dramat obyczajowy
CÓRKI CZARNEGO MUNDURU – Sylwia Trojanowska
(…) Poród na dobre zmienił Wilhelma. O ile Ingrid do czasu rozwiązania miała nadzieję, że po przyjściu na świat jego upragnionego dziedzica ich relacje staną się takie jak te z początków znajomości, o tyle straciła ją już w szpitalu. Nie urodziła mu wymarzonego syna, a dziewczynki były dla niego synonimem klęski. (…)
Sylwia Trojanowska urodziła się w 1974 roku. Razem z mężem i synem mieszka w Szczecinie. Jest niepoprawną optymistką, pasjonatką pozytywnego myślenia i cieszenia się każdą chwilą. Wielbicielka podróży dalekich i tych całkiem bliskich. Uwielbia góry, obcowanie z przyrodą, muzykę filmową i dobrą herbatę (w dużych ilościach!). Kiedy nie pisze, spełnia się jako trener biznesu i coach. W swoim dorobku pisarskim ma takie książki jak „Wigilijna przystań”, „A gdyby tak…”, trylogię, w skład której wchodzą „Sekrety i kłamstwa”, „Prawdy i tajemnice”, oraz „Powroty i wspomnienia”.
Córki czarnego munduru to dramat obyczajowy z historią wojenną w tle.
PREMIERA 14 SIERPNIA 2024
Młodziutka Ingrid po śmierci babci, jest pod opieką wujostwa. W obliczu polityki jaka szerzy się w Trzeciej Rzeszy zostaje wysłana na obóz dla dziewcząt BDM na którym wydarza się coś co niszczy spokojną wychowaną z dala od nazistowskiej doktryny, z poszanowaniem dla drugiego człowieka i otwartej na inne kultury dziewczyny. W życiu dziewczyny pojawia się jednak mężczyzna, wprawdzie dużo starszy, ale który ratuje ją przed jeszcze większym złem. Bardzo szybko Ingrid staje się panią na włościach wychodząc za mąż za swojego wybawiciela i rodząc dwie córeczki. Wyglądające z zewnątrz na sielankowe życie młodej dziewczyny, za zamkniętymi drzwiami pięknego domu jest całkowitym przeciwieństwem sielanki. Wychodząc za mąż za człowieka całkowicie oddanego ideologii nazistowskiej Ingrid nie wie z czym będzie musiała się zmierzyć i co (lub kto) będzie dla niej najcenniejsze. Jak poradzi sobie skromna młoda kobieta, matka i żona nazisty z panującymi w domu i na świecie wojnami? Dlaczego Wilhelm nie potrafił pokochać córek, które przyszły na świat w jego domu? Kim dla młodziutkiej Ingrid była przyjaźń z pewnym doktorem, który w przeszłości uratował jej życie.
Książki, których fabuły umieszczone są w czasach międzywojennych lub w czasie drugiej wojny światowej zawsze wzbudzają we mnie sporo emocji. I nie jest ważne, czy jest to książka reportażowa, czy jej fabuła została skonstruowana na faktach, czy jest to fikcja literacka powstała w głowie autorki czy autora, zawsze związane są z tym emocje.
Staram się wyglądać na osobę silną, ale muszę przyznać, że często w czasie czytania tak bardzo przeżywam fabułę, że wzruszenie bierze górę nad wszystkim innym.
Ta książka okazała się dla mnie wulkanem emocji, które z pewnością silnie odczuje również wielu innych czytelników. I nie chodzi tutaj o to, że historia dzieje się tuż przed wybuchem wojny i w jej trakcie, pisząc o emocjach mam na myśli psychologiczne podejście do bohaterów i dramatów jakie towarzyszyły życiu głównej bohaterki.
Niewiele jest autorek czy autorów, którzy tak potrafią opisać, czy przedstawić swoich bohaterów, że albo się ich bardzo lubi, albo nienawidzi do granic możliwości. Sylwia Trojanowska zrobiła to perfekcyjnie. Świetnie, moim zdaniem, wykreowane postacie są jakby pierwszoplanowym wątkiem tej historii, ubarwiają ją zarówno ciepłem usposobień jak i zimnem dramatu.
Zaczynając czytać tę książkę pomyślałam sobie, że będzie to piękna opowieść o miłości, która potrafi pokonać największe zło. Coś w stylu „Pięknej i bestii”, niewiele się pomyliłam, bo mamy tutaj i „piękną” – zarówno biorąc pod uwagę urodę i serce oraz podejście do życia, jak i „bestię”, człowieka okaleczonego fizycznie i psychicznie, z pewnością nie bestię baśniową, ale taką w pełnym tego słowa znaczeniu.
(…) Chciała tak przez chwilę poleżeć i pobyć sam na sam ze swoim smutkiem, bólem i łzami, które stróżkami wędrowały po policzkach i spływały na podłogę. Nagle poczuła jak coś miękkiego i ciepłego otula jej plecy. Odwróciła się i zobaczyła ciekawskie oczy Sofii. Dziewczynka próbowała okryć mamę swoim kocykiem w kwiaty. (…)
Autorka w ciekawy sposób ukazała społeczność niemiecką podzieloną na tych, dla których liczyło się przede wszystkim człowieczeństwo i na tych, którzy zaślepieni ideologią hitlerowską nie posiadali tego człowieczeństwa nawet w sobie.
To nie jest lekka w odbiorze lektura, bo z pewnością wiele osób odbierze ją tak jak ja, czyli bardzo emocjonalnie i myślę, że niejeden raz uroni łzę. Ale z pewnością styl jakim pisze Sylwia Trojanowska jest tak lekki, że czyta się tę książkę wyjątkowo płynnie i trudno ją odłożyć nawet na chwilę cały czas mając w głowie to o czym przeczytało się na poprzednich stronach. Dlatego osoby, które jeszcze nie miały okazji jej przeczytać, lepiej niech przygotują sobie zapas chusteczek i zapas czasu.
To opowieść o młodej kobiecie, kruchej jak najlepsza porcelana, a jednocześnie twardej jak stal. O kobiecie, której ktoś uratował życie po to, aby dzień po dniu, miesiąc po miesiącu jej je zabierać i niszczyć. To również historia skrzętnie skrywanej tajemnicy, mrocznych myśli dominujących umysły pewnych ludzi, odrażających czynów, ale i odruchów wielkiego dobra.
(…) Ingrid z żalem spojrzała na postrzępione kartki, uklękła i nie bez trudu zaczęła zbierać je z podłogi. Układała równo, po kolei, gładząc każdą, jakby tym swoim dotykiem przepraszała je za czyn męża. Nagle zamarła. To niemożliwe. Spojrzała jeszcze raz i westchnęła, bo oto odkryła tajemnicę sprzed lat, tajemnicę babci. (…)
Młoda dziewczyna okrutnie skrzywdzona przez los i ludzi wreszcie trafia na kogoś, kto ratuje ją obiecując życie w luksusie i dobroci serca, ale pieniądze szczęścia nie dają, a obiecana dobroć pryska jak bańka mydlana w obliczu teoretycznej życiowej porażki.
Mąż Ingrid marzył o synu, nie dla siebie, nie dla żony, ale dla Führera. Syna, którym mógłby się szczycić, dzięki któremu byłby ważny, a tymczasem żona, która ledwo uszła z życiem obdarowała go córkami i to od razu dwoma. A wiadomo jak postrzegano w Rzeszy kobiety.
Ta opowieść to obraz fałszywego piękna pokazywanego wszystkim, kochającego się małżeństwa żyjącego w bogactwie, a tak naprawdę będącego piekłem tonącym w alkoholu, agresji i przemocy, bólu fizycznym i psychicznym.
POLECAM tę książkę nie tylko miłośnikom historii wojennych, to opowieść, która z pewnością na długo zostanie w pamięci każdego czytelnika. Autorka bowiem porusza w niej wiele ważnych tematów, począwszy od zniewolenia psychicznego i fizycznego w małżeństwie, ślepej miłości do Hitlera i wiary w jego słowa, pracy robotników przymusowych będących niemal niewolnikami Niemców, po piękną przyjaźń i wiarę w drugiego człowieka.
(…) Bo to życie bywa różne, czasami piekielnie bolesne i nieprzyjemne, czasami samotne i bezduszne, ale u podstaw zawsze jest dobre i każde ma cel. I moje, i twoje. I Josefa, Każde. (…)
Dziękuję Autorce i wydawnictwu MARGINESY za możliwość przeczytania tej pięknej książki w ramach współpracy barterowej. I chociaż mam trochę żalu do Autorki za zakończenie, które mną wstrząsnęło i którego chyba nikt się nie spodziewa i zostawienie czytelników z niewiadomą oczekiwania na kolejny tom, to cieszę się, że mogłam poznać historię młodej Ingrid.
MOJA MATKA PESTKA – Anna Sakowicz
(…) Wiesz, co jest w niej najgorsze? Że człowiek ma już przechlapane na samym starcie. Diagnoza równa się wyrok, tylko odroczony w czasie. Musisz patrzeć jak druga osoba odchodzi – każdego dnia po kawałku, a jest przy tym tak nieznośna, że marzysz tylko o jednym. Czasami wstyd mi było z powodu moich uczuć i myśli. (…)
Anna Sakowicz, to mieszkanka Starogardu Gdańskiego pochodząca ze Stargardu Szczecińskiego. To absolwentka filologii polskiej, edukacji filozoficznej i filozofii na Uniwersytecie Szczecińskim oraz edytorstwa współczesnego na Uniwersytecie im. Stefana Wyszyńskiego. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego i etyki, była doradcą metodycznym oraz redaktorem naczelnego regionalnego pisma pedagogicznego. Jako autorka zadebiutowała pisząc do szczecińskiego „Punktu Widzenia”. Swoją pierwszą książkę wydała w roku 2014 i od tej pory prawie każdego roku zadowala swoje czytelniczki kolejną książką. Pisze dla dorosłych, ale i też dla dzieci, a jej książki pokochały tysiące czytelniczek, wśród których jestem również ja, co potwierdzam w kilku wpisach na tym blogu.
Moja matka pestka to dramat obyczajowy.
PREMIERA KSIĄŻKI 05 CZERWCA 2024
Natasza jest młodą szczęśliwą kobietą, która w najbliższym czasie nie ma jeszcze ochoty wychodzić za mąż za Patryka. Są szczęśliwi tak jak żyją i to im na razie wystarcza. Kupili już wspólnie mieszkanie i do pełni szczęścia niewiele im już brakuje. Jeden telefon i jedno nieoczekiwane spotkanie zmienia ich życie, które z dnia na dzień zaczyna rozsypywać się na drobne kawałeczki. W wypadku ginie ojciec Nataszy, a matka okazuje się być terminalnie chorą osobą zmagającą się z trudnym do okiełznania nawet lekarzom Alzheimerem. Natasza opuściła rodzinny dom w wieku 19 lat i od tej pory prawie nie miała kontaktu z rodzicami, więc nie była świadoma jaki dramat odbywa się w ich rodzinnym domu. Patryk zamiast stanąć po stronie narzeczonej małymi krokami wycofuje się z ich wspólnego życia, nie wyobraża sobie mieszkania pod jednym dachem z chorą, często agresywnie ustosunkowaną do świata matką Nataszy. W pracy również szef nie daje dziewczynie taryfy ulgowej co doprowadza do tego, że w jednej chwili wali się cały pięknie poukładany świat młodej kobiety. Czy Natasza odnajdzie się w nowej roli, roli opiekunki matki, która całe swoje życie traktowała ją bez należnych dziecku uczuć? Kto stanie się przyjacielem a kto wrogiem dziewczyny, która ledwo radzi sobie z emocjami? Czy Nataszy uda się ponownie zbudować szczęście i odnaleźć miłość, która będzie dla niej wsparciem?
Książki, których fabuły odnoszą się do jakiejś choroby zawsze wywołują we mnie ogrom emocji. Tak też się stało z najnowszą powieścią Anny Sakowicz, która w bardzo dramatyczny sposób przedstawia swoim czytelnikom na czym polega trudna do zaakceptowania choroba Alzheimera.
Młoda, na swój sposób szczęśliwa kobieta, która z pewnych przyczyn straciła kontakt ze swoimi rodzicami, nagle staje na rozdrożu dróg życiowych i musi wybierać: czy szczęście własne, miłość i luksus, czy opieka nad chorą matką, która tak właściwie nie potrafiła jej zapewnić uczuciowej stabilizacji, na każdym kroku wypominając wady, nigdy nie podkreślając zalet.
Przyznam szczerze, że nie zazdrościłam głównej bohaterce tej książki i nie wiem jak bym się zachowała będąc na jej miejscu.
(…) Patryk spojrzał na zegarek. Potem spróbował się uśmiechnąć. Przecież ich życie jest idealne. Pojawienie się starszej pani to tylko przejściowa sytuacja, niewielki kryzys, który zaraz zażegnają. (…)
Oczywiście inaczej by to wyglądało, gdyby matkę i córkę łączyła mocna więź emocjonalna, ale w obliczu ciągłego szykanowania i poniżania od najmłodszych lat sprawa wyglądała zgoła odmiennie.
Nikt z nas nie wie, jak zachowalibyśmy się będąc na miejscu Nataszy. Ktoś mógłby powiedzieć, że ekstremalną sytuację niszczącą i zdrowie psychiczne i fizyczne takiej opiekunki można załatwić szybko, oddając chorą, często nie panującą nad swoimi odruchami osobę do domu opieki. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Kto zna realia pobytów w domach opieki ten wie, że umieszczenie kogoś w państwowym graniczy z cudem wyczekiwania na miejsce nawet kilka lat, co dla takiej opiekunki może być więcej niż tylko dramatem choroby, a do prywatnego, często barierą nie do pokonania są wysokie koszty, na które nie każdy może sobie pozwolić.
Anna Sakowicz stworzyła historię, która może się zdarzyć każdej z nas. Nigdy nie wiemy co los dla nas przygotował. Autorka pokazała jednak, że w obliczu zwątpienia, rozpaczy, bezradności, czy dawnych uraz można zachować szczątki człowieczeństwa. Nauczyć się współpracy z innymi i nauczyć się panowania nad skrajnymi emocjami, które nie zawsze dają się okiełznać.
Choroba seniorki i czas jaki główna bohaterka musiała tak organizować, aby nie robić krzywdy ani sobie ani swojej mamie to jedno, ale muszę przyznać, że pięknie zostało pokazane w powieści coś, co zasługuje na wzmiankę. Tym drugim wątkiem jest powoli rodzące się uczucie, które z pewnością było pozytywne w walce z chorobą matki.
(…) Natasza zauważyła, że jej matka miewa różne momenty. Raz wydaje się przytomna, rozumiejąca to, co się dzieje wokół niej, a innym razem wbija bezmyślnie wzrok przed siebie i patrzy w jeden punkt. Staje się nieobecna, żeby kilka minut później wybuchnąć agresją. Trudno przewidzieć jej zachowania. (…)
Przyznam szczerze, że chociaż początkowo znajomość Nataszy z pewnym mężczyzną nie wyglądała zbyt różowo, to ja kibicowałam tej ich znajomości. Początek był z pewnością dla obojga trudny, niechęć dziewczyny do „wścibskiego” jej zdaniem sąsiada z pewnością wynikała z rozpaczy nad losem, z bezradności i strachu. Długo Natasza nie potrafiła zrozumieć, że ktoś kto wyciąga do niej pomocną dłoń robi to z potrzeby serca, nie dla pokazu.
Jak łatwo wówczas można odebrać słowa: „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Czy główna bohaterka się o tym przekonała?
Niestety często jest tak, że przed obliczem nieznanego i trudnego do zaakceptowania w wyidealizowanym świecie, wielu ludzi ucieka. Dla wygody własnego życia usuwa się w cień zamiast wyciągnąć pomocną dłoń. Smutne to, ale jakże prawdziwe.
To jest książka, obok której nikt nie powinien przejść obojętnie, bo pokazuje jak słabym i jak silnym potrafi być człowiek w obliczu dramatu, który może spaść niespodziewanie.
Ta książka mnie zniewoliła na kilkadziesiąt godzin i chociaż czytałam ją w dość trudnym dla mnie momencie (spowodowanym chorobą) to jak już zaczęłam czytać, nie mogłam się od niej oderwać.
Gwarantuję, że i Wy nie będziecie mogli nawet na chwilę jej odłożyć, bo fabuła wciąga jak magnes. Czy będziecie kibicować Nataszy, czy potępicie ją za jej często trudne do zrozumienia zachowania to już jest inna sprawa.
POLECAM tę książkę całym sercem, moim zdaniem to ważna książka, która nas zarówno wiele nauczy jak i pozwoli zrozumieć wiele. Gdy odpowiedzialność za drugą osobę walczy z negatywnymi emocjami to nigdy nie jest to przyjemne, czy Nataszy udało się ustabilizować swoje wywrócone do góry nogami życie, przekonacie się sięgając po tę niezwykłą powieść.
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu WAB za egzemplarz, który mogłam przeczytać przedpremierowo. Myślę, że nie tylko będę tę książkę polecać innym do przeczytania, ale z pewnością jeszcze kiedyś do niej wrócę. Jak opadną emocje i będę mogła ją jeszcze raz przeczytać na spokojnie.
OWOC GRANATU – Maria Paszyńska
(…) Zamarła, nasłuchując. Nie bała się wilków ani niedźwiedzi. Ojciec nauczył ją, jak postępować z dzikimi zwierzętami. Jej niepokój brał się raczej stąd, że miała niejasne przeczucie, iż gałęzi nie złamało zwierzę. (…)
Maria Paszyńska jest pisarką, felietonistką, varsavianistką, prawniczką i orientalistką. Ukończyła autorską klasę humanistyczną z rozwiniętym programem wychowania estetycznego w VII LO im. Juliusza Słowackiego w Warszawie, a następnie prawo na Uczelni Łazarskiego oraz iranistykę na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. By nauczyć się języka tureckiego, dwa lata studiowała turkologię. Przez kilka lat pracowała jako prawnik oraz przewodnik miejski po Warszawie. Choć urodziła się na Dolnym Śląsku, mówi o sobie, że jest adopcyjnym dzieckiem Warszawy. Zadebiutowała w 2015 roku powieścią Warszawski niebotyk, która znalazła się w finale I. edycji konkursu Promotorzy Debiutów organizowanego przez Instytut Książki i Fundację Tygodnika Powszechnego. Powieść Owoc granatu. Dziewczęta wygnane została nominowana w plebiscycie portalu lubimy czytać do miana Książki Roku 2018 w kategorii Powieść historyczna.
Autorka specjalizuje się w powieści historycznej.
Owoc granatu to tetralogia obyczajowa, którą rozpoczyna dramat wojenny mający duży wpływ na przyszłe życie bohaterek. To oparta na faktach wstrząsająca historia wygnanych kobiet, których tułaczy szlak wiódł z Rzeczypospolitej przez Syberię aż na Bliski Wschód.
Owoc granatu. Dziewczęta wygnane. Tom 1
PREMIERA KSIĄŻKI 01 STYCZNIA 2018
Lato 1939 roku, Kresy. Elżbieta i Stefania, wchodzące w dorosłość bliźniaczki, spędzają beztroskie wakacje w dworku dziadków. Sielankową atmosferę przerywa wybuch wojny, dziewczęta jeszcze nie zdają sobie sprawy kto jest dla ich rodziny największym zagrożeniem, czy Niemcy w szybkim tempie opanowujący Polskę, czy wkraczająca do ich kraju ze wschodu Armia Czerwona. Rozpoczyna się dramatyczna walka o przetrwanie. Dziewczęta nie przypuszczają nawet, co szykuje dla nich los i jaką cenę przyjdzie im zapłacić za każdy dzień życia. Nadchodzi jednak dzień zapowiadający najgorszy w ich życiu koszmar, wywiezienie na Sybir. Czy przetrwają w chłodzie, o głodzie i w bólu? Kto z rodziny wyjdzie z tego koszmaru, a kto pozostanie w dalekiej ziemi?
Tetralogię otrzymałam kiedyś w prezencie, ale długo nie potrafiłam przekonać się do przeczytania. Słyszałam o tych książkach wiele i chyba bałam się emocji jakie wzbudzała fabuła.
Jako autorka książek z historią wojenną w tle doskonale zdaję sobie sprawę z tego jak silnym trzeba być psychicznie, aby napisać powieść opierającą się na dramatycznych faktach.
Wreszcie przemogłam się i sięgnęłam po pierwszy tom tej lektury i muszę przyznać, że zaczynająca się sielankowo opowieść o dwóch siostrach po kilkunastu stronach tak mnie wciągnęła, że odłożyłam na bok wszystko co było do wykonania i zatraciłam się w czytaniu.
Nisko chylę czoło przed autorką, która potrafiła w taki sposób opowiedzieć tę historię, że czytając prawie cały czas czułam przyspieszone bicie serca. Podziwiam dokładność opisów wielu wydarzeń, miejsc i osobowości ludzi, kłaniam się nisko za kwerendę, która z pewnością była przeprowadzona drobiazgowo, bogata w informacje.
Przedstawienie tak zmiennych charakterów sióstr będących bliźniaczkami to z pewnością taki sam wielki plus tej książki jak sama historia, od której trudno się oderwać.
(…) Prawda, którą Stefania odkryła w dniu wypadku, sprawiła, że nagle wszystkie jej myśli poczęły uparcie krążyć wokół Elżbiety. Nie były to bynajmniej myśli przepełnione troską, lecz nasączone jadem nienawiści. Stefania przestała widzieć w Halszce kogoś, z kim dzieliła matczyne łono, siostrę, członka rodzinnej wspólnoty, a dostrzegała jedynie rywalkę. (…)
Tragiczne losy Polaków zesłanych na Syberię to coś równego cierpieniu ludzi będących w obozach koncentracyjnych. To też były obozy pracy, chociaż być może zesłańcy mieli w nich nieco więcej swobody jak w obozach koncentracyjnych, ale równie mocno byli narażeni na głód, niewyobrażalny chłód, choroby, cierpienie i śmierć oraz ciężką pracę jak inni. Aż trudno sobie wyobrazić co musieli ci ludzie przejść, aby przeżyć. Głód i chłód to tylko nieliczne trudności przetrwania. Upokorzenie, ból spowodowany niewolniczą pracą i brak pomocy. W takich warunkach można zapomnieć o człowieczeństwie a jednak wielu z zesłańców nie zapomniało, czego przykładem jest jedna z sióstr, która poświęcając własne zdrowie, poświęcając własną godność potrafiła najpierw myśleć o siostrze, a dopiero potem o sobie. Koszmarne warunki i upodlenie przez pozbawionych uczuć Sowietów sprawiły, że dziewczyna czuła, jakby wewnątrz umarła, jakby z niej całej pozostało jedynie ciało funkcjonujące jak automat.
(…) – Nie liczy się to, co możesz, lecz to co musisz. A musisz żyć. Nie dla siebie i broń Boże nie dla mnie, lecz dla ojca. Dałam mu słowo, że zaopiekuję się rodziną. Muszę go dotrzymać. Nie pozwolę, żeby stracił wszystkich.! (…)
Autorka w bardzo dosadny sposób opisała smutne skutki alkoholizmu, do którego doprowadziły strach i poczucie bezwartościowości. I chociaż jestem wrogiem alkoholu doskonale rozumiałam Elżbietę i to, że w jedyny sobie dostępny sposób próbowała zagłuszyć strach, ból i sumienie.
Ta książka to dokument opisujący tragizm pewnego etapu historii. Ale to również smutna opowieść o relacjach międzyludzkich i to relacjach osób, które powinny być mocno ze sobą związane, silne, zbudowane na odpowiedzialności za drugą osobę.
Zarówno Stefania jak i Elżbieta połączone więzami krwi, wychowane w tym samym duchu kultury, przez tych samych rodziców różniły się jak ogień i woda. Jedna z nich była uczynna, pracowita, uczciwa i empatyczna, a druga krnąbrna i roszczeniowa. Co sprawiło, że te dziewczyny były tak różne?
Na podstawie losów sióstr Łukowskich poznajemy losy wielu Polek zesłanych na Sybir, gdzie głód i mróz były często jednymi z łagodniejszych problemów, z którymi trzeba było funkcjonować na co dzień.
Nie ukrywam, że książka poszarpała mnie emocjonalnie, w wielu momentach nie potrafiłam zapanować nad łzami i chociaż były chwile, że chciałam lekturę odłożyć, aby zaczerpnąć powietrza i uspokoić emocje, to nie potrafiłam tego zrobić, bo książka działała na mnie jak magnes.
Z całą pewnością muszę przyznać, że nie jest to lektura łatwa i nie polecam jej osobom bardzo wrażliwym, ani takim, które, które preferują książki łatwe, lekkie i przyjemne. Myślę jednak, że dla czytelników lubiących powieści z tłem wojennym czy historycznym, to jest coś, co warto przeczytać.
Przede mną kolejne trzy tomy tej tetralogii, trochę się boję sięgnąć po następne części, ale ciekawość jak potoczyły się dalsze losy panien Łukowskich jest silniejsza. Szczególnie po zagadkowym i dramatycznym zakończeniu pierwszego tomu.
Owoc granatu. Kraina snów. Tom 2
PREMIERA KSIĄŻKI 03 PAŹDZIERNIKA 2018
Bliźniaczki Elżbieta i Stefania wraz z tysiącami Polek cudem uszły z syberyjskiego piekła i podążając za Armią Andersa, dotarły do Iranu. Egzotyczny kraj okazuje się rajem na ziemi, jednak traumatyczne doświadczenia nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Czy w promieniach słońca i cieple perskiej gościnności kobiety zdołają odzyskać spokój?
Drugi tom to oczywiście kontynuacja losów sióstr Łukowskich, których drogi w pewnym momencie się rozdzielają. Zarówno Stefania jak i Elżbieta spotykają przystojnych i bogatych miłych mężczyzn i mogłyby wieść życie jak w bajce. Jednak los ma wobec nich inne plany.
Jedna z nich nie potrafi otworzyć się na miłość, a druga swoim egoizmem zabija to piękne uczucie.
(…) Elżbieta była pewna, że od jego namiętnych spojrzeń i żarliwych szeptów serce każdej kobiety stopiłoby się niczym wosk, lecz ona nie czuła niczego poza wdzięcznością i oddaniem. Choć pragnęła tego ze wszytskich sił, nie potrafiła pokochać młodego Irańczyka tak, jak niegdyś kochała Jędrzeja. (…)
Elżbieta wciąż nie może sobie poradzić z bolesnymi wspomnieniami i uważa, że to co zrobiła złego na Syberii kładzie się cieniem na jej życiu. Czuje się nikim aż do momentu, w którym spotyka kogoś ze swojej polskiej przeszłości.
Trudno jest jej pogodzić się z tym co przygotował dla niej los, dopiero rozmowa z pewną Iranką pozwala jej na to, aby wybrać właściwą kartę. Czy mężczyzna, którego spotkała i w sobie rozkochała jest tym, który powinien być dla niej tym najważniejszym? Czy ktoś pozna wreszcie ukrywany głęboko w sercu sekret Halszki (Elżbiety)?
Stefania natomiast mimo utraty swojej wielkiej miłości, a zarazem boleśnie upokorzona nadal walczy o swoje. Jej nienawiść do siostry z każdym dniem jest głębsza i dziewczyna nie cofnie się przed niczym, aby dopiąć swego. Jest gotowa również uznać siostrę za zmarłą, byleby tylko Elżbieta więcej nie stanęła na jej drodze.
Owoc granatu. Świat w płomieniach. Tom 3
PREMIERA KSIĄŻKI 24 KWIETNIA 2019
Jest rok 1963. Czterdziestoletnie Stefania i Elżbieta wiodą w Iranie pozornie szczęśliwe życia u boku mężów. Podjęły decyzje, które miały wreszcie zapewnić im spokój, ale te nadzieje okazały się płonne. Niezagojone rany, niewybaczone winy, niewyleczone traumy coraz silniej zatruwają codzienność kobiet. Halszka, która jest znaną farmaceutką i cenionym naukowcem, nie może zapomnieć o przeszłości, a Stefania, mimo iż osiągnęła swój cel wychodząc za mąż za mężczyznę, w którym podkochiwała się w młodości nie potrafi odnaleźć się w wymarzonej rzeczywistości. Tymczasem Iran cieszy się z wolności. Pod rządami premiera Mosaddegha kraj rozkwita i dąży do niezależności od zachodnich imperiów, co z czasem okazuje się tylko złudzeniem. W państwie narasta kryzys. Wkrótce dochodzi do przesilenia, które zburzy chwiejną równowagę osiągniętą przez bliźniaczki.
W kolejnej części opisanych losów sióstr Łukowskich autorka wplotła sporo polityki odnoszącej się do tego, co działo się w latach 60.-tych ubiegłego wieku w Iranie i chociaż z pewnością wielu ten temat interesuje, ja przyznam szczerze trochę się tymi fragmentami nudziłam.
Wojna w Polsce dawno się skończyła, ale na ziemi, na której zamieszkały Stefania i Elżbieta, na której założyły rodziny dramat państwowy dopiero się zacznie.
Los cały czas rzuca kobietom kłody pod nogi. Bawi się nimi, raz pozwalając na chwile ekscytacji i szczęścia by za kolejną chwilę zrzucić je w otchłań bólu i dramatu.
Ani jedno, ani drugie małżeństwo nie należy do szczęśliwych, jedna z sióstr zmuszona jest żyć u boku mężczyzny, który jej nie kocha, a czasami wręcz nią gardzi, a druga nie potrafi szczerze pokochać tego, który oddałby za nią życie.
I nagle w wieku już mocno zaawansowanym, bo zbliżającym się do 50.-tki jedna z sióstr zachodzi w ciążę co wywraca do góry nogami życie nie tylko jej.
W kraju zaczyna być coraz niebezpieczniej dla obcokrajowców i chociaż żadna z sióstr nie myślała do tej pory o opuszczeniu Iranu na stałe, okoliczności je do tego zmuszają.
W tej części jest również sporo dramatycznych zwrotów akcji, przeszłość wciąż kładzie się cieniem na teraźniejszości, a los sióstr jest nieprzewidywalny.
Mimo wielu własnych sekretów, Elżbieta jest wyjątkowo lojalną wobec swojej teściowej i chociaż wie, jak dramatyczne jest życie tej kobiety, na jej prośbę nie zdradza tego ani swojemu mężowi, ani nawet szwagierce będącej jej najbliższą przyjaciółką. Czy postępuje zgodnie ze swoim sumieniem, czy też uważa, że każdy ma prawo do własnych tajemnic, nawet jeżeli są one tragiczne w skutkach?
(…) Lekarz, który przybył późnym rankiem, by stwierdzić zgon Bathar, najpierw musiał zająć się leżącą na podłodze synową zmarłej. Nie znalazłszy żadnych urazów głowy ani ciała, nakazał przenieść Halszkę do łóżka. Zbadał ją, zmierzył puls i temperaturę, a wreszcie doradził, by jej nie budzić. (…)
Owoc granatu. Powroty. Tom 4
PREMIERA KSIĄŻKI 03 LIPCA 2019
Halszka z córką w pośpiechu opuszczają Iran, który w 1979 zmienia się w państwo wyznaniowe rządzone przez Chomeiniego. Przylatują do Paryża i zatrzymują się w skromnym mieszkaniu Stefanii i Jędrzeja Walickich. Elżbieta źle się czuje w towarzystwie siostry i szwagra. Człowiek, którego kiedyś kochała, dzisiaj ją przeraża… Pocieszenia jak zawsze szuka w pracy naukowej i wciąż wierzy, że niebawem dołączy do nich Mehrdad. Natomiast Stefania oddaje się opiece nad siostrzenicą. Między nią a małą Anią rodzi się wyjątkowa więź. Żadna z sióstr nie czuje się w Paryżu jak w domu, coraz częściej mówią o powrocie do Polski. Trwają przygotowania do kolejnej ważnej podróży w ich życiu. Czy w peerelowskiej Warszawie kobiety odnajdą wreszcie spokój i szczęście?
Po mocno politycznej fabule tomu 3 straciłam zapał czytania, kolejne losy sióstr być może nadal wydały się ciekawe, ale czegoś mi z tej historii zabrakła. Może emocji?
W ostatnim tomie los rzuca kobiety do Paryża, uciekają przed niebezpieczeństwem, które może ich spotkać w kraju, który kiedyś je uratował. Zmuszone do zamieszkania razem siostry stają do konfrontacji między sobą i chociaż nadal nie potrafią się w pełni dogadać, to wychodzą na światło dzienne pozytywne cechy krnąbrnej, zapatrzonej kiedyś w siebie Stefanii. Myślę, że w tej części bardzo przyciągnęło mnie to jak autorka umiejętnie pokazała psychologiczne portrety każdej z kobiet.
(…) Zazdrość w jednej chwili przemieniła się w żal. Jej życie rodzinne mogło być tak dobre. Mogła mieć głowę pełną wspomnień zamiast habilitacji i dziesiątków opublikowanych na całym świecie artykułów. Teraz, gdy zostały same, gdy nie miała wyboru i musiała odrobić swoją życiową lekcję macierzyństwa, stopnie naukowe okazały się bezużyteczne. (…)
Przeniesienie bohaterek do Paryża sprawia, że fabuła nabiera innego klimatu, pozwala spojrzeć na bohaterki z innej perspektywy. A powrót do Polski jest jakby takim punktem kulminacyjnym tej powieści, chociaż samo zakończenie jest nieco zaskakujące.
Muszę jednak przyznać, że cała powieść chociaż z momentami mocno dramatycznymi jest lekturą pełną ciepła, może nostalgii i skłania do refleksji nad tym co tak naprawdę jest w życiu ważne.
Z pewnością przeniesienie czytelników w atmosferę lat 80.- tych ubiegłego wieku przywoła u niejednej osoby wspomnienia.
Czwarta część tetralogii to z całą pewnością doskonałe zakończenie historii o bohaterkach, które przeszły przez piekło Syberii, zmiany polityczne Iranu i zawirowania w swoich życiach. I chociaż przyznam uczciwie, że dwie ostatnie części czytałam z mniejszym zaangażowaniem emocjonalnym jak dwie pierwsze, to dalsze losy Elżbiety i Stefanii odebrałam jako najbardziej dojrzałą część z całej historii. Poznałam bliżej siostry jako dojrzałe kobiety i chyba takie je najbardziej polubiłam.
Wspomnę jeszcze słowa, które napisałam na samym początku: Jako autorka książek z historią wojenną w tle doskonale zdaję sobie sprawę z tego jak silnym trzeba być psychicznie, aby napisać powieść opierającą się na dramatycznych faktach.
Polecam tę serię nie tylko paniom, chociaż głównymi bohaterkami są kobiety, ale świetnie wykreowane osobowości panów również mogą przyciągnąć do tej lektury panów.
Może kiedyś jeszcze wrócę do tej historii.
OSTATNIA WIADOMOŚĆ – Magdalena Krauze
(…) Sama dobrze wiesz, że życie bywa nieprzewidywalne i czasem jest tak, że kiedy powinniśmy być silni, dość długo jesteśmy słabi. Na wszystko potrzebny jest czas. Musisz być cierpliwa i przede wszystkim musisz przestać się zadręczać. (…)
Magdalena Krauze mieszka na Opolszczyźnie i jest autorką powieści obyczajowych. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczęła jeszcze w szkole podstawowej. Zadebiutowała w roku 2019 i w pełni uwierzyła wówczas w motto, że „marzenia się spełnia”. Pisze głównie dla kobiet, co nie oznacza, że jej książek nie mogą czytać również i mężczyźni. Jest nadopiekuńczą domatorką, niepoprawną romantyczką i w dużej mierze optymistką. Kocha ludzi i jest zwolenniczką wybaczania i dawania drugiej szansy. Jest autorką bardzo poczytnych powieści, które wysoko są oceniane przez czytelniczki.
Ostatnia wiadomość to powieść obyczajowa.
PREMIERA KSIĄŻKI 15 LISTOPADA 2023
Jagoda i Przemek są małżeństwem z długim stażem, przez lata tworzyli idealną parę, jednak, gdy dzieci opuściły rodzinny dom w ich małżeństwie coś zaczęło się dziać, co spowodowało, że młodzieńcza miłość straciła swój blask. Jagoda poczuła się odtrącona przez męża, a Przemek coraz więcej czasu zaczął poświęcać na swoje pasje. I chociaż ona próbuje przywrócić iskrę w związku to niewiele te jej zabiegi dają pozytywnych efektów. Chcąc zmienić coś w swoim monotonnym życiu, razem z przyjaciółką zapisuje się na kurs krav magi, którego trenerem jest dawny znajomy jej przyjaciółki. Pewnego wieczoru, przypadkowo podsłuchuje rozmowę Przemka z tajemniczym mężczyzną i ta rozmowa wywraca życie Jagody do góry nogami. Kobieta staje przed dylematem: czy walczyć o gasnące uczucie, czy zacząć myśleć tylko o sobie i ułożyć sobie życie u boku innego mężczyzny? Co takiego usłyszała Jagoda zza zamkniętych drzwi jej mieszkania? Kim dla kobiety stanie się Jacek, czy będzie tylko trenerem krav magi czy może kimś bliskim? Czy Jagodzie uda się uratować małżeństwo? Jak daleko może się posunąć odtrącona przez męża kobieta?
To moja pierwsza powieść Magdaleny Krauze, która sprawiła, że nabrałam ochoty na więcej. Biorąc do ręki tę książkę, a nie znając jeszcze „pióra” autorki spodziewałam się lekkiej, łatwej i przyjemnej historii miłosnej (chyba zasugerowałam się śliczną okładką, która w pierwszej kolejności przyciągnęła moje oko) i przyznam szczerze, że momentami jest lekko i przyjemnie, a nawet nieco zabawnie, ale momentami emocje tak biorą górę, że trudno mówić o lekkości przekazu treści.
Historia przedstawiona w tej książce mogłaby się wydarzyć niejednej kobiecie i myślę, że wiele czytelniczek odnajdzie w niej cząstkę siebie.
To zgrabne połączenie powieści psychologicznej, romansu i dramatu i myślę, że takie właśnie połączenie jest magnesem przyciągającym do takich lektur.
Autorka w ciekawy, chociaż muszę przyznać, że w nietuzinkowy sposób przedstawiła rutynę małżeńską, która w pierwszym momencie doprowadziła do czegoś co zrujnowało kilkanaście szczęśliwych wspólnie spędzonych lat.
Główna bohaterka jest kobietą, która nie chce poddać się obojętności pojawiającej się w związku, początkowo próbuje wszystkiego, aby odbudować coś, co powoli przestaje istnieć. Nie rozumie zachowania męża, z którym już nawet nie potrafi rozmawiać.
(…) Przemek naprawdę przestał być tlenem, którym wcześniej oddychałam, Jeszcze niedawno biegłam do domu z ogromną przyjemnością, żeby tylko jak najwięcej czasu spędzić z moim mężczyzną, z moim przyjacielem i partnerem. Teraz… teraz odwlekałam te powroty. (…)
A on? Pogubił się w życiu, chciał zaimponować wszystkim oprócz żony, zatrzymać młodość i witalność, czy postawił na bezmyślność?
Czasami człowiek uciekając przed przemijającym czasem stara się coś sobie udowodnić. A gdy pojawia się w jego otoczeniu ktoś, kto pięknie potrafi karmić pochlebstwami, przestaje zauważać to, co w jego życiu jest naprawdę ważne.
Małżeństwo Jagody i Przemka przechodzi wewnętrzny kryzys, ale aby go pokonać oboje powinni to zauważyć. Niestety często jedna strona widzi i chce zmiany, a druga egoistycznie dba tylko o własne dobro.
Czytając tę książkę z jednej strony współczułam głównej bohaterce, a z drugiej kibicowałam jej w dążeniu do szczęścia. Ale czym tak właściwie było dla niej to szczęście?
Magdalena Krauze świetnie wykreowała osobowości głównych bohaterów, może trochę wyidealizowała jednego z nich, ale myślę, że zrobiła to dla lepszego odbioru fabuły jako całości.
(…) Po tym jak wróciliśmy ze spaceru, Jacek wszedł do mojego pokoju. Nie poruszaliśmy już trudnych życiowych tematów, po prostu mnie przytulił i trzymał w silnych ramionach przez dłuższą chwilę. Zanim wyszedł pocałował mnie delikatnie i czule. (…)
Mamy w tej powieści smutnie ukazany kryzys wieloletniego związku małżeńskiego, mamy piękny, zmysłowy romans z nutką erotyki i mamy bolesny dramat. To wszystko sprawiło, że czytałam tę powieść z wielkim zaangażowaniem w losy bohaterów.
Moją uwagę przyciągnął również wątek prawdziwej, szczerej przyjaźni. Myślę, że każda kobieta powinna mieć obok siebie kogoś, na kogo może liczyć w każdej sytuacji i komu może ze wszystkiego się zwierzyć.
Lekki styl jakim pisze Magdalena Krauze to plus tej powieści, a w połączeniu z często zabawnymi dialogami i ciekawą fabułą stanowi lekturę, którą czyta się z przyjemnością, mimo trudnych tematów w niej poruszanych.
POLECAM, szczególnie paniom, a mojej PRZYJACIÓŁCE dziękuję za cudowny prezent urodzinowy jakim mnie obdarowała z piękną dedykacją Autorki. Dzięki niemu (mam na myśli ów prezent) poznałam kolejną polską pisarkę, po której książki z pewnością sięgnę jeszcze nie jeden raz.
LEŚNE CUDA – Sylwia Kubik
(…) Zwierzę stało tuż przy drodze, kuląc głowę, jakby chciało się ochronić przed atakującymi go śnieżynkami. Trudno było w nim rozpoznać dumną, silną i majestatyczną istotę. To, co mieli przed oczami, było bowiem karykaturą konia. (…)
Sylwia Kubik, to poczytna autorka wielu bestselerowych powieści obyczajowych osadzonych na Powiślu i Żuławach. Debiutowała 2 sierpnia 2019 roku. Tworzy zarówno powieści współczesne, jak i z tłem historycznym. Jej książki są nie tylko chętnie czytane, ale również nagradzane. „Miłość pod naszym niebem” została uznana za Książkę Roku 2020 w kategorii proza polska. W kategorii Kultura autorka za aktywne promowanie regionów otrzymała tytuł Osobowość Roku 2019 i 2020, a w 2022 tytuł Ambasadorki Kultury Pomorza. Przez koleżanki po piórze określana jako Pani Burza. Jeśli się w coś angażuje, to robi to całym sercem. Tak też jest u niej z pisaniem. Tworzy powieści osadzone w wiejskich klimatach, słowem pokazując otaczającą ją rzeczywistość. Jest absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego na kierunku filologia polska, ale nieustannie się dokształca w różnych dziedzinach: od KKZ Rol04 po MBA. Różnorodność zainteresowań znajduje odzwierciedlenie w jej twórczości, która trafia zarówno na salony, jak i pod przysłowiowe strzechy, które autorka ceni najbardziej.
PREMIERA 25 PAŹDZIERNIKA 2023
Leśne cuda to dramat obyczajowy z nutą romansu i świąt.
Michalina jest młodą kobietą, która bardzo udziela się w mediach społecznościowych, nawet nieźle w nich zarabiając. Dziewczyna mieszka z dziadkiem w pewnej sielskiej kurpiowskiej wsi, los tak zadecydował za nią. Pewnego dnia Michalina wraz ze swoim znajomym Dominikiem odnajdują w lesie zmarzniętego, rannego i zagłodzonego konia. Nie mogą pozostawić zwierzęcia na pastwę losu, zimna i samotności i postanawiają mu pomóc. Początkowo zabierają go do gospodarstwa dziadka Michaliny z nadzieją, że odnajdzie się właściciel zwierzęcia i że sprawiedliwości stanie się zadość. Niestety policja a nawet prokuratura są bezradne, ponieważ w dokumentacji widnieje, że… koń jest od jakiegoś czasu martwy. Czy uda się dziewczynie i jej nowemu przyjacielowi uratować konia przed śmiercią? Jak potoczą się losy zwierzęcia, które trafiło do gospodarstwa dziadka Michaliny? Jak potoczą się losy dziewczyny i niechętnie do niej nastawionego młodego mężczyzny, który miał pojawić się w jej życiu tylko na chwilę? Co przed światem ukrywa dziadek Michaliny?
Będąc w nastroju zimowo-świątecznym postanowiłam sięgnąć po książkę, która po przeczytaniu opisu fabuły bardzo mnie zaciekawiła. Zdążyłam już nieco poznać „pióro” autorki i po przeczytaniu jednej z jej książek nabrałam ochotę na więcej.
To nie jest książka stricte świąteczna, chociaż patrząc na piękną okładkę można tak o niej pomyśleć. Jest dużo śniegu otulającego piękną okolicę, jest zima (wiadomo) i jest wigilia, czyli można powiedzieć, że mamy powieść typowo świąteczną, jednak wątkiem głównym fabuły jest dramat pewnego konia, który katowany przez swojego właściciela uciekł (tak się domyślam) z miejsca swojego tragicznego życia.
Historia tego konia wydarzyła się naprawdę, koń nawet ma swoją stronę na Facebooku, myślę, że opowiedziana w formie powieści z pewnością zszokowała i przeraziła niejednego czytelnika.
Autorka przedstawiła w dość dramatyczny sposób walkę o zwierzę, które w mniemaniu jednej pani weterynarz powinno zostać uśpione. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy do tego nie dopuścili i na szczęście znalazł się weterynarz, który mimo złych rokowań, spróbował konia postawić na nogi.
Bucefał jest głównym bohaterem tej opowieści, ale to ludzie, którzy się nim zajęli odgrywają ważne role.
Autorka porusza w swojej powieści kilka bardzo ważnych wątków, jednym z nich jest znęcanie się nad zwierzętami. Ale przytacza również przykłady uchybień prawnych, nieudolnej pracy policji, dla której ważniejsze są przepisy niż dobro ofiary, w tym przypadku zagłodzonego i zmaltretowanego konia. Jak często niestety przepisy prawa robią więcej szkody niż pożytku?
Kolejnym bulwersującym wątkiem jest życie mediów społecznościowych i funkcjonujących w nim blogerów i influencerów. O tym jak okrutne to potrafi być dla wielu, z pewnością przekonali się ci, którzy doświadczyli na sobie hejtu. I tu znów nie istnieje żadne prawo, które powinno chronić, policja, prokuratura zdają się być obojętne na wyrządzaną komuś krzywdę, bo… przepisy swoje, a życie swoje, więc zło w każdej postaci zwycięża.
(…) Nie zamierzała tego tolerować. Pozgłaszała fejkowe konta, a następnie usunęła komentarze i zablokowała je, choć wiedziała, że powstaną kolejne. Była to walka z wiatrakami. Zgłaszanie, blokowanie to rozwiązania tymczasowe, nie miała jednak pomysłu, jak z tym walczyć, gdyż polskie prawo mocno kulało w tej kwestii i takie osoby tak naprawdę były bezkarne. (…)
Świetnie wykreowani osobowościowo bohaterowie tej lektury dodają fabule swoistego blasku. Przyznam szczerze, że większość z nich polubiłam.
Dramat znalezionego w lesie półżywego konia to oczywiście wątek główny powieści, ale oprócz niego mamy tutaj również wspomniany wcześniej świat mediów społecznościowych, ale mamy również romans, a właściwie to nawet dwa, no i mamy też święta 😉
(…) – Lubię, to za mało powiedziane. – Roześmiała się. – Kocham ten czas. Strojenie domu, szykowanie dekoracji na dworze, gotowanie. Świąteczna krzątanina wypełniona aromatycznymi zapachami, to coś, co zawsze sprawiało mi przyjemność. I nawet bałagan mi w tym czasie nie przeszkadzał. (…)
Piękny styl jakim pisze Sylwia Kubik sprawia, że mimo ogromnych emocji jakie targały mną podczas lektury tej książki, czytało mi się płynnie i lekko.
I chociaż uroniłam niejedną łezkę, to przyznam, że ta powieść mnie zauroczyła.
POLECAM ją nie tylko na długi zimowy wieczór, myślę, że tę książkę można czytać o każdej porze roku, bo na dobre powieści zawsze jest dobry czas.