kryminał
MASZ TO JAK W BANKU – Ryszard Ćwirlej
Ryszard Ćwirlej urodził się w 1964 roku. Jest pisarzem, dziennikarzem telewizyjnym. wykładowcą na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 2015 roku jego powieść „Błyskawiczna wypłata” otrzymała Nagrodę Kryminalnej Piły dla najlepszej powieści kryminalnej 2015. Rok później autor otrzymał Nagrodę Prezydenta Miasta Piły „Syriusz 2016” w kategorii Kultura. W roku 2017 jego powieść „Śliski interes” otrzymała nagrodę czytelników Wielkiego Kalibru, a w 2018 roku Nagrodę Wielkiego Kalibru otrzymała powieść „Tylko umarli wiedzą.
Wydawnictwo MUZA.SA rok 2018
stron 478
Masz to jak w banku, to neomilicyjny kryminał, którego fabuła zaczyna się w przełomowym roku 1989.
W Warszawie trwają obrady Wielkiego Stołu, które mają doprowadzić do szybkich i nieodwracalnych przemian ustrojowych. W Poznaniu dochodzi do serii tajemniczych i brutalnych morderstw dokonanych na miejscowych handlarzach dewizami. Wszystko wskazuje na to, że ktoś chce przejąć cały walutowy rynek szefa poznańskich cinkciarzy. Najbardziej wpływowa w tym biznesie osoba, czyli Gruby Rychu też jest w niebezpieczeństwie, bo i jego ktoś próbuje zabić. Śledztwo w sprawie zabitych handlarzy przejmuje kapitan Mirek Brodziak, prywatnie dobry znajomy Rycha. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy znika jeden z funkcjonariuszy. Co wspólnego z morderstwami cinkciarzy mają byli pracownicy SB? Czy mordercom cinkciarzy uda im się dopaść Grubego Rycha? Jak milicja poradzi siebie z rozwiązaniem tego śledztwa?
Jest to pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam, chociaż na swojej półce z książkami mam dwie jego powieści. Przyznam szczerze, że trochę mnie ta lektura zszokowała. Jestem osobą, która czasy PRL pamięta bardzo dobrze, i pamiętam cinkciarzy handlujących walutą, bo od lat osiemdziesiątych mieszkam w Trójmieście, a tu ten handel był bardzo widoczny. Zszokowana jestem natomiast obrazem polskiej milicji ukazanej przez autora. Czytając tę książkę, czytelnik odnosi wrażenie, że tamten okres, to był czas jednego wielkiego pijaństwa. Słowo alkoholik było wówczas mało znane, za to pijak… i owszem. Wszyscy pili, ale nikogo nie nazywało się pijakiem.
Autor przedstawia środowisko milicyjne, w którym wódka leje się szklankami. Alkohol jest wszechobecny. W każdym biurze, bez względu na rangę piją niemal wszyscy. Szczególnie funkcjonariusze wyższy rangą. Prawie każda rozmowa służbowa opijana jest polską wódką, nawet prokurator w czasie oględzin zwłok pozwala sobie na wypicie kilku drinków z barku denata. Milicjanci piją na służbie, po służbie i tak ogólnie, to oni piją ciągle i wszędzie.
(…) – W schowku z przodu są kalibry, znaczy takie metalowe kieliszki myśliwskie. – kapitan wskazał na przód auta. Woził takie kielonki, bo człowiek nigdy nie zna dnia ani godziny i nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie się napić. Ot choćby teraz. Przecież wcale nie zamierzali pić, a tu proszę, flaszki wpadły w ręce sierżanta zupełnie przypadkiem, to chociaż trzeba spróbować, czy wódka dobra. (…)
Zachłanność milicjantów i władza, jaką dawała mi pozycja „stróżów prawa”, sprowokowana była nie tylko pustkami w sklepach ale i dostępnością do ekskluzywnych towarów.
Fabuła jest wielowątkowa, sporo wątków nie jest dosadnie związanych z kryminalną intrygą. Sporo rozmów bohaterów nie dotyczy śledztw i tak właściwie to brakowało mi takiej linii prowadzonego śledztwa, jaką posiadają na przykład książki Agnieszki Pruskiej. Mało dokonań czysto zawodowych a sporo życia prywatnego milicjantów. Jak na kryminał, to chyba brak tutaj konkretnej akcji, która dopiero pod koniec książki nabiera tempa zgodnego z tym, czego oczekiwałam.
Ciekawie natomiast autor wplótł w narrację słownictwo. Charakterystyczny dialekt poznański połączony z potocznym słownictwem, to z pewnością plusy. Chociaż wczytując się w rozmowy między milicjantami, czytelnik odnosi wrażenie, że są to osoby może nie z marginesu, ale z pewnością z nizin intelektualnych.
Od czasu do czasu gościł jednak na moich ustach uśmiech, który sprowokowany był opisem dość humorystycznych zachować lub przekazu myśli bohaterów. Wszak odrobina humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziła i chociaż kryminał powinien być lekturą poważną, to zabawne sytuacje też czasami są wskazane.
(…) Bo Mariusz Blaszkowski miał dziewczynę. Tak naprawdę to w zasadzie miał mieć i wszystko wskazywało na to, że plan się powiedzie. Spotykali się już ponad dwa tygodnie i raz nawet się pocałowali. (…)
(…) Miejsc wkoło nas coraz mniej, już dymi z okien złotym obłokiem. I barman już woła: Hej! Już kawiarenka rusza w rejs, wielki rejs. – Jadwiga znała dobrze tę piosenkę, bo dość często puszczali ją w pierwszym programie radiowym, ale za nic w świecie nie potrafiła sobie wyobrazić, jak te kawiarenki w ogóle płyną, bo przecież wiadomo, że pływać to mogą ryby, statki, a nawet ludzie, ale żeby kawiarnia gdzieś odpłynęła, to raczej niemożliwe. (…)
W tej poważnej fabule, takie przebłyski humoru bardzo mi się podobały. Nie brakuje jednak w tej powieści tak zwanego czarnego humoru i ironii, podkreślającej często smutną prawdę dotyczącą służb państwowych czy stanowisk urzędowych w Polsce Ludowej.
Moim zdaniem, autor w tej barwnej PRL-owskiej powieści, w świetny sposób uchwycił oznaki przemian, Zauważamy jak na przykład zmienia się podejście do zachodniego luksusu, chociażby za sprawą towarów przywożonych z zza granicy i sprzedawanych na ulicach prosto z toreb czy walizek. Czy prozaiczny przykład podejścia do napojów, popularną wówczas oranżadę zamienia się w Pepsi Colę. I co moim zdaniem istotne, czas zmian nie tylko ustrojowych, legalizowanie do tej pory czynności, takich chociażby jak handel walutami. Od cinkciarzy po całkiem legalne kantory wymiany walut, czy banki z wymianą walut.
Ta książka jest nie tylko dla miłośników kryminału, jest w niej kawał dobrej historii, o której młode pokolenie nie zawsze ma pojęcie. Polecam tę lekturę szczególnie młodym czytelnikom, chociaż ukazany w negatywnym świetle świat tamtego okresu, może wydać się im zbyt wulgarny i prostacki. Ale kto miał okazję doświadczyć tego, ten wie ile prawdy kryje się za tę fabułą.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej książki.
CZERWONY PAJĄK – Katarzyna Bonda
Katarzyna Bonda jest osobą, którą zna każdy czytelnik, a nawet ci, którzy książek nie czytają wiedzą, kim ona jest. Urodziła się w 1977 roku w Białymstoku, wychowała w Hajnówce, w rodzinie o korzeniach białoruskich. Z wykształcenia jest dziennikarką i scenarzystką, ale postanowiła zostać autorką kryminałów, co udało jej się całkiem dobrze, ponieważ wszystkie jej książki zdobyły statusy bestsellerów. Zanim została sławną, wydała trylogię kryminalną z Hubertem Meyerem, ale największą sławę przyniosła jej chyba seria z profilerką Saszą Załuską. Jej książki zdobyły wiele nagród, a prawa do wydań zagranicznych zostały sprzedane do 12 krajów. Wiem, że pisarka ma równie wielu fanów co pseudo krytyków, ale myślę, że i jedni i drudzy motywują ją do bycia tym, kim jest. A jest osobą bardzo drobiazgową, otwartą na ludzi i z dużym poczuciem humoru, o czym można się przekonać uczestnicząc w spotkaniach autorskich.
Wydawnictwo MUZA.SA rok 2018
stron 810
Czerwony Pająk, to kryminał polityczno-mafijny, czwarta i ostatnia zarazem część z cyklu „Cztery żywioły Saszy Załuskiej”.
Córka profilerki Saszy Załuskiej, zostaje uprowadzona przez nieznanych sprawców. Policja jest bezradna, więc Sasza postanawia wszcząć własne śledztwo. Porywacze wiedzą, że kobieta zrobi wszystko, aby odzyskać córkę i nie wahają się przed niczym. Żądają aby dostarczyła im pewne dokumenty, obciążające znanych polityków. Prywatne śledztwo Saszy wykazuje, że porwanie dziewczynki jest powiązane z zagadkowym samobójstwem byłego oficera wywiadu, pseudonim Dziadek, będącego kiedyś jej przełożonym. W starej torpedowni w Gdyni zostają znalezione zwłoki kobiety, wielu podejrzewa, że są to zwłoki Saszy Załuskiej, ale tylko komendant Robert Duchnowski, zanim zostaną wykonane badania DNA może potwierdzić lub zaprzeczyć tym podejrzeniom. Czy zwłoki kobiety z torpedowni i porwanie córki Saszy Załuskiej mają ze sobą coś wspólnego? Jak daleko sięgają macki polityków, wplątanych w rozgrywki mafijne? Czy Saszy uda się doprowadzić swoje śledztwo do końca z pozytywnym wynikiem?
Książki tej autorki, mimo swoich objętości, dosłownie pochłaniam. Tę ostatnią, również przeczytałam w tempie ekspresowym, nie dlatego, że akcja dzieje się w Trójmieście, a ja, mieszkanka Wybrzeża wręcz uwielbiam książki, których fabuła dzieje się właśnie tu. Fabuła tej powieści wciągnęła mnie od samego początku. Wielu czytelników Katarzyny Bondy uważa, że w jej książkach jest około 70% fabuły obyczajowej, a tylko 30% kryminału. Tych, którzy nie czytali jeszcze tej powieści zapewniam, że w tej części jest około 95% fabuły kryminalnej, (takiej polityczno-mafijnej) a 5% fabuły obyczajowej.
W tej części poznajemy przeszłość Saszy Załuskiej, sięgającej jej dzieciństwa i wczesnej młodości.
Autorka trzyma czytelnika w napięciu, oferując swoisty spacer po gangsterskim Trójmieście lat 1998, 2000 i 2016.
Polityka to śliski temat, ale pisarka nie boi się eksperymentować z tym tematem. W swojej powieści sprytnie wplata politykę i korupcję polityczną w świat trójmiejskich mafii. Wciągając się w fabułę, często zastanawiałam się, kto tak właściwie zarządza tymi mafijnymi grami – sami gangsterzy, pseudo biznesmeni, czy politycy. Trzeba przyznać, że stopniowo budowane napięcie, jest jak magnes i nawet ktoś taki jak ja, kto polityką się nie interesuje, wciągnie się w ten wir intryg, szulerstw, zakłamania i zdrad. Akcja ani na moment nie zwalnia, co powoduje, że emocje nie opuszczają czytelnika ani na chwilę.
(…) To tutaj bierze swój początek polski biznes. W służbach. A pieniądze to władza. Władza to polityka. Polityka to gra. Wystarczy wiedzieć jak układać karty, a wszystko da się usprawiedliwić, wyjaśnić, przeforsować. Koło się zamyka. (…)
Świetnie moim zdaniem ukazana władza kobiet mafii, nawet wówczas, gdy ich mężowie są albo w więzieniu, albo (już) na tamtym świecie. Solidarność tych kobiet, podszyta jest jednak ograniczonym zaufaniem do siebie nawzajem. W ich przyjaźni nie ma miejsca na sentymenty, jest za to miejsce na władzę.
W książce nie brakuje wątków psychologicznych, na przykład wątek Gosi – dziewczyny oddanej przez matkę do Domu Dziecka, która po latach spotyka się ze swoim biologicznym ojcem, gangsterem i pedofilem, gustującym w nastolatkach. W tej surowej, ostrej, momentami brutalnej fabule znalazły się fragmenty bardzo wzruszające, i przyznam się do tego, że chwilami z trudnością panowałam nad tym wzruszeniem.
(…) Z czasem zrozumiała, że nie było w tym jej winy. Po prostu miała nieszczęście urodzić się z łona kobiety, która nie potrafiła wziąć na siebie odpowiedzialności za własne błędy. To poczucie niższości ujawniało się jednak w najmniej oczekiwanych momentach i była niemal pewna, że już zawsze będzie patrzyła na inne rodziny podejrzliwie, szukając w nich rys, pęknięć, bo sama w głębi duszy nie wierzyła, że zasługuje na miłość. Dlatego tlił się w niej nieustannie gniew. (…)
Co łączy Gosię z Saszą Załuską? Kim była Gosia, a kim jest Sasza?
Autorka z w swojej powieści zabiera czytelnika w różne dziedziny życia zarówno policyjnego, wprowadza w tajniki entomologii czy profilerki, a także w życie gangsterki bazującej na milionowych zyskach, brutalności i naiwności ludzkiej. Jak wiele wspólnego ma ze sobą ówczesna polityka z fikcją literacką tej powieści. Myślę, że fantazja autorki bazowała na tym, co się dzieje na obecnej płaszczyźnie politycznej i co się działo za tak zwanych „złych czasów”, w których rządziła Komuna.
W tej ostatniej części spotykamy prawie wszystkich bohaterów wcześniejszych powieści. Odkrywamy kurtyny fałszu i zachłanności, zanurzając się w przeszłość. Tą złą, komunistyczną, socjalistyczną, przeszłość Solidarności i Ubecji.
Ciekawie ukazane osobowości bohaterów są chyba tylko dodatkiem do fabuły, a dialogi z typowym slangiem gangsterskim tego wszystkiego dopełniają. Jeżeli dodamy do tego drobiazgowe opisy miejsc, (które znam lub znałam) to chyba nie trzeba dodawać niczego więcej.
Polecam tę powieść nie tylko miłośnikom dobrych kryminałów. Myślę, że ta lektura zadowoli każdego czytelnika, i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Mnie książka bardzo się podobała, ale wiadomo, są gusta i guściki.
Miejsce znalezienia kobiecych zwłok w czerwonej sukience. Torpedownia na Babich Dołach w Gdyni, od lat wabi miłośników nurkowania w opuszczonych miejscach. Szkoda, że obiekt ten niszczeje od lat.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej książki.
444 – Maciej Siembieda
Maciej Siembieda urodził się w 1961 roku w Starachowicach. Jest absolwentem polonistyki Uniwersytetu Opolskiego, a otrzymał doktorat z komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Jest dziennikarzem, reportażystą i pisarzem, trzykrotnym laureatem tzw. polskiego Pulitzera, czyli nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przyznanej mu w kategorii reportażu. Od trzydziestu lat prowadzi dziennikarskie śledztwa historyczne.
Wydawnictwo Wielka Litera rok 2017
stron 551
444 to połączenie współczesnego kryminału, z thrillerem i powieścią historyczną.
W wypadku samochodowym ginie dziennikarz jednej z popularnych gazet. Jego auto zostaje zmiażdżone przez rozpędzonego tira na albańskich rejestracjach. Dziennikarz jechał właśnie na spotkanie z Jakubem Kanią, prokuratorem IPN-u, którego przed swoją śmiercią zainteresował tajemnicą dotyczącą proroctwa przedstawionego na obrazie znanego polskiego malarza. Obraz Matejki dziwnym trafem jest niedostępny dla miłośników sztuki, i od wielu lat przebywa w prywatnych zbiorach, kilkakrotnie wykradany. Jakub Kania, początkowo nie zdaje sobie sprawy z tego jak wielką tajemnicę skrywa obraz i jak wielkie niebezpieczeństwo grozi każdemu, kto zacznie się interesować obrazem. Czy proroctwo dotyczące pojednania islamu z chrześcijaństwem spełni się? Co oznacza cyfra 444? Ile osób musiało zginąć, aby uchronić obraz przed niewłaściwymi ludźmi? I czy poszukiwanie nieznanego obrazu Matejki może być dla kogoś śmiertelnym hobby? Co takiego słynny polski malarz ukrył lub przekazał na płótnie swojego obrazu?
Przyznam szczerze, że nazwisko autora do tej pory było mi nieznane. Ale cóż mogę powiedzieć na swoje „usprawiedliwienie”, mimo swoich lat nie udało mi się poznać świetnych dzieł wielu wybitnych pisarzy. A tę powieść z czystym sumieniem mogę zaliczyć do tych świetnych.
Od zawsze interesowałam się mistyką, chociaż nie czysto ze względów religijnych, bo moje podejście do wiary i do kościoła jest jakie jest i nic już w tym nie mam zamiaru zmieniać. Miałam kiedyś podopiecznego, który był agnostykiem, a w młodości studiował religioznawstwo i do dziś pamiętam jego długie, ciekawe opowieści na temat różnych religii.
Wracając jednak do książki, przyznaję, że po raz kolejny dosłownie, zatraciłam się w lekturze. Książka dość nietypowa, jej początek przenosi czytelnika do zagadkowego morderstwa w roku 998, wciągając dosłownie od pierwszych stron. Fabuła jest tak skonstruowana, że teraźniejszość przeplatana jest wątkami historycznymi, i tak wędrujemy sobie po różnych epokach, wpadamy na chwilę do bardzo odległej przeszłości, aby za jakiś czas znów być tu i teraz. Każda część książki kończy się swoistym znakiem zapytania, pewną sytuacją, której dalszego ciągu czytelnik jest bardzo ciekawy, ale dana intryga czy sytuacja pozostaje ciągiem tajemnicy, bo autor sprytnie przenosi fabułę do zupełnie innego miejsca i czasu, pozostawiając swojego czytelnika przed niedopowiedzeniem i nadzieję, że „ciąg dalszy nastąpi…”
Moim zdaniem, autor posiadający ogromną wiedzę historyczną, potrafi ją przekazać tak, aby czytelnika nie tyle przyciągnąć do powieści, ale przede wszystkim zainteresować go tą historią, często z wielu przyczyn nam nieznaną, lub do tej pory nie poruszaną w rozmowach z innymi. O przepowiedni oczywiście nie wiedziałam, ale bardzo bym chciała aby kiedyś się spełniła, chociaż chyba wielu osobom ona jest nie na rękę, tylko komu bardziej? Islamistom czy chrześcijanom?
(…) Ten list, czcigodny panie, mówi o przepowiedni – wyjaśnił. – Według słów dostojnego A-Hakana począwszy od roku tysięcznego czterech wybranych, każdy co czterysta czterdzieści cztery lata, otrzyma od Boga sposobność przyniesienia światu wiecznego pokoju, który ma się zacząć od pojednania chrześcijaństwa z islamem. Wielki emir pisze, że zgodnie z proroctwem w żyłach każdego z wybrańców płynąć będzie królewska krew, i spłodzą go rodzice wyznający różne religie. Każdy też nosić będzie znamię na czole… (…)
No i tym cytatem z książki poniekąd zdradziłam, co oznacza ta dość tajemnicza liczba 444, będąca tytułem książki.
Oprócz ciekawej fabuły skonstruowanej na faktach historycznych, mitach czy fikcji opartej na wyobraźni autora, muszę stwierdzić, że osoby występujące w powieści zostały bardzo dokładnie ukazane zarówno pod względem osobowościowym jak i wizualnym. Takie połączenie jest z pewnością miłym zaskoczeniem dla nowego czytelnika, nieznającego do tej pory „pióra” tego pisarza. Malowniczo wręcz opisane osoby, z łatwością można sobie wyobrazić, bez nadmiernego wytężania umysłu, który bardziej angażuje się przecież w śledczo-historyczną fabułę.
Lekki humor towarzyszący temu dość poważnemu tematowi, dodaje moim zdaniem lekkości w czytaniu, chociaż słownictwo autora nie jest zbyt proste. Momentami musiałam nawet sięgać do słownika, aby zrozumieć wplecione w treści słowa czy nazwy takie na przykład jak: spahisi, jatagany, ryngraf, czy grzyby ektomikoryzowe, itd. Ale dzięki temu poszerzyłam zakres swojego słownictwa (mam nadzieję).
Zaskoczyło mnie natomiast samo zakończenie, i tu muszę się przyznać do tego, że niezbyt mi się podobało, chociaż taka być może jest wizja przyszłości. Nie przepadam za science-fiction, autor oczywiście, aby fabuła miała swój początek i koniec umieścił wizję przyszłości, czyli rok 2332, w którym na świat ma przyjść ostatni z wybrańców. No cóż, wolę jednak przeszłość i teraźniejszość od awatarskiej przyszłości.
Jeśli chodzi o mnie, to oczywiście po skończeniu książki, zaczęłam „szperać” w Internecie i doczytywać. Historia była kiedyś moim ulubionym przedmiotem, zwłaszcza w liceum, kiedy pani profesor tak sobie mnie „upodobała’, że wołała mnie do odpowiedzi nawet wtedy, gdy mnie nie było w klasie. Ale… kiedy to było?
Polecam tę powieść zwłaszcza miłośnikom dobrego kryminału, thrillera, i powieści historycznych. Ale nie tylko. Czytelniczki preferujące romans, też znajdą w niej coś dla siebie. Cieszę się, że koleżanka prowadząca blog Lew kanapowy poleciła mi tego autora na Targach Książki w Gdańsku. Na mojej półce czeka już kolejna książka tego pisarza, zakupiona właśnie na targach „Miejsce i imię”.
SPADKOBIERCA – Agnieszka Pruska
Agnieszka Pruska z pochodzenia jest wrocławianką, ale zamieszkać postanowiła w Gdańsku. Z wykształcenia jest nauczycielką, ale od wielu lat nie pracuje w wyuczonym zawodzie. Jej pasje to książki i aikido, w którym jest posiadaczką mistrzowskiego czarnego pasa. Literacko zadebiutowała w roku 2013 powieścią „Literat”. Jest członkinią Oliwskiego Klubu Kryminału. To jedna z naszych polskich kryminalistek, po której książki sięgam bardzo chętnie. I chyba przeczytałam już wszystkie jej książki, które ukazały się na rynku księgarskim. Wspomniałam już o tej pisarce kilkakrotnie, zarówno podczas opisywania spotkania autorskiego jak i przy okazji dzielenia się z moimi czytelnikami opiniami po przeczytanych książkach. Jeżeli ktoś chciałby bliżej poznać tę autorkę to zapraszam do wcześniejszych wpisów lub na stronę autorki.
Wydawnictwo Oficynka rok 2018
stron 617
Spadkobierca to kryminał policyjny, którego fabuła umiejscowiona została we współczesnym Gdańsku, w którym śledztwo prowadzi Barnaba Uszkier razem ze swoimi policyjnymi przyjaciółmi.
Gdańsk jest przez lata nękany serią tajemniczych morderstw, których początki sięgają roku 1945. Pod koniec roku 2016 na jednym z gdańskich osiedli zostaje znalezione ciało młodego mężczyzny, a prowadzone przez komisarza śledztwo odkrywa, że ten brutalny mord może mieć powiązania z wcześniejszymi zagadkowymi morderstwami, z których pierwsze miało miejsce w 1945 roku. Co jest takiego charakterystycznego w ciałach zamordowanych osób, że grupa policjantów powiązuje zagadkowe morderstwa? Czy ostatni z zamordowanych może mieć coś wspólnego z wydarzeniami z drugiej wojny światowej? I dlaczego ktoś próbuje grozić komisarzowi i wymusić na nim zamknięcie śledztwa?
Ta powieść to kolejna książka z tych, od których trudno się oderwać. I chociaż początkowo miałam wrażenie, że śledztwo jest prowadzone bez wyraźnych oznak pozytywnego zakończenia, to jednak każdy kolejny dzień stawał się bardziej intrygujący. Piszę „kolejny dzień” ponieważ rozdziały w książce właśnie tytułowane były kolejnym dniem od rozpoczęcia śledztwa. Długie rozdziały, sprawiały nie lada wyzwanie, gdy myślałam „jeszcze jeden rozdział i idę spać”.
Czytając tę powieść miałam częste wrażenie, że jestem wśród tych policjantów i z dość bliskiej odległości przyglądam się i przysłuchuję temu, o czym oni rozmawiają. I chociaż szanse na szybkie rozwikłanie zagadki nie były zbyt optymistyczne, to muszę przyznać, że zamknięcie szesnastu dni na 617 stronach książki to jakiś niewiarygodny trik.
Od świtu do nocy czytelnik towarzyszy któremuś z policjantów, albo wszystkim naraz, uczestniczy w ich dedukcjach, rozmowach, miejscach, w których się znajdują, i próbuje sam rozwikłać zagadkę, która… jest nadzwyczaj skomplikowana.
Niezwykle ciekawe i wciągające w fabułę dialogi, w połączeniu ze starannie przedstawionymi osobowościami bohaterów, zarówno tych pierwszoplanowych jak i tych pozostałych, z pewnością są dużym plusem tej powieści.
Przyznam szczerze, że sporo drastycznych scen opisanych w książce może przyprawić o dreszcz zgrozy, ale dzięki temu powieść staje się bardziej realistyczna. Chociaż trzeba przyznać, że zwykły śmiertelnik taki jak ja z trudem potrafi sobie wyobrazić to, że komuś może sprawiać przyjemność w zadawaniu bólu drugiej osobie.
Książka mimo kilku bardzo mocnych scen, nie jest typem powieści drastycznej, jest to z pewnością zasługą sympatycznych bohaterów, których nie można nie polubić. Ktoś, kto miał już przyjemność spotkania komisarza Barnabę Uszkiera i jego policyjnych przyjaciół w innych powieściach, z pewnością zrozumie co mam na myśli. Jeżeli jednak nie było jeszcze okazji do tego, to koniecznie trzeba to nadrobić. W tym momencie chciałabym zacytować: „cudze chwalicie, swego nie znacie”, to prawda. Wszystkich, którzy zachwycają się Camillą Lackberg, Jo Nesbo, Stiegiem Larssonem czy uwielbiają powieści Lee Child’a, zachęcam do zerknięcia na nasz rodzimy rynek kryminałów. Mamy całkiem pokaźną grupę, chociaż nie wszyscy jeszcze doświadczyli tej ogólnopolskiej sławy.
Wracając jednak do książki, muszę przyznać, że znajomość autorki z prowadzonymi praktykami policyjnymi musi być naprawdę duża. W tym momencie składam ukłon w jej stronę, bo napisanie kryminału z pewnością musi się łączyć z ogromną wiedzą kryminalistyczną, balistyczną i inną, z którą na co dzień spotykają się osoby prowadzące najróżniejsze śledztwa, w tym szczególnie te wyjątkowo trudne. W tej książce, mamy okazję poznać nie tylko wnikliwe analizowanie ran i przyczyn zgonów, ale po raz kolejny spotykamy się z entomologią, tematem dla wielu ludzi dość odległym.
A poza tym, muszę dodać, że autorka cały czas trzyma czytelnika w napięciu i nie pozwala na snucie własnych teorii, nie można nikogo wytypować jako potencjalnego mordercę bo ślady i poszlaki rozchodzą się w różnych kierunkach.
Cóż mogę powiedzieć o tej książce jeszcze… przeczytałam tę lekturę błyskawicznie, co przy ilości 617 stron nie było prostym zadaniem. „Zarwałam” przez nią kilka nocy i zlekceważyłam kilka koniecznych do wykonania prac (zwłaszcza w ogrodzie, bo kiedy tylko spoglądałam na okładkę książki leżącej na stole, to grabie, rękawice i chwasty szły w odstawkę, a ja rozsiadałam się w fotelu i delektowałam lekturą). Intrygujące i ciekawie prowadzone śledztwo, to z pewnością główny atut tej powieści, ale możemy w niej znaleźć również kilka innych wątków godnych zatrzymania się nad tą powieścią. Pięknie ukazana przyjaźń wśród współpracowników, którzy zamiast ze sobą rywalizować, są cudowną drużyną. Miłość i odpowiedzialność w rodzinie i za rodzinę, czyli zachowania wobec których nie każdy potrafi być dla siebie przede wszystkim dobrym partnerem. Piękne miejsca Gdańska, przyciągające uwagę tak, że najchętniej byłoby tam pojechać i sprawdzić na własne oczy te punkty opisane w książce. No i kulisy technik aikido, dzięki którym „nasz” komisarz świetnie radzi sobie w różnych patowych sytuacjach.
Moim zdaniem, jeżeli ktoś ma ochotę na spędzenie kilku dni z dobrą lekturą, to szczerze polecam. Gwarantuję, że nuda nikomu nie zagrozi, od czasu do czasu zagości na twarzy uśmiech, a adrenalina niejeden raz zaskoczy, podnosząc się tak, że i przyspieszy oddech i nie pozwoli oderwać się od stron książki.
Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki. Lekka, łatwa i przyjemna, a do tego bardzo wciągająca. Czy można chcieć czegoś więcej dla porządnego relaksu?
Dobry kryminał = Oficynka
Polecam inne powieści tej autorki, które przeczytałam i do których pewnie jeszcze kiedyś wrócę.
SPISEK SCENARZYSTÓW – Wojciech Nerkowski
Wojciech Nerkowski urodził się w 1977 roku w Warszawie. Jest scenarzystą filmowym i telewizyjnym, a także tłumaczem. Współtwórcą popularnych seriali, takich jak Singielka, BrzydUla, Egzamin z życia, Na Wspólnej. Jako pisarz jest miłośnikiem wartkiej narracji.
Wydawnictwo Czwarta Strona rok 2017
stron 394
Spisek scenarzystów to komedia kryminalna, której fabuła została umiejscowiona we współczesnej Warszawie, ale… również w pewnych egzotycznych zakątkach.
Rodzeństwo – Sylwia i Kuba Leśniewscy, to młodzi scenarzyści kryminalnego serialu telewizyjnego „Stój, bo strzelam!”. Pewnej nocy producentka serialu popełnia samobójstwo, jednak młodzi scenarzyści nie chcą uwierzyć w ten desperacki krok, podejrzewając że ich producentce ktoś „pomógł” w zejściu z tego świata, zwłaszcza, że kobieta nie cieszyła się pozytywną popularnością wśród ekipy filmowej. Rozpoczynają własne śledztwo, w które z czasem wciągają znanego aktora-celebrytę, grającego jedną z głównych ról w serialu. Każdego niemal dnia odkrywają ogniwa łączące sieć powiązań w show-businessie, a także dobrze ukrywane do tej pory skandale i namiętności. Policja niestety nie traktuje ich sugestii poważnie, do czasu, kiedy w ekipie serialu dochodzi do morderstwa kolejnej osoby. Czy uda się trójce detektywów-amatorów odnaleźć zabójcę producentki? A może ona wcale nie została zamordowana? Czy śmierć aktorki miała coś wspólnego ze śmiercią producentki zwanej Palomą? Kto będzie skuteczniejszy w rozwiązaniu zagadek kryminalnych – policja czy trójka samozwańczych detektywów?
Takie książki są dobre w każdej chwili, szczególnie wtedy, gdy człowiekiem rządzą jakieś negatywne myśli. Komedia kryminalna pozwala bowiem, na oderwanie się od szarej rzeczywistości i z uśmiechem przeniesienie się do zupełnie innego świata.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, i przyznam szczerze, że gdyby nie znajoma pisarka kryminałów, która poleciła mi książki Nerkowskiego, pewnie nie miałabym nawet pojęcia, że ów pan zajmuje się pisaniem książek. Ba… pewnie nawet nie znałabym tego nazwiska na linii literackiej.
Napisałam wcześniej, że jest to komedia kryminalna i, owszem jest. Jednak muszę przyznać, że więcej jest w tej lekturze kryminału niż komedii, chociaż zabawnych sytuacji i dialogów jest pod dostatkiem. Wartka akcja, co rusz zmierzająca w innym kierunku, pozwala czytelnikowi na zaangażowanie się w śledztwo, ale nie powoduje zbytnich podekscytowań czy strachu, jakie zdarzają mi się czasami przy czytaniu tych kryminałów z pogranicza thrillera i opisujących mrożące krew w żyłach zdarzenia.
Głównych bohaterów polubiłam od samego początku, chociaż jak większość rodzeństw różnią się osobowościowo.
Zauważyłam, że autor ma skłonności do drobiazgowych opisów wszystkiego, zarówno ludzi (ich ubioru, zachowania) jak i miejsc. Dzięki temu, nie musiałam zbytnio nadwyrężać swojej wyobraźni próbując sobie wizualnie przedstawić kogoś…
(…) – Biedna Amelka, na pewno umarła z głodu – zamartwiała się atrakcyjna brunetka. Jej twarz była przyjemnie owalna, a kontur twarzy podkreślały gładko zaczesane, proste włosy do ramion. Miała jasną cerę, pełne usta, lekko zadarty nosek, a oczy czarne i wielkie jak u postaci z mangi. Do tego miała na sobie narzutkę, która przypominała popielate kimono i czarne legginsy. (…)
lub miejsca…
(…) Siedzieli w trójkę na dwudziestym czwartym piętrze biurowca stacji, zwanego Wieżą Pastel, bo wszystkie wnętrza pomalowano na delikatne kolory dziecięcych pokoi. Błękicik, kanarkowy, morelka, zielony groszek. (…) Zajęli kanciastą kanapę ze skóry w kolorze kości słoniowej, która wraz z niskim szklanym stolikiem i dwoma fotelami tworzyła ascetyczne lobby… (…)
I w pewnych momentach miałam wrażenie, że oglądam film, a nie czytam książkę. To z pewnością jest skrzywieniem zawodowym autora, jako scenarzysty (w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
Jeżeli natomiast ktoś zna Warszawę, to nie musiał się wielce główkować nad trasami jakie pokonywali bohaterowie, bo były one nakreślone jak na mapie…
(…) Wyszła z wytwórni i powlokła się Chełmską w stronę Belwederskiej. Stanęła na przystanku blisko straganów z kwiatami. Złapała autobus 503, a koło Multikina przesiadła się do metra. Na Kabatach zahaczyła jeszcze o Tesko. (…)
Z całą pewnością autor w swojej książce starał się pokazać, jak wygląda prowadzone śledztwo nie przez profesjonalistów, tu mam na myśli śledczych, prokuratorów i inne osoby z tym związane, a przez detektywów-amatorów, którym bujna wyobraźnia podsuwa tak czasami niesamowite rozwiązania, że trudno się nie uśmiechnąć i nie zacząć dedukować ich tokiem myślenia.
Z całym szacunkiem do kryminałów, uważam, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Lekka powieść kryminalna z nutką inteligentnego humoru. I chociaż jak przystało na komedię nie miałam salw śmiechu, ale uśmiech towarzyszył mi prawie przez całą powieść. Muszę przyznać się również do tego, że chociaż początek powieści był dla mnie odrobinę nudnawy, to im bliżej końca tym napięcie w powieści rosło, a to już wiadomo – oderwanie się od stron książki było coraz trudniejsze.
Autor nie boi się poruszać trudnych tematów i jak widać, tematy tabu są dla niego bardzo powszechne. Mam tu na myśli temat dotyczący homoseksualizmu, który poruszony w tej powieści został bardzo delikatnie aczkolwiek wyraziście.
Patrząc na tę powieść z perspektywy czytanych dotąd książek Olgi Rudnickiej czy Alka Rogozińskiego, odważę się wyrazić opinię, że w skali 1:10 komedii tutaj jest około 5, ale w skali 1:10 kryminału jest z całą pewnością 10.
Polecam tę książkę zarówno miłośnikom kryminałów, tudzież komedii kryminalnych, ale z pewnością znajdą w niej coś dla siebie również czytelnicy preferujący romans czy przygodę. Czyli… dla każdego coś miłego.
Na mnie czeka już kolejna część przygód rodzeństwa Leśniewskich czyli „Zdrada scenarzystów” i przyznam szczerze, że ciekawa jestem co teraz spotka tę dwójkę młodych ludzi .