dramat
TEATR POD BIAŁYM LATAWCEM – Ilona Gołębiewska
Ilona Gołębiewska gościła już na moim blogu kilka razy i pewnie zagości jeszcze nie jeden raz. Jej książki to literatura napawająca czytelnika takim optymizmem, że nie można przejść obok tego obojętnie. Nie chcę się rozpisywać o autorce, ale jeżeli ktoś ma ochotę na bliższe poznanie tej młodej pisarki, to zapraszam do wcześniejszych wpisów Powrót do starego domu, Tajemnice starego domu, Pamiętnik ze starego domu.
Wydawnictwo MUZA.SA
Premiera książki 17 października 2018
stron 480
Teatr po białym latawcem to współczesna powieść obyczajowa.
Zuzanna była dobrą dziennikarką największego dziennika w kraju, z dnia na dzień jednak z powodu pewnego artykułu straciła nie tylko pracę, ale również mieszkanie, chłopaka i oszczędności swojego życia. Przez kilka miesięcy kobieta tułała się po tanich hotelach i szukała zajęcia, aż trafia do redakcji pisma „Kobieta Taka jak Ty”, a jej nowym lokum zostało skromne mieszkanie w kamienicy na warszawskiej Woli. Nowa szefowa jest jak z piekła rodem i natychmiast stawia przed nową pracownicą wyzwanie, dzięki któremu Zuza odwiedza fundację, organizującą Festiwal Magicznych Nut dla osób z różnymi typami niepełnosprawności. W wolskim teatrze, jako wolontariuszka pracuje Elena Nilsen, sławna niegdyś aktorka teatralna i filmowa, która dni sławy ma dawno za sobą. Elena pracuje również z dziećmi ze swojej kamienicy, angażując je w projekt organizowania „teatrów podwórkowych”. Elena, jest także wolontariuszką w Fundacji Złotych Serc. Jest jeszcze Jakub Bilewicz, znany i bardzo zamożny warszawski biznesmen, który z powodów osobistych uznaje stary wolski teatr za miejsce przeklęte i po zakupieniu budynku wraz z terenem go otaczającym postanawia zetrzeć to miejsce z powierzchni ziemi. Czy Zuzannie i Elenie uda się uratować miejsce tak ważne dla wielu, szczególnie dla niepełnosprawnej młodzieży? Czy życie osobiste Zuzy, ułoży się i wróci ona do byłego chłopaka, czy znajdzie inną osobę godną jej miłości? Czy zapomniana aktorka przeżyje jeszcze chwile sławy?
Rok 1939 (…) Eleonora podbiegła do matki i ucałowała ją w policzek. Była z niej naprawdę dumna. Wtulona w nią, spojrzała na sąsiadujący plac, gdzie dzieci puszczały latawce. Szczególnie jeden z nich, w śnieżnobiałym kolorze wzbił się naprawdę wysoko. (…)
Autorka od pierwszych stron książki gra na uczuciach czytelnika wprowadzając go w stan dość specyficznej nostalgii. Różnorodni bohaterowie, są niezwykle intrygujący, a ich osobowości zostały nakreślone bardzo ciekawie i realistycznie. W tej powieści przeplatają się incydenty z życia kilku odmiennych charakterologicznie osób, ale coś ich jednak łączy. Poznajemy Zuzę – dziennikarkę, dziewczynę, która z powodu pewnego artykułu, musiała zmienić nie tylko swoje życie pod kątem finansowym, ale która dzięki innym ludziom zmieniała się zupełnie w inną osobę. Poznajemy bardzo sympatyczną, starszą panią – Eleonorę, która mimo swoich lat stara się być czynną, angażując się całym sercem w to, co robi. I poznajemy bardzo bogatego wdowca, samotnie wychowującego niepełnosprawnego syna, który z powodu zaangażowania w pracę, nie miał czasu dla najbliższych, czyli żony i syna, a po tragicznym wypadku w którym stracił żonę a syn został kaleką, żyje tylko nienawiścią do sprawcy owego zdarzenia i chęcią zemsty.
Autorka udowadnia nam, że w życiu ważne jest nie tylko to, co robisz, ale również jak to robisz. Aby funkcjonować jak najlepiej, potrzebujemy wsparcia drugiego człowieka. Jeżeli potrafimy dzielić się dobrem, to dostajemy to dobro. Kroczenie przez życie w samotności, rzadko wychodzi na dobre.
(…) Nikt z nas nie potrzebuje skrzydeł, by latać, tylko ludzi, dzięki którym nigdy nie upadnie. To dzięki nim łatwiej jest postawić pierwszy krok, poskromić strach, wypełnić miłością pustkę, która powstaje wskutek złych wyborów, życiowych upadków, niespełnionych nadziei. (…)
Każdy z bohaterów przeżywa na swój sposób jakiś życiowy upadek. Zuzanna, żyje w ciągu chronicznie toksycznej miłości, uzależniona od niej tak samo jak pozostaje uzależniona od seksu. Jakub, nie może pogodzić się z utraconą miłością, jest nie tyle smutny co zgorzkniały i żyje w ciągłej chęci zemsty za odebranie mu tej miłości. Elena tęskni za przeszłością, ale ta tęsknota powoduje w niej silniejsze angażowanie się w teatr życia.
Wielowątkowość nie jest tutaj minusem, ale plusem. Napotykamy w tej powieści na delikatny, zmysłowy erotyzm. Autorka w bardzo znaczący sposób porusza również wątek bezdomności, problem dotyczący nie tylko Polaków, ale również emigrantów przybywających do naszego kraju.
Jest to powieść napisana dość prostym językiem, ale wywołującym pewnego rodzaju nostalgię. Dzięki dużej ilości, dość ciekawych dialogów, czyta się szybko i fabuła ani na chwilę nie nudzi czytelnika. Jeśli chodzi o mnie, to miałam problem z odrywaniem się od fabuły, ponieważ losy bohaterów nieźle mnie wciągały. Narracja jest w osobie trzeciej.
Z całą pewnością jest to książka z morałem. Uświadamia nam, jak często błądzimy w naszym życiu skupiając się na sobie zamiast rozejrzeć się wokół i dostrzec innych, równie zagubionych jak my. W każdym z nas drzemie niewiarygodna moc, którą możemy wykorzystać z korzyścią dla siebie i dla innych.
(…) Tym właśnie był Festiwal Magicznych Nut. Dowodem na to, że każdy z nas jest niepokonany, że niezależnie od życiowej sytuacji zawsze znajdzie siły, by sobie z nią poradzić. Może nie samodzielnie, może nie idealnie, ale samo to, że podejmie starania, już będzie formą wielkiej wygranej. (…)
A sam latawiec, jest przecież symbolem wolności, radości. Ale jest również symbolem czegoś kruchego, złożonego. Nie każdy potrafi utrzymać latawiec tak, aby frunął lekko tańcząc nad naszymi głowami. Pamiętam jak puszczałam razem z moim ojcem latawce, latawce, które on dla mnie robił. Mało ważna była pogoda, ważne było, aby ten latawiec leciał jak najwyżej, bo wtedy tańczył po niebie dając mi ogrom radości. Latawiec jest również symbolem życia, o czym przekonali się nie tylko bohaterowi tej powieści.
(…) Nad sceną zawisł potężny biały latawiec, którego ogon wił się zawieszony u sufitu, tuż nad głowami publiczności. (…) Potrafił wzbić się wysoko, dosięgając prawie chmur i tańcząc po błękitnym niebie. Ale wystarczyło jedno pociągnięcie sznurka, by natychmiast spadł na ziemię. Tacy byli właśnie oni. Mieli przed sobą całe życie, mogli latać i spełniać marzenia. A wtedy zdarzyło się to… tragiczny wypadek, ciężka choroba, niepełnosprawność i poczucie, że poderwanie się do kolejnego lotu będzie niezwykle trudne. (…)
Tę książkę mogę śmiało zaliczyć do tych lekkich, łatwych i przyjemnych, chociaż poruszone w niej tematy nie należą do łatwych i przyjemnych. Potrzebujemy jednak takich książek, aby zrozumieć jak kruche potrafi być ludzkie życie, ale równocześnie jak wiele zależy od naszego podejścia do tego życia. To opowieść o współpracy, o zaangażowaniu się w życie drugiego człowieka tak, aby wynikły z tego tylko korzyści. To w końcu opowieść o ludziach, których życie jest czasami jak ten pięknie tańczący pod niebem latawiec.
Polecam tę lekturę nie tylko paniom, myślę, że niejeden mężczyzna również powinien ją przeczytać. Mam nadzieję, że obudzi ona w wielu czytelnikach emocje na tyle silne, że po skończeniu czytania, skieruje myśli ku pewnego rodzaju refleksjom. Bo warto zastanowić się nie tylko nad swoim życiem, ale również dostrzec plusy i minusy życia innych. Z całą pewnością jest to książka z tych, do których się wraca.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej powieści i zachęcam do sięgnięcia nie tylko po tę, ale również po wcześniejsze książki tej autorki.
Powrót do starego domu, Tajemnice starego domu, Pamiętnik ze starego domu. Miłość ma twoje imię
SMAKI ŻYCIA – Anita Scharmach
Anita Scharmach pojawiła się na rynku książkowym całkiem niedawno, ale już podbiła serca wielu czytelniczek. Jest mieszkanką Gdyni, mamą trójki dzieci i właścicielką dwóch ślicznych kotków. Z całą pewnością jest osobą dość uczuciową i empatyczną, co odzwierciedla się w jej książkach. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2016 książką „Mogę wszystko”, która została bardzo ciepło przyjęta przez czytelniczki. Na dzień dzisiejszy może się pochwalić czterema książkami, a każda z tych książek wzrusza, bawi i zmusza do refleksji.
Wydawnictwo LUCKY rok 2017
stron 238
Smaki życia to powieść obyczajowa, która jest kontynuacją książki „Zaraz wracam”. Jeżeli jednak ktoś nie przeczytał wcześniejszej pozycji, śmiało może sięgnąć po tę, ponieważ autorka bardzo delikatnie wraca do poprzedniej powieści, co nie powoduje zagubienia w fabule. Ale oczywiście ja polecam rozpoczęcie od pierwszej części.
Marta ma czterdzieści lat i dramatyczne przeżycia za sobą. Kilka lat wcześniej straciła męża i dwie córeczki, co na jakiś czas oderwało ją od normalnego życia i sprawiło, że kobieta bardzo zmieniła się. Los jednak nie pozwolił jej zatracić się w rozpaczy i postawił na jej drodze mężczyznę samotnie wychowującego córeczkę. Marta zaczyta chwytać z życia wszystko co dobre, spełnia swoje marzenia prowadząc z przyjaciółkami kocią kawiarnię, w życiu osobistym towarzyszą jej dwie kochające osoby, a wokół nie brakuje prawdziwych przyjaciół. Jednak w pewnym momencie coś zaczyna zakłócać ten eden i przed kobietą staje nie lada wyzwanie. Czy Marta będzie musiała walczyć o miłość mężczyzny i małej dziewczynki? Kim jest mężczyzna prześladujący ją? I kim jest kobieta, która nagle staje na drodze jej szczęścia?
Początek książki jest bardzo lekki i nieco humorystyczny, chociaż przez ten humor prześwitują od czasu do czasu promienie dramatycznej przeszłości głównej bohaterki. Lekkość z jaką pisze autorka, poruszając nie tylko lekkie tematy, to z całą pewnością ogromny plus dla ciekawej fabuły. Narracja jest w osobie pierwszej, co jak wiadomo sprawia wrażenie czytania czyjegoś pamiętnika.
Wśród bohaterek książki mamy między innymi bardzo rezolutną sześciolatkę. Gdybym nie miała wnuczki, którą uważam za prawie tak mądrą dziewczynkę jak Blanka, pomyślałabym, że fantazja autorki, co do wykreowania osobowości dziewczynki jest trochę przesadzona. Ale Blanka tak podbiła moje serce, że chciałabym ją spotkać w kolejnej powieści.
Autorka pięknie pisze o przyjaźni, która w sytuacjach dramatycznych czy krytycznych jest nie tylko osobistym wsparciem, ale również siłą napędową potrzebną konkretnej osobie. Dramat innych, może jest mniej bolesny, ale dotyka również innych emocjonalnie nastawionych do czyjegoś nieszczęścia.
Poruszony w powieści problem choroby nowotworowej jest z całą pewnością wątkiem bardzo wzruszającym. Wszak wiadomo, że człowiek w takiej sytuacji przede wszystkim robi sobie rachunek sumienia, czasami żałuje za swoje zachowanie i świadomy swojej sytuacji, pragnie chociaż w minimalnym stopniu naprawić swoje winy.
(…) Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem. – Nie masz pojęcia, jak cieszę się, że jesteś. Dziękuję ci za to. Żyję w pożyczonym czasie, pożyczyłam tyle ile się da! (…)
Momentami podczas czytania dopadało mnie takie wzruszenie, że z trudnością kontynuowałam czytanie. Życie bywa i piękne i okrutne, czasami doprawione jest słodyczą miłości i szczęścia, a czasami goryczą dramatu. Lubi rzucać kłody pod nogi, czasami w postaci śmierci kogoś bliskiego, a czasami miłości, która nie potrafi poradzić sobie z problemami. Wystarczy jednak zmobilizować cały swój umysł i udowodnić sobie, że wiele zależy od nas, a chcieć to móc.
(…) Trzeba wziąć życie za rogi, zmierzyć się z nim, stawić mu czoła i głośno powiedzieć: „Hej, ja tu rządzę”! (…)
I tak jak w tej powieści trzeba to życie smakować z umiarem, bo potrafi być raz aż nadto słodkie, a raz gorzkie, ale każdy smak można przecież doprawić po swojemu. Słodycz rozcieńczyć odrobiną rozumu, a gorycz doprawić słodem nadziei i chęci.
Autorka łącząc humor z powagą i dramatyzmem niektórych wątków, nie pozwala na odebranie lektury jako ciężką emocjonalnie. Zwinnie potrafi poprawić humor po wielkim wzruszeniu i szybko osuszyć łzy, które nie wiadomo kiedy zwilżyły oczy.
Jeżeli ktoś sięgając po tę powieść liczy na lekką, łatwą i przyjemną chwilę spędzoną z szablonowym romansem, może się delikatnie mówiąc trochę przeliczyć. W tej książce króluje romans, nie można tego zaprzeczyć, ale towarzyszy mu wiele innych wątków. Jedne cudownie lekkie, ale inne ciężkie jak ołów.
Mam nadzieję, że wkrótce nazwisko tej autorki będzie tak znane jak zasługują sobie na to jej książki i nie tylko każda wrażliwa dusza czytelnicza będzie wiedziała, kim jest Anita Scharmach. Nietuzinkowa fabuła w literaturze kobiecej jest warta polecenia, dlatego polecam książkę całym sercem. Uprzedzam jednak, aby zaopatrzyć się w paczkę chusteczek higienicznych. Będziecie bowiem na zmianę śmiać się i płakać.
Polecam również inne książki tej autorki, które już przeczytałam i cieszę się, że na mojej półce „do przeczytania” czeka (cierpliwie) w kolejce jeszcze jedna powieść tej autorki.
MOJA TWOJA WINA – Beata Majewska
Beata Majewska już kilkakrotnie gościła w moich skromnych progach blogu Książki Idy. Znana jest również, jako Augusta Docher. Jako pisarka zadebiutowała trylogią dla młodzieży, cyklem o Wędrowcach: Eperu, Habbatum i Batawe. Pisze również powieści obyczajowo-erotyczne, oraz książki z gatunku New Adult. Z pochodzenia jest Ślązaczką mieszkającą na południu Polski. Jak mówią o niej znajomi – kobieta wielofunkcyjna. Plastyczka, księgowa, manicurzystka i pisarka. Osoby, które ją znają, mówią o niej również, że jest ogrodniczką, kurą domową i bizneswoman.
Wydawnictwo Książnica
stron 352
Moja twoja wina to powieść obyczajowa z wątkami dramatycznymi i nawet kryminalnymi, w tle.
Kiedy Urszula przyłapuje męża na zdradzie, nie może uwierzyć, że jej ukochany potrafił tak ją zranić. Mimo uczucia, które cały czas w niej się tli, decyduje się odejść i zamieszkać w starym wiejskim domku, który otrzymała w spadku od pewnej starszej pani. I chociaż nie jest jej łatwo sprostać nowym warunkom, jest dzielna i samodzielna, mając u boku prawdziwą przyjaciółkę i dość rezolutną sąsiadkę. W pewnym momencie w jej życiu pojawia się mężczyzna, który od początku wydaje się kobiecie nieco zagadkowy, może nawet odrobinę antypatyczny, a w dodatku stanowi dla niej konkurencję na rynku zawodowym. Kiedy jednak poznaje go bliżej, jej stosunek do niego bardzo powoli zmienia się. Ale… niestety, Michał skrywa tajemnice, które mogą zniszczyć ich przyjaźń i kiełkujący związek. Co łączy Michała z kochanką męża Urszuli? Czy słowa wróżki, że Urszula nie rozwiedzie się z mężem sprawdzą się?
Przyznam szczerze, że odkąd poznałam książki tej autorki, to sięgam po nie z dużą dozą konsternacji, ponieważ za każdym razem czuję, że książka wciągnie mnie jak magnes a nie potrafię odmówić sobie tego sięgnięcia po nią. Gdyby tego było mało, wiem, że fabuła książki wyciśnie mnie jak cytrynę. Dlaczego? Ponieważ te kilka książek, które udało mi się do tej pory przeczytać, tak bardzo mną wstrząsnęło, że nie mogłam spać po nich przez kilka nocy, mając cały czas w głowie, opisane w nich sceny.
Autorka pisze z wyjątkową dbałością o to, aby humor przeplatał się w wątkami poważnymi, czasami bardzo dramatycznymi. Jednak dzięki tej odrobinie humoru, książka nie jest zbyt ciężka emocjonalnie, chociaż fabuła tych emocji czytelnikowi nie skąpi.
(…) Ta… – Ula obdarzyła ją kwaśnym spojrzeniem. – Łatwo ci mówić, bo możesz zjeść dziesięć pączków od Kołaczka i nic ci nie będzie, a ja tyję od patrzenia na sałatę. Stres mnie zjadł. Nic więcej, tylko stres. To tak samo zdrowe jak ten eternit. Za chwilę obwisnę. Wytnę nadmiar skóry i uszyję torebkę. Chcesz? (…)
Poruszonych w tej powieści wiele poważnych wątków powoduje, że człowiek poddaje się niecodziennej refleksji. Na przykład wątek skrzętnie ukrywanych tajemnic, które mogą doprowadzić nawet do tragedii. Kto z nas nie ma tajemnic? Kto z nas nie chce o czymś mówić, a potem wychodzi na kłamcę i ma żal do samego siebie? Jest też wątek typowej interesowności młodej dziewczyny, która romansuje z dużo starszym mężczyzną, tak jakby chciała zastąpić nim ojca, ale ojca, (i tu kolejny, dramatyczny można by rzec wątek) którego kocha nie jak rodzica ale jak mężczyznę. Myślę, że takie dziewczyny istnieją i zrobią wszystko, aby wynagrodzić sobie braki zarówno uczuciowe jak i materialne.
Czasami zbyt późno zdajemy sobie sprawę z czegoś, czego przez miesiące, a nawet lata nie dopuszczaliśmy do naszej świadomości. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to może zaboleć i to bardzo.
(…) – Boli, gdy pozbywamy się złudzeń i jeśli to masz na myśli, rzeczywiście sprawiłeś mi ból, ale nie ty za niego odpowiadasz, tylko ja sama. Po prostu nie chciałam pogodzić się z prawdą, nie moją osobistą, którą tak sobie ładnie wymyśliłam. (…)
Główna bohaterka jest silną kobietą, ale nawet silne kobiety potrzebują czasami zamienić się w małe, słabe dziewczynki, żeby ktoś je przytulił i pogłaskał.
(…) – Dam. Zawsze daję. – Uśmiechnęła się blado. – To jedna z moich wad. Zawsze daję sobie radę. (…)
Historia opowiedziana w tej książce, mogłaby zdarzyć się naprawdę. Chociaż momentami fabuła jest taka trochę mało realna, ale tego realizmu jednak jest w tej powieści sporo. Wciągając czytelnika w historie Urszuli i Michała, autorka bardzo powoli buduje napięcie, które w końcówce książki znajduje swoje ujście prawie z mocą wulkanu. A przy tym pozwala nawet na odrobinę wyjątkowo subtelnego erotyzmu.
W tej książce czytelnik znajdzie prawie wszystko, co kojarzy się z dobrą lekturą. Mamy tu piękną, szczerą i bezinteresowną przyjaźń dwóch kobiet, które wspierają się w każdej sytuacji. Odkrywamy rodzące się uczucie dwojga ludzi, których przeszłość dość mocno poharatała, i daleko im było do zawierania nowych związków. Mamy sporą garść dramatu, a nawet namiastkę kryminału. Wszystko to okraszone sporą dawką humoru, zwłaszcza w dialogach.
Ciekawie skonstruowani bohaterowie, zarówno główni, czyli Urszula i Michał, jak i pozostali – Renata – przyjaciółka Uli, sąsiadka zza płotu, siostra, eksmąż i jego kochanka, to osoby, które wnoszą do fabuły nie tylko swoje nietuzinkowe osobowości, ale również potrafią podkolorowywać ją trochę.
Za każdym razem, kiedy kończę czytać którąś z powieści tej autorki obiecuję sobie, że muszę na jakiś czas emocjonalnie ochłonąć, zanim sięgnę po kolejną jej książkę. Ale… wiem, że długo nie wytrzymam.
Polecam książkę zarówno paniom jak i panom i to bez względu na wiek. Myślę, że ta lektura zadowoli niejednego czytelnika. A kto jeszcze nie zna „pióra” Beaty Majewskiej, niech chociaż spróbuje. Ja spróbowałam i przepadłam, a wcale nie jest łatwo mnie zadowolić pod względem książkowym.
Polecam również pozostałe książki tej autorki, które do tej pory przeczytałam. I niech nie zmylą nikogo te słodkie, niewinne okładki. Za nimi kryją się ogromne pokłady emocji, wzruszenia nie zabraknie nikomu.
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu Książnica za możliwość przeczytania tej powieści. Już teraz wiem, że moja znajomość z książkami tej autorki nie skończy się zbyt szybko.
NA DNIE DUSZY – Anna Sakowicz
Anna Sakowicz gościła na moim blogu już kilka razy, i pewnie zagości jeszcze nie jeden raz. Jest polską pisarką urodzoną w Stargardzie Szczecińskim a obecnie mieszkającą na Kociewiu w Starogardzie Gdańskim. Z wykształcenia jest polonistyką, jest również blogerką, a jej pasją oprócz pisania jest kolekcjonowanie starych książek. O autorce pisałam już w moich wcześniejszych wpisach i osoby chętne bliższego poznania tej pisarki, zapraszam do wpisów: To się da czy Szepty dzieciństwa.
Wydawnictwo EDIPRESSE rok 2018
stron 348
Na dnie duszy to powieść obyczajowo-psychologiczna z historią wojenną i powojenną w tle.
Rozalia jest matką Donaty i babcią Ingi. Kiedy seniorka rodu umiera, wielu członkom rodziny wydaje się, że wreszcie nastanie spokój, ponieważ babcia Rozalia była niepoprawną dewotką, osobą dość apodyktyczną i złośliwą, co powodowało, że mało kto miał ochotę przebywać w jej towarzystwie. Niestety złośliwa babcia pozostawiła po sobie testament, który całą rodzinę postawił w dość niezręcznej sytuacji, powodując jeszcze większe konflikty między rodzeństwem, czyli wnukami Rozalii a także między córką Donatą i jej dziećmi. Czy wiadomość o nieistniejącym do tej pory tajemniczym człowieku pogodzi, czy jeszcze bardziej poróżni rodzinę Rozalii? Co zapisała staruszka w pewnym zeszycie, który odziedziczyła jej wnuczka? Czy Rozalia pozostawiła jakiś cenny skarb dla swoich krewnych?
No cóż, nie chcę spojlerować, chociaż najchętniej opowiedziałabym wszystko z najdrobniejszymi detalami. Nie na tym jednak ma polegać moja opinia o tej książce.
Muszę przyznać, że autorka zafundowała swoim czytelnikom/czytelniczkom bardzo nostalgiczną podróż w odległe rejony dość bolesnej przeszłości. Fabuła przyciąga od pierwszych stron, a rozdziały są tak ułożone, że następują po sobie przemiennie. Autorka płynnie przenosi czytelnika w czasie, lawirując między teraźniejszością a momentami bardzo bolesną przeszłością zarówno Rozalii, jak i jej córki Donaty.
Bardzo powoli dozowane napięcie trzyma cały czas w pewnego rodzaju ciekawości, „co będzie dalej”. Prawie każdy rozdział kończy się pewną niewiadomą, której wyjaśnienie pojawia się dopiero po kilku, czy kilkunastu stronach.
Efektownie zaprezentowane zostały w tej historii trzy kobiety i trzy różne ich osobowości. Ale w każdej z nich jest coś, co intryguje, zaskakuje i… przyciąga. I chociaż jedna z głównych bohaterek – Rozalia jest przedstawiona, jako wcielenie zła, to tak naprawdę mnie zastanawiało to, dlaczego przez lata nikt nie dociekał tego, dlaczego było w niej tyle złości, jadu, nienawiści i jednocześnie fanatycznej bogobojności.
Bolesne we wspomnieniach matki i córki drastyczne metody wychowawcze, pokolenia przedwojennego i powojennego, dzisiaj być może wydają się koszmarem, ale czy wszechobecna wówczas przemoc w rodzinie, stawiająca dzieci na pozycji bezwartościowego przedmiotu i wszechobecny w tych młodych ludziach strach i poczucie winy, nie zdarzają się w dzisiejszych czasach?
(…) Nie raz już dostała lanie, choć wydawało się jej, że nie zasłużyła. Przy drzwiach wejściowych na gwoździu wbitym w futrynę wisiał dla postrachu skórzany pas. Rzuciła na niego okiem i zadrżała. Oczywiście wiedziała, że matka nie bije jej dla zabawy. W ten sposób chciała ją wychować na porządnego człowieka, a pasem wybić głupoty z głowy. Należało się przecież, gdy coś niegrzecznie odpowiedziała albo skłamała. Kara musiała być. (…)
Jak często wspomnienia z przeszłości mają wpływ na to, co robimy, niby nie chcąc powtarzać tego co nas spotkało a jednak… Dzieci, które nie zaznały w miłości, ciepła i czułości ze strony najbliższej osoby, nie zawsze potrafią okazać te uczucia swoim dzieciom. Chociaż… czasami bywa wręcz odwrotnie, myśląc o własnych tęsknotach za bliskością, starają się nadrobić to w stosunku do własnych pociech.
(…) W tym krzyku dzieci poznała głos dochodzący jakby ze swojego środka. Znała go doskonale. Opuściła pasek na ziemię i usiadła pod ścianą. Patrzyła na swoje dzieci wijące się z bólu, który im przed chwilą zadała. Była dokładnie taka sama jak Rozalia! A przyrzekała sobie wiele razy, że ona swoich dzieci nie uderzy nigdy! (…)
Ciekawym wątkiem powieści jest również toksyczne uzależnienie od drugiej osoby. Chęć bycia kimś lepszym od tego kim się jest. Nieważne wówczas stają się więzy rodzinne, miłość do rodziców czy rodzeństwa, a chęć udowodnienia, że „nie jestem taki zły, mogę wszystko”. Osoba dążąca do zaspokojenia potrzeb materialnych drugiej osoby, staje się ślepa na wszystko, co ważne i potrzebne dla utrzymania własnego ja. Ślepa pazerność potraf doprowadzić do rozpadu najpiękniejszych więzów rodzinnych.
Długo mogłabym jeszcze pisać i analizować, ale nie chcę nikogo zanudzać. Przyznam jednak, że powieść ta wywołała we mnie wiele emocji. Fabuła działała na mnie jak magnes, czytałam wszędzie gdzie miałam chociaż chwilę na to, aby zagłębić się w kartki książki. Na przystanku, w autobusie, w domu… Niezbyt często mi się to zdarza, więc coś to znaczy.
Nie powiem, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna chociaż styl pisania tej autorki jest lekki i przyjemny. Ale z całą pewnością jest warta przeczytania. To książka z tych, które na długo pozostają w pamięci, a po skończeniu, człowiek tak naprawdę nie potrafi powiedzieć niczego do momentu, aż się otrząśnie z wrażeń, jakie zdominowały jego umysł.
Polecam tę powieść nie tylko paniom, chociaż myślę, że panie znajdą w niej więcej dla siebie niż panowie. Jest to opowieść o trudnych relacjach rodzinnych, i zarówno tych międzypokoleniowych, jak i tych jednopokoleniowych. To opowieść o kilku miłościach: trudnej miłości zbudowanej na fundamentach nienawiści, opowieść o miłości ślepej, toksycznej i upokarzającej, oraz o miłości szczerej, cichej i chwilami niedostrzegalnej. Ale jest to również opowieść o bólu i cierpieniu, traktowanych jak chleb powszedni. Opowieść o marzeniach i to nie tylko dziecięcych. Dla osób wrażliwych paczka chusteczek będzie za mało. Ale warto tę paczkę sobie przygotować i zagłębić się w tej lekturze. Może po niej zobaczymy, co tak naprawdę chowamy na dnie naszej duszy. Bo z całą pewnością książka zmusi niejednego czytelnika do głębokiej refleksji.
Polecam również inne książki tej autorki, które do tej pory przeczytałam.
BILET DO SZCZĘŚCIA – Beata Majewska
Beata Majewska to bardzo pogodna osoba, którą miałam okazję poznać osobiście na Nadmorskim Plenerze Czytelniczym w Gdyni. Plastyczka, księgowa, manicurzystka i pisarka. Osoby, które ją znają mówią o niej, że jest ogrodniczką, kurą domową i bizneswoman. Z pochodzenia Ślązaczka. Pisze również pod pseudonimem Augusta Docher, książka „Eperu” to jej debiut.
Wydawnictwo Książnica/PUBLIKAT S.A.
stron 288
Bilet do szczęścia to kontynuacja książki Konkurs na żonę. Jest to współczesna powieść obyczajowa, z nietypowym romansem w tle.
Hugo Hajdukiewicz to młody prawnik z Krakowa, który musiał jak najszybciej zmienić swój stan cywilny, jeżeli chciał otrzymać pokaźny spadek po swoim wujku ze Stanów Zjednoczonych. Wuj umieścił w testamencie życzenie, że Hugo do ukończenia trzydziestego roku życia musi być żonaty, a jeszcze lepiej być już nawet ojcem. W poszukiwaniu idealnej kandydatki na żonę młody mężczyzna z pomocą przyjaciela organizuje konkurs pod nazwą „Żona”. Hugo nie przewidział jednak tego, że zakocha się w swojej kandydatce na żonę. Kiedy wychodzi na jaw prawda związana z szybkim ożenkiem, w młodym małżeństwie dochodzi do spięcia. Jakby tego było mało, babcia Łucji trafia do szpitala i młoda mężatka ma dodatkowy ciężar do zniesienia. Czy Łucja i Hugo dojdą jednak do porozumienia i zakończą cichy konflikt? Kto tak właściwie stoi za anonimem wysłanym do Łucji? I kto otrzyma tak naprawdę ten bilet do szczęścia?
Książkę tę można czytać, jako kontynuację, ale równie dobrze można ją przeczytać jako samodzielną lekturę, ponieważ autorka bardzo sprytnie wprowadza czytelnika w fabułę wcześniejszej części. Jeśli chodzi o mnie to ja oczywiście polecam, aby zacząć jednak od „Konkursu na żonę”.
Sięgnęłam po kontynuację, bo bardzo zaciekawiło mnie jak poradzą sobie młodzi małżonkowie w obliczu innych spraw, być może poważniejszych, niż zatajone przyczyny zawarcia szybkiego małżeństwa. I chociaż sami bohaterowie często bardzo mnie irytowali, to polubiłam ich. Dwoje dorosłych ludzi zachowujących się chwilami bardzo infantylnie, żeby nie powiedzieć głupio, kocha się, pożąda się a jednak… ich zachowanie czasami przypomina fochy z piaskownicy. Zastanawiałam się podczas czytania, jak to jest, że młodzi małżonkowie pragną się fizycznie, pragną dotyku tej drugiej osoby, a nie potrafią roztopić pozornego lodu między nimi, nie potrafią zburzyć muru odgradzającego ich od siebie, muru, który sami zbudowali.
Często śmieszna duma rządząca umysłami ludzi, nakazuje im zachowywać się irracjonalnie.
(…) „To jest trudne” – pomyślała o ich wspólnym życiu pod jednym dachem. „Wegetujemy. Zamiast żyć, odgrywamy role w spektaklu pod tytułem Małżeństwo na czas określony, jesteśmy ja dwójka schodzących sobie z drogi , ostatnio coraz mniej lubiących się lokatorów. (…)
Łucja, niby dziewczyna mądra, inteligentna, znająca ból i cierpienie życia, powinna być moim zdaniem bardziej odporna na kolejne życiowe porażki. A ona ciągle płacze i płacze. Momentami miałam tego jej płaczu po dziurki w nosie i teraz dopiero rozumiem, co mają na myśli czytelniczki moich książek, które twierdzą, że moje bohaterki za dużo płaczą.
Bardzo podobał mi się jednak w tej powieści wątek odnalezionych po latach kochanków. To prawda, że „stara miłość nie rdzewieje”, bo prawdziwa miłość mimo upływu lat potrafi być wciąż gorąca jak kiedyś. Prawdziwa miłość potrafi wiele wybaczyć i otworzyć ponownie serce, które tak właściwie… nigdy nie zostało zamknięte.
Między kartami o miłości znajdzie czytelnik również inne wątki, myślę, że bardzo ważne dla człowieka. Poruszony na przykład temat choroby nowotworowej, czy innych mniej lub bardziej przytłaczających chorób już coraz częściej przestaje być tematem tabu.
(…) Jej ręce leżały wzdłuż tułowia, jak ścięte łodygi jakiejś dziwnej martwej rośliny. Uniosła prawą, żeby po chwili opuścić ją z powrotem. Mimo to Olga nadal była piękną kobietą, choć teraz jej uroda zamiast seksapilem i energią, porażała swoim dramatem. (…)
Kolejny trudny temat to homoseksualizm, ukazany przez autorkę z taką naturalnością, jako coś zupełnie normalnego. A przecież wielu z nas wie, że mimo XXI wieku jak związki homoseksualne są postrzegane przez wielu ludzi, nie tylko w Polsce.
Ale… żeby nie było tylko tak och i ach, było w tekście książki kilka zwrotów, które mnie trochę irytowało, a które ja zapisałabym zupełnie inaczej. Na przykład dość często powtarzające się: „puściła do niego oczko”, można przecież zastąpić od czasu do czasu „mrugnęła zawadiacko”. Zgrzytnęło mi również słowo „otwarli” w zdaniu: „otwarli świetną włoską knajpę”, które ja zapisałabym „otworzyli”. No ale to takie detale, na które pewnie nikt oprócz mnie nie zwróci uwagi.
Przede mną część trzecia, ale muszę trochę odsapnąć od tych wszystkich łez, wzruszeń i emocji. Książkę już zamówiłam, ale pozwolę jej trochę „poleżakować” na mojej półce „do przeczytania”.
Polecam tę książkę nie tylko paniom, ponieważ uważam, że jest w niej sporo wątków dotyczących mężczyzn. Ta słodko – gorzka opowieść, z pewnością zadowoli niejednego czytelnika. Proszę nie liczyć tylko na słodki romans, który jest ,ale w otoczeniu wielu innych ciekawych wątków. Mogę śmiało przyznać, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale muszę uprzedzić, że czytelniczkę/czytelnika czekają spore emocje.