednak myliłam.
Ta lektura jest tak wyjątkowa, że po przeczytaniu ostatniej strony długo nie mogłam przestawić się na myślenie o czymś innym niż przeczytana historia. Fabuła książki jest tak poważna, zaskakująca i szokująca, że trudno mi było oderwać się od czytania.
Pomijając fakt, że wyjątkowo wzruszające wątki, często powodowały, wilgoć w moich oczach to jeszcze opisy pewnych sytuacji i miejsc budziły we mnie wspomnienia. Kiedy przeczytałam słowa: (…) Byłam zdumiona, jak dobro napędza dobro. Jak to się dzieje, że osoba, z którą w życiu zamieniłam kilka słów, robi takie rzeczy (…) przypomniało mi się, jak ponad 20 lat temu powstał łańcuch dobroci i pomocy, złożony z obcych lub prawie obcych mi ludzi, kiedy zdiagnozowano u mnie nowotwór. Też miałam wtedy dwoje dzieci, były w wieku 2 i 8 lat, i wtedy los postawił na mojej drodze tak wspaniałych ludzi, że kiedy teraz o tym myślę, to nie potrafię opanować wzruszenia.
Potem opis gdańskiego hospicjum, w którym spędziłam jakiś czas jako opiekunka medyczna spowodował, że znów znalazłam się na kilka chwil w tym budynku, wśród tych, których już dawno nie ma.
Ale wracając do książki, to muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem nie tyle historii opisanej w powieści, co wiedzy dotyczącej zarówno choroby, jak i procedur dotyczących przeszczepów. I tu składam ukłon w stronę Autorki.
Ta książka to wspaniała lekcja zaufania i wybaczania. To lekcja determinacji, która w obliczu miłości potrafi pokonać każdą przeszkodę, to nauka odwagi, wiary w dobro i nadziei.
Ktoś, kto przeczytał inne książki tej autorki nawet nie domyśli się jak inna – poważna i ważna jest ta lektura.
Spoglądając na okładkę, spodziewałam się lekkiej powieści, która spokojnie pozwoli mi zatopić się w literaturze kobiecej, ale „nie szata zdobi człowieka”, i…już symboliczny żółty żonkil – symbol hospicjum wywołał mieszane myśli.
Ta książka jest tak pełna emocji, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych, że trudno oderwać się od czytania. Ale kiedy już się skończy, kiedy przewróci się ostatnią stronę, wtedy dopiero zaczyna się analizę, która… pozwala uwierzyć, że świat nie jest taki zły, że nawet w najtwardszym człowieku można odnaleźć empatię i dobro, pozwala uwierzyć w ludzi.
Bardzo dziękuję Autorce i wydawnictwu Filia za możliwość przeczytania tej książki i gorąco polecam tę lekturę zarówno młodym czytelnikom jak tym starszym bez względu na płeć. Wiem, że poruszy ona najtwardsze serca.
Już za tydzień 14 stycznia 2015 roku w EMPIKU w Gdańskiej Galerii Bałtyckiej będzie można spotkać się z Magdaleną Witkiewicz, w tym dniu będzie premiera książki „Pierwsza na liście”, ja będę obowiązkowo.
Kto nie zna jeszcze książek tej autorki to polecam również:
PANNY ROZTROPNE – Magdalena Witkiewicz
Magdaleny Witkiewicz, osobom, które wpadają do mnie na bloga nie muszę chyba przedstawiać, bo pisałam o niej zarówno opisując spotkania autorskie, jak i dzieląc się opiniami po przeczytanych jej dwóch książkach Milaczka i Zamku z piasku. Skupię się zatem na książce, a kto będzie miał ochotę na poznanie autorki bliżej zerknie do wcześniejszych wpisów.
Wydawnictwo SOL rok 2010
stron 254
Panny roztropne to kontynuacja „Milaczka”, ale książka może być również czytana niezależnie. To wyjątkowo humorystyczna powieść współczesna, której głównymi bohaterkami są cztery kobiety, a właściwie to cztery osoby płci żeńskiej bo jednej z nich do kobiet jeszcze chyba zaliczyć nie można. Milaczek jest dwudziestokilkuletnią singielką, dążącą do tego, aby wreszcie spotkać tego jednego – jedynego, jej ciocia Zofia Kruk, dość ekscentryczna osoba w wieku ponad sześćdziesięciu lat, „Bachor”, czyli zwariowana dziesięciolatka, będąca sąsiadką Milaczka i swatką jednocześnie, oraz młoda sportsmenka Aleksandra Pieczka, która postanawia uciec od byłego narzeczonego „ukrywając się” w wynajętym gdańskim mieszkaniu. Wszystkie cztery osóbki są przesympatyczne a ich losy splatają się ze sobą, dając czytelnikowi dużą dawkę odprężenia i humoru. To, co dzieje się w życiu zarówno Milenki (Milaczka), jak i Zuzanny (Bachora), oraz Zofii Kruk i Aleksandry to pasma wiecznych problemów, niespełnionych marzeń, z których jednak każda z nich wychodzi całkiem pozytywnie. Nie będę streszczała książki, bo JĄ trzeba przeczytać samemu. Dzieje się dużo i ciekawie.
Miałam okazję poznać autorkę zarówno z tej strony bardzo humorystycznej („Milaczek” i „Panny roztropne”) jak i z tej strony poważnej („Zamek z piasku”) i po raz kolejny muszę przyznać, że uwielbiam Magdalenę Witkiewicz, za JEJ POCZUCIE HUMORU. Wolę tę autorkę zdecydowanie w komediach, które pozwalają mi na odprężenie się i pozwalają na to, aby endorfiny krążyły w moim organizmie. Te książki działają na mnie jak dobra czekolada. Książka napisana jest lekkim stylem, i choć często bardzo poważne tematy poruszane w niej powinny sprowokować skupienie, to jednak usta same unoszą się do góry. Drugi raz w życiu zdarzyło mi się, że w trakcie czytania książki popłakałam się… ze śmiechu, pierwszy raz było podczas czytania książki Marioli Zaczyńskiej „Gonić króliczka” i uważam, że obie panie powinny otworzyć gabinety psychoterapii – leczenie śmiechem.
Bardzo się cieszę, że Magdalena Witkiewicz nie skupiła się tylko na poważnych tematach, poruszanych w jej innych książkach i napisała trzecią część „Milaczka”, mam nadzieję, że wkrótce uda mi się i tę przeczytać.
Co do okładki, to książka, którą przeczytałam jest wydania pierwszego z cyklu „Monika Szwaja poleca” i muszę przyznać, że chociaż bije z niej niesamowity optymizm, to gdybym miała zdecydować się na tę lekturę sugerując się okładką, to nie wiem czy bym to zrobiła. Jakoś sama okładka do mnie nie przemawia, już chyba kolejne wydanie, Wydawnictwa FILIA bardziej by mnie przekonało do sięgnięcia po tę książkę.
Tak, czy siak, polecam książkę całym sercem, zarówno tym, którzy lubią lekką, łatwą i przyjemną lekturę kobiecą, jak tym, którzy wolą ambitną lekturę. Uważam bowiem, że każdy powinien pozwolić sobie na chwilę relaksu i pobudzenie hormonów radości.
Spotkanie autorskie z Magdaleną Witkiewicz (2)
W czwartek 13 lutego byłam na spotkaniu autorskim z Magdą Witkiewicz.
Moja koleżanka zapytała mnie, dlaczego chodzę na spotkania z autorkami, które już znam i wiem czego na takim spotkaniu oczekiwać. Odpowiedziałam, że „lubię chodzić na spotkania, a jak już kogoś poznałam, to bardziej czuję się jak na spotkaniu koleżeńskim, niż na spotkaniu z Gwiazdą”.
Tak właśnie traktuję te spotkania. Przyznam szczerze, że nie przeczytałam ostatnich książek tej autorki, i nie mam zamiaru się z tego powodu nikomu tłumaczyć. Mam do przeczytania tyle książek, że [tak ja twierdzi bookfa] i tak nie zdążę przeczytać wszystkiego co bym chciała zanim umrę….
Spotkania z Magdą Witkiewicz lubię, bo mnie odprężają. Autorka traktuje swoje czytelniczki/fanki, jak koleżanki i dlatego na jej spotkaniach nie czuje się oficjalnej sztywności, jaka bywa u innych (nie wymienię z nazwiska, bo nie chcę sobie robić wrogów).
Magdalena Witkiewicz, to kopalnia pozytywnych emocji i dobrego humoru. Ta kobieta potrafi nie tylko w swoich książkach przyciągnąć uwagę czytelniczek, a do tego swoje czytelniczki traktuje tak, jakby znała je od lat. Jak sama powiedziała, szybko nawiązuje znajomości, a myślę, że dla każdej czytelniczki jest to dość osobliwe wyznanie, bo zostać czytelniczką-koleżanką Magdy Witkiewicz jest zarówno fajnie jak i ciekawie.
Myślę, że bardzo ważne jest na takich spotkaniach, że Autor „nie jest sam” – ma kogoś, kto dobrze prowadzi spotkanie. Osoba prowadząca spotkania z Magdą Witkiewicz jest zawsze bardzo profesjonalnie przygotowana (nawet ma ściągi spisane w kajeciku), zadaje pytania tak skonstruowane, że kiedy przychodzi moment, gdy do głosu dopuszcza się czytelniczki, kiedy Autorka oczekuje pytań od czytelniczek, wszystko już jest wyjaśnione.
U Magdy Witkiewicz jest humorystycznie, pogodnie, wesoło i… po ostatnim spotkaniu, kiedy wracałam do domu pomyślałam sobie, że chyba powinnam szczęki umieścić w imadle, bo od śmiechu bolą mnie szczęki. Anegdoty, ciekawostki, zarówno te wpływające na treść, jak te związane z samym faktem pisania i wyjątkowe poczucie humoru Autorki, wprowadzają czytelniczki i czytelników w nastrój bliższy spotkaniu przyjaciół, niż oficjalnemu spotkaniu autorskiemu.
W ten czwartek, była dodatkowa atrakcja. Ponieważ spotkanie odbyło się w przeddzień Walentynek, fanki/czytelniczki Autorki przygotowały plakat, który rozbawił nie tylko samą Magdę Witkiewicz, ale również nas, czyli gości.
Wśród fanów/fanek czy czytelniczek/czytelników, bywają również inni autorzy książek, jest to miłe, bo świadczy o solidarności w społeczności pisarskiej. Tym razem w gdańskim Matrasie spotkałam pisarza/latarnika – Karola Kłosa, autora książek „Latarnik” i „Latarniczka” (wkrótce podzielę się opiniami o tych książkach, bo dzięki uprzejmości autora zdobyłam te książki).
Karol Kłos oczywiście dokumentował spotkanie swoim aparatem, ale ja również przyszłam zaopatrzona w ten sprzęt i… (podpatrzyłam i pod pstrykałam go).
Przed spotkaniem… miłe przyjacielskie pogawędki 🙂
Wracając do Magdy Witkiewicz, to spotkanie było promocją jej nowej książki „Pensjonat marzeń”, czyli drugiej części „Szkoły żon”. Przyznam szczerze, że jeszcze nie przeczytałam tych książek, na razie jestem na etapie „Milaczka” i „Zamku z piasku”, który zakupiłam dla mojej siostry, jako prezent pod choinkę. Ale… dzięki Autorce zdobyłam drugą część „Milaczka”, czyli „Panny roztropne”. Szukałam tej książki wszędzie, nawet na Allegro (bo zakochałam się w „Milaczku” i chciałam, „go” więcej) i napisałam o tym na FB.
Cieszę się, że miałam okazję spędzić miły wieczór w miłym towarzystwie. Oby takich spotkań było więcej.
Pamiątkowe zdjęcie zrobione przez Karola Kłosa, Autorka wpisuje autograf do książki.
Książki Magdaleny Witkiewicz