LITERATURA POLSKA
SIELSKO I DIABELSKO – Beata Kępińska
Beata Kępińska urodziła się w 1951 roku w Łodzi. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Łódzkim. Chwytała się różnych zajęć, broniąc się przed wykonywaniem zawodu nauczycielki, do którego nie czuła powołania. Była bibliotekarką, wyliczała faktury w fabryce gwoździ i drutu, pracowała w gazecie zakładowej fabryki mebli, a także pisała barwne reportaże z pegeerowskich pól na Mazurach. Wielokrotnie się przeprowadzała, długo nie mogąc znaleźć swego miejsca na ziemi. Na początku lat dziewięćdziesiątych wyjechała wraz z mężem lekarzem i trójką dzieci do RPA. Tam po raz pierwszy w przykościelnej szkółce spróbowała nauczać języka ojczystego dzieci Polaków zamieszkałych w Johannesburgu i okolicach. Na obczyźnie także powstały jej pierwsze scenariusze teatralne uatrakcyjniające dzieciom naukę. Po powrocie do kraju szukała już zatrudnienia w szkole, aby do końca swej kariery zawodowej poświęcić się nauczaniu.
Na Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur w Siedlcach w 2013 roku,
za książkę „Zaradna” otrzymała trzecią nagrodę Czytelniczek.
Wydawnictwo Zysk i S-ka rok 2011
stron 388
Sielsko i diabelsko, to współczesna powieść obyczajowa.
Joanna jest polonistką zatrudnioną w wiejskiej szkole. Razem z mężem – lekarzem i dwójką dorastających dzieci zajmuje mieszkanie znajdujące się na terenie budynku szkoły. Problemy zarówno lokalowe, jak również problemy z nieprzychylnie nastawionymi do jej męża władzami gminnymi, zmuszają rodzinę do zmiany lokum i po zobaczeniu kilku domów na sprzedaż, Joanna postanawia kupić stary domek. Właścicielka tegoż budynku, zauroczona osobą skromnej „pani doktorowej”, sama bierze los we własne ręce i zanim Joanna podejmie decyzję, starsza pani wszystko ma już zaplanowane. Kupno domu wiąże się niestety ze sporym wydatkiem, na drodze któremu staje jeszcze zwolnienie męża Joanny z pracy. Długo się nie namyślając Krzysztof wyjeżdża do Anglii, zostawiając żonę samą, zarówno z pracami budowlanymi (dom wymaga rozbudowy) jak i nastolatkami, które jak większość młodych ludzi w tym wieku mają swoje wizje świata. Joanna jakby nie miała dość własnych problemów z empatycznym nastawieniem do ludzi, dostarcza ich sobie jeszcze, angażując się w problemy innych. Początkowo silna i entuzjastycznie podchodząca do świata coraz bardziej jednak zaczyna odczuwać brak męża, nadmiar utrudnień i staje się zagubiona we własnych myślach. Jakby tego było mało, na jej drodze pojawia się stara miłość. Ile potrafi znieść kobieta? Czy uda jej się wszystko poukładać i doprowadzić do „sielanki”? Proponuję przeczytać samemu.
Treść książki przypomina trochę ”Dom nad rozlewiskiem” M. Kalicińskiej. Jest to lektura, którą czyta się spokojnie aczkolwiek często w pośpiechu przewracając kolejną stronę. Z pozoru spokojne, sielskie, wiejskie życie może przynieść iście diabelskie intrygi i sytuacje. Książka napisana jest piękną polszczyzną (co nie powinno dziwić) przenosi czytelnika w świat z pozoru normalny i jednocześnie wielu ludziom bliski. Fabuła wzbudza różne emocje, czasami jest bardzo humorystyczna, a czasami wręcz tragiczna. Wątki, które porusza autorka to niby zwykłe problemy dotykające przeciętnych ludzi a jednak często się o nich głośno nie mówi, zwłaszcza w środowisku wiejskim. Perypetie i uczucia, jakie towarzyszą głównej bohaterce mogłoby znaleźć w swoim życiu wiele osób.
Okładka książki bardzo wyraźnie odzwierciedla treść. Spokojny obraz wiejskiego domostwa, wplecionego w cudowny krajobraz polskiej wsi, zachęca do sięgnięcia po książkę.
Polecam tę lekturę osobom, które mają ochotę na chwilę relaksu, połączoną z zapachem pól, łąk i lasów. Autorka momentami tak wyraźnie o tym pisała, że wydawało mi się, iż te wiejskie zapachy docierają do mnie. Niby lekka, łatwa i optymistyczna, lektura zawiera wiele trudnych i poruszających wątków. Po przeczytaniu tej książki, jestem więcej niż pewna, że to nie było jednorazowe spotkanie z twórczością tej autorki, nie raz jeszcze zatracę się w czytaniu jej książek, bo wiem, że warto do takich książek sięgać.
A tak jako P.S. dodam, że głównej bohaterce prawie na każdym kroku towarzyszą takie właśnie dwa piękne berneńczyki, których zachowania przypominały mi chwilami owczarki Sabę i Nery z mojej „Leśniczówki”.
MOC AKVAMARYNU – Julia Bardini
Julia Bardini jest bardzo młodą osobą, w której żyłach płynie włosko-polska krew. Urodziła się w 1999 roku i pierwsze lata życia spędziła w pięknej Italii w miejscowości Sarzana. Do Polski przyjechała w roku 2010 i chociaż początki były bardzo trudne, zwłaszcza pod względem językowym, zaaklimatyzowała się. Trudne początki w polskiej szkole spowodowały, że dziewczyna chwilowo zamknęła się w świecie fantazji ukrytych w książkach, co pozytywnie wpłynęło na jej wenę. Czytać i pisać lubiła od najmłodszych lat, do jedenastego roku życia pisała jedynie w języku włoskim. Dziś biegle włada również językiem polskim, czego dowodem jest właśnie wydana książka.
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2014
stron 137
Moc Akvamarynu to powieść fantasty.
Kto widział kiedykolwiek kolor sycylijskich wód ten pragnie tam wracać. Może woła go szum fal, a może syreni śpiew. Południowy wiatr opowiada tam zapomniane historie: o przyjaźni i poświęceniu, o przeznaczeniu i ludzkim losie; o zbrodni, która nie powinna się zdarzyć i o miłości, która powinna istnieć, a która może uratować świat.
(Opis z okładki książki)
Na jednej z włoskich wysp od jakiegoś czasu dzieją się dziwne rzeczy. Giną ludzie i albo nie można odnaleźć ich w ogóle, albo odnajdują się jedynie zwłoki. Marek, jest rybakiem i wraz ze swoim przyjacielem Salvatore często przebywa w okolicy wyspy łowiąc delfiny. Któregoś dnia ich łódź, trudnym do wyjaśnienia okolicznościom zostaje rozbita, a Marek budzi się z dziwnego stanu pół snu, pół jawy na plaży, widząc nad sobą piękną dziewczynę, która… jak się później okazuje jest syreną. Oczywiście między tym dwojgiem istot rodzi się uczucie, nad którym nie potrafią zapanować. Jednak sytuacja nie jest przychylna ich związkowi i piękna syrena o imieniu Alina musi wybierać między człowiekiem a siostrami i delfinami. Marek nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo on, jego siostra a także odnaleziony po kilku dniach Salvatore powiązani są z tajemniczym i trudnym do zrozumienia przez zwykłego śmiertelnika światem Aliny. Nad wyspą unosi się klątwa, której spełnienie grozi zagładą. Jednak jest coś i ktoś, kto może tę klątwę zmienić. Kto i co, dobrze by było przeczytać samemu, bo przecież nie mogę zdradzać wszystkiego.
Książka jest w prawdzie przeznaczona dla czytelników młodych, ale jej fabuła i styl jakim została napisana może zainteresować nawet dorosłego, poważnego człowieka. Sama byłam zaskoczona tym, jak wciągnęły mnie kolejne rozdziały tej [niby] młodzieżowej literatury. Kiedyś uwielbiałam baśnie, legendy i książki z tej półki magii i tajemniczości i chyba dlatego tak bardzo ta książka mnie oczarowała. Gdybym nie wiedziała ile lat ma jej autorka, to pewnie z takim samym zainteresowaniem podeszłabym do tej lektury.
Ta powieść jest pięknym połączeniem prozy współczesnej z fantazją, legendami i magią. Bogaty język jakim posługuje się ta młoda autorka, mógłby zawstydzić niejednego „doświadczonego” pisarza i dzięki niemu drobne błędy w pisowni czy w tekście pozostają prawie niezauważalne, a przede wszystkim nie rażą tak jak to bywa u niektórych. W treść wkomponowane są piękne szkice delfinów i syren, co jeszcze dodatkowo ubarwia fabułę.
Książka jest wyjątkowym połączeniem uczuć takich jak przyjaźń, miłość, odpowiedzialność, ale również zazdrość i fałsz. Chwilami humorystyczna, chwilami dramatyczna wywołuje zarówno uśmiech jak i szybsze bicie serca. Ta młodziutka autorka potrafiła nawet zahaczyć o wątek grozy.
Myślę, że jeżeli nadal będzie z pasją szlifowała swój warsztat pisarski, to za kilka lat zostanie jedną z najbardziej poczytnych pisarek młodzieżowych, czego jej z całego serca życzę.
Cudownie jest na chwilę przenieść się w inny świat, tak tajemniczy i zmysłowy. Spoglądając na okładkę, już wiedziałam, ze za chwilę przeniosę się do świata beztroskich, okrytych tajemnicą lat wieku młodzieńczego. Okładka, na której występuje syrena leżąca na kamiennej plaży zachęca do sięgnięcia po książkę, bo jest równie tajemnicza.
Polecam książkę, zwłaszcza młodym czytelnikom, ale nie twierdzę, że i osoba starsza (to znaczy taka w moim wieku, czyli średnim – pięknie nazywając) nie może jej przeczytać.
To, że dziewczyna ma wyjątkowo zmysłową fantazję i potrafi ją jeszcze pięknie ubrać w słowa pisane, kieruje wielki ukłon z mojej strony dla te młodej, dobrze zapowiadającej się autorki.
PANNY ROZTROPNE – Magdalena Witkiewicz
Magdaleny Witkiewicz, osobom, które wpadają do mnie na bloga nie muszę chyba przedstawiać, bo pisałam o niej zarówno opisując spotkania autorskie, jak i dzieląc się opiniami po przeczytanych jej dwóch książkach Milaczka i Zamku z piasku. Skupię się zatem na książce, a kto będzie miał ochotę na poznanie autorki bliżej zerknie do wcześniejszych wpisów.
Wydawnictwo SOL rok 2010
stron 254
Panny roztropne to kontynuacja „Milaczka”, ale książka może być również czytana niezależnie. To wyjątkowo humorystyczna powieść współczesna, której głównymi bohaterkami są cztery kobiety, a właściwie to cztery osoby płci żeńskiej bo jednej z nich do kobiet jeszcze chyba zaliczyć nie można. Milaczek jest dwudziestokilkuletnią singielką, dążącą do tego, aby wreszcie spotkać tego jednego – jedynego, jej ciocia Zofia Kruk, dość ekscentryczna osoba w wieku ponad sześćdziesięciu lat, „Bachor”, czyli zwariowana dziesięciolatka, będąca sąsiadką Milaczka i swatką jednocześnie, oraz młoda sportsmenka Aleksandra Pieczka, która postanawia uciec od byłego narzeczonego „ukrywając się” w wynajętym gdańskim mieszkaniu. Wszystkie cztery osóbki są przesympatyczne a ich losy splatają się ze sobą, dając czytelnikowi dużą dawkę odprężenia i humoru. To, co dzieje się w życiu zarówno Milenki (Milaczka), jak i Zuzanny (Bachora), oraz Zofii Kruk i Aleksandry to pasma wiecznych problemów, niespełnionych marzeń, z których jednak każda z nich wychodzi całkiem pozytywnie. Nie będę streszczała książki, bo JĄ trzeba przeczytać samemu. Dzieje się dużo i ciekawie.
Miałam okazję poznać autorkę zarówno z tej strony bardzo humorystycznej („Milaczek” i „Panny roztropne”) jak i z tej strony poważnej („Zamek z piasku”) i po raz kolejny muszę przyznać, że uwielbiam Magdalenę Witkiewicz, za JEJ POCZUCIE HUMORU. Wolę tę autorkę zdecydowanie w komediach, które pozwalają mi na odprężenie się i pozwalają na to, aby endorfiny krążyły w moim organizmie. Te książki działają na mnie jak dobra czekolada. Książka napisana jest lekkim stylem, i choć często bardzo poważne tematy poruszane w niej powinny sprowokować skupienie, to jednak usta same unoszą się do góry. Drugi raz w życiu zdarzyło mi się, że w trakcie czytania książki popłakałam się… ze śmiechu, pierwszy raz było podczas czytania książki Marioli Zaczyńskiej „Gonić króliczka” i uważam, że obie panie powinny otworzyć gabinety psychoterapii – leczenie śmiechem.
Bardzo się cieszę, że Magdalena Witkiewicz nie skupiła się tylko na poważnych tematach, poruszanych w jej innych książkach i napisała trzecią część „Milaczka”, mam nadzieję, że wkrótce uda mi się i tę przeczytać.
Co do okładki, to książka, którą przeczytałam jest wydania pierwszego z cyklu „Monika Szwaja poleca” i muszę przyznać, że chociaż bije z niej niesamowity optymizm, to gdybym miała zdecydować się na tę lekturę sugerując się okładką, to nie wiem czy bym to zrobiła. Jakoś sama okładka do mnie nie przemawia, już chyba kolejne wydanie, Wydawnictwa FILIA bardziej by mnie przekonało do sięgnięcia po tę książkę.
Tak, czy siak, polecam książkę całym sercem, zarówno tym, którzy lubią lekką, łatwą i przyjemną lekturę kobiecą, jak tym, którzy wolą ambitną lekturę. Uważam bowiem, że każdy powinien pozwolić sobie na chwilę relaksu i pobudzenie hormonów radości.
POZNAĆ PRAWDĘ – Marta Grzebuła
Marta Grzebuła to dość specyficzna osoba, która ma w sobie ogromne pokłady pasji pisania. Pisze wiersze, prozę, prowadzi blogi. W kręgach piszących i czytających jest odbierana różnie, jedni kochają jej twórczość, a inni ją bezkarnie krytykują. Pierwszy raz miałam okazję zapoznać się z jej twórczością, podczas „Wyzwania JUTRO”, kiedy przeczytałam „Dzień, który nie miał jutra”, wtedy również przybliżyłam czytelniczkom i czytelnikom mojego bloga osobę tej autorki.
Premiera rok 2014
Poznać prawdę to proza współczesna. Jest to powieść obyczajowa, w której poznajemy grupę przyjaciół, a właściwie dwie bardzo serdeczne przyjaciółki Amandę i Basię. Obie kobiety są młodymi, samotnymi matkami, jednakże każda z nich została samotną matką w inny sposób. Amanda nie zdążyła powiadomić swojego chłopaka o tym, że zostanie ojcem, ponieważ on wcześniej odszedł od niej, natomiast Basia została wdową, kiedy jej dziecko było jeszcze całkiem małe. Któregoś dnia przyjaciele obu kobiet aranżują spotkanie Amandy z innym ich przyjacielem, również samotnym rodzicem. Natomiast Basia także poznaje pewnego mężczyznę i próbuje ułożyć sobie z nim życie po śmierci męża. Niestety któregoś dnia traci przytomność i w bardzo ciężkim stanie ląduje w szpitalu, jej życie wisi na przysłowiowym włosku, a uczucie zostaje poddane wyjątkowej próbie.
Oprócz Amandy i Basi poznajemy w tej powieści również inne osoby, na uwagę zasługuje starsze, bezdzietnie małżeństwo, które zajmuje się letniskowym (i nie tylko) wynajmem pokoi, u którego Amanda i Basia oraz reszta przyjaciół często spędza wolne weekendy i urlopy, z czasem traktując ich jak rodzinę.
Nie będę się rozwodziła nad stylem jakim posługuje się autorka, bo jest to opinia przedpremierowa i tekst, który ja dostałam do przeczytania jest dziewiczym tekstem, który zostanie jeszcze kilkakrotnie zredagowany i poddany korekcie wydawnictwa, zanim książka trafi do księgarń. Muszę jednak przyznać, że samą autorkę widzę bardziej w poezji niż w prozie. Styl jakim pisze swoje książki jest wyjątkowo poetycki, przy poprzedniej jej książce bardzo raziły mnie wszelkiego rodzaju zdrobnienia, w tej książce ich nie ma aż tyle, jest natomiast bardzo dużo, bajecznie poetyckich opisów zarówno natury jak i pogody, czy nawet ludzkich uczuć. Trzeba przyznać, że chociaż fabuła jest dość bajkowa, wyobraźnia autorki jest ogromna. W bardzo wnikliwy sposób przedstawione są ludzkie emocje i marzenia, a także uczucia łączące zarówno przyjaciół jak i potencjalnych założycieli nowych związków rodzinnych, oraz uczucia dzieci, zarówno w stosunku do swoich rodziców jak i do innych osób. To co przytrafiło się Amandzie i Basi mogło spotkać wiele innych kobiet i pewnie niejedna czytelniczka znajdzie w którejś z kobiet cząstkę siebie i swojego życia.
Muszę przyznać, że sama fabuła jest tak skonstruowana i opisana, że czytając raz się śmiałam, a kilka stron dalej wzruszałam do łez. Jest to z pewnością dużym plusem dla autorki, która opisując z pozoru normalne życie potrafi wpleść tak skrajnie odbierane wątki.
Kiedy patrzę na okładkę widzę jedną z głównych bohaterek – Amandę, tak właśnie ją sobie wyobraziłam. Piękną, pogodną i pogodzoną z losem młodą kobietę, która mimo smutnych, jesiennych losów potrafi się uśmiechać i widzieć „tę jesień” w pięknych barwach, a nie tylko w smutnej szarudze.
Polecam książkę tym, którzy lubią literaturę typowo kobiecą, z pewnością ta książka bardziej zainteresuje kobiety niż osoby płci przeciwnej. Jest to ciepła, chwilami nostalgiczna opowieść, której wątki balansują na granicy prozy życia i bajecznych marzeń.
ZOBACZYĆ ISKRY – Grażyna Kamyszek
Grażyna Kamyszek jest kolejną debiutantką prozy polskiej, chociaż urodziła się w 1950 roku w Sztumie, jest kolejnym przykładem na to, że spełniać swoje marzenia można (i powinno się) w każdym wieku. Ukończyła filologię polską na UG i studia podyplomowe z bibliotekoznawstwa. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego w Postolinie i w Ustce. Jest autorką scenariuszy i realizatorką wieczorów poetyckich przybliżających twórczość H. Poświatowskiej, E. Stachury i K. K. Baczyńskiego – wystawianych na scenie Domu Kultury w Ustce. Jest również współredaktorką wydania tomu poezji „Młode głosy”(1997), promującego twórczość młodzieży. Aktualnie na emeryturze. Mieszka w Ustce, a latem w Barcicach.
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2014
stron 255
Zobaczyć iskry to powieść obyczajowa z nutą humoru, ale i dramatu.
Renata, dobiegająca trzydziestki nauczycielka języka niemieckiego, po likwidacji szkoły staje przed wizją bezrobocia. Na nic okazuje się wykształcenie, inteligencja i samozaparcie, kiedy sytuacja w kraju jest taka jaka jest. Nie mając dostatecznej siły w walce „z wiatrakami” systemu pracy, coraz częściej zagląda do „szklaneczki”. Któregoś dnia jej mama przynosi do domu informację, że ktoś poszukuje do pracy w Niemczech. Praca nie jest szczytem marzeń, ale daje szansę na bycie poza kręgiem bezrobotnych. Renata decyduje się prawie natychmiast, wmawiając sobie, że jest to jedynie chwilowa odskocznia i wyjeżdża do Niemiec jako opiekunka osób starszych. Zostaje zatrudniona u dość sędziwego pana, który na jej widok doznaje szoku i potrzebna jest natychmiastowa pomoc pogotowia ratunkowego. Jednak po wyjściu ze szpitala, Martin upiera się, aby tylko Renata była jego opiekunką, nazywając ją Ryfką. Co kryje się za tym imieniem i jak zakończy się pobyt Renaty na obczyźnie to już polecam przeczytać samemu.
Książka jak na debiut pisarski jest niesamowita. Przez dwa dni nie potrafiłam oderwać się od jej kartek, przeżywając razem z główną bohaterką jej każdy dzień. Autorka w bardzo ciekawy sposób opisała relacje między pracującymi w tej samej branży kobiet, które potrafią się tak samo zaprzyjaźnić jak i mocno znienawidzić i zazdrościć. Przebywanie na obczyźnie ma swoje plusy i minusy, i docenić je może tylko ten, kto znalazł się w podobnej sytuacji.
Lektura ta jest wyjątkowo wciągająca, zarówno pod względem fabuły jak i słownictwa. Autorka ma bardzo bogaty zasób słów, i pisze bardzo zmysłowym i przemyślanym stylem. Potrafi zarówno rozbawić czytelnika do łez jak i wzruszyć do łez, nie każdy ma takie zdolności. Książka niby dość pogodna, ale poruszająca trudne, życiowe dylematy, zwłaszcza ludzi młodych, ale i nie tylko. Swoją fabułą przybliża pracę opiekunek osób starszych, która może być bardzo satysfakcjonująca jak i ciężka zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Przeczytałam w jakimś wywiadzie z autorką, że pracuje ona nad kolejną książką, która jest kontynuacją losów Renaty, przyznam szczerze, że z już nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że na rynku księgarskim pojawiła się kolejna Maria Ulatowska, która zjedna sobie rzesze czytelniczek (i czytelników), którym obojętny jest wiek autora, ale ważne jest dla niego to, co ma do przekazania.
Niezwykle rzadko zdarza się aby ciekawa fabuła była przedstawiona ciekawym językiem (zwłaszcza u debiutantów), w tej książce możemy to znaleźć, dlatego właśnie czyta się przysłowiowym „jednym tchem”.
Trochę jednak nie podoba mi się oprawa książki. Okładka kojarzy mi się z tanim romansidłem, zbyt kolorowa i prowincjonalna. Może to był zamierzony zamysł wydawnictwa, ale najważniejsze, że za tą okładką znalazłam bardzo interesującą treść. Ogólne jednak pisząc, książka wydana bardzo ładnie, i widać, że wydawnictwo nie kierowało się drogą „ilość” ale „jakość”.
Polecam książkę każdemu, kto ma ochotę na czysty relaks, połączony z ciekawą i humorystyczną (częściowo) lekturą. Gwarantuję, nie tyle solidny odpoczynek, ale również niezastąpione wrażenia. Mam nadzieję, że autorka nie zrezygnuje z pisania i pozwoli na przeczytanie więcej swoich książek.