Recenzje książek

powieść psychologiczna

GRAND – Janusz Leon Wiśniewski

Janusz Leon Wiśniewski, to polski pisarz, który moim zdaniem najbardziej jest kojarzony przez czytelników, a szczególnie przez czytelniczki, dzięki swojej debiutanckiej powieści napisanej w 2001 roku – „S@motność w sieci”. Dzisiaj ma na swoim koncie pisarskim wiele innych ciekawie napisanych książek, chociaż ja się z nimi dopiero powolutku zapoznaję. Urodził się 1954 roku w Toruniu. Z wykształcenia jest rybakiem dalekomorskim, magistrem fizyki, doktorem informatyki, doktorem habilitowanym chemii. Przez lata mieszkał poza granicami Polski, a teraz swoją przystań życiową ma w Gdańsku. Jak potrafi pogodzić obowiązki zawodowe z pisaniem… tego nie wiem. Od roku 2012 jest prezesem Fundacji Start z Kulturą wspierającą młodych twórców kultury.

Janusz Leon Wiśniewski  Grand_Janusz Leon Wiśniewski

Wydawnictwo Wielka Litera rok 2014

stron 316

Grand to powieść psychologiczna, której fabuła umiejscowiona została w najsłynniejszym i jednym z najstarszych hoteli Trójmiasta.

Fabułą tej powieści są opowiadania przedstawiające kilku mieszkańców hotelu. Różni ludzie, z różnych środowisk i kręgów kulturowych, oczywiście na tyle bogaci, aby móc sobie pozwolić na kilka noclegów w jednym z najdroższych hoteli. Ich osobowości są tak różne, jak różne potrafią być losy ludzi.

Wprawdzie są to osobne opowiadania, o różnych ludziach, ich przeszłości i teraźniejszości, ale łączy ich jedno – hotel i spotkanie w nim, chociaż czasami tylko przelotne. Łączy ich również historia hotelu i unoszący się w murach budynku duch historycznej melancholii.

Często zdarza się tak, że zupełnie przypadkowo spotykamy na naszej drodze kogoś, kto sprawia, że nasze życie zmienia się całkowicie. Tak też jest w tej powieści. Przypadkowo spotkani ludzie mają ogromny wpływ na dalsze życie każdego z bohaterów/bohaterek.

Przeplatająca się w fabule teraźniejszości historia, sięgająca wielu lat wstecz i tajemnice często skrywane w hotelowych pokojach, łączą nas nie tyle z samym miejscem, co właśnie z ludźmi, niby zwykłymi, czasami trochę szalonymi, czasami zbyt spontanicznymi, ale zwykłymi ludźmi.

Ta książka to swoiste studium osobowości, podglądane przez pryzmat psychologii życia. Ludzie przedstawieni w tej książce to osoby, które zatrzymując się na jeden weekend w hotelu, nad pięknym polskim morzem, często doznają jakiegoś dziwnego odczucia oderwania od rzeczywistości. Zakochują się, poddając się zmianom jakie ta ich miłość przynosi. Czasami przeżywają chwile piękne i te pełne upokorzeń, niosące ze sobą raz radość raz smutek.

Nie przeczytałam wielu książek tego autora, ale po tych, które już poznałam, mam wrażenie, że autor jest bardzo melancholijną osobą. Miałam okazję być na kilku spotkaniach autorskich i one również mnie w tym twierdzeniu przekonują. Autor potrafi pięknie i ciekawie opowiadać, ale rzadko się uśmiecha. Może to tylko moje wrażenie. Oby.

Styl, jakim pisze jest pewnego rodzaju tęsknotę, takim specyficznym smutkiem, który mimo radosnych i szczęśliwych zakończeń opowieści często na długo pozostaje w myślach towarzyszących podczas czytania. Ta nostalgia zakorzenia się tak głęboko, że trudno ją potem wyrwać z tych rabatek pozytywnego zakończenia.

Przyznam szczerze, że kilkakrotnie wzruszyłam się podczas czytania. Autor bowiem nie ucieka od tematów trudnych i smutnych zarazem. Ukazuje świat z kilku stron, tak jak na przykład w tej powieści ukazał świat Lichutkiego – bezdomnego, który nie potrafił się odnaleźć wśród elegancji, czystości i… normalnego życia. A wśród „swoich” był panem nad panami, na swój sposób szczęśliwym.

W każdym z nas gdzieś głęboko ukryta w podświadomości mieszka sobie jakaś tęsknota, jakieś marzenie często nierealne, a czasami tak realne, że wystarczy tylko bardziej się postarać, aby je spełnić. Jedni tęsknią za dostatnim życiem, bez problemów finansowych. Inni mają tych pieniędzy aż nadto, ale tęsknią za czułością, miłością czy rodziną, której nie założyli przedkładając swoją karierę zawodową nad bycie z rodziną. Inni mają pieniądze i rodzinę, ale los poskąpił im zdrowia, więc tęsknią za tym, aby móc sobie pozwolić na podróże, lub chociażby zwykły spacer. Tylu ilu jest na świecie ludzi tyle jest marzeń i tęsknot, i o czym właśnie pisze w swojej książce Janusz Wiśniewski.

Polecam tę lekturę dla refleksji, polecam osobom, które lubią powieści psychologiczne. Tutaj znajdziecie wiele wątków, które nie pozwolą na nudę. W tej książce historia przeplata się z teraźniejszością, nostalgia ze szczęściem, a życie… z życiem.

Kto tutaj mieszkał? Jakie tajemnice przeszłości i współczesności kryją w sobie pokoje jednego z najstarszych hoteli Sopotu?

Pięknie położony, w centrum Sopotu, z jednej strony spoglądający na morze, a z drugiej na sopockie Łazienki… Chyba każdy, kto był w Sopocie widział ten stary, wciąż funkcjonujący i znany zwłaszcza elitom hotel.

ANNA I LEKARZ – Elka Noland

Elka Noland jest warszawianką, która po pewnych przemyśleniach i zdarzeniach postanowiła zamienić stolicę na Gdańsk. Zaczęła pisać książki, bo jak twierdzi „w Gdańsku tak bardzo powietrze pachnie wolnością…”. I to właściwie wszystko, co udało mi się znaleźć na temat tej pisarki.

Elka Noland  Anna i lekarz_Elka Noland

Wydawnictwo Oficynka rok 2018

stron 323

Anna i lekarz to współczesna powieść obyczajowa z romansem w tle.

Anna to dojrzała kobieta, której od dzieciństwa towarzyszy ogromny lęk przed lekarzami. Poznajemy ją w szczególnym momencie. Anna jest coraz bardziej zmęczona dotychczasowym trybem życia. Układa więc dla siebie „scenariusz na przyszłość” – spokojną, samotną egzystencję wypełnioną codziennymi, małymi przyjemnościami. Wie jednak, że najpierw musi rozwiązać zaniedbywany od lat problem ze swoim zdrowiem. I tak spotyka lekarza, który budzi w niej głęboko skrywaną tęsknotę za bliskością. Anna zaczyna się zmieniać, uważniej przyglądając się rzeczywistości, ludziom i sobie. Mimo nieustannych trudności w nawiązaniu bliższej relacji ze swoim lekarzem, Anna nie rezygnuje z poszukiwania nowej siebie – dojrzalszej, odważnej, ciekawej świata i gotowej na spotkanie drugiego człowieka.

Przyznam szczerze, że podeszłam do tej powieści dość sceptycznie. Nie przepadam zbytnio za romansami, chociaż bywają dla mnie miłe wyjątki. Zdecydowałam się na przeczytanie tej książki z kilku powodów.

 1) Ciekawa jestem nowych polskich autorów/autorek.

 2) Grupa A może nad morze? Z książką, której jestem członkinią od kilku lat, podjęła się nowego wyzwania, czyli objęcia książki patronatem medialnym.

logo A może nad morze

3) Nie wiem, po prostu chciałam tę książkę przeczytać.

Trochę zaciekawiła mnie okładka i informacja o tym, że jedno z moich ulubionych wydawnictw, do tej pory znanych mi z dobrych kryminałów, zaryzykowało wypuszczeniem na rynek książkowy literatury kobiecej. Trzymam kciuki, aby im się powiodło, wszak takiej literatury wielu kobietom potrzeba.

Książka jest dość specyficzna, jest to taki pogląd psychologiczny na kobietę i jej marzenia, tęsknoty, czy wizję życia. Główna bohaterka, to osoba w średnim wieku, matka dorosłej już córki ale nie zamykająca się na nowe doznania. Zakochuje się w młodszym od siebie mężczyźnie, ale nie potrafi sobie tak do końca z tą miłością poradzić. Niby marzy o jego dotyku, o spojrzeniu, o spotkaniu, a z drugiej strony trochę jakby boi się tego.

Pierwsze 40 stron trochę mnie przynudziło, ale kiedy przeczytałam słowa:

(…) – No Anka, koniec tego. Doszłyśmy do muru. Albo kończymy „życiową imprezkę” pod tym koszmarnym murem, albo spróbujemy poszukać jakiegoś przejścia na drugą stronę – zrobiłam dłuższą przerwę, a po chwili dodałam zmienionym głosem: – A przecież to, co czeka na ciebie po drugiej stronie, może być wspanialsze i piękniejsze od wszystkiego, co do tej pory przeżyłaś. Więc? (…)

Pomyślałam: „chyba coś się ruszy”. Czy się ruszyło, dowie się ten, kto zdecyduje się sięgnąć po tę lekturę.

Książka napisana została w pierwszej osobie, Narracja jest prawie pozbawiona dialogów, ale za to przepełniona przemyśleniami głównej bohaterki. Przemyśleniami przeplatanymi dość wyidealizowanymi marzeniami. Wiem, marzenia zawsze są wyidealizowane, ale przytoczę tu przykład zauroczenia lekarzem, który w oczach Anny jest najprzystojniejszym, najpiękniejszym a dla innych to zwykły, przeciętny mężczyzna. Każda z nas chyba to zna.

Moim zdaniem zbyt fantazyjnie został przedstawiony kontakt lekarz-pacjentka, no chyba, że autorka od początku zakładała, że miłość obojga będzie wzajemna. Sporo mam kontaktów z lekarzami, i chociaż jestem uważana za osobę dość kontaktową i „miłą” rzadko zdarza mi się, żeby lekarz, u którego się leczę, zachowywał się tak jak ten w książce, a żeby pamiętał moje imię… to już raczej niemożliwe. Tutaj ten kontakt został ukazany tak trochę zbyt osobiście i mało realnie, ale może to tylko moje zdanie.

Anna miała według mnie trochę bezpodstawne lęki (nie lubię lekarzy, ale nie wiem dlaczego), które jednak nie zablokowały w niej pewnego rodzaju urojeń. Ale dzięki tym jej urojeniom, w książce zaczyna się dziać coś ciekawego, pojawia się romans i rozczarowanie, tak często spotykane w powieściach dla kobiet. Ciekawa fabuła zaczyna przyciągać jak magnes, intrygować, podgrzewać atmosferę tego romansu do czasu… no cóż raczej tego nie zdradzę, żeby nie popsuć przyjemności czytania.

Napisałam na początku, że książka jest dość specyficzna. Myślę, że jest to spowodowane narracją, która w pewnym momencie rzeczywistość zmienia w urojenia senne, a to sprawia, że trudno pogodzić się z tym, co tak właściwie się wydarzyło, co jest snem a co rzeczywistością.

Lekki styl pisarki pozwala na to, że książkę czyta się dość płynnie. Trochę dramatu, trochę humoru i sporo życiowego zamętu.

Bardzo mi się podoba, że główna bohaterka, nie jest taką wyidealizowaną pięknością, tylko zwyczajną kobietą z krwi i kości, która zachowuje się może trochę irracjonalnie, ale w większości jest taką kobietą jak większość z nas. Wielu z nas nie potrafi przyznać się do swoich lęków, czy fobii, latami nosimy w sobie jakiś defekt czy to na ciele, czy w sercu, o którym boimy się mówić, lub który lekceważymy.

Przeczytałam tę dość książkę szybko, a to świadczy tylko o tym, że nie zanudziła mnie. I muszę przyznać, że delikatnie rozbudziła we mnie pewne nostalgie, zmusiła do przemyśleń. Jestem mniej więcej w wieku bohaterki książki, też mam swoje marzenia, tęsknoty. Czasami budzę się rano i myślę „dlaczego to był tylko sen”, albo „dobrze, że to był tylko sen”. W śnie może się przecież zdarzyć wszystko, nawet to, co jest na jawie bardzo nierealne.

Polecam tę książkę szczególnie paniom i to paniom w wieku „późniejszej młodości”. Chociaż… przypuszczam, że taka lektura mogłaby być przydatna panom, aby lepiej zrozumieli nas – kobiety. Nie wiem czy usatysfakcjonuje ona młode czytelniczki, nawet te lubiące tkliwe romanse, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby się o tym przekonać. Zapraszam na piękny spacer uliczkami Gdańska, romans w takiej scenerii, z pewnością na długo pozostanie w pamięci czytelnika. Mam nadzieję, że miłośniczki książek obyczajowych, czy romansów sięgną również po książkę nieznanej dotąd pisarki. Wiem, że pewniej sięga się po znane nazwiska, wiemy czego możemy się spodziewać, ale może czasami warto czasami dać szansę tym nowym, które dopiero wchodzą na rynek.

Ta książka, o ile się dobrze orientuję to debiut pisarski tej autorki, może nie spektakularny, ale z pewnością warty zauważenia, bo kto wie… może za kilka lat to nazwisko będzie bardzo znane.

Dziękuję wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki i muszę przyznać, że od tej pory będę myślała o nim nie tylko w kwestii dobrego kryminału, ale również literatury kobiecej.

Wydawnictwo Oficynka

O ZMIERZCHU – Ewa Ostrowska

Ewa Maria Ostrowska żyła w latach 1938 – 2012. Była nie tylko pisarką, ale również dziennikarką. Studiowała socjologię na Uniwersytecie Łódzkim i pisywała w łódzkiej prasie. Jest znana nie tylko pod własnym nazwiskiem, ale również pod pseudonimami Brunon Zbyszewski i Nancy Lane. Autorka pisała przede wszystkim powieści obyczajowe; interesował ją krąg spraw rodzinnych. Wydawała również książki dla dzieci i młodzieży, thrillery, kryminał i zbiór opowiadań. Za książkę „Co słychać za tymi drzwiami” w roku 1983 otrzymała nagrodę IBBY . Otrzymała również Nagrodę Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i młodzieży. Książki wydawała jako Ewa Ostrowska. Jej książki przetłumaczone zostały na języki: czeski, słowacki, węgierski i rosyjski.

Ewa Ostrowska  O zmierzchu_Ewa Ostrowska

Wydawnictwo Oficynka rok 2017

stron 321

O zmierzchu to dramat psychologiczny.

Małgosia cierpi na depresję. W latach młodości miała dwie bardzo serdeczne przyjaciółki, które odeszły z jej życia szybciej niż ktokolwiek tego oczekiwał. Śmierci przyjaciółek, nadopiekuńcza matka i trudna miłość do mężczyzny, który nie był jej wart, oraz skomplikowana polityka sprawiły, że kobieta nie potrafiła odnaleźć się. Kiedy w pewnym momencie jej życia, wychodzi na jaw brutalna prawda o ojcu, którego bardzo kochała i uważała za bohatera wojennego, a stosunki z matką stają się uciążliwe dla męża, którego mama Małgosi nie toleruje, kobieta powoli wpada w szpony choroby. Dłuższy czas nie potrafi sobie poradzić sama ze sobą. W typowy dla depresji sposób przestaje funkcjonować. Po śmierci matki jej życie pozostaje marną wegetacją z głową pod kołdrą, w tonach brudu i szaleństwa, w którym jedyną pociechą są rozmowy z matką. A właściwie to głosy matki brzmiące w chorej głowie kobiety.

Przyznam szczerze, że długo nie mogłam zdecydować się na to, jak opisać tę książkę. Moje wrażenia są tak sprzeczne, że do końca nie mogę stwierdzić czy książka mi się podobała czy nie.

Z cała pewnością jednak uważam, że jest to książka dość trudna w odbiorze, i z pewnością młody czytelnik/czytelniczka może się pogubić w tej lekturze. Temat depresji jest tematem dość powszechnym, chociaż niewiele osób ma odwagę o tym pisać. W przypadku tej książki, autorka przedstawiła tę chorobę zarówno w odniesieniu do bardzo młodej osoby jak i później, do osoby w dość już zaawansowanym wieku. Opisała typowe zachowania depresyjne w połączeniu z pewnego rodzaju omamami charakterystycznymi dla chorych na schizofrenię. Według mnie ta bohaterka tak w stu procentach nie była chora tylko na depresję. Niby jest to choroba XXI wieku, a jednak dotyka ludzi już od zawsze.

Dość specyficzny sposób pisania jakim autorka nakreśliła fabułę, jest momentami śmieszny lecz im dłużej się czyta, tym bardziej staje się irytujący. Ciągle wplatane w dialogach „hi, hi, hi” być może miało dodać szczyptę humoru, ale jeśli chodzi o mnie, to odniosło zupełnie odwrotny skutek.

(…) Skarbie, bądź poważna! – Ależ jestem, jestem jak nieboszczyk w grobie hi, hi, hi! – Skarbie, dlaczego zmieniłyście mieszkanie? – Ojej, ale poważny głos. Połaskotać pod pachami, hi, hi, hi? – Skarbie, najpierw odpowiedź, potem łaskotki. Wiesz, czym one się skończą. – Hi, hi, hi wiem! (…)

To tylko jeden z dialogów, dotyczący poważnej rozmowy dwojga dorosłych ludzi.

Ten specyficzny sposób pisania, dotyczył również nazbyt często wplatanych w tekst, irytujących mnie określeń: „mamula-spryciula”, „Małgosica-złośnica”, „mamica-wazelnica”. Czy dorośli ludzie, wykształceni, kulturalni używają takich określeń?

Narracja książki tak się zmieniała, że momentami nie nadążałam za zrozumieniem tekstu. A wiadomo, że czytanie bez zrozumienia nie ma sensu. Narracja raz była w pierwszej osobie, a za chwilę w osobie trzeciej. Moim zdaniem trochę to ze sobą kolidowało.

Myślę jednak, że autorka miała dobry pomysł na książkę. W ciekawy, dość niekonwencjonalny sposób opisała pierwszą młodzieńczą miłość i pierwsze zauroczenie seksem. Chociaż główna bohaterka, jest niezbyt pozytywnie odebraną przeze mnie postacią. Wychowana przez nadopiekuńczą matkę męczennicę, która dorosłą córkę traktowała jak małą dziewczynkę, a w zasadzie jak lalkę z porcelany, samej katując się i lekceważąc własne zdrowie (praca na dwa etaty, długie stania w kolejkach – w czasach, kiedy w sklepach nie było nic, i wszystko trzeba było „wystać” w kilkugodzinnych kolejkach). Matka, która córce nie pozwalała nic robić i tą swoją nadopiekuńczością zrobiła z niej poniekąd ofiarę życiową.

Dla wielu młodych czytelników, fabuła książki może wydać się niezrozumiałą. Trudna polityka lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, fascynacja Stalinem, czy Pawką Morozowem, a także uzależnienia od przynależności do partii, to dla wielu młodych ludzi coś, o czym najpierw długo się nie mówiło, a potem… no cóż, potem życie było zupełnie inne.

Ta książka jest jednak przejmującą historią kobiety uwikłanej w miłość, zdrady, kłamstwa. To pięknie ukazana przyjaźń trzech dziewczynek, dorastających razem i chociaż każda z nich osobowościowo była inna, to miały wspólny cel – dbanie o siebie nawzajem i dbanie o najbliższych. Każda z tych trzech dziewcząt, a później kobiet, na swój sposób próbowała walczyć z depresją, komuś się udało, komuś innemu nie. To historia trudna, ale i prawdziwa, która może spotkać każdego. To tak jakby wołanie o pomoc potrzebną komuś, kto ma trudności z akceptacją bezradności życia.

Okładka, moim zdaniem dość ciekawa i znajomość książek wydawnictwa Oficynka może trochę zmylić, tak jak mnie zmyliło, bowiem wydawnictwo to, do tej pory kojarzyłam z dobrymi kryminałami. Ale myślę, że takie książki też są potrzebne na rynku. Książki, które zmuszają czytelnika do refleksji.

Nie polecam tej książki młodym czytelniczkom, bo myślę, że jest ona zbyt trudna dla młodego pokolenia. Myślę jednak, że gdyby ktoś chciał się dowiedzieć więcej na temat objawów choroby, jaką jest depresja, to jest to książka dla niego. Można znaleźć w tej książce różne wątki, bo autorka poruszyła ich sporo. Jest wątek miłosny, wątek polityczny, wątek psychologiczny, nie jednak ulega wątpliwości, że należy się przygotować do trudnego odbioru fabuły. Nie każdy potrafi czytać ze zrozumieniem, a przy tej książce ta umiejętność jest bardzo przydatna.

Dziękuję Wydawnictwu OFICYNKA, które było jednym ze sponsorów na naszym piątym spotkaniu w Sopocie A może nad morze? Z książką za możliwość przeczytania tej książki.

logo spotkania

Wydawnictwo Oficynka

MARTWA JESTEŚ PIĘKNA – Belinda Bauer

Belinda Bauer urodziła się w 1962 roku. Jest brytyjską pisarką powieści kryminalnych, która wcześniej zajmowała się dziennikarstwem i scenografią. Za scenariusz The Locker Room otrzymała nagrodę Carla Foremana – BAFTA. Dorastała w Anglii i Afryce Południowej. Jej debiutancka powieść „Blacklands” otrzymała od Brytyjskiego Stowarzyszenia Kryminałów w roku 2010, nagrodę Złotego Sztyletu za najlepszą powieść kryminalną w 2010 roku. Powieści tej pisarki zostały przetłumaczone na kilka języków. Mam nadzieję, że w Polsce również będziemy mogli cieszyć się jej wszystkimi powieściami.

  Martwa jesteś piękna_Belinda Bauer

Wydawnictwo MUZA.SA rok 2018

Stron 448

Martwa jesteś piękna to thriller, powieść psychologiczna, której fabuła umiejscowiona została współcześnie, w Londynie.

Eve Singer jest około trzydziestoletnią singielką, mieszkającą z chorym na Alzheimera ojcem. Jest reporterką telewizyjną, opisującą zbrodnie. Pracuje w telewizji, jako reporterka kryminalna, ale jej kariera utknęła właśnie w martwym punkcie. Kobieta zdaje sobie sprawę, że musi zrobić wszystko, by sprostać oczekiwaniom żądnych sensacji widzów. Podobnie jest z mordercą: on również karmi się śmiercią, która go zachwyca. Jako mały chłopiec uratowano mu życie wszczepiając serce, i dlatego myśli, że każda śmierć daje mu kolejną szansę na życie. Ma w zwyczaju reklamować swoje makabryczne występy, nazywając je wystawami. Chce, aby wszyscy podziwiali piękno umierania. Ale dla większej reklamy i publiczności potrzebuje pomocnika. Kiedy kontaktuje się z Eve, dziennikarka początkowo cieszy się, że jako pierwsza będzie mogła przesłać relację z miejsca zbrodni. Jednak szybko zrozumie, że zabójca ma dwie obsesje. Pierwszą jest mordowanie ludzi w miejscach publicznych. A drugą – ona sama…

Cytat z książki.

(…) Dobrze wiesz, że mówię prawdę, Eve. Pracujemy w bardzo podobnych branżach. Ja również nie mogę żyć bez śmierci. To moje paliwo. Jesteśmy tacy sami i mamy takie same potrzeby.

– Jak śmiesz mówić, że jesteśmy tacy sami! – Nadal miała rozedrgany głos, ale przynajmniej przestała się jąkać. – Dzieli nas przepaść! Przecież ty jesteś pieprzonym mordercą! (…)

Przyznam szczerze, że dawno nie czytałam tak mocnej książki. Może dlatego, że ostatnio unikam thrillerów, ale ta wciągnęła mnie dosłownie od pierwszej strony. To książka z tych, które  od początku do końca trzymają czytelnika w bezlitosnym napięciu. I chociaż wątek główny, co rusz przeplatany jest wątkami obyczajowymi, często bardzo dramatycznymi niemającymi wiele wspólnego z fabułą książki, to przyznam szczerze, że trudno mnie było od tej lektury odciągnąć.

Prawie cały czas towarzyszą czytelnikowi ciekawe postacie, nie tylko głównych bohaterów, których osobowości zostały przedstawione wyjątkowo fachowo i realistycznie. Ich portrety psychologiczne, to dosłownie majstersztyk. Eve, przedstawiona początkowo w dość negatywny sposób, jako hiena dziennikarska, karmiąca swoje reporterskie ego tragedią innych ludzi po pewnym czasie zaczyna wzbudzać w czytelniku coś w rodzaju sympatii. To samo jest z mordercą, niby bezwzględny, karmiący swój umysł krwią i śmiercią innych, gdzieś w środku jest biednym, chorym człowiekiem.

Wartka akcja, która wypełnia fabułę nie pozwala na nudę. Przyznaję jednak, że w pewnym momencie czytania musiałam zostawić książkę i na kilkanaście minut zająć myśli czymś innym. Wystraszyłam się bicia własnego serca, które mogłoby nie wytrzymać napięcia. Może to głupie i śmieszne, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy można w trakcie czytania dostać na przykład zawału serca. Teraz wiem, że można, na szczęście go nie dostałam. Z pewnością nie jest to lektura dla czytelników o słabych nerwach, a ja najwyraźniej do takich się zaliczam.

Interesujące, trzymające w napięciu dialogi są kolejnym plusem tej powieści. Momentami bardzo błyskotliwe, czasami napisane z humorem, ale z pewnością równie przyciągające jak fabuła. Nie zawsze udaje się autorowi zgrać ciekawą intrygę z dobrze poprowadzonymi dialogami, a jak do tego jeszcze umieści w swojej książce postacie, które zaciekawiają tak jak fabuła, to… czy trzeba coś więcej na ten temat pisać?

Świetnie wykreowane wątki psychologiczne, dotyczące mordercy i jego spojrzenia na śmierć, oraz wątek psychologiczny dotyczący kontaktów dziennikarki ze swoim chorym ojcem i ze współpracownikami, to kolejne dowody na to, że autorka zna się na tym o czym pisze. Myślę, że bardzo wnikliwie przygotowała się do tego. Dodam jeszcze pracę dziennikarzy opisaną tak szczegółowo i realnie, że w trakcie czytania dosłownie można było „zobaczyć” co i jak robią, zobaczyć ich w akcji tak, jakby się oglądało to w telewizji.

W trakcie czytania pomyślałam sobie, że wciągając się w tę historię, czuję się tak, jakbym jechała w rozpędzonym Pendolino. Chcę jak najwięcej zobaczyć, ale nie mam możliwości wysiąść. Pociąg momentami przyspiesza, momentami zwalnia, ale się nie zatrzymuje. Taka właśnie jest ta powieść, momentami akcja przyspiesza tak, że trudno złapać oddech, a po chwili spokojnie przenosi czytelnika w inny regestr treści.

Mimo mocnych wrażeń, uważam, że styl pisarski autorki jest lekki chociaż bardzo wyrazisty. Malowniczo wręcz opisane miejsca czy sytuacje pozwalają na to, aby wyobraźnia czytelnika zadziałała w pełnej krasie.

Tytuł książki z pewnością też przyciągnie niejednego czytelnika, chociaż sama okładka… no cóż z pewnością kojarzy się z mroczną stroną życia, bo wiadomo ćmy to ciemność, noc… Moim zdaniem okładka jest dość zagadkowa.

Z całą stanowczością stwierdzam, że jest to książka z tych, których fabuła na długo pozostaje w pamięci czytelnika. Często określam książki, że są takie, które się czyta, takie którymi się delektuje i takie które się pochłania, to tę właśnie lekturę zaliczam do tych ostatnich, ja tę książkę dosłownie pochłonęłam w kilka wieczorów (co niestety miało ujemny wpływ na moje funkcjonowanie, w ciągu dni następujących po tych nocnych czytaniach). Nie można tej książki czytać ot tak sobie. Jak już się weźmie ją do ręki, to ona „zachowuje się” jak mocno trzymający magnes.

Polecam tę książkę szczególnie miłośnikom kryminałów i thrillerów, ale o naprawdę mocnych nerwach. I chociaż sensacyjne i psychologiczne wątki przodują w tej lekturze, to czytelnik znajdzie w niej również mały romans.

Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej powieści i mam nadzieję, że na polskim rynku czytelniczym ukaże się wkrótce więcej książek tej autorki. Mnie w każdym bądź razie to nazwisko pozostanie w pamięci i będę szukała książek Belindy Bauer.

logo Muza

CZARNE ŚWIATŁO – Marta Guzowska

Marta Guzowska urodziła się w 1967 roku w podwarszawskiej miejscowości Brwinowo. Jest polską pisarką mieszkającą obecnie W Wiedniu.  Z wykształcenia archeolog i doktor nauk humanistycznych. Pracuje w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Współprowadzi portal „Zbrodnicze siostrzyczki”. W roku 2013 otrzymała Nagrodę Wielkiego Kalibru za swoją debiutancką powieść „Ofiara Polikseny”.

Marta Guzowska  Czarne światło_Marta Guzowska

Burda Publishing Polska S.A. rok 2016

stron 438

Czarne światło to kryminał archeologiczny, a właściwie to thriller z mocnym psychologicznym tłem.

 W małym miasteczku pod Warszawą, podczas wykopalisk, archeologowie natrafiają na ciekawe antywampiryczne pochówki. Niestety, społeczność miasteczka, podburzana przez dość kontrowersyjnego księdza proboszcza jest do grupy naukowców nastawiona mało przychylnie. Współpracujący z archeologami antropolog, światowej sławy profesor Ybl, były mieszkaniec miasteczka, próbuje znaleźć sprawcę, który kradnie im wykopane szkielety i przypadkowo odkrywa, że to jego małe rodzinne miasteczko ukrywa przed światem coś więcej niż tylko stare groby wampirów. Profesor Ybl cierpi niestety na nyktofobię, która sprawia mu wiele kłopotów. Mężczyzna nie może pogodzić się z faktem, że kobieta, która go kocha próbuje mu pomóc załatwiając prywatną terapię psychiatryczną i pilnując, aby regularnie zażywał lekarstwa. Ciekawość i spostrzegawczość profesora, doprowadza jednak do odkrycia makabrycznych zbrodni. Czy Mario Ybl uda się pokonać jego najgorszą zmorę życia, jaką jest nyktofobia? Kto tak właściwie stoi za znikaniem z terenu badań archeologicznych, odgrzebanych szkieletów? Co to jest, to tytułowe czarne światło?

Książka już od jakiegoś czasu znajdowała się na jednej z moich półek „do przeczytania”. Sięgnęłam po nią, aby przekonać się, czy autorka faktycznie jest królową polskiego kryminału archeologicznego, o czym często słyszałam wśród moich znajomych. Wyjątkowa znajomość archeologii, wynikająca z wykształcenia i nabytych praktyk pisarki, zaowocowały ciekawą i trzymająca w napięciu lekturą.

Przyznam szczerze, że jest to pierwsza książka tej autorki, po którą sięgnęłam i, dziś z całą pewnością mogę stwierdzić, że z pewnością nie ostatnia.

Początkowo jednak, trochę ta lektura mnie nudziła. Zaskoczona powtarzającym się tekstem, myślałam, że autorka na siłę próbuje zwiększyć objętość książki. Kiedy jednak fabuła nabrała tempa, to już przyznam uczciwie, nie mogłam się od niej oderwać. Myślę jednak, że osobom o małej znajomości anatomicznej wiele zwrotów i określeń może się wydać niezrozumiałymi. Autorka bowiem zamiast napisać prostym językiem, że ktoś uderzył się w głowę, używa określeń czysto anatomicznych typu „płat czołowy”, „płat potyliczny” , oraz ich nazw łacińskich.

Muszę jednak przyznać, że bardzo obrazowo przedstawiła nyktofobię, fobię, na którą cierpiał główny bohater. Sama mam nyktofobię i wiem, że w tym temacie wykazała również dogłębną znajomość problemu.

Moim zdaniem jest to książka dość trudna w odbiorze. Przeplatające się wątki psychologiczne z wątkami kryminalnymi są bardzo ciekawie ze sobą łączone, ale nie mogę o tej lekturze powiedzieć, że jest lekka, łatwa i przyjemna. Chociaż… kilka odrobinę zabawnych scen, może być odebranych lekko. Dość nietypowy humor, czasami trochę wulgarny. Zresztą tak jak język jakim wyraża się znany naukowiec.

Główny bohater jest dość irytujący, czasami wręcz bardzo drażniący. Jest jak kot, który chodzi własnymi drogami. Nie przejmuje się ani sobą ani innymi, egoistycznie dążący do własnych celów. Ale z drugiej strony można go chyba trochę polubić.

Sporo ciekawostek nie tylko archeologicznych, ale również pochodzących ze świata brudnej polityki, dominacji kościoła, czy zakłamanego życia prywatnego ludzi w małym miasteczku, jest z pewnością plusem powieści.

Książka napisana została w pierwszej osobie. Chociaż dość często wyeksponowane były myśli głównego bohatera, przedstawione tak, że miałam wrażenie, że docieram gdzieś głęboko w zakamarki znajdujące się w jego mózgu.

Osobowości przedstawionych w tej powieści osób, są bardzo zróżnicowane. Odzwierciedlają nie tylko społeczność małomiasteczkowej grupy ludzi, ale potrafią wyraźnie, wręcz obrazowo pokazać wszystkie występujące w powieści osoby.

Z dużą przyjemnością polecam tę książkę zarówno miłośnikom dobrego kryminału, jak i thrillera. Myślę, że czytelnicy preferujący powieść psychologiczną również znajdą w niej wiele ciekawych wątków.

Napisz do mnie
marzec 2024
P W Ś C P S N
 123
45678910
11121314151617
18192021222324
25262728293031
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/