humor
WSZYSTKIE GRZECHY NIEBOSZCZYKA – Iwona Mejza
Iwona Mejza urodziła się w 1965 roku i jest mieszkanką Oświęcimia. Jest zagorzałą czytelniczką kryminałów i wielbicielką książek Joanny Chmielewskiej i Edmunda Niziurskiego. Od wielu lat pisze opowiadania kryminalne publikowane w prasie, a w wolnym czasie fotografuje i zajmuje się ogrodem. Czyta i kolekcjonuje powieści kryminalne z całego świata. Związana jest z Klubem Miłośników Powieści Milicyjnej Mord. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 książką „Wszystkie grzechy nieboszczyka”.
Wydawnictwo Oficynka rok 2012
stron 276
Wszystkie grzechy nieboszczyka to komedia kryminalna, której fabuła rozgrywa się współcześnie.
Bożena Kryspin kasjerka w firmie ubezpieczeniowej Bezpieczna Przyszłość przychodząc do pracy po weekendzie znajduje pod swoim biurkiem ciało mężczyzny. Zdezorientowana i wystraszona tym odkryciem nie wie kogo najpierw zawiadomić, policję czy pracowników. Decyduje się jednak na to drugie. Denatem okazuje się zupełnie niewygodny dla wszystkich nowo zatrudniony pracownik firmy. Nikt nie wie, co może wyjść na jaw w czasie śledztwa, ale prawie każdy się czegoś boi, ponieważ prawie wszyscy mają jakieś ciemne interesy na sumieniu. Bożenka nie zamierza dopuścić do zlikwidowania swojego miejsca pracy i z zapałem zabiera się za pomaganie w dochodzeniu komisarzowi Kazimierzowi Jodle. Czy uda im się znaleźć nie tylko sprawcę okrutnego mordu, ale i wykryć grzeszki pozostałych pracowników? Czym zawinił człowiek znaleziony pod biurkiem kasjerki, że musiał pożegnać się z życiem? Warto sięgnąć do książki i znaleźć w niej odpowiedzi na te pytania.
Od razu na początku muszę napisać, że ta powieść to lektura z tych „lekka, łatwa i przyjemna”. Styl, jakim pisze autorka jest prosty i lekki, dlatego czyta się szybko i z dużą dawką przyjemności. Wpleciony humor nie pozwala na nudę w trakcie czytania, chociaż temat raczej poważny, bo trup a w zasadzie trupy i zbrodnie to przecież nie są tematy lekkie. Drobiazgowo opisane jednak śledztwo, nie należy to tych zgoła ciężkich i mrocznych, wręcz przeciwnie, przeplatane lekką ironią płynnie wkomponowane jest w fabułę.
Firma przedstawiona w powieści jest fikcyjna, ale kto nam da gwarancję, że takie firmy nie istnieją. Myślę, że każdy z nas miał kiedyś do czynienia z agentem ubezpieczeniowym czy z samą firmą ubezpieczeniową i może wyciągnąć własne wnioski.
Ciekawie moim zdaniem przedstawione osobowości bohaterów są dopełnieniem całości, bohaterów łatwo i szybko można polubić co nie świadczy o tym, że kibicowałam wszystkim, a prawie każdy miał jakiś motyw podobne jak w powieści Joanny Chmielewskiej „Wszyscy jesteśmy podejrzani”. Muszę przyznać, że książka trochę przypomina mi tamtą powieść i moim zdaniem uwielbienie dla tamtej pisarki w jakiś sposób odbiło się w pisaniu tejże autorki. Ale styl i dowcip Iwony Mejzy jest jednak trochę odmienny od stylu Chmielewskiej. Myślę, że to dobrze, możemy liczyć na to, że autorka nie będzie wzorowała się na powieściach Chmielewskiej, ale stworzy własną markę powieści.
Akcja tej lektury rozgrywa się w zamkniętej grupie osób, które niby znają się na wylot, a jednak każda z nich ma gdzieś tam głęboko ukrytą jakąś tajemnice. Niestety jak to często bywa są to tajemnice poliszynela.
Fabuła książki przyciąga uwagę od pierwszych stron i z każdym kolejnym rozdziałem (jeżeli podzieloną na krótkie części treść, można określić podzieloną na rozdziały) zainteresowanie rośnie Przyznam, że zakończenie powieści było dla mnie sporym zaskoczeniem, w trakcie czytania znalazłam sobie ewentualnych winnych, ale… to chyba tylko dobrze świadczy o autorze jeżeli potrafi czytelnika zaskoczyć.
Podsumowując: uważam, że jest to idealna lektura nie tylko na urlop. Humor opisanych sytuacji w połączeniu z lekkimi opisami osób, i nie tyle ironiczne co dosłownie dowcipne budowanie napięcia rzutującego na nastój czytania, to z pewnością plusy tej lektury.
Spoglądając na prostą, aczkolwiek wyraziście przedstawioną okładkę można się domyślać, że nie trafiliśmy na ciężki, mroczny kryminał w stylu skandynawskim, ale na lekką i przyjemną opowieść sensacyjną, która nie pozwoli nam się nudzić. A dodając do tego fragment umieszczony pod zdjęciem nie ma czytelnik już żadnych wątpliwości co do tego, co znajdzie w środku.
Jak na debiut w powieści kryminalnej, to myślę, że jest on całkiem udany i oby tylko więcej. Lubię takie powieści z dreszczykiem i humorem, to cudowny sposób na odstresowanie się po ciężkim tygodniu pracy.
Myślę, że jeżeli ktoś lubi kryminały właśnie z taką nutką humoru, to śmiało może sięgnąć po tę powieść. Lekka, łatwa i przyjemna z pewnością pochłonie czytelnika na cały weekend. Bo tego, że nie można się oderwać od powieści, i umieszczonych w niej zwrotów akcji czy kolejnych wątków, chyba nie muszę dodawać.
Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki. Lekka, łatwa i przyjemna, a do tego bardzo wciągająca. Czy można chcieć czegoś więcej dla porządnego relaksu?
Dobry kryminał = Oficynka
JAK CIĘ ZABIĆ KOCHANIE – Alek Rogoziński
Aleksander Rogoziński już gościł w tym moim małym świecie książek, dla przypomnienia tylko wspomnę, że z wykształcenia jest filologiem, z zawodu dziennikarzem, z pasji kryminalistą, który tworzy kryminały. Reszty szczegółów o tym autorze możecie przeczytać w jednym z wcześniejszych wpisów „Ukochany z piekła rodem”.
Wydawnictwo Filia rok 2016
stron 331
Jak Cię zabić kochanie to komedia kryminalna, której fabuła umieszczona jest głównie w Warszawie.
Trzydziestoletnia Kasia może odziedziczyć po swojej babci ogromny spadek. Staruszka jednak postawiła jeden warunek, jej wnuczka musi w określonym czasie urodzić dziecko, którego ojcem będzie nie kto inny jak jej własny mąż, gdyby się to jednak nie udało, to spadek otrzyma jedno z małżonków które niestety dotknie wdowieństwo. Ponieważ małżeństwo Kasi od jakiegoś czasu nie jest już takie jakie kobieta wymarzyła sobie zanim została żoną, i widoków na potomka z krwi i kości raczej nie będzie, kobieta postanawia pozbyć się małżonka i zgarnąć całą pulę spadku dla siebie. Starsza pani bowiem wstawiła w testamencie klauzulę, że jeżeli spadek nie trafi w ręce wnuczki (lub jej męża) to całość ma otrzymać ksiądz katolicki prowadzący niewielka parafię za oceanem. Nieznajomość polityki gangsterskiej nie dość, że zmienia główną bohaterkę z mordercy w ofiarę, to jeszcze bardzo komplikuje życie wielu osobom. Czy uda się Kasi zamordować męża? A może oboje stracą życie i spadek bo seniorce wpadnie w ręce polskiego księdza na obczyźnie? I tak właściwie, co mają wspólnego z tym wszystkim dwie zakonnice z parafii księdza Adama? Chętnie bym napisała, ale wtedy nikt by po tę książkę nie sięgnął.
Przyznam szczerze, że kiedy tylko otrzymałam tę powieść nie mogłam oprzeć się pokusie i zaczęłam czytać. Znając dorobek autora, czyli jego dwie poprzednie książki, byłam bardziej niż przekonana, że to nie będzie nudnawa lektura. No i… strzał w dziesiątkę.
Fabuła książki przyciąga od pierwszych stron, trochę postrzelona, jak przysłowiowa blondynka z kawałów, główna bohaterka swoimi nietuzinkowymi zachowaniami, potrafi rozbawić do łez. Jej przemyślenia i kalkulacje tego, co mogłaby i co powinna zrobić, są rozbrajające. Przy okazji świetnie została przez autora ukazana jej osobowość.
Pełne humoru sceny, w których niezwykle zabawną rolę pełnią nie pozbawione dowcipu dialogi, to super terapia antystresowa. Myślę, że gdyby takich książek było więcej i ludzie zamiast wylegiwać się na kozetkach w gabinetach psychoterapeutów, siadali we własnym domu w wygodnym fotelu, z lampką wina (lub jeżeli są abstynentami to dobrą herbatą) i zabierali za czytanie TAKIEJ literatury, to ci drudzy (psychoterapeuci) z pewnością szybko musieliby pozamykać swoje gabinety. Po przeczytaniu takiej książki człowiek ma w sobie takie pokłady pozytywnej energii, że życie nawet w deszczowy poranek staje się euforią.
Wracając jednak do fabuły; wartka akcja, która przyspiesza z każdym kolejnym rozdziałem i bardzo ciekawi bohaterowie zarówno ci pozytywni jak i ci negatywni, to wielkie plusy tej powieści. Wprawdzie znalazłam w tekście kilka literówek, ale czyże są taki maleńkie minusiki w porównaniu z dużymi plusami. Sama często znajduję w swoich książkach takie chochliki, i zastanawiam się, jakim cudem one się tam znalazły, skoro tyle osób (ze mną na czele) tyle razy doprowadzało tekst do perfekcji.
Przyznam szczerze, że chociaż od początku nie wierzyłam w złe zakończenie powieści, ponieważ komedie muszą kończyć się happy endem, to zaskoczyło mnie to co spotkało bohaterów powieści, chociaż… ktoś mógłby powiedzieć, i z pewnością niejedna czytelniczka to powie, że takie zakończenie było do przewidzenia. Jeśli chodzi o mnie, to takiego zakończenia się nie spodziewałam.
Cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę książkę, i cieszę się, że autor w najbliższym czasie nie wydaje kolejnej powieści, bo… ileż można chodzić do pracy z zaczerwienionymi od niewyspania oczami, lub (tak jak zdarzyło się również jednej z czytelniczek wspomnianych na spotkaniu autorskim) przejeżdżać „swój” przystanek?
Myślę, że wystarczy spojrzeć na okładkę aby pomyśleć, że to będzie dobra książka. Niby literatura kobieca, bo mogą o tym świadczyć buty, znajdujące się w samym centrum okładki, ale przynajmniej nie tuzinkowa z wyglądu. (Tu mam na myśli niestety te wszystkie panie w kapeluszach i kwiatkach, które ostatnio bardzo często widnieją na okładkach).
Zatem… POLECAM tę książkę nie tylko na lato, nie tylko na chandrę, nie tylko na długie zimowe wieczory, ale NIE POLECAM jej czytać w środkach komunikacji miejskiej, ponieważ możecie zostać nieopatrznie przez innych pasażerów tegoż pojazdu zostać uznanych za trochę nie do końca normalnych pod względem psychicznym. No bo ktoś, kto przez 30 minut uśmiecha się nie wiadomo do kogo… Polecam zacząć czytanie w przeddzień dnia wolnego od pracy, bo nie gwarantuję, że wstaniecie rano tak jak się powinno, czyli wypoczęci i zrelaksowani. No nie, zrelaksowani to wstaniecie na pewno, ale czy wypoczęci?
Intryga iście kryminalna, wiele wątków podnoszących poziom adrenaliny we krwi i sporo momentów sprawiających, że endorfiny w organizmie zaczną dominować nad innymi hormonami. Czy trzeba czegoś więcej aby zachęcić do sięgnięcia po tę lekturę?
Bardzo dziękuję Autorowi za możliwość przeczytania tej powieści i mam nadzieję, że zanim przejdę na emeryturę uzbieram całą kolekcję jego książek, bo wtedy będę mogła z czystym sumieniem czytać do woli, nie narażając się na to, że nawalę w pracy z powodu niewyspanej nocy. Teraz czekam na kolejne losy Joanny, bohaterki dwóch wcześniej przeczytanych powieści tego autora i polecam również te książki, które udało mi się przeczytać.
P.S. W gdańskiej Księgarni Matras, w Galerii Bałtyckiej można zakupić książki z autografem autora, które podpisał po swoim spotkaniu, jakie miejsce miało kilka dni temu.
MORDERSTO NA KORFU – Aleksander Rogoziński
Aleksander Rogoziński gościł już na moim blogu, więc nie będę się drugi raz rozpisywała o nim. Jeżeli ktoś ma ochotę poznać tego autora bliżej, to zapraszam do wcześniejszego wpisu dotyczącego mojej opinii o jego książce: Ukochany z piekła rodem.
Wydawnictwo Melanż rok 2015
stron 298
Morderstwo na Korfu to komedia kryminalna (nie tylko dla kobiet).
Joanna, popularna romansopisarka, zdecydowała się wyjechać na wakacje, na których postanowiła w spokoju skończyć pracę nad swoją kolejną książką. Niestety, chociaż Grecja i wyspa Korfu powinny kojarzyć się tylko z wakacyjną sielanką, spokój to ostatnie, co jest jej dane. Pierwszego dnia na wyspie, autorka odkrywa zwłoki właściciela Willi Zeus w której miała spędzić swój urlopowo-pisarski czas i staje się świadkiem morderstwa. Szybko okazuje się, że mógł je popełnić tylko ktoś, kto wraz z nią zamieszkał w niewielkim pensjonacie, znajdującym się na tej pięknej wyspie. Jedenaście osób, każda na pozór sympatyczna, ot… po prostu urlopowicze, może okazać się bezwzględnym zabójcą. Kto zabił i dlaczego? Tego Joanna postanawia dowiedzieć się sama angażując w swoje małe prywatne śledztwo przyjaciółkę Betty i jej… partnera polskiego policjanta. Czy uda im się rozwiązać zagadkę, czy zrobi to za nich grecka policja? Tego nie zdradzę, ponieważ kto chce się dowiedzieć musi przeczytać książkę.
Ta lektura to kolejny dowód na to, jak mało trzeba człowiekowi aby się odstresował po ciężkim dniu pracy i uciekł myślami w inny świat. Niby kryminał, więc powinno być mrocznie, brutalnie i krwawo, ale… No właśnie w tej powieści owszem, momentami jest mrocznie i krwawo, ale gdyby nie było, to cóż to byłby za kryminał. Autor, poważny wątek kryminalny „ubrał” w szatki humoru i dzięki temu powstała ciekawa (ja nie mogłam oderwać się od książki przez dwa dni, na moje szczęście weekendowe) fabuła, w której wcześniej już znani mi bohaterowie nie dość, że dostarczyli sporą dawkę adrenaliny, to jeszcze poprawili humor na tyle, że po zamknięciu książki pomyślałam: „kurczę znowu wpadłaś w szpony kolejnego pisarza”.
Lubię takie powieści lekkie, łatwe i przyjemne w czytaniu. Wiem, kryminał to nie powinna być literatura lekka, ale przecież każdy kryminał nie musi być mroczny jak… horror czy thriller.
W trakcie czytania nasunęła mi się myśl, że powieść ta bardzo przypomina (oczywiście fabułą) książki Agaty Christie, którą uwielbiam. Nie będę tutaj porównywała teraz autora do tej bardzo znanej pisarki, ale myślę, że gdyby ona przeczytała tę powieść to miałaby wrażenie, że ma przed sobą dzieło swojego ucznia. Tak, tak, wiem… Agata Christie z humorem miała niewiele wspólnego i tu myślę, że Aleksander Rogoziński zrobił o krok bliżej czytelnika niż ona.
Ciekawe dialogi sprytnie wplecione w fabułę, ciekawe osobowości bohaterów i wciągający wątek, czy trzeba czegoś więcej, aby się porządnie zrelaksować przy lekturze? A do tego okładka przyciągająca wzrok?
Przyznam się, że powieść tę przeczytałam już kilka dni temu, ale nie mogłam zabrać się za napisanie swoich wrażeń bo…cały czas „byłam” na Korfu, bo… wyobrażałam sobie dalszy ciąg fabuły dotyczący nie głównej bohaterki, czyli powieściopisarki Joanny, ale jej przyjaciółki i pana policjanta. To się chyba nazywa „zaangażowanie w książkę”.
Takich powieści mi potrzeba, aby zregenerować umysł po ciężkim dniu pracy. Cieszę się, że autor ma w planach kolejne części przygód Joanny. Już nie mogę się doczekać powieści, która ukazała się na dniach, chociaż podobno nie jest z tych „kontynuujących”.
Ktoś kiedyś mnie zapytał, dlaczego większość moich opinii o przeczytanych książkach jest taka „och” i „ach”? A czy ja mam się rozpisywać na temat książek, które mnie zawiodły? Polecam te, które uważam godne polecenia, te dające chwilę odprężenia, odskoczni od szarówki życia. Po co mam się wysilać i pisać o książkach, które moim zdaniem nie powinny zobaczyć półek księgarskich? Niech piszą o nich ci, których one zachwyciły.
Jestem blogerką, ale nie czytam, tylko książek, jakie przyślą mi wydawnictwa. Jestem w tej korzystnej dla siebie sytuacji, że czytam, bo chcę – a nie czytam, bo muszę. Czytanie jest dla mnie przyjemnością, a to, że wydaję na książki połowę mojej pensji… no cóż… nie piję, nie palę, więc na coś muszę te pieniądze wydawać.
Podsumowując: Polecam tę książkę każdemu, kto lubi kryminały, polecam osobom preferującym romans i tym, którzy zaczytują się w książkach przygodowych. W tej lekturze jest tego wszystkiego trochę dla każdego.
Polecam również pierwszą z tej serii, książkę tego autora. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać pozostałe, które są chyba jeszcze „w powijakach”.
KILKA PRZYPADKÓW SZCZĘŚLIWYCH – Magdalena Zimny-Luis
Magdalena Zimny-Luis urodziła się w Rzeszowie. Od ponad 20 lat mieszka w Ipswich. Zanim została pisarką, pracowała jako dziennikarka, pisująca do czasopism takich jak „Tygodnik żużlowy”, „Speedway Star”, „Evening Star”, „Żużel”, „Tempo”. W Ogólnopolskim konkursie „Pisz do Pilcha” jej opowiadanie pt „Studnia” zostało uznane za najlepsze i doczekało się druku. Po zdobyciu dyplomu rozpoczęła pracę tłumacza w Anglii. Nie tłumaczy literatury ani poezji, ale wyznania aresztantów, podejrzanych i skazanych oraz tych osób, które ich ścigają.
W 2013 roku jej książka „Pola” zdobyła nagrodę główną ufundowaną przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Siedlcach na Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur w Siedlcach.
W roku 2015 jej książka „Kilka przypadków szczęśliwych” zdobyła nagrodę główną w kategorii Pazur. Pisałam o tym w jednym z wcześniejszych wpisów.
Wydawnictwo Prószyńskie i S-ka rok 2014
stron 430
Kilka przypadków szczęśliwych to współczesna powieść obyczajowa, której wątki umieszczone zostały zarówno w Polsce jak i w Anglii.
Emma, angielska policjantka, córka polskiego emigranta mieszkającego w Anglii po pewnym incydencie swojego życia postanawia poznać kraj swojego rodzica, poznać mieszkających tam krewnych i wyprowadza się do Polski. W trakcie niefortunnego zdarzenia już na początku swojego pobytu spotyka młodego człowieka, który wprowadza ją w ten nieznany dotąd świat polskiej rzeczywistości. Wiele ją zadziwia, wiele szokuje ale ogólnie stwierdza, że Polska to jest to miejsce w którym chce żyć. Jest jedną z nielicznych osób, które zamiast uciekać z tego kraju postanawiają w nim zapuścić korzenie. Czy znajdzie tam swoje miejsce? Czy znajdzie miłość, której również szuka? Jak mocno zwiąże się z krajem swoich przodków?
Książka napisana jest dość specyficznie, kilka niezależnych od siebie przypadków łączy fabułę w jedną całość. Kilka wątków łączy się w ten jeden najważniejszy. Główny wątek tej lektury dotyczący bohaterki będącej „tu i teraz”, przeplatany jest wątkiem kryminalnym, dotyczącym prowadzonego w Anglii śledztwa w sprawie zamordowania jednego z mieszkających tam Polaków. Emma wraca wspomnieniami do przypadku jaki sprawił, że jej ojciec poznał jej matkę i co zadecydowało o tym, że krótki wyjazd do Anglii zmienił się u niego w pobyt na stałe. Dodatkowo wmieszany jest jeszcze wątek prostytutki Monty Kolaczenko. Wszystko jednak jest zgrabnie ze sobą połączone.
Jest to powieść napisana z dużą dawką humoru a nawet sarkazmu. Polska rzeczywistość pokazana jest dosadnie aczkolwiek bardzo ironicznie, i tak jak główna bohaterka często nie mogła zrozumieć pewnych zachowań czy zdarzeń, tak z pewnością odbierają naszą rzeczywistość obcokrajowcy. Smutne to, że jesteśmy tak postrzegani, ale sami sobie na to zapracowaliśmy jako naród.
Lektura ta jest dość nietypowa jak na literaturę kobiecą, mało w niej dialogów i niby nie wciąga tak, że czyta się ją jednym tchem, ale trudno jest się oderwać w niektórych momentach. Niewielka ilość dialogów nie była jednak dla mnie negatywem w trakcie czytania, chociaż powszechnie wiadomo, że im więcej dialogów tym szybciej się czyta. Jeśli chodzi o słownictwo, to jest ono proste, momentami wręcz prostackie, ale bez takiego słownictwa ta książka nie byłaby tak realna.
Cieszę się, że mimo tak wielu „dziwności” naszej kultury, zachowań, obyczajów i tym podobnych, można się w tym naszym kraju zakochać. Bardzo ciekawie zostały przedstawione w tej powieści osobowości występujących w niej ludzi i tu nie mam na myśli tylko głównej bohaterki. No i ta nasza słynna polska gościnność i otwartość na obcokrajowców. 🙂
Właściwie to sięgnęłam po tę książkę z powodu okładki. Znudziły mi się już wizerunki pięknych kobiet w kapeluszach, kwiatach itp. Okładka wydała mi się na tyle ciekawa, że uwierzyłam w to, że treść również będzie ciekawa. Nie pomyliłam się.
Nie żałuję zakupu tej książki i z pewnością sięgnę kiedyś po inne dzieła tej autorki. Podoba mi się jej specyficzny styl jakim pisze. Gdyby ktoś szukał na weekend, czy na urlop lektury lekkiej to polecam. W tej powieści wielu czytelników znajdzie coś dla siebie, ponieważ jest tu wątek miłosny, jest wątek kryminalny, obyczajowy i trochę przygody, czyli „dla każdego coś miłego”.
JAK U SIEBIE – Izabella Frączyk
Izabella Frączyk urodziła się w 1970 roku w Krakowie. Jest absolwentką Akademii Ekonomicznej w Krakowie oraz Wyższej Szkoły Handlu i Finansów Międzynarodowych w Warszawie. Przez lata poświęcone pracy zawodowej zajmowała się zarządzaniem i organizacją działów sprzedaży w krajowych i międzynarodowych korporacjach, by finalnie zostać samodzielnym doradcą w zakresie tworzenia i wdrażania systemów naprawczych dla małych i średnich firm. Książki zaczęła pisać w roku 2009 i już może powiedzieć o sobie „poczytna pisarka”.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka rok 2014
stron 405
Jak u siebie to współczesna powieść obyczajowa z gatunku literatura kobieca, w której humor przeplata się z bardzo poważnymi tematami.
Eliza jest kobietą w średnim wieku, właściwe zadowoloną ze wszystkiego, co dał jej los. Pracuje jako pielęgniarka w ekskluzywnym domu spokojnej starości, i dosłownie „kocha” swoją pracę. Jest w stabilnym związku z ukochanym mężczyzną, mieszka sobie spokojnie na warszawskiej Starówce i… tak właściwie dobrze jest jej tak jak jest. Ale… pewna mieszkanka domu seniora, jedna z ulubionych podopiecznych Elizy wywraca jej życie do góry nogami. Starsza pani postanowiła obdarować pielęgniarkę spadkiem. Na skutek zwykłej pomyłki (numeru domu, jaki rzekomo miała odziedziczyć) Eliza staje się właścicielką upadającego hotelu o niezbyt ciekawej reputacji. Po pierwszych chwilach szoku i rozpaczy, kobieta jednak podejmuje wyzwanie, ale czy uda jej się zrobić z odziedziczonej rudery w miarę porządny hotel? Czy nie załamie się w obliczu trudnych do zaakceptowania przepisów? Czy przetrwa jej związek z ukochanym? I tak właściwie kto będzie stał cały czas u jej boku i pilnował aby nie załamała się napotykając coraz to większe przeszkody?
No cóż, przyznam szczerze, że kiedy podczas czytania zorientowałam się, że bohaterką powieści jest kolejna już kobieta sukcesu, ładna, zgrabna i w wieku, który ja mam już dawno za sobą, to pomyślałam sobie, że to następna „babska” opowieść jakich ostatnio na rynku księgarskim jest zatrzęsienie. Nie podchodząc do książki z entuzjazmem, po kilku rozdziałach zauważyłam, że brnę w historię bohaterki z wielkim zainteresowaniem. Poruszył mnie wątek główny do tego stopnia, że kibicowałam bohaterce na każdym kroku, a znając większość absurdalnych przepisów typu: „droga czysta, droga brudna” chwilami miałam ochotę doradzić jej jak rozwiązać problem. Na szczęście obok Elizy była osoba, która stanowiła jakby Anioła Stróża jej nowego życia.
Jest to lektura poruszająca wiele trudnych tematów, wiele wyzwań z którymi niejedna osoba nie poradziłaby sobie, ale… jest to lektura tak pozytywnie nastawiająca człowieka do świata, że po jej przeczytaniu człowiek nabiera pewności, że nie ma spraw nie-do-za-łat-wie-nia.
Z pewnością jest to powieść, którą czyta się płynnie, szybko i lekko. Mimo występujących wątków bardzo poważnie traktujących życie. Spora dawka humoru jaka towarzyszy „tym” wszystkim problemom jest z pewnością dużym atutem tej niesamowitej historii. Nawet „ruska mafia” okazuje się ciepłym, przytulnym misiem, na którego zawsze można liczyć w potrzebie. Autorka udowadnia czytelnikom, że nawet polski kicz można wypromować na elegancję.
Siła i determinacja niektórych kobiet jest godna pozazdroszczenia i nie mam tu w tej chwili na myśli głównej bohaterki, ale bohaterki drugoplanowej. Co potrafi zdziałać wiara we własne marzenia, tego nie pozna ktoś, kto boi się nowych wyzwań.
Czasami tak właśnie się w życiu zdarza, że nagle los obdarowuje nas czymś, czego świadomie nigdy byśmy nie chcieli mieć, i tylko od nas samych zależy czy to „coś” będzie nam przysłowiową kulą u nogi, czy pozwoli być cegiełką szczęścia.
Ta powieść moim zdaniem, to cudowny antydepresyjny środek dla ludzi, którym wydaje się, że wiele rzeczy jest zbyt trudnych. To lekka, ciepła i bardzo optymistyczna opowieść, którą czyta się dosłownie jednym tchem. Spora ilość ciekawych, zwinnie wplecionych w narrację dialogów, z pewnością przyspiesza czytanie, a pokaźna dawka humoru wprawdzie wpływa na przyspieszone bicie serca, ale w tym jak najbardziej pozytywnym znaczeniu.
Dodam jeszcze, że teraz patrząc na okładkę widzę dokładne odzwierciedlenie głównej bohaterki. Tak właśnie wyobrażałam sobie Elizę.
Myślę, że nie muszę specjalnie zachęcać do przeczytania tej powieści. Jeśli chodzi o mnie, to świetnie się przy niej bawiłam, cudownie się odprężyłam i już wiem, że na tej książce nie skończę pozycji literackich tej autorki. W tym miszmaszu wątków, chyba każdy znajdzie coś dla siebie; odrobinę romansu, odrobinę sensacji, odrobinę przygody, a wszystko wymieszane sporą dawką dobrego humoru.