Recenzje książek

LITERATURA POLSKA

CISZA POD SERCEM – Monika Orłowska

obieg zamkniętywędówka książki

 Książka przywędrowała do mnie dzięki akcji na FB – OBIEG ZAMKNIĘTY (grupa – Czytamy Polskich Autorów), gdzie czytelnicy przekazują sobie książki, dzieląc się własnymi spostrzeżeniami. Każdemu, kto ma konto na Facebooku polecam tę akcję 🙂

Monika Orłowska

Monika Orłowska urodziła się w Krakowie w drugiej połowie XX wieku, lecz tak naprawdę zaczęła żyć w pierwszej dekadzie kolejnego.
Jest anglistką, ale kocha też – z mniejszą lub większą wzajemnością – inne języki obce.
Od zawsze „siedzi w książkach”. Jedne czyta, drugie pisze, a ostatnio także redaguje, recenzuje i tłumaczy. Jest autorką takich książek jak: „Adam i Ewy”, „Kłamstwa i kłamstewka”, „Cisza pod sercem”.

Cisza pod sercem

Wydawnictwo Replika rok 2011

stron 442

Cisza pod sercem to powieść obyczajowa, składająca się z kilku wątków, które jednak łączy jeden wspólny wątek – utrata dziecka.

Cztery kobiety, mieszkające w różnych częściach kraju (i nie tylko) spotykają się na forum internetowym, którego początkowym tematem jest bolesna utrata dziecka nienarodzonego. Zwierzając się sobie i wypłakując wzajemne smutki, kobiety coraz bardziej zbliżają się do siebie. W pewnym momencie to miejsce przestaje być dla nich miejscem rozdrapywania bolesnej rany po poronieniu, a staje się „kawiarenką”, w której zawsze można spotkać przyjaciółkę. Wirtualna znajomość zamienia się w coś głębszego niż tylko „wyrzucanie z siebie żalów”. Kobiety zaczynają dzielić się między sobą nie tylko tym co smutne i bolesne, ale również tym co radosne i szczęśliwe, doradzają sobie i cieszą się sukcesami innych.

Anna, Dominika, Mariola i Ewa są jak cztery pory roku, każda jest inna i każda dość specyficzna.

Fabuła życia poszczególnych pań, opisywana w książce przeplatana jest pogaduchami kobiet na forum „matecznika”, czyli spotkań w wirtualnym świecie i czytając każdy kolejny wątek dotyczący kolejnej osoby chciałoby się zawołać „proszę o więcej”. To trochę jak „wchodzenie komuś w życie z butami” – jak określiła to sama autorka.

Książka mimo bardzo poważnych tematów poruszanych przez autorkę, napisana jest dość humorystycznym językiem, ale nie ukrywam, że kilka razy zakręciła mi się w oku łezka wzruszenia. To świadczy o tym, jak bardzo wciągnęły mnie historie tych czterech kobiet, historie wielu takich samych kobiet na świecie, które być może również przeżyły coś, co bohaterki tej powieści.

Chciałam napisać, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale po chwili zastanowienia pomyślałam sobie, że takie problemy, jakie poruszane są w tej książce nie należą do łatwych i przyjemnych, chociaż powieść czyta się szybko i lekko. Ale co innego styl pisarski a co innego przekazane w niej myśli.

Muszę jednak przyznać, że nijak pasuje mi okładka, do treści. Zewnętrze „opakowanie” tej książki kojarzy mi się z telenowelą brazylijską lub wenezuelską, takie cukierkowe pokazanie kobiety, niezbyt pozytywnie na mnie podziałało. Gdybym miała wybierać książkę po okładce, czego zwykle nie robię, to pewnie ominęłabym tę książkę, podejrzewając, że jest to jakieś tanie romansidło. Na szczęście tego nie zrobiłam, książkę przeczytałam i jestem zadowolona, że wpadła w moje ręce.

Muszę być jednak obiektywna i przyznać, że nie wszystko mi się w tej książce podobało. Niestety zbyt małe literki, jakimi została wydrukowana, sprawiały mi nie lada trudność i skupiając wzrok na zapisanych stronach, po krótkim czasie już odczuwałam dyskomfort w czytaniu. Rozumiem jednak wydawców, bo gdyby chcieli dać większe literki, to grubość książki spowodowałaby, że nie można by jej utrzymać w dłoniach. Najbardziej jednak raziły mnie wszelakie zdrobnienia, których w książce jest zatrzęsienie, zwłaszcza zdrobnienia imion osób dorosłych. Jeszcze dzieci to bym jakoś zniosła, ale dorosłych już mnie stanowczo raziły. Wiem, że miłość to taki okres uniesień emocjonalnych i człowiek czuje się wtedy tak rozmemłany, że szkoda gadać, ale te Pietruszki zamiast Piotrów, Wiesiulki zamiast Wieśków jakoś mnie drażniły.

Polecam jednak książkę, każdy ma inny punkt widzenia, więc może to, co mnie raziło innej osobie wcale nie przeszkodzi. Polecam książkę nie tylko paniom, ale przede wszystkim panom, chociaż to typowo kobieca lektura. Myślę jednak, że niejeden mężczyzna mógłby wyczytać z niej wiele dobrego, zwłaszcza dla związku, w którym jest, lub będzie, bo poznanie kobiety od tej wewnętrznej, emocjonalnej strony jest chyba czymś bardzo ważnym.

 





 



BLUSZCZ PROWINCJONALNY – Renata Kosin

obieg zamkniętywędówka książki

 Książka przywędrowała do mnie dzięki akcji na FB – OBIEG ZAMKNIĘTY (grupa – Czytamy Polskich Autorów), gdzie czytelnicy przekazują sobie książki, dzieląc się własnymi spostrzeżeniami. Każdemu, kto ma konto na Facebooku polecam tę akcję 🙂

Renata Kosin

Renata Kosin pochodzi z Podlasia, ale od ponad osiemnastu lat mieszka na Warmii. Jest absolwentką Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zadebiutowała osiem lat temu zbiorem scenariuszy, napisanych dla młodzieżowej grupy teatralnej, z którą pracowała.

W 2011 roku otrzymała nagrodę w II Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Podróże bez granic”. Niestety, na pozostałe pasje (plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze i kilka innych) zaczęło brakować czasu.

Bluszcz prowincjonalny

Wydawnictwo Replika rok 2012

stron 403

Bluszcz prowincjonalny to powieść obyczajowa, w której autorka w bardzo prosty, a zarazem ciekawy sposób przedstawia życie ludzi w prowincjonalnym miasteczku na Podlasiu.

Anna, po odejściu męża nie potrafi poradzić sobie z uczuciami, emocjami i ogólnie mówiąc życiem. Aby uciec od gnębiących ją myśli postanawia wyjechać, a właściwe to przeprowadzić się na stałe do Bujan, małego miasteczka, w którym się wychowała, a w którym nadal mieszkają jej rodzice. Licząc na spokój, który pomoże jej ponownie poskładać życie, nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę jej dotąd spokojna, dostatnia codzienność dopiero nabierze tempa. W Bujanach odnajduje wspomnienia i odnawia stare znajomości, angażując się jednocześnie w życie społeczeństwa tej podlaskiej, prowincjonalnej miejscowości, co w dużym stopniu wpłynie na decyzje jakie podejmie, dotyczące zarówno jej życia osobistego, jak i życia jej najbliższych.

Książka napisana dość prostym językiem, odkrywa przed czytelnikiem tajemnice i zwyczaje podlaskich wsi, przedstawiając cała gamę zachować tak normalnych dla mieszkańców takich właśnie miejscowości, a często niezrozumiałych dla ludzi mieszkających w dużych miastach. Autorka porusza w swojej lekturze wiele bardzo poważnych problemów, o których mówi się po cichu albo przemilcza, tłumacząc „nie powinno się wtrącać do cudzego życia”. Jednocześnie ukazuje silną więź, jaka łączy ludzi w małych miejscowościach i wsiach, gdzie wszyscy się znają i wszyscy znają nawet najbardziej skrywane tajemnice.

Z treści spisanych w tej książce można domyślić się silnych więzi łączących autorkę z tym regionem, bo opisując zarówno pejzaże, jak i wnętrza domów czy specjały kulinarne, Renata Kosin włożyła w to dużo ciepła.

Wiele rzeczy opisanych jest wręcz z detaliczną dokładnością, co być może komuś się nie podobać, bo zamiast konkretnej akcji musi skupiać się na nic nie znaczących opisach. Dla mnie jednak, to właśnie te szczegółowe opisy dodawały autentyczności całej fabule.

Spoglądając na śliczną, kolorową okładkę, można się domyślić, że to, co znajduje się w środku nie będzie zapierającym dech w piersiach, podnoszącym poziom adrenaliny tekstem od którego trudno się oderwać. Ale mimo tego, losy Anny i mieszkańców miejscowości Bujany, tak bardzo wciągają, że czyta się tę lekturę jednym tchem.

Niestety muszę przyznać, że wydawnictwo, które zdecydowało się na wydanie tej książki, w jakimś sensie zrobiło autorce afront, żeby nie nazwać tego antyreklamą. Tekst w wielu miejscach jest tak dziewiczy, jakby nie spojrzała na niego żadna korektorka czy redaktorka. Z przykrością muszę stwierdzić, że czytając, potykałam się o tak ewidentne błędy, które moim zdanie zostały zignorowane przez profesjonalistów, że gdybym nie znała tego z autopsji, to powiedziałaby, że już raczej nie skuszę się po kolejną książkę tej autorki. Wiem jednak, że każdy autor czy pisarz wiele traci, kiedy jego tekst zostanie nieprofesjonalnie przygotowany do druku i jak wiele zyskuje, kiedy ludzie, którzy się za niego wezmą, podejdą do tego z sercem.

O książkach Renaty Kosin słyszałam wiele dobrego, dlatego, chociaż ta książka nie wywarła na mnie oszałamiającego wrażenia i nie należy do ulubionego gatunku, chętnie przeczytam kolejną pozycję tej autorki.

Polecam książkę zwłaszcza osobom, które lubią spokojne powieści, w których ukryte są wszystkie emocje. Podczas czytania i śmiałam się w głos i otarłam z oka łezkę wzruszenia, a to chyba najlepiej świadczy o wartości tej lektury.



ESTHER – Stefan Chwin

Stefan Chwin

Stefana Chwina przedstawiłam już, w jednym z wcześniejszych wpisów, kiedy opisywałam moje wrażenia po przeczytaniu książki Hanemann. Zapraszam do zerknięcia. Esther jest drugą książką tego autora i już mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że uwielbiam książki Chwina. Jest to literatura dość osobliwa i z pewnością niejedna osoba, może się zagubić podczas czytania, ale książki tego pisarza, przynajmniej dla mnie, stanowią cudowną moc wyciszenia się.  

Esther - Stefan Chwin

Wydawnictwo TYTUŁ rok 1999

stron 347

Tytułowa Esther, to tak właściwie postać drugoplanowa, aczkolwiek prawie cała treść książki skupiona jest na tej kobiecie. Młoda guwernantka w domu swoich pracodawców jest traktowa, jak ktoś wyjątkowo bliski, jak rodzina. Długa i ciężka choroba nie pozwala jej na pracę i tak właściwie wszyscy są przekonani, że życie pięknej Esther wkrótce dobiegnie końca. Rodzina jednak nie poddaje się i szuka dla niej pomocy wszędzie i za każą cenę. Oczywiście zaistniałą sytuacją najbardziej zrozpaczony jest podopieczny młodej kobiety, dla którego jest ona nie tylko nauczycielką, ale przyjaciółką. Losy rodziny opisane w pierwszej części książki w formie pamiętnika pisanego przez Aleksandra (starszego syna) przeplatane są różnymi sytuacjami i zdarzeniami, jakie miały miejsce w przeciągu wielu lat zarówno na terenie Warszawy jak i Gdańska. Gdzieś w zakamarkach wspomnień, Aleksander nawiązuje do obecności w ich domu guwernantki Esther, nie pozwalając, aby umknęły uwadze czytelnika często bardzo tragiczne w skutkach sytuacje dotyczące zarówno miejsc jak i zachowania określonych ludzi.

Kiedy przeczytałam, że ta książka otrzymała Nagrodę Fundacji Kultury, to nie byłam tym faktem zaskoczona, ponieważ na tych 347 stronach autor zamieścił tyle ważnych i ciekawych wątków, że od stron książki trudno mi się było oderwać.

Styl pisarski tego autora jest dość specyficzny. Chwin nie tyle pisze, co maluje słowami i czytając jego książki, człowiek z wyobraźnią i odrobiną zmysłu artystycznego potrafi treść zamienić w piękne obrazy. Chociaż czasami chaotycznie wyrwane myśli, przez jakiś czas zmuszają do głębszego zastanowienia się na kontynuowaną treścią, to czytanie można porównać do łódki spokojnie płynącej po jeziorze, gdzie od czasu do czasu wiatr przechyla ją raz w jedną, raz w drugą stronę.

„Esther”, to powieść obyczajowa w której zawarte są wszystkie ludzkie uczucia, poczynając od miłości, przyjaźni, odpowiedzialności za drugiego człowieka, na nienawiści, strachu i rozpaczy kończąc.

Zanim sięgnęłam w głąb tej książki zwróciłam uwagę najpierw na jej okładkę. Nie należę do osób, które wybierają książki do czytania sugerując się wyglądem zewnętrznym, bo często za piękną okładką jest tak pusta fabuła, że szok… ale bywa też i odwrotnie. Tym razem jednak, okładka mnie przyciągnęła i domyślając się zmysłowości jaką znajdę w środku, nie pomyliłam się. Ta, trochę baśniowa postać kobiety towarzyszyła mi przez cały czas czytania.

Nie jest to literatura lekka, łatwa i przyjemna,  jest to literatura bardzo ambitna, ponieważ wymaga wysiłku umysłowego, która zostawia trwały ślad w głowie, a nie zostaje zapomniana równie szybko jak została pochłonięta. Podejrzewam, że znalazłyby się osoby, które niewiele zrozumiałyby z treści, ale kiedy tak głębiej się zastanawiam nad tego typu literaturą to wiem, że warto czytać takie właśnie książki, bo oprócz oderwania się od rzeczywistości i przeznaczenia swojego wolnego czasu na odpoczynek, czytelnik wynosi jeszcze w bardzo ciekawy sposób przekazaną wiedzę dotyczącą zarówno historii jak i obyczajów ludzi żyjących kiedyś dawno temu.

 



SKAZANIEC – Krzysztof Spadło

obieg zamkniętywędówka książki

 Książka przywędrowała do mnie dzięki akcji na FB – OBIEG ZAMKNIĘTY (grupa – Czytamy Polskich Autorów), gdzie czytelnicy przekazują sobie książki, dzieląc się własnymi spostrzeżeniami. Każdemu, kto ma konto na Facebooku polecam tę akcję 🙂

Krzysztof Spadło

Krzysztofie Spadło niewiele znalazłam informacji, wydaje mi się, że jest na rynku książkowym jeszcze mało znanym autorem, aczkolwiek mam nadzieję, że kiedyś „zabłyśnie”. Zadebiutował w zeszłym roku zbiorem dziesięciu opowiadań z pogranicza horroru i science-­fiction. Zaimponował mi jednak tym, że dąży do tego aby jego dzieła nie trafiały do szuflady, a były udostępnione szerszej grupie czytelników – wydaje książki sam.

Skazaniec

Wydawca: Krzysztof Spadło rok 2013

stron 426

Skazaniec to thriller, który prawie od pierwszej strony przykuwa jak „kajdany”. 

Do polskiego więzienia we Wronkach trafia młody mężczyzna, z dożywotnim wyrokiem. Od początku musi pogodzić się z faktem, że w tym miejscu są osoby dominujące i podlegające hierarchii nie tylko więziennych pracowników ale również współwięźniów. Nie tylko krnąbrne zachowanie powoduje lawiny bólu i upokorzeń, ale czasami sam fakt, że jest się przez kogoś po prostu nielubianym. Młody Żabikowski czyli Ropuch, jak nazywają go współwięźniowie bardzo szybko „ustawia” się w społeczności więziennej dzięki znajomości stolarki, która jest jego kartą przetargową uwzględniając wyjątkową zdolność wręcz artystycznego wykonawstwa powierzonych mebli. Więzienie, które do końca życia zastąpiło mu dom jest jego opoką i koszmarem jednocześnie. Antypatycznie nastawiony do młodego mężczyzny jeden z wyższych rangą pracowników skutecznie utrudnia życie Żabikowskiemu, nie zdając sobie sprawy z tego, że każdy kolejny cios wymierzony w niego, wzmacnia jego siłę i wiarę w siebie. Jak to jednak w takich miejscach bywa, Ropuch brutalnie przekonuje się o tym do czego mogą zdolni być ludzie zamknięci za murami, którzy w imię przyjaźni czy sympatii potrafią tylko ubić dobry interes.

Losy Żabikowskiego opisane w książce przypadają na lata dwudzieste ubiegłego stulecia i wspomnienia często przerywane są historycznymi opisami sytuacji w kraju i na świecie. Autor treść swojej książki umieścił we wspomnieniach, które opowiada czytelnikowi młody więzień.

Mimo ponurej fabuły, bo przecież więzienna egzystencja do miłych nie należy i mimo wielu brutalnych scen opisanych nie czułam „niesmaku” czytania, chyba dzięki temu, że nawet te najbrutalniejsze sceny opisane były z pewnego rodzaju „delikatnością”. Zabierając się za tę lekturę spodziewałam się, że będą bardziej drastyczne.

Trochę brakowało mi takiego podziału na rozdziały, ale widocznie autor miał taką wizję swojej książki a nie inną.

Książka napisana bardzo ciekawym językiem, prostym i trochę może poetyckim jak na taki gatunek literatury, ale mimo źle poskładanych w kilku miejscach czcionek tekstu, mam tu na myśli pisane zdania w jednej ciągłości, np.”niebyłożadnątajemnicą”, to nie miałam problemu z czytaniem, ponieważ sama treść mnie na tyle zainteresowała, że przestałam na takie detale zwracać uwagę.

Muszę napisać też o okładce, bo często zwracam na nią uwagę zanim zagłębię się w treść książki. Podoba mi się, bo na sam widok czuje się, że nie będzie to lektura lekka, łatwa i przyjemna, że kryje się za nią jakaś brutalna rzeczywistość, która może wstrząsnąć czytelnikiem.

Gratuluję autorowi pomysłu na zareklamowanie swojego dzieła w postaci filmiku, myślę, że po jego obejrzeniu, potencjalny czytelnik będzie już wiedział, czy chce przeczytać tę pozycję czy nie.

 Polecam książkę z czystym sumieniem, chociaż nie jest to lektura typowo kobieca. Nie jest to książka, która odpręża po ciężkim dniu pracy, myślę jednak, że jak już ktoś sięgnie po nią, to będzie ją czytał bez wyrzutów sumienia, straconego czasu.

 

 



DIECI PLANETY ZIEMIA – Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska, pseudonim „Eviva” to warszawianka, urodzona w 1966 roku. Ukończyła Studium Medyczne na wydziale elektroradiologii. Od dwudziestu pięciu lat pracuje w szpitalu dziecięcym. Jest fanatyczną miłośniczką wszystkiego, co porusza się na czterech łapach, za pomocą skrzydeł, płetw lub zgoła bez żadnej pomocy. Od 2010 roku działa aktywnie w Stowarzyszeniu Treksfera, polskim zgromadzeniu fanów Star Treka. Pisze od dwunastego roku życia, głównie powieści awanturnicze. W dorobku posiada kilkanaście e-booków oraz trzy książki wydane w tradycyjny sposób, powieść sf „Dusza”, kontynuacja jej, „Kawalkada”, oraz powieść fantasty „Jesteś na to zbyt młoda”.

Dzieci planety Ziemia

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2013

stron 314

Dzieci planety Ziemia, to opowieść o grupie ludzi, którzy po katastrofie, jaka dotknęła Ziemi, błąkając się przez dwa miesiące, lądują na nieznanej planecie.

Na planecie Patris ląduje kilka promów kosmicznych, z ludźmi, którzy przekonani o zagładzie Ziemi, próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nowym środowisku. Skrupulatnie badają wszystko co nowe, smakują nowych roślin, poznają obce im dotąd zwierzęta czasami narażając własne zdrowie i życie. Skomputeryzowane życie, które pozbawione jest wielu naturalnie ludzkich cech ma być łatwe, miłe i wygodne, ale czy takie jest?

Głównym zadaniem przybyszy jest założenie kolonii, która zastąpiłaby im to, co utracili. Wszystko jednak musi być dokładnie zaplanowane i wykonane według z góry określonego schematu. Zwykłym ludziom towarzyszą androidy, które w specyficzny sposób zaspokajają potrzebę towarzystwa, bliskości drugiego człowieka, niesienia pomocy w każdej sytuacji. Androidy w wielu przypadkach zastępują ludzi, chociaż nie mogą pochwalić się czymś tak ważnym dla człowieka jak uczucia.

Któreś dnia na Patris pojawia się ślad istnienia innych ludzi, prawdopodobnie potomków zaginionych członków innej ekspedycji, która dotarła na tę planetę kilkadziesiąt lat wcześniej. Pojawia się również ogromne zagrożenie dla wszystkich, którym jest… ( tego nie zdradzę, aby rozbudzić ciekawość potencjalnego czytelnika).

Książka jest wprawdzie wytworem wielkiej wyobraźni autorki, ale jest jednocześnie ogromną skarbnicą wiedzy dotyczącej różnych dziedzin życia. Duża dawka fantazji miesza się z szarą rzeczywistością, która w każdym miejscu i każdym czasie bywa bardzo do siebie podobna. Autorka w bardzo ciekawy sposób połączyła ze sobą różne wątki, wykorzystując do tego wyjątkową znajomość dziedzin często bardzo odległych przeciętnemu człowiekowi. Bogate słownictwo i wiedza zarówno techniczna, a także z takich dziedzin jak biologia, mikrobiologia, biochemia czy elektrotechnika pozwalają tę lekturę wyróżnić. Nie jest książka lekka, łatwa i przyjemna o wszystkim i o niczym, ot takie sobie romansowe czytadło, ale coś głębszego. Na około 300 stronach znalazły się różne wątki. Znaleźć tam możemy wątek miłosny, kryminalny, obyczajowy jak i thriller.

Urzekły mnie w niej szczególnie dwa fragmenty. Wśród twardości życia jakie przypadło w udziale nowym mieszkańcom planety Patris, znalazły się uczucia takie jak pragnienie ciepła, miłości, czy troska o zranione zwierzę, które wcześniej było potencjalnym zagrożeniem.

Przyznam szczerze, że do połowy książki czytałam z lekkim luzem, ot tak dla samej przyjemności czytania. Myślę, że spowodowane to było przeświadczeniem, że „nie przepadam za literaturą sf”, książki czy filmy typu „Star Trek”, być może fascynowały mnie, ale kilkadziesiąt lat temu. Jednak przyznam szczerze, że po przekroczeniu drugiej połowy tej lektury, nie mogłam się już oderwać, książka pochłonęła mnie całkowicie. Treść fabuły od czasu do czasu przerywana Kroniką Estrelli Solis, czyli zapiskami prowadzonymi przez archiwistkę grupy, jakby dodawały autentyczności wydarzeniom.

Patrząc na okładkę, bardzo zmysłową i ładną jak dla mnie, która przedstawia w moim mniemaniu dwa światy, nie domyślałam się tego, co znajdę za nią. Twarda, skalista góra symbolizująca twarde zasady życia na Patris i słoneczny, zielony zakątek kojarzony z rajem, symbolizujący pragnienie ciepła i ludzkich uczuć, to wszystko, co na małym obrazku zgromadzone jest w środku książki za pomocą liter.

Jeśli chodzi o sam tekst, to nie będę się nad tym zbytnio wywodziła, bo sama autorka potrafi zainteresować czytelnika, jak to jest potem poskładane to już inna sprawa. Wydawnictwo dopiero raczkuje, dlatego nie zwracałam zbytniej uwagi na to jak została ksiązka wydana i chociaż na przykład, zbyt wysunięte akapity sprawiały mi trochę dyskomfortu czytelniczego, to sama treść książki mi to rekompensowała.

Polecam lekturę Luizy Dobrzyńskiej, ale tylko tym, którzy lubią na chwilę przenieść się w inny wymiar czasu i przestrzeni. Czytelnicy lubiący telenowelowe lub typowo kryminalne powieści nie znajdą w tej książce nic dla siebie ciekawego.

Jednak te osoby, które lubią wyzwania czytelnicze, myślę, że będą mieli niezłą ucztę.

 Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

 

 

 



Napisz do mnie
maj 2024
P W Ś C P S N
 12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/