wydawnictwo lucky
NIECH PRAWDA ŚPI – Alicja Masłowska – Burnos
Alicja Masłowska- Burnos. Dolnoślązaczka z wykształcenia jest fizjoterapeutką i trenerką Technik Sprzedaży. Na stałe mieszka w Strzelinie pod Wrocławiem. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2016 powieścią ,,Nie wchodź w moją ciszę”, która została uznana przez portal Edutorial.pl za jeden z najlepszych debiutów tego roku. Tym samym bardzo szybko zdobywając serca czytelników, co zadecydowało o powstaniu całej serii „Ciszy”.
Niech prawda śpi to dramat obyczajowy z romansem w tle.
Diana to kobieta w średnim wieku, jest mężatką z dwójką dzieci. Prowadzi stabilne i wydawałoby się szczęśliwe życie. Pracuje jako dziennikarka. Kiedy spotyka o dziesięć lat młodszego Dawida, pracującego jako nauczyciel historii, z którym piszą wspólny cykl reportaży, zaczyna łączyć ich nie tylko praca. Charyzmatyczny, samotny i niezależny mężczyzna szybko staje się dla Diany kimś ważnym, w pewnym momencie ich romans zaczyna przybierać dość poważna formę i niezobowiązujący seks coraz częściej zamienia się w oś bardziej emocjonalnego. W tle romansu Diany i Dawida pojawia się inna mroczna historia pewnego romansu. Co łączy te dwa niezależne związki? Czy młody nauczyciel doprowadzi do tego, że jego kochanka zostawi męża i przeprowadzi się do niego?
Książkę otrzymałam w ramach naszego corocznego spotkania A może nad morze? Z książką które w tym roku z wiadomych przyczyn odbyło się online.
Autorka i jej twórczość była mi dotąd nieznana, a ja chętnie poznaję nowych polskich autorów.
Czytając tę książkę zwróciłam w pierwszej kolejności uwagę na dość ciekawy układ tekstu fabuły – rozdziały przeplatają się i raz czytelnik jest świadkiem rozmowy dwóch przyjaciółek, które spotykają się na ławce w parku, raz jest w trakcie rozmów kochanków na Messengerze, a innym razem znów w domu kochanka. Narracja jest w pierwszej osobie co odbierane jest jako… coś w rodzaju zwierzenia, wspomnienia, pamiętnika. Treść w większości składa się z dialogów.
Muszę jednak przyznać, że niektóre „rozmowy” irytowały mnie. Niby rozmawiali ze sobą dorośli ludzie, a układ zdań, a nawet dobór słów, czy przekaz jakiejś myśli, mocno odbiegały od rozmów wykształconych ludzi. Były czasami zbyt prostackie jak na poziom inteligencji tych osób.
(…) – Nie, nie zrobię tego. Przepraszam. To nie jest zdrada, to jest romans, to czego się dopuściliśmy, tu nie będzie, że ktoś kogoś zostawia, że ktoś nie chce, że ktoś wygrywa albo przegrywa, nie potrafimy się rozstać zawczasu, chociaż dociera do nas, co czujemy, przeglądamy się we własnych odbiciach i brniemy w to, co nas zaczyna ranić. Dostrzegasz to, że robimy sobie krzywdę powoli? Ta Zuzia kręci się obok ciebie wciąż. (…)
Irytowała mnie również główna bohaterka, która nie widziała niczego złego w tym, że zdradza kochającego męża, że w pewnym momencie seks z młodszym mężczyzną przesłonił jej logiczne patrzenie na życie i że tak do końca sama nie wiedziała, czego od tego romansu oczekuje. Myślę, że w wieku 43 lat, kiedy ma się synów w dość dużej rozpiętości wiekowej – 18 lat i 8 lat, to kobieta powinna już wiedzieć, czego oczekuje od życia. Zwłaszcza, że to jej dotychczasowe życie nie było ani złe, ani nudne.
(…) Z jednej strony chciałam jak najszybciej wylądować w jego wygodnym łóżku, a z drugiej – wiedziałam, że powinnam się wycofać, a cała sprawa za kilka tygodni, przez tę cholerną prolaktynę, która mnie do niego przywiązuje z każdym orgazmem coraz bardziej, może wcale nie być śmieszna. (…)
Bohaterowie tej powieści są z jednej strony enigmatyczni z drugiej dość pretensjonalni. Chyba jedyną osobą, która wzbudziła we mnie pozytywne emocje była przyjaciółka Diany, z którą ta „rozmawiała” na ławeczce. Słowo „rozmawiała” celowo umieściłam w cudzysłowie, ponieważ te rozmowy były dość specyficzne, jakby rozmowy ze swoim alter ego. Nie będę tego teraz wyjaśniała, ale ktoś kto sięgnie po tę książkę z pewnością przekona się o tym osobiście i zrozumie co mam na myśli.
Książka mnie nie porwała, chociaż pomysł na fabułę jest całkiem ciekawy. Trochę „zgrzytało” mi w stylu, jakim pisze autorka, ale może komuś innemu taki styl odpowiada i wszystko może się podobać. Wiadomo przecież, że ilu czytelników, tyle gustów.
Sam problem romansu pokazany został dość dosadnie. Ona – niby traktująca tę znajomość jak przelotny flirt, z czasem zaczyna być zazdrosna, chociaż cały czas niby uświadamia go, że ich związek jest bez długoterminowych szans. On – potrzebujący kobiety-matki, która o niego zadba, zaopiekuje się nim i sprawi, że będzie czuł się w tym związku stabilnie i bardzo rodzinnie.
W wątek główny dotyczący romansu pani redaktor i młodego nauczyciela, wpleciony został inny wątek, dotyczący innego romansu z roku 1992 i jakiejś tajemnicy z nim związanej, ale według mnie zupełnie niepasujący do fabuły, która ma miejsce współcześnie. Przyznam szczerze, że nie wiem jaki był cel wplecenia tego wątku, chyba tylko dla dodania objętości książce.
No, ale może autorka miała jakiś konkretny zamiar, którego ja do końca nie zrozumiałam.
Polecam tę książkę osobom, które lubią taki rodzaj literatury, lubią książki z romansem, wątkami psychologicznymi i odrobiną tajemnicy.
I chociaż tak jak wspomniałam wcześniej, książka mnie nie porwała, to nie skreślam autorki po tej jednej książce i być może sięgnę kiedyś po inne jej powieści.
Nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, bo porusza bardzo poważny temat rozdarcia emocjonalnego dojrzałej kobiety, która musi sama ze sobą dojść do ładu w dość mało komfortowej dla siebie sytuacji, kiedy emocje walczą z rozsądkiem, a ciało z umysłem.
Dziękuję wydawnictwu LUCKY, które było jednym ze sponsorów naszego lipcowego spotkania A może nad morze? Z książką za tę powieść, która mimo, że nie mogę jej zaliczyć do tych lektur, od których nie mogłam się oderwać podczas czytania, to dała mi sporo do myślenia.
UKAŻ MI PRAWDĘ – Agnieszka Rusin
Agnieszka Rusin to autorka powieści obyczajowych, pisanych sercem. Z wykształcenia jest ekonomistką, na co dzień pracującą jako pracownik administracyjny. Rodowita śremianka. Kocha górskie wędrówki (marzy o wspinaczce na Rysy) i kuchnię włoską. To marzycielka i niepoprawna romantyczka. Pisanie traktuje jak pasję.
Ukaż mi prawdę to współczesna powieść obyczajowa z dawką dramatu, odrobiną dreszczyku i szczyptą romansu.
Alicja staje przed faktem dokonanym, jej mąż bez konsultacji z nią kupuje stary domek w leśnej głuszy, ale nad pięknym jeziorem. Kuba bardzo chce, aby jego żona odzyskała chęć do życia po śmierci ich nastoletniej córki. Jest przekonany, że cisza i spokój w otoczeniu drzew i śpiewu ptaków, pomogą żonie podnieść się z dołu rozpaczy. Początkowo Alicja jest pełna goryczy, nie tylko z powodu wyjazdu w Warszawy, ale również z powodu pustki jaka ją okrąża. Ale kiedy poznaje miejscowe kobiety i znajduje w ich towarzystwie przyjaźń i zrozumienie, jej nastawienie do starego domu i życia na odludziu zmienia się. A ciekawość dotycząca mrocznej tajemnicy poprzednich właścicieli wzbudza w niej iście detektywistyczne podejście, zwłaszcza że okoliczni mieszkańcy coś być może wiedzą, ale każdy uparcie milczy. Sprawy trochę się komplikują, kiedy pod opiekę Alicji i Kuby dostaje się nastolatka, której mama (przyrodnia siostra Alicji) jest umierająca a ojciec zniknął bez śladu. Co ukrywają mieszkańcy Zalesia? Czy Alicja i Kuba sprawdzą się w roli domniemanych rodziców? Czy uda się im pokonać traumę po śmierci córki i rozpocząć nowe życie?
Jest to moje pierwsze spotkanie z dorobkiem pisarskim tej autorki i przyznam szczerze, że lektura ta zaciekawiła mnie na tyle, że przeczytałam ją w niespełna trzy dni.
Początkowo spodziewałam się idyllicznej, spokojnej powieści o dramatycznym podłożu, której bohaterowie w ciszy pięknego polskiego lasu dochodzą do siebie. Jednak niespodziewane zwroty akcji zaprzeczają idylli i spokojowi.
Kobieta i mężczyzna, każdy z nich na swój sposób przeżywa tragedię córki, on jednak nie może sobie pozwolić na ciągły płacz i umartwianie się, bo przecież ktoś musi pracować i zarabiać na ich utrzymanie. Ona natomiast ma żal do całego świata o to, że zabrał jej ukochane dziecko.
Jednak wyjazd z zaludnionego, pełnego gwaru miasta może czasami okazać się lekiem, kiedy człowiek znajdzie się sam na sam w analizie własnych myśli, ciszy i spokoju.
(…) – Przepraszam, muszę wziąć leki – odparła, szperając w torebce. Z lekami życie było możliwe, a depresja powoli oddalała się. Alicja bardzo chciała wygrać tę walkę. Dla niej, dla Klaudii i dla siebie. (…)
Autorka jednak nie pozwala czytelnikowi skupić się tylko na rozpaczy głównej bohaterki. W fabułę wplata wątki grozy, zjawisk paranormalnych i parapsychologicznych i chociaż sceptycznie patrząc na nie i wiedząc, że mogły się zdarzyć tylko w wyobraźni, to w jakiś sposób budują one napięcie.
(…) Mijały minuty, potem godziny. Wyczerpana, zasnęła oparta o pobliskie drzewo. Kiedy po chwili otworzyła oczy, poczuła na policzku dziwny, chłodny dotyk. Był delikatny, prawie pieszczotliwy. Ogarnęło ją przedziwne uczucie, że nie jest tu sama, że ktoś jeszcze jest świadkiem jej cierpienia. (…) Zjawa przyglądała się jej, a kiedy zbliżyła się o krok, była już prawie pewna, kogo jej przypomina. (…)
Wplecione zostały tutaj również wątki kryminalne, które niby powodują, że w domysłach wiadomo kto i co, a jednak wzbudzają pewnego rodzaju ciekawość.
Moją uwagę przyciągnęły jednak dwa wątki, które znalazły się w tej powieści. Jednym z nich jest wątek przyjaźni między kobietami żyjącymi w dość określonej i zamkniętej społeczności wiejskiej, a drugi dotyczący wiary i miłości w związku, który po tragicznych wydarzeniach zaczyna rozsypywać się, bo jedna ze stron nie potrafi sobie z traumą tej tragedii poradzić. Bardzo podobała mi się postać Kuby, który mimo przeciwności stoi murem przy swojej ukochanej żonie, cały czas wierząc w to, że ona otrząśnie się z rozpaczy i „wróci” do niego taka jaką była dawnej.
Przyznam szczerze, że postać Alicji niezbyt przypadła mi do gustu, i chociaż solidaryzowałam się z jej bólem i cierpieniem, to jej zachowanie często aroganckie, często nijakie a czasami wręcz zbyt entuzjastyczne powodowało we mnie pewnego rodzaju irytację.
W tej książce autorka podejmuje się pokazania historii z samego życia, z uwzględnieniem problemów nie tylko tych dnia codziennego. Pięknie pokazuje nie tylko siłę miłości, która nie jest łatwa, ale której nie jest w stanie pokonać nawet ból i strach o drugą osobę. Mamy tutaj również miłość, która dopada człowieka znienacka. Ale jest również pokazana niszczycielska siła zazdrości nienawiści, która nie cofnie się przed niczym nawet przed dokonaniem zbrodni.
To również książka o trudnych relacjach międzyludzkich, jakich w wielu rodzinach można się dopatrzeć. O braku wiary w słowa drugiego człowieka i zmowie milczenia wobec dziejącej się krzywdy, ale i o wybaczaniu. O traumie dzieciństwa.
(…) Powinnam ci wtedy uwierzyć, wysłuchać, dowiedziałam się niedawno prawdy… Kiedy Laura zachorowała i otarła się o śmierć, zaczęły ją dręczyć strach i wyrzuty sumienia. Powiedziała mi prawdę, że mnie oszukiwała, kłamała na ciebie, krzywdziła cię, a ja karałam ciebie. (…)
Polecam tę książkę nie tylko na ciepłe, letnie wieczory, z którymi kojarzy nam się las, śpiew ptaków i malownicze okolice nad jeziorem. Myślę, że ta książka spodoba się głównie paniom lubiącym powieści obyczajowe kierowane do kobiet, ale zarówno miłośnicy kryminałów jak i zjawisk paranormalnych i grozy znajdą w niej coś dla siebie.
MAM NA IMIĘ ANIA – Anita Scharmach
Anita Scharmach pojawiła się na rynku książkowym kilka lat temu i od razu podbiła serca wielu czytelniczek. Jest mieszkanką Gdyni, mamą trójki dzieci i właścicielką dwóch ślicznych kotków. Z całą pewnością jest osobą dość uczuciową i empatyczną, co odzwierciedla się w jej książkach. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2016 książką „Mogę wszystko”, która została bardzo ciepło przyjęta przez czytelniczki. Na dzień dzisiejszy może się pochwalić kilkoma dobrymi książkami, a każda z tych książek wzrusza, bawi i zmusza do refleksji.
Mam na imię Ania to dramat psychologiczny.
PREMIERA KSIĄŻKI 11 MAJA 2020
Anna jest młodą, zawsze uśmiechniętą, piękną kobietą, odnosi niemałe sukcesy jako dziennikarka, ma przystojnego, uroczego i bardzo czułego męża, pracującego na stanowisku sędziego i wszystkim wydaje się, że do szczęścia jej już nie brakuje niczego. Ale nikt nie wie co dzieje się za zamkniętymi drzwiami mieszkania, za którymi przystojny pan sędzia zamienia się w potwora. Pewnego dnia Anna otrzymuje zlecenie od swojego redaktora naczelnego na napisanie artykułu, a może nawet zrobienia serii reportaży o ludziach zgłaszających się do ośrodka leczenia uzależnień. Wyjazd ten wywraca życie Ani do góry nogami, będąc w ośrodku incognito nie ma odwagi przyznać się, że również jest kobietą uzależnioną… od męża tyrana. Czy w obliczu wielkich tragedii innych ludzi Anna znajdzie w sobie tyle siły aby przyznać się, że jest kobietą maltretowaną? Czy potrafi jeszcze zaufać innemu mężczyźnie nie bojąc się, że on, tak jak jej mąż po jakimś czasie zmieni się? Czy można znaleźć przyjaźń wśród „wyrzutków” społeczeństwa?
Przyznam szczerze, że do książek tej autorki podchodzę zawsze bardzo rozważnie i nie zaraz na początku drogi danej książki, czekam aż ucichnie wielkie BUM po premierze, bo… po prostu wiem, że i tak czeka mnie wielkie wyzwanie emocjonalne.
Ktoś, kto nie miał jeszcze do czynienia z książkami tej pisarki, widząc okładkę jej najnowszej książki może się spodziewać lekkiego romansu, czy spokojnej powieści obyczajowej, oczywiście z romansem w roli głównej. I niestety w tej kwestii bardzo się zawiedzie, (chociaż romans jest) ale jak już weźmie tę książkę do ręki, to nie oderwie się od niej aż nie skończy.
Jeśli chodzi o mnie to przedarła mnie ta powieść na milion emocjonalnych kawałków. Nie pamiętam już kiedy tyle płakałam czytając jakąś lekturę. Nawet teraz, pisząc tę swoją opinię mam łzy w oczach, bo cały czas gdzieś w podświadomości brzmią mi słowa przeczytane zaledwie kilka godzin temu.
Autorka wzrusza, ale w przerywnikach, żeby człowiek całkiem nie dostał spazmów, delikatnie wtrąca jakieś humorystyczne przerywniki i za to jej jestem wdzięczna, bo nie wyobrażam sobie przeryczeć całej książki.
To trudna lektura pod względem uczuciowym, niby wiemy ile ludzkich dramatów jest na świecie, ale dopiero gdy gdzieś je zobaczymy, gdzieś o nich przeczytamy zdajemy sobie sprawę z tego jak bardzo są bolesne i to często nie tylko dla ofiary. Czy zastanawiamy się co ukształtowało danego człowieka patrząc na jego marginalną pozycję społeczną? Mówimy – ona jest dziwką, mówimy – ten alkoholik, odwracamy głowę na widok bezdomnego, ale nigdy nie wnikamy w to, jak oni znaleźli się na tym marginesie.
Myślę, że autorka wykazała się niebywałą odwagą, aby pokazać każdą z tych osób występujących w książce nie jako margines społeczny, ale jako CZŁOWIEKA, który też ma uczucia, marzenia, wyrzuty sumienia, i wystarczy tylko aby podać mu pomocną dłoń, którą on ZECHCE przyjąć.
W tej książce mamy kryształowy i bardzo toksyczny związek, który świeci swoim blaskiem w otoczeniu ludzi, a gdy zgaśnie światło publiczności zamienia się w trującą, niszczącą toksynę. W jak wielu domach jest tak, że idealne małżeństwo okazuje się dla jednej osoby koszmarem, więzieniem, uzależnieniem zarówno finansowym jak i psychicznym. Nie możemy zrozumieć syndromu sztokholmskiego, który polega na odczuwaniu sympatii solidarności z osobą, która jest źródłem cierpienia. U głównej bohaterki osiągnął on taki stopień, że zaczynała współpracować ze swoim prześladowcą pomagając mu wręcz uniknąć kary za to co jej robi, wprost tłumaczyła jego zachowanie stresem wywołanym w pracy. No… gdzieś przecież musiał odreagować.
(…) Jeździł mercedesem klasy S. Według sąsiadów był uczciwym, zakochanym we mnie, zawsze żartującym mężczyzną. Według nich miałam szczęście, że jestem jego żoną. Żoną gościa na poziomie, szanowanego i wzbudzającego zainteresowanie wśród innych. Dla mnie niegdyś był ideałem, dzisiaj wrogiem, którego bardzo się bałam. (…)
Niestety często skutkami ubocznymi takich związków są nie tylko rany czy siniaki widoczne gołym okiem, ale głęboko zakorzenione rany w psychice, które bywają hamulcem przed nowym związkiem, przed odważnym przeciwstawieniem się, przed otwarciem się na drugiego człowieka. Potrafią być koszmarami sennymi, które śnią się latami i nie można ich wypędzić z głowy. Strach jest świetnym budowniczym jeśli chodzi o niszczycielską siłę. Koszmary, które na długo pozostają w pamięci potrafią doprowadzić człowieka do obłędu. Nic już potem tak nie boli jak złe wspomnienia, których nie można wyprzeć z pamięci.
(…) – Już dobrze córciu, to był tylko sen! – Siedziałam spocona, mokra jak przysłowiowy szczur, jakbym wyszła spod prysznica. Niestety również posikana. Spodnie, prześcieradło – wszystko mokre. To niewiarygodne, jak bardzo bałam się człowieka, któremu przed bogiem przyrzekałam miłość, wierność aż do śmierci. (…)
Pozytywną stroną fabuły tej powieści jest między innymi, pięknie przedstawiona przyjaźń, o jakiej wiele osób marzy. Nie jest łatwo znaleźć kogoś, komu się ufa od pierwszej chwili poznania, kogoś przy kim bez względu na okoliczności czuje się szczęście. Prawdziwa przyjaźń nie zwraca uwagi na środowisko z jakiego wywodzi się ta druga osoba, nie zwraca uwagi na wiek, ani na wykształcenie. Ona po prostu się zdarza.
(…) Zdałam sobie sprawę, że zyskałam coś znacznie większego niż „nowe” życie. Razem z szansą na odmianę w pakiecie otrzymałam najpiękniejszy dar samotnego człowieka. Otrzymałam przyjaźń. Taką najszczerszą, najprawdziwszą (…)
Nie jest łatwo otworzyć się na nowy związek, kiedy się cały czas myśli o tym, że został gdzieś w podświadomości. Głównej bohaterce też nie było łatwo uwierzyć w miłość, która mogła być jej bezpieczną przystanią. Czy pokonała demony przeszłości i uwierzyła w miłość? Tego nie zdradzę, ale kto jest ciekawy to niech szybciutko sięgnie po tę książkę.
POLECAM ją całym sercem i nie będę sugerowała, czy powinny ją przeczytać kobiety, czy mężczyźni. Czy będzie ona ciekawym kąskiem dla osób młodych czy tych już doświadczonych życiowo, bo to jest książka, którą polecam WSZYSTKIM. Zanim jednak po nią ktoś sięgnie, to radzę zaopatrzyć się w chusteczki, bo bez nich ani rusz. Myślę, że niektóre wątki wzruszą nawet panów.
To trudna, ale bardzo ciepła powieść o traumach dzieciństwa, o toksycznej miłości, o ukrywanych bólach, ale również o pięknych przyjaźniach, o pomocy jaką ludzie potrafią się dzielić, o odwadze i determinacji. Bo żeby wyjść z jakiegokolwiek nałogu, trzeba być naprawdę bardzo odważnym. To książka na jeden weekend, a jak było w moim przypadku na jeden dzień. Ale z całą pewnością fabuła tej powieści wielu czytelnikom/czytelniczkom na długo pozostanie w pamięci.
Nie wiem czy dziękować autorce za tę powieść, za to, że oderwała mnie od rzeczywistości na kilkanaście godzin, czy mieć do niej pretensje o to, że przez nią i przez jej książkę, nie mogłam w nocy spać.
A zakończenie… No tu już nie zdradzę, ale powiedzieć że mnie zszokowało, zbulwersowało, zaskoczyło, to niewiele z tym co czułam po zamknięciu książki po ostatniej przeczytanej stronie.
POLECAM GORĄCO!!!