dramat
ZARAZ WRACAM – Anita Scharmach
Anita Scharmach jest mieszkanką Gdyni. Niestety, chociaż miałam okazję poznać tę pisarkę osobiście, to nie mogę napisać o niej nic oprócz tego, że jest bardzo sympatyczną osobą. „Wujek Google” też niewiele o niej wie, ale ważne, że wie o jej książkach.
Wydawnictwo Lucky rok 2017
stron 304
Zaraz wracam to współczesna powieść obyczajowa, w której przeplatają się wątki dramatu, powieści psychologicznej, romansu i… powieści erotycznej.
Marta przeżyła wielką tragedię. Jednego dnia musiała pożegnać ukochanego męża, który zginął w wypadku jadąc po prezent świąteczny dla niej, a kilkanaście minut po nim, musiała zmierzyć się z kolejnym dramatem, kiedy jej dwie córeczki również uległy wypadkowi. Troje najukochańszych osób opuściło ją tego samego dnia, w świątecznej atmosferze Bożego Narodzenia. Aby zapomnieć i pokonać ból, kobieta zadecydowała wyjechać za granicę. Rzucając się w wir pracy, pełna nienawiści do świata i losu, jaki ją spotkał, zaczęła zmieniać się w bezwzględną, bezduszną kobietę biznesu. Po dziesięciu latach, wydelegowano ją do pracy w Polsce. Wróciła. Kupiła piękne mieszkanie i postanowiła rozpocząć życie od nowa. Niestety, wspomnienia przeszłości zaczęły wracać jak bumerang, i chociaż najlepsza przyjaciółka Marty robiła co tylko mogła, przeszłość wracała, a z nią bolesne pełne wyrzutów echa. Ale czas goi rany i gdy w otoczeniu Marty pojawił się pewien mężczyzna, świat nabrał kolorów. Czy Marta potrafiła się ponownie zakochać? Jak ułożyły się jej w Polsce sprawy zawodowe? Czy odzyskała spokój i pogodziła się z przeszłością i z osobą odpowiedzialną poniekąd za śmierć jej dziewczynek?
Na wstępie napiszę, że chociaż nie oceniam książek po okładkach, bardzo spodobała mi się okładka tej książki. Spoglądając na nią, czułam, że coś mnie to tej książki przyciąga.
Nietuzinkowa historia, pełna łez, dramatu i nieoczekiwanych zwrotów, być może komuś wyda się zbyt banalna. Bohaterka początkowo bardzo irytująca, powoli zaczyna zmieniać się jak motyl. Odnajdując miłość, znajduje samą siebie i szczęście, które kiedyś utraciła.
Nie mogłam zrozumieć postępowania głównej bohaterki, większość kobiet, które doświadczyłoby takiej tragedii, zamknęłaby się w sobie, wpadła w depresję, a ona… Ona postanowiła karać wszystkich, którzy pojawili się na jej drodze za to, że los tak okrutnie JĄ potraktował. Z punktu widzenia psychologicznego, to chyba lekki absurd, ale wiadomo, że każdy odreagowuje inaczej.
Autorka w swojej powieści przedstawia nam kobietę, która budzi postrach konkurujący ze współczuciem. Ukazuje nam kobietę, której osobowość jest tak zmienna i nieprzewidywalna, że nie wiadomo, czy kochać ją czy nienawidzić. Niby kobieta silna, pełna nienawiści, dumy, w wielu sytuacjach, pozbawiona prawdziwej kobiecej godności, nagle zaczyna być CZŁOWIEKIEM. Zaczyna poddawać się magii uczucia.
Anita Scharmach dość nietypowo szarżuje emocjami. Najpierw bombarduje nas dawką zła, które pojawia się wszędzie tam, gdzie pojawia się ta „wredna zołza”, a potem nagle pozwala na inne emocje. I zagłębiając się w lekturę, małymi krokami zaczynamy kibicować tej „zasługującej na jeszcze jedną szansę” kobiecie.
Przyznam szczerze, że emocje często przeplatały się ze sobą, ba… niektóre były tak antagonistycznie do siebie nastawione, że nie wiedziałam w którą stronę mam się zwrócić. W jednym momencie czułam łzy pod powiekami, a w kolejnym miałam ochotę mocno tą bohaterką potrząsnąć.
Co mnie zaskoczyło w tej powieści? Ha, myślę nie spodziewałam się takiej dawki erotyzmu. Seks w wątkach romansowych jest mile widziane, ale dawno nie miałam okazji czytać o nim w takiej wersji. Oczywiście w niczym to tej powieści nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie, dodało jej odrobinę „pieprzyku”, ale wiem, że sporo moich koleżanek lubi „przeżywać” takie wątki.
Co mnie szokowało w tej powieści? No, tu mogę przyznać śmiało, że jak dla mnie zbyt duża ilość wulgaryzmów, i to wypływających z ust kobiety. Nie lubię, kiedy kobiety przeklinają, chociaż samej też czasami coś mi wyskoczy niecenzuralnego, ale widocznie autorka chciała tym podkreślić „zołzowatość” swojej bohaterki.
Jest to lektura nie tylko dla kobiet, chociaż myślę, że kobiety w większości będą jej czytelniczkami. Autorka w dość wyrazisty sposób pokazała, jak może zmienić się charakter człowieka i jego osobowość w obliczu emocji danego czasu. Udowodniła, że żaden człowiek nie jest tak do końca ani zły, ani dobry. Każdego z nas dopadają czasami różne „chochliki”
Polecam tę lekturę szczególnie paniom lubiącym literaturę obyczajową. W tej powieści wprawdzie dramat przeplata się z romansem, ale sama fabuła jest tak skonstruowana, że chwilami nie można się od niej oderwać. Jest to pierwsza książka tej autorki, jaką miałam okazję przeczytać, ale już dziś wiem, że nie ostatnia. Przede wszystkim mam nadzieję, na dalszy ciąg ponieważ zakończenie książki mnie trochę zaskoczyło.
Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania tej lektury, Anita Scharmach była jedną z uczestniczek na naszym piątym spotkaniu w Sopocie A może nad morze? Z książką.
SREBRZYSKO – Stefan Chwin
Stefan Chwin gościł już na moim blogu wiele razy. Lubię styl jakim pisze, chociaż nie wszystkie jego książki przypadły mi do gustu. Osobom, które zaglądają na mojego bloga nie muszę przedstawiać tego pisarza, ponieważ wspominałam o nim już kilkakrotnie, dzieląc się wrażeniami, po przeczytanych książkach. Jednak dla tych, którzy trafili do mnie po raz pierwszy przypomnę, że urodził się w 1946 roku w Gdańsku i jest jednym z najbardziej znanych gdańskich powieściopisarzy. Jest również krytykiem literackim, eseistą, historykiem literatury, a także grafikiem. Absolwent Państwowego Liceum Technik Plastycznych w Gdyni-Orłowie oraz Uniwersytetu Gdańskiego. Jako naukowiec zajmuje się romantyzmem i romantycznymi inspiracjami w literaturze nowoczesnej. Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim na wydziale Filologii Polskiej. Pisze również beletrystykę pod pseudonimem Max Lars i pod tym nazwiskiem zadebiutował dwoma powieściami fantastyczno-przygodowymi dla młodzieży: Ludzie-skorpiony i Człowiek-Litera. Również w tym czasie ukazał się jego autobiograficzny esej Krótka historia pewnego żartu, w którym autor dokonał osobistego rozrachunku z historią Gdańska z lat pięćdziesiątych XX wieku.
Wydawnictwo TYTUŁ rok 2017
stron 359
Srebrzysko to proza współczesna, powieść, w której przeplatają się wątki kryminalny z psychologicznymi.
Piotr jest znanym i dość majętnym prawnikiem. Wielu uważa, że swój majątek zdobył dzięki temu, że był adwokatem mafii. Ale w przypadku Piotra sprawdza się powiedzenie, że „pieniądze szczęścia nie dają”. Samotny młody mężczyzna, którego spotkały przed laty dwie rodzinne tragedie nie potrafi sobie znaleźć miejsca w życiu. Pewnego razu postanawia „pomóc” kobietom ze wschodu, przyjeżdżającym do Polski w celach zarobkowych. Oczywiście coś za coś. Nie do końca świadomy tego, co robi, którejś nocy zostaje wykorzystany przez pewnych ludzi. Najpierw jest szantaż, potem niszczenie go poprzez media i chociaż odmawia on pomocy policji próbując dorwać szantażystów na własną rękę, to w końcu i tak jego świat zawala się z zupełnie innej przyczyny. Kim tak właściwie jest słynny adwokat Piotr? Co spowodowało, że zaczął zachowywać trochę irracjonalnie?
Autor na okładce książki napisał: „Jest to najbardziej ryzykowna książka, jaką napisałem w życiu. Chociaż raz taką książkę trzeba napisać. Dlaczego? Dla spokoju serca.”
Moim zdaniem jest to książka dość mocna nie tylko emocjonalnie, ale pod każdym względem. Autor nie szafując nazwiskami, odważnie pisze o zachowaniu wielu ludzi, których (niestety) czytelnik rozpoznaje w książce, znając ich ze scen nie tylko politycznych. Odważnie krytykuje to, co dzieje się w kraju, wchodząc w myśli zwykłych, szarych ludzi i odkrywając ich niewolnicze postrzeganie życia.
Specyficzny styl, jakim pisze autor dodatkowo podkreśla dramatyzm wielu sytuacji. Buduje napięcie, którego nie sposób ominąć. Do tego wprowadza bohatera lub kilku, których osobowości są jednocześnie trudne, bulwersujące i zaskakujące.
Jest to opowieść o zagubionym człowieku. Człowieku, który pragnie zemsty za to, co mu odebrano. Zagubionym mężczyźnie, który próbuje zniszczyć siebie i innych, zwłaszcza tych, którzy jego, lub jego bliskich, potraktowali zbyt obcesowo.
Myślę, że głównym zamiarem autora było opisanie polskiego społeczeństwa we współczesnej Polsce. Przedstawienie świata polityki i mediów, oczami inteligentnego człowieka. Takiego, którego nie jest łatwo zmanipulować. W bezlitosny a zarazem ironiczny sposób autor szydzi z władzy współczesnych, krwiożerczych mediów, żerujących na szarym człowieku, na nieszczęściu ludzi, na brudnych sensacjach i epatujących dramatem i przemocą sytuacjach. I chociaż autor zmienił nazwę dominującej gazety, to nietrudno jest się domyślić, o jaki dziennik chodzi. To samo tyczy się telewizji, która dla wielu ludzi jest ogłupiająca, emitując bzdurne seriale czy byle jakie widowiska typu reality show.
Na okładce pisze, że jest to powieść dla dorosłych. Jednak jeżeli ktoś będzie w niej szukał ostrych momentów erotycznych to może poczuć się zawiedziony. To jest powieść „dla dorosłych” chyba tylko z tego powodu, że odważnie ukazuje to, czego często staramy się nie zauważać, albo nie zagłębiamy się w to, co i tak nas irytuje i bulwersuje.
Takich ludzi jak główny bohater książki jest w naszym społeczeństwie z pewnością wielu. Irytują nas, wściekamy się na nich, zazdrościmy im, a kiedy powinie im się noga, plujemy na nich. Takie jest nasze społeczeństwo, często warte jedynie pogardy.
Nie ukrywam, że zaintrygowała mnie okładka. Dziwna i tajemnicza. Byłam na spotkaniu autorskim promującym tę powieść i miałam okazję posłuchać dlaczego taki obraz. Dla mieszkańców Trójmiasta, Srebrzysko kojarzy się albo z cmentarzem, albo ze szpitalem dla chorych psychicznie. W powieści autor wspomniał i o jednym i o drugim, ale dlaczego taki tytuł zdecydował się nadać swojej książce?
Przyznam szczerze, że jest to mocna książka. Odważna i wyjątkowa. I chociaż nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, polecam ją przeczytaniu każdemu „dorosłemu” czytelnikowi. Polecam ją zwłaszcza czytelnikom dobrej polskiej literatury i sympatykom profesora Chwina.
JAŃCIO WODNIK I INNE NOWELE – Jan Jakub Wolski
Jan Jakub Kolski urodził się w roku 1956 we Wrocławiu. Jest nie tylko pisarzem, ale również reżyserem i scenarzystą, operatorem i producentem a także autorem filmów dokumentalnych, fabularnych, sztuk teatralnych a także piosenek. Jego praca z filmem rozpoczęła się w latach 1976–1981, gdy pracował w Ośrodku TVP Wrocław, zaczynając jako pomocnik operatora, a kończąc jako główny reżyser. Studiował na Wydziale Operatorskim PWSFTviT w Łodzi. Jako reżyser lub operator zrealizował ponad 20 filmów krótkometrażowych.
Wydawnictwo Latarnia rok 2016
stron 335
Jańcio Wodnik i inne nowele to tak jak wskazuje tytuł, zbiór nowel, których fabuły umiejscowione zostały głownie na terenach powojennej polskiej wsi.
Nie będę streszczała wszystkich nowel z tej książki a jest ich w niej dokładnie sześć, ponieważ mój wpis na blogu byłby długi i nudny z pewnością. Wiem, że kilku moich znajomych blogerek również tę książkę otrzymało na naszym ostatnim spotkaniu w Sopocie jako prezent od Wydawnictwa.
Cóż mogę powiedzieć o tej książce?
Z pewnością nie jest ona dobrą lekturą dla osób, które w danej chwili są w tak zwanej „czarnej dziurze psychiki”, czyli potocznie mówiąc mają chandrę, zły nastrój lub po prostu gorsze dni.
Książka niby ciekawa z swojej prostocie, ale bardzo depresyjna. Ukazana w niej wiejska społeczność polskiej powojennej wsi to obraz nędzy, rozpaczy, złośliwości i samotności. Fabuły tych nowel są tak mroczne, że momentami miałam ochotę odłożyć lekturę na długi czas „przeczekania”. Mają specyficzne formy ballad, w których łączy się magia z nadrealizmem. To książka z pewnością dla osób z wielką wyobraźnią, chociaż ta wyobraźnia nie zawsze jest pozytywnie odebrana. Ciekawie ukazane zjawiska pogodowe oraz obrazy terenów wiejskich czy leśnych są tak mocno wplecione w fabuły, że nie trudno sobie wyobrazić tych „pól okrytych płaszczem mgły” lub nie usłyszeć tego „deszczu uderzającego o dach chałupy”. Natura jest opisywana, jako piękna i groźna jednocześnie, nieprzewidywalna, ukazana z osobliwą czułością i swego rodzaju zachwytem.
Niewielu z nas zdaje sobie sprawę z tego jak funkcjonowało społeczeństwo wsi w tamtych latach; tak trudnych dla każdego. Ale myślę, że bez porównania niż gdziekolwiek indziej widoczny był tam ten nienawistny rasizm, zawiść, zazdrość czy zwykła nienawiść do drugiego człowieka. Surowe i ostre realia życia chłopskiego funkcjonujące na przesądach, żyjące według własnych praw i nie tolerujące odmienności. Chociaż i solidarność ludzka nie była im obca. Może była ona spowodowana strachem, może lojalnością do sąsiada, a może miała zupełnie inne pobudki. Z pewnością było to społeczeństwo, które żyło z dnia na dzień walcząc o byt, często poświęcając temu wartości prawdziwego człowieczeństwa.
Nie jestem pewna czy sięgnę kiedykolwiek po którąś z innych książek tego autora, bo to z pewnością nie moje klimaty czytelnicze. Mroczność, jaka towarzyszyła mi w czasie czytania długo nękała mnie po nocach. Chociaż autor może być z tego dumny, że coś, co przekazał w swojej książce tak bardzo zadziałało na wyobraźnie czytelnika, że trudno mu było się z tego otrząsnąć.
Ewidentnie nie jest to książka dla mnie, ale polecam ją osobom, które lubią tego typu literaturę. Być może, to nie był korzystny czas dla mnie na czytanie tej książki, nie ukrywam, że zabierałam się za czytanie kilkakrotnie i… coś nie pozwalało mi dobrnąć do końca. Aż do teraz. Jeżeli ktoś lubi powieści psychologiczne, czy właśnie takie, w których magia przeplata się z nadrealizmem, to z pewnością jest to książka dla niego. Z pewnością nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, ale i takie książki warto czasami przeczytać.
Powieść trafiła w moje ręce dzięki hojności sponsorów i wymianie książkowej na czwartym spotkaniu miłośników książek w Sopocie: „A może nad morze z książką”.
Dziękuję wydawnictwu Latarnia za możliwość przeczytania tej powieści i zachęcam do niej tych, którzy lubią taki gatunek.
JUŻ NIE UCIEKAM – Anna Sakowicz
Anna Sakowicz to moim zdaniem wschodząca Gwiazda polskiej literatury obyczajowej (nie tylko dla kobiet). Nie będę się na jej temat rozpisywała, ponieważ przedstawiłam już tę autorkę w kilku swoich wcześniejszych wpisach, kiedy dzieliłam się swoimi doznaniami po spotkaniu autorskim i po przeczytanie jej kilku książek: To się da, Szepty dzieciństwa i Złodziejka marzeń.
Wydawnictwo Szara Godzina rok 2017
stron 298
Już nie uciekam, to ostatnia część Trylogii Kociewskiej – współczesna powieść obyczajowa, której fabuła umiejscowiona została w Starogardzie Gdańskim i jego okolicach.
Joanna, z zawodu nauczycielka polonistyki, postanawia skorzystać z przywileju przysługującego nauczycielom i decyduje się na roczny urlop zdrowotny. Mama Joanny sprytnie postanawia wykorzystać ten fakt i podstępem „zmusza” córkę do zamieszkania przez ten rok w domu ciotki, która podobno jest bardzo chora i potrzebuje opieki. Jak się okazuje na miejscu, cioci bardziej potrzebne jest towarzystwo i odrobina młodości w domu niż opieka. Joanna, nie przyzwyczajona do błogiej bezczynności bardzo szybko angażując się w życie Starogardu poznaje wielu ciekawych ludzi. Wciąga się w wolontariat na rzecz hospicjum dla dzieci i… zaczyna pisać bajki. W pewnym momencie jej serce zaczyna bić mocniej do pewnego mężczyzny, który pojawia się w jej życiu dość przypadkowo. Czy Joanna pozwoli sobie na odrobinę szaleństwa romantyzmu? Czy mieszkanie z ciocią pomoże Joannie znaleźć właściwą drogę w swoim życiu? Czy Joanna spełni swoje marzenie i otworzy cukiernię, o której marzy od dawna? Ile trosk, a ile przyjemności przyniesie jej mieszkanie na Kociewiu?
No cóż, nie ukrywam, że z żalem pożegnałam się z bardzo sympatyczną Joanną i osobami jej towarzyszącymi. Chyba mam nawet trochę żalu do autorki, że pozbawiła mnie nadziei przeczytania kontynuacji o losach Joanny. Polubiłam tę bohaterkę za… wszystko nawet za jej swobodne podejście do seksu. Nie widzę w tym nic złego, ale trochę mnie to śmieszyło. Z pewnością przyczyniła się do tego sama autorka, ponieważ opisała seksapil i erotykę w taki sposób, że nie trudno było się nie uśmiechać wyobrażając sobie pewne sceny.
W tej powieści niewiarygodnie życiowo przeplatają się bardzo humorystyczne, czasami nawet ironiczne sceny z tymi bardzo, ale to bardzo poważnymi. Główny wątek dotyczący prywatnego życia bohaterki, jej radości, spontaniczności w działaniu, chęci zmienienia świata wokół siebie dość mocno kontrastuje z dramatem chorób dzieci przebywających w hospicjum. Nie wiem jak udało się autorce pogodzić te dwa różne światy i stworzyć z nich ciepłą, pełną optymizmu opowieść. Takie lektury czyta się z przyjemnością nie tylko dlatego, że łatwo można „zaprzyjaźnić” się z bohaterką, ale również dlatego, że na każdym kroku kibicuje się temu w co ONA wierzy i co chce osiągnąć.
Przedstawione w książce środowisko seniorów, jest tak pogodne, że po przeczytaniu przestałam zauważać wokół siebie tych zgorzkniałych, pełnych pretensji do całego świata starszych ludzi, którym wydaje się, że jego choroby są jedyne i niepowtarzalne.
Trudny i bardzo bolesny temat hospicjum i przebywających w nim dzieci również staje się mniej dotkliwy, kiedy spojrzy się na niego z taką nadzieją i wiarą jak to przedstawiła autorka. Przyznam szczerze, że dosyć często nie potrafiłam powstrzymać wzruszenia czytając o tych dzielnych dzieciach. Bardzo wzruszyły mnie słowa, które pozwolę sobie zacytować:
(…) W sercu kołatało mi sporo emocji, a w głowie huczało od wrażeń. Właśnie był u mnie namacalny dowód na to, że nie warto tracić nadziei. Nigdy. Nawet gdy się wydaje, że jesteśmy w czarnej dziurze, to trzeba umieć dostrzec światełko, bo to ledwie tlące się coś może rozpalić się wielkimi neonami. Trzeba tylko mocno wierzyć. (…)
Ten optymizm i ta wiara epatująca z powieści potrafi chyba czynić cuda, bo człowiek zaczyna wierzyć, że takie słowa to nie tylko zwykłe SŁOWA, to początek czegoś wielkiego, co może się wydarzyć, jeżeli tylko tego mocno zapragniemy.
W takich powieściach jak ta, wszystko wydaje się lekkie i łatwe, nawet osobowości bohaterów tych negatywnych nie są odbierane jako zło, w każdym z nich tli się odrobina dobra.
Ciekawe, pełne humoru dialogi są tylko dopełnieniem treści, która wciąga jak magnes. Poruszone przez autorkę wątki, i te poważne i te mniej zasadnicze to jedna wielka przyciągająca czytelnika historia, przed którą nie można uciec. Bo ucieczka i tak nic nie da, a jak tak dobrze się wszystkiemu przyjrzeć, to nie ma sytuacji bez wyjścia bo przecież – TO SIĘ DA.
Cieszę się, że powstają takie powieści, że ktoś opisując życiowe problemy potrafi przedstawić je w taki sposób, że wraca wiara w ludzi, we własne możliwości, wiara w pozytywne zakończenie nawet najtrudniejszych spraw.
Polecam tę powieść jak i całą Trylogię Kociewską wszystkim, którzy chcą na chwilę oderwać się od własnych, często przytłaczających spraw. W tej, oraz pozostałych częściach znajdzie czytelnik nie tylko romans, intrygujący wątek sensacyjny, dramat ale przede wszystkim dużą dawkę pozytywnej energii.
Trylogię Kociewską można przeczytać jako całość, ale można też każdą książkę osobno, to z pewnością kolejna zaleta tych powieści.
Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania tej powieści i zachęcam do niej nie tylko tych, którzy lubią współczesną powieść obyczajową. Jeżeli ktoś ma ochotę poznać „pióro” tej pisarki zanim sięgnie po którąś z jej powieści polecam jej blog.
Polecam również inne książki Anny Sakowicz, które do tej pory przeczytałam i cieszę się, że w moich zbiorach posiadam więcej książek tej autorki. Wiem, jestem zachłanna, ale chcę dużo takich powieści.
BEZ CIEBIE – Agata Przybyłek
Agata Przybyłek, to młoda autorka powieści kobiecych, studentka psychologii na Uniwersytecie Gdańskim, blogerka i recenzentka prowadząca bloga „Informator Czytelniczy”). Przygodę z literaturą zaczęła od opowiadań, z których kilka zostało nagrodzonych w różnych konkursach literackich i ukazało się drukiem, potem pisała wiersze, a następnie powieści. To właściwie tyle, ile udało mi się znaleźć w naszym wszechwiedzącym Internecie. Myślę jednak, że w miarę szybko dowiem się więcej na temat tej pisarki, ponieważ… już po jednej jej książce zdołałam ją polubić.
Wydawnictwo Czwarta Strona rok 2016
stron 330
Bez Ciebie to dramat psychologiczny z lekkim romansem w tle.
Katarzyna jest Polką mieszkającą w Stanach Zjednoczonych. Jest żoną bardzo wpływowego prawnika, ale jej małżeństwo jest tak właściwie tylko na pokaz. Mąż ukazujący wszem i wobec ich „wielką miłość” tak naprawdę jest psychicznym tyranem, który nie wstrzyma się przed rękoczynami, za pomocą których wyładowuje stres. Toksyczna miłość zabija w dziewczynie samowystarczalność i asertywność. Jest tak uzależniona od męża, że nie potrafi już żyć ani z nim ani bez niego. Pewnego dnia, Lucy – teściowa Katarzyny, znajduje ją pobitą do nieprzytomności. Wtedy dopiero zaczyna rozumieć co tak właściwie dzieje się za zamkniętymi drzwiami luksusowego domu jej syna. Zabiera dziewczynę daleko od męża tyrana, angażując w pomoc młodego lekarza. Czy Alan zrobi wszystko aby młoda Polka znów uwierzyła w siebie i pokonała strach przed mężem? Jak bardzo zbliżą się do siebie lekarz i jego pacjentka? Czy miłość jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności jakie los postawi na drodze Katarzyny?
Przyznam szczerze, że jest to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam, ale już dziś wiem, że nie ostatnia. Historia młodej Polki, mieszkającej na drugim końcu świata wzruszyła mnie i rozzłościła jednocześnie. Wiem, że wyjątkowo trudno jest się wyzwolić z kajdan toksycznej miłości, a królujący w życiu ofiary strach przed odkryciem tego, czego nie może zobaczyć nikt postronny, powinien w pewnym momencie zbuntować się i zawołać na pomoc rozum. Niestety takich kobiet jest bardzo wiele, nie tylko w Polsce ale na całym świecie, gdzie zagubione i teoretycznie bezbronne, godzą się na to, co fundują im „kochający” mężowie.
Ta powieść, to pełen bólu, krzyku i wzruszenia obraz maltretowanej kobiety, która jak w syndromie sztokholmskim osiąga taki stopień, że pozbawiona wolności osobistej pomaga swojemu prześladowcy w osiągnięciu celu czy nawet w ucieczce przed policją. Zachowanie będące skutkiem psychologicznych reakcji na silny stres jest rezultatem podejmowanych przez maltretowaną prób zwrócenia się do prześladowcy i wywołania u niego współczucia. Ta pseudo miłość jest chorym wymysłem obu stron.
Nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna z wiadomych przyczyn. Temat podjęty przez autorkę jest wyjątkowo trudny i z pewnością nie było łatwo o nim pisać. Myślę jednak, że lektura bardzo potrzebna, szczególnie tym osobom, które tkwią w takich toksycznych związkach. To nieprawda, że nie ma wyjścia. Trzeba tylko otworzyć się na ludzi i opowiedzieć o tym chociaż jednej zaufanej, zamiast zamykać się w czterech ścianach zbytku zwanego miłością. Przecież każdy z nas zna kogoś, komu może bezgranicznie zaufać.
Cała gama emocji asystująca mi podczas czytania tej powieści, z pewnością będzie towarzyszyła mi bardzo długo. Nie ukrywam, że czytając tę powieść, nie tyle łkałam, co momentami szlochałam w chusteczkę. A samo zakończenie dosłownie trzepnęło mnie. I gdybym miała wówczas pod ręką autorkę, to z pewnością wykrzyczałabym jej to, co tak bardzo mnie zbulwersowało.
Z pewnością jest to lektura z tych, których fabułę pamięta się długo po przeczytaniu książki. Nie każdy autor/autorka ma taką zdolność grania na emocjach czytelników. Ta autorka potrafi to zagwarantować.
Ciepło ukazana bezinteresowna pomoc, którą zafundowali głównej bohaterce jej teściowa i młody lekarz chyba jednak nie jest tak do końca bezinteresowną. Myślę, że pomagając dziewczynie oboje chcieli spłacić jakiś dług wobec… siebie. Zaangażowanie się w dramat innej osoby wymaga odwagi i poświęcenia, silnej woli i pokonania strachu w obliczu prześladowcy.
Być może trochę zbyt wiele jest w książce (odrobinę przydługich) opisów dotyczących życia innych osób, ale przypuszczam, że autorka miała w tym jakiś ukryty cel. Dzięki tym opisom można było lepiej poznać osobowości nie tylko głównej bohaterki, ale również osób jej towarzyszących. Odbiegające od fabuły głównej wątki są moim skromnym zdaniem aż nadto dramatyczne, tak jakby sam koszmar głównej bohaterki nie wystarczył do podniesienia poziomu tragiczności powieści.
Polecam jednak tę powieść zarówno osobom lubiącym romance, jak i tym, którym nie obcy jest dramat czy powieść psychologiczna. Uważam, że jest to lektura, której fabuły czytelniczka/czytelnik długo nie zapomni mimo niewielkich minusów. Jeśli chodzi o mnie, to nie mogłam oderwać się od stron powieści, chociaż cały czas targały mną sprzeczne uczucia. Myślę jednak, że śmiało mogę wpisać nazwisko autorki do listy tych, które kiedyś jeszcze przeczytam.





























