dramat
NA DNIE DUSZY – Anna Sakowicz
Anna Sakowicz gościła na moim blogu już kilka razy, i pewnie zagości jeszcze nie jeden raz. Jest polską pisarką urodzoną w Stargardzie Szczecińskim a obecnie mieszkającą na Kociewiu w Starogardzie Gdańskim. Z wykształcenia jest polonistyką, jest również blogerką, a jej pasją oprócz pisania jest kolekcjonowanie starych książek. O autorce pisałam już w moich wcześniejszych wpisach i osoby chętne bliższego poznania tej pisarki, zapraszam do wpisów: To się da czy Szepty dzieciństwa.
Wydawnictwo EDIPRESSE rok 2018
stron 348
Na dnie duszy to powieść obyczajowo-psychologiczna z historią wojenną i powojenną w tle.
Rozalia jest matką Donaty i babcią Ingi. Kiedy seniorka rodu umiera, wielu członkom rodziny wydaje się, że wreszcie nastanie spokój, ponieważ babcia Rozalia była niepoprawną dewotką, osobą dość apodyktyczną i złośliwą, co powodowało, że mało kto miał ochotę przebywać w jej towarzystwie. Niestety złośliwa babcia pozostawiła po sobie testament, który całą rodzinę postawił w dość niezręcznej sytuacji, powodując jeszcze większe konflikty między rodzeństwem, czyli wnukami Rozalii a także między córką Donatą i jej dziećmi. Czy wiadomość o nieistniejącym do tej pory tajemniczym człowieku pogodzi, czy jeszcze bardziej poróżni rodzinę Rozalii? Co zapisała staruszka w pewnym zeszycie, który odziedziczyła jej wnuczka? Czy Rozalia pozostawiła jakiś cenny skarb dla swoich krewnych?
No cóż, nie chcę spojlerować, chociaż najchętniej opowiedziałabym wszystko z najdrobniejszymi detalami. Nie na tym jednak ma polegać moja opinia o tej książce.
Muszę przyznać, że autorka zafundowała swoim czytelnikom/czytelniczkom bardzo nostalgiczną podróż w odległe rejony dość bolesnej przeszłości. Fabuła przyciąga od pierwszych stron, a rozdziały są tak ułożone, że następują po sobie przemiennie. Autorka płynnie przenosi czytelnika w czasie, lawirując między teraźniejszością a momentami bardzo bolesną przeszłością zarówno Rozalii, jak i jej córki Donaty.
Bardzo powoli dozowane napięcie trzyma cały czas w pewnego rodzaju ciekawości, „co będzie dalej”. Prawie każdy rozdział kończy się pewną niewiadomą, której wyjaśnienie pojawia się dopiero po kilku, czy kilkunastu stronach.
Efektownie zaprezentowane zostały w tej historii trzy kobiety i trzy różne ich osobowości. Ale w każdej z nich jest coś, co intryguje, zaskakuje i… przyciąga. I chociaż jedna z głównych bohaterek – Rozalia jest przedstawiona, jako wcielenie zła, to tak naprawdę mnie zastanawiało to, dlaczego przez lata nikt nie dociekał tego, dlaczego było w niej tyle złości, jadu, nienawiści i jednocześnie fanatycznej bogobojności.
Bolesne we wspomnieniach matki i córki drastyczne metody wychowawcze, pokolenia przedwojennego i powojennego, dzisiaj być może wydają się koszmarem, ale czy wszechobecna wówczas przemoc w rodzinie, stawiająca dzieci na pozycji bezwartościowego przedmiotu i wszechobecny w tych młodych ludziach strach i poczucie winy, nie zdarzają się w dzisiejszych czasach?
(…) Nie raz już dostała lanie, choć wydawało się jej, że nie zasłużyła. Przy drzwiach wejściowych na gwoździu wbitym w futrynę wisiał dla postrachu skórzany pas. Rzuciła na niego okiem i zadrżała. Oczywiście wiedziała, że matka nie bije jej dla zabawy. W ten sposób chciała ją wychować na porządnego człowieka, a pasem wybić głupoty z głowy. Należało się przecież, gdy coś niegrzecznie odpowiedziała albo skłamała. Kara musiała być. (…)
Jak często wspomnienia z przeszłości mają wpływ na to, co robimy, niby nie chcąc powtarzać tego co nas spotkało a jednak… Dzieci, które nie zaznały w miłości, ciepła i czułości ze strony najbliższej osoby, nie zawsze potrafią okazać te uczucia swoim dzieciom. Chociaż… czasami bywa wręcz odwrotnie, myśląc o własnych tęsknotach za bliskością, starają się nadrobić to w stosunku do własnych pociech.
(…) W tym krzyku dzieci poznała głos dochodzący jakby ze swojego środka. Znała go doskonale. Opuściła pasek na ziemię i usiadła pod ścianą. Patrzyła na swoje dzieci wijące się z bólu, który im przed chwilą zadała. Była dokładnie taka sama jak Rozalia! A przyrzekała sobie wiele razy, że ona swoich dzieci nie uderzy nigdy! (…)
Ciekawym wątkiem powieści jest również toksyczne uzależnienie od drugiej osoby. Chęć bycia kimś lepszym od tego kim się jest. Nieważne wówczas stają się więzy rodzinne, miłość do rodziców czy rodzeństwa, a chęć udowodnienia, że „nie jestem taki zły, mogę wszystko”. Osoba dążąca do zaspokojenia potrzeb materialnych drugiej osoby, staje się ślepa na wszystko, co ważne i potrzebne dla utrzymania własnego ja. Ślepa pazerność potraf doprowadzić do rozpadu najpiękniejszych więzów rodzinnych.
Długo mogłabym jeszcze pisać i analizować, ale nie chcę nikogo zanudzać. Przyznam jednak, że powieść ta wywołała we mnie wiele emocji. Fabuła działała na mnie jak magnes, czytałam wszędzie gdzie miałam chociaż chwilę na to, aby zagłębić się w kartki książki. Na przystanku, w autobusie, w domu… Niezbyt często mi się to zdarza, więc coś to znaczy.
Nie powiem, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna chociaż styl pisania tej autorki jest lekki i przyjemny. Ale z całą pewnością jest warta przeczytania. To książka z tych, które na długo pozostają w pamięci, a po skończeniu, człowiek tak naprawdę nie potrafi powiedzieć niczego do momentu, aż się otrząśnie z wrażeń, jakie zdominowały jego umysł.
Polecam tę powieść nie tylko paniom, chociaż myślę, że panie znajdą w niej więcej dla siebie niż panowie. Jest to opowieść o trudnych relacjach rodzinnych, i zarówno tych międzypokoleniowych, jak i tych jednopokoleniowych. To opowieść o kilku miłościach: trudnej miłości zbudowanej na fundamentach nienawiści, opowieść o miłości ślepej, toksycznej i upokarzającej, oraz o miłości szczerej, cichej i chwilami niedostrzegalnej. Ale jest to również opowieść o bólu i cierpieniu, traktowanych jak chleb powszedni. Opowieść o marzeniach i to nie tylko dziecięcych. Dla osób wrażliwych paczka chusteczek będzie za mało. Ale warto tę paczkę sobie przygotować i zagłębić się w tej lekturze. Może po niej zobaczymy, co tak naprawdę chowamy na dnie naszej duszy. Bo z całą pewnością książka zmusi niejednego czytelnika do głębokiej refleksji.
Polecam również inne książki tej autorki, które do tej pory przeczytałam.
BILET DO SZCZĘŚCIA – Beata Majewska
Beata Majewska to bardzo pogodna osoba, którą miałam okazję poznać osobiście na Nadmorskim Plenerze Czytelniczym w Gdyni. Plastyczka, księgowa, manicurzystka i pisarka. Osoby, które ją znają mówią o niej, że jest ogrodniczką, kurą domową i bizneswoman. Z pochodzenia Ślązaczka. Pisze również pod pseudonimem Augusta Docher, książka „Eperu” to jej debiut.
Zdjęcie pisarki z prywatnego albumu autorki bloga.
Wydawnictwo Książnica/PUBLIKAT S.A.
stron 288
Bilet do szczęścia to kontynuacja książki Konkurs na żonę. Jest to współczesna powieść obyczajowa, z nietypowym romansem w tle.
Hugo Hajdukiewicz to młody prawnik z Krakowa, który musiał jak najszybciej zmienić swój stan cywilny, jeżeli chciał otrzymać pokaźny spadek po swoim wujku ze Stanów Zjednoczonych. Wuj umieścił w testamencie życzenie, że Hugo do ukończenia trzydziestego roku życia musi być żonaty, a jeszcze lepiej być już nawet ojcem. W poszukiwaniu idealnej kandydatki na żonę młody mężczyzna z pomocą przyjaciela organizuje konkurs pod nazwą „Żona”. Hugo nie przewidział jednak tego, że zakocha się w swojej kandydatce na żonę. Kiedy wychodzi na jaw prawda związana z szybkim ożenkiem, w młodym małżeństwie dochodzi do spięcia. Jakby tego było mało, babcia Łucji trafia do szpitala i młoda mężatka ma dodatkowy ciężar do zniesienia. Czy Łucja i Hugo dojdą jednak do porozumienia i zakończą cichy konflikt? Kto tak właściwie stoi za anonimem wysłanym do Łucji? I kto otrzyma tak naprawdę ten bilet do szczęścia?
Książkę tę można czytać, jako kontynuację, ale równie dobrze można ją przeczytać jako samodzielną lekturę, ponieważ autorka bardzo sprytnie wprowadza czytelnika w fabułę wcześniejszej części. Jeśli chodzi o mnie to ja oczywiście polecam, aby zacząć jednak od „Konkursu na żonę”.
Sięgnęłam po kontynuację, bo bardzo zaciekawiło mnie jak poradzą sobie młodzi małżonkowie w obliczu innych spraw, być może poważniejszych, niż zatajone przyczyny zawarcia szybkiego małżeństwa. I chociaż sami bohaterowie często bardzo mnie irytowali, to polubiłam ich. Dwoje dorosłych ludzi zachowujących się chwilami bardzo infantylnie, żeby nie powiedzieć głupio, kocha się, pożąda się a jednak… ich zachowanie czasami przypomina fochy z piaskownicy. Zastanawiałam się podczas czytania, jak to jest, że młodzi małżonkowie pragną się fizycznie, pragną dotyku tej drugiej osoby, a nie potrafią roztopić pozornego lodu między nimi, nie potrafią zburzyć muru odgradzającego ich od siebie, muru, który sami zbudowali.
Często śmieszna duma rządząca umysłami ludzi, nakazuje im zachowywać się irracjonalnie.
(…) „To jest trudne” – pomyślała o ich wspólnym życiu pod jednym dachem. „Wegetujemy. Zamiast żyć, odgrywamy role w spektaklu pod tytułem Małżeństwo na czas określony, jesteśmy ja dwójka schodzących sobie z drogi , ostatnio coraz mniej lubiących się lokatorów. (…)
Łucja, niby dziewczyna mądra, inteligentna, znająca ból i cierpienie życia, powinna być moim zdaniem bardziej odporna na kolejne życiowe porażki. A ona ciągle płacze i płacze. Momentami miałam tego jej płaczu po dziurki w nosie i teraz dopiero rozumiem, co mają na myśli czytelniczki moich książek, które twierdzą, że moje bohaterki za dużo płaczą.
Bardzo podobał mi się jednak w tej powieści wątek odnalezionych po latach kochanków. To prawda, że „stara miłość nie rdzewieje”, bo prawdziwa miłość mimo upływu lat potrafi być wciąż gorąca jak kiedyś. Prawdziwa miłość potrafi wiele wybaczyć i otworzyć ponownie serce, które tak właściwie… nigdy nie zostało zamknięte.
Między kartami o miłości znajdzie czytelnik również inne wątki, myślę, że bardzo ważne dla człowieka. Poruszony na przykład temat choroby nowotworowej, czy innych mniej lub bardziej przytłaczających chorób już coraz częściej przestaje być tematem tabu.
(…) Jej ręce leżały wzdłuż tułowia, jak ścięte łodygi jakiejś dziwnej martwej rośliny. Uniosła prawą, żeby po chwili opuścić ją z powrotem. Mimo to Olga nadal była piękną kobietą, choć teraz jej uroda zamiast seksapilem i energią, porażała swoim dramatem. (…)
Kolejny trudny temat to homoseksualizm, ukazany przez autorkę z taką naturalnością, jako coś zupełnie normalnego. A przecież wielu z nas wie, że mimo XXI wieku jak związki homoseksualne są postrzegane przez wielu ludzi, nie tylko w Polsce.
Ale… żeby nie było tylko tak och i ach, było w tekście książki kilka zwrotów, które mnie trochę irytowało, a które ja zapisałabym zupełnie inaczej. Na przykład dość często powtarzające się: „puściła do niego oczko”, można przecież zastąpić od czasu do czasu „mrugnęła zawadiacko”. Zgrzytnęło mi również słowo „otwarli” w zdaniu: „otwarli świetną włoską knajpę”, które ja zapisałabym „otworzyli”. No ale to takie detale, na które pewnie nikt oprócz mnie nie zwróci uwagi.
Przede mną część trzecia, ale muszę trochę odsapnąć od tych wszystkich łez, wzruszeń i emocji. Książkę już zamówiłam, ale pozwolę jej trochę „poleżakować” na mojej półce „do przeczytania”.
Polecam tę książkę nie tylko paniom, ponieważ uważam, że jest w niej sporo wątków dotyczących mężczyzn. Ta słodko – gorzka opowieść, z pewnością zadowoli niejednego czytelnika. Proszę nie liczyć tylko na słodki romans, który jest ,ale w otoczeniu wielu innych ciekawych wątków. Mogę śmiało przyznać, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale muszę uprzedzić, że czytelniczkę/czytelnika czekają spore emocje.
NAJDŁUŻSZA NOC – Marek Bukowski / Maciej Dancewicz
Marek Bukowski urodził się w 1969 roku w Miliczu. Jest aktorem filmowym i teatralnym, reżyserem i scenarzystą oraz producentem. Przed ukończeniem PWST w 1991 na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał Nagrodę za pierwszoplanową rolę męską w filmie Nad rzeką, której nie ma. W roku W 1992 roku ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. W 1995 roku został uhonorowany Nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego. W 2013 oraz w 2014 roku został nagrodzony Telekamerą w kategorii Aktor za rolę Piotra Gawryły w serialu „Na dobre i na złe” .
Maciej Dancewicz również jest aktorem, chociaż niewiele udało mi się znaleźć na jego temat. Książka jest prawdopodobnie jego debiutem, jako autora i chyba również jest to debiutantem jako współtwórca filmu.
Wydawnictwo MUZA.SA rok 2017
stron 382
Najdłuższa noc to kryminał retro, którego wątki sensacyjne przeplatają się z wątkami psychologicznymi, obyczajowymi i dramatycznym romansem.
Młody Jan Edigey-Korycki jest wolnym duchem, pływa na statkach odwiedzając najdalsze porty. W Madagaskarze otrzymuje wiadomość o śmierci matki, która skłania go do powrotu w rodzinne strony, do Krakowa, skąd z powodu nieszczęśliwej miłości do piękniej arystokratki musiał kilka lat wcześniej wyjechać. Tymczasem w mieście dochodzi do serii makabrycznych zbrodni, których dokonuje człowiek chcący bardzo spektakularnie pokazać to co robi. Jan odkrywa, że i jego matka nie zmarła śmiercią naturalną, podążając tropem zbrodniarza, zagłębia się nie tylko w przestępczy świat Krakowa, ale również tajemnicze symboliki religijne. Czy śmierć jego matki miała coś wspólnego z zamordowanymi w bestialski sposób kobietami? Czy Jan Edigey-Korycki znajdzie w końcu swoje miejsce na ziemi, czy wyruszy w dalsze rejsy?
Przyznam szczerze, że sięgając po książkę nie byłam świadoma tego, że jest ona inspirowana oglądanym wcześniej serialem Belle Epoque, który (nie ukrywam) oglądałam z dużym zainteresowaniem. Niestety moja wyobraźnia została już ukształtowana dzięki serialowi i czytając książkę nie musiałam sobie wyobrażać jej bohaterów, bo cały czas miałam przed oczami Pawła Małaszyńskiego, Magdę Cielecką, Olafa Lubaszenką i innych aktorów grających w tym serialu.
Mam za to porównanie i chyba jednak serial bardziej mnie wciągnął niż fabuła książki.
Trzeba przyznać, że autorzy w powieści bardzo zmysłowo przeplatali miłość i namiętność z brutalnością zbrodni. Piękna Belle Epoque ukazana z perspektywy sensacyjnej zbrodni, to z pewnością coś co zachwyci niejednego miłośnika kryminałów. Wchodzące małymi krokami nowoczesne metody kryminalistyki, dotyczące nie tylko zbrodni jako faktu, ale i technik kryminalistycznych i balistycznych to plusy w całej fazie dochodzeniowej.
Mroczne zbrodnie na początku XX wieku, często pojawiają się w książkach i filmach, i myślę, że miłośnicy kryminałów sięgają po takie historie równie często jak po kryminał współczesny.
Tak jak wspomniałam na początku, trudno mi jest się odnieść do wykreowanych postaci, ponieważ ich wygląd i sposób zachowania zbyt mocno mam zakotwiczony w pamięci z powodu filmu. Wydaje mi się jednak, że postać Jana Edigeya-Koryckiego, którego w serialu zagrał Paweł Małaszyński, w książce przemawia do mnie bardziej. Ten Edigey w filmie był może i ciekawą postacią, trochę mroczną, trochę romantyczną, a trochę impulsywną, ale w książce został ukazany nieco inaczej. Nie potrafię tego dokładnie wyjaśnić, miałam jednak wrażenie jakbym widząc tego Edigeya czytała o trochę innym człowieku.
Z pewnością bardzo obrazowo zostały opisane ofiary zbrodni, drastyczne i wręcz emanujące bólem i cierpieniem, potrafiły spowodować, że momentami czułam dreszcz obrzydzenia, litości i strachu.
Nie chcę porównywać książki do filmu, ale z przyjemnością polecę i jedno i drugie. Będąc jednak szczera, muszę przyznać, że książka nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia, spodziewałam się czegoś lepszego. Ale to jest moje zdanie.
Z całą pewnością jest to lektura dla tych, którzy lubią połączenia w fabułach wątków kryminalnych, podróżniczych, obyczajowych i romansu. Piękny Kraków z tamtego okresu również wart jest chwili uwagi. Czuć w książce ten realizm i klimat tamtego Krakowa. To piękne miasto, chociaż pokazane z perspektywy mrocznych zakamarków i złych ludzi cały czas przyciąga.
Troszkę za mało, moim zdaniem jest w tej powieści samego kryminału, pomysł na zbrodnię – doskonały, ale trochę za bardzo ukryty za wątkami psychologicznymi dotyczącymi głównego bohatera Jana Edigeya i za wątkami obyczajowo społecznymi. Ale może taki był zamysł autorów, żeby nie był to stricte kryminał, ale coś pośredniego.
Dziękuję wydawnictwu Muza.Sa, które było jednym ze sponsorów szóstego spotkania A może nad morze? Z książką za możliwość przeczytania tej powieści i polecam ją szczególnie miłośnikom kryminałów retro.
HUŚTAWKA – Agnieszka Lis
Agnieszka Lis już kilkakrotnie była gościem w moim małym świecie książek, dlatego jeżeli ktoś chce się o niej czegoś bliżej dowiedzieć, to zapraszam do wcześniejszych wpisów, do których linki znajdziecie na dole strony.
Wydawnictwo Czwarta Strona rok 2018
stron 468
Huśtawka to powieść obyczajowa, z dużą dawką dramatu, odrobiną romansu i wątkami psychologicznymi, czyli… prawdziwa huśtawka wrażeń czytelniczych.
Trzy pokolenia kobiet, tak zwyczajnych jak większość z nas, styka się w życiu z różnymi problemami. Joanna jest najmłodsza, nie potrafi znaleźć sobie miejsca w życiu, szukając wciąż nowych wrażeń, chce się usamodzielnić, ale nie wychodzi jej to tak, jakby chciała. Nie potrafi określić swoich preferencji seksualnych błądząc po świecie homo i hetero. Małgorzata prowadzi spokojne i uporządkowane życie, do czasu, kiedy z jej zdrowiem zaczyna dziać się coś dziwnego. W jej umysł wkrada się zazdrość i zżera ją od środka jak jakiś robak, powodując wręcz stany obsesyjne. Katarzyna, siostra Małgorzaty jest wieczną podróżniczką życia, niby chce się ustabilizować, założyć rodzinę, ale w głowie ma również inne scenariusze swojego bytu. Wanda, seniorka rodu ukrywa od lat pewną tajemnicę, która może nie tyle burzy jej spokój wewnętrzny, co często sprawia, że do tej przeszłości powraca. Czy uda się tym kobietom przetrwać trudne chwile? Jak silna może być rodzinna solidarność i miłość?
Zaraz na wstępie przyznam, że mimo tego, iż jest to opowieść o zwykłych kobietach takich jak wiele, i niby nic się zbyt porywającego w tej powieści nie dzieje, to nie można zaliczyć jej do lektur lekkich i łatwych. Emocjonalna huśtawka będąca myślą przewodnią, towarzysząca bohaterkom, szczególnie tym z młodszego pokolenia, to temat nieszablonowy w powieściach.
Trzeba jednak przyznać, że autorka bardzo wnikliwie „weszła” w rolę każdej z pań, i bez względu na jej wiek świetnie się w nich odnalazła.
Kobiety łączy wielka miłość, chociaż życiowe przeszkody, jakie często spotykają na swojej drodze, są czasami utrudnieniem w okazywaniu uczuć. Niby wspólnie przeżywają trudne chwile, a jednak każda z nich odbiera wszystko inaczej. Błędy, które popełniają nie zawsze idą w zapomnienie, ciążąc w głowie tak bardzo, że czasami trudno o nich zapomnieć.
Jest jeszcze miłość, i to nie tylko ta damsko-męska, ale miłość rodzinna, niosąca ze sobą ciężar odpowiedzialności za drugą osobę, pielęgnująca zaufanie do drugiej osoby i chroniąca ją bez względu na konsekwencje dotyczące siebie, jako osoby z pozoru dającej sobie radę ze wszystkim.
Miłość w tej książce postrzegana jest różnie, zarówno jako dzika młodzieńcza namiętność, jak i ta spokojna dojrzała.
(…) Jeśli czujesz motyle w brzuchu, wielkie podniecenie, jeśli drżą ci ręce, gdy jesteś z ukochaną osobą – to nie jest ta osoba. Przy tej właściwej będziesz odczuwać absolutny spokój (…)
Nie ukrywam, że z napisaniem opinii o tej książce miałam pewnego rodzaju kłopot, ale nie dlatego, że książkę przyjęłam zbyt obojętnie, ale właśnie dlatego, że „rozhuśtała” we mnie różne emocje. Nie polubiłam wszystkich bohaterek, chociaż przyznam, że najbliższą z nich do tej pory jest seniorka rodu, czyli Wanda. Kobieta cicha i pomocna, która więcej widziała niż inne, i która potrafiła odnaleźć się w każdej życiowej sytuacji. Wanda jest narratorem książki opowiadającym o życiu córek i wnuczki tak, jakby siedziała w ich myślach. Jest to ciekawa i dość specyficzna narracja. Pisząc „specyficzna” mam na myśli między innymi rozdziały, w których seniorka przebywa w labiryncie własnych myśli, we śnie, który tworzy rozmawiając w nim z dwoma mężczyznami z przeszłości. Czytając te rozdziały zastanawiałam się, czy te sny są tęsknotą, czy wyrzutami sumienia?
Ciekawym zjawiskiem powieści jest również to, że rozdziały nie mają pełnych tytułów, a zamiast nich są pierwsze litery imion bohaterek, „Jo”, „Ma”, „Ka”. Z pewnością autorka miała w tym jakiś cel, chociaż przyznam szczerze, że tego nie zrozumiałam.
Rozdziały są krótkie, co zawsze jest dla mnie zgubne, bo wiadomo: „jeszcze jeden rozdział i…” kończyło się w bardzo nieodpowiednim czasie, gdy trzeba było rano wstać do pracy, lub nieodpowiednim miejscu, kiedy trzeba było coś w domu zrobić.
Autorka bardzo powoli, wręcz stopniowo oddaje czytelnikowi dramat życia trzech pokoleń kobiet. Udowadniając jednocześnie, że człowiek uczy się na błędach, pokazuje, że czasami zbyt późno te błędy są zauważone, ale czasami następuje to na tyle wcześnie, aby życie uległo diametralnej zmianie.
Huśtawka to pełna sprzecznych emocji powieść nie tylko dla pań. Z całą pewnością skłoni ona do pewnego rodzaju refleksji. I chociaż czyta się ją dość płynnie, mimo momentami wielu trudnych wyrazów w rozdziałach odnoszących się do snów seniorki, czyli „Tutaj”, to powoduje ona pewnego rodzaju zatrzymanie się, zatrzymanie myśli błądzących gdzieś w zakamarkach umysłu. Nie ważne czy polubisz danego bohatera, czy go znienawidzisz, on pozostanie w głowie na dłużej.
Polecam tę powieść całym sercem. Jest to z całą pewnością nietuzinkowa fabuła, która pozwoli nam w każdej z tych kobiet znaleźć cząstkę siebie.
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość przeczytania tej książki.
Polecam również inne książki Autorki, które do tej pory przeczytałam i czekam na kolejne.
MIŁOŚĆ MA TWOJE IMIĘ – Ilona Gołębiewska
Ilona Gołębiewska gościła już na moim blogu, i jeżeli ktoś odwiedza czasami to moje miejsce książkowe, to z pewnością poznał już tę autorkę. Jeżeli nie, to zapraszam do wcześniejszych wpisów Powrót do starego domu, Tajemnice starego domu czy Pamiętnik ze starego domu.
Wydawnictwo MUZA.SA rok 2018
stron 504
Miłość ma twoje imię to powieść psychologiczna z mocnym akcentem romansu.
Anna po śmierci swojej mamy wyjeżdża do Warszawy, jej rodzina praktycznie się rozpadła. Brat uciekł z Polski winiąc się za śmierć matki, a ojciec nie mogąc sobie poradzić ze śmiercią ukochanej kobiety wyjeżdża do pracy za granicę. Dziewczyna stara się zapomnieć o utracie bliskiej osoby, ale przeszłość dopada ją częściej niż by tego chciała. Anna pracuje w poradni, jako terapeutka i jednocześnie zaangażowana jest w wolontariat w fundacji, gdzie spotyka się z chorymi na raka dziećmi. Ma również inną pasję, jaką jest muzyka, i wraz z kilkoma przyjaciółmi gra i śpiewa w rockowym zespole. Kiedy jej znajoma, u której wynajmuje pokój informuje ją, że wychodzi za mąż, i w związku z tym prosi, aby koleżanka jak najszybciej wyprowadziła się, Anna korzysta z propozycji znajomej z fundacji i przeprowadza się do domu bogatych ludzi, u których ta znajoma mieszka i pracuje. Właściciele wilii często wyjeżdżają, ale w domu pozostaje ich dorosły syn, który od samego początku wzbudza w Annie mieszane uczucia. Michał jest bardzo rozrywkowy, a dzięki swoim pieniądzom, ma wokół siebie całkiem pokaźne grono pseudo przyjaciół. Jest awanturnikiem, pijakiem i narkomanem, ale jest w nim coś, co każe dziewczynie myśleć o nim pozytywnie. Czy Anna pomoże mu wyjść z nałogów? A może Michał zakocha się w tej skromnej, szarej myszce? Jak potoczą się losy tych dwojga, przekona się ten, kto sięgnie po książkę.
Muszę przyznać, że bez zakłamania autorka nazywana jest mistrzynią emocji. W swojej książce na zmianę wzrusza do łez lub rozśmiesza.
W tej powieści pokazuje piękny dom, jaki może być marzeniem niejednego człowieka, w którym jest przepych i bogactwo. Jednak mieszkający w nim ludzie nie zaznają szczęścia z powodu rozgrywającego się w środku dramatu, którego głównym bohaterem jest młody człowiek wplątany w towarzystwo ludzi żerujących na jego pieniądzach.
Kolejnym wątkiem powieści jest pięknie opisana przyjaźń damsko-męska. Jeżeli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić takiej przyjaźni, to wiele traci, bo dziewczyna i chłopak mogą darzyć się tym uczuciem, bez podtekstów erotycznych czy romansowych. I czy to ważne, kim jest najwierniejszy przyjaciel? Nie! Ważne, żeby w ogóle był.
Przyjaźń to trudne słowo, związek budowany często na naiwności, zazdrości i kłamstwie. I tu autorka w bardzo interesujący sposób pokazuje nam różne rodzaje tej przyjaźni, czyli związek głównej bohaterki z jej przyjacielem z czasów dzieciństwa i związek syna właścicieli domu z „przyjaciółmi”, z którymi łączą go tylko wspólne imprezy.
To samo dotyczy również miłości, która czasami budowana jest na porażkach, ale kierująca się zaufaniem i wiarą w drugiego człowieka. Moim zdaniem bardzo ważna jest właśnie ta wiara w ludzi, co udowodnia nam główna bohaterka książki.
(…) Powiem ci jedno… Jak będziesz uciekać przed miłością, to w końcu ją przegapisz. Kiedy miłość puka do drzwi, to się jej otwiera, a nie barykaduje przed nią. (…)
Ta powieść, to taka trochę bajka dla dorosłych, ale czyż nie lubimy czytać bajek? Mamy w niej trochę z Kopciuszka, w którym jest dziewczyna zwyczajna jak szara myszka i piękny, bogaty książę, a trochę z Pięknej i Bestii w której jest dziewczyna przede wszystkim piękna duchem, chociaż i do jej wyglądu nie można się przyczepić i bogaty, zły na siebie i cały świat książę, momentami przypominający Bestię, ale tylko pod względem zachowania. A pośrodku tego wszystkiego piękna miłość, bez opisów erotyki. Czuć jednak jak ta erotyka iskrzy ukryta między słowami.
(…) Nie musiał mnie namawiać, chciałam być blisko niego, czuć jego zapach, oddech, zatracać się pod wpływem głosu. Wsunęłam się pod kołdrę, czując całą sobą jego rozpalone ciało. Pocałował kilka razy moją dłoń, mocno mnie przytulił i oboje wsłuchiwaliśmy się w bicie naszych serc. Nasze ciała przyciągały się jak dwa magnesy. (…)
Często jest tak, że człowiek nie potrafi otworzyć się na nowe uczucia, bo zbyt mocno przytłacza go jakaś smutna, czy dramatyczna przeszłość. Ale czy należy żyć tą przeszłością i nie pozwolić sobie na nowe, piękniejsze?
(…) Żeby spokojnie żyć w teraźniejszości, trzeba rozliczyć się do końca z przeszłością. (…)
To nie jest książka typowa dla serii harlekquin. To jest lektura o tym, jak wyboista czasami jest droga prowadząca do szczęścia. Jak trudno czasami myśleć o miłości, kiedy ktoś ciągle rzuca kłody pod nogi. Przede wszystkim jest to opowieść o tym, że wiara w drugiego człowieka, bez względu na to, jakim byłby łajdakiem, potrafi czynić cuda. Nie braknie tu łez, ale nie brakuje również uśmiechu. Może trochę niewiarygodna jest ta opowieść, i tak jak wspomniałam wcześniej trochę jak bajka, ale kto z nas nie kocha bajek?
Polecam tę książkę nie tylko paniom uwielbiającym romanse, myślę, że powinni ją przeczytać również niektórzy panowie. Jest to niesamowita historia nie tylko o miłości dwojga ludzi, ale również o miłości rodzicielskiej. Historia o przyjaźni tej pięknej i tej fałszywej, ale przede wszystkim jest to opowieść o walce człowieka o siebie i o innych.
Dziękuję wydawnictwu MUZA za możliwość przeczytania tej powieści, którą polecam i myślę, że kiedyś jeszcze do niej wrócę.
Polecam również wcześniejsze książki autorki, napisane w tym samym stylu, czyli wiele wrażeń, mnóstwo wzruszeń i tyle samo uśmiechów.
Powrót do starego domu, Tajemnice starego domu, Pamiętnik ze starego domu.