PENSJONAT SOSNÓWKA – Maria Ulatowska
Maria Ulatowska, to młoda stażem pisarka polska, o której pisałam już w swojej recenzji KAMIENICA PRZY KRUCZEJ. Książki pani Marii wpadły w moje ręce po raz pierwszy, kiedy to postanowiłam pójść na spotkanie autorskie organizowane w jednej z gdańskich bibliotek. Nie będę się rozpisywała na temat tej pisarki, bo kto zechce, to przeczyta sobie na wcześniejszym wpisie.
Pensjonat Sosnówka, to trzecia z książek pani Ulatowskiej, która trafiła w moje ręce. Zresztą przyznam szczerze, że na specjalne moje zamówienie, ponieważ delikatnie podsunęłam moim dzieciom „co ewentualnie mogłyby mi sprezentować z okazji Dnia Matki”.
Wszystkie książki Mari Ulatowskiej mają jedną cechę wspólną – czyta się je szybko, łatwo i przyjemnie.
Pensjonat Sosnówka, to kontynuacja Sosnowego dziedzictwa, czyli losów Anny Towiańskiej, która odziedziczyła po rodzicach stary budynek na Kujawach, położony w przepięknej okolicy nad jeziorem w otoczeniu sosnowego lasu. Anna zakochała się w tym miejscu od chwili, kiedy je zobaczyła i postanowiła wyprowadzić się z Warszawy, gdzie dotychczas mieszkała i urządzić w tym bajecznie pięknym miejscu pensjonat, głównie dla zapalonych wędkarzy. Przy pomocy mieszkających w Towianach osób, i poleconej jej przez nowego przyjaciela brygadzie budowlanej braci Koniecznych, wyremontowała budynek i urządziła tak, aby każdy kto przyjedzie chociażby na krótki pobyt, był zadowolony. Jej marzenie się spełniło i Sosnówka, (tak właśnie nazwała swój pensjonat) cieszyła się dzięki rozreklamowaniu nie tylko przez przyjaciół i znajomych, ale także przez media sporym powodzeniem.
Anna dzięki swojemu urokowi osobistemu oraz odziedziczonej leśniczówce w której postanowiła zamieszkać, zyskała nie tylko wielu przyjaciół, ale nawet uczucie, które zaowocowało… tak właściwie to niech każdy zainteresowany przeczyta sobie o tym sam.
W książce poznajemy wielu ludzi i tak właściwie, patrząc na te osoby z perspektywy lektury, to nie ma wśród nich nikogo, kogo można by nie polubić. Nawet postaci negatywne przedstawione w powieści w jakiś sposób zdobywają jednak sympatię czytelnika.
Pensjonat Sosnówka, to tak właściwie „bajka nie tylko dla dorosłych”, ponieważ czytając ją, czytelnik jak gdyby przenosi się do innego wymiaru człowieczeństwa, przenosi się tam, gdzie ludzie są dla wszystkich mili i życzliwi, a pojedyncze incydenty negatywne bardzo szybko zapadają w niepamięć. Czytając książkę prawie cały czas się uśmiechałam, ponieważ styl pisarski pani Ulatowskiej jest dość specyficzny i nawet kiedy pisze ona o sytuacjach tragicznych, czy mrocznych pisze to tak, że czytelnik wie, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, Przyznam szczerze, że kilka razy ze wzruszenia zakręciła mi się łezka w oku, ale to taka moja nadwrażliwa natura.
Autorka pisze bardzo lekko, często wplatając w fabułę powieści humorystyczne wątki, co powoduje, że chyba właśnie dlatego książka jest rodzajem relaksu pozbawionego surowego napięcia typowego dla pozycji kryminalnych czy sensacyjnych. To książka dla osób, które po ciężkim dniu pracy chcą odprężyć się i na chwilę zapomnieć o zmaganiach codzienności.
Mogłabym polecić tę książkę, zarówno nastolatkom, jak i paniom w „moim wieku”. Myślę, że niejeden pan również miałby z tej lektury czystą przyjemność, ponieważ pani Maria bardzo fachowo przedstawiła w niej wiedzę na temat studiów informatycznych, chorobie czy wędkarstwie.
Ale, żeby nie było tylko tak „och” i „ach”, mam pewne minusy, które odrobinę mnie „rozbroiły czytelniczo”. Na przykład słownictwo typu „ …jutro Anna wyjeżdżała do Warszawy…”, albo bardzo „dorosłe” słowa sześcioletniego Florka „…Chciała rozmawiać, ale ja jej nienawidzę!…Ona mnie zostawiła, Ona mnie nie chciała. Ja dla niej nic nie znaczyłem. Ona mnie nie kochała, bo przecież nie można chyba zostawić dziecka, które się kocha…”
Jednym słowem, książka akurat na letnie dni. Ktoś, kto ma ochotę na chwilę przenieść się nad kujawskie jezioro, aby odpocząć z dala od dużego miasta powinien po tę lekturę sięgnąć.