Ida
W POSZUKIWANIU GRZMIĄCEGO SMOKA – Sophie i Romio Shrestha
Sophie i Romio Shrestha są małżeństwem. Sophie jako dziecko rysowała i marzyła o tym, żeby spotkać mówiące tygrysy oraz zobaczyć najwyższą górę świata – Mount Everest. Swojego męża Romio spotkała w Nepalu. Romio, to utalentowany malarz thanek, świętych zwojów buddyjskich a jego prace wystawione są zarówno w Muzeum Brytyjskim jak i Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej. Rodzina Shrestha mieszka w Irlandii w Kerry.
Książka „W poszukiwaniu grzmiącego Smoka” została zainspirowana podróżą jednej z córek Sophie i Romio do kraju pochodzenia ojca – Nepalu. Sophie i Romio są rodzicami czterech córek.
Wydawnictwo m rok 2014
stron 32
W poszukiwaniu grzmiącego smoka jest baśnią, której najlepszymi odbiorcami będą dzieci w wieku od 8 lat.
Mała Amber wyjeżdża razem ze swoim ojcem do dziadka mieszkającego w Bhutanie. Czeka tam na nią również kuzyn Tashi. Podczas długich wieczorów dziadek opowiada im różne historie i tak któregoś wieczoru, gdy na dworze szaleje burza, dziadek aby uspokoić swoich małych słuchaczy przekonuje ich, że to nie grzmoty i pioruny, ale wesołe harce Grzmiących Smoków. Dzieci zainspirowane ciekawą legendą postanawiają poszukać tych właśnie smoków. Najpierw trafiają do buddyjskiego klasztoru, licząc na to, że najstarszy lama udzieli im wskazówki jak dotrzeć do smoków, lecz on jedynie wskazuje im drogę do miejsca zwanego Tygrysim Gniazdem. Dzieci kontynuują podróż i wkrótce odnajdują tygrysicę ze skrzydłami orła. Piękne i tajemnicze zwierzę przewozi małych podróżników na swoim grzbiecie do miejsca, gdzie wesoło bawią się Grzmiące Smoki. Dzieci szczęśliwe i zadowolone wracają do domu dziadka i od tej pory nie straszna im jest żadna burza, ponieważ słysząc grzmoty, wyobrażają sobie spotkane wcześniej smoki.
Nie wiem, czy jest to wina tłumaczenia, czy tak właśnie została napisana ta opowieść, ale chwilami tekst wydawał mi się bardzo sztuczny i być może nie do końca zrozumiały dla małego czytelnika. Fabuła okraszona piękną legendą jest jednak głęboko poruszająca dziecięcą wyobraźnię.
Książeczka jest bardzo ciekawie wydana, na dwóch sąsiadujących ze sobą stronach znajduje się i tekst i obrazek odzwierciedlający słowa, czyli gdy na jednej stronie jest tekst, to na sąsiedniej wizerunek tego o czym jest napisane.
Jest to opowieść o ciekawości, jaką tylko może mieć dziecko i o odwadze która prowadzi do spełnienia marzeń. Chyba marzeniem wszystkich dzieci jest spotkanie tajemniczych istot, które w dodatku okażą się wyjątkowo ciekawe. Przedstawiony w tej baśni buddyzm i zachowania z nim związane, to krok w stronę uświadomienia, że na świecie istnieją różne religie, nie tylko te, w których zostaliśmy wychowani.
Legenda o Grzmiących Smokach jest tak piękna, że mógłby z niej skorzystać każdy rodzic, zwłaszcza ten, którego pociecha panicznie boi się burzy i towarzyszących jej odgłosów.
Dzieci lubią opowieści, w których bohaterami są ich rówieśnicy. Pamiętam jak sama zaczytywałam się w książkach o małych dziewczynkach z zaciekawieniem śledząc ich przygody. W tej opowieści też mamy dzieci i to w dodatku różnej płci, co świadczy o tym, że każdą, nawet najbardziej niebezpieczną przygodę może przeżyć zarówno chłopiec jak i dziewczynka. Do tego wyjątkowo obrazowo przedstawiona kraina i malownicze królestwo Bhutanu czyli Królestwo Smoka może być inspiracją do poznania innego, odmiennego świata i tajemniczego zakątka ziemi.
Polecam tą piękną opowieść rodzicom dzieci w wieku wczesnoszkolnym, może ta książeczka być wspaniałym prezentem na zbliżające się święta. Polecam zwłaszcza dla tych dzieci, które boją się burzy. „Grzmiące Smoki” z pewnością ten strach zwyciężą. Szkoda, że nie było tej książeczki kiedy moje dzieci były małe, baśniowe smoki pomogłyby mi wówczas pokazać szalejące za oknem burze w innym świetle.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu.
HEKTOR – Steve Barnes
Steve Barnes jest projektantem wnętrz, artystą i pisarzem. Zaprojektował wiele znaczących centrów handlowych w Azji i na Bliskim Wschodzie. Jest także twórcą licznych dzieł dekoracyjnego malarstwa ściennego, w miejscach publicznych. Mieszka w Hongkongu, ma żonę i dwie córki.
Wydawnictwo m rok 2014
stron 32
Hektor to opowieść o hipopotamie, który różnił się od innych. To bajka dla dzieci w wieku 3-5 lat. Dzieci, które jeszcze nie do końca rozumieją, że ktoś „inny” musi być postrzegany, jako ktoś „niepasujący do reszty”.
(…) „W dalekiej dżungli, dzikiej, zielonej, gdzie różnych zwierząt mieszka gromada, żył hipopotam, imieniem Hektor, co nie pasował do swego stada”(…)
Hipopotam nazywał się Hektor, był miłym, pogodnym zwierzęciem, ale jego ciało było pokryte paskami jak u zebry. Z tego powodu reszta stada nie chciała, aby taki dziwak, zebropotam przebywał razem z nimi. Którejś nocy hipopotamy postanowiły pozbyć się Hektora ze swojego grona i nie bacząc na konsekwencje swego czynu wrzuciły go do wody. Kiedy wypłynął na brzeg, zobaczył wokół siebie inne zwierzęta, może trochę „inne”, ale wyglądem bardzo do niego podobne. Były to oczywiście zebry, które mimo odmienności gabarytowej przyjęły go do siebie ofiarowując mu przyjaźń. Pewnego dnia zwierzęta usłyszały rozpaczliwe wołanie o pomoc. Małe hipopotamki, znajdujące się na skale pośrodku rzeki osaczone były przez drapieżne krokodyle. Ich dorośli opiekunowie, bali się pójść im z pomocą, ponieważ strach przed krokodylimi zębami był ogromny. Znalazł się jednak jeden ochotnik, który nie bacząc na nic, wskoczył do wody i… uratował maleństwa. Był to oczywiście Hektor.
Jak każda bajka i ta musiała skończyć się szczęśliwie, Hektor wrócił do swojego stada w bohaterskiej glorii, ale musiał podjąć trudną decyzję i wybrać między przyjaciółmi jakimi były dla niego zebry, a hipopotamami którym musiał wybaczyć to, jak go wcześniej potraktowały.
Książeczka ma niewiele stron, ale jest bardzo ładnie wydana. Krótkie, rymowane teksty ozdobione są ślicznymi rysunkami, które z pewnością łatwo pozwolą małemu czytelnikowi na wyobrażenie sobie tego, co przekazuje treść.
Fabuła tej bajki jest piękna, a zarazem trudna do zaakceptowania przez niejednego dorosłego człowieka. Przedstawia między innymi problem nietolerancji, dyskryminację, która bardzo często występuje wśród dzieci, może nie takich malutkich do jakich adresowana jest książeczka, ale tych w wielu szkolnym dosyć często. Autor w empatyczny sposób przedstawił smutek dotykający każdego, kto bywa odrzucony, kto nie jest taki jak wszyscy. Podkreślił jednocześnie, że „inność” to nie jest wada, bo za wyglądem zewnętrznym może się kryć piękne, dobre i odważne serce.
Jest to opowieść, której głównym wątkiem jest odbieranie tego, co widzimy nie jako inność, ale jako coś naturalnego. To bajka z morałem, który powinien zrozumieć każdy młody człowiek, aby w dorosłym życiu akceptować wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy nie są tacy jak on. Dyskryminacja to nie jest pozytywna forma odbioru, bo ktoś kto jest „inny”, może okazać się bardziej wartościowy niż ten, który wydaje się „normalnym”.
Polecam tę książeczkę wszystkim rodzicom, którzy mają dzieci w wieku od 4 lat, uważam, że dopiero czterolatek, jest w stanie zrozumieć treść tej książeczki. To mądra, wartościowa i ważna dla przyszłego zachowania i odbioru świata treść, której jeżeli nie zrozumie dziecko, to jako dorosły człowiek nie wykorzysta prawidłowo. Gdyby w mojej rodzinie były małe dzieci, to byłabym pierwszą osobą, która zakupiłaby im tę książeczkę.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu m.
LIST Z POWSTANIA – Anna Klejzerowicz
Anna Klejzerowicz to pisarka, która nie pierwszy raz gości na moim blogu i jestem więcej niż pewna, że nie ostatni. Wspomniałam już o niej przy okazji dzielenia się swoimi odczuciami po przeczytaniu jej książek Czarownica, Ostatnią karta jest śmierć, Sąd ostateczny i Cień gejszy. Zapraszam do zerknięcia do tych wcześniejszych wpisów, ponieważ ta gdańska pisarka, publicystka, fotograf i redaktor to nietuzinkowa autorka zarówno powieści obyczajowych jak i kryminałów, a nawet powieści grozy.
Wydawnictwo Filia rok 2014
stron 328
List z powstania to powieść obyczajowa z mocnym wątkiem kryminalnym, w którą wpleciony jest również wątek historyczny.
Dla Julii druga wojna światowa skończyła się nie mniej tragicznie jak dla wielu innych dzieci. Osierocona przez rodziców trafiła do Domu Dziecka, lecz stamtąd na szczęście zabrała ją ciotka, jedyna pozostająca przy życiu rodzina. Mimo tego, iż ciocia robiła wszystko, aby ukochanej bratanicy nie brakowało niczego, dziewczynka obsesyjnie myślała o swojej dużo starszej siostrze Hance, po której ślad zaginął w Powstaniu Warszawskim. Julia gorąco wierzyła w to, że Hanka żyje i kiedyś siostry odnajdą się. Do końca nie brała pod uwagę tego, że mogła ona zginąć w czasie walk warszawskich. Tą obsesyjną wiarą Julia zaraziła wszystkich, którzy byli jej bliscy. Poszukiwania Hanki jednak nie były sprawą łatwą, czego nie ułatwiały kolejno następujące po sobie władze polskie. Komuś bardzo nie podobało się to, że Julia i jej rodzina szukają zaginionej w czasie powstania łączniczki, ale komu? Kiedy niby przypadkowo zaczęli ginąć ludzie, sprawa okazała się jeszcze poważniejsza. Jednak to nie zraziło ani Julii ani jej córki Marianny, która mimo strachu i bezsilności kontynuowała poszukiwania zapoczątkowane przez matkę. Ktoś bardzo wyraźnie nie miał ochoty na to, aby prawda wyszła na jaw.
Książka napisana jest kilkutorowo. Teraźniejszość przeplatana jest z przeszłością, ale jest to zrobione w tak specyficzny sposób, że ciekawość budowana kolejnymi wpisami z każdą stroną staje się coraz większa. To powieść, w której każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Jest historyczna przeszłość i przeniesienie fabuły do czasów wojennych i powojennych. Małymi kroczkami autorka przeprowadza nas prze kolejne etapy ustrojów w Polsce, tak więc od Powstania Warszawskiego, poprzez Polskę Ludową, Polskę Komunistyczną aż do czasów współczesnych. Dla kogoś, kto nie wie jak funkcjonowały władze w kraju to jest wspaniała lekcja historii. Ale jest również wątek rodzinny, a konkretnie mam tu na myśli wątek przedstawiający kontakt matki z córką, trudny, ale przedstawiający niezniszczalne uczucie. Jest także miłość, która w całym głównym wątku poszukiwań Hanki, jest słodkim dopełnieniem fabuły. Miłość pokazana z bardzo dojrzałego punktu.
Przyznam szczerze, że bardzo zaskoczyło mnie samo zakończenie książki. Mocne. Zbyt mocne jak na to, czego się spodziewałam czytając tę lekturę. W pewnym momencie czytania, miałam już pewne przypuszczenia, ale to, co wymyśliła autorka świadczy tylko o wyjątkowej fantazji i… znajomości tematu.
O Powstaniu Warszawskim słyszałam wiele często sprzecznych ze sobą informacji. Jedna z moich podopiecznych, dziś prawie 90-letnia pani, walcząca wtedy w Szarych Szeregach, zawsze kiedy wraca do tego tematu – płacze. Nie potrafi wybaczyć tego, że ktoś świadomie wysłał jej koleżanki i kolegów na śmierć (to są jej słowa). Nie potrafi wybaczyć tego, że ludzi walczących w obronie ojczyzny kilka lat po wojnie ktoś uznawał za wrogów. Skomplikowana jest ta polityka i cieszę się, że coraz częściej można o tym przeczytać i poznać prawdę, która kiedyś była tematem tabu.
Fabuła tej książki wzruszyła mnie do tego stopnia, że nie mogłam zebrać się na napisanie tych kilku zdań o niej. Nie wiem, czy jest to zasługa autorki i jej doskonałego kunsztu pisarskiego, czy jest to zasługa samej fabuły.
Myślę jednak, że mimo emocji, a może zwłaszcza z powodu emocji jakie mną wstrząsnęły (szczególnie na końcu książki) to mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę szczególnie osobom młodym. Nie wiem ile młody człowiek zrozumie z faktów historycznych przytoczonych w niej, ale z pewnością nikt nie odłoży tej książki przed przeczytaniem ostatniej strony.
Dla dodania mojej opinii nutki nostalgii polecam piosenkę, którą wprawdzie usłyszałam w filmie „Czas honoru – Powstanie”, ale bardzo pasująca do nurtu historycznego tej książki.
Polecam również inne książki tej autorki, które dumnie stoją na mojej półce. Wystarczy Klik na okładkę książki.
MGŁA ZAPOMNIENIA – Bianka Minte-Konig
Bianka Minte Konig to niemiecka pisarka i profesor literatury mediów i edukacji teatralnej. Urodziła się w 1947 roku w Berlinie jako córka księgarza. Obecnie mieszka w Brunszwiku i na Majorce. W roku 1975 wstąpiła na Uniwersytet Nauk Stosowanych w Braunschweig, gdzie od 1980 roku wykłada jako nauczyciel na Wydziale Opieki Społecznej. Pisać zaczęła w wieku 49 lat i są to książki dla dzieci i młodzieży, z których niektóre zostały przetłumaczone na 22 języki i stały się bestsellerami. Serie jej książek to „Niegrzeczne Dziewczyny”, czy „Miłość i tajemnica”.
Wydawnictwo Adamus rok 2010
stron 168
Mgła zapomnienia to powieść młodzieżowa z serii „Miłość i tajemnica”. Nie oznacza to jednak, że osoba dorosła, nawet bardzo dorosła tak jak ja, nie zaczyta się w niej.
Viktoria jest Niemką, mieszkającą razem z rodzicami w Brukseli, gdzie jej ojcu zaproponowano pracę w komisji unijnej. Wakacje dziewczyna często spędza u dziadka we Francji, aż do dziesiątego roku życia, kiedy to dziadek wraz ze swoją drugą żoną wyprowadza się do Nicei. Kiedy Viki ma 15 lat starszy pan umiera, a ona dowiaduje się, że dziadek zapisał jej w spadku dom w którym spędzała wakacje, dom nad morzem w uroczej miejscowości, z którą łączy ją wiele miłych wspomnień. Podczas kolejnych wakacji, które Viktoria spędza z mamą w domu dziadka, a właściwie to już w swoim domu, znajduje na plaży medalion, który jest początkiem tajemniczych sytuacji, jakie mają miejsce, włącznie z lunatykowaniem i omamami słuchowo-wzrokowymi. W odnalezionej grocie dziewczyna natrafia na tajemniczy napis, lecz nikt nie chce jej udzielić informacji, co ten zapis (w formie daty) może upamiętniać. Sama więc drąży temat wciągając w to przyjaciela z dzieciństwa, który…
Ojej, ale się rozpisałam. O mało co, a streściłabym całą książkę, a tego przecież nie zrobię, bo cóż to by była za przyjemność czytania, do której mam nadzieję zachęcić, potencjalnego czytelnika czy czytelniczkę.
Jak już wspomniałam na początku, jest to literatura młodzieżowa, ale nie koniecznie tylko dla młodzieży. Książka napisana jest w taki sposób, że przyciągnie nawet dorosłego czytelnika. Treść podzielona jest na rozdziały, z których każdy poprzedzony jest fragmentem książki, którą w czasie wakacji czyta Viktoria. Fragmentem w jakiś sposób nawiązującym do fabuły. Piękne opisy miejsc oraz widoków, a także warunków atmosferycznych zmieniających się w tym malowniczym zakątku Francji jak w kalejdoskopie, dopełniają tajemniczości, którą nasycona jest powieść. Wśród poszukiwania wyjaśnień dziwnych zdarzeń, nie zabrakło również młodzieńczej, spontanicznej miłości, która zaczęła tlić się dawno temu i rozpala się z każdym kolejnym wakacyjnym dniem.
Autorka w dość przystępny sposób odkrywa, bardzo powoli kolejne fragmenty tajemniczej układanki i robi to tak zmysłowo, że trudno się wprost oderwać od czytania kolejnych stron.
Narracja jest napisana w pierwszej osobie, powoduje to, że czytelnik w pewien sposób zaprzyjaźnia się z główną bohaterką, czekając z niecierpliwością zakończenia jej opowieści. Viktoria jest sympatyczną młodą kobietką, która z pewnością da się lubić i myślę, że wiele dziewcząt chciałoby się znaleźć na jej miejscu, nie tylko z powodu spadku, ale również z powodu przygód jakie ma okazję przeżyć.
Książeczka jest niewielka i czyta się ją wyjątkowo szybko, dlatego polecam ją każdemu, kto ma ochotę na odkrywanie tajemnic. Nie tylko młodzież znajdzie w niej coś dla siebie. Wątek tajemniczych zjawisk, wątek miłosny i odrobina strachu jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a tytułowa mgła niejeden raz spowoduje, że przez ciało przebiegnie dreszcz.
SZAŁU NIE MA, JEST RAK – ks. Jan Kaczkowski i Katarzyna Jabłońska
Jan Kaczkowski mieszka w Sopocie. Urodził się w 1977 roku. Jest doktorem teologii moralnej i bioetykiem, Prezesem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, współzałożycielem zespołu szkół im. Macieja Płażyńskiego w Pucku i… księdzem, u którego w 2012 roku zdiagnozowani raka mózgu.
Katarzyna Jabłońska mieszka w Otwocku, jest absolwentką Wydziały Filologii Polskiej UW, krytykiem filmowym oraz sekretarzem redakcji „Więzi”. Jest również współautorką książki „Między konfesjonałem a kozetką”.
Towarzystwo „Więź” rok 2013
stron 140
Szału nie ma, jest rak to książka napisana w formie wywiadu, a właściwie to luźniej rozmowy dwojga ludzi.
Biorąc tę lekturę do ręki początkowo podchodziłam do niej dość sceptycznie i to nie z powodu tego, że nie należę ani do gorliwych katoliczek, ani do ateistek, jestem agnostyczką i nie angażuję się w wyznania innych ludzi, dlatego książka napisana przez księdza i o księdzu wydała mi się lekturą do której z pewnością nie podejdę entuzjastycznie.
Wielkiego entuzjazmu faktycznie nie było, ale przeczytałam ją z zapartym tchem. Taka lektura na jeden wieczór, cieniutka książeczka, bo zawierająca zaledwie 140 stron, z czego część zajmują zdjęcia. Jednak podejście księdza Jana do wielu spraw życiowych, zarówno tych prostych, zwyczajnych jak i tych bardziej skomplikowanych jakimi są choroba terminalna czy śmierć zaskoczyło mnie. Ten człowiek ma wyjątkowe poczucie humoru, okraszone nieprzewidywalnym, ostrym językiem (zdarzały się i słowa tzw. niecenzuralne) potrafi rozwinąć każdy temat do tego stopnia, że przychodzi potem moment niespodziewanej wprost refleksji nad przeczytanym tekstem. Podejście Kościoła (i duchownych) do norm w nim obowiązujących, a także zwykłe podejście do człowieczeństwa i związanych z nim spraw, głośno przez kościół krytykowanych jak na przykład zapłodnienia in vitro, czy związki homoseksualne w słowach Tego księdza momentami mnie szokowało. Wiem, że w każdym społeczeństwie i w każdej grupie osób o określonych poglądach są ludzie, którzy potępiają zachowanie innych i tacy, którzy gardzą tymi którzy nie dostosowują się do ich racji, ale człowiek jest przecież tylko człowiekiem i niezależnie od tego do jakiej grupy należy ma prawo myśleć indywidualnie. Takim właśnie człowiekiem jest ks. Jan, nie myśli stereotypowo tylko indywidualnie.
Oprócz własnych przekonać, potrafił on w tej książce bardzo wyraziście wytłumaczyć wiele nurtujących nie tylko katolików kwestii, mnie osobiście zaskoczyło wytłumaczenie rozumowania zapłodnienia in vitro przez Kościół. Kiedy zaczyna się człowiek i kiedy zaczyna się osoba zasługująca na godność w pełnym tego słowa znaczeniu.
Poważny, a zarazem humorystyczny ton wielu wypowiedzi ks. Jana spowodował, że książkę czytałam tak, jakbym siedziała przy jednym stole z rozmawiającymi i przysłuchiwała się ich rozmowie.
Na zakończenie przytoczę słowa Szymona Hołowni, który o ks. Janie napisał:
(…) Janek ma ze swojego okna niezwykłą perspektywę: i na śmierć i na życie może patrzeć z dystansu. Na śmierć, bo wciąż żyje pełną piersią. Na życie – bo świadomie i mądrze codziennie zmaga się ze śmiercią. I o życiu, i o śmierci mówi takie rzeczy, że oczy stają czasem w słup, a z nóg spadają ciepłe kapcie. (…)
Polecam tę książkę, nie tylko osobom głęboko wierzącym. Myślę, że ta rozmowa o życiu i śmierci zainteresuje każdego bez względu na przekonania i podejście do Kościoła i wiary katolickiej. To rozmowa przede wszystkim z mądrym człowiekiem, podchodzącym do życia z dystansem, a potem dopiero księdzem.