LITERATURA POLSKA
ORNAT Z KRWI – Krzysztof Beśka
Krzysztof Beśka urodził się 1972 roku w Mrągowie. Jest prozaikiem, dziennikarzem, autorem tekstów piosenek i słuchowisk radiowych. Jako pisarz zadebiutował w roku 2004, powieścią Wrzawa, następnie powstała powieść Bumerang (2007), którą krytyka zaliczyła do nurtu polskiej prozy, która ukazuje w krzywym zwierciadle nową, wolnorynkową rzeczywistość. Za Fabrykę frajerów (2009), wspomnienia ze szkoły wojskowej, otrzymał dwie nagrody: Wawrzyn –Literacką Nagrodę Warmii i Mazur oraz Wawrzyn Czytelników. Wydał też kryminały i powieści sensacyjne: Wieczorny seans (2012), Trzeci brzeg Styksu (2012), Ornat z krwi (2013), Pozdrowienia z Londynu (2013), Autoportret z samowarem (2015) i Dolina popiołów (2015).
Wydawnictwo Oficynka rok 2013
stron 578
Ornat z krwi to kryminał, którego akcja rozgrywa się we współczesnej Polsce.
Dziwnym zbiegiem okoliczności Ewa Rimmel, kobieta z grupy archeologów pracujących przy wykopaliskach w jednym z kościołów, oraz spotkany przypadkowo dziennikarz Tomasz Horn, nagle znajdują się w centrum wyjątkowo niebezpiecznych wydarzeń. Jacyś ludzie wyraźnie czegoś szukają w kościołach, posuwając się do brutalnych morderstw. Ludzie ci, również bez skrupułów wkraczają na tereny prowadzonych przez archeologów wykopalisk. Ewa i Tomasz, postanawiają przeprowadzić prywatne śledztwo i odkryć tajemnicę, która przez wieki ciąży na kościołach Malborka, Kwidzyna, Gdańska i Fromborka, a która związana jest od stuleci z osobą św. Wojciecha a także braci Mikołaja i Andrzeja Koperników. Finał prowadzonego śledztwa okazuje się całkowitym zaskoczeniem.
Książka napisana jest dość specyficznie. Rozdziały z fabułą prowadzonego śledztwa przeplatane są opowieściami/legendami opisującymi wędrówki i życie św. Wojciecha, czy też Mikołaja Kopernika i jego brata Andrzeja. Trochę mi te wstawki nie współgrały z fabułą teraźniejszości, i jak dla mnie nie były niezbędne dla lektury, ale autor widocznie miał inny pomysł w głowie i dzięki temu książka zyskała na grubości.
Treść podzielona jest na rozdziały, a te z kolei na krótkie podrozdziały, co powoduje, przynajmniej u mnie, że czytam może nie szybciej, ale dłużej. Wiadomo, zerknę na ilość stron następnego rozdziału i mówię: „okey jeszcze jeden rozdział, i kończę na dziś” a potem łapię się na tym, że z tego „jednego” zrobiło się kilka.
Nie rozumiałam jednak, dlaczego niektóre podrozdziały zatytułowane były współrzędnymi geograficznymi takimi na przykład jak: „54°38’N,19°53’E”. Jeżeli akcja toczyła się w większości w północnej Polsce, to po co komu takie dane, nic nie wnoszące moim zdaniem do fabuły?
Wątki współczesne, dotyczące prowadzonego śledztwa czytałam z zapartym tchem i muszę przyznać, że ciężko mi było się od nich oderwać. Autor prawie cały czas trzyma czytelnika w napięciu, i nie pozwala na to, aby domyślał się tego, co może się okazać. Ciekawie skonstruowane osobowości głównych bohaterów wspomagają jeszcze chęć zagłębiania się w lekturze. Chwilami miałam wrażenie, że czytam kolejną książkę Dana Browna, który również kluczył w życiu kościołów i księży. Tym razem jednak, nie chodziło tylko i wyłącznie o tajemnicę związaną z kościołem.
Natomiast wątki związane z opowieściami/legendami odrobinę mnie nużyły. Autor starał się używać jeżyka staropolskiego co nie zawsze miało taki efekt czytelniczy jakby się można było spodziewać. I początkowo, zastanawiałam się jaki związek mogą mieć te opowieści ze sprawą współczesną i przyznam szczerze, że tak do końca chyba tego nie zrozumiałam. Może kiedyś uda mi się spotkać autora tej książki i mi to wytłumaczy.
Natomiast bardzo przyciągnęła mnie okładka, która od razu skojarzyła mi się z powieściami Dana Browna. Spoglądając na nią czułam, że znajdę w książce momenty mrożące krew w żyłach i… się nie pomyliłam.
Mimo tych małych minusów polecam tę książkę, zwłaszcza osobom lubiącym kryminały, czy skrywane gdzieś głęboko tajemnice, i przede wszystkim osobom, które lubią opasłe tomiska.
Książka jest bardzo ciekawa i szybko się czyta, zwłaszcza komuś, kto zna większość opisywanych miejsc (tak jak ja).
Dziękuję wydawnictwu OFICYNKA za możliwość przeczytania tej książki, którą otrzymałam w pakiecie książek dzięki hojności sponsorów na spotkaniu w Sopocie „A może nad morze z książką 3”
MARZENIA NIE BOLĄ – Małgorzata A. Jędrzejewska
Małgorzata Jędrzejewska z zawodu jest pedagogiem – uczy języka polskiego w nowostawskim gimnazjum, ale jest również bibliotekarką, prowadzi zespół teatralny i jest wolontariuszką Fundacji „Nadzieja” i Stowarzyszenia „Razem do celu”. Mieszka w małym miasteczku w centrum Żuław – Nowym Stawie. Pisze scenariusze teatralne, wiersze i prozę.
Wydawnictwo ZYSK I S-KA rok 2013
stron 387
Marzenia nie bolą to współczesna powieść obyczajowa, z ciekawą intrygą kryminalną w tle.
Ludmiła jest nauczycielką, która od kilkunastu lat jest wdową. Swojego męża Piotra zawsze uważała za osobę nieskazitelną, kochała go i nigdy nie przypuszczała, że mógł on być wplątany w jakąś aferę (zwłaszcza kryminalną). Kiedy dochodzą do niej sygnały, że ktoś żąda od niej czegoś, o czym do tej pory nie miała zielonego pojęcia, a co niby znajduje się w jej domu i… rzekomo nie jest jej własnością, zaczyna do niej docierać, że jej zmarły małżonek, przez cały czas trwania ich małżeństwa skrzętnie ukrywał swoje drugie „ja”. W coraz bardziej intrygującą sprawę Ludmiła wtajemnicza zarówno swoich synów, jak i przyjaciół, którzy często sami, na własną rękę próbują rozwikłać tajemnicę z przeszłości.
Powieść ta jest świetną lekturą na długie letnie dni. Ciepła, a zarazem wzruszająca fabuła często trzymająca czytelnika w napięciu nie pozwala na oderwanie się od stron książki. Problemy poruszone przez autorkę mimo ogromnej powagi istnienia, są opisane z dużą dawką optymizmu, żeby nie powiedzieć z dużą dawką humoru. Ale chyba tak, mogę śmiało przyznać, że humoru w tej powieści nie brakuje. Jest to jednak humor dość specyficzny. Opisując problemy społeczne, obecne z życiu wielu ludzi, autorka stara się je ukazać z sposób rodzący nadzieję. A problemów tych w książce jest wile. Na przykład problem alkoholizmu, z którym walczy nie tyle rodzina, co sam delikwent obciążony tą chorobą. Problem matki, niepełnosprawnej dziewczynki, która walcząc o normalną egzystencję zmaga się z dotkliwym odrzuceniem, przez najbliższą jej osobę, i walczy nie tyle o własne szczęście co szczęście dla tegoż chorego dziecka. Czy chociażby problem nietolerancji, który w małych miasteczkach jest bardziej dotkliwy niż w dużych miastach.
Ale… nie tylko o problemach jest ta powieść. Pomijając wątek kryminalny, który przewija się przez całą fabułę, jest jeszcze pięknie przedstawiona przyjaźń kilku kobiet, która pomaga przetrwać wszystkie złe chwile. Przyjaźń, przed którą nie ma tajemnic, i która rozpoznaje emocje, zanim o nich ktoś zacznie mówić.
Czytając tę książkę na zmianę śmiałam się i płakałam. Nic na to nie poradzę, że tak bardzo angażuję się w losy bohaterów, ale to tylko świadczy o tym, jak bardzo autorka potrafi zaangażować czytelnika w fabułę książki.
I chociaż lektura wywołała we mnie tak skrajne emocje, jakimi są mocne wzruszenia i momenty całkowitego rozluźnienia się, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to książka lekka, łatwa i bardzo przyjemna, chociaż… tak jak wspomniałam wcześniej, poruszająca trudne tematy.
Spodobała mi się okładka książki, i kiedy ją po raz pierwszy zobaczyłam, pomyślałam, że to z pewnością nie może być nudna książka, a kiedy przeczytałam opis z tyłu, to wiedziałam, że nie zawiodę się kupując tę powieść.
Nawet nieznaczna ilości błędów, tak zwanych literówek (w tekście oczywiście) nie spowodowała dyskomfortu w czytaniu. Książka ładnie wydana, na ładnym papierze, to sama przyjemność posiadania.
Polecam tę książkę osobom, które chcą się zrelaksować przy dobrej lekturze. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, ponieważ zadowoli ona zarówno miłośników lekkich kryminałów, i czytelniczki romansów, a także tych, którzy preferują książki psychologiczne, czyli… dla każdego coś miłego.
I chociaż jest to pierwsza książka tej autorki, jaką miałam okazję przeczytać, to myślę, że nie ostatnia.
GŁOWA ANIOŁA – Hanna Cygler
Hannę Cygler „gościłam” już na swoim bloku kilkakrotnie. Nie będę się zatem powtarzała, ale chętnych, którzy zechcieliby się czegoś dowiedzieć o tej pisarce zapraszam do moich wcześniejszych wpisów Kolor bursztynu, W cudzym domu, czy Spotkanie autorskie.
Wydawnictwo REBIS rok 2014
stron 290
Głowa anioła to trzecia z kolei książka tej autorki, którą miałam okazję przeczytać, nie licząc audiobooka Tryb warunkowy. To współczesna powieść obyczajowa, a właściwie romans z mocnym wątkiem kryminalnym.
Julia Sarnowska przyjeżdża do Polski ze Stanów Zjednoczonych na prośbę przyjaciela, aby zająć się renowacją zabytkowego pałacyku, znajdującego się w jej rodzinnej miejscowości. Jej pobyt za granicą spowodował, że wracając w rodzinne strony odnajduje wiele zmian zarówno w okolicy, jak i wśród swoich przyjaciół z lat szkolnych. W K. wdaje się w romans z jednym z pracowników – Aleksem, zatrudnionym przy pracach remontowych pałacyku, ale nie jest pewna czy ten związek się utrzyma. Wracają wspomnienia, w których wciąż obecny jest Michał, jej były kochanek a obecnie mąż jednej z przyjaciółek. Tymczasem w okolicy dzieją się dziwne rzeczy, ktoś coś knuje i to na wysoką skalę, ktoś próbuje zniechęcić Julię do pracy w pałacyku, dochodzi nawet do dość drastycznej sceny. Czy związek Julii i Aleksa się utrzyma, czy Julia dowie się, kto próbuje ją zniszczyć i kto jest tak właściwie jej wrogiem a kto przyjacielem? Kto stoi za kradzieżą samochodów i innymi przestępstwami, które mają miejsca w K.? Tego oczywiście nie zdradzę. Mam nadzieję, że zachęcę potencjalnego czytelnika, aby sam sprawdził sięgając po tę lekturę.
Początek książki był dla mnie trochę monotonny. Irytowała mnie postać głównej bohaterki i przyznam szczerze, że do samego końca nie potrafiłam obdarzyć jej sympatią. Młoda wdowa, niezależna finansowo kobieta wdaje się w romans z robotnikiem… takie to trochę wydało mi się zbyt infantylne, wręcz naiwne. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem, zwłaszcza, gdy pojawiły się sygnały sensacyjne a fabuła książki zaczęła zmieniać się ze spokojnej małomiasteczkowej w coraz bardziej ciekawą, wręcz kryminalną, lektura zaczęła mnie wciągać. Romans przeplatał się z intrygą, sensacja z tajemniczością, i zaskakujące zwroty akcji powodowały, że nie mogłam się od tej lektury oderwać.
Autorka ma bardzo specyficzny styl pisania swoich książek, stwierdzam to przynajmniej po tych, które dotąd przeczytałam. Nie zadowala się jednym gatunkiem powieści tylko wplata w fabułę różne. I tak w jednej powieści znajdziemy zarówno romans, jak i sensację. Sporą dawkę tajemnicy i sporą dawkę humoru. Pisze tak, aby każdy czytelnik znalazł coś dla siebie.
Treść książki podzielona jest na krótkie rozdziały, co w moim przypadku powoduje, że jak tylko skończę czytać jeden rozdział to zaglądam ile stron ma kolejny i… oczywiście jest tak, że mimo iż już dawno powinnam lekturę odłożyć, bo na przykład wypadałoby iść spać, to jest: „OK jeszcze jeden rozdział i…”
Muszę też przyznać, że okładka książki jest bardzo zachęcająca i po prostu śliczna. Kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki tę powieść, a drobne wytłoczenia liści zaczęły skrzyć się w świetle księgarni, to już wiedziałam, że chcę mieć tę książkę bo… znając autorkę wiem, że nie zawiodę się jeśli chodzi o treść, a drugie, że będzie ładnie prezentować się na półce. Wiem, trochę to snobistyczne, ale co ja na to poradzę, że lubię jak książki ozdabiają moje pokoje. Książka jest bardzo ładnie wydana i do tego ciekawa, czegóż może chcieć więcej taka bibliomanka jak ja.
Polecam tę powieść zarówno miłośnikom romantycznych historii, jak i miłośnikom sensacji.
Mam nadzieję, że inne książki tej autorki, które opisałam na swoim blogu również znajdą swoich czytelników. U mnie w kolejce „do przeczytania” cierpliwie czeka jeszcze książka „Grecka mozaika”.
TEŚCIOWĄ ODDAM OD ZARAZ – Małgorzata J. Kursa
Małgorzata Kursa urodziła się w 1959 roku, pochodzi z Rzeszowszczyzny i od dzieciństwa mieszka w Kraśniku. Kocha to miasteczko, bo zna tu każdy kąt i czuje się u siebie. Ludzka głupota wywołuje u niej stany agresji, co przejawia się pisywaniem artykułów do osiedlowej gazetki, bądź warkotliwym mamrotaniem pod nosem. Uwielbia gotować i chyba pisać również, ponieważ na swoim koncie ma już kilka książek.
Wydawnictwo Prozami Sp z o.o. rok 2011
stron 210
Teściową oddam od zaraz to komedia kryminalna, której fabuła dzieje się w małym miasteczku.
Anna Maria jest z zawodu dermatologiem, przyjaźni się z Izabelą, która jest dla niej kimś na dobre i złe. Mąż Izy jest stolarzem-konserwatorem starych mebli, i kiedy któregoś dnia odkupuje od pewnej starszej pani zabytkowy stolik nie zdaje sobie sprawy z tego ile ten stolik, z ukrytą w nim zawartością jest tak naprawdę wart. Wkrótce Ama (zdrobniale nazywana przez wszystkich) prosi przyjaciółkę, aby pojechała z nią do starej ciotki. Kiedy kobiety przybywają na miejsce okazuje się, że starsza pani nie żyje a z jej mieszkania coś zniknęło, czego w pierwszej chwili kobieta nie potrafi sprecyzować. Dochodzenie w sprawie śmierci staruszki prowadzi razem z policją przystojny pan prokurator, który okazuje się przyjacielem Pawła – stolarza-konserwatora i dobrym znajomym rodziców Amy, również związanych zawodowo z branżą wymiaru sprawiedliwości.
To by było na tyle jeśli chodzi o samą fabułę, nie zdradzę więcej, bo uważam, że tę książkę trzeba koniecznie przeczytać, a dzieje się w tej powieści tyle, że gdybym się rozpisała to…
Wartka akcja prowadzonego śledztwa i następujące po sobie wydarzenia związane z życiem prywatnym zarówno Amy jak i Izabeli to magnes przyciągający czytelnika do siebie tak mocno, że od kartek książki nie można się oderwać. Ta niewielka książeczka naładowała mnie tak pozytywną energią, jak mało która. Po przeczytaniu ostatniej strony byłam zawiedziona, że już się skończyła ta opowieść. Na szczęście mam koleżankę, która posiada jeszcze kilka książek tej autorki i obawiam się, że w najbliższym czasie będę ją częściej niż zwykle odwiedzała.
Barwnie przedstawione postaci, nawet te negatywne, to wielki atut tej powieści. Zabawne zwroty i powiedzonka wypowiadane przez bohaterów, prawie cały czas wywołują na twarzy uśmiech. Przy tej książce nie można się nudzić, a czytanie jej jest taką przyjemnością, że kiedy w progach mojego domu stanęli goście, to miałam ochotę im powiedzieć, żeby sobie poszli, bo ja MUSZĘ dokończyć książkę.
Myślę, że po tym co napisałam, nie jest koniecznością tej lektury nikomu polecać, bo wystarczy spojrzeć na okładkę książki a wiadomo już, że za nią nie czeka na czytelnika żadna mroczna opowieść tylko pełna humoru treść.
Jest to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam, ale już wiem, że wszystkie inne będę musiała również przeczytać, a autorkę już mogę z czystym sumieniem zakwalifikować do moich ulubionych pisarek.
Dziękuję wydawnictwu PROZAMI za możliwość przeczytania tej książki, którą otrzymałam w pakiecie książek dzięki hojności sponsorów na spotkaniu w Sopocie „A może nad morze z książką 3”
UWAGA! TO NIE JEST KSIĄŻKA DLA WIECZNIE NIEZADOWOLONYCH PONURAKÓW 🙂
KWITNĄCY KRZEW TAMARYSZKU – Maria Majer-Pietraszak
Wanda Majerówna, a obecnie Wanda Majer-Pietraszak urodziła się roku 1932 w Łodzi. Jest aktorką teatrów warszawskich, grała między innymi w Młodej Warszawie (1956-58), Domu Wojska Polskiego (1958), czy Ateneum (1983-92). W 1963 roku otrzymała wyróżnienie za rolę Saszy w „Iwanowie” na Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Rosyjskich i Radzieckich w Katowicach. W 1988 roku otrzymała odznakę „Zasłużony Działacz Kultury”. Od wielu lat związana jest węzłem małżeńskim z aktorem Leonardem Pietraszakiem.
Aktorstwo widocznie pomalutku zmienia się w inną pasję i pani Wanda postanowiła sprawdzić się w roli pisarki. Pisać wszak każdy może, więc dlaczego nie…
Wydawnictwo Muza SA rok 2015
stron 558
Kwitnący krzak tamaryszku to współczesna powieść obyczajowa, w której wątki humorystyczne przeplatają się z wątkami dramatycznymi, a fabuła dość intensywnie rozgrywa się w sielskiej miejscowości pod Warszawą.
Bohaterkami powieści są cztery przyjaciółki, ale głównym wątkiem tej lektury jest życie jednej z nich – Marii, od dziecka zdrobniale nazywanej Myszką.
Po dość niespodziewanym rozstaniu z mężem, z którym Myszka żyła na pozór szczęśliwie przez długie, spokojne lata, całkowicie rezygnując ze swoich pasji i marzeń, (na rzecz spokoju ducha Piotra) przeprowadza się do odziedziczonego po cioci i wujku domku we wsi Garbatka. Wieś działa na nią jednocześnie uspokajająco i pobudzająco do nowego życia. W jej nowym życiu uczestniczą zarówno przyjaciele jak i nowo poznani ludzie. W dość niespotykanych okolicznościach Maria poznaje Amerykanina polskiego pochodzenie, którego łączą z Polską jedynie groby rodziców. Czy znajomość ta rozwinie się w głębsze uczucie? Czy Myszka zazna szczęścia w swoim nowym/starym domu? Jak wiele pomogą jej w tym przyjaciółki, z którymi związana jest od szkolnych lat? I co wydarzy się w życiu tej niemłodej już przecież kobiety, czy zazna radości macierzyństwa? Tego nie zdradzę, ale przyznam, że dzieje się w tej powieści wiele, może nawet zbyt wiele. Radość przeplata się z dramatyzmem, strach z nadzieją a życie pozornie tylko spokojne jest, jak w wielu miastach i wsiach, chociaż…
Książkę przeczytałam dość szybko, co świadczy o tym, że fabuła powieści bardzo mnie wciągnęła. Nie powiem, żebym przepadała za takimi sielskimi klimatami, ale ciekawość jednak wzięła górę. Autorka z pewnością może pochwalić się bardzo dużą wyobraźnią, myślę, że pomogła jej w tym aktorska przeszłość i wena pisarska. Główna bohaterka tej lektury również trochę jakby gra swoją życiową rolę, bo w potocznym życiu, nie układa się wszystko tak równo i prosto.
Bardzo ciekawie przedstawione osobowości czterech przyjaciółek, gdzie każda z nich prezentuje całkowitą odmienność od pozostałych, jest chyba dużym atutem powieści. Poznajemy cztery kobiety i cztery różne charaktery, a jednak łączy ich jedno – szczera przyjaźń, która nie pozwala na samotność i pozostanie sam na sam z własnymi problemami.
Autorka w cudowny sposób pokazała, że odnaleźć się można w każdej społeczności, że jak człowiek czegoś bardzo chce… to zrealizuje swoje marzenia. Z pewnością można tę powieść zaliczyć do ciepłych, lekkich lektur na leniwe spędzenie czasu. Myślę, że gdyby ktoś skusił się na nakręcenie filmu na podstawie tej książki, albo nawet serialu, to miałaby on sporą oglądalność, zwłaszcza wśród gospodyń domowych w średnim wieku. Takie „Rozlewisko”, „Sosnówki”, „Blondynki” czy „Ranczo Wilkowyje” mają przecież sporą grupę fanów i fanek a do takiej grupy mogę tę książkę zakwalifikować.
Chociaż czytało mi się bardzo szybko i tu chyba dużą rolę odegrała spora ilość dialogów, które jak wiadomo czyta się szybciej niż na przykład opisy przyrody, to nie ukrywam, że kilka rzeczy powodowało u mnie pewien dyskomfort czytelniczy.
Z pewnością jest to styl, jakim treść jest przekazana. Bardziej przypomina to scenariusz filmowy niż powieść, co przypuszczam wyniosła autorka z obcowania z wieloma tego typu dokumentami. Niestety trochę rażące (przynajmniej dla mnie) było przeskakiwanie z czasu teraźniejszego do czasu przeszłego. Coś dzieje się tu i teraz, a za chwilę coś działo się, i to nie działo się w dalekiej przeszłości, ale dosłownie przed chwilą.
Brakowało mi w tej powieści podziału na rozdziały, wątki następujące po sobie często przeskakujące o kilka lat, jakby zlewały się ze sobą oddzielone jedynie jednym dodatkowym enterem.
Uderzyło mnie również, i to dotyczy samej fabuły, że w tej niby spokojnej, sielskiej powieści co chwilę ktoś umierał. Tych śmierci w tak cieplej atmosferze odnajdywania swojego szczęścia w nowym życiu było z pewnością za dużo. Wiem, że śmierć jest naturalną koleją życia ale po co jej aż tyle, w zbyt krótkim czasie i w takiej optymistycznej powieści?
Przyznać jednak muszę i tu składam ukłon w stronę autorki, że poruszenie wielu problemów dotyczących ludzi zarówno w miastach jak na wsiach jest sporym wyzwaniem. Pisanie z taką łatwością o homoseksualizmie, alkoholizmie, biedzie i zaściankowości, czy okrucieństwie wobec zwierząt, przyjmując przy tym tak lekki styl, to wielka sztuka. Nie ma chyba tematu, który nie byłby poruszony w tej książce, chociaż… czasami jest to zrobione dość chaotycznie.
Piękna, zmysłowa okładka zachęca do sięgnięcia po książkę, jednak jeżeli ktoś się spodziewa ciepłej sielanki to może trochę być zawiedziony. Jest to wprawdzie ciepła powieść obyczajowa, ale tylko z pozoru opisująca leniwie toczące się życie pewnej kobiety w średnim wieku.
Tytułowy krzak tamaryszku jest metaforą odnoszącą się do ludzi, do przyjaźni i odpowiedzialności za innych.
(…) Tytuł tej książki wziął się z ogrodu, w którym przed laty wyrósł krzew tamaryszku. Wyrósł piękny o mocnych czterech gałęziach. Teraz, jesienią i zimą krzew dzielnie przyjmuje na siebie lodowate zawieruchy i ciężkie śniegi, lekko uginając gałęzie i wspierając jedne o drugie. (…)
Tak jak bohaterki tej powieści.
I chociaż tak jak napisałam wcześniej, nie przepadam za tego typu powieściami, tę przeczytałam bardzo szybko. Polecam ją zawłaszcza osobom, które lubią spokojne powieści obyczajowe. Jeżeli ktoś zaczytuje się w książkach Małgorzaty Kalicińskiej, Katarzyny Grocholi, czy Marii Ulatowskiej to ta powieść jest właśnie dla niego. Niby nic się takiego nie dzieje, a dzieje się bardzo wiele.
Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu Muza S.A. za możliwość przeczytania tej książki i zapraszam innych do sięgnięcia po nią chociażby dla czystego relaksu i oderwania się od własnej rzeczywistości.






























