humor
KRÓLOWA ŚNIEGU NIE ŻYJE – Iwona Banach
CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA, CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA…
Iwona Banach urodziła się w 1960 roku w Bolesławcu. Jest nie tylko polską pisarką, autorką kilkunastu powieści, ale również tłumaczką literatury pięknej. Ukończyła romanistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz resocjalizację w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Pracuje jako nauczycielka i tłumaczka języków francuskiego i włoskiego. W 1998 roku otrzymała wyróżnienie w Konkursie Twój Styl – Dzienniki Roku, a w 2013 roku zdobyła pierwszą nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim Wydawnictwa „Nasza Księgarnia”.
Królowa Śniegu nie żyje to współczesna komedia kryminalna, której fabuła umiejscowiona została w pewnej małej polskiej miejscowości.
PREMIERA KSIĄŻKI 13 PAŹDZIERNIKA 2021
stron 352
Do luksusowego ośrodka wypoczynkowego w Zmorzynie przyjeżdża znana pisarka w towarzystwie swojego męża i kilku osób, która teoretycznie postanowiła „urządzić” święta swoim pracownikom. W tym samym ośrodku nieprzypadkowo znajduje się trójka seniorów, którzy postanawiają odnaleźć pewnego mężczyznę, przypuszczalnie oszusta matrymonialnego, który próbuje naciągnąć finansowo córkę jednej z seniorek. Przyjaciele starszej pani zgodnie postanawiają ją wesprzeć i pomóc w odnalezieniu tegoż pana. Ale wnuczka owej seniorki, będąca siostrzenicą zakochanej w obcym mężczyźnie kobiety również postanawia zdemaskować tajemniczego amanta. Wszystko zaczyna się nieco komplikować, kiedy okazuje się, że ów amant nazywa się dokładnie tak jak pewien policjant w tej miejscowości a wygląda jak jeden z byłych mężów pisarki. I kiedy w wieczór wigilijny pisarka zostaje znaleziona martwa, to już wszystko zaczyna się komplikować niesamowicie. Kim jest mężczyzna próbujący zdobyć serce i pieniądze ciotki Zuzanny? Jak uciążliwa dla trójki seniorów potrafi być pewna prawie stu letnia babcia uwielbiająca alkohol (szczególne ten własnej roboty) i kto tak właściwie stoi za śmiercią znanej i wyjątkowo wrednej pisarki, którą każdy miał ochotę zamordować?
Kiedy w opisie książki czytam, że jedną z bohaterek jest jakaś przebojowa babcia, to wiem, że przy takiej lekturze nudzić się nie będę. A tu mamy nie tylko jedną taką bohaterkę, ale kilkoro seniorów, którym znudziło się przebywanie w luksusowym domu opieki i zatęsknili za ryzykiem normalnego życia. Gwarantuję, że polubicie tych żywotnych staruszków.
Książka ma jakby dwie fabuły, a właściwie jedną, trochę rozszczepioną na dwa wątki, ale część bohaterów zaangażowana jest i w jednym i w drugim.
Niby coś tam jest przewidywalne, niby coś tam jest nazbyt infantylne, niby jest nieco groźnie, ale z całą pewnością jest bardzo zabawnie. Mnie przynajmniej w trakcie czytania uśmiech nie schodził z twarzy.
Ciekawi i dość nietuzinkowi bohaterowie, których autorka „zaangażowała” do swojej fabuły, są z całą pewnością mocnym dodatkiem do całości, a właściwie to głównym dodatkiem, bo bez nich zapewne byłoby nieciekawie i z całą pewnością bardziej poważnie.
(…) – Jaka pani? Babka jestem. Tutejsza! – Wypiła zawartość swojej szklanki duszkiem, otarła usta wierzchem dłoni, chuchnęła jak chłop i z zadowoleniem stwierdziła: – Dobra jest. Co tak siedzita. Pijta! (…)
Rozplanowałam sobie czytanie tej książki na cztery dni, zamierzając czytać około 90 stron dziennie. Niestety moje plany poszły w zapomnienie, gdy na drugi dzień zorientowałam się, że właśnie kończę czytać. To chyba wielki plus dla tej powieści.
I chociaż mamy tutaj poważne morderstwo (tak wiem, morderstwo zawsze jest poważne) i bardzo poważny problem dotyczący oszusta matrymonialnego, to lektury tej do poważnych zaliczyć nie można, ponieważ wszystko zostało opisane z dużą dawką humoru, ironii i niesamowitych zdarzeń, że mogę z czystym sumieniem określić tę książkę jako cudowną psychoterapię i lek na najgorszą chandrę.
(…) Były zwłoki i była Wigilia – połączenie tych dwóch faktów nie jest łatwe, może w wymiarze prywatnym da się to jakoś pogodzić, ale w takim ośrodku? Kolację trzeba podać. Wszystko musi lśnić. Zwłoki nie mają szans przebić się przez Last Christmas, a wszystko aż się kotłuje, bo co można zrobić? Dać wieczerzę wigilijną na wynos? No nie, trzeba udawać, że jest jak trzeba. (…)
Wiem, że książka, w której spodziewamy się ciepłej, wręcz magicznej atmosfery najpiękniejszych świąt, bo wszystko dzieje się w uroczym ośrodku wypoczynkowym, w którym zarówno w przytulnych domkach jak i wokół nich jest wprost bajkowo, powinna nas nastroić nieco nostalgicznie. Ale tak nie jest. Cały czas coś się dzieje, nagłe zwroty akcji, albo może nagłe rozwoje akcji powodują, że cały czas jesteśmy w pewnego rodzaju biegu. Szybko, nieprzewidywalnie, może momentami sitcomowo (nie wiem czy takie określenie istnieje, ale każdy zapewne wie, co mam na myśli).
Jeśli chodzi o mnie, to ubawiłam się do łez. A zakończenie tak bardzo przykuło moją uwagę, że dosłownie nie mogłam się od książki oderwać (do godziny drugiej w nocy). Na drugi dzień poniosłam tego konsekwencje, ale warto było „zarwać” noc.
I chociaż wszystko zostało „ubrane” w parodię życia i zachowania ludzi w różnych sytuacjach, to przyznam szczerze, że kibicowałam bohaterom zarówno w śledztwie mającym na celu odnalezienie mordercy znanej (wyjątkowo wrednej) pisarki, jak i w misji odnalezienia pseudo amanta czy też oszusta matrymonialnego.
Dziękuję Autorce za te chwile pełne humoru, a wydawnictwu Dragon za możliwość przeczytania tej książki.
Jeżeli ktoś szuka lekkiej, łatwej i przyjemnej lektury na długi zimowy wieczór, to ta jest idealna.
POLECAM całym sercem, bo śmiech jeszcze nikomu nie zaszkodził, a wielu z pewnością pomoże w pokonaniu jesienno-zimowej chandry.
NA MIŁOŚĆ BOSKĄ – Malwina Ferenz
Malwina Ferenz to wrocławianka od urodzenia. Prywatnie mama trzech córek. Na co dzień jest analitykiem w jednym z banków. Od wielu lat pasjonuje się astronomią oraz fotografią mobilną. Jej zdjęcia Wrocławia pojawiały się na niejednej wystawie. Jest niereformowalną optymistką. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2018 książką „Pora na miłość”.
Na miłość boską to komedia kryminalna, której fabuła umiejscowiona została we Wrocławiu.
PREMIERA KSIĄŻKI 26 LUTEGO 2020 ROKU
stron 442
W starych wrocławskich kościoła w tajemniczych okolicznościach giną niewielkie, zabytkowe rzeźby. Śledztwo policji, prowadzone przez atrakcyjną, ale samotną panią komisarz toczy się niezbyt dynamicznie. Kuria zatrudnia prywatnego detektywa, który jest wprawdzie urodzonym pechowcem, ale specjalistą od śledztw zlecanych przez rozwodzących się małżonków. Jest jednak jednym z najtańszych, zdaniem kurii detektywem. Kurii nie chodzi jednak o skradzione rzeźby a inne przedmioty, które zginęły niby przypadkiem, ale ich kradzież może mieć dużo gorszy skutek niż utrata posągów świętych. W pewnym dość przypadkowym momencie pani komisarz i detektyw łączą siły w wykryciu skradzionych przedmiotów. Czy uda im się odnaleźć zaginione rzeźby? I dlaczego kurii tak bardzo zależy na odnalezieniu zagubionych w różnych kościołach przedmiotów: brewiarza, książki z intencjami i klucza do zakrystii?
Jeżeli ktoś potrzebuje lekkiej, łatwej i zabawnej książki na jesienny wieczór, to ta lektura jest właśnie dla niego.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale ponieważ uwielbiam komedie kryminalne to z pewnością sięgnę jeszcze kiedyś po powieść jej „pióra”.
Świetnie wykreowane postacie w połączeniu z zabawną fabułą i nutką tajemniczości to lektura, która dosłownie „sama się czyta” 😉 Muszę przyznać, że prawie cały czas podczas czytania uśmiechałam się i teraz po skończeniu czuję się porządnie zrelaksowana.
(…) W trosce więc o dobro rasy ludzkiej w ogóle, a policji wrocławskiej w szczególe, szefowa Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego o wdzięcznej ksywie Dzika nadal grała rolę żeńskiej wersji terminatora, uniesień miłosnych doświadczając wyłącznie w postaci fikcji literackiej. (…)
Jak na komedię kryminalną przystało, mamy tutaj oczywiście wątek kryminalny, a nawet dwa, bo jeden jakby trochę zawoalowany, odnoszący się do pewnego zdarzenia, które miało miejsce w czasie drugiej wojny światowej. Zatem mamy wątek kryminalny historyczny, ale żeby nie było zbyt monotonnie (chociaż wcale nie jest, bo cały czas coś się dzieje) to autorka wplotła w fabułę jeszcze odrobinę romansu i dramatu. A wszystko to razem tworzy całkiem dobrą książkę, od której trudno się oderwać.
(…) Zaskoczona Krystyna rozłożyła ją, przeczytała a wtedy oczy zrobiły jej się okrągłe ze zdumienia. Drobnym pismem zamieszczono na niej informację, o trzech wrocławskich kościołach i umieszczonych w nich wskazówkach, które doprowadzą poszukiwacza do nieprawdopodobnie cennego skarbu. (…)
Myślę, że ktoś kto zdecyduje się na sięgnięcie po tę powieść nie będzie tego żałował. Nie jest to krwawy, mocny pod względem fabuły męski kryminał, ale można się świetnie przy tej książce nie tylko zabawić, ale i zrelaksować.
Polecam szczególnie na szare jesiennie wieczory. Wierzę, że sięgając po tę lekturę zadowoleni będą zarówno miłośnicy kryminałów jak i komedii, znajdzie się też smakowity kąsek dla miłośników romansu i tajemnic.
Dziękuję wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej książki, a koleżankom czytelniczkom za polecenie jej. Autorce natomiast dziękuję za chwile pełne uśmiechu.
NA WŁASNYCH WARUNKACH – Agnieszka Łepki
Agnieszka Łepki jest absolwentką pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i studiów podyplomowych na Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Od roku 1997 zawodowo związana jest z pomocą społeczną, obecnie jako z-ca dyrektora Dziennego Domu „Senior-WIGOR” w Dąbrowie Górniczej. Prywatnie mama dorosłej córki. Jej pasje to książki, samochody, podróże i jesienią grzybobrania. Jako nastolatka pisała „do szuflady” i po wielu latach wróciła do pisania. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2019 wydając powieść „Inna”.
Na własnych warunkach to powieść obyczajowa z szczyptą dramatu i odrobiną humoru.
PREMIERA KSIĄŻKI 14 WRZEŚNIA 2021
stron 399
Gloria, Paulina i Sandra to trzy przyjaciółki, które są ze sobą związane od lat. Każda z nich ma inne doświadczenia życiowe. Jedna z nich właśnie wróciła z Niemiec, aby na starość zamieszkać w Polsce, druga za wszelką cenę stara się znaleźć na stare lata partnera (a może miłość?) a trzecia jest typową „kurą domową” zepchniętą przez rodzinę na margines prawie niewolnictwa. W pewnym momencie zaczynają myśleć o sobie w kategorii „kobieta”, mają dość przymusu bycia darmowymi kucharkami, sprzątaczkami i wiecznymi bankomatami. Całe życie szły na kompromis, ale w końcu szala ich tolerancji się przelała. Czy uda im się ułożyć życie bez tych, którym „służyły” przez lata? Czy uda im się znaleźć na tyle odwagi, aby odejść? Czy uda im się jeszcze znaleźć miłość taką, która będzie je wspierać? Czy nauczą się wyznaczać granice rodzinie i znajomym?
Teoretycznie jest to komedia obyczajowa przy której czytelnik powinien się dobrze bawić. I chociaż nie przeczę, że momentami się bawiłam to ogólnie mogę powiedzieć, że jest to powieść obyczajowa z nutką ironicznego dramatu. Tak wiem, takie określenie pewnie w naszej mowie nie istnieje, ale tak właśnie tę książkę odebrałam. Dlaczego ironicznego? I dlaczego dramatu, skoro opis fabuły wyraźnie wskazuje na komedię?
Myślę, że autorka z dużym podejściem przepełnionym sarkastycznej goryczy podeszła do tematu przedstawiając polskie matki w wieku dość poważnym, które tak właściwie nie otrzymały od swoich dzieci żadnych czułości, a skazane zostały przez swoje pociechy na wieczny sponsoring i niewolnictwo. Zdaję sobie sprawę z tego, że w wielu rodzinach tak jest, ale nie możemy wszystkich kobiet szufladkować w jednym miejscu.
Trzy kobiety, trzy różne osobowości, które mają jeden problem – dzieci oczekujące z ich strony jedynie czystego bezwarunkowego poddaństwa.
Przyznam szczerze, że dwie z nich bardzo mi się podobały, chociaż ich poziom asertywności był różny, ale jednej nie tyle współczułam, co miałam ochotę mocno nią potrząsnąć i zawołać: kobieto, opamiętaj się!
(…) Sandra usiadła ciężko na krześle. Nagle rozbolała ją głowa. Potarła dłońmi skronie. Wychodzi na to, że wszyscy dookoła wspomagali Anię. Znalazła sobie sposób na życie – żerować na innych. (…)
Problemy przedstawione przez autorkę z pewnością występują w wielu rodzinach, a błędem ze strony ludzi młodych jest myślenie, że kobieta w wieku około 50 lat nie ma już żadnych marzeń, nie ma potrzeb seksualnych, nie pragnie namiętności tylko marzy o dogadzaniu rodzinie i czasie spędzonym z wnukami.
A właśnie dopiero w tym wieku kobiety nareszcie mogą egoistycznie pomyśleć o sobie i wreszcie pozwolić sobie na życiowy luz.
Dobrze, kiedy taka kobieta w miarę szybko uświadomi sobie, że jej szczęście jest tak samo ważne jak szczęście najbliższych. Ale kiedy nie myśli o sobie w sensie pozytywno-optymistycznym i nie pozwoli na zaryzykowanie dla siebie, to niestety, ale niszczy zarówno szacunek do siebie jak i innych w stosunku do niej.
Osobowościowo bardzo podobała mi się Sandra, kobieta ceniąca siebie, która konsekwentnie potrafiła postawić się czyhającej na jej czas i pieniądze rodzinie. Potrafiła przy okazji wykrzesać z siebie maksimum kobiecości i pozwolić na piękny, spontaniczny romans.
(…) Sandra ze zdziwieniem spojrzała na czarny telefon. Nie czuła się winna. Wreszcie wykrzyczała całą frustrację, jaką nosiła w sobie od kilku miesięcy. (…)
Nie mogłam jednak pogodzić się z postawią Glorii, która nie potrafiła sprzeciwić się mężowi tyranowi, który prostackim zachowaniem i wymaganiami, każdego dnia upokarzał ją, a ona… Ona biernie mu na to pozwalała. Na szczęście do czasu, kiedy… no dobrze, nie będę spoilerować 😉
(…) Gloria została sama. Oparła się o blat wyspy i rozpłakała z bezsilności. Cała rodzina traktowała ją jak popychadło, która było tylko do roboty. Nikomu pewnie nie zrobiłoby różnicy, gdyby nagle zniknęła. (…)
Troszeczkę nie przypadł mi do gustu styl jakim pisze autorka, ale ważniejsza jest dla mnie fabuła, a ta mimo dość przyziemnie traktująca kobiety okazała się bardzo wciągająca.
Polecam tę książkę zarówno młodym czytelnikom jak i takim w wieku 50+. Myślę, że o takich problemach trzeba mówić, bo wciąż jeszcze jest wśród ludzi zbyt wiele osób pasożytniczo podchodzących do życia.
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za możliwość przeczytania tej książki i poznania kolejnej polskiej autorki, która nie boi się pisać o sprawach ważnych robiąc to z lekkim humorem.
MIŁOŚĆ NA PÓŹNIEJ – Mhairi McFarlane
Mhariri McFarlane to urodzona w Szkocji w 1976 roku autorka bestsellerowy powieści z listy „Sunday Timesa”. Studiowała filologię angielską na Uniwersytecie w Manchesterze. Po studiach zajmowała się dziennikarstwem. Obecnie skupia się na pisaniu komedii romantycznych, które cieszą się zarówno uznaniem mediów jak i czytelniczek. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „You Had Me At Hellou” która ma zostać wkrótce zekranizowana, pisarka jest również autorką scenariusza. Obecnie mieszka w Nottingham.
Miłość na później to powieść obyczajowa z nutką dramatu, szczyptą romansu, dawką humoru i odrobiną wzruszeń.
PREMIERA KSIĄŻKI 01 WRZEŚNIA 2021
stron 543
Laurie jest odnoszącą sukcesy prawniczką, która od ponad osiemnastu lat żyje w szczęśliwym związku z Danem. Gdy mężczyzna jej życia nagle postanawia ją zostawić, a w bliższej przyszłości zostać ojcem dziecka innej kobiety, Laurie jest zdruzgotana. Dramatu dodaje również fakt, że oboje pracują w tej samej kancelarii prawniczej. Przypadek sprawia, że pewnego dnia młoda prawniczka zostaje uwięziona w popsutej windzie z kolegą uważanym w pracy za prawdziwego playboya. Ona chce zemścić się na byłym a on pragnie pokazać przed szefostwem jak bardzo jest stabilnym uczuciowo człowiekiem, co może pomóc mu awansować. Laurie zmęczona szerzącymi się w firmie plotkami na temat jej rozstania z Danem wchodzi z Jamiem Carterem w układ udając przez kilka miesięcy parę, bardzo zakochanych w sobie. Jednak ten dość prosty plan zaczyna się nieco komplikować, kiedy mężczyzna zabiera swoją „dziewczynę” w rodzinne strony i kiedy Laurie łapie się na tym, że czuje do niego coś więcej niż tylko obojętność. Czy uda im się przekonać wszystkich wokół o swojej „miłości”? Jak zareagują pracownicy biura i szefostwo na ten dość osobliwy romans? Jak zakończy się uknuta przez nich intryga?
Biorąc do ręki tę powieść liczyłam na lekką, łatwą i przyjemną lekturę, która pozwoli mi na chwilę relaksu. Czy książka taka jest musi przekonać się każdy sam. Bo dla jednych powieść może być właśnie lekką, a dla innych nie. Fakt, że nie potrafiłam się od niej oderwać przez kilka wieczorów, świadczy chyba na korzyść książki.
Początek odrobinę mnie przynudzał, ale nie należę do tych, którzy odkładają książki przed dotarciem do ostatniej strony.
(…) Sama nadal ni w ząb nie rozumiała, co właściwie zaszło. Co zrobiła nie tak? Od tygodni nieustannie zadręczała się tym pytaniem. Usiłowała zrekonstruować przeszłość i odkryć, w którym momencie Dan przestał ją kochać. (…)
Był moment, kiedy użalanie się głównej bohaterki nad sobą i ciągłe wspominanie „byłego” nieco mnie irytowało. Ale jak mówi powiedzenie „im dalej w las, tym więcej grzybów” (tak, wiem ma się to do czytania jak pięść do nosa) tym fabuła zaczęła mnie bardziej wciągać.
Nie było nagłych zwrotów akcji (do czasu 😉) ale wydarzenia towarzyszące głównym bohaterom mogły nieźle mącić w sytuacji w jakiej się oboje znaleźli.
Ciekawie przedstawiony wątek pseudo związku, to z pewnością coś co zaskoczy wielu czytelników. Chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że jest aż nazbyt przewidywalny, to autorka nieźle potrafiła w nim namieszać.
Wiem, że często trudno jest się otrząsnąć po tym jak człowiek staje nagle przed dylematem „żyć, czy być” bo po czymś co wydawało się szczęśliwym związkiem, który nagle został zniszczony nie jest łatwo przejść do kolejnego etapu życia, ale jak się czegoś chce, to można.
Czasami są ludzie obok nas, których nie doceniamy, stereotypowo odbierając ich na podstawie tego jak przedstawiają nam ich inni. Nie zagłębiamy się ani w ich życie prywatne, ani w ich osobowości myśląc sobie: są, bo są. Dopiero bliższe poznanie takiej osoby często otwiera nam oczy, że to co wszyscy starali się nam pokazać jest zupełnie inne. Tak było w przypadku Jamie Cartera, którego wszyscy w biurze widzieli jako kogoś, od kogo lepiej trzymać się z daleka, a nikt nie próbował nawet poznać go z tej innej strony.
(…) Bo przecież w oczach wszystkich właśnie miała romans z pierwszą biurową łajzą, ze znanym pożeraczem serc niewieścich. I widziała, jak bardzo ta wiedza wstrząsnęła Danem, zobaczyła to w jego spojrzeniu (…) Czy osiągnęła swój cel? (…)
Autorka w dość ciekawy sposób pokazała kobietę, która lata swojej młodości przeżyła u boku kogoś, kto w pewien sposób spowodował, że zamiast spontanicznej młodości tkwiła w stabilnym, prawie małżeńskim związku.
Czy rutyna jest w stanie zniszczyć związek budowany latami i przekształcany w ciepłe gniazdko z wygodnymi kapciami i kolacyjką podaną pod nos?
Myślę, że w każdym związku potrzebna jest odrobina szaleństwa, pikanterii i zmian, które pomogą zniweczyć tę rutynę.
Czy to, że rozpadł się długoletni związek Laurie i Dana nie było przypadkiem spowodowane taką „chorą stabilnością”?
Tę powieść czyta się bez nadmiernych skoków ciśnienia, raz jest zabawnie, raz wzruszająco. Z jednej strony jest to spokojna powieść obyczajowa, a z drugiej pełen ciekawych zwrotów romans.
(…) Właśnie przetańczyła z Jamiem całą piosenkę, ani przez chwilę nie zastanawiając się nad tym, czy są obserwowani przez Dana. Znowu wróciło pytanie Emily: Jak wyobrażasz sobie sukces? Teraz znała odpowiedź: Sukcesem był szacunek do samej siebie. (…)
Przyznam szczerze, że chociaż pierwsze 1/3 książki czytałam bez szczególnego zaangażowania się w fabułę, tak kolejne 2/3 dosłownie pochłaniałam, kibicując głównym bohaterom, których bardzo polubiłam.
Polecam tę powieść jako czysty weekendowy relaks. Teraz, kiedy wieczory robią się coraz dłuższe, taka książka przyjemnie umili czas.
To subtelna i podnosząca na duchu opowieść o tym, że życie szykuje dla nas czasem bardzo zaskakujące scenariusze. Znakomicie napisana, zabawna i skłaniająca do refleksji miłosna historia w stylu setek filmowych opowieści, której fabuła wydaje się wymyślona jak na scenariusz komedii romantycznej.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za propozycję przeczytania tej książki i myślę, że nazwisko autorki na długo zapadnie w mojej pamięci.
CZTERY WESELA I ROZWÓD – Anita Scharmach
Anita Scharmach pojawiła się na rynku książkowym kilka lat temu i od razu podbiła serca wielu czytelniczek. Jest mieszkanką Gdyni, mamą trójki dzieci i właścicielką dwóch ślicznych kotków. Z całą pewnością jest osobą dość uczuciową i empatyczną, co odzwierciedla się w jej książkach. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2016 książką „Mogę wszystko”, która została bardzo ciepło przyjęta przez czytelniczki. Na dzień dzisiejszy może się pochwalić kilkoma dobrymi książkami, a każda z tych książek wzrusza, bawi i zmusza do refleksji.
Cztery wesela i rozwód to powieść obyczajowa z dużą dawką humoru, dawką romansu, odrobiną dramatu.
PREMIERA KSIĄŻKI 28 MAJA 2021
stron 286
Maja, Malwina, Michalina i Konstanty to czworo przyjaciół, którzy znają się i przyjaźnią od lat. Kiedy dorosłość zaczyna zaglądać w ich serca, pojawiają się w nich również miłości. Jako pierwsza za mąż wychodzi Maja, i chociaż może uznać się za szczęśliwą, to jej szczęście skutecznie zakłóca ktoś z przeszłości. Oczywiście przyjaciele wspierają ją. Kolejnymi na ślubnym kobiercu będą Malwina i Bartek, potem przyjdzie czas na Kostka, chociaż jego miłość w wielu kręgach może być dość kontrowersyjnie przyjęta. Czy Michalina również znajdzie miłość swojego życia? Młodym w niczym nie ustępuje starsze pokolenie – matek, ciotek, teściowych, które równie odważnie łapie życie. Czy przyjaźń pozwoli przezwyciężyć piętrzące się na ich drogach różnice? Czy wybór sukni ślubnej może być powodem konfliktu? Czy wszystkie związki przetrwają próbę czasu?
Chciałabym z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to książka lekka, łatwa i przyjemna. I właściwie chyba taka jest, ale… muszę jednak dodać, że nazwanie autorki „Królową wzruszeń” to nie jest pusty frazes, bowiem czytając tę książkę na zmianę śmiałam się i wzruszałam.
To jest komedia romantyczna, ale czyż w komediach nie są poruszane również tematy poważne, czasami nawet dramatyczne? Myślę, że nie jest łatwo skonstruować fabułę tak, aby i bawiła i wzruszała, a tej autorce to się udało chyba lepiej niż dobrze.
Lekkie „pióro” sprawia, że wszystko o czym pisze odbierane jest spokojnie, bo napisane zostało bez przysłowiowego „owijania w bawełnę”. Czy opisuje uniesienia miłosne z dodatkiem erotycznej pikanterii, czy zwykłe problemy życiowe to jest to wszystko przedstawione z nutką humoru i nie razi tak jak czasami zdarza się w innych książkach.
Czytanie takiej książki to same plusy dla mojego relaksu, jedynym minusem podczas czytania było dla mnie to, że początkowo gubiłam się w bohaterkach, ale spowodowane to było jedynie tym, że imiona kobiet były podobne i często to właśnie (mnie) sprawiało pewnego rodzaju dyskomfort czytelniczy. Ale domyślam się, że nadanie takich a nie innych imion bohaterkom powieści było zamierzone.
(…) Może dlatego jej towarzystwo tworzyło bezpieczny azyl i już w szkole podstawowej zjednała sobie serca Malwiny i Mai? Ponieważ imiona wszystkich trzech zaczynały się na literę M, nazywały się eMkami. Przeszły rytualne przyjęcie do grona eMek i stworzyły BFF – best friends forever. Przyjaźń ta za rok miała obchodzić dwudziestą rocznicę istnienia. (…)
Autorka w tej z pozoru lekkiej, łatwej i przyjemnej powieści funduje swoim czytelnikom fabułę życiową, poruszając w niej właśnie bardzo życiowe tematy, robi to jednak lekko aczkolwiek bardzo realistycznie.
Mamy tutaj piękną przyjaźń między trzema kobietami i jednym mężczyzną. Nie brakuje miłości w każdym wieku i tak różnej, jak tylko różni mogą być ludzie. Jest i (zabawny) erotyzm i miłość homoseksualna i ta heteroseksualna. Jest miłość młodych ludzi i takich dojrzałych. Jest szaleństwo młodości i szaleństwo kobiet będących w wielu, w którym teoretycznie nie powinno się szaleć.
Są przedstawione radości życiowe, ale również dramaty, a wszystko jakby otulone żartobliwą mgłą, ale gdy ta mgła opada, to ukazują się problemy dotykające wielu ludzi – bieda, alkoholizm, samotność, nadwaga.
Polecam tę powieść dla czystego relaksu osobom lubiącym taki gatunek powieści obyczajowej w którym przeplata się humor z powagą życia.
Mnie, osobie nie przepadającej za scenami erotycznymi w książkach, które często są opisane po prostu w niesmaczny sposób (bo do samej erotyki nic nie mam 😉), absolutnie nie przeszkadzała tutaj brak pruderyjności autorki, która nawet z seksu potrafiła zrobić ciekawy i zabawny temat.
(…) Zgarnął nogą wszystkie torby z łóżka i przyciągnął dziewczynę do siebie. Całował, całował…,ale niestety jego sprzęcik ani drgnął. Bartka oblała fala gorąca. Spojrzał na prawie pustą butelkę Johnniego Walkera i pomyślał: Nie rób mi tego, brachu! A ten jak nie powstał! O mało zębów Malwinie nie wybił. Bartek puścił oko Jonniemu i czekał na fajerwerki. (…)
Dziękuję Autorce za tę książkę i za chwile dobrej zabawy. Dziękuję również za wzruszenia. Spędziłam z bohaterami tej powieści bardzo przyjemny czas i pod koniec nawet potrafiłam już rozróżnić bohaterki po imionach 😉