święta
CUD GRUDNIOWEJ NOCY – Magdalena Majcher
Magdalena Majcher urodziła się w 1990 roku. Jest autorką poczytnych i lubianych przez czytelniczki powieści obyczajowych z rozbudowanym tłem społecznym i historycznym. W swoich książkach porusza ważne i trudne tematy. Dotychczas wydała dziewięć książek, w tym cykl „Wszystkie pory uczuć” i powieści: „Stan nie! Błogosławiony” i „W cieniu tamtych dni”.
Urodziła się i wychowała w Czeladzi, obecnie żyje i tworzy w Katowicach. Jest wolnym strzelcem, współpracuje z redakcjami i portalami internetowymi, dla których tworzy artykuły i teksty copywriterskie. Interesuje się historią najnowszą, psychologią i kryminalistyką. Najlepszym relaksem po ciężkim dniu jest dla niej wieczór z książką, ewentualnie dobrym, skandynawskim serialem kryminalnym.
Wydawnictwo Pascal rok 2018
stron 396
Cud grudniowej nocy to współczesna powieść obyczajowa z wątkiem świątecznym, której fabuła umiejscowiona została w Katowicach.
Magdalena po tragedii jaka spotkała ją i jej męża, nie potrafi cieszyć się niczym, a szczególnie świętami, zamykając się w kokonie praca-praca-dom. Kamila i Kinga to dwie siostry, które różnią się od siebie jak ogień i woda. Kinga żyje tak właściwie życiem wirtualnych, chwaląc się na portalach społecznościowych zdjęciami swojej „cudownej rodziny”, a jej życie jest ciągłym splotem dążeń do perfekcji. Kamila natomiast jest singielką, której przypadkowa ciąża wywraca życie do góry nogami. Teresa i Maria też są siostrami. Maria jest mamą Magdaleny, a Teresa mamą Kingi i Kamili, i tak jak Maria marzy o cudownych świętach w gronie licznej rodziny, tak Teresa postanawia święta zbojkotować i spędzić je tylko ze swoim ukochanym mężem, we dwoje. Czy Marii uda się zgromadzić rodzinę przy wspólnym stole? Kto pomoże Magdalenie otrząsnąć się z przytłaczającej ją rozpaczy? Czy idealny świat Kingi, jest naprawdę taki idealny?
Fabuła książki zaczyna się dnia 1-go grudnia, i powolutku przeprowadzając czytelnika przez rodzinne perypetie kilku kobiet zbliża do tego magicznego 24-go dnia. Co to jest właściwie ta magia świąt? Czy czynią ją świąteczne piosenki, zapach igliwia, światełka, padający śnieg, czy obecność kogoś bliskiego?
(…) Mnie się wydaje, że to nie śnieg wpływa na klimat świąt, a ludzie – odezwał się po dłuższej chwili. – A w tym roku po raz pierwszy od lat nie spędzę Wigilii samotnie… (…)
Kobiety przedstawione w książce tak bardzo różnią się od siebie, jak tylko potrafią różnić się ludzie. Muszę przyznać, że autorka świetnie sobie poradziła z osobowościami swoich bohaterek (i bohaterów), nie nudziłam się przyglądając się im, i myślę, że doskonale potrafiłam zrozumieć te osoby, chociaż nie zawsze rozumiałam ich zachowania wobec innych. I tak na przykład Kinga, jest kobietą, dla której ważniejsza od prawdziwego życia jest iluzja szczęścia, ważny jest dla niej tylko idealny wizerunek „sprzedawany” ludziom na portalach społecznościowych. Autorka nie gloryfikując bohaterki pokazuje jak trudne emocjonalnie jest życie w związku, który stworzyło się sztucznie. Niby jest ta bliska osoba, ale tylko ciałem, a czasami to nawet tego ciała brakuje. Pokazywanie światu szczęścia jest być może lekarstwem na samotność w związku. Lajki, pozytywne komentarze, czy wstawiane emotikonki z uśmiechem, być może podbudowują, ale czy potrafią zbudować prawdziwe szczęście?
W powieści poznajemy dwa pokolenia kobiet, poznajemy kobiety, z których każda żyje jakby w innym świecie, i każdej z nich, ten świat jest pewnego rodzaju iluzją.
Pięknie poruszony został wątek trudnych relacji matki z córką, odnoszący się do czasów dzieciństwa, a pozostający bolesnym w świadomości człowieka bardzo długo.
(…) Kamila rozmasowała skronie. Niepokój, który odczuwała przed kilkoma dniami, powrócił. Coś się stanie. Coś złego. Czy to właśnie w związku ze zbliżającą się kłótnią z matką czuła napięcie? (…)
Mimo tragedii i dramatów, jakie każda z kobiet przeżywała, czułam wobec nich wielką irytację. Każda z tych kobiet skupiona była na swoim JA, nie uznając tego jak się zachowuje za krzywdę dla drugiego człowieka.
Magda przeżywając żal po śmierci córki egoistycznie tkwiła w swojej żałobie, nie zastanawiając się nawet nad tym, że ktoś inny również cierpi z tego samego powodu. Kamila po stracie dziecka zachowywała się dokładnie to samo. Cierpię tylko JA. Kinga, egoistyczna snobka, przekonana o swojej perfekcyjności, nawet nie przyjmowała do świadomości tego, że jej zachowanie i jej plany życiowe mogą się komuś nie podobać.
Każdy jednak wie, że (…) Święta Bożego Narodzenia to najbardziej rodzinny czas w roku. W te dni nikt nie powinien być samotny. W Wigilię, jak w żaden inny dzień, odczuwa się potrzebę przynależności i bliskości. Nie chodzi nawet o potrawy, które kuszą aromatem, czy prezentami pod choinką. Najważniejsza jest obecność tych, których kochamy i bez których nie wyobrażamy sobie życia (…)
Mimo irytacji, jaką wzbudzały we mnie bohaterki, polecam tę piękną powieść zwłaszcza paniom, w każdym wieku. Chyba pierwszy raz, w czasie czytania książki stwierdziłam, że kobiety to jednak potrafią być bardzo egoistyczne, a panowie mają w sobie więcej empatii o odwagi.
Polecam tę książkę, jako taki punkt przygotowywania się do świąt. I jak pisałam we wcześniejszych wpisach, kiedyś postanowiłam sobie, że w grudniu będę czytała książki z wątkiem świątecznym; wszystkich również do tego zachęcam. Ta książka jest lekturą lekką, łatwą i przyjemną i niesie ze sobą tę magię zbliżających się świąt.
Zdjęcie tej pięknej girlandy znalazłam na stronie: https://amled.pl/pl/c/GIRLANDY-swierkowe/394
ANIOŁ NA ŚNIEGU – Joanna Szarańska
Joanna Szarańska urodziła się w 1982 roku. Jest nie tylko pisarką, ale również copywriterką o stu specjalnościach, osobą pogodną i czarującą świat swoim uśmiechem. Zakochana w piłce nożnej, języku hiszpańskim i książkach. Miłośniczka powieści Stephena Kinga. Współpracuje z fundacją Miasto Słów i Klubem z Kawą nad Książką.
Wydawnictwo CZWARTA STRONA rok 2018
stron 321
Anioł na śniegu to powieść obyczajowa z wątkiem świątecznym, której fabuła umiejscowiona została współcześnie w pewnym miasteczku.
Anna, Zuzanna, Marzena i Monika to cztery młode kobiety mieszkające w tym samym budynku przy ulicy Weissa. Rok wcześniej jedna ze starszych sąsiadek chcąc zbliżyć do siebie mieszkańców bloku, zaprosiła wszystkich na wspólne udekorowanie mizernego drzewka, które ktoś kiedyś posadził, oraz na spotkanie opłatkowe ze śpiewaniem kolęd włącznie. Młode kobiety postanowiły kontynuować tę tradycję w bieżącym roku i przygotowały dla wszystkich mieszkańców skromne upominki tylko, że… dzień przed Wigilią, ktoś ukradł świąteczne drzewko. Czy mieszkańcy bloku przy ul. Weissa znajdą złodzieja? Czy brak drzewka popsuje plany młodych sąsiadek? Kto poczuje magię świąt?
Powieść ta jest kontynuacją „Czterech płatków śniegu”, chociaż, jeżeli ktoś nie poznał wcześniejszej książki to i tak śmiało może przeczytać tę, ponieważ autorka bardzo sprytnie nawiązuje do wcześniejszych wydarzeń.
Jest to lektura dość nietypowa, bowiem napisana szkatułkowo. Poznajemy kilka rodzin zamieszkałych w tym samym budynku, ale i nie tylko, bowiem w historię wplata się również wątek jednej z bohaterek, związanych niejako z mieszkańcami.
Kto czytał książkę sprzed roku, ten zapewne pamięta Annę i jej męża Waldemara, strasznego sknerę, przez którego życie kobiety było wręcz koszmarem. Zuzanna i Kajetan, to dobre małżeństwo, które tak jak we wcześniejszej książce jak i w tej, mają pewien problem, z którym nie do końca mogą sobie poradzić w pojedynkę. Marzena samotnie wychowuje córeczkę Stasię, ale spotyka się z nauczycielem córki – Maciejem, i z tego „spotykania się” wynika coś, co mała Stasia interpretuje nie tak jak trzeba. Są jeszcze Monika i Jakub, którym nieodłącznie towarzyszy mama Kwiatek, oraz jest Kalina – młoda pani detektyw, która wprawdzie nie mieszka w tym samym bloku, ale przyjaźni się z jedną z młodych mieszkanek. No i oczywiście jest starsza pani Michalska, samotna osoba, która marzy o tym, aby sąsiedzi się zintegrowali.
I tak na zmianę czytelnik ma okazję wejść do domu każdego z bohaterów. Poznajemy więc ich problemy i radości, pomalutku przygotowując się do świąt.
Nie jest to typowa powieść świąteczna, chociaż historie wszystkich tych rodzin dzieją się tuż przed świętami a kończą w wigilijną noc. Dzięki tym osobom poznajemy losy i problemy ludzi takich jak wielu z nas. Kilka historyjek z życia, które mamy na co dzień i można powiedzieć, że za ścianą. Ale czy ludzie mieszkający w blokach znają się na tyle, aby móc nieść pomoc czy chociażby dobrą radę tym, którzy jej potrzebują? Jak często ludzie mieszkający w tym samym domu znają się jedynie z widzenia. Uprzejme „dzień dobry” i na tym kończy się całą znajomość. Myślę, że wielu nawet nie zastanawia się nad tym, co dzieje się za ścianą. Bo przecież, nie będzie wtrącał się do czyjegoś życia.
A może czasami warto zainteresować się , bo może piętro niżej mieszka samotna matka, która nawet nie może pójść do lekarza bo nie ma z kim zostawić dzieci, albo może jest ktoś, kto mieszka samotnie i w razie choroby, nie ma mu kto podać nawet szklanki wody.
Autorka uświadamia nas, że życie bywa niestety bardzo nieprzewidywalne. I chociaż robi to z lekkością i błyskiem humoru, to jednak wiemy, że porusza poważne tematy.
(…) – No i czego beczysz? Takie jest życia! W jeden dzień stoisz prosto, choć gołąb sra ci nad głową, a w drugi ktoś powala cię na ziemię i niszczy!
Zuza przełknęła ślinę, nie wiedząc, czy pani Michalska mówi o nieszczęsnym drzewku, czy o całym ludzkim gatunku. (…)
Myślę, że ktoś, kto zdecyduje się na przeczytanie tej książki teraz, odnajdzie w niej tę magię świąt. I w natłoku różnych innych spraw, odnajdzie tę myśl, którą autorka z pewnością chciała przekazać. Święta to czas, który dla jednych jest radością, a dla innych smutkiem. Pozwólmy się więc porwać tym historiom tak różnym jak różni jesteśmy my. Myślę, że wielu czytelników odnajdzie wśród bohaterów kogoś podobnego do któregoś ze swoich znajomych czy krewnych.
W tej książce jest spora dawka humoru, połączona z nostalgią życia i dramatami, z którymi każdy musi sobie poradzić. Ale… nie ma przecież tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Polecam tę książkę, jako taki punkt przygotowywania się do świąt. Kiedyś postanowiłam sobie, że w grudniu będę czytała książki z wątkiem świątecznym i wszystkich również do tego zachęcam. Ta książka jest lekturą lekką, łatwą i przyjemną i chociaż autorka porusza w niej dość trudne tematy, to z całą pewnością jest to książka przepełniona humorem, a tego nie powinniśmy unikać.
Zdjęcie tej pięknej girlandy znalazłam na stronie: https://amled.pl/pl/c/GIRLANDY-swierkowe/394
Krótka opowieść wigilijna – opowiadanie
Święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami i tak jak to zawsze była przed świętami, budzi się w nas jakaś nostalgia, jakieś marzenia, jakieś ukryte głęboko wspomnienia. Mnie też dopadło – świąteczną weną i napisałam krótkie opowiadanie na chwilę przenosząc się w inny świat.
* * * * * * * * * *
Przedświąteczna gonitwa, sprzątanie, zakupy, szukanie prezentów, które powinny być nietuzinkowe i praktyczne. Kolorowe światła miliona ozdób świątecznych i ten wszędobylski gwar, tłum i przekrzykujące – tak właśnie „przekrzykujące się” świąteczne piosenki i kolędy.
A może odrobina ciszy?
Zapachu sosen, świerków i prawdziwej zimowej aury?
A może by tak odrobina refleksji?
Bez radia, telewizji, przy odgłosach prawdziwego życia?
Kasia wyciągnęła z szafki plik pożółkłych zdjęć, wśród których była fotografia starej leśniczówki wujka Henryka. Wuj nie żył od kilku lat i wszyscy jakby zapomnieli o jego walącej się ruderze w środku lasu. Nikt z rodziny nie miał ochoty zająć się tym. Wujek był odludkiem, odkąd podczas porodu zmarła jego żona Lidzia i zabrała ze sobą ich jedyne dziecko – Anię, małą śliczną córeczkę.
Klucze do leśniczówki od lat leżały w szufladzie. Każdy mówił – kiedyś się tym zajmiemy i nie robił nic.
– Może spędzimy tegoroczne święta na Mazurach, w leśniczówce wuja Henia? – Kasia podeszła do męża i objęła go w pasie.
– Ciekawy pomysł, ale co na to reszta rodziny? – odpowiedział Janusz i uśmiechnął się.
– Eee tam – Kasia machnęła ręką. – Jak będą mieli ochotę to do nas dołączą.
Pojechali tydzień wcześniej. Dwa dni zajęło im uprzątnięcie kurzu i odchodów pozostawionych przez leśne zwierzęta, które znalazły gdzieś sobie małe sekretne wejście do leśniczówki. Po dwóch dniach w pomieszczeniu starego domu zagościło prawdziwe ciepło.
Nikt nie przyjechał.
Święta na bezludziu, bez tej sztucznej otoczki, dla każdego wydały się czymś nieatrakcyjnym.
Śnieg prószył przez cały dzień. Samochód wyglądał jak wielki bałwan leżący na podwórku. Delikatny mróz malował na szybach piękne wzory. W środku pachniało świecami, drewnem z kominka, makowcem i smażonymi rybami, które Janusz kupił od starego wędkarza, mieszkańca tej samej wsi.
Potrawy gotowane, smażone i pieczone przygotowali wspólnie, korzystając ze starego pieca typu Westfalka.
Podzielili się opłatkiem i zasiedli do wieczerzy wigilijnej. Do okien zaglądał księżyc ciekawy ludzkiej obecności w tym opuszczonym domu. Po kolacji, okryli się grubymi kocami i wyszli przed leśniczówkę z latarenkami na świece.
Kasia zaczęła śpiewać:
– Cicha noc, święta noc…
– Pokój niesie ludziom wszem… – dołączył Janusz.
Ich głosy niosły się po lesie razem z akompaniamentem cicho wiejącego wiatru i opadających płatków śniegu.
Pod ogromną sosną zabłysnęły dwa żółte punkciki. Jakiś mieszkaniec lasu zaciekawiony ich obecnością przyszedł zapewne sprawdzić, co się dzieje w starym, opuszczonym domu.
Podwórko oświetlał blask księżyca, ozdabiając wszystko wokół białymi, puszystymi, płatkami śniegu. Ziemia błyszczała mieniącymi się srebrzystymi drobinkami, które przypominały wielki srebrny dywan.
Cisza, pozbawiona miejskiego gwaru dodawała temu szczególnemu dniu, wyjątkowej świętości.
Kolęda niosła świąteczny nastrój, spokój i radość w najgłębsze zakamarki lasu. Wśród drzew otulonych białymi szatami śniegu coraz częściej pokazywały się małe, żółte punkciki.
Gdzieś w oddali zawtórował śpiewanej kolędzie skowyt. Może to wilk przyłączył się do kolędowania, a może jakiś pies przy zagrodzie, czekający na swoją wigilijną porcję smakołyku.
Kasia drgnęła, i mocniej przytuliła się do męża. Nie przerwała jednak swojego śpiewu.
Na niebie zaświeciła mocniej jedna z gwiazd i wolno zaczęła opadać w dół.
– Spójrz… spadająca gwiazda – wskazała w górę – pomyślmy życzenia.
– Ja już pomyślałem – szepnął Janusz.
– Pięknie tu, jak w bajce… – w głosie Kasi słychać było tęsknotę za czymś nieznanym i nostalgię wywołaną otaczającą ja aurą.
– Szkoda, że wcześniej nie pomyśleliśmy o tym, żeby przyjechać tu zimą – Janusz mocniej otulił się wełnianym kocem, przytulając żonę. – Wejdźmy do środka.
Kasia przytaknęła.
Usiedli na podłodze, na grubej, miękkiej i puszystej owczej skórze. Przy strzelających ogniem drewnianych polanach, wesoło tańczących w kominku nalali do kubków czerwonego wina i zaczęli przyglądać się wesołym językom płomieni.
– Jestem taka szczęśliwa – powiedziała Kasia. – Tak bardzo potrzebowałam tej ciszy i tego spokoju, że dopiero teraz zrozumiałam, co oznacza słowo „szczęście”.
– A ja dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego wuj Henry nigdy nie chciał przeprowadzić się do miasta – powiedział Janusz. – Myślałem, że życie bez cywilizacji, bez wygód nie jest możliwe w dzisiejszych czasach, a jednak…
Lekkie pukanie w okno przerwało im miłą pogawędkę.
Janusz wstał i wyszedł na ganek. Przed domem nie było nikogo. Wziął latarkę i obszedł budynek dookoła, nigdzie nie było żadnych śladów. Wrócił do środka i uśmiechnął się do siedzącej przed kominkiem żony.
Nie minęło dziesięć minut, a od strony okna znów dało się słyszeć cichutkie pukanie.
– To gałęzie starego drzewa rosnącego przy domu – powiedział Janusz uspokajając zaniepokojoną Lidię.
– Wujek Henio posadził ten klon jak się tutaj wprowadzili z ciocią Lidzią. Śmiał się zawsze i mówił, że to ich dziecko nowego życia – Kasia zamyśliła się. – Pamiętam jak drzewko rosło. Kiedy je pierwszy raz widziałam było mniejsze ode mnie, a teraz przewyższa dom.
Drzewo zastukało w okiennice jakby chciało potwierdzić słowa dziewczyny.
– Co roku wujostwo przed świętami sadzili na podwórku nowego iglaka i co roku przystrajali na podwórku inne drzewko. Nigdy nie wnosili choinki do domu – kontynuowała. – Babcia opowiadała, że każda ich świąteczna choinka, bez względu na to, czy był to świerk, jodła czy sosna, była ustrojona ręczne robionymi ozdobami. Wujek i ciocia potrafili wykonać cudeńka z wszystkiego, co wpadło im w ręce.
– Coraz bardziej żałuję, że nie mogłem tego zobaczyć – powiedział Janusz.
– Ja też tego nie widziałam. Zawsze wolałam spędzać święta w ciepłym, rodzinnym domu, gdzie od rana w radiu słychać było świąteczne melodie.
Długi wigilijny wieczór dobiegał końca. Kasia podeszła do okna i zapatrzyła się w jasną, rozświetloną księżycowym światłem noc. Wiatr wiał coraz silniej i białe, puszyste płatki delikatnie opadające na ziemię zaczęły przybierać postać zamieci. W pewnym momencie na podwórku stanęły trzy postaci wyglądające jak z baśni o królowej śniegu. Dwie dorosłe osoby trzymające między sobą za rączki, małe dziecko.
Kasia drgnęła.
– Janusz chodź szybko! – zawołała przepełniona euforią.
Mąż podszedł do okna i objął żonę ramieniem.
– Co takiego zobaczyłaś?
– Widzisz tam, pod tym dużym cisem? – Kasia wskazała ręką na piękne, pokryte białą szatą drzewo.
– Niczego nie widzę – Janusz wytężył wzrok, ale oprócz szalejących na wietrze płatków śniegu niczego nie zobaczył.
– Tam stoją jacyś ludzie. Patrz! – Kasia mówiła z coraz większym zachwytem.
– Kochanie, to twoja wyobraźnia – powiedział Janusz i pogłaskał żonę po ramieniu.
– Nie! – zawołała i narzucając na siebie kożuch, który pozostał w leśniczówce po cioci Lidzi wybiegła na zewnątrz.
Dobiegając do drzewa spojrzała w stronę okna domu. Za szybą nie było Janusza. Nagle wiatr uspokoił się i wokół zapanowała krótka ,przenikająca chłodem cisza. Z oka Kasi spłynęła łza, która zanim dotarła do końca policzka zamieniła się w lodową smugę.
Dziewczyna zamknęła oczy i mocniej owinęła się ciepłym kożuchem. Poczuła jak ciepła dłoń delikatnie dotyka jej policzka. Ciepłe usta całują jej lodowate czoło, a wokół robi się przyjemnie, cicho.
– Kasiu! Kasiu – z błogiego stanu wyrwał ją głos Janusza.
Wiatr ponownie zaczął swój zimowy taniec zawiei śnieżnej otaczając wszystko dookoła, wyjątkową śnieżycą.
– Kasiu! Wracaj do środka – Janusz stał w drzwiach, za którymi wesoło strzelały przyjemne płomienie ognia na kominku.
Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na stojący przed nią cis i zawołała.
– Wesołych świąt wujku Heniu! Wesołych świąt ciociu Lidziu! Wesołych świąt Aniu! – radośnie okręciła się wokół i pobiegła, aby schronić się w ciepłym, przytulnym pomieszczeniu, które w tym roku nie stało puste i zapomniane.