Monthly Archives: listopad 2014
ŻNIWO GNIEWU – Lucie Di Angeli-Ilovan
Lucie Di Angeli-Ilovan urodziła się w 1945 roku w Zielonej Górze. Jest Polką mieszkająca w Ameryce. Wychowywały ją matka i ciotka, wdowy, których mężowie polegli na wojnie. W 1965 r. poślubiła Leonarda Mielnika (repatrianta z Rosji Sowieckiej) i wyjechali do jej matki już wówczas mieszkającej we Francji. Po kilkunastu latach wyemigrowała wraz z nim i trójką dzieci do Stanów Zjednoczonych, i osiedli w San Bruno koło San Francisco. Tam podjęła pracę jako fizjoterapeutka. W 1989 r. przeniosła się wraz z rodziną do Portland w stanie Oregon. Tam znalazła zatrudnienie jako pielęgniarka w klinice dla uchodźców i emigrantów. W 2002 r. wyszła powtórnie za mąż. Przez całe życie utrzymuje więzi z Polską, chcąc, by pamięć o jej ojczystym kraju była wciąż żywa w sercach najbliższych.
Wydawnictwo Zysk i S-ka rok 2011
stron 367
Żniwo gniewu to powieść obyczajowa, w którą wpleciony jest dramat wojenny oparty na prawdziwych wydarzeniach rodziny autorki.
Magdalena jest Polką, która wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Po śmierci matki kobieta otrzymuje w spadku między innymi żółte kartonowe pudło, zawierające zeszyty z zapiskami, różnego rodzaju karteczkami, zdjęciami, przepisami kulinarnymi, czyli jednym słowem „skarby” jej matki skrzętnie do tej pory ukrywane. W pudle znajduje się również list adresowany do córki. List, który zawiera szokującą informację, że matka nie była jej biologicznym rodzicem, a kobietą, która wydała ją na świat była ciocia – siostra matki. Wydawałoby się, że ta wiadomość jest jedyną, która zszokowała Magdalenę, ale po przeczytaniu notatek pozostawionych przez „matkę” – Kaszmirę, kobieta czuje, że jej świat rozpada się na maleńkie kawałeczki. Opisane losy dwóch sióstr, jakimi były biologiczna matka Magdaleny – Maruszka i ta, która ją wychowała, to pasmo strachu, bólu, cierpienia i upokorzeń jakie musiały znosić dwie mieszkające na terenach Kresów Polki, które uciekając spod sowieckiej okupacji, aby ocalić życie, opuściły swój dom i tułając się po Polsce, między innymi zostały skierowane do pracy przymusowej do folwarków niemieckich a po zakończeniu działań wojennych nie mogąc wrócić do swoich miejscowości, które zostały przyłączone do ZSRR osiedliły się na Ziemiach Odzyskanych.
Ta książka to latami przemilczane i głęboko ukrywane prawdy o okupacji sowieckiej i bestialstwie żołnierzy rosyjskich. Za okropności drugiej wojny światowej większość wini tylko Nazistów, a przecież nie tylko Niemcy mordowali, znęcali się nad ludnością cywilną, gwałcili kobiety i zabijali niewinne dzieci. Jak wielkie musiało być uzależnienie od sowietów, że Armia Czerwona była przedstawiana nam jako „Wybawiciele”. O tym, ile ludzie doznali krzywd z rąk tych „wybawicieli” i jak traktowana była ludność (nie tylko polska) przez tych bestialskich mężczyzn wiedzieli tylko ci, którzy przekonali się o tym na własnej skórze. To co zostało zapisane w tej książce, to dokument uświadamiający nie tyle ogrom bólu i gniewu, ale również ułamek człowieczeństwa, które mimo okrucieństw wojny pozostało w ludziach. Przecież wojna to oprawcy i ich ofiary, tylko że nie wszyscy oprawcy zachowywali się jak dzikie bestie, wielu z nich zachowało pewne odłamki człowieczeństwa. I odwrotnie, w niewielu ludziach tego człowieczeństwa zabrakło, zamieniło się w trudny do pojęcia sadyzm.
Na przykładzie tych dwóch młodych kobiet, które zaraz na początku wojny owdowiały, autorka pokazała jak ogromny może być zasięg zła i bezduszności ludzi wobec drugiego człowieka. W tej powieści nie tylko Naziści są tą stroną bestialstwa, tu przede wszystkim ukazane jest bestialstwo Sowietów, Ukraińców, członków NKWD.
Zastanawiam się dlaczego o kobietach mówi się „słaba płeć”? W każdej wojnie kobiety są dużo silniejsze od mężczyzn. Są silniejsze psychicznie. Nawet gdy już wypalają się w nich wszystkie uczucia, nie zachowują się jak bestie, ale walczą z własnymi słabościami, gdy zaczyna im brakować sił, padając na twarz szybko się podnoszą i… żyją dalej.
Książka napisana jest przeplatającymi się ze sobą wątkami teraźniejszości – kontaktem Magdaleny ze swoim kuzynostwem, (a tak właściwie to rodzeństwem) i wątkami pisanej przez nią książki o dwóch siostrach – Kaszmirze i Maruszce, oraz ich losach jakie zafundowała im wojna.
Autorka przedstawia nie tylko walkę z codziennością wojenną, ukazuje tęsknotę za Kresami, za miejscem urodzenia, za rodziną i ukochanymi. W ferworze brutalności, bólu i cierpienia jest miejsce na zwyczajne uczucia takie jak radość, przyjaźń, litość, wybaczenie czy współczucie.
Czytałam tę książkę prawie jednym tchem. Gdybym nie musiała chodzić do pracy, i nie miała innych obowiązków, to z pewnością nie wypuściłabym jej z rąk przez cały czas czytania. Fabuła jest wyjątkowo wciągająca i to nie tylko z powodu chęci poznania prawdy historycznej, bo jeśli chodzi o mnie to wiele słyszałam opowieści na ten temat, szczególnie od jednej z moich podopiecznych, która urodziła się w Wilnie i tak „zaraziła mnie” tym miastem, że kiedyś z pewnością je odwiedzę. Opowiadała mi o tym co robili sowieccy i ukraińscy żołnierze. Od niej usłyszałam po raz pierwszy „ciepłe” słowa o Niemcach, a wspomnienia okresu wojennego i prześladowań NKWD zawsze wywoływały u niej szloch i łzy.
Mam nadzieję, że nikt nie będzie mi miał za złe tego, że zacytuję tutaj słowa Małgorzaty Kalicińskiej, która na końcu książki dodała kilka słów od siebie, a z którymi ja zgadzam się w stu procentach:
(…) to nie tylko świetnie czytająca się powieść, lecz także dokument, który nas prawidłowo osadza w rzeczywistości, pozwala złapać odpowiednią optykę widzenia siebie, świata i problemów. „Żniwo gniewu” czyta się z zapartym tchem, bo historia splata się tu ze współczesnością w interesująco literacki warkocz.
Chętnie widziałabym ją w spisie lektur licealnych, bo młodzi powinni mieć możliwość postawienia się w podobnych sytuacjach, zmierzenia z wyobraźnią, bohaterami, i umieć zadać sobie fundamentalne pytanie o człowieczeństwo i jego granice (…)
Polecam tę książkę całym sercem, ale uprzedzam… przed czytaniem trzeba zaopatrzyć się w spore ilości chusteczek, bo wzruszająca treść nie pozwoli na obojętność. Opisane w tej książce wydarzenia, to nie tylko prawda dotycząca jakiejś polskiej rodziny, czy prawda dotycząca okrucieństw wojny, to przede wszystkim wspaniała opowieść o sile, tęsknocie, walce nie tylko z następstwami wojny, ale również walce z sobą i o siebie.
W POSZUKIWANIU GRZMIĄCEGO SMOKA – Sophie i Romio Shrestha
Sophie i Romio Shrestha są małżeństwem. Sophie jako dziecko rysowała i marzyła o tym, żeby spotkać mówiące tygrysy oraz zobaczyć najwyższą górę świata – Mount Everest. Swojego męża Romio spotkała w Nepalu. Romio, to utalentowany malarz thanek, świętych zwojów buddyjskich a jego prace wystawione są zarówno w Muzeum Brytyjskim jak i Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej. Rodzina Shrestha mieszka w Irlandii w Kerry.
Książka „W poszukiwaniu grzmiącego Smoka” została zainspirowana podróżą jednej z córek Sophie i Romio do kraju pochodzenia ojca – Nepalu. Sophie i Romio są rodzicami czterech córek.
Wydawnictwo m rok 2014
stron 32
W poszukiwaniu grzmiącego smoka jest baśnią, której najlepszymi odbiorcami będą dzieci w wieku od 8 lat.
Mała Amber wyjeżdża razem ze swoim ojcem do dziadka mieszkającego w Bhutanie. Czeka tam na nią również kuzyn Tashi. Podczas długich wieczorów dziadek opowiada im różne historie i tak któregoś wieczoru, gdy na dworze szaleje burza, dziadek aby uspokoić swoich małych słuchaczy przekonuje ich, że to nie grzmoty i pioruny, ale wesołe harce Grzmiących Smoków. Dzieci zainspirowane ciekawą legendą postanawiają poszukać tych właśnie smoków. Najpierw trafiają do buddyjskiego klasztoru, licząc na to, że najstarszy lama udzieli im wskazówki jak dotrzeć do smoków, lecz on jedynie wskazuje im drogę do miejsca zwanego Tygrysim Gniazdem. Dzieci kontynuują podróż i wkrótce odnajdują tygrysicę ze skrzydłami orła. Piękne i tajemnicze zwierzę przewozi małych podróżników na swoim grzbiecie do miejsca, gdzie wesoło bawią się Grzmiące Smoki. Dzieci szczęśliwe i zadowolone wracają do domu dziadka i od tej pory nie straszna im jest żadna burza, ponieważ słysząc grzmoty, wyobrażają sobie spotkane wcześniej smoki.
Nie wiem, czy jest to wina tłumaczenia, czy tak właśnie została napisana ta opowieść, ale chwilami tekst wydawał mi się bardzo sztuczny i być może nie do końca zrozumiały dla małego czytelnika. Fabuła okraszona piękną legendą jest jednak głęboko poruszająca dziecięcą wyobraźnię.
Książeczka jest bardzo ciekawie wydana, na dwóch sąsiadujących ze sobą stronach znajduje się i tekst i obrazek odzwierciedlający słowa, czyli gdy na jednej stronie jest tekst, to na sąsiedniej wizerunek tego o czym jest napisane.
Jest to opowieść o ciekawości, jaką tylko może mieć dziecko i o odwadze która prowadzi do spełnienia marzeń. Chyba marzeniem wszystkich dzieci jest spotkanie tajemniczych istot, które w dodatku okażą się wyjątkowo ciekawe. Przedstawiony w tej baśni buddyzm i zachowania z nim związane, to krok w stronę uświadomienia, że na świecie istnieją różne religie, nie tylko te, w których zostaliśmy wychowani.
Legenda o Grzmiących Smokach jest tak piękna, że mógłby z niej skorzystać każdy rodzic, zwłaszcza ten, którego pociecha panicznie boi się burzy i towarzyszących jej odgłosów.
Dzieci lubią opowieści, w których bohaterami są ich rówieśnicy. Pamiętam jak sama zaczytywałam się w książkach o małych dziewczynkach z zaciekawieniem śledząc ich przygody. W tej opowieści też mamy dzieci i to w dodatku różnej płci, co świadczy o tym, że każdą, nawet najbardziej niebezpieczną przygodę może przeżyć zarówno chłopiec jak i dziewczynka. Do tego wyjątkowo obrazowo przedstawiona kraina i malownicze królestwo Bhutanu czyli Królestwo Smoka może być inspiracją do poznania innego, odmiennego świata i tajemniczego zakątka ziemi.
Polecam tą piękną opowieść rodzicom dzieci w wieku wczesnoszkolnym, może ta książeczka być wspaniałym prezentem na zbliżające się święta. Polecam zwłaszcza dla tych dzieci, które boją się burzy. „Grzmiące Smoki” z pewnością ten strach zwyciężą. Szkoda, że nie było tej książeczki kiedy moje dzieci były małe, baśniowe smoki pomogłyby mi wówczas pokazać szalejące za oknem burze w innym świetle.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu.
HEKTOR – Steve Barnes
Steve Barnes jest projektantem wnętrz, artystą i pisarzem. Zaprojektował wiele znaczących centrów handlowych w Azji i na Bliskim Wschodzie. Jest także twórcą licznych dzieł dekoracyjnego malarstwa ściennego, w miejscach publicznych. Mieszka w Hongkongu, ma żonę i dwie córki.
Wydawnictwo m rok 2014
stron 32
Hektor to opowieść o hipopotamie, który różnił się od innych. To bajka dla dzieci w wieku 3-5 lat. Dzieci, które jeszcze nie do końca rozumieją, że ktoś „inny” musi być postrzegany, jako ktoś „niepasujący do reszty”.
(…) „W dalekiej dżungli, dzikiej, zielonej, gdzie różnych zwierząt mieszka gromada, żył hipopotam, imieniem Hektor, co nie pasował do swego stada”(…)
Hipopotam nazywał się Hektor, był miłym, pogodnym zwierzęciem, ale jego ciało było pokryte paskami jak u zebry. Z tego powodu reszta stada nie chciała, aby taki dziwak, zebropotam przebywał razem z nimi. Którejś nocy hipopotamy postanowiły pozbyć się Hektora ze swojego grona i nie bacząc na konsekwencje swego czynu wrzuciły go do wody. Kiedy wypłynął na brzeg, zobaczył wokół siebie inne zwierzęta, może trochę „inne”, ale wyglądem bardzo do niego podobne. Były to oczywiście zebry, które mimo odmienności gabarytowej przyjęły go do siebie ofiarowując mu przyjaźń. Pewnego dnia zwierzęta usłyszały rozpaczliwe wołanie o pomoc. Małe hipopotamki, znajdujące się na skale pośrodku rzeki osaczone były przez drapieżne krokodyle. Ich dorośli opiekunowie, bali się pójść im z pomocą, ponieważ strach przed krokodylimi zębami był ogromny. Znalazł się jednak jeden ochotnik, który nie bacząc na nic, wskoczył do wody i… uratował maleństwa. Był to oczywiście Hektor.
Jak każda bajka i ta musiała skończyć się szczęśliwie, Hektor wrócił do swojego stada w bohaterskiej glorii, ale musiał podjąć trudną decyzję i wybrać między przyjaciółmi jakimi były dla niego zebry, a hipopotamami którym musiał wybaczyć to, jak go wcześniej potraktowały.
Książeczka ma niewiele stron, ale jest bardzo ładnie wydana. Krótkie, rymowane teksty ozdobione są ślicznymi rysunkami, które z pewnością łatwo pozwolą małemu czytelnikowi na wyobrażenie sobie tego, co przekazuje treść.
Fabuła tej bajki jest piękna, a zarazem trudna do zaakceptowania przez niejednego dorosłego człowieka. Przedstawia między innymi problem nietolerancji, dyskryminację, która bardzo często występuje wśród dzieci, może nie takich malutkich do jakich adresowana jest książeczka, ale tych w wielu szkolnym dosyć często. Autor w empatyczny sposób przedstawił smutek dotykający każdego, kto bywa odrzucony, kto nie jest taki jak wszyscy. Podkreślił jednocześnie, że „inność” to nie jest wada, bo za wyglądem zewnętrznym może się kryć piękne, dobre i odważne serce.
Jest to opowieść, której głównym wątkiem jest odbieranie tego, co widzimy nie jako inność, ale jako coś naturalnego. To bajka z morałem, który powinien zrozumieć każdy młody człowiek, aby w dorosłym życiu akceptować wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy nie są tacy jak on. Dyskryminacja to nie jest pozytywna forma odbioru, bo ktoś kto jest „inny”, może okazać się bardziej wartościowy niż ten, który wydaje się „normalnym”.
Polecam tę książeczkę wszystkim rodzicom, którzy mają dzieci w wieku od 4 lat, uważam, że dopiero czterolatek, jest w stanie zrozumieć treść tej książeczki. To mądra, wartościowa i ważna dla przyszłego zachowania i odbioru świata treść, której jeżeli nie zrozumie dziecko, to jako dorosły człowiek nie wykorzysta prawidłowo. Gdyby w mojej rodzinie były małe dzieci, to byłabym pierwszą osobą, która zakupiłaby im tę książeczkę.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu m.
LIST Z POWSTANIA – Anna Klejzerowicz
Anna Klejzerowicz to pisarka, która nie pierwszy raz gości na moim blogu i jestem więcej niż pewna, że nie ostatni. Wspomniałam już o niej przy okazji dzielenia się swoimi odczuciami po przeczytaniu jej książek Czarownica, Ostatnią karta jest śmierć, Sąd ostateczny i Cień gejszy. Zapraszam do zerknięcia do tych wcześniejszych wpisów, ponieważ ta gdańska pisarka, publicystka, fotograf i redaktor to nietuzinkowa autorka zarówno powieści obyczajowych jak i kryminałów, a nawet powieści grozy.
Wydawnictwo Filia rok 2014
stron 328
List z powstania to powieść obyczajowa z mocnym wątkiem kryminalnym, w którą wpleciony jest również wątek historyczny.
Dla Julii druga wojna światowa skończyła się nie mniej tragicznie jak dla wielu innych dzieci. Osierocona przez rodziców trafiła do Domu Dziecka, lecz stamtąd na szczęście zabrała ją ciotka, jedyna pozostająca przy życiu rodzina. Mimo tego, iż ciocia robiła wszystko, aby ukochanej bratanicy nie brakowało niczego, dziewczynka obsesyjnie myślała o swojej dużo starszej siostrze Hance, po której ślad zaginął w Powstaniu Warszawskim. Julia gorąco wierzyła w to, że Hanka żyje i kiedyś siostry odnajdą się. Do końca nie brała pod uwagę tego, że mogła ona zginąć w czasie walk warszawskich. Tą obsesyjną wiarą Julia zaraziła wszystkich, którzy byli jej bliscy. Poszukiwania Hanki jednak nie były sprawą łatwą, czego nie ułatwiały kolejno następujące po sobie władze polskie. Komuś bardzo nie podobało się to, że Julia i jej rodzina szukają zaginionej w czasie powstania łączniczki, ale komu? Kiedy niby przypadkowo zaczęli ginąć ludzie, sprawa okazała się jeszcze poważniejsza. Jednak to nie zraziło ani Julii ani jej córki Marianny, która mimo strachu i bezsilności kontynuowała poszukiwania zapoczątkowane przez matkę. Ktoś bardzo wyraźnie nie miał ochoty na to, aby prawda wyszła na jaw.
Książka napisana jest kilkutorowo. Teraźniejszość przeplatana jest z przeszłością, ale jest to zrobione w tak specyficzny sposób, że ciekawość budowana kolejnymi wpisami z każdą stroną staje się coraz większa. To powieść, w której każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Jest historyczna przeszłość i przeniesienie fabuły do czasów wojennych i powojennych. Małymi kroczkami autorka przeprowadza nas prze kolejne etapy ustrojów w Polsce, tak więc od Powstania Warszawskiego, poprzez Polskę Ludową, Polskę Komunistyczną aż do czasów współczesnych. Dla kogoś, kto nie wie jak funkcjonowały władze w kraju to jest wspaniała lekcja historii. Ale jest również wątek rodzinny, a konkretnie mam tu na myśli wątek przedstawiający kontakt matki z córką, trudny, ale przedstawiający niezniszczalne uczucie. Jest także miłość, która w całym głównym wątku poszukiwań Hanki, jest słodkim dopełnieniem fabuły. Miłość pokazana z bardzo dojrzałego punktu.
Przyznam szczerze, że bardzo zaskoczyło mnie samo zakończenie książki. Mocne. Zbyt mocne jak na to, czego się spodziewałam czytając tę lekturę. W pewnym momencie czytania, miałam już pewne przypuszczenia, ale to, co wymyśliła autorka świadczy tylko o wyjątkowej fantazji i… znajomości tematu.
O Powstaniu Warszawskim słyszałam wiele często sprzecznych ze sobą informacji. Jedna z moich podopiecznych, dziś prawie 90-letnia pani, walcząca wtedy w Szarych Szeregach, zawsze kiedy wraca do tego tematu – płacze. Nie potrafi wybaczyć tego, że ktoś świadomie wysłał jej koleżanki i kolegów na śmierć (to są jej słowa). Nie potrafi wybaczyć tego, że ludzi walczących w obronie ojczyzny kilka lat po wojnie ktoś uznawał za wrogów. Skomplikowana jest ta polityka i cieszę się, że coraz częściej można o tym przeczytać i poznać prawdę, która kiedyś była tematem tabu.
Fabuła tej książki wzruszyła mnie do tego stopnia, że nie mogłam zebrać się na napisanie tych kilku zdań o niej. Nie wiem, czy jest to zasługa autorki i jej doskonałego kunsztu pisarskiego, czy jest to zasługa samej fabuły.
Myślę jednak, że mimo emocji, a może zwłaszcza z powodu emocji jakie mną wstrząsnęły (szczególnie na końcu książki) to mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę szczególnie osobom młodym. Nie wiem ile młody człowiek zrozumie z faktów historycznych przytoczonych w niej, ale z pewnością nikt nie odłoży tej książki przed przeczytaniem ostatniej strony.
Dla dodania mojej opinii nutki nostalgii polecam piosenkę, którą wprawdzie usłyszałam w filmie „Czas honoru – Powstanie”, ale bardzo pasująca do nurtu historycznego tej książki.
Polecam również inne książki tej autorki, które dumnie stoją na mojej półce. Wystarczy Klik na okładkę książki.
MGŁA ZAPOMNIENIA – Bianka Minte-Konig
Bianka Minte Konig to niemiecka pisarka i profesor literatury mediów i edukacji teatralnej. Urodziła się w 1947 roku w Berlinie jako córka księgarza. Obecnie mieszka w Brunszwiku i na Majorce. W roku 1975 wstąpiła na Uniwersytet Nauk Stosowanych w Braunschweig, gdzie od 1980 roku wykłada jako nauczyciel na Wydziale Opieki Społecznej. Pisać zaczęła w wieku 49 lat i są to książki dla dzieci i młodzieży, z których niektóre zostały przetłumaczone na 22 języki i stały się bestsellerami. Serie jej książek to „Niegrzeczne Dziewczyny”, czy „Miłość i tajemnica”.
Wydawnictwo Adamus rok 2010
stron 168
Mgła zapomnienia to powieść młodzieżowa z serii „Miłość i tajemnica”. Nie oznacza to jednak, że osoba dorosła, nawet bardzo dorosła tak jak ja, nie zaczyta się w niej.
Viktoria jest Niemką, mieszkającą razem z rodzicami w Brukseli, gdzie jej ojcu zaproponowano pracę w komisji unijnej. Wakacje dziewczyna często spędza u dziadka we Francji, aż do dziesiątego roku życia, kiedy to dziadek wraz ze swoją drugą żoną wyprowadza się do Nicei. Kiedy Viki ma 15 lat starszy pan umiera, a ona dowiaduje się, że dziadek zapisał jej w spadku dom w którym spędzała wakacje, dom nad morzem w uroczej miejscowości, z którą łączy ją wiele miłych wspomnień. Podczas kolejnych wakacji, które Viktoria spędza z mamą w domu dziadka, a właściwie to już w swoim domu, znajduje na plaży medalion, który jest początkiem tajemniczych sytuacji, jakie mają miejsce, włącznie z lunatykowaniem i omamami słuchowo-wzrokowymi. W odnalezionej grocie dziewczyna natrafia na tajemniczy napis, lecz nikt nie chce jej udzielić informacji, co ten zapis (w formie daty) może upamiętniać. Sama więc drąży temat wciągając w to przyjaciela z dzieciństwa, który…
Ojej, ale się rozpisałam. O mało co, a streściłabym całą książkę, a tego przecież nie zrobię, bo cóż to by była za przyjemność czytania, do której mam nadzieję zachęcić, potencjalnego czytelnika czy czytelniczkę.
Jak już wspomniałam na początku, jest to literatura młodzieżowa, ale nie koniecznie tylko dla młodzieży. Książka napisana jest w taki sposób, że przyciągnie nawet dorosłego czytelnika. Treść podzielona jest na rozdziały, z których każdy poprzedzony jest fragmentem książki, którą w czasie wakacji czyta Viktoria. Fragmentem w jakiś sposób nawiązującym do fabuły. Piękne opisy miejsc oraz widoków, a także warunków atmosferycznych zmieniających się w tym malowniczym zakątku Francji jak w kalejdoskopie, dopełniają tajemniczości, którą nasycona jest powieść. Wśród poszukiwania wyjaśnień dziwnych zdarzeń, nie zabrakło również młodzieńczej, spontanicznej miłości, która zaczęła tlić się dawno temu i rozpala się z każdym kolejnym wakacyjnym dniem.
Autorka w dość przystępny sposób odkrywa, bardzo powoli kolejne fragmenty tajemniczej układanki i robi to tak zmysłowo, że trudno się wprost oderwać od czytania kolejnych stron.
Narracja jest napisana w pierwszej osobie, powoduje to, że czytelnik w pewien sposób zaprzyjaźnia się z główną bohaterką, czekając z niecierpliwością zakończenia jej opowieści. Viktoria jest sympatyczną młodą kobietką, która z pewnością da się lubić i myślę, że wiele dziewcząt chciałoby się znaleźć na jej miejscu, nie tylko z powodu spadku, ale również z powodu przygód jakie ma okazję przeżyć.
Książeczka jest niewielka i czyta się ją wyjątkowo szybko, dlatego polecam ją każdemu, kto ma ochotę na odkrywanie tajemnic. Nie tylko młodzież znajdzie w niej coś dla siebie. Wątek tajemniczych zjawisk, wątek miłosny i odrobina strachu jeszcze nikomu nie zaszkodziły, a tytułowa mgła niejeden raz spowoduje, że przez ciało przebiegnie dreszcz.