kryminał
WSZYSTKIE GRZECHY NIEBOSZCZYKA – Iwona Mejza
Iwona Mejza urodziła się w 1965 roku i jest mieszkanką Oświęcimia. Jest zagorzałą czytelniczką kryminałów i wielbicielką książek Joanny Chmielewskiej i Edmunda Niziurskiego. Od wielu lat pisze opowiadania kryminalne publikowane w prasie, a w wolnym czasie fotografuje i zajmuje się ogrodem. Czyta i kolekcjonuje powieści kryminalne z całego świata. Związana jest z Klubem Miłośników Powieści Milicyjnej Mord. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 książką „Wszystkie grzechy nieboszczyka”.
Wydawnictwo Oficynka rok 2012
stron 276
Wszystkie grzechy nieboszczyka to komedia kryminalna, której fabuła rozgrywa się współcześnie.
Bożena Kryspin kasjerka w firmie ubezpieczeniowej Bezpieczna Przyszłość przychodząc do pracy po weekendzie znajduje pod swoim biurkiem ciało mężczyzny. Zdezorientowana i wystraszona tym odkryciem nie wie kogo najpierw zawiadomić, policję czy pracowników. Decyduje się jednak na to drugie. Denatem okazuje się zupełnie niewygodny dla wszystkich nowo zatrudniony pracownik firmy. Nikt nie wie, co może wyjść na jaw w czasie śledztwa, ale prawie każdy się czegoś boi, ponieważ prawie wszyscy mają jakieś ciemne interesy na sumieniu. Bożenka nie zamierza dopuścić do zlikwidowania swojego miejsca pracy i z zapałem zabiera się za pomaganie w dochodzeniu komisarzowi Kazimierzowi Jodle. Czy uda im się znaleźć nie tylko sprawcę okrutnego mordu, ale i wykryć grzeszki pozostałych pracowników? Czym zawinił człowiek znaleziony pod biurkiem kasjerki, że musiał pożegnać się z życiem? Warto sięgnąć do książki i znaleźć w niej odpowiedzi na te pytania.
Od razu na początku muszę napisać, że ta powieść to lektura z tych „lekka, łatwa i przyjemna”. Styl, jakim pisze autorka jest prosty i lekki, dlatego czyta się szybko i z dużą dawką przyjemności. Wpleciony humor nie pozwala na nudę w trakcie czytania, chociaż temat raczej poważny, bo trup a w zasadzie trupy i zbrodnie to przecież nie są tematy lekkie. Drobiazgowo opisane jednak śledztwo, nie należy to tych zgoła ciężkich i mrocznych, wręcz przeciwnie, przeplatane lekką ironią płynnie wkomponowane jest w fabułę.
Firma przedstawiona w powieści jest fikcyjna, ale kto nam da gwarancję, że takie firmy nie istnieją. Myślę, że każdy z nas miał kiedyś do czynienia z agentem ubezpieczeniowym czy z samą firmą ubezpieczeniową i może wyciągnąć własne wnioski.
Ciekawie moim zdaniem przedstawione osobowości bohaterów są dopełnieniem całości, bohaterów łatwo i szybko można polubić co nie świadczy o tym, że kibicowałam wszystkim, a prawie każdy miał jakiś motyw podobne jak w powieści Joanny Chmielewskiej „Wszyscy jesteśmy podejrzani”. Muszę przyznać, że książka trochę przypomina mi tamtą powieść i moim zdaniem uwielbienie dla tamtej pisarki w jakiś sposób odbiło się w pisaniu tejże autorki. Ale styl i dowcip Iwony Mejzy jest jednak trochę odmienny od stylu Chmielewskiej. Myślę, że to dobrze, możemy liczyć na to, że autorka nie będzie wzorowała się na powieściach Chmielewskiej, ale stworzy własną markę powieści.
Akcja tej lektury rozgrywa się w zamkniętej grupie osób, które niby znają się na wylot, a jednak każda z nich ma gdzieś tam głęboko ukrytą jakąś tajemnice. Niestety jak to często bywa są to tajemnice poliszynela.
Fabuła książki przyciąga uwagę od pierwszych stron i z każdym kolejnym rozdziałem (jeżeli podzieloną na krótkie części treść, można określić podzieloną na rozdziały) zainteresowanie rośnie Przyznam, że zakończenie powieści było dla mnie sporym zaskoczeniem, w trakcie czytania znalazłam sobie ewentualnych winnych, ale… to chyba tylko dobrze świadczy o autorze jeżeli potrafi czytelnika zaskoczyć.
Podsumowując: uważam, że jest to idealna lektura nie tylko na urlop. Humor opisanych sytuacji w połączeniu z lekkimi opisami osób, i nie tyle ironiczne co dosłownie dowcipne budowanie napięcia rzutującego na nastój czytania, to z pewnością plusy tej lektury.
Spoglądając na prostą, aczkolwiek wyraziście przedstawioną okładkę można się domyślać, że nie trafiliśmy na ciężki, mroczny kryminał w stylu skandynawskim, ale na lekką i przyjemną opowieść sensacyjną, która nie pozwoli nam się nudzić. A dodając do tego fragment umieszczony pod zdjęciem nie ma czytelnik już żadnych wątpliwości co do tego, co znajdzie w środku.
Jak na debiut w powieści kryminalnej, to myślę, że jest on całkiem udany i oby tylko więcej. Lubię takie powieści z dreszczykiem i humorem, to cudowny sposób na odstresowanie się po ciężkim tygodniu pracy.
Myślę, że jeżeli ktoś lubi kryminały właśnie z taką nutką humoru, to śmiało może sięgnąć po tę powieść. Lekka, łatwa i przyjemna z pewnością pochłonie czytelnika na cały weekend. Bo tego, że nie można się oderwać od powieści, i umieszczonych w niej zwrotów akcji czy kolejnych wątków, chyba nie muszę dodawać.
Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki. Lekka, łatwa i przyjemna, a do tego bardzo wciągająca. Czy można chcieć czegoś więcej dla porządnego relaksu?
Dobry kryminał = Oficynka
HOBBYSTA – Agnieszka Pruska
Agnieszka Pruska z pochodzenia jest wrocławianką, ale zamieszkać postanowiła w Gdańsku. Z wykształcenia jest nauczycielką ale od wielu lat nie pracuje w wyuczonym zawodzie. Jej pasje to książki i aikido, w którym jest posiadaczką mistrzowskiego czarnego pasa. Literacko zadebiutowała w roku 2013 powieścią „Literat”. Jest członkinią Oliwskiego Klubu Kryminału.
Wydawnictwo Oficynka rok 2014
stron 415
Hobbysta to policyjna powieść kryminalna, której fabuła umieszczona jest częściowo w Gdańsku, a częściowo w miejscowości letniskowej nad jeziorem Krosino.
Komisarz Barnaba Uszkier po zawiezieniu żony i synów na letnisko, ma nadzieję na odrobinę wakacyjnej idylli. Jednak jego synowie wespół z synami gospodarzy wynajmowanego domku znajdują w lesie dziwne miejsce, które później okazuje się nie czym innym jak miejscem zbrodni. Po znalezieniu przez chłopców noża, a następnie na poligonie wojskowym, rozkładających się z powodu upałów zwłok, wiadomo już, że nad malowniczym jeziorem dokonano brutalnego morderstwa. Komisarz chcąc nie chcąc, dostaje odgórne zlecenie poprowadzenia dochodzenia w tej sprawie. Nie domyśla się nawet, jak bardzo skomplikowane i wielowątkowe okaże się to dochodzenie, szczególnie dlatego, że być może jego bliskim może zagrażać niebezpieczeństwo. Czy uda się doprowadzić sprawę do końca? Czy znaleziona ofiara to jedyna osoba, którą morderca postanowił pozbawić życia? Każdy, kto zdecyduje się na przeczytanie tej książki pozna odpowiedzi na te i inne nasuwające się w trakcie czytania pytania.
O Agnieszce Pruskiej dowiedziałam się kiedy zauważyłam informację o spotkaniu autorskim w Gdańsku. Ponieważ lubię takie spotkania, wiele się namyślając postanowiłam, zanim pójdę, przeczytać chociaż jedną książkę tej pisarki.
Przyznam szczerze, że książka od samego początku tak mnie wciągnęła, że kilka nocy zaczęło się dla mnie nad ranem. Miałam trochę trudności z: „jeszcze jeden rozdział i idę spać”, ponieważ autorka tak się rozpisywała w wątkach, że rozdziały okazały się bardzo długie. Czasem nawet ponad 80 stron. No cóż, ale każde cierpienie pewnie ma jakiś sens. Tu mam na myśli cierpienie moich zmęczonych czytaniem oczu.
Ciekawie ukazane typy osobowości bohaterów, zarówno tych pierwszoplanowych czyli komisarza Uszkiera i jego współpracowników, oraz tych drugoplanowych, to z pewnością duży plus tej powieści. Kolejnym atutem jest wartka akcja i bardzo dokładnie analizowane dochodzenie. Z tak szczegółowym „krok po kroku” prowadzonym śledztwie chyba jeszcze się nie spotkałam w powieści kryminalnej. Chwilami miałam ochotę znaleźć tę komendę i usiąść z tymi policjantami i podyskutować, przekazać swoje sugestie.
Trzeba również przyznać, że autorka ma dar malowniczego opisywania miejsc. Kiedy czytałam o lesie, lub terenach nad jeziorem, to miałam wrażenie, że byłam w tych miejscach, że znam te miejsca.
Muszę jednak przyznać, że tak mniej więcej od połowy książki domyślałam się, kto jest mordercą (ha! niezły ze mnie detektyw!) i chwilami miałam ochotę podpowiedzieć prowadzącym śledztwo, żeby bardziej skupili się właśnie na tej osobie. No ale to nie moja fabuła, więc nie mogłam się wtrącać.
Książkę czyta się niezwykle szybko, byłam zaskoczona w jak krótkim czasie „pokonałam” te ponad 400 stron.
Ale żeby nie było tak różowo, muszę przyznać się do czegoś co mnie trochę irytowało… aikido. To znaczy nie samo aikido jako sport czy sztuki wali, ale nazewnictwo tych wszystkich ruchów, uników, ciosów czy jak to się tam zwie. Autorka bardzo swobodnie pisała o tej sztuce walki, ale dla takiego laika jak ja dobrze by było, gdyby gdzieś tam w stopce, albo chociażby na końcu książki wyjaśnione zostały niektóre pojęcia. Ponieważ lubię wiedzieć o czym czytam, musiałam oczywiście w trakcie czytania książki poszperać w Internecie i poczytać o tej japońskiej sztuce walki i jej technikach. No, ale dzięki temu poznałam nie tylko nazwy ale lepiej mogłam sobie wyobrazić opisane ruchy komisarza.
Jeśli chodzi o okładkę, to zdjęcie na niej jest bardzo tajemnicze, takie trochę mroczne. Na widok okładki miałam wrażenie, że za nią kryje się jakiś mroczny thriller. Na szczęście okazało się, że tego „mrocznego” nie było tak wiele.
Nie wiem, czy przekonałam kogokolwiek do tej powieści, ale myślę, że każdy miłośnik kryminałów będzie zadowolony sięgając po nią. Nie ma tu zbyt wiele brutalności (trochę jest), rozlewów krwi itp., chociaż są trochę drastyczne opisy tego, co potrafią zrobić z ludzkim ciałem larwy i inne robactwo – fe! (Entomologia rozpisana w szczegółach)
Polecam tę lekturę szczególnie na lato, siedząc sobie na kocyku nad jeziorem i czytając tę książkę, można poczuć niezły dreszczyk. Cieszę się, że na mojej półce czeka już kolejna książka tej autorki i mogę szczerze się przyznać, że z pewnością nie ostatnia. Polubiłam tego komisarza Uszkiera i jego przyjaciół z komendy.
Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki. Lekka, łatwa i przyjemna, a do tego bardzo wciągająca. Czy można chcieć czegoś więcej dla porządnego relaksu?
Dobry kryminał = Oficynka
Spotkanie autorskie z Agnieszką Pruską
Wczoraj byłam na cudownym spotkaniu autorskim, ze wschodzącą moim zdaniem gwiazdą kryminałów policyjnych Agnieszką Pruską. Wprawdzie mam za sobą dopiero jedną z książek tej autorki, ale już jestem więcej niż pewna, że to nie jest ostatnia książka, która pozwoliła mi na delektowanie się dobrą literaturą.
Spotkanie zostało zorganizowane w przepięknym miejscu w Gdańsku, z którym mam bardzo miłe wspomnienia jeszcze z lat chyba 80-tych, czyli w księgarni, która obecnie nosi nazwę „book book”. Dawno temu, to był Dom Książki i przyznam szczerze, że wówczas w dobie niewielu ilości księgarń, to miejsce było prawdziwym rajem dla czytelników, ponieważ zawsze można tam było znaleźć coś ciekawego do czytania.
Ale wracając do spotkania; poprowadziła je bardzo profesjonalnie pani Joanna Nowak. Przygotowane przez nią pytania były nie tylko ciekawe, ale również zaspokajające „niewiedzę” czytelnika, który już miał okazję zetknąć się z książką/książkami Agnieszki Pruskiej. Jedno z pytań na przykład dotyczyło entomologii i udziału entomologów w śledztwach opisywanych przez autorkę. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tego, że tyle mogą oni powiedzieć na temat zwłok czy miejsc zbrodni. Autorka bardzo ciekawie, i z dużą dozą informacji opowiadała o tej raczej mało znanej dziedzinie, w której wiedza takiej osoby interesującej się owadami, często jest bardzo duża, a prowadzone obserwacje są ważne nie tylko dla profesjonalnych badań naukowych.
Innym ciekawym tematem, o którym opowiadała pani Pruska były gry „RPG” zwane grami wyobraźni. Do tej pory nie miałam pojęcia o ich istnieniu; te gry towarzyskie oparte na narracji, w której gracze (od jednego do kilku) wcielają się w role fikcyjnych postaci muszą być jednak ciekawe. W jednej ze swoich książek autorka właśnie zaangażowała swoich bohaterów w takie gry. Teraz przynajmniej będę wiedziała, o czym czytam, jak zabiorę się za tę książkę.
Osoba prowadząca spotkanie nawiązała również do felietonów pisanych przez Agnieszkę Pruską, a szczególnie do felietonu, w którym autorka opisała rolę miasta w powieści kryminalnej. Oczywiście i na ten temat Agnieszka Pruska miała sporo do powiedzenia; a mówiła z takim zaangażowaniem, że gdyby nie czas, kiedy księgarnia powinna zostać zamknięta, siedzielibyśmy i słuchali jeszcze długo.
Po spotkaniu (które ze względu na ilość omawianych tematów leciutko się przedłużyło) można było uzyskać autograf, z czego oczywiście musiałam skorzystać. Przy okazji zaprosiłam panią Agnieszkę na nasze spotkanie w Sopocie „A może nad morze”. Mam nadzieję, że inni czytelnicy chętnie poznają tę autorkę i jej książki oczywiście.
Książki z serii o komisarzu Barnabie Uszkierze są jeszcze przede mną, ponieważ tak jak wspomniałam wcześniej, miałam możliwość przeczytania dopiero pierwszej z nich. Ciekawi mnie jednak praca komisarza i jego współpracowników i cieszę się, że wkrótce zostanie wydana kolejna (trzecia) książka z tej serii.
Mam za sobą „Hobbystę” i wkrótce opiszę swoje wrażenia na blogu,
chociaż to „Literat” był pierwszy.
Słuchając autorki, nie mogłam oderwać oczu od wysepki z kryminałami
Myślę, że Agnieszka Pruska ma spore zadatki na świetną kryminalistkę (w sensie pisarskim oczywiście), większość moich znajomych zaczytuje się w skandynawskich powieściach kryminalnych, nie zauważając jak wielu wspaniałych autorów mamy u siebie.
Cieszę się, że miałam możliwość uczestniczenia w tym spotkaniu i poznaniu kolejnej autorki, moim zdaniem dobrze zapowiadających się kryminałów.
Zdjęcia z prywatnego albumu autorki bloga.
JAK CIĘ ZABIĆ KOCHANIE – Alek Rogoziński
Aleksander Rogoziński już gościł w tym moim małym świecie książek, dla przypomnienia tylko wspomnę, że z wykształcenia jest filologiem, z zawodu dziennikarzem, z pasji kryminalistą, który tworzy kryminały. Reszty szczegółów o tym autorze możecie przeczytać w jednym z wcześniejszych wpisów „Ukochany z piekła rodem”.
Zdjęcie pisarza z prywatnego albumu autorki bloga.
Wydawnictwo Filia rok 2016
stron 331
Jak Cię zabić kochanie to komedia kryminalna, której fabuła umieszczona jest głównie w Warszawie.
Trzydziestoletnia Kasia może odziedziczyć po swojej babci ogromny spadek. Staruszka jednak postawiła jeden warunek, jej wnuczka musi w określonym czasie urodzić dziecko, którego ojcem będzie nie kto inny jak jej własny mąż, gdyby się to jednak nie udało, to spadek otrzyma jedno z małżonków które niestety dotknie wdowieństwo. Ponieważ małżeństwo Kasi od jakiegoś czasu nie jest już takie jakie kobieta wymarzyła sobie zanim została żoną, i widoków na potomka z krwi i kości raczej nie będzie, kobieta postanawia pozbyć się małżonka i zgarnąć całą pulę spadku dla siebie. Starsza pani bowiem wstawiła w testamencie klauzulę, że jeżeli spadek nie trafi w ręce wnuczki (lub jej męża) to całość ma otrzymać ksiądz katolicki prowadzący niewielka parafię za oceanem. Nieznajomość polityki gangsterskiej nie dość, że zmienia główną bohaterkę z mordercy w ofiarę, to jeszcze bardzo komplikuje życie wielu osobom. Czy uda się Kasi zamordować męża? A może oboje stracą życie i spadek bo seniorce wpadnie w ręce polskiego księdza na obczyźnie? I tak właściwie, co mają wspólnego z tym wszystkim dwie zakonnice z parafii księdza Adama? Chętnie bym napisała, ale wtedy nikt by po tę książkę nie sięgnął.
Przyznam szczerze, że kiedy tylko otrzymałam tę powieść nie mogłam oprzeć się pokusie i zaczęłam czytać. Znając dorobek autora, czyli jego dwie poprzednie książki, byłam bardziej niż przekonana, że to nie będzie nudnawa lektura. No i… strzał w dziesiątkę.
Fabuła książki przyciąga od pierwszych stron, trochę postrzelona, jak przysłowiowa blondynka z kawałów, główna bohaterka swoimi nietuzinkowymi zachowaniami, potrafi rozbawić do łez. Jej przemyślenia i kalkulacje tego, co mogłaby i co powinna zrobić, są rozbrajające. Przy okazji świetnie została przez autora ukazana jej osobowość.
Pełne humoru sceny, w których niezwykle zabawną rolę pełnią nie pozbawione dowcipu dialogi, to super terapia antystresowa. Myślę, że gdyby takich książek było więcej i ludzie zamiast wylegiwać się na kozetkach w gabinetach psychoterapeutów, siadali we własnym domu w wygodnym fotelu, z lampką wina (lub jeżeli są abstynentami to dobrą herbatą) i zabierali za czytanie TAKIEJ literatury, to ci drudzy (psychoterapeuci) z pewnością szybko musieliby pozamykać swoje gabinety. Po przeczytaniu takiej książki człowiek ma w sobie takie pokłady pozytywnej energii, że życie nawet w deszczowy poranek staje się euforią.
Wracając jednak do fabuły; wartka akcja, która przyspiesza z każdym kolejnym rozdziałem i bardzo ciekawi bohaterowie zarówno ci pozytywni jak i ci negatywni, to wielkie plusy tej powieści. Wprawdzie znalazłam w tekście kilka literówek, ale czyże są taki maleńkie minusiki w porównaniu z dużymi plusami. Sama często znajduję w swoich książkach takie chochliki, i zastanawiam się, jakim cudem one się tam znalazły, skoro tyle osób (ze mną na czele) tyle razy doprowadzało tekst do perfekcji.
Przyznam szczerze, że chociaż od początku nie wierzyłam w złe zakończenie powieści, ponieważ komedie muszą kończyć się happy endem, to zaskoczyło mnie to co spotkało bohaterów powieści, chociaż… ktoś mógłby powiedzieć, i z pewnością niejedna czytelniczka to powie, że takie zakończenie było do przewidzenia. Jeśli chodzi o mnie, to takiego zakończenia się nie spodziewałam.
Cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę książkę, i cieszę się, że autor w najbliższym czasie nie wydaje kolejnej powieści, bo… ileż można chodzić do pracy z zaczerwienionymi od niewyspania oczami, lub (tak jak zdarzyło się również jednej z czytelniczek wspomnianych na spotkaniu autorskim) przejeżdżać „swój” przystanek?
Myślę, że wystarczy spojrzeć na okładkę aby pomyśleć, że to będzie dobra książka. Niby literatura kobieca, bo mogą o tym świadczyć buty, znajdujące się w samym centrum okładki, ale przynajmniej nie tuzinkowa z wyglądu. (Tu mam na myśli niestety te wszystkie panie w kapeluszach i kwiatkach, które ostatnio bardzo często widnieją na okładkach).
Zatem… POLECAM tę książkę nie tylko na lato, nie tylko na chandrę, nie tylko na długie zimowe wieczory, ale NIE POLECAM jej czytać w środkach komunikacji miejskiej, ponieważ możecie zostać nieopatrznie przez innych pasażerów tegoż pojazdu zostać uznanych za trochę nie do końca normalnych pod względem psychicznym. No bo ktoś, kto przez 30 minut uśmiecha się nie wiadomo do kogo… Polecam zacząć czytanie w przeddzień dnia wolnego od pracy, bo nie gwarantuję, że wstaniecie rano tak jak się powinno, czyli wypoczęci i zrelaksowani. No nie, zrelaksowani to wstaniecie na pewno, ale czy wypoczęci?
Intryga iście kryminalna, wiele wątków podnoszących poziom adrenaliny we krwi i sporo momentów sprawiających, że endorfiny w organizmie zaczną dominować nad innymi hormonami. Czy trzeba czegoś więcej aby zachęcić do sięgnięcia po tę lekturę?
Bardzo dziękuję Autorowi za możliwość przeczytania tej powieści i mam nadzieję, że zanim przejdę na emeryturę uzbieram całą kolekcję jego książek, bo wtedy będę mogła z czystym sumieniem czytać do woli, nie narażając się na to, że nawalę w pracy z powodu niewyspanej nocy. Teraz czekam na kolejne losy Joanny, bohaterki dwóch wcześniej przeczytanych powieści tego autora i polecam również te książki, które udało mi się przeczytać.
P.S. W gdańskiej Księgarni Matras, w Galerii Bałtyckiej można zakupić książki z autografem autora, które podpisał po swoim spotkaniu, jakie miejsce miało kilka dni temu.
DETEKTYW MURDOCH. OSTATNIA NOC JEJ ŻYCIA – Maureen Jennings
O Maureen Jennings już wspomniałam, kiedy dzieliłam się z Wami wrażeniem po przeczytanych wcześniej lekturach np. „Biedny Tom już wystygł”. Zapraszam zatem do wcześniejszych wpisów. Przypomnę tylko, że wiele książek tej pisarki zostało przeniesionych na ekrany. Opublikowała również serię kryminalną o Christine Morris oraz całe mnóstwo innych książek. Jej pasją jest oprowadzanie fanów detektywa Murdocha po Toronto w strojach z tamtej epoki.
Wydawnictwo Oficynka rok 2010
stron 308
Ostatnia noc jej życia to pierwsza z siedmiu książek kryminalnych, w których śledztwo prowadzi słynny detektyw.
W pewną zimową noc, na ulicy zostaje znalezione ciało młodej dziewczyny. Mimo wielkiego mrozu, dziewczyna jest naga, co prawdopodobnie wskazuje na to, że ktoś wykorzystując jej śmierć po prostu ukradł jej ubranie. Początkowo policja podejrzewa, że dziewczyna zasłabła i zamarzła na ulicy, nie mając sił dotrzeć do jakiegokolwiek domostwa. Jednakże w toku prowadzonego śledztwa, detektyw Murdoch jest przekonany, że zamordował ją ktoś, kto wcześniej przyczynił się do jej brzemienności. W kręgu podejrzanych znajduje się wiele osób, ale czy zrobił to ktoś przypadkowy? Czy dziewczyna padła ofiarą kogoś, kogo dobrze znała?
Powieść ta, tak jak wszystkie pozostałe, które udało mi się do tej pory przeczytać, wciągnęła mnie od pierwszej strony. Zagmatwane śledztwo prowadzone przez młodego, przystojnego detektywa jest trochę skomplikowane, ponieważ najpierw detektyw próbuje ustalić, kto pozbawił denatkę ubioru, a następnie wyjaśnić, dlaczego zginęła i kto dokonał morderstwa. Jest wielu podejrzanych, każdy mógł mieć motyw. Autorka tak zmyślnie umieściła w fabule kolejne kroki postępowania śledczego, że dochodzenie chociaż trudne posuwa się bardzo płynnie do przodu. Między wątki fabuły kryminalnej zmysłowo wplecione są wątki dotyczące życia prywatnego zarówno detektywa jak i bohaterów drugoplanowych co daje bardzo ciekawy odbiór powieści.
Autorka ma wyjątkową zdolność kreowania postaci, ich osobowości są tak różne i tak wyraziście przedstawione, że dosłownie „widzi się” je w trakcie czytania. Drobiazgowość dotycząca aury (w tej powieści jest śnieżna zima) oraz pedanteria z jaką potrafi opisać ubiory osób, malowniczo dopełniają fabułę.
Po przeczytaniu już kolejnej książki tej autorki wiem, czego mogę się spodziewać chociażby w opisie ludzi, to niesamowite, z jaką precyzyjnością potrafi ona opisać co ktoś miał na sobie, czy co znajdowało się w danym pomieszczeniu. Te jej wyjątkowe opisy są tak spektakularne, że kiedy opisuje na przykład pomieszczenie typu slums, czy inna „nora mieszkalna” to czytelnik siłą własnej wyobraźni jest w stanie poczuć ten charakterystyczny dla tego miejsca odór.
Spora ilość dialogów wpływa z pewnością na płynność czytania, ponieważ wiadomo, że czyta się takie fragmenty szybciej aniżeli opisy miejsc, czy krajobrazów. Przynajmniej ja to tak odbieram. A przyznać trzeba, że dialogi są skonstruowane bardzo ciekawie, mało humorystycznie a raczej filozoficznie.
Cała seria powieści o detektywie Murdochu to przyciągające moje oko okładki, na których umieszczono stare zdjęcia w sepii. Mnie one wyjątkowo przyciągają jak magnes. A to, że lektura ta przypomina trochę powieści Agathy Christie, to już miód na moje czytelnicze zmysły. Myślę, że nie tylko na moje 🙂
Polecam tę serię całym sercem, wiem, że jest sporo książek, które chciałabym przeczytać; ale detektywowi Murdochowi chyba nie odpuszczę i jeszcze kiedyś spotkam się z nim w jakieś letnie popołudnie lub zimowy wieczór.
Polecam również inne powieści tej autorki, ja mam za sobą już cztery i ciągle mi mało.
Pisałam już o tym w jednym z wcześniejszych wpisów, że tak bardzo wciągnęłam się w tę serię, że zaczęłam szperać w Internecie szukając dalszych informacji o tym przystojniaku i… (HURRA) jak tylko przeczytam wszystkie części, to z pewnością zacznę oglądać filmy nakręcone na podstawie tych powieści. (Filmweb.pl, Ale kino)
Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki. Lekka, łatwa i przyjemna, a do tego bardzo wciągająca. Czy można chcieć czegoś więcej dla porządnego relaksu?
Dobry kryminał = Oficynka