Recenzje książek

powieść obyczajowa

PROWINCJA PEŁNA ZŁUDZEŃ – Katarzyna Enerlich

Katarzyna Enerlich urodziła się w 1972 roku w Mrągowie. Studiowała w Olsztynie na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim na wydziałach Humanistycznym, Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Imała się rożnych prac, między innymi pracowała jako dziennikarka, pracownik informacji turystycznej i promocji miasta oraz opiekunka osób starszych. Pracowała i współpracowała z Polskim Radiem Olsztyn, Telewizją Polską, Gazetą Współczesną, Gazetą Olsztyńską, Dziennikiem Pojezierza. Zadebiutowała w wieku 12 lat artykułem w czasopiśmie młodzieżowym „Płomyk”, a potem pisała między innymi do „Świata Młodych” i „Na Przełaj”. Książki zaczęła pisać w roku 2010 i ma ich już na swoim koncie pisarskim całkiem sporo. Obecnie jako polska pisarka jest twórcą niezależnym.

   Prowincja pełna złudzeń_Katarzyna Enerlich

Wydawnictwo MG rok 2015

stron 251

Prowincja pełna złudzeń to powieść obyczajowa będąca ósmym tomem w kontynuacji Serii Prowincja.

Ludmiła jest polską pisarką, która bardzo chętnie zapraszana jest na spotkania autorskie nie tylko do bibliotek. Po dwóch zakończonych małżeństwach próbuje sobie ułożyć życie z Zygmuntem, jednak, po zobaczeniu swojego ukochanego w amoku alkoholowym, nie potrafi pogodzić się z jego nałogiem. Postanawia więc zostawić mężczyznę, by ten uporządkował własne życie, a sama zaczyna martwić się o siebie i swoją sześcioletnią córkę. „Baba Joga”, miejsce, w którym prowadzi warsztaty jogi, wymaga zaangażowania i wiele nakładu pracy, Ludmiła z biegiem czasu zaczyna zdawać sobie sprawę ze skutków drogi, jaką obrała. Zygmunt po ich rozstaniu znika, i nikt nie wie gdzie przebywa. Gdy jednak wychodzi na jaw bolesna prawda dotycząca mężczyzny i jego byłej żony, Ludmiłą zaczynają targać wyrzuty sumienia, które antagonistycznie ustosunkowane są do uczuć, do mężczyzny i żalu do niego. Czy Ludmiła i Zygmunt pogodzą się i stworzą szczęśliwy związek? Dlaczego teść kobiety zechce wyprowadzić się z domu Ludmiły i swojego zmarłego syna?

Przyznam szczerze, że nie czytałam wcześniejszych tomów tej serii i początkowo byłam trochę zagubiona w fabule. Bardzo szybko domyśliłam się, że jest to kontynuacja i z całych sił starałam się wczuć w historię Ludmiły i jej bliskich.

Wątki fabuły dotyczące Ludmiły przeplatają się z wątkami wspomnień pewnego lokalnego rzeźbiarza Arthura Szulca, tak że czytelnik ma pewnego rodzaju urozmaicenie i odskocznię od ciągu życia głównej bohaterki.

W treść powieści bardzo ciekawie wplecionych zostało sporo przepisów kulinarnych, które dodatkowo urozmaicają książkę. Myślę, że ktoś, kto lubi gotować, skorzysta z niejednego przepisu i wypróbuje go w swojej kuchni. Przepisy w większości (a może nawet i wszystkie) dotyczą żywności wegetariańskiej i wegańskiej, więc dla tych, którzy stosują taką żywność to naprawdę sporo ciekawostek kulinarnych.

Autorka w swojej powieści, a konkretnie w tej części przedstawia nam trudną do zaakceptowania miłość, której na każdym kroku towarzyszą przeszkody w postaci nadszarpniętego zaufania, braku wiary w bezgraniczność tego uczucia czy specyficznej tolerancji. Pokazuje jednak, że silna wola i gorące uczucie są w stanie zwalczyć największe przeszkody. Pozwolę sobie zacytować fragment książki:

(…) Człowiek bardzo dużo może, ale do tego trzeba mieć wielkie chęci i wytrwać w działaniu do końca, i wierzyć, że kiedyś nadejdzie ta chwila, gdy zobaczy się efekt swojej mozolnej pracy. (…)

Powieść napisana jest prostym językiem, trafiającym z pewnością w gusta wielu czytelniczek (a może i czytelników), niewyszukane słownictwo sprawia, że czyta się płynnie bez zbytniego angażowania się.

Jest to książka z tych, które bawią i wzruszają jednocześnie, przedstawiająca życie i problemy ludzi mieszkających z dala od wielkich miast, w uroczym zakątku mazurskich jezior.

Z całą pewnością osoby preferujące powieści lekkie, łatwe i przyjemne znajdą w czytaniu jej sporo przyjemności. Polecam ją więc na spokojny wieczór, przy kubku herbaty malinowej lub imbirowej. Nie jest to książka dla czytelników lubiących mroczne thrillery, krwawe kryminały, czy wybujałą fantastykę. To spokojna powieść dla tych, którzy na chwilę chcą oderwać się od szarej rzeczywistości własnego życia i skupić na szarej rzeczywistości życia innych.

CZTERY PŁATKI ŚNIEGU – Joanna Szarańska

Joanna Szarańska urodziła się w 1982 roku. Jest nie tylko pisarką, ale również copywriterką o stu specjalnościach, osobą pogodną i czarującą świat swoim uśmiechem. Zakochana w piłce nożnej, języku hiszpańskim i książkach. Miłośniczka powieści Stephena Kinga. Współpracuje z fundacją Miasto Słów i Klubem z Kawą nad Książką.

   Cztery płatki śniegu_Joanna Szarańska

Wydawnictwo CZWARTA STRONA rok 2017

stron 330

Cztery płatki śniegu to książka z gatunku współczesnej literatury obyczajowej.

W pewnej kamienicy mieszkańcy są tak bardzo pochłonięci problemami życia codziennego, często wyimaginowanymi, że nie zauważają jak szybkimi krokami zbliża się magiczny czas Świąt Bożego Narodzenia. Zuzanna i Kajetan z powodu pewnego kartonu będącego własnością przyjaciela, który mężczyzna postanowił przechować we własnym domu, zaczynają podejrzewać się wzajemnie o zdrady. Monika i Jakub – rodzice małego chłopczyka, niby wiodą szczęśliwe życie, ale dla młodej matki solą w oku jest teściowa, która na jakiś czas postanawia zamieszkać z synem i synową. Anna jest żoną Waldemara, człowieka obsesyjnie ogarniętego skąpstwem. A Marzena samotnie wychowuje kilkuletnią córeczkę Stasię, która ma ciągłe wyrzuty sumienia, że nie jest dla swojej mamy wystarczająco dobrym dzieckiem. Jest jeszcze Maciej – zastępczy wychowawca klasy 2a, oraz ksiądz Wojciech i chyba najważniejsza osoba – pewna staruszka, która jest nie tylko mieszkanką tej kamienicy, ale również samozwańczą dozorczynią i ekspertem od wszystkich uczuć i związków międzyludzkich, która marzy tylko o jednym… zmobilizować sąsiadów aby święta były piękne, radosne i… wspólne. Czy samotnej staruszce uda się zaśpiewać kolędę w towarzystwie sąsiadów? Czy przed świętami rozwiążą się problemy ludzi mieszkających w tym samym domu? Czy wystarczą tylko cztery płatki śniegu aby poczuć magię świąt?

Ta książka, niby jest lekturą świąteczną, ale trudno z niej początkowo zaczerpnąć tej świątecznej magii. Jest to natomiast niesamowita opowieść o tym, jak ludzie tłumią w sobie emocje, snują bezpodstawne przypuszczenia, katują się podejrzewaniami zamiast szczerze ze sobą porozmawiać. W natłoku egoizmu i bezmyślnych decyzji często zapominają, czym tak naprawdę jest zwykła ludzka życzliwość, zapominają czym jest tradycja i jak pięknie można przygotować się do świąt znajdując radość w tym, że wspólnie można więcej.

Jak często jest tak, że ludzie mieszkają w jednym bloku, w jednej kamienicy, w jednej klatce a znają się tylko z widzenia. Zagonieni pracą, zapatrzeni w siebie, nie zauważają tego co jest jedną z podstawowych zasad ludzkości – humanitaryzm. Sąsiadka z parteru widziana zawsze z uśmiechem na twarzy, być może oprócz tego, że jest miłą staruszką może być równocześnie bardzo samotną staruszką. Sąsiadka z piętra, elegancka miła pani, być może jest zastraszoną i tyranizowaną przez męża kobietą, której nie wolno nawet umówić się na kawę z koleżanką. Sympatyczna mała dziewczynka wychowywana przez samotną matkę, która zawsze grzecznie się kłania, zawsze czysta i zadbana być może walczy z samotnością, bo nie może się odnaleźć w gronie koleżanek, których rodzice są lepiej sytuowani finansowo.

Aspołeczna znieczulica to jedna wielka SAMOTNOŚĆ. Czy warta jest tego wszystkiego, co szczelnie zamykamy w swoich domach, w swoich sercach i w swoim życiu?

(…) Chociaż mieszkali w jednym budynku i pozornie wiedzieli o sobie wszystko, tak naprawdę nie zadali sobie trudu, by choć odrobinę się poznać. Wpatrywali się w czubki własnych nosów, wmawiając sobie, że ich to nie dotyczy. (…)

Autorka porusza w książce bardzo ważne tematy, problemy dotyczące wielu przeciętnych ludzi. Robi to z humorem, ale tak naprawdę stara się w ciepły i wzruszający sposób opowiedzieć kilka historii zwykłych ludzi, których może połączyć coś pięknego, po warunkiem, że będą tego chcieli.

Czytając tę lekturę, na zmianę uśmiechałam się i tłumiłam łzy, potępiałam jednych bohaterów, jednocześnie mocno trzymając kciuki za drugich. Jedno jest jednak pewne, te kilka przedstawionych historii skłoniło mnie do refleksji. I to nie tylko refleksji dotyczących świąt Bożego Narodzenia.

Na początku książki trochę się gubiłam, kto jest kim i z kim, przyznam szczerze, że musiałam sobie nawet zrobić taką małą ściągę, żeby połapać się w bohaterach, których w tej książce jest wielu. Przedstawione w fabule perypetie rodzinne wielu osób są przykładem na to jak łatwo można zapomnieć o tym co jest najważniejsze i co tak naprawdę w liczy się w życiu. Tym wszystkim ludziom zabrakło jednego – szczerej, rozmowy, która potrafiłaby rozwikłać niejeden problem.

Moim zdaniem ta lektura nie jest taką typową ciepłą opowiastką przedświąteczną, która wprowadzi nas w ten magiczny świąteczny czas, ale z pewnością nam uświadomi, czego nie należy unikać w stosunku do innych ludzi, zwłaszcza w okresach takich jak przedświąteczny. Przecież między gruntownymi porządkami, pieczeniem makowca, czy strojeniem choinki może moglibyśmy znaleźć tę odrobinę czasu dla drugiej osoby, dla kogoś, kto chętnie podzieli się dobrym słowem.

Polecam tę książkę jako lekką, łatwą i przyjemną lekturę na jakiś weekend. I chociaż, tak jak wspomniałam wcześniej, autorka porusza w niej dość trudne tematy, to z całą pewnością jest to książka przepełniona humorem, a tego nie powinniśmy unikać. Jest to moje pierwsze spotkanie z dorobkiem pisarskim tej autorki, bardzo bym chciała, aby nie było ostatnim. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze sięgnę po inną książkę Joanny Szarańskiej.

ANIOŁ DO WYNAJĘCIA – Magdalena Kordel

Magdalena Kordel urodziła się w 1978 roku w Otwocku. Jest autorką, bestsellerowych powieści „Uroczysko” i „Sezon na cuda”. Podobno pisać zaczęła, by poradzić sobie z trudną przeszłością, ale szybko okazało się, że jej książki stały się balsamem dla duszy tysięcy czytelników.
Uwielbia podróżować, czytać i gotować. Razem z mężem i dwójką dzieci mieszka w Otwocku i kiedy tylko może, ucieka w Sudety, bo marzy się jej dom gdzieś wysoko w górach. Wie, jak ważne są marzenia, dlatego pomaga spełniać je innym.

   Anioł do wynajęcia_Magdalena Kordel

Wydawnictwo ZNAK rok 2016

stron 381

Anioł do wynajęcia to współczesna powieść obyczajowa, którą powinno się przeczytać w okresie zbliżającym nas do świąt Bożego Narodzenia.

Michalina to osiemnastolatka, która uciekła z domu, ponieważ nie potrafiła pogodzić się z rządami swojej macochy i trudnej do zaakceptowania roli ojca w jej nowej rodzinie. Po śmierci ukochanej babci, nie może sobie znaleźć miejsca w życiu i kiedy w wyniku dość bezmyślnego zachowania staje się coś, co z pewnością zaważy na jej życiu, dziewczyna ucieka z domu. Tuła się po mieście, które coraz bardziej ogarnia zimowa przedświąteczna aura ,i kiedy już wydaje jej się, że dłużej tej tułaczki nie wytrzyma, na jej drodze stają (niby) przypadkowe osoby, które… być może są odzewem na jej prośbę skierowaną do Boga, w przypadkowym kościele:

(…) Gdybyś całkiem przypadkiem, tam u siebie na górze, miał jakiegoś bezrobotnego anioła, anioła do wynajęcia, to pamiętaj  mnie. Bardzo proszę. A, i gdybyś mógł mi pomóc w tym, żebym tak do końca nie zapomniała, czym jest miłość i radość. (…)

 W tym samym czasie, pewna dość apodyktyczna staruszka, również ma dość swojego samotnego życia. Cóż z tego, że ma piękne, duże mieszkanie, ma pieniądze, gdy nie ma nikogo bliskiego. Czy coś połączy te dwie kobiety? Co takiego musi się wydarzyć w życiu, aby człowiek otworzył oczy i zobaczył drugiego człowieka? Czy przedświąteczny czas naprawdę sprzyja uczuciom takim jak miłość, wiara w drugiego człowieka, wybaczenie?

To moje pierwsze spotkanie książkowe z dorobkiem pisarskim tej autorki. Ta powieść to moim zdaniem baśń dla dorosłych, ale czy dorośli nie mają prawa do baśni? Historia opisania w książce przecież mogła zdarzyć się naprawdę. Kto wie, może nawet nie jest fikcją literacką a odzwierciedleniem czyjegoś trudnego życia.

Autorka pozwala czytelnikowi na chwilę zapomnieć o otaczającej znieczulicy i uwierzyć w cuda, których mogłoby być na tym świecie więcej gdybyśmy się sami o nie postarali. Czasami wystarczy czyjś uśmiech, podanie komuś dłoni, niewiele znacząca pomoc, która może okazać się czymś wyjątkowym i ważnym.

Ta lektura, to z całą pewnością ciepła i pouczająca opowieść o tym, że czasami mały gest może być dla kogoś wielkim szczęściem. I nie musi być to w okresie, w którym działa na wielu magia świąt. Te trudne problemy poruszone w powieści nie są fikcją, takich problemów jest wokół nas wiele, tylko że nie zawsze je zauważamy. Pracując ze starszymi ludźmi doskonale wiem, jak wielkim problemem dla nich jest samotność. Ale ilu młodych ludzi czuje tę samotność nawet we własnych domach, w których z pozoru wszystko jest tak jak należy.

Czytając tę książkę, czułam wręcz zbliżające się święta. Autorka w cudowny, prawie magiczny sposób potrafi czytelnika wprowadzić w ten nastrój, malowniczo opisując wszystko, nawet pieczenie ciast. Wiem, że to śmieszne, ale kiedy czytałam o tych piernikach, czy kwiatach, to prawie czułam ich zapachy.

Mimo tego, że fabuła przedstawia czytelnikowi trudne i bolesne sytuacje, jest to powieść dość zabawna. Styl pisarski Magdaleny Kordel jest tak specyficzny, że czytając, na przemian śmiałam się i wzruszałam. Gdybym miała dać tej autorce jakiś przydomek, to nazwałabym ją Królową Emocji.

Bardzo wyraziste postacie, i ciekawie skonstruowane (często bardzo zabawne) dialogi są z pewnością atutami tej powieści, a w połączeniu z fabułą, tworzą prawdziwy majstersztyk.

Ta powieść ma w sobie jakąś magię, emanuje ciepłem i pozytywną energią. Może dlatego tak to odczuwam, że od zawsze wierzyłam w moc aniołów, i chociaż mój osobisty Anioł Stróż czasami bierze sobie wolne, to zawsze wierzę, że w końcu do mnie wróci.

Kiedyś, gdy działo się w moim życiu coś, co spowodowało, że zachwiała się moja wiara w ludzi, w Boga, i nawet w mojego Anioła Stróża, moja koleżanka przysłała mi pewien filmik i powiedziała całkiem poważnie: „nie odtrącaj go, on jest przy tobie, daj mu szansę”. Daleko mi do kościoła jako instytucji, ale wierzę, że gdzieś tam jest ktoś, kto kiedy upadam, podaje mi rękę i pomaga wstać. Może to jest tylko moja wewnętrzna siła, a może…

Polecam tę powieść nie tylko miłośniczkom literatury kobiecej. To lektura obowiązkowa przed każdymi świętami Bożego Narodzenia, i ja chętnie wrócę do niej nie raz. To książka, która pozwoli się wyciszyć, ale również rozbawi do łez. I z całą pewnością na długo pozostawi w nas pozytywną energię jaką nas naładuje.

P.S. Bardzo ciekawym dodatkiem są na końcu książki przepisy potraw świątecznych, i przyznam, że chyba któryś z nich w tym roku wykorzystam.

ZIELONY BYFYJ – Sabina Waszut

Sabina Waszut gościła w moim małym świecie książek już kilkakrotnie. Jest mieszkanką Chorzowa, urodzoną w 1979 roku. Jest nie tylko pisarką, ale również recenzentką i organizatorką spotkań literackich, a także propagatorką kultury śląskiej. Jej debiutancka powieść Rozdroża, wydana w roku 2014 została nominowana do Nagrody Literackiej Europy Środkowej Angelus, a na Festiwalu Literatury Kobiet Pióro i Pazur w Siedlcach zdobyła nagrodę główną w kategorii Pióro, jako najbardziej poruszająca polska powieść.

  Zielony byfyj_Sabina Waszut

Wydawnictwo MUZA S.A. premiera książki 8.11.1017

stron 320

Zielony byfyj to powieść obyczajowa, w której wątki umieszczone w teraźniejszości przeplatają się z wątkami z przeszłości. Jest to trzecia i ostania części sagi śląskiej.

Zosia Zaleska, bohaterka dwóch wcześniejszych części, nareszcie zamieszkała z mężem Władkiem i dziećmi w normalnym mieszkaniu, bez zagrzybionych ścian, jakie towarzyszyły jej w starym mieszkaniu w suterynie. Koszmar wojny oddalił się na tyle daleko, że Zosia może już czuć się bezpiecznie. I chociaż nowy ustrój i nowa polityka państwa nie są takie, o jakich marzyło wielu ludzi, żyje im się lepiej i wygodniej.

Oliwia jest wnuczką Zosi, jako dorosła kobieta, szczęśliwa mężatka nie może pogodzić się z śmiercią ukochanej babci. Prawie każdy spacer kończy się w starej kamienicy, w mieszkaniu babci, o której trudno dziewczynie zapomnieć. Kamienica ma burzliwą przeszłość, zmieniających się właścicieli, ale teraz, po wielu latach, znów jest własnością rodziny Oliwii. Stare mury wymagają jednak inwestycji, a spadkobierców nie za bardzo stać na taki wydatek. Pewnego dnia w rodzinie Zalewskich pojawia się tajemniczy mężczyzna, nieznany dotąd nikomu syn dziadka Oliwii. Czy upomni się on o spadek po zmarłym w Kanadzie ojcu? Czy Oliwia spróbuje odzyskać miejsce swoich wspomnień? I tak właściwie, kto i dlaczego zostanie właścicielem starego zielonego kredensu, który był świadkiem wielu rodzinnych sekretów?

Do tej książki podeszłam bardzo sentymentalnie, nie tylko z powodu wspomnień, jakie gnieżdżą się w mojej głowie, ale również dlatego, że po raz kolejny mogłam wyruszyć w podróż do Śląska lat pięćdziesiątych.

Książka napisana została w pierwszej osobie, czytając ją, cały czas miałam wrażenie, że czytam czyjeś pamiętniki. Rozdziały w tej powieści napisane zostały przemiennie. Raz jesteśmy w latach współczesnych zaczynających się w roku 2006, a kończących w roku 2010, w których towarzyszymy Oliwii, a raz przenosimy się do lat, w których żyła Zosia, zaczynających się od roku 1952, a kończących w roku 1972 .

Na podstawie wspomnień Zosi odkrywamy Śląsk, który być może przez wielu został zapomniany. I nie mam tu na myśli tylko tego Śląska jako obszaru, ale głównie powojenny ustrój jaki towarzyszył ludziom. Jako mieszkanka tego rejonu kraju pamiętam sporo wspomnień rodzinnych, bardzo podobnych do tych, które opisała autorka w swojej powieści. Teraz trudno nam w pewne rzeczy uwierzyć, ale historii tak naprawdę nie da się całkowicie wymazać z naszych umysłów, szczególnie historii rodzinnych, prawdziwych, innych od tych tych ukazywanych przez media.

Autorka w cudowny sposób ukazuje kontrast życia wtedy i teraz; prezentując wzruszającą opowieść o ludziach, którzy przeżyli koszmar wojny, i zamiast cieszyć się tym, że nareszcie on się skończył, muszą walczyć dalej…, ze swoimi rodakami. To powieść o sile uczucia, jakie pozostaje w człowieku, który stracił kogoś bliskiego. Tak naprawdę większość nas podchodzi do wielu spraw bardzo sentymentalnie, i tu taki sentymentalizm jest chyba bardzo dosadnie ukazany na przykładzie tytułowego zielonego byfyju. Wnuczka Zofii podejmując walkę o zachowanie jedynej pamiątki po pradziadkach, jaką są dwa stare domy i rozwalona kuźnia ratuje nie tylko wspomnienia, ratuje również historię tych domów. Wierzy, że pokonując wiele trudności uda jej się odzyskać nadzieję i wiarę w lepszą przyszłość.

Wzruszająco opowiedziane losy zarówno pokolenia młodego jak i przodków rodziny, są historiami jakich wiele. Jednak jak wielu ludzi pielęgnuje pamięć i walczy o to, aby osoby, sytuacje, czy historie rodzinne nie poszły w zapomnienie.

Ciekawie przedstawione osobowości kobiet, zarówno tych starszego pokolenia jak i współczesnych sprawiają, że bardzo szybko darzymy bohaterki tej powieści ogromną sympatią. Ich marzenia i oczekiwania od życia są tak różne, a jednak mają ze sobą coś wspólnego.

Bardzo efektownie autorka przedstawiła w swojej powieści uczucia łączące dwoje ludzi. Pokoleniowo te osoby (tu mam na myśli małżeństwo Zosi i Władka oraz małżeństwo Oliwii i Piotrka)  są jak zupełnie inne, a jednak łączą ich takie same prawdziwe uczucia, których nie jest w stanie zniszczyć żaden problem. Bywa tak, że narastające w związkach problemy, krok po kroku, niszczą ten związek. Tu, autorka udowadnia, że problemy nie tylko nie niszczą związku, ale go bardziej scalają.

(…) Za czym tęsknisz? – pyta Władek za moimi plecami.

Z przygryzienia wargi, przeczesania włosów, gestu, ruchu, spojrzenia…

Po trzynastu latach małżeństwa z drobiazgów potrafimy wyczytać to, o czym zaledwie pomyśleliśmy. (…)

Tęskni się do rzeczy, które się oswoiło. A oswoić można wszystko, nawet piwnicę śmierdzącą kocimi odchodami. (…)

W zeszłym roku pochowałam ostatnią moją ciocię, która była ogromną skarbnicą wiedzy o losach naszej rodziny, z czasów jeszcze przedwojennych. Wiem, że wielu ludzi nie potrafi zrozumieć pewnych rzeczy, mnie też kiedyś bardzo trudno było zrozumieć fakt, że dwóch braci musiało walczyć po dwóch stronach. Mój ojciec, jako młody chłopak, w czasie wojny działał w podziemiu harcerskim a jego starszy brat został powołany do Hitlerjugend, i kiedy przeczytałam o takim przypadku w tej książce, natychmiast miałam przed oczami tych dwóch najbliższych memu sercu mężczyzn.

Nie pozwólmy, aby życie obecne, przysłoniło nam wspomnienia o tych, którzy odeszli. Walczmy o te wspomnienia, szukajmy ich i pielęgnujmy je. Kiedyś kolejne pokolenia być może nie będą potrafiły uwierzyć w to co było, ale czy nie warto o to zadbać już teraz. Dla mnie każdy wyjazd na Śląsk jest podróżą sentymentalną, do miejsc w których żyłam, do ludzi, których pamiętam, do chwil, które odradzają się na nowo w mej pamięci.

Cieszę się, że wśród naszych rodzimych pisarzy mamy takich autorów, którzy nie pozwalają nam pozbyć się tego sentymentalizmu. Nie pozwalają na to, abyśmy zapomnieli o losach naszych przodków i o często dalekiej, chociaż obcej dla nas przeszłości.

Polecam tę książkę zwłaszcza czytelnikom młodego pokolenia, w tej powieści znaleźć bowiem można wątki zarówno historyczne, obyczajowe, jak i miłosne. Jeżeli ktoś lubi nostalgiczne i pełne wzruszeń historie, to ta książka jest szczególnie dla niego.

Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej książki. To nie jest książka z tych, o których po tygodniu czy dwóch się zapomina. To jest lektura, której fabuła na długo pozostaje w pamięci.

logo Muza

Zachęcam do przeczytania wcześniejszych części tej sagi, a także polecam inną książkę autorki „Bar na starym osiedlu”, którą również przeczytałam, wkrótce podzielę się swoją opinią o niej na blogu.

Rozdroża_Sabina Waszut    W obcym domu_Sabina Waszut

CZEREŚNIE ZAWSZE MUSZĄ BYĆ DWIE – Magdalena Witkiewicz

Magdaleny Witkiewicz nie będę przedstawiała, ponieważ tyle razy ta pisarka gościła na moim blogu, że ci, którzy tu zaglądają, z pewnością znają ją bardzo dobrze. Przypomnę tylko, że jest mieszkanką Gdańska. Urodziła się w 1976 r. Jest absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańskiego Studium Bankowości oraz Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menadżerów. Miała własną firmę marketingową, przez pewien czas jednocześnie prowadziła ją i pisała powieści. Dziś jej życie zawodowe to książki.

   Czereśnie zawsze muszą być dwie_Magdalena Witkiewicz

Wydawnictwo FILIA rok 2017

stron 478

Czereśnie zawsze muszą być dwie to współczesna powieść obyczajowa, z dawkami dramatu i romansu, której fabuła oparta jest na ciekawej tajemnicy sprzed lat.

Zosia jest bardzo pilną uczennicą. Nie ma zbyt wielu przyjaciół, ponieważ większość uważa ją za „kujonkę”. Pewnego dnia dziewczyna postanawia uciec ze szkoły i razem z całą klasą udać się na wagary, konsekwencje tego czynu jej nie ominą, ale i wpłyną na całe dotychczasowe życie dziewczyny. Nauczycielka wyznacza dla niej karę, którą jest… odwiedzanie emerytowanej nauczycielki. Początkowa niechęć do tego „obowiązku” przeradza się w trwałą przyjaźń z podopieczną. Zosia nareszcie ma kogoś, z kim może porozmawiać na każdy temat, zyskuje prawdziwą przyjaciółkę. Po nagłej śmierci pani Steni, świat dziewczyny wywraca się do góry nogami. Starsza pani, nie mając nikogo bliskiego zapisuje cały swój majątek dziewczynie. Mieszkanie w gdańskim bloku i stary dom w dzielnicy Łodzi zmieniają życie dziewczyny. Zofia jest już dorosła, zachodzi w ciążę, i chociaż ona sama zakochana jest w Marku po uszy, poznaje smak zdrady. Aby uciec od koszmarnej miłości wyjeżdża do Rudy Pabianickiej, do domu po pani Stefanii. Czy uda jej się poskładać swoje życie na nowo? Czy poznany przypadkowo mężczyzna okaże się jej przyjacielem czy wrogiem? Dramatyczna czy romantyczna okaże się stara historia związana z pewną miłością i odziedziczonym domem?

Fragment z książki:

(…) Czasem życie daje nam szansę, a my za późno ją dostrzegamy. Czasem możemy dotknąć naszych marzeń, ale odwlekamy te chwile. Na potem, na za godzinę, za miesiąc. Na moment, kiedy będziemy do tego perfekcyjnie przygotowani. A czasem trzeba żyć chwila. Łapać szczęście szybko w dłonie. Nieważne, ze nie mamy na sobie fraka i sukienki balowej, drugi raz życie może nam nie dać szansy. (…)

Moim zdaniem to jedna z najlepszych książek, które ostatnio czytałam. I chyba najlepsza tej autorki. Znam książki Magdaleny Witkiewicz, jedne mnie zachwyciły inne odrobinę rozczarowały, ale o tej mogę powiedzieć, że z całą pewnością to TA NAJLEPSZA.

Pochłonęłam książkę zaledwie w trzy wieczory, co nie zdarza mi się zbyt często. Fabuła jednak tak mnie zniewoliła, że nie mogłam oderwać się od niej i teraz będę musiała jakoś odespać te nieprzespane noce.

Początkowo myślałam, że to kolejna książka z tych, w których powtarza się banalna historia. Ona – młoda, ładna niezależna, dziedziczy dom po starszej osobie, w życiu przechodzi wzloty i upadki miłosne, które i tak zakończą się wielkim HAPPY ENDEM. Historia jakich wiele.

A tu… miłe, wręcz ogromne zaskoczenie. Z banalnej fabuły zrobiła się wyjątkowo wciągająca opowieść, nie tyle o wzlotach i upadkach miłosnych, co o ciekawej oryginalnej historii.

Bohaterowie tej powieści są tak swojscy, a zarazem nietuzinkowi, że nie można ich nie polubić. Myślę, że niejedna czytelniczka od samego początku „zaprzyjaźniła się” z Zosią i panią Stefanią. A w dalszych częściach książki kibicowała nie tylko głównej bohaterce.

Piękna, wzruszająca historia, opowiedziana z dużym dramatyzmem w tle i z piękną historią miłosną. Jeżeli jednak ktoś nastawi się na typowy romans, to może się rozczarować. To nie tyle historia miłosna, co brutalna prawda o życiu, zdradach, cierpieniu ale i o wielkiej ludzkiej empatii. A także o odnajdowaniu szczęścia w ruinach życia.

W tej powieści można się zatracić. Ciekawość często wygrywała u mnie ze zmęczeniem i musiałam, dosłownie musiałam czytać, aby nie zgubić wątku.

Po przeczytaniu książki wpadłam w pewnego rodzaju zadumę. Niby liczyłam na zakończenie takie a nie inne, a jednak pozostał we mnie jakiś żal. Chyba bardzo chciałabym wiedzieć, co dalej. Przecież słowo „koniec”, nie musi dosłownie oznaczać końca historii.

Dawno się tak nie wzruszałam podczas czytania. Niby człowiek dorosły i zdaje sobie sprawę z tego, że to tylko fikcja literacka, wymysł pisarki, a jednak jakoś utożsamia się z bohaterami i przeżywa ich życie tak, jakby dotyczyło kogoś bliskiego.

Poruszone w powieści wątki (nie tylko miłosne), potrafią być zarówno piękne, romantyczne jak i bardzo dramatyczne. To tylko fragment ciekawej opowieści, którą polecam całym sercem nie tylko czytelnikom zaczytującym się w romansach. W tej książce znajdują się również interesujące wątki: kryminalny czy psychologiczny. To opowieść o odnajdywaniu siebie i własnego szczęścia. O dążeniu do prawdy bez względu na to jak bolesna może ona się okazać. To po prostu wyjątkowa powieść z duszą… w tle.

P.S. Czereśnie jako owoce przeważnie są dwie, ale czereśnia jako drzewo może być jedna, wiem to, bo w moim ogrodzie rośnie wielkie drzewo czereśniowe. Rośnie w towarzystwie innych drzew owocowych ale nie ma przy sobie drugiej czereśni.

Napisz do mnie
wrzesień 2025
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/