Recenzje książek

święta

ANIOŁ NA ŚNIEGU – Joanna Szarańska

Girlandy

Joanna Szarańska urodziła się w 1982 roku. Jest nie tylko pisarką, ale również copywriterką o stu specjalnościach, osobą pogodną i czarującą świat swoim uśmiechem. Zakochana w piłce nożnej, języku hiszpańskim i książkach. Miłośniczka powieści Stephena Kinga. Współpracuje z fundacją Miasto Słów i Klubem z Kawą nad Książką.

Joanna Szarańska  Anioł na śniegu_Joanna Szarańska

Wydawnictwo CZWARTA STRONA rok 2018

stron 321

Anioł na śniegu to powieść obyczajowa z wątkiem świątecznym, której fabuła umiejscowiona została współcześnie w pewnym miasteczku.

Anna, Zuzanna, Marzena i Monika to cztery młode kobiety mieszkające w tym samym budynku przy ulicy Weissa. Rok wcześniej jedna ze starszych sąsiadek chcąc zbliżyć do siebie mieszkańców bloku, zaprosiła wszystkich na wspólne udekorowanie mizernego drzewka, które ktoś kiedyś posadził, oraz na spotkanie opłatkowe ze śpiewaniem kolęd włącznie. Młode kobiety postanowiły kontynuować tę tradycję w bieżącym roku i przygotowały dla wszystkich mieszkańców skromne upominki tylko, że… dzień przed Wigilią, ktoś ukradł świąteczne drzewko. Czy mieszkańcy bloku przy ul. Weissa znajdą złodzieja? Czy brak drzewka popsuje plany młodych sąsiadek? Kto poczuje magię świąt?

Powieść ta jest kontynuacją „Czterech płatków śniegu”, chociaż, jeżeli ktoś nie poznał wcześniejszej książki to i tak śmiało może przeczytać tę, ponieważ autorka bardzo sprytnie nawiązuje do wcześniejszych wydarzeń.

Jest to lektura dość nietypowa, bowiem napisana szkatułkowo. Poznajemy kilka rodzin zamieszkałych w tym samym budynku, ale i nie tylko, bowiem w historię wplata się również wątek jednej z bohaterek, związanych niejako z mieszkańcami.

Kto czytał książkę sprzed roku, ten zapewne pamięta Annę i jej męża Waldemara, strasznego sknerę, przez którego życie kobiety było wręcz koszmarem. Zuzanna i Kajetan, to dobre małżeństwo, które tak jak we wcześniejszej książce jak i w tej, mają pewien problem, z którym nie do końca mogą sobie poradzić w pojedynkę. Marzena samotnie wychowuje córeczkę Stasię, ale spotyka się z nauczycielem córki – Maciejem, i z tego „spotykania się” wynika coś, co mała Stasia interpretuje nie tak jak trzeba. Są jeszcze Monika i Jakub, którym nieodłącznie towarzyszy mama Kwiatek, oraz jest Kalina – młoda pani detektyw, która wprawdzie nie mieszka w tym samym bloku, ale przyjaźni się z jedną z młodych mieszkanek. No i oczywiście jest starsza pani Michalska, samotna osoba, która marzy o tym, aby sąsiedzi się zintegrowali.

I tak na zmianę czytelnik ma okazję wejść do domu każdego z bohaterów. Poznajemy więc ich problemy i radości, pomalutku przygotowując się do świąt.

Nie jest to typowa powieść świąteczna, chociaż historie wszystkich tych rodzin dzieją się tuż przed świętami a kończą w wigilijną noc. Dzięki tym osobom poznajemy losy i problemy ludzi takich jak wielu z nas. Kilka historyjek z życia, które mamy na co dzień i można powiedzieć, że za ścianą. Ale czy ludzie mieszkający w blokach znają się na tyle, aby móc nieść pomoc czy chociażby dobrą radę tym, którzy jej potrzebują? Jak często ludzie mieszkający w tym samym domu znają się jedynie z widzenia. Uprzejme „dzień dobry” i na tym kończy się całą znajomość. Myślę, że wielu nawet nie zastanawia się nad tym, co dzieje się za ścianą. Bo przecież, nie będzie wtrącał się do czyjegoś życia.

A może czasami warto zainteresować się , bo może piętro niżej mieszka samotna matka, która nawet nie może pójść do lekarza bo nie ma z kim zostawić dzieci, albo może jest ktoś, kto mieszka samotnie i w razie choroby, nie ma mu kto podać nawet szklanki wody.

Autorka uświadamia nas, że życie bywa niestety bardzo nieprzewidywalne. I chociaż robi to z lekkością i błyskiem humoru, to jednak wiemy, że porusza poważne tematy.

(…) No i czego beczysz? Takie jest życia! W jeden dzień stoisz prosto, choć gołąb sra ci nad głową, a w drugi ktoś powala cię na ziemię i niszczy!

Zuza przełknęła ślinę, nie wiedząc, czy pani Michalska mówi o nieszczęsnym drzewku, czy o całym ludzkim gatunku. (…)

Myślę, że ktoś, kto zdecyduje się na przeczytanie tej książki teraz, odnajdzie w niej tę magię świąt. I w natłoku różnych innych spraw, odnajdzie tę myśl, którą autorka z pewnością chciała przekazać. Święta to czas, który dla jednych jest radością, a dla innych smutkiem. Pozwólmy się więc porwać tym historiom tak różnym jak różni jesteśmy my. Myślę, że wielu czytelników odnajdzie wśród bohaterów kogoś podobnego do któregoś ze swoich znajomych czy krewnych.

W tej książce jest spora dawka humoru, połączona z nostalgią życia i dramatami, z którymi każdy musi sobie poradzić. Ale… nie ma przecież tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Polecam tę książkę, jako taki punkt przygotowywania się do świąt. Kiedyś postanowiłam sobie, że w grudniu będę czytała książki z wątkiem świątecznym i wszystkich również do tego zachęcam. Ta książka jest lekturą lekką, łatwą i przyjemną i chociaż autorka porusza w niej dość trudne tematy, to z całą pewnością jest to książka przepełniona humorem, a tego nie powinniśmy unikać.

Girlandy

Zdjęcie tej pięknej girlandy znalazłam na stronie: https://amled.pl/pl/c/GIRLANDY-swierkowe/394

Krótka opowieść wigilijna – opowiadanie

opowieść wigilijnaŚwięta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami i tak jak to zawsze była przed świętami, budzi się w nas jakaś nostalgia, jakieś marzenia, jakieś ukryte głęboko wspomnienia. Mnie też dopadło – świąteczną weną i napisałam krótkie opowiadanie na chwilę przenosząc się w inny świat.

* * * * * * * * * *

Przedświąteczna gonitwa, sprzątanie, zakupy, szukanie prezentów, które powinny być nietuzinkowe i praktyczne. Kolorowe światła miliona ozdób świątecznych i ten wszędobylski gwar, tłum i przekrzykujące – tak właśnie „przekrzykujące się” świąteczne piosenki i kolędy.

A może odrobina ciszy?

Zapachu sosen, świerków i prawdziwej zimowej aury?

A może by tak odrobina refleksji?

Bez radia, telewizji, przy odgłosach prawdziwego życia?

Kasia wyciągnęła z szafki plik pożółkłych zdjęć, wśród których była fotografia starej leśniczówki wujka Henryka. Wuj nie żył od kilku lat i wszyscy jakby zapomnieli o jego walącej się ruderze w środku lasu. Nikt z rodziny nie miał ochoty zająć się tym. Wujek był odludkiem, odkąd podczas porodu zmarła jego żona Lidzia i zabrała ze sobą ich jedyne dziecko – Anię, małą śliczną córeczkę.

Klucze do leśniczówki od lat leżały w szufladzie. Każdy mówił – kiedyś się tym zajmiemy i nie robił nic.

– Może spędzimy tegoroczne święta na Mazurach, w leśniczówce wuja Henia? – Kasia podeszła do męża i objęła go w pasie.

– Ciekawy pomysł, ale co na to reszta rodziny? – odpowiedział Janusz i uśmiechnął się.

– Eee tam – Kasia machnęła ręką. – Jak będą mieli ochotę to do nas dołączą.

Pojechali tydzień wcześniej. Dwa dni zajęło im uprzątnięcie kurzu i odchodów pozostawionych przez leśne zwierzęta, które znalazły gdzieś sobie małe sekretne wejście do leśniczówki. Po dwóch dniach w pomieszczeniu starego domu zagościło prawdziwe ciepło.

Nikt nie przyjechał.

Święta na bezludziu, bez tej sztucznej otoczki, dla każdego wydały się czymś nieatrakcyjnym.

 

Śnieg prószył przez cały dzień. Samochód wyglądał jak wielki bałwan leżący na podwórku. Delikatny mróz malował na szybach piękne wzory. W środku pachniało świecami, drewnem z kominka, makowcem i smażonymi rybami, które Janusz kupił od starego wędkarza, mieszkańca tej samej wsi.

Potrawy gotowane, smażone i pieczone przygotowali wspólnie, korzystając ze starego pieca typu Westfalka.

Podzielili się opłatkiem i zasiedli do wieczerzy wigilijnej. Do okien zaglądał księżyc ciekawy ludzkiej obecności w tym opuszczonym domu. Po kolacji, okryli się grubymi kocami i wyszli przed leśniczówkę z latarenkami na świece.

Kasia zaczęła śpiewać:

– Cicha noc, święta noc…

– Pokój niesie ludziom wszem… – dołączył Janusz.

Ich głosy niosły się po lesie razem z akompaniamentem cicho wiejącego wiatru i opadających płatków śniegu.

Pod ogromną sosną zabłysnęły dwa żółte punkciki. Jakiś mieszkaniec lasu zaciekawiony ich obecnością przyszedł zapewne sprawdzić, co się dzieje w starym, opuszczonym domu.

Podwórko oświetlał blask księżyca, ozdabiając wszystko wokół białymi, puszystymi, płatkami śniegu. Ziemia błyszczała mieniącymi się srebrzystymi drobinkami, które przypominały wielki srebrny dywan.

Cisza, pozbawiona miejskiego gwaru dodawała temu szczególnemu dniu, wyjątkowej świętości.

Kolęda niosła świąteczny nastrój, spokój i radość w najgłębsze zakamarki lasu. Wśród drzew otulonych białymi szatami śniegu coraz częściej pokazywały się małe, żółte punkciki.

Gdzieś w oddali zawtórował śpiewanej kolędzie skowyt. Może to wilk przyłączył się do kolędowania, a może jakiś pies przy zagrodzie, czekający na swoją wigilijną porcję smakołyku.

Kasia drgnęła, i mocniej przytuliła się do męża. Nie przerwała jednak swojego śpiewu.

Na niebie zaświeciła mocniej jedna z gwiazd i wolno zaczęła opadać w dół.

– Spójrz… spadająca gwiazda – wskazała w górę – pomyślmy życzenia.

– Ja już pomyślałem – szepnął Janusz.

– Pięknie tu, jak w bajce… – w głosie Kasi słychać było tęsknotę za czymś nieznanym i nostalgię wywołaną otaczającą ja aurą.

– Szkoda, że wcześniej nie pomyśleliśmy o tym, żeby przyjechać tu zimą – Janusz mocniej otulił się wełnianym kocem, przytulając żonę. – Wejdźmy do środka.

Kasia przytaknęła.

Usiedli na podłodze, na grubej, miękkiej i puszystej owczej skórze. Przy strzelających ogniem drewnianych polanach, wesoło tańczących w kominku nalali do kubków czerwonego wina i zaczęli przyglądać się wesołym językom płomieni.

– Jestem taka szczęśliwa – powiedziała Kasia. – Tak bardzo potrzebowałam tej ciszy i tego spokoju, że dopiero teraz zrozumiałam, co oznacza słowo „szczęście”.

– A ja dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego wuj Henry nigdy nie chciał przeprowadzić się do miasta – powiedział Janusz. – Myślałem, że życie bez cywilizacji, bez wygód nie jest możliwe w dzisiejszych czasach, a jednak…

Lekkie pukanie w okno przerwało im miłą pogawędkę.

Janusz wstał i wyszedł na ganek. Przed domem nie było nikogo. Wziął latarkę i obszedł budynek dookoła, nigdzie nie było żadnych śladów. Wrócił do środka i uśmiechnął się do siedzącej przed kominkiem żony.

Nie minęło dziesięć minut, a od strony okna znów dało się słyszeć cichutkie pukanie.

– To gałęzie starego drzewa rosnącego przy domu – powiedział Janusz uspokajając zaniepokojoną Lidię.

– Wujek Henio posadził ten klon jak się tutaj wprowadzili z ciocią Lidzią. Śmiał się zawsze i mówił, że to ich dziecko nowego życia – Kasia zamyśliła się. – Pamiętam jak drzewko rosło. Kiedy je pierwszy raz widziałam było mniejsze ode mnie, a teraz przewyższa dom.

Drzewo zastukało w okiennice jakby chciało potwierdzić słowa dziewczyny.

– Co roku wujostwo przed świętami sadzili na podwórku nowego iglaka i co roku przystrajali na podwórku inne drzewko. Nigdy nie wnosili choinki do domu – kontynuowała. – Babcia opowiadała, że każda ich świąteczna choinka, bez względu na to, czy był to świerk, jodła czy sosna, była ustrojona ręczne robionymi ozdobami. Wujek i ciocia potrafili wykonać cudeńka z wszystkiego, co wpadło im w ręce.

– Coraz bardziej żałuję, że nie mogłem tego zobaczyć – powiedział Janusz.

– Ja też tego nie widziałam. Zawsze wolałam spędzać święta w ciepłym, rodzinnym domu, gdzie od rana w radiu słychać było świąteczne melodie.

Długi wigilijny wieczór dobiegał końca. Kasia podeszła do okna i zapatrzyła się w jasną, rozświetloną księżycowym światłem noc. Wiatr wiał coraz silniej i białe, puszyste płatki delikatnie opadające na ziemię zaczęły przybierać postać zamieci. W pewnym momencie na podwórku stanęły trzy postaci wyglądające jak z baśni o królowej śniegu. Dwie dorosłe osoby trzymające między sobą za rączki, małe dziecko.

Kasia drgnęła.

– Janusz chodź szybko! – zawołała przepełniona euforią.

Mąż podszedł do okna i objął żonę ramieniem.

– Co takiego zobaczyłaś?

– Widzisz tam, pod tym dużym cisem? – Kasia wskazała ręką na piękne, pokryte białą szatą drzewo.

– Niczego nie widzę – Janusz wytężył wzrok, ale oprócz szalejących na wietrze płatków śniegu niczego nie zobaczył.

– Tam stoją jacyś ludzie. Patrz! – Kasia mówiła z coraz większym zachwytem.

– Kochanie, to twoja wyobraźnia – powiedział Janusz i pogłaskał żonę po ramieniu.

– Nie! – zawołała i narzucając na siebie kożuch, który pozostał w leśniczówce po cioci Lidzi wybiegła na zewnątrz.

 Dobiegając do drzewa spojrzała w stronę okna domu. Za szybą nie było Janusza. Nagle wiatr uspokoił się i wokół zapanowała krótka ,przenikająca chłodem cisza.  Z oka Kasi spłynęła łza, która zanim dotarła do końca policzka zamieniła się w lodową smugę.

Dziewczyna zamknęła oczy i mocniej owinęła się ciepłym kożuchem. Poczuła jak ciepła dłoń delikatnie dotyka jej policzka. Ciepłe usta całują jej lodowate czoło, a wokół robi się przyjemnie, cicho.

– Kasiu! Kasiu – z błogiego stanu wyrwał ją głos Janusza.

Wiatr ponownie zaczął swój zimowy taniec zawiei śnieżnej otaczając wszystko dookoła, wyjątkową śnieżycą.

– Kasiu! Wracaj do środka – Janusz stał w drzwiach, za którymi wesoło strzelały przyjemne płomienie ognia na kominku.

Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na stojący przed nią cis i zawołała.

– Wesołych świąt wujku Heniu! Wesołych świąt ciociu Lidziu! Wesołych świąt Aniu! – radośnie okręciła się wokół i pobiegła, aby schronić się w ciepłym, przytulnym pomieszczeniu, które w tym roku nie stało puste i zapomniane.

Napisz do mnie
kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/