pamiętniki
HISTORIA EDITH – Edith Velmans
Edith Velmans urodziła się w 1925 roku. Po wojnie studiowała na Uniwersytecie Amsterdamskim. Została psychologiem specjalizującym się w gerontologii, ostatecznie osiedlając się w Stanach Zjednoczonych, w Massachusetts. W 1996 roku otrzymała tytuł szlachecki od królowej Beatrix. Jej pamiętnik „Historia Edith” został przetłumaczony na kilkanaście języków, a w roku 1999 zdobył nagrodę Talskie Award w kategorii „Najlepsza biografia” oraz Jewish Quarterly’s Wingate Award w kategorii „non fiction”.
Histroia Edith to książka spisana na podstawie wspomnień i pamiętnika holenderskiej Żydówki, Edith (Velmans) van Hessen ukrywanej przez kilka lat przez pewną protestancką rodzinę.
PREMIERA KSIĄŻKI 04 MAJA 2021
Gdy w 1940 roku Hitler zaatakował Holandię, Edith van Hessen była uczennicą gimnazjum. Dziewczynka pochodziła z zamożnej rodziny żydowskiej. W trosce o życie córki, rodzice zdecydowali się oddać ją pod opiekę pewnej protestanckiej rodziny, w której miała być kimś w rodzaju przyjaciółki córki. Zamieszkała oczywiście pod przybranym nazwiskiem co między innymi pozwoliło jej przeżyć. Niestety nie udało się to innym członkom rodziny Edith. Co przeżyła i jak radziła sobie z emocjami w obcym domu? Co działo się z rodzicami, babcią, braćmi i przyjaciółmi dziewczyny, kiedy ona bezpiecznie spędzała czas po opieką przybranych cioci i wujka? Czy po wojnie udało się Edith odnaleźć tych, którzy przeżyli?
Myślę, że ile by nie napisano książek dotyczących drugiej wojny światowej, to i tak będzie tego zbyt mało, aby zapomnieć o tym strasznym okresie i będzie zbyt trudno zrozumieć jakim cudem jedno małe państwo potrafiło sterroryzować prawie cały świat.
Początkowo pobyt w rodzinie Zur Kleinsmieda, dla sąsiadów i znajomych określano jako pobyt wakacyjny przyjaciółki córki. Kiedy jednak wakacje się skończyły, a dziewczyna nadal przebywała w domu z.K. mówiono, że jej pobyt przedłużył się z powodu choroby matki, która przebywa w szpitalu. Było to poniekąd prawdą, ponieważ mama Edith złamała biodro i leczenie jej było dość skomplikowane.
(…) Wielką kwestią sporną pomiędzy rodzicami i mną był mój brak wrażliwości na to, co się dookoła mnie dzieje. Starali się wpoić mi poczucie odpowiedzialności, a ja się wściekałam. (…)
Mimo szczerej sympatii, jaką darzono Edith, dziewczyna czuła się w przybranej rodzinie dość samotnie. Wymiana korespondencji między nią a rodzicami początkowo była czymś w rodzaju pocieszenia, ale kiedy sprawy się pokomplikowały i ten kontakt został mocno ograniczony, życie z pozoru spokojne, wydawało się prawdziwą udręką.
Dzięki wspomnieniom Edith, poznajemy realia okupowanej Holandii, trudnego życia reglamentowanego i narzuconego przez Niemców, życia pełnego strachu. Jednak autorka nie pokazuje tego w sposób bardzo drastyczny, dopiero pod koniec książki, mamy fragmenty dotyczące obozów koncentracyjnych i pogromu Żydów, ale kto interesował się kiedykolwiek historią drugiej wojny światowej, ten zna to aż do bólu.
Mimo tego, że wojna nie została przedstawiona zbyt drastycznie, spisane przez Edith wspomnienia przepełnione są dramatyzmem i ogromną tęsknotą. Dla młodej dziewczyny, oderwanej od najbliższych, która musiała nauczyć się bycia kimś innym, z pewnością był to czas ogromnego bólu.
(…) Dopóki obok byli rodzice, którzy wszystkie zmartwienia brali na siebie, ja pozostawałam wieczną optymistką i nie chciałam patrzeć na życie inaczej, jak tylko przez różowe okulary. Teraz spoczęła na mnie nowa odpowiedzialność: pogodzić się z najgorszym. (…)
Spisane wspomnienia przeplatane są fragmentami listów jakie dziewczyna wymieniała z rodzicami.
Książka ta pokazuje jednak, jak silne potrafiły zrodzić się przyjaźnie w czasie pełnym ryzyka i strachu. Jak wielką odwagę cywilną posiadali ludzie, często robiąc coś, za co w razie wpadki bezdyskusyjnie groziła im śmierć. I to jest piękne, bo w tak nieludzkich czasach wielu ludzi zachowało twarz CZŁOWIEKA.
Polecam tę lekturę szczególnie osobom interesującym się historią drugiej wojny światowej. Myślę, że książka ta okaże się ciekawą również dla miłośników reportaży, pamiętników czy książek napisanych na faktach. Jestem zdania, że obok takich książek nie powinniśmy przechodzić obojętnie, ponieważ nie tylko poznanie losów ludzkich jest ważne, aby nie zapomnieć, ale również jest to cudowna lekcja pokory, odwagi, i miłości. Jest to obraz dumy jaką w sercu nosił niejeden prześladowany wówczas człowiek.
(…) Moja rodzina posłusznie zarejestrowała się zgodnie z nakazem. Kiedy już dostaliśmy nowe papiery, powiedziałam wszystkim, że jestem dumna z tego „J” w moim dowodzie. Rodzice zachęcali nas, żebyśmy chodzili z podniesioną głową i nie wstydzili się tego, kim jesteśmy. (…)
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za tę książkę i cieszę się, że Edith udało się przeżyć wojnę i dotrwać do chwili, w której mogła ona podzielić się z nami swoimi przeżyciami.
PAMIĘTASZ JĄ? – Iwona Polis
Iwona Polis, to kobieta 40+, mama, była żona, przedsiębiorca i alkoholiczka. Jest autorką bloga „Pamiętasz ją” którego stronę prowadzi również na Facebooku.
Pamiętasz ją to dość specyficzna książka, której narracja jest w pierwszej osobie, narracja pamiętnikowa.
To trudna a zarazem bardzo budująca książka. I chociaż nie ma tu nagłych zwrotów akcji, nie ma trzymających w napięciu romansów, to jest napisana z serca, ważna dla autorki i czytającego treść.
Autorka i bohaterka tej lektury to kobieta po przejściach, osoba która musiała dotknąć dna, aby się z niego odbić tak wysoko, żeby dotknąć nieba. Własnego nieba, w którym nie ma już wstydu, bólu i żalu. Nieba, w którym rozpoczęła nowe, odważne życie bez poświęceń się dla innych i bez słuchania „co ludzie powiedzą”.
(…) Źle mówię? To popatrz, trzy lata jestem trzeźwa, trzeźwość jest trudna i wymaga absolutnej uczciwości wobec siebie i odnalezienia swojej własnej życiowej prawdy. Tu się nie da nic oszukać, dlatego choroba alkoholowa jest dziś dla mnie wartością, a nie karą za grzechy. To radar, który pokazuje mi że kierunek w którym idę jest dobry. (…)
Nie wiem, czy napisanie tej książki było łatwym wyzwaniem czy bardzo trudnym, ale odwaga w tym co zrobiła, aby wyrzucić z siebie toksyny wcześniejszego życia i nie podrzucić ich nikomu innemu, to moim zdaniem coś wielkiego, na co nie odważyłoby się wielu.
Każdy nałóg jest groźny dla człowieka, bez względu na to, czy jest to alkoholizm, czy uzależnienie od papierosów, od narkotyków, słodyczy czy chociażby maratonowego oglądania filmów. W każdym nałogu jest chwilowa euforia ucieczki od tego co komplikuje życie, ale potem… często skutki bywają bardzo opłakane.
Jedni potrafią wyznaczyć sobie granice, inni wręcz przeciwnie, zapadają się w nieskończoność swojego żalu. Dla jednych to jest chwilowa ucieczka, a dla innych droga do śmierci. Dobrze, kiedy osoba uzależniona otrząśnie się z tego marazmu, otworzy oczy i zobaczy, że świat to nie tylko ONA/ON i zasłanianie się własnym rozżaleniem, bezradnością i nienawiścią do siebie.
Autorce tej książki udało się pokonać to, co powoli niszczyło ją od środka. Z pewnością była to długa i trudna droga, ale wreszcie doprowadziła do drzwi, za którymi pokazał się inny, może nie łatwiejszy ale po prostu INNY świat.
Czasami frustracje, niepowodzenia życiowe czy brak wiary w siebie, gromadzą się w człowieku od lat. Widząc na ulicy pijaną kobietę, czy pijanego bezdomnego mężczyznę, nie zastanawiamy się nad tym dlaczego pije, odwracamy wzrok i udajemy, że nas to nie obchodzi, bo po co zajmować myśli kimś takim, obok którego nawet z obrzydzeniem nie mamy ochoty przejść. Często ci ludzie nie chcą realnej pomocy, bo nie wierzą w to, że ich życie może się zmienić na lepsze. Ale jak mają uwierzyć, kiedy od dziecka są traktowani źle?
(…) On zaczął się dobierać do nas, a ja czułam, że grunt uchodzi mi spod nóg. Jutro cała klasa będzie wiedziała. Będą się ze mnie śmiać, może wyrzucą mnie ze szkoły… Do głowy, mi wtedy dziesięciolatce, nie przyszło, że to ja jestem ofiarą i mogę się bronić. (…)
Cichy nałóg jest jeszcze gorszy, bo ukrywając się przed światem, zamykamy się w oparach tego nałogu, udając przed innymi, że wszystko jest dobrze. Ale jak długo można udawać, że inni nie widzą zmian? Widzą, tylko mają zbyt mało odwagi aby podejść i podać pomocną dłoń. Często wolą się odwrócić i udawać. I kto tu jest większym tchórzem, ten który zatraca się w nałogu, czy ten który odwraca głowę, bo boi się wyciągnąć rękę z pomocą?
Muszę przyznać, że ta książka mnie wzruszyła, zbulwersowała i zachwyciła. Jej autorka jest dla mnie prawdziwą bohaterką przez „B”. To, że w którymś momencie swojego życia pogubiła się, to jedno, ale to, że potrafiła się z tego otrząsnąć, to drugie. Zrobiła to dla miłości zarówno do siebie jak i miłości do dzieci, które być może nie wiedziały jak wcześniej jej pomóc.
(…) I jeszcze – jak mówię że jestem alkoholiczką to nie znaczy że leżę w rowie, zaniedbuję dzieci i włóczę się nie wiadomo gdzie. To nie znaczy że piję to oznacza że picie mi szkodzi.
Zaimponowała mi ta osoba, swoim podejściem do życia, odwagą bycia i miłością odpowiedzialną za siebie i za swoje prawie dorosłe dzieci. Sama w dzieciństwie tej miłości nie doświadczyła zbyt wiele, więc nawet jej nie miał kto tego nauczyć, a jednak nauczyła się SAMA, metodą prób i błędów, ale nauczyła się.
Ta książka to nie tylko filozofia trzeźwienia, to doskonały coaching życia w którym bohaterka jest i trenerką i uczestniczką w jednym. To obraz wewnętrznej siły, która drzemie w nas wszystkich. To kompendium odwagi o której często zapominamy, bo strach zasłania nam myślenie. To pomocna dłoń wyciągnięta w stronę tych, którzy jej potrzebują.
Autorka nie pisze, że po przestaniu picia życie nagle stało się lekkie jak piórko. Wręcz przeciwnie, na nowo musiała nauczyć się chodzić po świecie absurdów, niechęci, upokorzeń, żalów, i toksycznych ludzi, ale powoli, małymi kroczkami nauczyła się tego.
Pokochała siebie, a to już pierwszy krok do życiowego sukcesu. Bo kiedy patrzysz na siebie tylko z perspektywy osoby przegranej, użalasz się nad każdym nawet najmniejszym niepowodzeniem, to trudno prognozować ci życiowy sukces.
Popełniamy w życiu wiele błędów, czasami je ukrywamy, czasami się ich wstydzimy, czasami je pokazujemy żeby przestrzec przed popełnieniem ich innych, ale najważniejsze jest to, aby uwierzyć w siebie. Wiem, to trudne, ale nie NIEWYKONALNE.
(…) Szczęścia trzeba się nauczyć, a nie wywalczyć je sobie ani na nie zasłużyć. (…)
Iwonie Polis się udało i chylę czoło przed takimi osobami jak ona, bo we mnie wciąż jest jeszcze zbyt mało tej wewnętrznej odwagi. Jeszcze zbyt często poddaję się depresjom, chandrom i użalaniu się nad sobą, ale myślę, że ta książka pozwoli mi wreszcie zobaczyć SIEBIE taką jaką jestem, a nie taką jaką chcieliby mnie widzieć inni.
Jeżeli borykasz się z jakimikolwiek trudnościami życiowymi – PRZECZYTAJ TĘ KSIĄŻKĘ!
Jeżeli ukrywasz jakieś nałogi, których nie możesz lub których nie chcesz się pozbyć, a wiesz, że one nie są dla ciebie dobrym rozwiązaniem na… wszystko – PRZECZYTAJ TĘ KSIĄŻKĘ!
Jeżeli żyjesz w otoczeniu ludzi, przy których nie czujesz szczęścia, spokoju, radości, ludzi toksycznych, którzy przytłaczają cię swoją osobą – PRZECZYTAJ TĘ KSIAŻKĘ!
Jeżeli uważasz, że pamiętasz osobę sprzed lat a trudno ci ją teraz odnaleźć w sobie to, koniecznie – PRZECZYTAJ TĘ KSIĄŻKĘ!
KRÓTKA HISTORIA PEWNEGO ŻARTU – Stefan Chwin
Od jakiegoś czasu „wtapiam się” w twórczość Stefana Chwina i po każdej kolejnej książce mam coraz bardziej mieszane odczucia. Jedne książki mnie zachwyciły do granic możliwości, a inne tępym wrażeniem czegoś, co „przeczytałam, bo przeczytałam”, zmieniają mi wizerunek pisarski tego autora.
słowo/obraz terytoria rok 1999
stron 273
Krótka historia pewnego żartu bynajmniej z żartem ma mało wspólnego. Jest to lektura dość trudna w odbiorze, aczkolwiek momentami (ale tylko momentami) ironicznie żartobliwa.
Książka jest autobiografią, opisującą refleksje z dzieciństwa. To nie jest typowa powieść z jednolitą fabułą i wątkami nawiązującymi do siebie, to jakby pamiętnik napisany po to, aby zatrzymać uczucia i odczucia oraz odniesienia do pewnych zdarzeń z przeszłości mających ogromny wpływ na przyszłość.
Pozwolę sobie zacytować słowa autora:
(…) Mój powrót do dzieciństwa w „Krótkiej historii pewnego żartu” był więc badaniem dramatycznej materii własnego wspomnienia (a także dokumentów, tekstów, fotografiiz lat trzydziestych i pięćdziesiątych…), lecz wszystko zostało prześwietlone niepokojem współczesnej świadomości, która wie i czuje znacznie więcej niż dziecko. (…)
I taka właśnie jest treść, ściśle związana z wizerunkiem świata i toczących się w nim spraw, widziana oczami urodzonego w powojennej Polsce, a ściślej mówiąc w powojennym Gdańsku chłopca.
Jego refleksje dotyczą zarówno działań wojennych, jak i ludzi. Dotyczą wspomnień z dzieciństwa, które siedzą w niejednej głowie dorosłego już człowieka.
I tak, oczami chłopca widzimy osoby, które miały ogromny wpływ na historię świata: Hitlera, Trumana, Stalina, Czang Kaj Szeka, chłopca, który bardzo filozoficznie podchodzi do tego, co zrobili i kim tak właściwie byli. W ciekawy sposób autor ukazuje podejście do piękna i brzydoty, dobra i zła i na przykład opisując złych Niemców, którzy zabijając w obozach miliony ludzi, czyli czyniąc bezgraniczne Zło, kroczyli uroczyście na paradzie „w pięknych czarnych mundurach wyglądając dostojnie, elegancko i… pięknie. W tej książce fikcja fantazji dziecięcej przeplatana jest historycznymi faktami. Na uwagę zasługuje opis pochodu pierwszomajowego, widziany oczami dziecka, które nie wszystko rozumie, ale do wszystkiego stara się dopasować własną wizję. Opis wyjątkowo ironiczny, chociaż wyraźnie ukazujący to, co kiedyś nam (Polakom) narzucano. Ta dziecięca fantazja malowana słowami autora jest tak bajecznie kolorowa, że czytając niektóre fragmenty, można było zobaczyć, to co chłopiec narysował w swojej wyobraźni tak wyraźnie, jakby nie czytało się książki tylko patrzyło na obrazek namalowany dziecięcą ręką. Cały czas krocząc uliczkami powojennego Gdańska, odkrywa się wiele ciekawych, aczkolwiek często już nieistniejących zakątków i budowli tego pięknego miasta.
I to właśnie przyciąga mnie do twórczości Stefana Chwina, bo czytając ją odkrywam ciągle coś nowego w tym mieście, coś, o czym on mimochodem pisze, przedstawiając z wyjątkową dokładnością, skupiając się na detalach, które nie zawsze zostają zauważone. Właśnie ta cudowna drobiazgowość jest największym atutem jego pisania, bo nie każdy potrafi malować słowami tak jak on.
Przyznam, że ta książka mnie nie zachwyciła. Odnoszę się do niej raczej z nutą nostalgii, która zakorzeniła się gdzieś głęboko w moim umyśle. Bardzo dobrze znam styl pisarski tego autora i nie dziwią mnie ani nie zaskakują specyficzne zwroty, czy dialogi pisane w cudzysłowach. Jednakże Chwina trzeba umieć czytać, ja już się tego nauczyłam, chociaż przyznam szczerze, że na początku nie było mi łatwo.
W tej lekturze jednak trochę raził mnie chaos treści. Nie wiem, czy nie potrafiłam się na niej skupić tak, aby wyciągnąć z niej wszystko, co najlepsze, czy po prostu samo czytanie jej trafiło na zły czas mojego skupienia. Zdarzało mi się na przykład, kilkakrotnie czytać jakiś fragment, bo nie do końca rozumiałam, co chciał autor przekazać.
Ta książka ma w sobie jednak coś odmiennego, co zaskoczyło mnie na tyle, że z czułością wpatrywałam się w to. Tym „czymś” są wklejone fotografie i kartki pocztowe pochodzące ze zbiorów Krzysztofa Gryndera, dzięki którym tekst napisany, otrzymał większą wyrazistość, bo można było zobaczyć to, o czym pisze autor nie tylko oczami wyobraźni.
Nie wiem ile jeszcze książek tego gdańskiego pisarza uda mi się przeczytać, ale zachęcona pierwszymi jego publikacjami, które wpadły w moje ręce nie zniechęciłam się po drobnych porażkach.
Przyznam szczerze, że nie jest to lektura łatwa i nie polecam jej młodym czytelniczkom lubiącym fantazję czy romanse, ani też miłośnikom kryminałów. Polecam ją jednak osobom, które mają predyspozycje do „czytania między wierszami” i lubią od czasu do czasu podejść do lektury, która zawiera w sobie myśli filozoficzne i sporą dawkę refleksji. Czasami warto wyciszyć się i zapomnieć o rzeczywistym świecie, przenosząc swoje myśli w przeszłość i spojrzeć na świat oczami innego człowieka.
Polecam również inne książki tego autora, klikając na zdjęcie nastąpi przekierowanie na moją opinię.
STRACONY CHŁOPIEC, CZYLI TAJEMNICE SEKTY MORMONÓW – Brent W. Jeffs i Maia Szalavitz
Maia Szalavitz jest dziennikarką, mającą obsesję na temat nałogu, miłości opartej na dowodach życia, empatii i prawie wszystkiego związanego z mózgiem i zachowaniem. Jest współautorką wielu publikacji, a razem z Brentem W. Jeffs’em napisała książkę „Stracony chłopiec, czyli tajemnice sekty mormonów”.
Książka jest dość specyficznym pamiętnikiem opowiedzianym przez Brenta W. Jeffs’a, który był jednym z członków Fundamentalistycznego Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich – poligamicznego odłamu Kościoła mormońskiego (FLDS) w Stanach Zjednoczonych.
Książka jest w pewnym sensie spisanym pamiętnikiem, napisana w formie monologu. Ukazuje czytelnikowi życie rodzin poligamicznych w zamkniętych kręgach Mormonów. Młody mężczyzna, który postanowił opuścić wspólnotę, po latach zdał sobie sprawę z tego, że środowisko, w którym dorastał nie było typowym dla Mormonów, tylko sektą stworzoną przez jednego z jego wujów – proroka, Warrena Jeffsa. Autor książki – Brent Jeffs, wychował się w jednej z wpływowych rodzin w Kościele i postanowił przybliżyć innym życie w tej zamkniętej wspólnocie. Opisuje zarówno ciekawe, jak i bardzo trudne życie rodzinne, w którym jego ojciec poślubił trzy kobiety. Tak więc, życie z jednym ojcem, trzema matkami (jedna z nich była jego biologiczną), i kilkunastoma braćmi i siostrami, w domu odgrodzonym od reszty społeczeństwa wysokim murem, nie było zbyt kolorowe.
Po latach, dręczony koszmarami sennymi dzięki pomocy swojej żony Brent odzyskuje w pamięci to, co przez wszystkie lata próbował wymazać ze swojej świadomości. Molestowany we wczesnym dzieciństwie przez wuja dołączył później do grona straconych chłopców, czyli tych, których wykluczono z Kościoła pod byle pretekstem i w najmniejszym stopniu nieprzygotowanych na samodzielne życie poza wspólnotą. Miał więcej szczęścia niż jego dwaj starsi bracia, którzy nie potrafili odnaleźć się w innym świecie i poradzić sobie z dorosłością. Obaj uzależnili się od narkotyków i zmarli. Brent dzięki pomocy żony oraz rodziny, pokonał traumę z dzieciństwa i przeciwstawił się złu w Kościele, z którego wyszedł. Doprowadził do ukarania winnych. Jego historia momentami bardzo przerażająca a momentami piękna, jest bardzo budująca. Pokazuje, że człowiek może przezwyciężyć demony przeszłości, jeśli będzie otwarty na miłość.
Książka napisana jest bardzo ciepłym, i prostym językiem. Czytając, miałam chwilami łzy w oczach, chociaż nie zabrakło w niej również epizodów humorystycznych, aczkolwiek życie w tym zamkniętym dla innych kręgu wciąż wydaje mi się trudnym do zrozumienia.
Polecam książkę każdemu, bo bez względu na wiek warto poznać życie i obyczaje innych kultur.