LITERATURA POLSKA
CÓRKA CZAROWNICY – Anna Klejzerowicz
Anny Klejzerowicz chyba nie muszę przedstawiać osobom odwiedzającym mój mały świat książek. Przeczytałam chyba wszystkie jej powieści i wciąż mam pewien niedosyt. A jeden z bohaterów nawet śnił mi się kilkakrotnie 🙂 i wciąż czekam na jego kolejne śledztwa dziennikarskie.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka rok 2013
stron 312
Córka czarownicy to druga część powieści obyczajowych napisanych przez tę autorkę, chociaż… myślę, że chyba mogę tę książkę zaliczyć do kryminałów, z których autorka jest bardziej znana.
Małgosia jest studentką weterynarii, która przyjechała na wakacje do swoich przybranych rodziców do małej miejscowości pod Gdańskiem. Dziewczynka została pół sierotą w wieku około siedmiu lat, na szczęście po śmierci jej matki odnalazł się biologiczny ojciec i dzięki temu dziecko wychowywane przez las i zwierzęta a całkowicie zaniedbane przez matkę alkoholiczkę zyskało dwa domy i kochających rodziców. Pewnego dnia Małgosia przegląda zdjęcia wykonane przez jej przyjaciela i nagle w jej umyśle zaczyna się jakaś złowieszcza walka myśli. Powraca trauma z dzieciństwa, na jawie i w snach powracają obrazy, które zostały wyparte ze świadomości dziecka. Nikt nie wie co się dzieje w głowie dziewczyny, która z dnia na dzień staje się dla wszystkich niedostępna. Wszyscy jednak starają się jej pomóc. Co takiego wydarzyło się w przeszłości? Co zobaczyła lub co przeżyła mała dziewczynka, z czym teraz nie potrafi sobie poradzić dorosła kobieta? Czy bolesne wspomnienie z przeszłości zostanie pokonane przez odwagę teraźniejszości?
Pierwsza część – „Czarownica” została przyjęta przeze mnie dobrze, chociaż cały czas utrzymuję się w przekonaniu, że autorkę bardziej wolę w powieściach kryminalnych. Jednak pierwsza „Czarownica” zaintrygowała mnie do tego stopnia, że postanowiłam poznać jej kolejne części. Wiadomo – babska ciekawość nie zna granic.
Mimo iż kupiłam kolejne „czarownice” dość dawno temu, do czytania ich zabrałam się teraz. I… drugą część czyli „Córkę czarownicy” pochłonęłam dosłownie w trzy wieczory a kolejną „Sekret czarownicy” już prawie kończę i gdyby nie to, że chciałam się podzielić swoją opinią po przeczytaniu wcześniejszej, teraz siedziałabym i czytała.
Jeżeli ktoś sugerując się tytułem spodziewa się czarnej magii, praktyk czarownic itp. to myślę, że się trochę rozczaruje, chociaż muszę przyznać, że pewnego rodzaju magia towarzyszy podczas czytania. W tej części autorka już nie mogła powstrzymać się bez wątku kryminalnego, za co jestem jej bardzo wdzięczna i myślę, że ona bez kryminałów chyba również nie może się obyć. Fabuła skonstruowana tak, że każdy kolejny wątek wciąga jak magnes. Tajemnice przeplatają się ze zwykłymi czynnościami dnia codziennego, co dodaje powieści swoistego smaczku.
Autorka w bardzo ciekawy sposób ukazuje kolejne osoby, w których emocje walczą ze zdroworozsądkowymi poczynaniami, ale świadczy to na korzyść zarówno treści jak i osobowości bohaterów. Jest to lektura łatwa w czytaniu, ale chyba trochę trudna w odbiorze. Walczące ze sobą emocje nie mogą być łatwe, tym bardziej, że z punktu widzenia psychologicznego są często zmorą normalnego, spokojnego życia.
Główna bohaterka – Małgosia jest dziewczyną niezwykle pogodną, chociaż jej wczesne dzieciństwo nie należało do łatwych i przyjemnych. Jako dorosła osoba stara się nie pamiętać tych złych chwil, docenia to co zrobili dla niej inni ale… gdzieś w środku walczy z trudną do opisania traumą, nie wiedząc dokładnie co się z nią dzieje. Kiedy w czasie czytania powieści analizowałam zachowania dziewczyny zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo można pogubić się we własnych emocjach. Jak jeden mały incydent z przeszłości może czasami rozdrażnić wewnętrzny spokój.
Ta książka jest nie tyle o zmaganiach się z koszmarami, które wyparte przez świadomość wracają w najmniej odpowiednim momencie, co o wewnętrznej walce z samym sobą.
Jak już wspomniałam wcześniej książkę dosłownie pochłonęłam, po przeczytaniu jej miałam jednak pewien mętlik w głowie, czyżby wróciły jakieś wspomnienia z mojej przeszłości? Chyba każdy z nas przeżył w życiu coś takiego o czym chciałby zapomnieć, ja staram się „magazynować” tylko te dobre chwile, te złe natomiast tak jak bohaterka książki – wypieram ze swojej świadomości.
Wszystkie trzy książki zostały napisane tak, że można je czytać jako całość zaczynając od „Czarownicy” lub czytać oddzielnie, ponieważ autorka tak sprytnie rozlokowała fabułę, że nawet jak się nie przeczytało poprzedniej to wszystko zostaje w skrócie przedstawione w tej obecnej.
Polecam tę powieść nie tylko osobom preferującym współczesną powieść obyczajową, w tej książce znajdziecie sporo bardzo ciekawych wątków, począwszy od wątku psychologicznego aż do wątku kryminalnego. Ta lektura jest jak magnes, jak raz przyciągnie to nie puści. Mnie omotała do tego stopnia, że po skończeniu jej natychmiast zabrałam się za czytanie kolejnej części. Gdybym wiedziała, że te czarownice tak zawładną moim czasem to już dawno miałabym je za sobą, ale… „co się odwlecze to nie uciecze”.
Polecam również inne książki tej autorki i przyznam szczerze, że już nie mogę się doczekać kolejnej.
MORALNOŚĆ PANI PIONTEK – Magdalena Witkiewicz
O Magdalenie Witkiewicz nie będę pisała, ponieważ gościłam ją już u siebie tyle razy, że ktoś kto tutaj wpada, z pewnością zna ją już tak dobrze jak ja. Jej książki często czytam i kupuję dla terapii, ponieważ wiem, że skutecznie poprawią mi humor. Wiem, że nie wszystkie są dla mnie happy-terapią, ale wszystkie mają pozytywne zakończenia a to już z pewnością JEST terapia.
Wydawnictwo FILIA rok 2015
stron 294
Moralność pani Piontek to romantyczna komediowa obyczajowa, po którą sięgnęłam całkiem świadomie, aby rozjaśnić sobie odrobinę szarówkę dnia codziennego.
Gertruda Poniatowska, de domo Piontek to dość nadopiekuńcza mama, ekscentryczna kobieta i zapatrzona w siebie, wkurzająca żona. Jej jedyny syn jest poważnym lekarzem ginekologiem, ale mimo swoich 35 lat wciąż jest singlem mieszkającym z rodzicami. Któregoś dnia Augustyn (syn pani Gertrudy) postanawia jednak odciąć się od pępowiny mamusi i wynajmuje dla siebie mieszkanie. Dziwnym zbiegiem okoliczności tego samego dnia do owego mieszkania wprowadza się również młoda kobieta, która również to mieszkanie wynajęła od uroczej pani Halinki. W wynajętym przez Augustyna i Anulę mieszkaniu bardzo częstym gościem jest serdeczny przyjaciel młodego Poniatowskiego, który… no cóż… nie mam zamiaru zdradzać szczegółów. Czy pani Gertruda pogodzi się z odejściem syna z domu? Czy mamusia pozwoli synkowi na poważny związek z uroczą studentką dorabiającą sobie w szpitalu jako salowa? Co się wydarzy, kiedy wszyscy będą przekonani, że pani Poniatowska (Piontek) wyjechała na samotny urlop za granicę?
Jak już wspomniałam wcześniej po książkę sięgnęłam świadomie w wiadomym celu. Po (moim ukochanym) „Milaczku”, „Pannach roztropnych” czy „Szczęściu pachnącym wanilią” wiedziałam czego mogę się spodziewać. I… nie pomyliłam się.
Autorka ma wyjątkowy dar odgarniania smutków, chandry czy po prostu jesienno-zimowych smuteczków. Ciekawie przedstawieni bohaterowie książki, których osobowości są tak różne i fascynujące, wprost sami zapraszają do fabuły. A ta z kolei jest tak skonstruowana, że nie można się przy tej książce nudzić. Przyznam szczerze, że kilkakrotnie uroniłam łezkę ze śmiechu, ale… i raz czy dwa z innych powodów. Niby sielska opowieść o nadopiekuńczej matce a jednak gdzieś głęboko ukryta jest w tej mamusinej miłości zwykła troska o dziecko. Która z nas nie chciałaby dla swojego dziecka wszystkiego co najlepsze?
W tej książce można znaleźć miłość nie tylko tę przepełnioną romantyzmem dwojga zakochanych w sobie młodych ludzi, ale również miłość tę dojrzałą, taką o której czasami nie myślimy i uświadamiamy sobie jej istnienie dopiero w sytuacjach o jakich nawet nie śmielibyśmy wcześniej pomyśleć.
Ciekawe, bardzo zabawne dialogi ułożone z krótkich, ale wyraźnie przekazujących sens zdań, to jeden z plusów tej książki. Może właśnie dzięki nim (tym dialogom) czyta się tę lekturę szybko, a nawet mogę powiedzieć bardzo szybko.
Mimo różnych osobowości bohaterów, nie można tych osób rozgraniczyć na te złe i te dobre. Dla mnie po prostu nie było tam negatywnych bohaterów, ponieważ każdy z nich miał w sobie jakiś potencjał pozytywu. Nawet tytułowa pani Piontek – (…) kobieta ekscentryczna, harpia i pirania pijąca kawę tylko z porcelanowych filiżanek i uwielbiająca drogie buty na obcasie (…) jest kimś, kogo nie można n i e l u b i ć.
Muszę dodać, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę, od razu wiedziałam, że chcę tę książkę nie tylko przeczytać ale MIEĆ.
Osoby, które udało mi się namówić do przeczytania tej powieści, uczciwie przestrzegam, aby przygotowały się na ból… szczęki, ja taki właśnie miałam po skończeniu lektury. To cudowna książko terapia, w sam raz na szarugę za oknem czy chociażby na chwileczkę zapomnienia. Polecam tę cudowną komedię romantyczną nie tylko czytelnikom preferującym taką literaturę, i cieszę się, że wśród naszych – rodzimych autorów mamy takie pisarki, które potrafią na jakiś czas rozjaśnić nasze życia. Wiem, że potrzebujemy książek różnych, ja na przykład czytam prawie wszystko od literatury poważnej po takie lekkie, łatwe i przyjemne książki z gatunku literatury kobiecej. Wszystko zależy od mojego nastroju. Mam swoich ulubionych pisarzy/pisarki których książki kupuję „w ciemno”, bo wiem, że nigdy nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Do takich autorek mogę zaliczyć właśnie tę.
Polecam również inne książki Magdaleny Witkiewicz, które zdążyłam poznać i ciekawa jestem, czy wśród moich znajomych (czytających) jest ktoś kto nie przeczytał żadnej z jej książek.
BIURO PRZESYŁEK NIEDORĘCZONYCH – Natasza Socha
Natasza Socha to kolejna polska pisarka, która chyba będzie częstym gościem w moich skromnych książkowych progach. Jest nie tylko pisarką ale dziennikarką i felietonistką. Urodziła się w Poznaniu. Dziś czas dzieli między stolicą Wielkopolski, a niewielką niemiecką wsią, gdzie oddaje się twórczości literackiej. Zajmuje się również ilustrowaniem książek dla dzieci, a także malarstwem.
Wydawnictwo Pascal rok 2016
stron 302
Biuro Przesyłek Niedoręczonych to taka trochę opowieść wigilijna, powieść w której magia zbliżających się świąt miesza się z losami wielu osób.
Zuzanna jest młodą singielką, mieszkającą razem z ulubionym zwierzątkiem – lotopałanką karłowatą. Kiedy zaczyna pracę w Biurze Przesyłek Niedoręczonych nie spodziewa się tego, że z powodu pewnych listów wysyłanych od kilkudziesięciu lat przez te same osoby, jej czas przedświąteczny będzie bardziej ekscytujący niż wszystkie inne do tej pory. Dwoje ludzi od ponad 30 lat nie może się spotkać, chociaż są w sobie bardzo zakochani, ponieważ ich listy nie trafiają do docelowych adresatów. Zuzanna łamiąc tajemnice korespondencji postanawia zrobić wszystko, aby doprowadzić do ich spotkania. Ma czas tylko do Wigilii, bo potem może być już za późno. W osiągnięciu celu pomaga jej koleżanka z pracy, która stara się spełniać marzenia dzieci piszących listy do Św. Mikołaja, listy – które również nie docierają co adresata. Czy uda się obu paniom doprowadzić sprawy do szczęśliwego zakończenia? Czy smutny starszy pan, ekscentryczny sąsiad Zuzanny będzie ją wspierał czy potępi jej zapał? I kim tak właściwie jest Mila, koleżanką z pracy czy…?
Twórczości tej autorki chyba nie trzeba zbytnio polecać, bo kto przeczytał chociaż jedną jej książkę z pewnością nabierze ochoty na więcej. Niby nostalgiczna opowieść o miłości, tęsknocie, oczekiwaniu na cud ale doprawiona sporą dawką humoru zmienia poważny wątek w bajkę dla dorosłych. Dla mnie to była właśnie taka piękna Opowieść Wigilijna, która może się zdarzyć w każdym mieście i każdej osobie. Czasami powinniśmy wierzyć w cuda i trochę pomóc losowi aby jakiś wątek czyjegoś życia mógł się zakończyć Happy Endem.
Pozwolę sobie zacytować fragment:
(…) pamiętaj, że cuda nie muszą być czymś niezwykłym, nadprzyrodzonym i wielkim. To mogą być zwykłe i najbardziej banalne wydarzenia z dnia codziennego, pod warunkiem jednak, że danej osobie przynoszą pożądany efekt. (…)
Dla osób funkcjonujących jedynie w świecie wirtualnym, elektronicznym… listy pisane metodą tradycyjną, mogą wydawać się już mocno przestarzałe, ale czy nie jest pięknie otrzymać taki list? Przyznam szczerze, że kiedyś bardzo lubiłam pisać listy, a wśród swoich znajomych mam dwie takie osoby z którymi nadal korespondujemy tradycyjnie, wyczekując kolejnej koperty jak za dawnych lat.
W tej powieści autorka podkreśla nie tylko rolę korespondencji tradycyjnej w naszym zagonionym, skomputeryzowanym świecie, ale pokazuje jej urok, magię słów, które umieszczone na kartce papieru mogą być zarówno źródłem radości i szczęścia co nostalgii. Ta piękna opowieść oparta o korespondencję dwojga przypadkowo spotkanych przed laty ludzi uświadamia nam, że marzyć i tęsknić za kimś można przez całe życie.
Ta książka jest pełna dowcipnych i zabawnych sytuacji, ale jednocześnie fabułą wzrusza do łez. Pełna zaskakujących niespodzianek i ciepłych scen nie pozwala na oderwanie się od jej stron. To magiczna opowieść o trudnych relacjach międzyludzkich, o napełnionych nadzieją ludzkich losach i wręcz niespotykanej miłości. Przepełniona empatią i życzliwością oraz wiarą w drugiego człowieka wkrada się cichutko w zachowania z pozoru zwykłych ludzi.
Autorka ma niespotykany talent kreowania poważnych wątków przeplatanych zabawnymi dialogami i urozmaiconych dawką dobrego humoru. Jej bohaterowie są tak różni, jak różne są płatki śniegu.
Myślę, że jest to odpowiednia lektura do przeczytania w okresie nadchodzących świąt, tym bardziej, że nieszablonowa okładka wręcz zachęca do sięgnięcia po tę książkę.
Czy jest to bajka? Czy jest to po prostu piękna, nietypowa Opowieść Wigilijna… niech oceni ten, kto zdecyduje się na sięgnięcie po tę książkę, ja w każdym bądź razie zachęcam do przeczytania. Pozwólmy sobie na odrobinę refleksji i zadumy, pozwólmy sobie na wiarę w cuda, które w okresie bożonarodzeniowym wielu ludziom się spełniają. To nie jest typowa książka o miłości, ale o konsekwencjach zwykłej ludzkiej życzliwości, o empatii i sile niesienia radości.
Polecam również inne książki tej autorki, które do tej pory przeczytałam. Z każdą kolejną jej książką uświadamiam sobie, że nie jest to ostatnia lektura tej pisarki, po którą zdecydowałam się sięgnąć.
SAMOTNOŚĆ WE DWOJE – Agnieszka Lis
Agnieszka Lis gościła już w moim świecie książek. To polska pisarka, która z wykształcenia jest pianistką i dziennikarką. Przez wiele lat pracowała jako handlowiec w wielkich korporacjach. Uczy muzyki, gry na fortepianie, prowadzi zajęcia „uczytelniające” dla dzieci – gdzie razem czytają, rysują i rozwijają wyobraźnię. Prowadzi warsztaty kreatywnego pisania i szkolenia pisarskie. W roku 2010 została laureatką konkursu na najlepsze kobiece opowiadanie erotyczne. Jej opowiadanie Płomień cedru zostało wydrukowane w antologii Rozkoszne, która została bestsellerem wydawnictwa za rok 2010. Przez wiele lat publikowała w branżowych czasopismach muzycznych – takich jak Hi-Fi i Muzyka, gdzie była także redaktorem odpowiadającym za dział „Muzyka, płyty audiofilskie”.
Wydawnictwo Replika rok 2011
stron 238
Samotność we dwoje to współczesna powieść psychologiczna z gatunku literatury kobiecej.
Maja i Adam to młode, bezdzietne małżeństwo, które w oczach znajomych i przyjaciół uchodzi za wyjątkowo wzorowe. Ona spełnia się zawodowo błyskawicznie wspinając się po szczeblach kariery, on z mniejszymi ambicjami zawodowymi czuje się w swojej pracy stabilnie. Niby wszystko jest super, a jednak czegoś w tym idealnym małżeństwie brakuje. Ona coraz bardziej uciekając w pracę nie zauważa jego samotności a on szukając szczęścia próbuje odnaleźć je w ramionach innej kobiety. Kiedy wreszcie dociera do nich, że to ich małżeństwo tak właściwie już nie istnieje postanawiają po raz ostatni spędzić wspólnie urlop. Czy wspólny wyjazd zmieni coś w ich relacjach? Czy odnajdą się na nowo? Czy ten urlop spędzony w pięknych zakątkach Chorwacji będzie jedynie przypieczętowaniem ich rozstania?
Książka została napisana dość specyficznie, w osobie pierwszej, w formie pamiętnika pisanego przez… mężczyznę. Przyznam szczerze, że nie często zdarza mi się czytać coś takiego, literatura kobieca kojarzy mi się szczególnie z przemyśleniami kobiet, a tu taka niespodzianka. Chociaż… może nie do końca, ale nie zdradzę szczegółów, ponieważ zaskakujące zakończenie przenosi czytelniczkę/czytelnika w zupełnie inny, trochę bardziej kobiecy świat.
Jest to powieść wyjątkowo refleksyjna, pisana z punktu widzenia mężczyzny, być może wielu kobietom da sporo do myślenia. Nam wydaje się często, że to my – kobiety – jesteśmy w związkach zaniedbywane, rutyna, codzienne obowiązki, sztuczne uprzejmości to często maksimum tego czego doznajemy w małżeństwie, które miało być bajkowe, cudowne i cały czas bardzo ekscytujące. Ale jak często same doprowadzamy do tego, że ta nasza piękna bajka zaczyna być po prostu nudna. Przecież dwojga kochających się ludzi nie scalają tylko wspólne posiłki, wspólne oglądanie telewizji czy rozmowy o wszystkim i niczym. Jak często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że sami zabijamy tę magię, która tak pięknie kiedyś iskrzyła.
Nie jest to lektura łatwa, ponieważ dotyka jednej z najpoważniejszych stron naszego życia, dotyka doznań miłosnych często zaszufladkowanych gdzieś głęboko w naszych sercach i umysłach. Ukazuje nam, że nie wszystko w życiu jest takie jaki wykreowała nasza miłosna wyobraźnia. Myślę, że uświadamia nam, że miłość nie polega tylko na patrzeniu sobie w oczy i trzymaniu się za rękę. Miłość to nie tylko cudowny seks, to często wielkie, trudne wyzwania z którymi musimy mieć odwagę walczyć i… mieć odwagę o nich mówić. Nic tak nie łączy ludzi jak szczera rozmowa, kiedy jej zabraknie, to z pewnością coś w tym związku pęknie i nie zawsze można to naprawić.
Książka jest napisana prostym językiem, ale piękną polszczyzną, mam tu na myśli brak tak często ostatnio spotykanych wulgaryzmów. Ciekawe dialogi i intrygująco przedstawione osobowości bohaterów, to z pewnością nie jedyne atuty tej powieści. Do tego malowniczy język wprowadzony przy opisach przyrody. Na przykład pięknie opisany Park Narodowy Jezior Plitwickich wprost zaprasza do odwiedzenia tego miejsca.
Nie wiem, czy zachęciłam kogoś do przeczytania tej powieści, ale polecam ją całym sercem. Trochę nostalgii, przemyśleń, refleksji… zwłaszcza w okresie przed Świętami Bożego Narodzenia przyda się chyba każdemu. Czy nie warto czasami zatrzymać się i przeanalizować wszystko to, co ma wpływ na bycie lub nie bycie szczęśliwym, bycie sobą takim, jakim postrzegała nas druga osoba dawno temu? To nie jest książka tylko dla kobiet, chociaż uważam, że to one z pewnością są głównymi odbiorczyniami tej lektury. Moim zdaniem, jest to książka o własnej odwadze, o wewnętrznej sile jaka w nas drzemie, tylko czasami schowana jest gdzieś w zapomnianych zakamarkach. Jest to opowieść o miłości, która rozpalona żarem młodości i fantazji zostaje drobnymi, z pozoru mało dostrzegalnymi kroczkami odpychana gdzieś poza granice tego uczucia. To książka o samotności, którą często sami sobie fundujemy.
Polecam również inną książkę tej autorki, i przyznam szczerze, że po przeczytaniu tych dwóch powieści mam wielką ochotę na więcej.
DZIECKO LAST MINUTE – Natasza Socha
Natasza Socha gościła już na moim blogu, jej poczucie humoru w połączeniu z realizmem życiowym przekonały mnie do sięgnięcia po kolejne jej książki. Urodziła się w Poznaniu w 1973 roku. Jest dziennikarką, felietonistką, pisarką, a także malarką i ilustratorką. Obecnie mieszka pod Akwizgranem w Niemczech. Jest absolwentką dziennikarstwa i nauk politycznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Przez wiele lat pracowała jako dziennikarka. Zadebiutowała powieścią „Macocha”, która została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników. Do tej pory ma na swoim koncie już kilka powieści obyczajowych, w których w dowcipny sposób pisze o sprawach poważnych, podbijając serca wszystkich, którzy czytają jej twórczość. Jest artystyczną duszą, maluje akwarele, a także tworzy ilustracje do dziecięcych bajek.
Wydawnictwo Pascal rok 2016
stron 350
Dziecko last minute to współczesna powieść obyczajowa napisana z dużą dawką humoru.
On, Ona, były-obecny mąż, była żona i Ono. Taki skrót albo oznacza wielki dramat albo… dobrą zabawę.
Kalina ma 46 lat uciekając przed myślami o nadchodzącej „starości” (?), która jawi się jej perspektywą zbliżającej się menopauzy wyjeżdża na wakacje, pozostawiając swoją dorosłą córkę oraz matkę w niemałym zaskoczeniu. Podczas urlopu poznaje sympatycznego pana (po przejściach), który jest kimś w rodzaju atrakcji urlopowej, dającej sporo satysfakcji i prawie zapomnianego seksu. Efektem tej spontanicznej, aczkolwiek przyjemnej znajomości jest… ciąża. Dla Kosmy (ojca dziecka) jest to coś w rodzaju euforycznego spełnienia się w roli taty, a dla obojga ogromne wyzwanie. Życie nie tylko Kaliny i Kosmy zostaje wywrócone do góry nogami. Czy Kalina uzna to późne macierzyństwo za dar od losu czy drwinę losu? Czy jej ciąża jest wynikiem nieodpowiedzialności, kryzysem wieku średniego czy miłą niespodzianką?
Na książkę miałam ochotę jak tylko zobaczyłam jej zapowiedź. Znając już odrobinę „pióro” autorki, wiedziałam, że zakup tej lektury jest przemyślanym zakupem. Na szczęście nie pomyliłam się co do oczekiwań i dzięki książce spędziłam kilka cudownych wieczorów, które wpłynęły na moją jesienną chandrę bardzo pozytywnie.
Jest to opowieść nie tylko o dylemacie dojrzałej kobiety, która została obdarowana przez los czymś, a właściwie kimś, czego (ciąży)/kogo (dziecka) się nie spodziewała. Późne macierzyństwa są podobno teraz w modzie, ale za tym trendem mody idzie ten, kto świadomie podejmuję decyzję. W tej powieści autorka w dość humorystyczny, żeby nie powiedzieć odrobinę ironiczny sposób pokazuje jak mogą wyglądać reakcje przyszłych rodziców, (którzy bądź co bądź młodość już dawno mają za sobą) na nieplanowaną ciążę, przedstawia relacje byłych małżonków, którzy z takich czy innych względów nie potrafią pogodzić się ze zmianami (czy szczęściem) u tej drugiej strony. Poznajemy również relacje między matką a dorosłą córką, relacje nie zawsze łatwe ale bardzo realistyczne.
Emocje jakie towarzyszą podczas czytania, sprowokowane odbieraniem emocji bohaterów, gdzie szczęście miesza się ze strachem i niepokojem to coś, czego nie można pominąć ani w życiu ani przy czytaniu o tym. I chociaż nie dotyczy to nas bezpośrednio, każdy czytelnik znajdzie w tym coś, co może skojarzyć z własnymi doświadczeniami życiowymi.
Bardzo ciekawie została w tej lekturze przedstawiona postawa byłych małżonków naszych bohaterów – „pies ogrodnika – samemu nie zje ale i drugiemu nie da”. I chociaż relacje obu stron zostały zaprezentowane w świetle bardzo pozytywnym, małżonkowie mimo rozstania żyli nadal w komitywie może nie przyjaźni co poprawnych stosunków rodzinnych, to trudno było mi opowiedzieć się po którejkolwiek stronie.
Rozterki przyszłych rodziców, przeplatane uczuciami radości z powodu nadejścia nowego członka rodziny to tylko mała część fabuły. W tej książce bowiem, między wątek główny wkrada się pewna skrzętnie ukrywana sprawa rodzinna, która dodaje całości odrobinę tajemnicy i również powoduje, że czyta się książkę w lekkim napięciu.
Jest to lektura, która z pewnością niejednej czytelniczce (a może nawet i czytelnikowi) na długo pozostanie w pamięci. Lekka, łatwa i przyjemna, chociaż poruszająca dość trudne tematy, gdzie autorka kreuje momentami skomplikowane relacje między ludźmi. Zapewniam, że jeżeli ktoś zdecyduje się na tę powieść to z pewnością nie będzie się nudził. Świetne a zarazem zabawne dialogi, nie pozbawione humoru sytuacje to z pewnością atuty tej książki. A do tego szczera prawda o dojrzałym macierzyństwie, taki trochę przewodnik po macierzyństwie i budowaniu nowego związku ludzi „po przejściach”, w bardzo pozytywnym świetle, chyba zachęcą do czytania zwłaszcza teraz, kiedy pogoda nie sprzyja naszym optymistycznym myślom.
Okładka, moim zdaniem prześliczna, rozbudza ciekawość, przywołuje uśmiech i zachęca do sięgnięcia po tę książkę.
Polecam tę powieść nie tylko paniom w moim wieku, (czyli tym bardzo dojrzałym), myślę, że i panowie nie będą się nudzić przy tej lekturze. Mix wątków poruszonych w książce, począwszy od miłosnego, z zazdrością w tle, poprzez psychologiczny i odrobinę tajemnicy to z pewnością coś co przyciągnie niejednego czytelnika, ja w każdym bądź razie zachęcam do tej lektury.
Na mojej półce „książki do przeczytania” już czeka kolejna książka tej autorki – „Biuro przesyłek niedoręczonych”, mam nadzieję, że wkrótce podzielę się wrażeniami po przeczytaniu jej.
Moja wnusia Zuzanka jest dzieckiem zaplanowanym i wyczekiwanym przez jej rodziców 🙂 ale przyznam szczerze, nie wiem jak bym zareagowała gdyby trafiła się mnie jako spadkobierczyni moich genów w pierwszej linii.
Zdjęcie wykonane przez Iza Wilma-Drzeżdżon – Izabelinda Photography