Recenzje książek

literatura polska

W ZAPACHU WŁOSKIEJ KUCHNI czyli BADANTE ZE WZGÓRZA CZTERECH WIATRÓW – Lucia

Lucia to pseudonim literacki Lucyny Kleinert, która gościła już na moich skromnych blogowo-książkowych stronach. Autorka od wielu lat pracuje jako badante, czyli Opiekunka Osób Starszych i Niepełnosprawnych, we Włoszech. Aby pozostawić w pamięci lata spędzone na obczyźnie, i jednocześnie podzielić się ze swoimi znajomymi (i nie tylko) emocjami towarzyszącymi jej zarówno w pracy jak i prywatnie, postanowiła uwiecznić swoje kilkuletnie życie najpierw na blogu Poza granicami Polski i nie tylko, a następnie wydając te wspomnienia w formie dzienników w postaci książkowej.

Lucyna Kleinert   W zapachu włoskiej kuchni

stron 660

W zapachu włoskiej kuchni, czyli badante ze Wzgórza Czterech Wiatrów, to czwarta książka autorki, opisująca ponad rok z życia Polki pracującej u włoskiej rodziny, na włoskiej wsi.

Lucia jest opiekunką dwójki starszych ludzi mieszkających razem z synem, synową i dwójką dorosłych dzieci. Pani starsza jest w zaawansowanym stanie choroby Alzheimera, a pan starszy z powodu bezwładu nóg porusza się na wózku. Do obowiązków badante powinna należeć tylko opieka nad państwem starszym, ale… często rodziny wykorzystują opiekunki również do innych prac domowych.

Przyznam szczerze, że bardzo podziwiam kobiety, które decydują się na pracę za granicą. Nie jest ważne czy pracują w Niemczech, Anglii czy we Włoszech. Wiele osób widzi tylko TE PIENIĄDZE, które one tam zarabiają, a ja mimo braku nadmiaru gotówki, chyba nigdy nie zdecydowałabym się na taki wyjazd, no chyba że miałabym „nóż na gardle”.

Wbrew pozorom to jest bardzo ciężka praca zarówno fizycznie jak i psychicznie, wiem z opowiadań moich koleżanek pracujących zarówno w Niemczech jak i we Włoszech, że nie zawsze człowiek potrafi pogodzić się z tym, co robi. A do tego dochodzi jeszcze tęsknota za domem rodzinnym, dziećmi, wnukami itp.

Autorka bardzo pogodnie opisuje swoje zmagania zarówno z podopiecznymi jak i z rodziną tych osób. Optymistycznie podchodzi i do ludzi i do obowiązków, próbując rekompensować sobie wszelkie niedogodności (zwłaszcza emocjonalne) tym co lubi, czyli gotowaniem i pielęgnowaniem ogrodu.

Niestety tak zwane „wypalenie zawodowe” dosięga chyba każdego, a zwłaszcza osoby, które zbytnio angażują się w pracę i nie potrafią zbyt konsekwentnie trzymać się praw dotyczących odpoczynku, czyli czasu wolnego. Pracuję jako opiekunka i wiem, jak bardzo jest to w naszym zawodzie potrzebne, między innymi dlatego nie chcę wyjeżdżać, bo tu idę do pracy na swoje ileś-tam godzin, a potem wracam do swojego domu i mam wszystko w… (wiadomo gdzie). A tam… często pracuje się nawet w czasie wolnym, bo tego na przykład wymaga sytuacja.

W tej książce czytelnik jest ponad rok z polską badante. Dzięki temu specyficznemu dziennikowi może poznać nie tylko zwyczaje świąteczne włoskiej rodziny ale również zwyczaje kraju. Autorka oprowadza czytelnika po pięknych okolicach miejscowości, w której mieszka i w której spędza swój czas wolny, a do tego rozpieszcza kulinarnymi opisami włoskich potraw.

W trakcie czytania złapałam się na tym, że ja – osoba nienawidząca czosnku, chętnie posmakowałabym pewnych potraw opisywanych przez autorkę, w których czosnek był wszechobecny.

Wracając do książki, to muszę przyznać, że pięknie, wręcz obrazowo opisane miejsca, które autorka zwiedzała czasami samotnie, czasami z osobą towarzyszącą, dosłownie przyciągały mnie turystycznie. Nigdy nie byłam we Włoszech, ale moja wyobraźnia została tak miło połechtana, że kto wie, czy nie zaplanuję sobie kolejnego urlopu właśnie do Italii.

Spisane przez autorkę wspomnienia, to dziennik dość specyficzny. Chwilami bardzo osobisty, a momentami aż kipiący zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi emocjami. Moim zdaniem, dobrze, że Lucia znalazła w sobie tyle odwagi i chęci, aby opisać to swoje życie jako badante. Może to pomóc innym kobietom wybierającym się do pracy z dala od domu podjąć decyzję. W tej pracy liczą się nie tylko pieniądze, które oczywiście są bardzo ważnym czynnikiem w życiu, ale ta praca to ogromne poświęcenie SIEBIE. I chociaż autorka aż kipi optymizmem, to między wierszami można wyczytać ból towarzyszący jej w wielu dniach codziennych. Ból nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim ból emocjonalny.

Przyznam szczerze, że podziwiam tę osobę, i jako kobietę i jako opiekunkę osób starszych i niepełnosprawnych. Chciałabym mieć w sobie tyle determinacji, siły i radości życia, zwłaszcza w momentach, gdy to życie potrafi być bardzo brutalne. Mając tyle lat ile autorka, (kto chce się dowiedzieć musi zajrzeć do książki, bo wieku nie zdradzę) to naprawdę trzeba być wyjątkowo silnym psychicznie, aby podołać temu wszystkiemu, o czym napisała.

I chociaż to istne tomiszcze (660 stron) i często nadgarstki bolały mnie od trzymania tej książki, to nie mogłam oderwać się od jej stron. Wykorzystywałam każdą wolną chwilę, aby trochę poczytać i uporałam się z tą lekturą wyjątkowo szybko. Tak bardzo wciągnęłam się w te dziennikowe zapiski, że w pewnym momencie przestałam zwracać uwagę (co zdarza mi się nader często czytając inne książki) na (błahe moim zdaniem) błędy interpunkcyjne czy literówki. Chyba to o czymś świadczy…

Polecam tę książkę całym sercem, szczególnie osobom, którym „marzy” się praca opiekunki. Pieniądze – pieniędzmi, ale trzeba jeszcze umieć pielęgnować szacunek dla siebie i optymizm, bez którego w takiej pracy nie można funkcjonować normalnie.

Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania tej książki, dziękuję za piękne spacery po ascolańskiej okolicy i za rozpieszczanie mojego gustu kulinarnego. Dziękuję za kwiaty, które nawet śniły mi się po nocach i z pewnością w tym roku w moim ogrodzie będą dominowały nasturcje i cynie, które pokochałam dzięki tej książce. Dla tych, którym do owej książki daleko polecam blog autorki Poza granicami Polski, ja zaglądam tam tak często, jak tylko pozwala mi na to czas.

UWAGA, WAŻNE! Jeżeli ktoś zdecyduje się na przeczytanie tej książki, to niech się zaopatrzy w przekąski, bo w trakcie czytania często nie można opanować ślinotoku. I jeszcze jedna ważna sprawa to CZAS – najlepiej zacząć czytać książkę, kiedy tego czasu ma się pod dostatkiem, bo oderwać się od stron książki jest bardzo trudno 🙂

 Kwiaty

Zdjęcie tych pięknych kwiatów pozwoliłam sobie „pożyczyć” z bloga Autorki

LATAWCE – Agnieszka Lis

Agnieszki Lis, stałym czytelnikom mojego bloga przedstawiać nie muszę, ponieważ gościła na nim już kilkakrotnie i pewnie zagości jeszcze nie raz. Jeżeli ktoś jednak nie poznał tej autorki i jej twórczości, to zapraszam do wcześniejszych wpisów „Pozytywka”, „Samotność we dwoje”, czy „Karuzela”.

Agnieszka Lis  LATAWCE_Agnieszka Lis

Wydawnictwo CZWARTA STRONA rok 2018

stron 149

Latawce to dramat psychologiczny.

Grzegorz, od momentu rozstania rodziców, nie potrafi poradzić sobie z własnym życiem. Rozpad małżeństwa i wyprowadzenie się ojca z domu jest dla niego czymś trudnym do zaakceptowania. Dobry uczeń, z każdym kolejnym miesiącem staje się osobą wegetującą w szkole, a otaczający go świat emanuje tylko złem. Z czasem chłopak zaczyna coraz bardziej staczać się w swojej egzystencji i szukać pociechy w używkach, szczególnie narkotykach. Nadopiekuńcza matka, próbująca znaleźć ratunek dla ukochanego synka, nieświadomie popycha go coraz głębiej w ten trudny dla niego do zrozumienia świat, w pewnym momencie tracąc nad synem nie tyle kontrolę, co tracąc z nim rzeczywisty kontakt. Co musi się wydarzyć w życiu młodego człowieka, aby zrozumiał, że droga, którą kroczy nie jest tą właściwą? Dlaczego tak trudno znaleźć człowieka, który jest nie tyle pomocą, co zwyczajnym, przyjemnym obcowaniem z uzależnieniem i obojętnością wobec świata?

Wbrew pozorom, chociaż tytuł książki kojarzy się raczej z miłym i dziecięcym wspomnieniem, książka ta jest dość brutalna w swojej prostocie przekazu. Myślę, że określenie „brutalna” nie jest w tym przypadku czymś bardzo złym, ale użyłam tego określenia dlatego, że chciałam podkreślić jak bezsensowne i bolesne dla innych może być czasami zachowanie tych z pozoru najbardziej kochających osób.

Historia głównego bohatera porusza do głębi, i chociaż w niektórych momentach miałam ochotę wstrząsnąć tym chłopcem i porządnie mu przyłożyć, to z drugiej strony bardzo mi go było żal. Ale jeszcze bardziej wstrząsnąć miałam ochotę jego matką, której ślepa, nadopiekuńcza miłość nie pozwalała na to, aby chłopak poznał twardość życia. Miłość rodzicielska potrafi być okrutna, chociaż jako matka zdaję sobie sprawę z tego, że często zamiast dawać ukojenie, rani.

Biorąc książkę do ręki nie spodziewałam się tego, że poruszy ona we mnie tak antagonistycznie nastawione wobec siebie emocje. Znając już „pióro” autorki, domyślałam się, że nie będzie to lektura lekka, bowiem Agnieszka Lis należy do tych kobiet, które z powodu swojej bardzo wrażliwej i empatycznej osobowości, wyciągną na światło dzienne najboleśniejszy koszmar. I dobrze, że ktoś ma odwagę pisać, czy mówić głośno o tym, co często „nas nie dotyczy”. Jak wiele razy słyszymy o czyimś dramacie, i przechodzimy obok tego zbyt obojętnie, bo „nas to przecież nie dotyczy”.  Słysząc o czyimś dramacie, współczujemy nawet, ale za chwilę już nie pamiętamy, bo „nas to nie dotyczy”. A ileż takich dramatów rozgrywa się wokół nas?

Narkotyki to nie jest problem tylko tego, kto bierze. To problem wszystkich. Jaką mamy gwarancję, że nasze dziecko kiedyś po nie sięgnie? Jaką mamy gwarancję, że aby uciec „na chwilę” od problemów nie skorzystamy z okazji i… nie spróbujemy?

Moim zdaniem największym problemem głównego bohatera nie było uzależnienie od narkotyków, jego największym problemem było znienawidzenie otoczenia w momencie, kiedy jego świat zawalił się, bo rodzice postanowili się rozejść. Być może zabrakło wówczas kogoś, kto wytłumaczyłby temu dziecku istotę tego, że tak w życiu bywa, a on nie jest ani pierwszym, ani ostatnim, który musi przez to przejść. Z pewnością dla jego matki to również była ciężka do przeżycia batalia, ale ona musiała sobie z tym poradzić – bo była dorosłą.

Przychodzi taki moment, że jest za późno i na nic mają się wszelkie starania, ale chyba warto się zastanowić nad tym, dlaczego jest za późno? Dlaczego wcześniej nie został TEN problem dostrzeżony.

Autorka w piękny, zmysłowy sposób ukazała na podstawie postrzegań dwojga młodych ludzi wizję życia. Pozwolę sobie zacytować fragment rozmowy Anny – dziewczyny wywodzącej się z biednej, patologicznej (tak wywnioskowałam z treści książki) rodziny, z chłopcem z rodziny rozbitej, ale stabilnej finansowo (bohaterem książki), któremu tak właściwie niczego nie brakowało, oprócz tego, że nie potrafił zaakceptować danej sytuacji rodzinnej, nie potrafił zaakceptować siebie i świata go otaczającego.

(…) – Grzegorz, po co ty tutaj?

– Życie to bagno, nie myślisz?

– Myślę, że trzeba z niego zrobić słoneczną plażę.

– Nie bardzo ona słoneczna. (…)

Różne wizje postrzegania świata nie zależą od kwestii materialnej, stabilnej rodzinnie, czy zawodowo, zależą wyłącznie od podejścia do życia i zaakceptowania go takim jakim w rzeczywistości jest. A główny bohater tego długo nie potrafił zrobić.

Ta lektura, to moim zdaniem apel. To wołanie o pomoc dla tych, którym można jeszcze pomóc nie czekając aż zdarzy się cud lub jeszcze większy dramat. Czy Grzegorzowi się udało?

Książka napisana została dość specyficznie, dialogowo. Czytelnik musi domyślić się głównego wątku fabuły poprzez wczytywanie się w krótkie dialogi, i przekazywane przez autorkę myśli. Często metaforyczne. Z pewnością po przeczytaniu tej historii, na długo pozostanie w głowie każdego czytelnika myśl nie tyle dotycząca głównego bohatera, czy jego matki, ale myśl dotycząca wszelkich problemów, z którymi nie zawsze potrafimy sobie poradzić.

Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale jeżeli ktoś zdążył już poznać styl i tematy, jakie porusza w swoich książkach autorka, ten z pewnością nie będzie zdziwiony. Odważne ukazywanie bólu, zarówno tego fizycznego jak i psychicznego, i wszelkich problemów jakie mają miejsce we współczesnym świecie, nie należy do łatwych ale dobrze, że są osoby, które nie boją się mówić o tym głośno. To lektura na jeden wieczór, ale na tych kilkudziesięciu stronach ukrytych zostało tyle emocji, że pozostaną one na długo po skończeniu książki.

Dla kogoś, kto jeszcze nie miał okazji poznać twórczości tej autorki, na końcu książki znajdują się obszerne fragmenty innych jej powieści, które serdecznie polecam.

Dziękuję Autorce i Wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość przeczytania tej książki. Wiele wzruszeń dostarczyła mi ta lektura, ale nie żałuję, że zdecydowałam się ją przeczytać.

Wydawnictwo Czwarta Strona

Polecam również inne książki Autorki, które do tej pory przeczytałam i czekam na kolejne.

Samotność we dwoje_Agnieszka Lis  Pozytywka - Agnieszka Lis  Karuzela_Agnieszka Lis

PROWINCJA PEŁNA ZŁUDZEŃ – Katarzyna Enerlich

Katarzyna Enerlich urodziła się w 1972 roku w Mrągowie. Studiowała w Olsztynie na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim na wydziałach Humanistycznym, Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Imała się rożnych prac, między innymi pracowała jako dziennikarka, pracownik informacji turystycznej i promocji miasta oraz opiekunka osób starszych. Pracowała i współpracowała z Polskim Radiem Olsztyn, Telewizją Polską, Gazetą Współczesną, Gazetą Olsztyńską, Dziennikiem Pojezierza. Zadebiutowała w wieku 12 lat artykułem w czasopiśmie młodzieżowym „Płomyk”, a potem pisała między innymi do „Świata Młodych” i „Na Przełaj”. Książki zaczęła pisać w roku 2010 i ma ich już na swoim koncie pisarskim całkiem sporo. Obecnie jako polska pisarka jest twórcą niezależnym.

Katarzyna Enerlich   Prowincja pełna złudzeń_Katarzyna Enerlich

Wydawnictwo MG rok 2015

stron 251

Prowincja pełna złudzeń to powieść obyczajowa będąca ósmym tomem w kontynuacji Serii Prowincja.

Ludmiła jest polską pisarką, która bardzo chętnie zapraszana jest na spotkania autorskie nie tylko do bibliotek. Po dwóch zakończonych małżeństwach próbuje sobie ułożyć życie z Zygmuntem, jednak, po zobaczeniu swojego ukochanego w amoku alkoholowym, nie potrafi pogodzić się z jego nałogiem. Postanawia więc zostawić mężczyznę, by ten uporządkował własne życie, a sama zaczyna martwić się o siebie i swoją sześcioletnią córkę. „Baba Joga”, miejsce, w którym prowadzi warsztaty jogi, wymaga zaangażowania i wiele nakładu pracy, Ludmiła z biegiem czasu zaczyna zdawać sobie sprawę ze skutków drogi, jaką obrała. Zygmunt po ich rozstaniu znika, i nikt nie wie gdzie przebywa. Gdy jednak wychodzi na jaw bolesna prawda dotycząca mężczyzny i jego byłej żony, Ludmiłą zaczynają targać wyrzuty sumienia, które antagonistycznie ustosunkowane są do uczuć, do mężczyzny i żalu do niego. Czy Ludmiła i Zygmunt pogodzą się i stworzą szczęśliwy związek? Dlaczego teść kobiety zechce wyprowadzić się z domu Ludmiły i swojego zmarłego syna?

Przyznam szczerze, że nie czytałam wcześniejszych tomów tej serii i początkowo byłam trochę zagubiona w fabule. Bardzo szybko domyśliłam się, że jest to kontynuacja i z całych sił starałam się wczuć w historię Ludmiły i jej bliskich.

Wątki fabuły dotyczące Ludmiły przeplatają się z wątkami wspomnień pewnego lokalnego rzeźbiarza Arthura Szulca, tak że czytelnik ma pewnego rodzaju urozmaicenie i odskocznię od ciągu życia głównej bohaterki.

W treść powieści bardzo ciekawie wplecionych zostało sporo przepisów kulinarnych, które dodatkowo urozmaicają książkę. Myślę, że ktoś, kto lubi gotować, skorzysta z niejednego przepisu i wypróbuje go w swojej kuchni. Przepisy w większości (a może nawet i wszystkie) dotyczą żywności wegetariańskiej i wegańskiej, więc dla tych, którzy stosują taką żywność to naprawdę sporo ciekawostek kulinarnych.

Autorka w swojej powieści, a konkretnie w tej części przedstawia nam trudną do zaakceptowania miłość, której na każdym kroku towarzyszą przeszkody w postaci nadszarpniętego zaufania, braku wiary w bezgraniczność tego uczucia czy specyficznej tolerancji. Pokazuje jednak, że silna wola i gorące uczucie są w stanie zwalczyć największe przeszkody. Pozwolę sobie zacytować fragment książki:

(…) Człowiek bardzo dużo może, ale do tego trzeba mieć wielkie chęci i wytrwać w działaniu do końca, i wierzyć, że kiedyś nadejdzie ta chwila, gdy zobaczy się efekt swojej mozolnej pracy. (…)

Powieść napisana jest prostym językiem, trafiającym z pewnością w gusta wielu czytelniczek (a może i czytelników), niewyszukane słownictwo sprawia, że czyta się płynnie bez zbytniego angażowania się.

Jest to książka z tych, które bawią i wzruszają jednocześnie, przedstawiająca życie i problemy ludzi mieszkających z dala od wielkich miast, w uroczym zakątku mazurskich jezior.

Z całą pewnością osoby preferujące powieści lekkie, łatwe i przyjemne znajdą w czytaniu jej sporo przyjemności. Polecam ją więc na spokojny wieczór, przy kubku herbaty malinowej lub imbirowej. Nie jest to książka dla czytelników lubiących mroczne thrillery, krwawe kryminały, czy wybujałą fantastykę. To spokojna powieść dla tych, którzy na chwilę chcą oderwać się od szarej rzeczywistości własnego życia i skupić na szarej rzeczywistości życia innych.

CZCIJ OJCA SWEGO – Ela Sidi

Ela Sidi urodziła się w 1965 roku w Lubinie. Jest pisarką, publicystką i tłumaczką. Absolwentką filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Od 1991 roku mieszka na stałe w Izraelu. Pracowała w legendarnej Księgarni Polskiej Neusteinów w Tel Awiwie, a także w polskojęzycznej gazecie „Nowiny Kurier”, była również graficzką w izraelskich czasopismach „Maariw” i „Haaretz”. Jako pisarka ma na swoim koncie kilka książek, w tym „Biała cisza” i „Izrael oswojony”. Za swoją twórczość otrzymała kilka nagród, wyróżnień i nominacji – w 1994 roku  wyróżnienie w konkursie literackim „Miłość bez granic” (w czasopismach „Kobieta i życie”, „Pani” i „Nowy Dziennik” z Nowego Yorku), w 2014 roku Nominacje do IV edycji Nagrody im. Beaty Pawlak za książkę „Izrael oswojony” i Nominację do Nagrody PAP oraz Narodę Grand Press w kategorii „Publicystyka” za artykuł „Serdecznie witamy w Auschwitz (Gazeta Wyborcza).

   Czcij ojca swego_Ela Sidi

Wydawnictwo SMAK SŁOWA rok 2016

stron 310

Czcij ojca swego to dramat, którego fabuła umiejscowiona jest na przełomie lat 70. i 80. w trudnej rzeczywistości PRL-u.

Po śmierci matki Ania i Adam wychowywani są przez ojca alkoholika. Ojciec dzieci pośrednio przyczynił się do śmierci swojej żony i biorąc pod uwagę konsekwencje samotnego rodzicielstwa po kilku latach próbuje ułożyć sobie życie z inną kobietą. Dzieci mimo patologicznej sytuacji w rodzinie, uczą się dobrze, zdobywają nagrody w szkołach, ale nie mogą pozbyć się strachu i traumy, jaka cały czas towarzyszy im w życiu z ojcem alkoholikiem. Często wstyd za ojca jest tak duży, że nie potrafią znaleźć sobie żadnych przyjaciół. Mimo starań i zbyt szybkiego wejścia w życie dorosłych bywają aspołeczne. Alkohol jest coraz częstszym gościem w ich domu, a towarzyszy mu często brutalność, bicie, wulgaryzmy i przede wszystkim ogromny strach połączony ze wstydem. Czy uda się Ani i Adamowi pokonać traumę dzieciństwa? Czy ojciec tych dzieci w końcu się opamięta, czy wyląduje na samym dnie choroby alkoholowej? Dlaczego dwaj młodsi bracia dzieci muszą wychowywać się z dala od swojego rodzeństwa? Może ktoś zechce poznać odpowiedzi na te pytania.

Książka została napisana w pierwszej osobie. Przez cały czas czytelnikowi towarzyszą wspomnienia Ani, która drobiazgowo wprowadza odbiorcę tych wspomnień w swoje życie od najmłodszych lat. Jest to życie okrutne, przepełnione łzami i tęsknotą za normalnością. Jej ojciec momentami zamienia je w piekło, a dziewczynka starając się ukryć przed ludźmi własną niedolę, nie potrafi przyjąć od nikogo dobrego słowa, pomocy czy pocieszenia. Stara się być silna i dumna jednocześnie, ale młody organizm nie zawsze chce jej słuchać, co skutkuje bezwzględnymi odruchami moczenia się w najmniej odpowiednich momentach.

Jest to lektura smutna, brutalna i bardzo realistyczna. Takich rodzin jak ta opisana w książce jest wiele, a w latach siedemdziesiątych, szczególnie na wsiach czy na Śląsku było ich aż nadto. Dzieci wychowywane w takich rodzinach często były dyskryminowane przez swoich kolegów, wyśmiewane i wyszydzane, ale nie miały wpływu na to, że jedno (lub oboje) z rodziców coraz bardziej uzależniają się od alkoholu zamieniając ich dzieciństwo w koszmar. Często ten alkohol odbijał się na ich dorosłym życiu, a trauma z dzieciństwa zamieniała się w kolejne pokolenie pijących.

Autorka bardzo mocno przedstawiła problem alkoholizmu, ale pokazała również, że można nienawidzić i kochać jednocześnie. Dzieci z domów patologicznych często nie wyobrażają sobie życia w innej rodzinie, w innym otoczeniu, i prędzej czy później tęsknią do tych swoich „brudnych” rodzin. I mimo bólu, wstydu, żalu ciągle wierzą, że przyjdzie ten dzień, kiedy ten ojciec, czy ta matka opamięta się, doskonale pamiętają zachowania rodziców z momentów trzeźwości. Niestety alkohol często bywa jak bagno, wciąga i ciągnie na dno, zabierając ze sobą zaufanie, miłość i wiarę w lepsze jutro.

Jest to bardzo gorzka opowieść o okaleczonym dzieciństwie, o młodości pełnej upokorzeń i strachu. Przedstawione w niej życie widziane z perspektywy dziecka, dalekie jest od sentymentalizmu, pozbawione infantylizmu i odległe ideałom. Ostro i odważnie opisane, dla mnie stanowiło wyjątkowo wzruszającą lekturę. Ta dziecięca naiwność, ta wiara w najbliższego człowieka, który krzywdzi bez opamiętania, połączona z wyjątkową mądrością dziecka i jego dziecięcą wrażliwością, to trudny temat do opisu. Trudny dlatego, że człowiek nie znający takiego życia, nie potrafi zrozumieć, że można cały czas kochać kogoś, za kogo każdego niemal dnia musi się wstydzić, którego niemal każdego dnia się boi i którego niemal każdego dnia… nienawidzi. Ta miłość i nienawiść, antagonistycznie walczące o pierwszeństwo uczuć, to z pewnością coś bardzo skomplikowanego. Miłość powoduje, że mimo wszystko wybacza się nawet najboleśniejsze rany, zarówno te psychiczne jak i fizyczne.

Polecam tę powieść osobom, którym nie jest obojętny los takich dzieci, takich rodzin. To nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna i z pewnością niejednej osobie po przeczytaniu jej, pozostanie refleksja. To ostra konfrontacja człowieka z ciemną stroną ludzkiej natury. Ale mimo tych ciemnych stron, między wierszami można wczytać się w siłę i mądrość, jaką jest bezwarunkowa miłość do rodzica, bez względu na to, jaki on jest. Jak daleko często pada jabłko od jabłoni? Czy DDA to tylko problem takich rodzin?

Dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa, które było jednym ze sponsorów na naszym piątym spotkaniu w Sopocie A może nad morze? Z książką za możliwość przeczytania tej książki.

logo spotkania

logo Smak Słowa

ZAKONNICE ODCHODZĄ PO CICHU – Marta Abramowicz

Marta Abramowicz urodziła się w 1978 roku w Warszawie. Jest reporterką, badaczką społeczną, działaczką na rzecz praw człowieka, autorką dwóch największych przeprowadzonych w Polsce badań nad sytuacją społeczną osób. Absolwentka psychologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na UW. Pracowała jako dziennikarka. Przez blisko 10 lat, kierowała ogólnopolską organizacją pozarządową Kampania Przeciw Homofobii. Pod jej nadzorem powstał raport dotyczący sytuacji osób biseksualnych i homoseksualnych w Polsce.

Marta Abramowicz   Zakonnice odchodzą po cichu

WYDAWNICTWO KRYTYKI POLITYCZNEJ rok 2016

stron 213

Zakonnice odchodzą po cichu to książka reportażowa.

Autorka przez kilka miesięcy szukała kontaktu z byłymi polskimi zakonnicami, kiedy już do nich docierała okazało się, że nie chcą z nią rozmawiać. Czy czegoś się obawiały? Czy nie chciały rzucać cienia na swój były dom, jakim kiedyś był klasztor. Nie chcą źle mówić o zakonach, chociaż niejednokrotnie przeżyły za murami klasztorów istny koszmar. Milczą nawet przed rodziną. Głęboko w sobie zamykają przeszłość.

A jednak kilka z nich, może kilkanaście odważyło się opowiedzieć o tym, dlaczego opuściły miejsce, do którego w pewnym momencie swojego życia poczuły przyciąganie. Czy powołanie naprawdę istnieje? Czy spełniając swoje powołanie, nadal czują się wartościowymi kobietami? Na czym polega miłość do Boga, czy tylko na bezwzględnym posłuszeństwie w stosunku do Matki Przełożonej i  pozostałych sióstr, modlitwie, i wyrzeczeniu się wszelkich przyjemności?

Autorka dzieląc się ze swoimi czytelnikami rozmowami z kilkoma młodymi kobietami, które odeszły z klasztorów ukazuje nam świat, o którym wielu z nas nie ma pojęcia. Myślimy sobie, że te młode dziewczyny są szczęśliwe oddając się Bogu, ale czy taka jest prawda?

 Dla wielu z nas rygor klasztorny byłby czymś nie do zniesienia. Samotność, wszelkiego rodzaju zakazy i nakazy to gorsze od więzienia, a jednak wiele kobiet trwa w tym, wierząc, że właśnie TO jest ich SZCZĘŚCIE.

Cytat z książki, z pamiętnika siostry Doroty:

(…) Żyję w wielkiej ciszy. Z nikim nie rozmawiam. Nikt do mnie nic nie mówi. Żyję osobno. To byłoby dobre, gdyby był Bóg. Ale jego nie ma. Nie widzę wokół siebie ani jednej życzliwej twarzy, wszyscy są twardzi – żądają, wymagają, oceniają, sądzą, badają. Czuję się głupia. (…)

Od zawsze wiadomo, że kościół miał wielki wpływ na młode osoby, pracownicy tej instytucji często omamiając zapewnieniami spełnienia się w życiu, przyciągali do siebie osoby, które wierzyły. Wierzyły w Boga, wierzyły w dobroć, wierzyły w człowieka i… często bardzo się zawiodły.

Kobieta w klasztorze, umartwiająca się modlitwą i służebnością często ponad siły (dla kogo?), nie może być szczęśliwa. Te wszystkie nakazy i zakazy nie działają pozytywnie na normalny umysł. Prędzej czy później zaczynają wzniecać wewnętrzny bunt. Otwierają oczy na sytuacje absurdalne, które niby prowadzą do wiecznego zbawienia, do wiecznego szczęścia. Ale pozbawiają też często własnego zdania i to nie tylko dotyczącego szacunku do życia, ale przede wszystkim szacunku do siebie.

Władze kościelne od zawsze dyskryminowały kobiety, co zatem powodowało, że wiele z nich uważa się wybrankami Boga? Skoro posługa zakonna jest tak miła Bogu, to dlaczego sprowadza on te kobiety do najniższych życiowych ról? Robi z nich niewolnice, pozwala na to, aby były niewolnicami nie tylko własnych umysłów, ale przede wszystkim ludzi, i to nie tylko mężczyzn.

Księdzu wolno wiele, zakonnikowi wolno wiele a zakonnicy…???

Nie jest to lekka lektura, i z pewnością wielu katolików będzie oburzonych tym, że ktoś odważył się o tym głośno mówić. Ktoś podważył dobro Boga. Ale gdybyśmy wszyscy milczeli, to świat z pewnością by na tym nie zyskał. Może ta książka uchroni jakąś dziewczynę, która poczuje powołanie zakonne, i uważa, że tylko za murami klasztoru spełni się jako służebnica pańska. Nie jako kobieta, nie jako matka ale właśnie jako służebnica Boga, księży, Matki przełożonej i innych ludzi korzystających z tej jej „niewoli”.

Sens jakim miała być służba Bogu nagle zostaje zatracony, życie w zakonie często równa się z walką o przetrwanie w zakłamanym i trudnym do zrozumienia miejscu. Czym różnią się zakony od sekt? Może ktoś mi to kiedyś wytłumaczy.

Przyszłam na świat w rodzinie katolickiej, głęboko wierzącej i kultywującej wszelkie kościelne prawa. Dziś może nie uważam się za katoliczkę, może dlatego, że wszystko to zostało mi z góry narzucone i z czasem poznałam te czarne strony wiary, często „pseudo wiary”. Jestem agnostyczką, lubię wejść do kościoła i porozmawiać sobie z kimś, nie ważne kto to jest – Bóg, Anioł, Maryja… Lubię ciszę i zapach starych kościołów, ale nie czuję więzi z tą instytucją. Z pewnością daleko mi do głębokiej wiary w dobrodusznego, wszechmocnego Boga, którego nie ma tam, gdzie go najbardziej potrzebują.

Kiedyś przyjaźniłam się z pewną siostrą zakonną, było to ponad 40 lat temu, ale do dzisiaj pamiętam jej słowa, kiedy podczas pewnej rozmowy powiedziałam jej, że chciałabym wstąpić do klasztoru.

Ty nie jest do tego stworzona. Klasztor to nie miejsce dla ciebie, bo ty bardziej przysłużysz się Bogu, kiedy będziesz żyła normalnie, żyła jak wszyscy, żyła według Dziesięciu Przykazań Bożych. Uwierz mi, nigdy nie odnalazłabyś się dostosowując swoje życie do Pięciu Przykazań Kościelnych.

Dziś wiem, że nie trzeba być katolikiem, chrześcijaninem, aby być dobrym człowiekiem. Wtedy nie rozumiałam tego, co chciała mi przekazać siostra Irmina, dziś wiem, że ona dobrze wiedziała, że bardzo szybko stałabym się buntowniczką w tym nieznanym mi miejscu.

Bardzo gorąco zachęcam do przeczytania tej książki. Nie ważne czy ktoś jest wierzący, gorliwy katolik, czy agnostyk czy ateista. Z pewnością w wielu czytelnikach ta lektura wzbudzi oburzenie, ale wielu otworzy oczy na fakt manipulacji, jaki w ostatnich latach rozprzestrzenia się nie tylko w Polsce ale i na świecie. W imię Boga.

Nie twierdzę, że wszystkie klasztory kryją za swoimi murami nieszczęśliwe zakonnice, zapewne są takie zakony, w których te kobiety mogą spełniać się nie tylko w modlitwie. Pracują, przebywają wśród świeckich i są szczęśliwe. Oby każda młoda dziewczyna wstępująca do zakonu nie żałowała swojej decyzji.

Napisz do mnie
luty 2025
P W Ś C P S N
 12
3456789
10111213141516
17181920212223
2425262728  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/