PROSTO W SERCE – Jolanta Kosowska
Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią ”Niepamięć”.
Prosto w serce to powieść obyczajowa z nutką dramatu i romansu, której fabuła umiejscowiona została w większości w pewnym francuskim miasteczku.
RECENZJA P R Z E D P R E M I E R O W A
PREMIERA KSIĄŻKI 16 WRZEŚNIA 2020
stron 374
Hania jest młodą, zakochaną i szczęśliwą kobietą, a do tego bardzo dobrze zapowiadającą się projektantką wnętrz. Przygotowuje się do ślubu z chłopakiem, któremu ufa bezgranicznie. Kiedy kilka dni przed ślubem Hania traci przytomność i trafia do szpitala, nikt nie spodziewa się, że życie dziewczyny ulegnie tak wielkiej zmianie. Bartek, narzeczony Hani, słysząc diagnozę, jaką stawiają dziewczynie lekarze, załamuje się. Nie czuje się gotowy na to, aby być pielęgniarzem chorej kobiety, w wyniku tchórzostwa zrywa z nią zaręczyny. Załamana kobieta nie potrafi sobie poradzić w obliczu tego, co wydarzyło się w ciągu kilku dni, ale ma wokół siebie przyjaciół, którzy nie pozwolą jej zatracić się w marazmie bólu i rozpaczy. Jeden z przyjaciół angażuje spotkanie ze swoim przyjacielem z Francji i podstępem „załatwia” Hani wyjazd do pięknej Prowansji. W dalekiej Francji kobieta ma częsty kontakt z synem jej pracodawcy, ale ostrożność w stosunku do mężczyzn nie pozwala jej na bliższe relacje. Sprawy przybierają inny obrót, kiedy w Prowansji zjawia się były narzeczony Hani. Czy kobieta otworzy się na nowy związek, czy pozwoli sobie na zapomnienie łez i wróci do Bartka? Jak potoczą się sprawy zdrowotne, czy choroba Hani rozwinie się, czy diagnoza była tylko błędnym rozpoznaniem przez lekarzy? Czy Hania wróci do Polski, czy postanowi jednak rozpocząć nowe życie w dalekiej Francji?
Po książki tej autorki sięgam chętnie, bowiem uwielbiam, mimo poruszanych w nich trudnych, często bolesnych tematów to, że autorka „funduje” swoim czytelnikom cudowne podróże w różne ciekawe zakątki świata. Tym razem zabiera czytelnika do malowniczej Prowansji.
Historia głównej bohaterki to poruszająca opowieść o przyjaźni, zaufaniu i miłości w obliczu nieprzewidywalnych uczuć, trudnych życiowych wyborów i ich konsekwencji.
Rozdziały napisane są przemiennie, raz jesteśmy w centrum myśli i wspomnień Hanki, potem Bartka, Andre i Pierra. Narracja jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, a to wiadomo jak odbierane jest przez czytelnika (przynajmniej ja zawsze to tak odbieram). Czyta się tak, jakby słuchało się zwierzeń danej osoby siedząc naprzeciwko niej.
Autorka pięknie pokazuje przyjaźń i to nie tylko ludzi w równym sobie wieku. Pokazuje przyjaźń łączącą ludzi, których dzielą całe pokolenia. Takiej przyjaźni doświadczyć może tylko ktoś, kto sam potrafi się dzielić empatią i bezgranicznym oddaniem dla drugiej osoby.
(…) Są sprawy, na które nie może zabraknąć czasu. Należy do nich przyjaźń. Pielęgnowana rośnie jak twoje róże w moim ogrodzie, zaniedbana zamienia się w płożący się po ziemi chwast. (…)
Dla niektórych ludzi to jest bardzo trudne, kiedy doświadcza się walki dwóch wielkich przeciwników: Miłości i Strachu. Czasami w obliczu niewiadomej, człowiek szybko przechodzi na stronę strachu, a ten bezlitośnie niszczy nawet najgłębsze uczucie. Jesteśmy słabi, wielu ludzi nie potrafi sobie poradzić z tą słabością i dlatego wielu przegrywa nawet z samym sobą, mocno raniąc przy okazji bliską osobę.
(…) Czym jest miłość naprzeciw dziesiątków wyrzeczeń? Burza emocji wygaśnie, hormony przestaną buzować, a zostanie tylko szara codzienność. Myślę, że twój kumpel nie chce być pielęgniarzem przez całe życie w wymiarze dwudziestu czterech godzin na dobę. Jeżeli tylko może, niech się z tego wycofa. (…)
Uwielbiam „podróże z tą autorką”, która malowniczo potrafi opisać nawet mało atrakcyjne miejsca i zabrać w ciekawe zakątki świata. Tym razem zabiera ona czytelników do Prowansji, którą „zwiedza się” razem z bohaterami książki, odkrywając nie tylko cudowne miejsca, ale również dzieła Vincenta van Gogha, a także niezwykłe barwy, smaki i dźwięki Prowansji. Dzięki niej możemy „wpaść” do klubu nocnego, popatrzeć i poczuć tańce, których tancerze kipią spontanicznością i namiętnością jednocześnie.
(…) Zaczęliśmy zwiedzać Prowansję, początkowo podążając śladami van Gogha, potem jeżdżąc po miejscach, które ja kocham. (…) Nagle i ja zacząłem inaczej patrzeć na ten region. Awinion i turkusowa sukienka Hani roztańczona wiatrem na moście. Opactwo Senanque i fragment Pisma Świętego o przeznaczeniu i sile miłości. (…) Fontaine-de-Vaucluse i filiżanka kawy w małej kawiarence tuż nad szmaragdową wodą. (…) Park Ornitologiczny i ona czająca się z aparatem na flamingi, kościół Saintes-Maries-de-la-Mer i zdziwienie, że madonna na ciemną skórę. (…)
Ta książka, to przede wszystkim opowieść o uczuciach i towarzyszących im emocjach, tych łapanych w przelocie, tych mocnych i tych zaniedbanych. Trudno jest zaufać komuś, kiedy doświadczyło się bolesnej zdrady uczuciowej, bo czymże innym jest ucieczka przed potencjalnymi problemami jak nie zdradą. Autorka pisząc o miłości, o uczuciach, rozkłada je na czynniki pierwsze, w których nie ma tylko namiętności, często mylonej z miłością. W tej prawdziwej miłości dominuje odwaga, odpowiedzialność i wzajemne zaufanie bez względu na to, co dzieje się wokół.
(…) Prawdziwa miłość karmi się ognikami szczęścia w oczach bliskiej osoby. Prawdziwie kocha ten, kto daje, a nie bierze, kto jest w stanie poświęcić siebie dla drugiego człowieka.(…)
Muszę przyznać, że poruszył mnie wątek mylnie postawionej diagnozy lekarskiej. Niestety, ale w swoim życiu nie mogę pochwalić się dobrym kontaktem z pracownikami służy zdrowia i również teraz cierpię z powodu zaniechania, zaniedbania, czy mylnych diagnoz. Jak bardzo błędnie zdiagnozowana choroba może wpłynąć na życie wielu osób i zniszczyć czyjeś życie, niewielu może się przekonać, ja niestety do tej garstki należę, dlatego dość emocjonalnie przebrnęłam przez fabułę tej powieści.
Tej książki nie można czytać „na raty”, bo moim zdaniem, jak już się zacznie, to jest jak magnes, który przyciąga i nie pozwala na odłożenie jej chociażby na moment. Jeśli chodzi o mnie, to historia Hani tak bardzo mnie wchłonęła, że przez dwa dni, nic poza książką dla mnie nie istniało. Dobrze, że był weekend, bo nie wiem jak bym funkcjonowała w pracy po nieprzespanej nocy.
Ciekawie skonstruowana fabuła, bohaterowie o niebanalnych osobowościach, intrygujące zdarzenia i wciągające dialogi… no cóż, czy trzeba czegoś więcej, aby uznać lekturę za dobrą?
Polecam tę książkę całym sercem, chociaż uprzedzam, aby zaopatrzyć się w chusteczki, bo wzruszeń w niej nie brakuje i to nie tylko takich negatywnych, ale i pozytywnych. Ja już „wróciłam” z pięknej Prowansji, kto jeszcze nie wyruszył, niech się szybciutko „pakuje się”, bo warto spędzić trochę czasu z bohaterami książki w pięknych miejscach, romantycznej, pachnącej lawendą Francji.
Dziękuję Wydawnictwu NOVAE RES za propozycję przeczytania tej książki jeszcze przed premierą i zastrzegam, że fabuły nie zapomni się długo. Myślę, że kto zdecyduje się na sięgnięcie po tę książkę nie będzie czuł się zawiedziony.
NIEDŹWIEDŹ WOJTEK, NIEZWYKŁY ŻOŁNIERZ ARMII ANDERSA – Aileen Orr
Aileen Orr urodziła się o dorastała w szkockim miasteczku Lockerbie. Studiowała w London School of Economics, a po ukończeniu nauki pracowała w Bank of America. Jest założycielką The Wojtek Memorial Trust, a także doradcą deputowanego parlamentu szkockiego, Michaela Russela.
Niedźwiedź Wojtek niezwykły żołnierz Armii Andersa to książka reportażowa opisująca losy nie tylko dzielnego niedźwiadka, którego przygarnęli polscy żołnierze, ale również historia wojenna oraz historia losów Polaków przebywających na terenie Szkocji po zakończeniu II wojny światowej.
To porywająca i pełna niezwykłego uroku, a co najważniejsze, prawdziwa historia jednego z najbardziej niezwykłych kombatantów II wojny światowej.
stron 291
Przechodząc któregoś dnia obok kościoła garnizonowego mieszczącego się przy ulicy Monte Casino w Sopocie, zauważyłam piękny pomnik niedźwiedzia Wojtka. A ponieważ historią II wojny światowej interesuję się od lat, postanowiłam bliżej przyjrzeć się misiowi, który zasłynął nie tylko, jako żołnierz, ale również jako świetny kumpel wielu ludzi, nie tylko polskich żołnierzy. Poszperałam trochę w Internecie i dowiedziałam się, że nie tylko w naszym Sopocie znajduje się pomnik słynnego misia, takich pomników w Europie jest wiele.
PREMIERA książki luty 2020
(…) pamięć o niedawnych bohaterach powoli przemija. Mimo to, po niemal pięćdziesięciu latach, niedźwiedź wychodzi z zapomnienia, stając się obiektem międzynarodowego zainteresowania. (…)
Narracja książki jest w pierwszej osobie czasu przeszłego. Czytelnik jest niejako „słuchaczem” opowieści o Wojtku. Treść jest w formie pamiętnika napisanego przez wnuczkę jednego z żołnierzy, który miał tę przyjemność poznać Wojtka osobiście. Treść jest bez dialogów, ale z dużą ilością opisów zarówno miejsc jak i ludzi związanych z niedźwiedziem-żołnierzem.
Mały niedźwiadek trafił w szeregi Armii Andersa, maszerującej w 1942 roku z Persji do Palestyny. Jak wiadomo mały, był maskotką żołnierzy, ale gdy nieco podrósł stał się ich prawdziwym utrapieniem, chociaż Polacy bardzo go kochali.
Autorka opisuje wiele zabawnych sytuacji, jakie były udziałem tego często dość niesfornego niedźwiedzia, który potrafił narobić żołnierzom i kłopotów i wywołać uśmiechy na ich twarzach. Zwierzę nie stroniło od alkoholu, co często było prawdziwym utrapieniem dla jego kompanijnych towarzyszy.
Legenda Wojtka narodziła się tak właściwie w czasie bitwy pod Monte Casino, kiedy niedźwiedź z własnej woli zaczął pomagać żołnierzom w przenoszeniu skrzynek z amunicją artyleryjską.
(…) Rutynowego postępowania z zasobnikami amunicyjnymi nauczył się, obserwując żołnierzy, którym postanowił pomóc z własnej woli, bez słowa zachęty z ich strony. Stojąc na tylnych łapach, rozkładał swe potężne ramiona, w które żołnierze składali ciężkie skrzynie z amunicją, po czym bez wysiłku przenosił je do podręcznych składów amunicyjnych zlokalizowanych w pobliżu stanowisk ogniowych. (…)
Ta książka to historyczny zapis losów żołnierzy 22. Kompanii Zaopatrzenia Artylerii 2. Korpusu, którzy po zakończeniu wojny od 1946 roku przebywali nadal poza granicami Polski. Szczególnej uwadze poświęcono fakt pobytu polskich żołnierzy w Szkocji, głównie w obozie przejściowym Winfield w Berwickshire.
Opowiedziane przez autorkę historie dotyczące polskich żołnierzy i ich zwierzęcego kompana, są napisane bardzo ciekawie. Czasami rozbawiają do łez, a czasami wzruszają do łez. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić żalu, jaki zagościł w sercach żołnierzy, dla których Wojtek był nie tylko zwierzęciem, ale i przyjacielem, kiedy musieli zdecydować o oddaniu go do edynburskiego zoo. Ale każdy z tych mężczyzn musiał wrócić na łono rodziny, a taki ogromny niedźwiedź to nie piesek, którego można trzymać w domu, bo chociażby zapewnienie mu pożywienia stawało się bardzo kłopotliwe. Wojtek potrafił zjadać 300 jabłek dziennie, czy zwykłego człowieka stać było na utrzymanie takiego pupila?
Dla mnie opisany moment pożegnania się z Wojtkiem był bardzo wzruszający, i przyznam się szczerze, że kilka chusteczek poszło w ruch. A co dopiero musiał przeżywać jego opiekun?
(…) Niedźwiedź w towarzystwie swojego opiekuna spokojnie wszedł w obręb zamkniętego wybiegu, mającego być przez następne 17 lat jego domem (a raczej więzieniem). Piotr odpiął łańcuch, na którym prowadził Wojtka. Gdy go zdjął, Wojtek zgodnie ze swym zwyczajem, polizał po twarzy klęczącego przy nim żołnierza. (…) Kilka minut później, wstrzymując łzy, po cichu opuścił wybieg i zamknął jego bramę. (…)
Myślę, że ta książka w wielu czytelnikach wzbudzi emocje, ale warto poświęcić kilka wieczorów i poznać historię sławnego „polskiego” niedźwiedzia. Polecam tę lekturę nie tylko miłośnikom historii wojennej, z pewnością nie jest to książka skierowana dla tych, którzy preferują komedie romantyczne, czy kryminały. Ale jest to książka, którą chociażby dla poszerzenia wiedzy dotyczącej działań wojennych powinno się przeczytać.
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za możliwość przeczytania tej historii. Cieszę się, że została ona uwieczniona na kartkach książek, bo powinniśmy pamiętać o wszystkich, którzy walczyli w czasie II wojny światowej, nawet (a może przede wszystkim) o dzielnych zwierzętach towarzyszących naszym żołnierzom.
JASKÓŁKI Z CZARNOBYLA – Morgan Audic
Morgan Audic urodził się w 1980 roku. Mieszka w Rennes, a pracuje w liceum jako nauczyciel historii i geografii. Jako autor książek zadebiutował w roku 2016 thrillerem „Trop de morts au pays des merveilles”. „Jaskółki z Czarnobyla” to jego druga książka z gatunku thriller-kryminał.
Jaskółki z Czarnobyla to współczesny thriller kryminalny, którego fabuła umiejscowiona została w Prypeci i okolicach.
PREMIERA KSIĄŻKI 12 SIERPNIA 2020
stron 553
Prypeć, miasto opustoszałe kilkadziesiąt lat temu z powodu wybuchu reaktora, dla wielu ludzi nie stanowi zagrożenia. Są tacy, którzy udają się w okolice skażone nie przejmując się konsekwencjami. Dla jednych to miejsce tragedii, a dla innych ciekawostka turystyczna. Kiedy jeden z turystów zauważa wiszącego na murze człowieka, nikt nie przypuszcza nawet, że zwłoki młodego mężczyzny to dopiero początek brutalnych mordów, jakie będą miały miejsce w opustoszałym mieście. Śledztwo prowadzi para policjantów: kapitan Josif Melnyk i młoda funkcjonariuszka Galina Nowak ustalając, że zamordowany mężczyzna, którego zwłoki zmasakrowano jest synem wpływowego, kiedyś wysokiego funkcjonariusza partii w Prypeci. Policjanci nie zdają sobie sprawy z tego, że równolegle z ich śledztwem toczy się inne – prywatne, prowadzone przez Aleksandra Rybałko, byłego policjanta, który pracuje na zlecenie ojca ofiary. Czy śmierć młodego mężczyzny ma coś wspólnego ze śmiercią jego matki, która została zamordowana w dniu wybuchu reaktora jądrowego? Kto będzie kolejną ofiarą mordercy? Czy policjantom uda się odnaleźć zwyrodnialca, który pozostawia w ciałach ofiar wypchane ptaki?
Pamiętam ten kwietniowy dzień 1986 roku, kiedy świat obiegła tajemnicza informacja o wybuchu w Czarnobylu. Wówczas pewnie niewiele osób zdawało sobie sprawę z tego jakie skutki poniesie świat dotknięty skażeniem.
Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się, że pamięć z tamtego okresu wróci do mnie z taką mocą. Ta książka jest kryminałem, a zarazem dokumentem pobrzmiewającym grozą tamtego czasu. Dołączona do tego wspomnienia makabryczna zbrodnia z obecnością tajemniczych i przerażających jaskółek, to lektura dla ludzi o mocnych nerwach.
Świat po katastrofie przeraża, ale i fascynuje w swoim przekazie opuszczonych, zdewastowanych miejsc. Nie ma lepszego miejsca dla makabrycznych zbrodni. Bo to otoczenie już swoją grozą przyciąga zło.
Autor przedstawia smutny, a zarazem dramatyczny obraz wspomnień z dzieciństwa, z dnia wybuchu reaktora, wszystkich ZA i PRZECIW, które wpłynęły na dorosłe życie człowieka, którego dni są policzone z powodu szybko rozprzestrzeniającego się w jego organizmie nowotworu.
(…) Koło dziewiątej do klasy wchodzą jakieś kobiety z poważnymi twarzami. Wszyscy jego koledzy i koleżanki dostają dziwne pigułki, które muszą popić szklanką wody. Na razie im tego nie mówią, ale chodzi o jod, który ma ich ochronić przed skutkami promieniowania. Następnie wszyscy zostają wysłani do domu. (…) Dzieje się coś poważnego – to się czuje – ale nikt nie wie co. Potem nadchodzi wieczór i rozpoczyna się piekło. (…)
Ciekawa konstrukcja fabuły. Rozdziały dotyczące śledztwa prowadzonego leganie przez policjanta zesłanego do Czarnobyla, (z powodu pewnego incydentu związanego ze skorumpowanym przełożonym) przeplatają się z rozdziałami prowadzonego śledztwa przez policjanta wynajętego przez człowieka wysoko postawionego w hierarchii mafii, a prywatnie ojca pierwszej ofiary znalezionej w Prypeci i męża zamordowanej w dniu wybuchu reaktora kobiety.
(…) – Zawsze w biegu, co? No dobrze, przejdźmy do konkretów. Potrzebuję zaufanego gliniarza, który zna język słowików. Od razu przyszedłeś mi na myśl. (…) Językiem słowików nazywają swoją mowę Ukraińcy ze względu na jej śpiewność. (…)
Cały czas obaj policjanci starają się znaleźć odpowiedź na pytanie – jaki jest wspólny mianownik tych dwóch morderstw oprócz bliskiego pokrewieństwa ofiar.
Jeden z policjantów jest przekonany, że brutalnego mordu dokonał ktoś zajmujący się taksydermią (preparowaniem zwierząt). I tu na uwagę oprócz oczywiście wątku głównego, czyli prowadzenia śledztwa zasługuje wątek dotyczący właśnie taksydermii. Muszę przyznać, że czytałam o tym z równą ciekawością i zaintrygowaniem jak o tym co dotyczyło prowadzonego śledztwa.
(…) Profesorskim tonem wyjaśnił, że słowo „taksydermia” pochodzi z greckiego taxix „układanie” i derma „skóra”. Dla każdego, kto się nią para, sztuka ta polega na jak najlepszym zaaranżowaniu ciała zwierzęcia, żeby stworzyć wrażenie realizmu. (…)
Prowadzone przez policjantów śledztwo i ruchy mordercy, który nie oszczędza ofiar, zaskakują i szokują jednocześnie. Fabuła jest jak rollerkoaster, który nie pozwala zatrzymać się w miejscu.
Ta książka, to nie tylko bomby emocji, spadające na umysł czytelnika, to po prostu petarda, która wystrzelona, szybuje w niebo myśli bez nadziei na to, że w pewnym momencie zgaśnie. A kiedy już skończy się ten jej huk i błysk, to powstanie wstrząs i niedowierzanie. Tak, zakończenie zaskoczy chyba każdego. I chociaż wiele będzie się w trakcie czytania rodziło domysłów, to koniec okaże się istną eksplozją.
Świetnie wykreowani bohaterowie z ciekawymi i dość nieprozaicznymi osobowościami są jedynie dodatkiem do dramatu wydarzeń. A wpleciona w fabułę sceneria zony, Czarnobyla czy Prypeci dodają jej nie tyle grozy, co pewnego rodzaju zatrzymania w czasie, wśród opuszczonych, zdewastowanych i rozpadających się budynków.
Ten dość niekonwencjonalny i brutalny w swoim przekazie kryminał z pewnością wielu osobom na długo zapadnie w pamięć. I to nie tylko z powodu miejsca skażenia, ale zbrodni i ciekawego, a zarazem szaleńczego podejścia do starych spraw głównego podejrzanego.
To jest książka z tych, które kiedy zaczynasz czytać, zapominasz o wszystkim. Nie czujesz głodu, nie czujesz pragnienia. A kiedy oczy pieką od długiego czytania i masz świadomość, że rano czeka cię kolejny zwykły dzień w pracy, to mówisz sobie: „jeszcze jeden rozdział i idę spać”, a potem czytasz aż do brzasku.
POLECAM tę książkę zarówno miłośnikom dobrych kryminałów jak i miłośnikom thrillerów, chociaż myślę, że nie zawiedzie ona również innych czytelników. Mamy tutaj bowiem nie tylko wątek kryminalny, ale również mocne wątki psychologiczne. Przy tej książce po prostu nie można się nudzić.
Dziękuję Wydawnictwu Kobiece za propozycję przeczytania tej książki i przyznam szczerze, że biorąc ją do ręki nie spodziewałam się, że wywoła ona we mnie takie emocje. Dawno nie czytałam książki, która tak bardzo pochłonęłaby mnie swoją fabułą, żeby 553 strony przeczytać w dwa dni.
NIECH PRAWDA ŚPI – Alicja Masłowska – Burnos
Alicja Masłowska- Burnos. Dolnoślązaczka z wykształcenia jest fizjoterapeutką i trenerką Technik Sprzedaży. Na stałe mieszka w Strzelinie pod Wrocławiem. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2016 powieścią ,,Nie wchodź w moją ciszę”, która została uznana przez portal Edutorial.pl za jeden z najlepszych debiutów tego roku. Tym samym bardzo szybko zdobywając serca czytelników, co zadecydowało o powstaniu całej serii „Ciszy”.
Niech prawda śpi to dramat obyczajowy z romansem w tle.
stron 302
Diana to kobieta w średnim wieku, jest mężatką z dwójką dzieci. Prowadzi stabilne i wydawałoby się szczęśliwe życie. Pracuje jako dziennikarka. Kiedy spotyka o dziesięć lat młodszego Dawida, pracującego jako nauczyciel historii, z którym piszą wspólny cykl reportaży, zaczyna łączyć ich nie tylko praca. Charyzmatyczny, samotny i niezależny mężczyzna szybko staje się dla Diany kimś ważnym, w pewnym momencie ich romans zaczyna przybierać dość poważna formę i niezobowiązujący seks coraz częściej zamienia się w oś bardziej emocjonalnego. W tle romansu Diany i Dawida pojawia się inna mroczna historia pewnego romansu. Co łączy te dwa niezależne związki? Czy młody nauczyciel doprowadzi do tego, że jego kochanka zostawi męża i przeprowadzi się do niego?
Książkę otrzymałam w ramach naszego corocznego spotkania A może nad morze? Z książką które w tym roku z wiadomych przyczyn odbyło się online.
Autorka i jej twórczość była mi dotąd nieznana, a ja chętnie poznaję nowych polskich autorów.
Czytając tę książkę zwróciłam w pierwszej kolejności uwagę na dość ciekawy układ tekstu fabuły – rozdziały przeplatają się i raz czytelnik jest świadkiem rozmowy dwóch przyjaciółek, które spotykają się na ławce w parku, raz jest w trakcie rozmów kochanków na Messengerze, a innym razem znów w domu kochanka. Narracja jest w pierwszej osobie co odbierane jest jako… coś w rodzaju zwierzenia, wspomnienia, pamiętnika. Treść w większości składa się z dialogów.
Muszę jednak przyznać, że niektóre „rozmowy” irytowały mnie. Niby rozmawiali ze sobą dorośli ludzie, a układ zdań, a nawet dobór słów, czy przekaz jakiejś myśli, mocno odbiegały od rozmów wykształconych ludzi. Były czasami zbyt prostackie jak na poziom inteligencji tych osób.
(…) – Nie, nie zrobię tego. Przepraszam. To nie jest zdrada, to jest romans, to czego się dopuściliśmy, tu nie będzie, że ktoś kogoś zostawia, że ktoś nie chce, że ktoś wygrywa albo przegrywa, nie potrafimy się rozstać zawczasu, chociaż dociera do nas, co czujemy, przeglądamy się we własnych odbiciach i brniemy w to, co nas zaczyna ranić. Dostrzegasz to, że robimy sobie krzywdę powoli? Ta Zuzia kręci się obok ciebie wciąż. (…)
Irytowała mnie również główna bohaterka, która nie widziała niczego złego w tym, że zdradza kochającego męża, że w pewnym momencie seks z młodszym mężczyzną przesłonił jej logiczne patrzenie na życie i że tak do końca sama nie wiedziała, czego od tego romansu oczekuje. Myślę, że w wieku 43 lat, kiedy ma się synów w dość dużej rozpiętości wiekowej – 18 lat i 8 lat, to kobieta powinna już wiedzieć, czego oczekuje od życia. Zwłaszcza, że to jej dotychczasowe życie nie było ani złe, ani nudne.
(…) Z jednej strony chciałam jak najszybciej wylądować w jego wygodnym łóżku, a z drugiej – wiedziałam, że powinnam się wycofać, a cała sprawa za kilka tygodni, przez tę cholerną prolaktynę, która mnie do niego przywiązuje z każdym orgazmem coraz bardziej, może wcale nie być śmieszna. (…)
Bohaterowie tej powieści są z jednej strony enigmatyczni z drugiej dość pretensjonalni. Chyba jedyną osobą, która wzbudziła we mnie pozytywne emocje była przyjaciółka Diany, z którą ta „rozmawiała” na ławeczce. Słowo „rozmawiała” celowo umieściłam w cudzysłowie, ponieważ te rozmowy były dość specyficzne, jakby rozmowy ze swoim alter ego. Nie będę tego teraz wyjaśniała, ale ktoś kto sięgnie po tę książkę z pewnością przekona się o tym osobiście i zrozumie co mam na myśli.
Książka mnie nie porwała, chociaż pomysł na fabułę jest całkiem ciekawy. Trochę „zgrzytało” mi w stylu, jakim pisze autorka, ale może komuś innemu taki styl odpowiada i wszystko może się podobać. Wiadomo przecież, że ilu czytelników, tyle gustów.
Sam problem romansu pokazany został dość dosadnie. Ona – niby traktująca tę znajomość jak przelotny flirt, z czasem zaczyna być zazdrosna, chociaż cały czas niby uświadamia go, że ich związek jest bez długoterminowych szans. On – potrzebujący kobiety-matki, która o niego zadba, zaopiekuje się nim i sprawi, że będzie czuł się w tym związku stabilnie i bardzo rodzinnie.
W wątek główny dotyczący romansu pani redaktor i młodego nauczyciela, wpleciony został inny wątek, dotyczący innego romansu z roku 1992 i jakiejś tajemnicy z nim związanej, ale według mnie zupełnie niepasujący do fabuły, która ma miejsce współcześnie. Przyznam szczerze, że nie wiem jaki był cel wplecenia tego wątku, chyba tylko dla dodania objętości książce.
No, ale może autorka miała jakiś konkretny zamiar, którego ja do końca nie zrozumiałam.
Polecam tę książkę osobom, które lubią taki rodzaj literatury, lubią książki z romansem, wątkami psychologicznymi i odrobiną tajemnicy.
I chociaż tak jak wspomniałam wcześniej, książka mnie nie porwała, to nie skreślam autorki po tej jednej książce i być może sięgnę kiedyś po inne jej powieści.
Nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, bo porusza bardzo poważny temat rozdarcia emocjonalnego dojrzałej kobiety, która musi sama ze sobą dojść do ładu w dość mało komfortowej dla siebie sytuacji, kiedy emocje walczą z rozsądkiem, a ciało z umysłem.
Dziękuję wydawnictwu LUCKY, które było jednym ze sponsorów naszego lipcowego spotkania A może nad morze? Z książką za tę powieść, która mimo, że nie mogę jej zaliczyć do tych lektur, od których nie mogłam się oderwać podczas czytania, to dała mi sporo do myślenia.
TAM, GDZIE BZY SKIĘGAJĄ NIEBA – Małgorzata Manelska
Małgorzata Manelska urodziła się na Mazurach, w Szczytnie, gdzie cały czas mieszka. Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego. Oligofrenopedagog, bibliotekarka, nauczycielka. Od kilkunastu lat pracuje z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną intelektualnie. Prywatnie jest żoną, a także matką dorosłej córki Adrianny, opiekunką wierniej suni Melki. Pasjonuje ją czytanie. Lubi literaturę o tematyce około wojennej, kryminały, thrillery. W wolnych chwilach zajmuje się decoupage, techniką handmade, polegającą na ozdabianiu różnych powierzchni za pomocą serwetki lub papieru ryżowego. Kocha podróżować, poznawać nowe miejsca i ludzi. Jest autorką książek obyczajowych z historią w tle. Pisze o Mazurach, o ludzkich problemach, fascynacjach, dążeniach i samotności.
Tam, gdzie bzy sięgają nieba to powieść obyczajowa z nutką romansów, sporym ładunkiem historii wojennej Mazur i okolic, a także dramatu i psychologii.
PREMIERA KSIĄŻKI 3 SIERPNIA 2020
stron 388
Kalina, po kilkuletnim pobycie w Anglii wraca do Polski razem ze swoją małą córeczką Leną. Zarobione za granicą pieniądze szybko ubywają z konta i kobieta aby przetrwać musi szybko znaleźć dla siebie pracę. Dzięki znajomej z lat szkolnych najpierw trafia jej się dorywcza praca korepetytorki języka angielskiego, a następnie podejmuje sezonową pracę w pewnym pensjonacie. Jej uczennica, a zarazem dość konfliktowa i nieco zbuntowana nastolatka z czasem zmienia się pod wpływem Kaliny, a ojciec dziewczyny zaczyna widzieć w młodej kobiecie nie tylko nauczycielkę swojej córki. Do pensjonatu, w którym pracuje Kalina przyjeżdża starsza pani, która przed śmiercią chce odwiedzić miejsca swojego dzieciństwa. Mieszkająca ze swoim dziadkiem Kalina nawet nie domyśla się ile łączy jej dziadka z letniczką. Czy Kalina otworzy się na znajomość z mężczyzną wychowującym samotnie nastoletnią córkę, czy jej wspomnienia z czasów, kiedy była z ojcem swojej córeczki skutecznie zablokują w niej uczucia? Co wspólnego mają ze sobą starsza pani z Wrocławia i dziadek Kaliny? Jakie mroczne historie ukrywają stare ruiny na byłym poligonie? Co wydarzyło się w 1944 roku w pewnej mazurskiej wsi?
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, od razu pomyślałam, że jest to kolejna książka ze Szkatułki Wspomnień, tyle że spisana przez inną autorkę. Historia głównych bohaterów, tu, mam na myśli Horsta i Ruth, jest rozczulająca i szokująca jednocześnie, ale również piękna w swoim przekazie.
Autorka w bardzo ciekawy, a zarazem wzruszający sposób wplata w fabułę wątki dotyczące samotnego wychowania dzieci, oraz bunt nastolatki, której trudno jest pogodzić się z tym, że matka ją zostawiła, a ojciec zachowuje się (jej zdaniem) nadopiekuńczo. Mimo tego, że dziewczyna początkowo przedstawiona jest jako ewidentnie „czarny charakter”, nie można do niej czuć pogardy czy złości. To jedno z wielu dzieci dorastających w poczuciu żalu do życia za to, że to życie je oszukało. To dziecko z poczuciem odrzucenia.
(…) Olka wzruszyła ramionami. Nie chciała pokazać tej obcej kobiecie swoich emocji. Tyle czasu poświęciła na to, aby zbudować wokół siebie mur, że teraz nie zamierzała niczego zmieniać. W dalszym ciągu musiała grać twardą. (…)
To książka o miłości. A właściwie to o dwóch miłościach, jednej powoli rozwijającej się między dwójką samotnie wychowujących swoje dzieci osób, kiedyś zranionych, miłości współczesnej, pełnej obaw…
(…) Mógł się tylko domyślać, że Kalina to kolejna skrzywdzona osoba. Bardzo łatwo jest kogoś zranić słowem, czynem, czymkolwiek… Blizny długo się goją. Dawno temu on sam doznał ogromnego zawodu, z którego trudno było mu się otrząsnąć. (…)
I o uczuciu, które dawno temu zagościło w sercach dwójki młodych ludzi, miłości, która połączyła dwoje ludzi w czasach wojennej zawieruchy i którą ta okrutna wojna rozdzieliła, miłości pięknej i smutnej jednocześnie, namiętnej i rozważnej.
Fabuła książki balansuje na dwóch krańcach rzeczywistości, na tej tu i teraz i na tej z przeszłości, której właściwie już nie ma. Która pozostawiła po sobie jedynie bolesne wspomnienia.
(…) Jego równowaga duchowa skończyła się wraz z dniem, kiedy dostał wezwanie do wojska. Było to późną jesienią, kiedy wiele prac w gospodarstwie było skończonych. Życie toczyło się spokojnym rytmem, jednakże wszyscy mieszkańcy wsi czuli, że coś niedobrego wisi w powietrzu. (…)
Im dalej jesteśmy od czasów drugiej wojny światowej, tym częściej zapominamy o tym co się wówczas wydarzyło. A przecież nasza pamięć powinna zatrzymać nie tylko dramat i tragedię wielkich miast takich jak Warszawa czy Gdańsk, bo wiele małych miejscowości, a nawet wsi ucierpiało w tej wojnie na równi z wielkimi miastami, a nawet może i bardziej.
(…) Kalina nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Miejsce w którym była poprzedniego dnia, kiedyś tętniło życiem. Ludzie tam pracowali, spotykali się ze sobą, rodziły się dzieci. A dziś? Samotna wieża kościelna i nieliczne fundamenty świadczące o wcześniejszym życiu w tym miejscu. I Bzy, ocean bzów, niemy świadek dramatycznej historii, która kilkadziesiąt lat temu rozegrała się w Małdze. (…)
Przyznam szczerze, że od takich książek trudno mi jest się oderwać. Książek, które na długo pozostają w pamięci. Książek w których autor/autorka porusza wiele trudnych tematów, takich, o których do niedawna głośno się nie mówiło. Tak jest i w tej powieści, gdzie przeszłość splata się z teraźniejszością, miłość naznaczona jest bólem i cierpieniem, nadzieja walczy ze wspomnieniami, a ludzie… A ludzie są zwyczajni, nie wybieleni osobowościowo, nie potępieni za swoje czyny. Poruszone z tej lekturze tematy są niby takimi codziennymi, z którymi jednak niewielu ma styczność chociaż niejeden raz słyszał. Oprócz wątku kochanków z przeszłości i ich bolesnej młodości, która przypadła na najgorszy dla młodego człowieka okres, bardzo poruszył mnie watek przemocy domowej. Jak często nie widzimy tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami innych ludzi, jak często milczymy kiedy ta przemoc dotyka nas samych i to bez względu na to, czy jest to przemoc psychiczna czy fizyczna.
(…) Po raz pierwszy uderzył, kiedy nie wróciłam na czas z pracy… Po prostu zagadałam się z koleżanką i wróciłam do domu pół godziny później niż zwykle. Nawet się ze mną nie przywitał, był taki zimny i oschły. (…)
Polecam tę książkę nie dlatego, że w środku umieszczony jest mój blurb. Polecam tę książkę, ponieważ jest to piękna historia łącząca dwa różne światy, w której bohaterowie są tacy zwyczajni i nadzwyczajni jednocześnie. Polecam tę książkę wszystkim czytelnikom, którzy lubią historie wojenne, a jednocześnie nie unikają romansu, obyczaju i psychologii w powieściach. Myślę, że wielu czytelników znajdzie w niej coś dla siebie.
Fabuła książki wciąga tak, że trudno oderwać się od stron. Wiele razy wzrusza, ale i pozwala na kilka chwil delikatnego uśmiechu, zwłaszcza gdy wątki dotyczą Leny – małej córeczki Kaliny.
Jeżeli ktoś polubił moją Szkatułkę Wspomnień i „Listy do Duszki”, „Muzykę dla Ilse” czy „Kołysankę dla Łani” to koniecznie musi przeczytać i tę książkę.
Dziękuję Autorce za zaufanie, i dziękuję za tę piękną historię. I chociaż przyznam, że jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pisarki, to już wiem, że nie oprę się innym jej książkom i w następnej kolejności przeczytam „Zapach Mazur” i „Barwy Mazur” bo już wiem, że trudno mi będzie przejść obojętnie od książek Małgorzaty Manelskiej.