powieść obyczajowa
MARCEPANOWA MIŁOŚĆ – Agnieszka Lis
Czarek spoglądał w lusterko rozbawiony. „Kiedy ja tak patrzyłem na dziewczynę” – zastanawiał się i zazdrościł nastolatkom wszystkiego co pierwsze. Uśmiechów, spojrzeń, pocałunków, drżenia rąk, gorączki namiętności. Planów, nadziei, oczekiwań.
Agnieszka Lis to jedna z najpoczytniejszych pisarek literatury obyczajowej. To nie tylko pisarka, ale również pianistka i felietonistka. Ukończyła Akademię Muzyczną (z wykształcenia jest pianistką) oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim (chciała nauczyć się lepiej pisać). Jak sama mówi o sobie – jest pełna sprzeczności i uważa, że gdyby miała dzisiaj jeszcze raz decydować o kierunku studiów, zdecydowałaby tak samo, ponieważ muzyka nie tylko uwrażliwia, ale przede wszystkim wzbogaca, a rozumienie języka muzyki jest czymś szczególnym. To autorka, która pisze o życiowych perypetiach, bólu, rozstaniu, trudnych relacjach i chyba właśnie za to cenię ją bardzo jako pisarkę.
Marcepanowa miłość to psychologiczna powieść obyczajowa z nutką świąteczną.
PREMIERA KSIĄŻKI 26 PAŹDZIERNIKA 2022
stron 318
Norbert jest nastolatkiem, właśnie zaczął uczęszczać do prywatnej szkoły, w której na pierwszy rzut oka spotyka dość kontrowersyjnie zachowującą się dziewczynę. Ponieważ serce nie sługa chłopiec zakochuje się a pierwsza nastoletnia miłość potrafi nieźle namieszać w życiu zarówno zakochanych jak i ich rodziców. Zbliżające się wielkimi krokami święta nie ułatwiają młodym kontaktów, a zamieszanie i zazdrość rówieśników jakie powstaje wokół nich dodatkowo utrudnia relacje. Justyna, mama Norberta mimo niedogodności życia codziennego i choroby młodszego dziecka wspiera syna całym sercem i postanawia zaprosić na wigilie dziewczynę syna wraz z jej rodzicami. Czy miłość młodych to tylko spontaniczne puppy love czy już coś poważniejszego? Jak zachowają się rodzice młodych w tym jednym z najważniejszych świąt? Czy magia świąt zadziała wśród ludzi, którzy różnią się prawie wszystkim?
Kto zagląda na mój blog, ten wie, że są autorki i autorzy, których książki czytam zawsze i wszędzie. Do takich autorek należy również Agnieszka Lis.
Jej kolejna powieść świąteczna wciągnęła mnie od pierwszych stron nie tylko dlatego, że niektórych bohaterów poznałam już we wcześniejszych książkach, ale dlatego, że bardzo zaciekawił mnie wątek młodzieńczej miłości o jakiej czytamy w tej lekturze.
Zapewne wielu z nas albo przeżyło taką pierwszą nastoletnią miłość osobiście, albo uczestniczyło w niej obserwując to pierwsze uczucie u własnego dziecka.
(…) Nie miał ochoty o tym rozmawiać, chwycił więc Zuzę za rękę. Spojrzała na niego zdziwiona, uśmiechając się nieśmiało. Dotknęli się po raz pierwszy i odczuła to jako wszechogarniającą pieszczotę (…)
Autorka w ciekawy sposób pokazała jak silne potrafi być to młodzieńcze uczucie, które mimo negatywnego odbioru przez najbliższych zdołało przetrwać największą emocjonalną nawałnicę.
Czasami nie zdajemy sobie sprawy, ile pozytywnej mocy posiada ktoś, kogo na pierwszy rzut oka odrzucamy z powodu jej/jego dość specyficznego, buntowniczego wyglądu. Tak też ustosunkowała się Justyna – matka nastoletniego Norberta do dziewczyny jego westchnień.
(…) Aż tak ci dokuczyła? – spojrzała miękko na syna i usiadła koło niego przy kuchennym stole. Myślała jednocześnie o tym, jak ciężko jest być młodym, zakochanym chłopakiem. Nie wiedzieć co zrobić z za długimi rękami, wstydzić się pryszczy, piszczeć w najmniej oczekiwanych momentach i jeszcze do tego kochać kogoś jak jeleń zachód słońca na rykowisku. (…)
Ta książka, chociaż z mocnym akcentem świątecznym nie była odebrana przeze mnie jako powieść stricte świąteczna, może dlatego, że największe skupienie wątku świątecznego mamy dopiero pod koniec lektury.
Ale odebrałam ją jako piękną zimową opowieść o miłości i przyjaźni. I chociaż jest to powieść o słodkiej nastoletniej miłości nie jest ona przesłodzona, a wręcz mogę powiedzieć, że autorka bardzo poważnie momentami wręcz dramatycznie podeszła do emocji jakie targały młodymi ludźmi.
Trudno jest być matką nastolatka borykającego się ze szkolnym hejtem, wewnętrznym buntem i wielką miłością w sercu. Trudno jest nią być, zwłaszcza gdy życie rzuca pod nogi dodatkowe kłody w postaci chorego drugiego dziecka i bezradności jaka czasami taką matkę dopada. Trudno jest się rozdwoić i być idealną dla dwójki różnych wiekowo i temperamentnie dzieci, które kocha się tą samą matczyną miłością.
Autorka w dość istotny sposób przedstawia prawdziwe problemy rodzinne i szkolne, gdzie młodzież spotyka się z negatywnym odbiorem własnej niedoskonałości widzianej oczami innych nastolatków i negatywnym odbiorem nieodpowiedniego względem innych ubioru. Jak ważny jest ubiór dziecka w elitarnej szkole wiedzą tylko ci, którzy do takiej szkoły chodzili. Niestety pieniądze często są zgubą dla rozumu.
Czekałam na tę książkę z nadzieją, że pochłoną mnie zapachy świąt, pierników, kawy, marcepanu, bo z tej strony – takiej bardzo apetycznej poznałam już książki Agnieszki Lis. Ale mimo całego mojego zachwytu nad fabułą trochę rozczarowałam się tonąc w zapachu… dziecięcych kupek 😉
Wiem, że wątek walki z chorobą dziecka i często bezsilności matki w tym jest bardzo ważny, ale ciągłe bulgotanie w małym brzuszku z wyraźnym przekazem zapachu chyba przerosło zdolności wyobraźni moich kubków węchowych.
Ale mimo tych kupek jestem książką i fabułą zachwycona, bo mało kto potrafi tak dosadnie pokazać trudne tematy z takim sercem.
Polecam tę książkę jak i inne powieści Agnieszki Lis. Jej książki nie należą do lekkich, łatwych i przyjemnych, ale niosą w sobie ogromny ładunek emocji.
(…) W ciepłym świetle lampek magia świąt spłynęła na wszytskich zebranych. Kto mógł, przytulał się do siebie, ktoś inny – tylko patrzył. (…)
Dziękuję Autorce za te emocje a Wydawnictwu Skarpa Warszawska dziękuję za możliwość przeczytania tej pięknej powieści.
UŚMIECH ANIOŁA – Renata Kosin
Potrzebowała choć odrobinę radości, nawet takiej bez powodu, i miała nadzieję, że otrzyma ją od anioła. Co prawda to była tylko kamienna figura, ale w przedziwny, niewytłumaczalny sposób potrafiła dodać otuchy i nieznacznie poprawić nastrój.
Ząbkowice Śląskie 2022
Zdjęcie własne autorki bloga
O Renacie Kosin wspomniałam już kilka razy goszcząc ją tutaj zarówno przy okazji opinii o jej wcześniej przeczytanych książkach, jak również we wpisie z Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach. Dla przypomnienia dodam tylko, że autorka pochodzi z Podlasia, ale od dawna mieszka na Warmii. Jest z wykształcenia humanistką, absolwentką Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zadebiutowała wiele lat temu zbiorem scenariuszy, napisanych dla młodzieżowej grupy teatralnej, z którą pracowała. W 2011 roku otrzymała nagrodę w II Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Podróże bez granic”. Jej pasją nie jest tylko pisanie książek, ponieważ inne pasje: plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze również próbują zawalczyć o odrobinę jej czasu.
Uśmiech Anioła to powieść świąteczna.
PREMIERA KSIĄŻKI 28 września 2022
stron 333
Oskar i Katia od lat mieszkają razem, ale do zalegalizowania tego związku nie dochodzi. Pewnego dnia Oskar uświadamia sobie, że nie kocha już swojej dziewczyny, lubi ją, owszem, ale nie kocha i zanim podejmie decyzję, której być może kiedyś będzie bardzo żałował, postanawia rozstać się z dziewczyną w przyjaźni. Katia bardzo przeżywa rozstanie, ale ambicja nie pozwala jej na pokazanie tego. Wyprowadza się z domu Oskara następnego dnia znajdując mieszkanie w starej kamienicy w okolicy parku. Spacery po parku są jakby ukojeniem dla zdradzonej duszy, szczególnie wówczas, gdy na swojej drodze spotyka pewną specyficzną staruszkę i siedem kamiennych aniołów. W nowym domu dziewczyna nawiązuje znajomości z trzema sąsiadami, sześcioletnim chłopcem, który uważa, że starszy człowiek, sąsiad Alojzy, były magik zamienił przyjaciela chłopca w szczura. Jest jeszcze tajemnicza pani Róża, która wraz z Alojzym skrywa jakiś sekret. Czy Oskar i Katia pogodzą się na tyle, aby znów spróbować bycia razem? Co stało się z przyjacielem małego Józia? Czy Alojzy jest złym człowiekiem czy tylko się na takiego kreuje?
Podobno czasem trzeba coś stracić, aby docenić tego wartość.
Ta książka nie jest dla mnie typową powieścią świąteczną chociaż jest w niej śnieg, jest choinka, pachnie pysznymi pierniczkami i jest również ten świąteczny cud. Można to wszystko podpiąć pod powieść świąteczną, ale ja skupiłam się na psychologicznej stronie tej lektury, czyli na związku-przyjaźni Katii i Oskara, oraz na budowaniu relacji Katii z nowymi sąsiadami.
Książka mnie wciągnęła od pierwszych stron i nie ukrywam, że zauroczyła właśnie tą psychologiczną stroną.
Jak wiele można stracić nie doceniając tego co się posiada przekonał się jeden z głównych bohaterów, czyli Oskar, który w pewnym momencie bycia w związku z Katią „odkrył”, że odkochał się w dziewczynie i aby utrzymać z nią dobre relacje postanowił zamienić ich związek w przyjaźń.
(…) W pierwszej chwili chciał za nią pobiec, ale szybko dotarło do niego, że nie może. I wcale nie dlatego, że przez jedno ramię miał przewieszony płaszcz, a drugiego wciąż uczepiona była Ola. Nie mógł pobiec za Katią, ponieważ nie miał takiego prawa, powodu ani tym bardziej obowiązku. Nie była już jego dziewczyną. Nie musiał jej się z niczego tłumaczyć i wręcz nie powinien. (…)
Od jakiegoś czasu oddalali się od siebie. Oddalali? Czy po prostu żyjąc nie ze sobą, a obok siebie zaniedbali coś co powinni pielęgnować zamiast zostawiać samemu sobie. Rutyna i przyzwyczajenia do codzienności są największymi wrogami każdego związku. Moim zdaniem nie tylko powinniśmy tolerować wady partnerki/partnera, ale powinniśmy potrafić docenić jej/jego zalety.
(…) Tworzyli idealny duet, dogadywali się ze sobą znakomicie i świetnie uzupełniali. Prawie nigdy się nie kłócili, a już na pewno nie bardzo poważnie. Żadne z nich ani razu nie podniosło na drugiego głosu, nie miewali też cichych dni. Lubili się i wzajemnie szanowali… (…)
Ani Katia ani Oskar w pewnym momencie nie potrafili ogrzać się ogniskiem miłości pozwalając, aby paliło się bez dorzucania do niego szczap emocji i uczuć. A w takim przypadku łatwo to ognisko zgasić. Czy oni całkowicie je ugasili czy odszukali tę ostatnią iskrę tlącą się w nim, dowiecie się po przeczytaniu tej powieści, którą polecam zwłaszcza teraz w okresie zbliżających się świąt.
Innym wątkiem, który mnie wzruszył i poruszył była stopniowo kierowana znajomość głównej bohaterki ze starym, zgorzkniałym i nieco złośliwym sąsiadem.
Uważam, że nie ma ludzi „aniołów”, bo każdy nosi w sobie odrobinę negatywnych cech i nie ma ludzi dogłębnie złych. Z każdego człowieka zachowującego się jak zło wcielone można wydobyć dobre cechy. I to akurat udało się młodej, odważnej i przychylnie nastawionej Katii do smutnego, złośliwego seniora.
(…) Możliwe, że chciał coś w ten sposób przed wszystkimi ukryć, schować się za ponurą maską, którą przybrał. Nie był złym człowiekiem, tylko głęboko nieszczęśliwym. (…)
Pięknie pokazana sąsiedzka życzliwość, która potrafiła starczą samotność zamienić w coś wyjątkowego. Coś co sprawiło, że w szarą, smutną codzienność ktoś wplótł kolory życia. Ktoś poczuł się potrzebny, a ktoś inny częstował życzliwością czerpiąc radość z tego czym mógł się podzielić.
Znajdziecie w tej książce również namiastkę kryminału, bo czym innym może być poszukiwanie zaginionego dziecka, które uznane zostało przez inne dziecko za zamienione w szczura? 😉
Myślę, że fabuła tej powieści zadowoli wielu czytelników, nawet tych, którzy nastawiają się na typową powieść świąteczną. Ale tak jak wspomniałam na wstępie, przygotowań do świąt jest tutaj sporo, bo jest choinka, jest śnieg, są pierniczki i świąteczny cud (może i więcej?), więc chyba jednak to jest powieść bardzo świąteczna 😊
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za propozycję poznania tej ciepłej i pełnej emocji powieści.
POLECAM tę książkę zarówno tym, którzy lubią romanse, jak i tym zaczytującym się w powieściach obyczajowych, oraz tym, którzy lubią kryminały (nie jest to typowy kryminał, ale…). Szczególnie polecam tę powieść wszystkim tym, którzy lubią „ciepłe” powieści świąteczne z odrobiną magii.
BOŻONARODZENIOWA KSIĘGA SZCZĘŚCIA – Jolanta Kosowska
…nie można przyjaźnić się z całym światem. Świat nie zasługuje i tego nie docenia. Ludzie często zachowują się gorzej od zwierząt. Atakują, niszczą i wykorzystują słabszych. Nie możesz być słaba.
Zdjęcie własne autorki bloga
Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „Niepamięć”.
Bożonarodzeniowa księga szczęścia to powieść obyczajowa z nutką świąteczną.
PREMIERA KSIĄŻKI 10 LISTOPADA 2021
stron 342
Rafał, Tomek, Lena, Joanna i Maria przyjaźnią się od czasów liceum. Mieszkają wprawdzie w różnych częściach świata, ale od lat kultywują tradycję świąteczną przesyłają co siebie listy bożonarodzeniowe, w których opisują co ich w danym roku spotkało. Pewnego roku do żadnego z przyjaciół nie dociera list od Leny. Kiedyś Lena i Rafał byli parą, więc obawa o to, że stało się coś złego najbardziej dotyka właśnie Rafała. Kobieta nie odbiera telefonu a rozmowa z jej córką jest jedną wielką niewiadomą. Mężczyzna postanawia pojechać do Chorwacji, w której obecnie mieszka Lena i przekonać, się, co dzieje się z przyjaciółką. Przed wyjazdem otwiera wszystkie poprzednie listy przysłane przez Lenę, z jednej strony przypominając sobie mile spędzone chwile z nią, a z drugiej walcząc z wyrzutami sumienia, bo to on stał się przyczyną ich rozstania. Czy Lena zapomniała wysłać w tym roku listy do przyjaciół? A może spotkało ją coś złego i nie mogła ich wysłać? Dlaczego nie odbiera telefonów?
Po książki tej autorki sięgam zawsze i z przyjemnością, bo wiem, że przy jej lekturze spędzę czas spokojnie i nostalgicznie, a czasami bardzo potrzebuję i spokoju i nostalgii.
Z tą książką było tak samo. Nie jest to typowa powieść świąteczna, pachnąca wanilią i piernikami, ale mamy w niej namiastkę świąt chociażby dzięki wysyłanym każdego roku przed świętami listów przez grupę przyjaciół.
Więcej tutaj jest lata niż zimy, ale za to jakiego lata. Myślę, że o takich wakacjach marzy wielu.
Autorka nie pisze, autorka maluje słowami, a robi to tak, że oczami wyobraźni możemy przenieść się do malowniczych okolic Chorwacji i zobaczyć coś czego nie zobaczylibyśmy nawet będąc w tych miejscach osobiście.
(…) To właśnie z Zadaru wypływają wszystkie wycieczkowe statki zabierające turystów na rejsy po Kornatii. To tutaj w porcie cumują żaglówki przed wyruszeniem na wody archipelagu. Ponad sto wysepek, pionowe klify, szalone barwy i delfiny… Wysepki wydają się śnieżnobiałe na tle wód Adriatyku. Adriatyk to czarodziej. Mami i przyciąga kolorami. (…)
W tej książce przenosimy się do pięknej i barwnej Chorwacji, która turystycznie zaczyna wypierać już egzotyczne miejsca z dalekich krajów.
Po każdej książce Jolanty Kosowskiej mam ochotę zostawić wszystko, wsiąść do pociągu, w samolot, samochód czy inny środek lokomocji i wyruszyć w podróż śladami bohaterów książki. Może kiedyś to mi się uda?
Wspominałam wcześniej, że nie jest to książka typowo świąteczna i jeżeli ktoś tak się do niej nastawi, to może się lekko rozczarować. Z pewnością jednak fabuła sama w sobie go nie rozczaruje.
To książka o pięknej przyjaźni trwającej lata mimo ogromnych odległości oddzielających bohaterów od siebie.
Ale to również książka o pięknych miłościach, i tych dających radość i spełnienie i tych, które nie zawsze bywają docenione i postawione w mniej ważnych szczeblach życia a zamiast szczęścia dają zupełnie coś odwrotnego.
Głównym bohaterem tej opowieści jest Rafał, który stracił wiele z powodu niedocenienia prawdziwego uczucia bo kiedyś postawił na karierę i pieniądze, czy uda mu się odzyskać chociaż część z tego co kiedyś zlekceważył?
Czasami od życia chcemy zbyt wiele, stawiamy karierę nad uczucia, bo wydaje nam się, że jeszcze zdążymy z tą miłością, Ale nie zawsze tak jest. Pieniądze, pozycja, kariera są w życiu ważne, ale dążenie do perfekcji, dążenie do „więcej” często może zniszczyć coś co jest w życiu równie ważne, a może i najważniejsze.
Rozważania Rafała nad tym jak koncertowo zniszczył miłość i czytanie corocznie wysyłanych przez Lenę listów, w których opisywała swoje nowe szczęście z pewnością było dla tego mężczyzny bolesne, ale czy nie zasłużył sobie na ten ból?
Powiedzenie mówi, że „stara miłość nie rdzewieje” i to jest prawdą. Jeżeli ktoś pokochał kogoś miłością szczerą, to nigdy tego uczucia nie wyprze ze swojej świadomości i pamięci.
Autorka na przykładzie grupy przyjaciół pokazuje jak ważna jest przyjaźń w życiu każdego człowieka. Jak ważne jest wsparcie w trudnych chwilach nawet wówczas, gdy oddzielają tysiące kilometrów. Siłą przyjaźni i miłości można pokonać wszelkie zło i wszelkie pełne dramatyzmu emocje.
(…) Nie da się mieć wszystkiego, dlatego każdy z was musi sobie uzmysłowić, co dla niego jest najważniejsze, i później się tego trzymać. W ten sposób unikniecie frustracji, rozczarowań, goryczy, a może i tragedii. (…)
Myślę, że ta książka wielu wzruszy, ja nie pamiętam już, kiedy ostatnio tyle podczas czytania książki płakałam. Może to wina mojego obecnego nastroju, a może to wina nastroju książki, w którą wciągnęła mnie autorka. Tak, to smutna książka, chociaż Jolanta Kosowska zawarła w niej tyle ciepła, że nie można o niej powiedzieć „dramat”.
Polecam tę książkę wszystkim, bez względu na wiek i płeć, to lektura dająca wiele do myślenia.
Dziękuję Autorce za tę piękną książkę i za emocje jakich podczas czytania jej doświadczyłam.
PODMIEJSKI NA KONIEC ŚWIATA – Katarzyna Kowalewska
Bo a nóż przydarzy się coś dobrego. I jeszcze tego nie udźwignie. Szczęście czeka za rogiem. I poszuka sobie innego chętnego, jeśli nie wyciągniesz po nie ręki.
Katarzyna Kowalewska to wielbicielka książek, która potrafi czytać, idąc chodnikiem i się przy tym przewrócić. Mieszka w Grodzisku Mazowieckim, kocha morze, swój pisarski pokój, punk rocka oraz grę w badmintona. Zaczynała jako felietonistka dla portalu sportowego. Jej debiutancka powieść „Pijany skryba” ukazała się w roku 2014. Jest również autorką opowiadań, które ukazały się w antologiach „Autostop(y)” „Dziesięć opowiadań o wolności”, „Obiecaj” i innych. W 2020 roku rozpoczęła przygodę z literaturą obyczajową książką „Pudełko z pamiątkami”.
Podmiejski na koniec świata to współczesna lekka powieść obyczajowa podczas czytania której towarzyszy i błysk humoru i łezka wzruszenia.
PREMIERA KSIĄŻKI 16 MARCA 2021
Stron 286
Alicja uważa się za mistrzynię rozwiązywania cudzych problemów, ale swoich nie zawsze. Inni widzą ją jako pogodną, sympatyczną, chociaż nieco zakompleksioną osobę, która w pracy wykonuje zadania za innych nie sprzeciwiając się. Pewnego dnia szef składa jej propozycję, aby podjęła się ratowania małej podupadającej firmy, znajdującej się według kobiety na końcu świata. Gdyby nie fakt, że na imprezie firmowej swojego chłopaka zastaje ukochanego w dość dziwnej sytuacji z koleżanką propozycja szefa byłaby daleko posuniętą decyzją. Jednak upokorzenie jakie poczuła Alicja szybko zmienia jej podejście do propozycji szefa. Czy Alicja odnajdzie się w nowym miejscu pracy i jak przyjmą ją inni pracownicy? Czy upokorzenie jakie doznała ze strony ukochanego pozwoli jej na budowanie związku z kimś innym? Czy Grodzisk Mazowiecki, do którego trafia Alicja naprawdę jest takim końcem świata?
Książkę otrzymałam na naszym jubileuszowym, 10 spotkaniu A MOŻE NAD MORZE? Z KSIĄŻKĄ jak prezent od sponsora, w tym przypadku sponsorem była sama Autorka za co jej z całego serca dziękuję.
Przyznam szczerze, że to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale jak czas pozwoli to z pewnością sięgnę po inne jej książki.
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, pomyślałam sobie: ot, kolejna powieść obyczajowa, która pozwoli mi spędzić ze sobą kilka wieczorów. Ale książka tak mnie wciągnęła, że przeczytałam ją w tempie błyskawicznym.
Nie jest to porywająca powieść z nagłymi zwrotami akcji, nie jest to powieść przy której kilka godzin nie jesteś w stanie opanować łez wzruszenia, nie jest to powieść przy której śmiejesz się do rozpuku, ale jest w niej coś, co magnetyzuje od pierwszej strony.
Przyznam szczerze, że chociaż główna bohaterka mocno mnie irytowała, (tu plus dla autorki, bo nie jest łatwo stworzyć postać, która wywołuje w człowieku tego typu emocje) to życzyłam jej jak najlepiej, chyba dlatego, że czułam z nią specyficzna więź. Charakterologicznie jesteśmy chyba do siebie podobne, (może dlatego mnie irytowała 😉) ja tak samo jak ona, jeżeli chodzi o pomoc innym wykrzesałabym z siebie ostatnią iskrę i zrobiła to z odwagą i zapałem, ale jeżeli chodzi o podejmowanie decyzji dotyczących mnie samej, to często zachowuję się jak ostatnia ofiara losu. To się chyba nazywa brak samoakceptacji.
(…) Niestety, podstawowa wada Alicji jej na to nie pozwalała. W sprawach, które bezpośrednio jej nie dotyczyły, była prymuską. Jeśli jednak miała zawalczyć o siebie, czy jak w przypadku BudWearu o dyscyplinę i autorytet, wewnętrzne dziecko Alicji truchlało i zapominało języka w gębie. Mała Ala pragnęła uciec na koniec świata, prędzej się poddać, niż głośno i stanowczo wyrazić własne zdanie. (…)
Autorka porusza w swojej książce kilka ważnych tematów, zarówno zawodowych jak i życiowych. Jednym z nich jest na przykład praca w korporacji, w której nie wiesz kto jest twoim przyjacielem a kto wrogiem, czy wchodzenie „po trupach” na szczyt drabiny kariery udając przy tym milusińskiego i przyjaznego.
(…) Pomieszczenie, w którym miała pracować, przytłaczało ją. Było klaustrofobiczne i Alicja czuła , jakby przeniosła się od lat siedemdziesiątych. I to wcale nie różowych. Oprócz paprotki, szklanek w koszyczkach i cukiernicy z nakręcanym dziubkiem na stoliku na cienkich nóżkach stał samowar, a nad nim wisiała martwa natura.
Bardzo podobał mi się przedstawiony w książce wątek przyjaźni dwóch kobiet, które spotykając się w dość przypadkowo i w dość mało komfortowej sytuacji odkryły w sobie pokłady szczerej przyjaźni. Bo prawdziwy przyjaciel nie tylko będzie cię głaskał, gdy trapi cię jakiś problem, ale również porządnie potrząśnie w momencie, gdy zauważy, że rezygnujesz z siebie i poddajesz się w najbłahszym momencie.
Uwielbiam, gdy bohaterami, nawet takimi dość odległymi są zwierzęta, a w tej powieści trzema bohaterami (może nie pierwszoplanowymi) są trzy psy, dwa dość szalone i zabawne i jeden stateczny senior. Myślę, że między innymi właśnie dzięki nim tak dobrze odbierałam całą fabułę.
Czasami zwykły przypadek, czasami zły los, który rzuci nam kłody pod nogi, sprawią, że życie zmieni się o 180 stopni i tak też się stało w życiu głównej bohaterki.
Koleje losu z jakimi musiała sobie poradzić, czasami nawet powalczyć, sprawiły, że z nieśmiałej, zahukanej i zapłakanej kobiety pozwalającej się prowadzić przez ukochanego jak rasowy piesek na smyczy, zrobiła się piękna, energiczna i odważna kobieta, która potrafiła zawalczyć o swoje racje, przyjąć ofiarowane jej uczucie kogoś, dla kogo nie była tylko ozdobnym dodatkiem, ale kobietą z krwi i kości.
Polecam tę książkę szczególnie paniom i to w rożnym wieku. Tak, to zdecydowanie jest powieść dla kobiet. Myślę, że każda z Was spędzi z tą lekturą bardzo miły czas.
Zapraszam do spędzenia czasu w pięknym Grodzisku Mazowieckim, który jest jednym z drugoplanowych bohaterów tej powieści, pokazany tak, że aż chciałabym tam pojechać i zobaczyć to miasto.
Dziękuję Autorce za podarowanie swoich powieści uczestnikom DZIESIĄTEGO SPOTKANIA A MOŻE NAD MORZE? Z KSIĄŻKĄ. A organizatorkom naszego spotkania dziękuję za to, że ta książka trafiła do mojego pakietu prezentowego.
RODZINNE STRONY – Iwona Mejza
Zawsze dobrze mieć kogoś, z kim milczy się równie przyjemnie, jak rozmawia.
Iwona Mejza urodziła się w 1965 roku i jest mieszkanką Oświęcimia. Jest zagorzałą czytelniczką kryminałów i wielbicielką książek Joanny Chmielewskiej i Edmunda Niziurskiego. Od wielu lat pisze opowiadania kryminalne publikowane w prasie, a w wolnym czasie fotografuje i zajmuje się ogrodem. Czyta i kolekcjonuje powieści kryminalne z całego świata. Związana jest z Klubem Miłośników Powieści Milicyjnej Mord. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 książką „Wszystkie grzechy nieboszczyka”.
Rodzinne strony to druga część serii MIASTECZKO ANIELIN, powieść obyczajowa z dawką dramatu, odrobiną humoru i romansu.
PREMIERA KSIĄŻKI 07 WRZEŚNIA 2022
stron 316
Marta jest młodą kobietą, która kilka lat wcześniej zamieszkała w Anielinie z rodzicami i małą Polą. Szukając ciszy i spokoju chcieli zacząć wszystko od nowa niestety rodzinna tragedia przekreśla wiele planów. Anielin to piękna miejscowość, zwłaszcza latem, w której mieszkają bardzo ciekawi i życzliwi wszystkim ludzie. W księgarni braci Pruskich i pizzerii U Romano im bliżej jesieni robi się coraz mniejszy ruch, kioskarka Felicja swoim zwyczajem zbiera plotki, a Agata, właścicielka sklepu, martwi się, jak uporać się z powrotem męża z za granicy. Senna atmosfera miasteczka zostaje zakłócona, gdy Marcin ulega wypadkowi, mąż Agaty okazuje się innym człowiekiem niż ten który wyjechał, a bracia Pruscy wreszcie postanawiają wyjawić swoją wielką tajemnicę. Jakie jeszcze tajemnice skrywa miasteczko? Czy Marta i Pola odnajdą w Anielinie swoje miejsce na ziemi? Kim tak właściwie jest Marcin, młody mężczyzna, który pojawił się nie wiadomo skąd i od razu podbił serca wszystkich mieszkańców Anielina włącznie z sercami Marty i Poli? Czy babcia Marty i pan Ksawery znajdą wspólny język? A może pani Felicja znajdzie swoją bratnią duszę?
Miasteczko Anielin to takie miejsce, do którego chce się wracać, bo mieszkający w nim ludzie stwarzają w nim atmosferę ciepła, przyjaźni i bezpieczeństwa.
Po przeczytaniu pierwszego tomu Przyjaciółka nie mogłam się doczekać kontynuacji tak byłam zauroczona, zwłaszcza dwoma starszymi panami, czyli braćmi Pruskimi i małą Polą.
Autorka zapraszając czytelników do Anielina nie gwarantuje miłej sielanki, wręcz przeciwnie, pokazuje nam i piękne strony życia w małym miasteczku i te mroczne odnoszące się do życia prywatnego niektórych mieszkańców.
Momentami jest słodko, ciepło i zabawnie, ale bywa też mocno dramatycznie, bo życie przecież nie zawsze jest słodkie, czasami lubi zafundować odrobinę goryczy.
Ale mimo dramatyzmu w niektórych wątkach powieść jest bardzo optymistyczna, można powiedzieć, że nawet najbardziej negatywne zdarzenie ma pozytywne zakończenie. Ale mi się ładnie zrymowało 😉
Większość postaci pojawiających się w fabule, to osoby do których możemy mieć zaufanie i z pewnością które dają się lubić, ze wspomnianymi wcześniej braćmi Ksawerym i Teofilem oraz z przeuroczą Polą na czele.
(…) Jak teraz by się czuł i co miałby odpowiedzieć, gdyby nie szara koperta i zawarte w niej informacje? Nie chciał odzierać brata ze złudzeń. Teofil był człowiekiem o gołębim sercu i niestety podatnym na manipulacje, zwłaszcza jeżeli wydawało mu się, że jest komuś coś winien, a takie wrażenie stworzyła Eliza. (…)
Niestety tragedie i dramaty mają to do siebie, że nie pozwalają zbyt szybko pozbyć się wspomnień bolesnych i smutnych. I chociaż człowiek starałby się ze wszytskich sił, to lubią wracać jak bumerang. Tak jest i w przypadku Marcina i w przypadku Marty. Na szczęście między nimi jest mała iskierka w postaci kilkulatki, która potrafi rozładować najsmutniejsze wspomnienie.
Autorka nie szczędzi czytelnikom dramatyzmu chociaż powieść została napisana ładnym stylem i mogę powiedzieć, że czyta się ją płynnie i szybko. I jak już wspomniałam z fabuły „bije” optymizm, dlatego mimo kilku wątków wzruszających, większość czytałam z uśmiechem na twarzy.
To jest książka opowiadająca o życiu w małym miasteczku, w którym na porządku dziennym jest życzliwość i zaufanie do drugiego człowieka. Tu, gdy ktoś ma jakiś problem, śmiało można zgłosić się o poradę czy pomoc do sąsiada.
(…) Ale czy na wszystko trzeba zasłużyć? Czy nic nie może być nam dane? Czy nie można tak po prostu żyć i być szczęśliwym? W końcu ma się jedno życie i trzeba wykorzystać je jak najlepiej, pomimo błędów i porażek. (…)
To również książka o miłości, wprawdzie przedstawiony w niej romans nie należy ani do burzliwych, ani erotycznych, ale zbudowany jest głównie na przyjaźni.
To także książka o więzach rodzinnych i tych pięknych połączonych prawdziwą miłością i tych trudnych, często przez lata ukrywanych pod grubą warstwą żalu.
Nie czekajcie na specjalne zaproszenie, tylko wpadajcie do Anielina. Gwarantuję, że nawet zimny wiatr i jesienno-zimowa zadymka nie przeszkodzi Wam w ciepłym odebraniu tej powieści i nie pozbawi przyjemności pobytu w tym miasteczku.
Dziękuję Autorce za te piękne chwile pełne emocji, dziękuję wydawnictwu DRAGON za możliwość poznania tej książki i kolejną „podróż” do Anielina.