dobraksiążka
KTOŚ TAK BLISKO – Wojciech Wolnicki
(…) – Adrianna K. została zamordowana w swoim mieszkaniu – kontynuuje redaktor. – Ciało znalazł były mąż. Na tę chwilę nic więcej nie wiadomo. Będziemy państwa informować na bieżąco, jeśli tylko pojawi się jakakolwiek ważna informacja w tej potwornej sprawie. (…)
Wojciech Wolnicki to człowiek o dwóch obliczach: ścisłym i humanistycznym, absolwent Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Krakowskiej oraz Scenopisarstwa w AMA Film School w Krakowie. Lubi gotować, smacznie zjeść i poznawać inne kultury. Nie lubi lania wody, hipokryzji i cwaniactwa. Interesuje się człowiekiem i o nim pisze. Jest autorem m.in. dystopijnej serii Dwuświat o podzielonym, pozbawionym ideałów świecie oraz poruszającej powieści o tematyce społecznej – Uznanie, powieść ta w roku 2023 została uznana przez serwis Granice za Książkę Roku, a także thrillera Pętla. Recenzje wszytskich tych pozycji znajdziecie na moim blogu.
Ktoś tak blisko to kryminał z dużą dawką wątku psychologicznego.
PREMIERA KSIĄŻKI 05 MARCA 2024
Jacek jest początkującym pisarzem wypromowanym częściowo przez swojego znanego w świecie literatury brata Mariusza, znanego autora kryminałów i założyciela krakowskiej grupy pisarskiej, który został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach. W drugą rocznicę śmierci Mariusza zostają zamordowane dwie osoby, a ich śmierci są na tyle zagadkowe, że ściśle wiążą się z opisanymi przez członków grupy pisarskiej w swoich książkach zbrodniami. Śledztwo w sprawie śmierci pisarza zostaje wznowione, rozszerzone zostają wątki, a prokuratura podejrzewa o te wszystkie zbrodnie młodszego brata pisarza. Inspektor Biernacki niezbyt przychylnie współpracuje z prokuratorem, mając zupełnie inny pogląd na sprawę, powoduje to pewnego rodzaju konflikt interesów. Jacek na własną rękę próbuje odnaleźć zarówno mordercę brata jak i pozostałych osób, bowiem morderca nie próżnuje. Młodego literata wspiera wymyślony przez niego detektyw Robert Kortz będący kimś w rodzaju alter ego pisarza. Kto szybciej rozwiąże zagadkę tajemniczych zgonów członków grupy pisarskiej, prokurator, policja czy Jacek? Dlaczego morderca wzoruje się na wątkach powieści kryminalnych?
„Pióro” Wojciecha Wolnickiego poznałam dzięki jego wcześniejszym publikacjom, które wydane zostały pod pseudonimem W&W Gregory. Nie ukrywam, że od pierwszej jego powieści wiedziałam, że ma on duże szanse zostać dobrym i znanym pisarzem. I chyba nie pomyliłam się.
Autor nie boi się eksperymentować z gatunkami i muszę przyznać, że w każdym przypadku wychodzi mu to całkiem dobrze. Była już tetralogia sf, był thriller, była powieść psychologiczna, a teraz mamy kryminał. Czy czymś jeszcze nas Autor zaskoczy?
Ta powieść nie jest typowym kryminałem, mamy w niej bowiem również wątek mocno psychologiczny, który sprawił, że książka dla mnie okazała się sporym zaskoczeniem i dzięki niej poznałam znaczenie słowa TULPA. Może ktoś się zdziwić, ale ja nie znałam tego określenia.
Fabuła trochę skojarzyła mi się z powieściami Agaty Christie, jest określona grupa osób i co jakiś czas ktoś z tej grupy zostaje zamordowany. Czytelnik prawie do samego końca nie jest w stanie odgadnąć, czy morderca jest z wewnątrz grupy, czy spoza jej kręgu.
Ciekawie wykreowane osobowości bohaterów z pewnością dodają fabule swoistego smaczku i tak do końca nie wiadomo kto jest tą postacią pozytywną, a kto negatywną. Myślę, że niektóre osoby, a właściwie ich zachowania zaskoczą niejednego czytelnika.
Intryga kryminalna wciąga od samego początku, a zaskakujące zwroty akcji nie pozwalają na nudę.
Ciekawym i dość intrygującym jest osobowość jednego z głównych bohaterów, Jacka Tylka, który funkcjonuje cały czas w towarzystwie kogoś będącego jego alter ego. Nie panuje nad swoim umysłem żyjąc dwuosobowo do tego stopnia, że nie dość, że często głośno rozmawia z wymyślonym przez siebie człowiekiem, to potrafi również zadawać mu ból w czasie bijatyki, a właściwie można określić samo-bijatyki. Schizofreniczne podejście tego mężczyzny do życia jest z jednej strony ciekawe pod względem psychologicznym, ale z drugiej trudno wyobrażalne dla przeciętnego człowieka.
(…) Na początku ją bawiło, kiedy przyłapywała go, jak rozmawia ze mną, bohaterem swojej kryminalnej serii. Raz powiedziała całkiem poważnie, że detektyw zastąpił mu utraconego brata, ale potem tego pożałowała. Z czasem zaczęło ją martwić, a nawet irytować, że mężczyzna rozmawia z wyimaginowanym przyjacielem, zamiast z nią. Tkwimy więc w niezrozumiałym dla wszystkich trójkącie, ona, on i ja. (…)
Autor mocno rozbudował wątek kryminalny począwszy od następujących w fabule morderstw po (moim zdaniem) świetnie poprowadzone zarówno policyjne śledztwo jak i prywatne dochodzenie jednego z bohaterów.
Bardzo autentycznie brzmiące dialogi i styl jakim autor pisze, a przy tym elastyczna, trzymająca w napięciu fabuła, to z pewnością atuty dobrej powieści kryminalnej.
Naturalnie opisane zdarzenia, chociaż czasami dość drastyczne, świadczą nie tyle o szerokiej wyobraźni autora, ale o tym, że nic nie zostało przekoloryzowane, chociaż może inni czytelnicy dopatrzą się w fabule tej koloryzacji, zwłaszcza jeśli chodzi o opisy zbrodni jak i obrazy znalezionych na ich miejscu zwłok.
Myślę, że nie bez znaczenia dla odbioru powieści jest również to, że autor świetnie się do przedstawionego w książce śledztwa przygotował, zrobił to wchodząc głęboko w realia policyjne i prokuratorskie, ale również zapoznając się z psychologicznym podejściem w umysł człowieka.
(…) – Dziękuję. Uff, co za atmosfera. Postaram się ją rozrzedzić kilkoma ciekawymi spostrzeżeniami. Po pierwsze, jak wiecie, na miejscu zbrodni znaleźliśmy mnóstwo materiałów DNA, udało nam się ustalić pochodzenie kilku próbek, ale nie wszystkich. Wiele z nich, mówię to z całą odpowiedzialnością, zostało celowo podłożonych, gdyż nie ma takiej możliwości, by znalazły się na miejscu zbrodni w liczbie pojedynczej… (…)
Momentami jest mrocznie, momentami tajemniczo i intrygująco, ale autor wplótł w tę historię kryminalną również odrobinę humoru, może trochę ironicznego, ale kilka razy uśmiechnęłam się podczas czytania.
Od pierwszej strony czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń i chociaż muszę przyznać, że jeden z głównych bohaterów mocno mnie irytował, to z zapartym tchem śledziłam jego poczynania.
Myślałam, że Wojciech Wolnicki już niczym mnie nie zaskoczy, a jednak się pomyliłam. Jest to jednak zaskoczenie pozytywne. Czy to jest jego ostatnia niespodzianka dla czytelników?
Przyznam szczerze, że książkę dosłownie pochłonęłam w kilka dni, pewnie, gdyby nie mały minus, który sprawił mi pewnego rodzaju dyskomfort podczas czytania, to przeczytałabym ją o wiele szybciej. Niestety z racji wieku i zbyt wielu lat spędzonych przed ekranem komputera moje oczy bardzo męczą się podczas czytania tekstu wydrukowanego małymi literami, a w tym przypadku tak właśnie było.
Ale żeby nie było tak słodko i pięknie to muszę to z siebie wyrzucić. Bardzo przeszkadzała mi narracja w trzeciej osobie czasu teraźniejszego, której ja osobiście nie lubię. Brzmi ona dla mnie jak słowa lektora opisującego niemy film.
(…) Świetlik rozgląda się po twarzach członków grupy. Nie znajduje ani jednego sprzymierzeńca, a kiedy zerka w oczy Radziewicz, odbija się od skierowanej w jego stronę pogardy. (…)
No cóż, musiałam w tej powieści znaleźć małe minusy, ale myślę, że dla każdego czytelnika najważniejsza jest fabuła, bo gdy ona jest nudna, to nie pomogą ani duże, wyraźne litery, ani ulubiona narracja.
Polecam tę książkę zarówno czytelnikom preferującym powieści psychologiczne jak i dobre kryminały. Gwarantuję, że nie będziecie narzekać na nudę.
Dziękuję Autorowi i Wydawnictwu OPENER za zaufanie i kolejną książkę, która mnie zaskoczyła, zachwyciła i pozwoliła na kilka dni porządnego książkowego relaksu. Mam nadzieję, że nie jest to moja ostatnia powieść tego Autora.
SKRADZIONA TOŻSAMOŚĆ. POLSKIE DZIECI W RĘKACH NAZISTÓW – Agnieszka Lewandowska-Kąkol
(…) Była przekonana, że jest Niemką, jedynaczką, opiekowali się nią troskliwi rodzice, chodziła do szkoły, miała koleżanki, a tu nagle, niemal z dnia na dzień wyrwano ją z jej środowiska, zabrana z przyjaznego otoczenia, by odesłać w nieznane. (…)
Agnieszka Lewandowska – Kąkol przez piętnaście lat pracowała w Redakcji Muzycznej Polskiego Radia. Następnie pisała teksty do wielu pism zajmujących się kulturą. Dzięki zbiegowi różnych okoliczności zaczęła pisać książki. Na rynku księgarskim można znaleźć już ponad dziesięć jej książek. Czas wolny od pisania najchętniej spędza w otoczeniu przyrody, z rodziną, przyjaciółmi i psami.
Skradziona tożsamość. Polskie dzieci w rękach nazistów to książka reportażowa przedstawiająca losy dzieci, które znalazły się w rękach nazistów mających w planach zniemczenie tych, którzy mają wyjątkowo aryjski wygląd. To częściowo sfabularyzowane losy dzieci, które trafiły do ośrodków Lebensborn.
PREMIERA KSIĄŻKI 08 SIERPNIA 2023 ROKU
Temat dzieci zranionych wojenną zawieruchą i chorymi przepisami niemieckich władz wywołuje silne emocje nie tylko w nas Polakach. Ślady ran psychicznych i fizycznych, to pamiątki po doświadczeniach jakie pozostały po wojnie w wielu sercach kilkuletnich wówczas dzieci. Śledząc dzieje kilkunastu ofiar polityki Lebensbornu, autorka ukazuje jak chore były te uwarunkowania, kiedy odbierano dzieci ich biologicznym rodzicom, oddając w ręce obcych, nie zawsze przychylnie do nich nastawionych ludzi. Ta książka to dokument, który wciąż budzi wiele emocji, a o którym wciąż tak niewiele się mówi. Czy wszystkie dzieci trafiały do kochających je rodziców zastępczych? Co działo się z dziećmi, które nie odpowiadały standardom aryjskim? Ile z nich powróciło do swoich biologicznych rodzin i czy wszystkie były z takich powrotów zadowolone?
Myślę, że na temat Organizacji Lebensborn przeczytałam już wszystkie książki i publikacje dostępne na rynku polskim ponieważ starałam się zrobić porządny research do mojej książki – „Pamięć dla Heleny”, ale ta książka (jak i wcześniejsze, które przeczytałam) bardzo mnie poruszyła emocjonalnie.
Jest to książka reportażowa i muszę przyznać, że autorka podchodząc do tematu również mocno musiała się do tego przygotować. Zresztą sama bibliografia na końcu książki robi wrażenie.
Myślę, że zawsze, gdy chodzi o dzieci, to podchodzimy do tego tematu z dużą dawką wrażliwości. A dzieci skrzywdzone przez chory niemiecki system są dla nas szczególnie ważne. Cieszę się, że po tylu latach nadal głośno mówi się o Organizacji Lebensborn, chociaż wciąż są ludzie, którzy nie wiedzą o niej nic, lub wiedzą niewiele.
(…) Ktoś pisał, oczywiście po niemiecku, w imieniu Anity, które to imię nadano dziewczynce przy niemieckiej adopcji, że dziecko aktualnie kończy szkołę podstawową, nie zna polskiego, nie chce znać byłej rodziny i nigdy nie zamierza przyjechać do Polski. Choć rodzina Sowów nie miała pewności, czy treść listu zgodna jest z przekonaniami ich Joasi, była ona dla wszytskich bardzo bolesna i trudno im było przełknąć tę gorzką pigułkę po zaskakująco radosnej informacji o tym, że dziewczynka żyje. (…)
Autorka opisuje losy kilkorga dzieci wciągniętych do Lebensborn, dzieci wydartych swoim biologicznym rodzicom, często zabranych siłą lub podstępem, ale opisuje również dramat rodziców adopcyjnych, często nieświadomych tego, czyje dziecko otrzymali.
Z całą pewnością dzieci oderwane od swoich rodzin przeżyły większe lub mniejsze dramaty, dla wielu z nich to była tragedia, ale czy wszystkie z nich po latach przebywania w niemieckich domach, cały czas tę tragedię odczuwały?
Niektóre z nich były zbyt małe, aby pamiętać kim tak właściwie są. A czy słowo „patriotyzm” w odniesieniu do kilkuletniego dziecka nie jest zbyt trudny do zrozumienia?
Nie pochwalam tego, co zrobili Niemcy, może ich potępiam za to, że tak wiele dzieci pozbawili tożsamości, skazali na cierpienie fizyczne i psychiczne, ale zastanawiam się nad tym, że wielu dzieciom również podarowano piękne dzieciństwo, otulone miłością i serdecznością.
Gdyby ośrodki Lebensborn były tym, czym mogłyby być, czyli ochronką i domem tymczasowym dla prawdziwych sierot, być może nikt nie wracałby do tego tematu. Bo Lebensborn byłby czymś dobrym, ale niestety, polityka tej organizacji opierała się nie tylko na kłamstwie, ale i na brutalności wobec tych małych, niewinnych istot. Bicie i karanie dzieci za to, że tęskniły, bicie i karanie dzieci za to, że chciały być sobą, a nie marionetkami w rękach innych ludzi.
Były dzieci, które trafiały do złych rodzin, upokarzane na każdym kroku za swoją nieniemieckość, ale były również dzieci, które z polskiej biedy, polskiego głodu i strachu trafiały do rodzin, które zrobiły wszystko aby zapomniały smutną przeszłość.
Nie wiem, czy dla wielu odnalezionych po latach i przywiezionych do okaleczonej i smutnej ojczyzny nie wyrządzono tym dzieciom większej krzywdy niż ta, kiedy je stąd zabierano.
(…) Kategoryczny nakaz powrotu do ojczyzny nie zawsze zgodny był z dobrem dziecka. Kiedy przyjeżdżało ono do sierocińca, czy jak Halinka, do matki, która nie była w stanie się nim zaopiekować, powodowało to często traumę równą, a może jeszcze większą od tej, którą przeżyło, gdy z kraju je wywożono. (…)
Proszę nie myśleć, że pozytywnie odbieram politykę Lebensborn, ale świadoma jestem tego, ile z tych dzieci wolałoby nigdy nie poznać prawdy. Wyobrażenie a rzeczywistość to dwie różne strony życia. Strony, które niekoniecznie muszą być złe z samego założenia.
Wiele z tych dzieci z radością odnalazło się w swojej polskiej czy innej narodowościowo rodzinie, bo przecież nie tylko o polskich dzieciach mówimy, ale wiele z tych dzieci poczuło zawód z powodu odkrycia przeszłości.
Z pewnością tamci Niemcy zasługują na pogardę za to co zrobili wielu rodzinom. Głośno mówi się o holokauście, o obozach koncentracyjnych, o torturach przesłuchiwanych, a wciąż zbyt mało mówi się o zbrodniach dokonanych „w białych rękawiczkach”. O dramacie rodzin, które znalazły się w polu zainteresowań Lebensbornu.
(…) Porównanie losów Marioli, która spisała swe szczegółowe wspomnienia, z przeżyciami Alodii prowadzi do oczywistej konkluzji, sprawdzającej się na wielu płaszczyznach, że postępowanie człowieka nie jest determinowane przez narodowość, ale przez cechy jego osobowości. Część z nich posiadamy już w momencie narodzin, ale równie ważne kształtują się pod wpływem społeczności, w której się wzrasta, i czasu nam wyznaczonego. (…)
To temat, który powinien być równie mocno nagłaśniany, ale skutki tej polityki z pewnością przez każdego zostaną odebrane inaczej.
Polecam tę książkę czytelnikom interesującym się historią, szczególnie historią drugiej wojny światowej. To książka, obok której nie powinno się przechodzić obojętnie, bo dramat w niej poruszony jest ważny również dla naszego pokolenia.
(…) Proceder uprowadzania polskich dzieci przez hitlerowców był wówczas, a chyba jest tak i do dziś, mało znany szerokiej opinii publicznej. 1947 rok był pod tym względem przełomem, być może z racji odbywającego się właśnie wtedy jednego z procesów norynberskich poświęconych temu zagadnieniu. (…)
Dziękuję Autorce, że zainteresowała się tematem Lebensborn i dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za możliwość przeczytania tej książki w ramach współpracy barterowej.
UZNANIE – W&W Gregory
(…) Cisza. Uderzam kilkakrotnie, miarowo kijkiem od szczotki w szybkę. Słyszę szamotaninę, po chwili przekręcenie klucza i w drzwiach pojawia się twoja głowa ze zblazowaną miną. Mój syn. Jedynak. Wyglądasz na posiadacza dowodu osobistego, choć tak naprawdę masz dwa lata mniej. To efekt twojej wagi, o której zawodowo myślę „plus sześćdziesiąt”. (…)
W.&W. Gregory to pseudonim. Człowiek o dwóch obliczach: ścisłym i humanistycznym, absolwent Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Krakowskiej oraz Scenariopisarstwa w AMA Film School w Krakowie. Lubi gotować, smacznie zjeść i poznawać inne kultury. Nie lubi lania wody, hipokryzji i cwaniactwa. Interesuje się człowiekiem i o nim pisze. Jest autorem m.in. dystopijnej serii „Dwuświat” o podzielonym, pozbawionym ideałów świecie.
Uznanie to powieść społeczno-obyczajowa z nutką dramatu.
PREMIERA KSIĄŻKI16 SIERPNIA 2023
Jan Sikora jest wdowcem samotnie wychowującym nastoletniego syna. Jest byłym zawodnikiem, a obecnie trenerem młodzieży w judo. Syn Jana jest inny niż wychowankowie, swoją tuszą bardziej przypomina zawodnika sumo niż judoka, jest daleki od ideału jaki sobie wymarzył ojciec. Jan doskonale sobie radzi w kontaktach ze swoimi wychowankami, ale nie potrafi dogadać się z własnym synem, na płaszczyźnie ojcowskiej ponosi same porażki. Pewnego dnia poznaje wysportowaną kobietę i skrycie ma nadzieje na poważny związek. Ale… czy Karolina, lubiąca dzieci zaakceptuje syna Jana? Czy ojcu uda się wreszcie nawiązać dobry kontakt z Michałem? Co takiego musi się wydarzyć, aby ojciec i syn porozumieli się?
Przyznam szczerze, że biorąc do ręki tę książkę, a znając już trochę „pióro” autora i spoglądając na okładkę, spodziewałam się zupełnie innej fabuły, takiej trochę z gatunku fantasy.
Okazało się jednak, że książka mnie zaskoczyła fabułą społeczno-obyczajową z dużą dawką wątków psychologicznych.
Moim zdaniem jest to lektura obowiązkowa dla rodziców nastolatków, z którymi rodzic ma pewnego rodzaju problemy emocjonalne.
Mogłabym stwierdzić, że jest to lektura dla panów, przesiąknięta drobiazgowo przedstawionym sportem, może nie typowo dla mężczyzn, ale z pewnością większość osób, właśnie judo kojarzy ze sportem męskim.
Z wielu opisów sytuacji, czy przytaczania fachowego nazewnictwa, można domyślać się, że autor miał lub ma bliski kontakt z tym sportem.
Ale chociaż sporo miejsca w książce zajmuje judo, to fabuła nie odnosi się bezpośrednio do tego sportu. Judo jest tutaj bohaterem drugoplanowym, winowajcą, który sprawił, że wiele rzeczy skomplikowało się w życiu bohaterów powieści.
(…) Tymczasem ty wchodzisz do swojego pokoju i zamykasz się na klucz. Pewnie znowu kupiłeś sobie kolę i chipsy. Dlaczego ja się zgodziłem, by cała renta po mamie stała się twoim kieszonkowym? Jak znam życie, jeszcze babcia cię tuczy. (…)
Myślę, że ta książka jest głównie o samotnościach. Jednej – samotności nastolatka, który po śmierci mamy nie potrafi odnaleźć się w życiu swojego ojca, żyje w poczuciu własnej niedoskonałości i inności, z jednej strony pragnąc miłości i aprobaty ojca, a z drugiej strony nienawidząc go za obojętność. Drugiej – samotności mężczyzny nie dojrzałego do roli ojca chociaż świetnie radzącego sobie z młodzieżą. Człowieka żyjącego ambicjami zawodowymi i rozczarowanego postawą, zachowaniem i wyglądem własnego syna.
To trudna pod względem emocjonalnym lektura wywołująca całą gamę odczuć, od litości po niesmak.
Obaj nie potrafią się ze sobą porozumieć tylko dlatego, że nie potrafią lub może nie chcą ze sobą normalnie porozmawiać.
(…) Czy po nim zapłakałem? A kto by płakał po kimś takim? Chyba tylko jego judocy. Ja nie potrafię za nim zatęsknić, mimo że ode mnie odszedł dawno temu, że mnie zostawił wtedy na obozie, jedynym, na który nas zabrał, i zamiast spędzać z nami czas, zajmował się swoimi chłoptasiami. (…)
Ojciec chcąc dać synowi więcej swobody robi z niego kalekę życiowego, nie umie zaakceptować tego, co dzieje się w głowie i życiu syna. Ślepo zaangażowany w pracę i osiągnięcia sportowe swoich podopiecznych nie dostrzega potrzeb własnego syna. A ten z kolei mści się za to, że zamiast kochającego ojca mieszka pod jednym dachem z służbistą i trenerem.
Bardzo wyraźnie autor przedstawił walkę między ojcem a synem, która w pewnym momencie mogłaby doprowadzić do tragedii.
To jest opowieść o trudnej relacji syna i ojca w relacji której ciężko pogodzić ze sobą nagromadzone latami emocje. Złe emocje. Takie, które dzielą zamiast łączyć.
To nie jest lektura lekka, łatwa i przyjemna, ośmielę się powiedzieć, że jest to wręcz lektura trudna, ale zdecydowanie warta przeczytania, bo jest lekcją dla tych, którzy nie potrafią znaleźć porozumienia z bliską sobie osobą obwiniając ją za wszystkie swoje porażki życiowe.
To lektura o wychowaniu i wybaczaniu, o samotności, która jak najgorsza toksyna wdziera się w serce i umysł.
(…) A może ojciec też był tylko moim ideologicznym rywalem? Może go kochałem, bo nie da się nie kochać rodzica, kochałem bezwarunkowo, i ty także kochasz mnie z tego samego powodu? Pamiętam, że mimo tego, co mi robił, zależało mi na nim, na jego uznaniu. (…)
Ciekawa narracja będąca czymś w rodzaju zwierzeń, sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Narracyjnie mamy tutaj myśli zarówno ojca jak i syna. Każdy z nich rozmawia z drugą stroną ale tylko w swojej głowie, żaden z nich nie potrafi porozmawiać w normalny, ludzki sposób.
Polecam tę książkę szczególnie rodzicom, którzy nie do końca radzą sobie w komunikacji ze swoimi pociechami. Może zamiast winić za wszystko krnąbrne dziecko, spróbujmy poszukać winy wychowawczej w tym co robimy sami.
„Zimny chów” nie jest dobry, ale czy dobrym wychowaniem jest ustępowanie dziecku na każdym kroku i tolerowanie jego zachowania będącego często swoistym buntem wobec rodzica?
Ale polecam tę książkę również młodemu czytelnikowi, szczególnie takiemu w wieku 16-17 lat, czyli w wieku jednego z bohaterów. Może czasami warto wyjść naprzeciw rodzicowi zamiast obwiniać go za wszystko co złe. Czujesz się niewidoczny? To pokaż się, a nie ukrywaj za zasłoną swoich żalów.
Dziękuję Autorowi i Wydawnictwu OPENER za możliwość przeczytania tej książki. I chociaż przyznam szczerze, że metaforyczna okładka nie przyciągnęłaby mojego oka jako czytelniczki, to po raz kolejny przekonałam się o tym, że nie jest ważna okładka, ważna jest fabuła, która się za tą okładką znajduje na kartach książki.
DWUŚWIAT. KSIĘGA III – TYMCZAS. – W&W Gregory
(…) Wspólne życie pod jednym dachem miało swoje zalety. Ghaideng Ru uczył Jasmin starojęzyka, ale także samoobrony. Dużo opowiadał jej o floriańskich zwyczajach i trochę historii, tłumacząc, że mieszkańcy tej krainy nie przywiązują wagi do przeszłości, lecz do tradycji. (…)
W.&W. Gregory to pseudonim. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnych informacji na temat tego autora. Ale może kiedyś… Ktoś zapytał autora o to, gdzie by się udał, gdyby miał wybierać: żyć w Inco czy Floris. Odpowiedź jego jest z jednej strony prosta, z drugiej nieco skomplikowana: „To jest tak, jakby odpowiedzieć na pytanie: czy chciałbyś zginąć nocą, czy za dnia? Lub na przykład: wolisz stracić ojca czy matkę? Życie w każdej z obydwu krain ma swoje zalety, ale zdecydowanie więcej wad. Floris jest przaśne, kolorowe, zgodne z naturą, a zarazem uwsteczniające. Ludzie żyją rodzinnie, lecz są zniewoleni przez instytucję kościelną. Z kolei Inco jest czarno-białe, ostre, zimne, odarte z artyzmu. Jest też postępowe, choć w wielu obszarach zgubnie. Brakuje w nim smaku, relacji rodzinnych, prawa ludzi są ulotne. Rządzący obydwu krajów dbają tylko o swoje interesy, doprowadzając różnymi drogami pojęcie kłamstwa do arcymistrzowskiego poziomu. Gdybym jednak nie miał innego wyjścia, widziałbym dla siebie większą szansę we Floris. Tam jest więcej zakamarków, gdzie można się ukryć. No i Floriańczycy potrafią gotować, a ja lubię dobrze zjeść…”.
Dwuświat. Księga III – Tymczas, to powieść z gatunku fantastyki.
PREMIERA KSIĄŻKI 20 LIPCA 2023
Wszechświat jest małą planetą podzieloną na dwie krainy. Jedną z nich jest rozwinięte technologicznie, ateistyczne Inco, a drugą barwna pod względem przyrodniczym Floris uzależniona od religii i związana z kultem bogini Patrii. Krainy te żyły w symbiozie, chociaż różnice kulturowe bardzo je dzieliły. Rola mężczyzn w obydwu krainach jest inna, ale w Inco jest deficyt płci męskiej. Wreszcie wybucha wojna między Inco a Floris, która była nieunikniona. Przekraczanie granic, nie tylko terytorialnych, staje się codziennością. Przyjaciele stają się zdrajcami, wrogowie sprzymierzeńcami. Czy wojna przyniesie kres chaosowi? Czy poznanej w pierwszej części Jasmin uda się odnaleźć swoich krewnych zamieszkałych po drugiej stronie granicy? Jaki wpływ na życie mieszkańców Inco będzie miała zmiana rządu? Jakie tajemnice dotyczące swojej kariery ukrywa przed swoimi poddanymi kapłanka Ae?
W pierwszej części poznałam młodą mężatkę Jasmin, mieszkankę Inco, która nosiła w sobie potrójną ciążę, a wszystkie jej dzieci okazały się płci żeńskiej. Nie było to powodem do radości i dumy, ponieważ za dziewczynki trzeba w Inco płacić wysokie podatki, natomiast potomek męski jest hojnie dofinansowywany przez państwo. Drugą bohaterką jest władcza kapłanka Ae, zamieszkująca Floris, osoba, przed którą nawet kapłani wyższego stopnia czują wielki respekt. Bezduszna, bezkompromisowa, okrutna.
Niezbyt często sięgam po książki z gatunku fantastyki, ale po przeczytaniu dwóch wcześniejszych części „Dwuświata” chyba trochę zżyłam się z bohaterami i zwykła ludzka ciekawość skłoniła mnie do sięgnięcia po kolejną część.
Świat dwóch krain – Inco i Floris przedstawiony przez autora, to świat nierealny i nadprzyrodzony, taki który mógłby istnieć w dalekiej przyszłości, bez oczywiście pewnych dodatków w nim występujących.
Jednak zagłębiając się w życie mieszkańców obu krain z łatwością możemy dostrzec wady i zalety obecnego świata, który jest przecież tak realnym.
(…) Dla głupców religia jest światłem, dla mądrych ludzi ciemnością, a dla władców batem. (…)
Autor posługując się swoimi bohaterami porusza często bardzo ważne dla ludzkości tematy, ale często też wyolbrzymia lub zbyt koloryzuje niektóre informacje.
Fabuła książki z pewnością wciągnie bardziej miłośników tego gatunku, ja nie mogę powiedzieć, że mnie nudziła, ale trochę gubiłam się w niej ponieważ nieco rozpraszała mnie ilość bohaterów, szczególnie tych, którzy w poprzednich częściach przypisani byli do konkretnej krainy, a w tej migrowali do innej. (Wielki szacunek dla autora, że on sam nie pogubił się w tych postaciach 😉)
Jest to powieść łącząca kilka wątków różnych gatunkowo. Mamy zatem wątek obyczajowy opowiadający o młodej kobiecie, która uciekła z Inco z upośledzonym dzieckiem, mamy wątek kryminalny i psychologiczny, którym towarzyszą wymyślone i skonstruowane roboty i stwory, które zaistnieć mogły tylko w tego typu historii. Mamy również wątek pseudo in vitro czy dotyczący nadużywania narkotyków, a nawet wątek odnoszący się do choroby dwubiegunowej.
(…) Pojawiły się omamy, stany depresyjne i hipomania. Tarya stworzyła dwie odrębne osobowości: pesymistyczną i optymistyczną, które wzajemnie nie wiedziały o swoim istnieniu i doprowadzały do furii członków najbliższej rodziny, bo nigdy nie wiadomo, która z nich dorwała się akurat „do mikrofonu”. (…)
Mnogość bohaterów z pewnością u niejednej osoby wywoła zagubienie, ale gdy czytelnik skupi się na nich, lub wypisze sobie w tabelce – „ci są z Inco, ci są z Floris”, to w pewnym momencie zauważy, że coraz mniej oni są skomplikowani w odbiorze fabuły.
Książka kończy się bardzo tajemniczo, pojawiają się nowe stwory, które być może w kontynuacji opowieści odegrają istotne role w historii tych dwóch światów.
Muszę przyznać, że wyobraźnia autora względem postaci i wątków chyba nie ma granic i podziwiam pamięć autora, która musi zmagazynować takie rzesze nazw, imion i wątków, w których zwykły czytelnik tak łatwo może się pogubić.
W tej powieści mamy wszystkiego po trochę, jest sporo agresji i opresji zwłaszcza społecznej, w której wykluczanie, marginalizowanie a nawet unicestwianie jest na porządku dziennym.
Jest pokazany świat bliski naszemu, w którym ludzie żyją z pracy własnych rąk, jedzą posiłki podobne do naszych, zakładają rodziny i rodzą dzieci bezgranicznie zaślepieni poddając się religii. Ale jest pokazany również świat, którym rządzą kobiety i technologia. Mężczyźni są „towarem” deficytowym i niemającym nic do powiedzenia. Aż trudno uwierzyć, że taki świat stworzył właśnie mężczyzna.
(…) Ludzie muszą sobie jakoś przyswajać zasady, których nie rozumieją, czyli muszą stworzyć zasady bez zasad. Tworzą na przykład religię, bez której potem nie potrafią żyć, bo te zasady tworzą kolejne podzasady aż do nieskończoności. (…)
Polecam tę książkę zwłaszcza miłośnikom tego gatunku powieści, myślę, że dla czytelników fantasy to prawdziwa gratka. A ja, chociaż nie należę do fanek tego gatunku, to przyznam szczerze, że nieźle się w tej powieści zatraciłam czytelniczo.
Dziękuję Autorowi i Wydawnictwu Opener za możliwość przeczytania kolejnej części „Dwuświata”.
BALI. OPOWIEŚCI Z WYSPY BOGÓW – Aleksandra Najda-Michałowska
(…) Bali to z pewnością najbardziej uduchowiona wyspa na świecie, co czuje się na każdym kroku. To multireligijny dom dla mniejszości chrześcijańskiej, muzułmańskiej, buddyjskiej oraz większości, która wyznaje hinduizm balijski (…). Bliską animizmowi, niepowtarzalną mieszankę buddyzmu i śiwaizmu zwaną Agama Hindu Dharma. (…)
Aleksandra Najda-Michałowska od kilku lat mieszka na wyspie Bali, prowadzi podróżniczy blog i jest autorką najobszerniejszego na rynku przewodnika po Bali. W wyspie bogów zakochała się w roku 2016, kiedy mieszkała jeszcze w Tajlandii i przyjechała na Bali na krótkie wakacje.
Bali. Opowieści z wyspy blogów to książka reportażowa będąca czymś w rodzaju przewodnika po wyspie.
PREMIERA KSIĄŻKI 14 CZERWCA 2023
Autorka zafascynowana wyspą w malowniczy sposób próbuje przekazać potencjalnym turystom piękno Bali, przedstawiając nie tylko walory przyrodnicze wyspy, ale również kulturę mieszkańców, religię i zwyczaje panujące wśród ludzi zamieszkujących ten kawałek świata.
Opowieść okraszona jest wieloma zdjęciami, które dodatkowo pozwalają na poznanie tego o czym pisze wizualnie. Niestety brakowało mi bardzo opisów pod zdjęciami i chociaż w wielu przypadkach domyślałam się co przedstawia wstawiona między strony fotografia to myślę, że byłoby czytelniejszym dla nas, osób dopiero poznających walory wyspy, aby każde zdjęcie zostało opisane.
Autorka opisała swoje początki zamieszkania w tym bajecznym miejscu skupiając uwagę czytelników zarówno na wytłumaczeniu kim jest Wayan, jak i tym jak nosić sarong. Opisała miejsce zwane Ubud Market oraz wytłumaczyła do czego służą i kiedy są stosowane maski.
Nawiązała do czasów pandemii, które i tę malowniczą wyspę na pewien czas wykluczyły z życia tak jak wiele innych miejsc na świecie, a wiadomo, że takie miejsca jak Bali czerpią korzyści materialne głównie z turystyki.
W dość malowniczy sposób opisała piękne plaże balijskie, przy okazji wspominając również farmy soli oraz podwodny świat wyspy.
(…) Jeżeli nie bywasz na Bali regularnie albo nie mieszkasz na wyspie, istnieje prawdopodobieństwo, że nigdy nie słyszałeś o Nyepi, Dniu Ciszy. To właśnie w tym dniu w większości balijskich domów nie ma prądu, internetu, światła. Lokalsi nie mogą opuszczać miejsca zamieszkania, turyści hoteli. (…)
Ciekawym zagadnieniem jakie poruszyła w swojej książce jest również zamieszkanie, bez względu na to, czy zamieszkasz w wynajętym domu, czy w hotelu, zawsze możesz liczyć i na plusy i na minusy takiego zakwaterowania.
Z pewnością miłośników zwierząt zaciekawi informacja o wężach i pająkach, które bywają dla człowieka dość niebezpiecznym towarzystwem tak samo jak wszechobecne w niektórych miejscach małpy stwarzające szczególne zagrożenie dla dobytku naiwnego turysty, który nie spodziewa się nawet tego jak w jednej sekundzie może zostać pozbawiony telefonu czy aparatu fotograficznego.
Fascynującym jak dla mnie okazał się świat balijskiego tańca, który również jest wszechobecny na Bali i można go podziwiać podczas wielu uroczystości obchodzonych na wyspie, a których z całą pewnością jest sporo.
Dla podróżników z pewnością ciekawostką będzie opowieść o Świętej Górze, Mount Agung i wspinaczce na aktywny wulkan, czy opis Cmentarza Kintamani, jak również malowniczo przedstawiony obraz i funkcjonalność magicznych wodospadów północy.
Ciekawostką wartą zatrzymania się na chwilę nad tekstem jest z pewnością legenda Nusa Penidy. Autorka z wyjątkową precyzją przedstawia zarówno kulturę Nusa Penidy, jej społeczność, świątynie a także farmy wodorostów.
(…) Wszak wszechświat to równowaga światła i ciemności. Jeden nie może istnieć bez drugiego. Mieszkańcy Nusa Penidy dążą ku światłu, ale szanują ciemność. Podobnie jak na Bali większość wyznaje hinduizm. W tutejszych świątyniach odprawiane są hinduistyczne rytuały religijne. (…)
Z pewnością dla odważnych będzie również wspomniana w opowieści huśtawka nad przepaścią, myślę, że dla wielu turystów, którzy zdecydują się siąść na niej będzie to niezapomniane przeżycie.
Jeżeli lubisz podróże, to może po przeczytaniu tej książki zdecydujesz się pojechać na Bali i zobaczyć na własne oczy opisane przez autorkę miejsca sprawdzając osobiście, czy zachwyci cię to samo.
Myślę jednak, że nawet nie będąc fizycznie w tych miejscach można poczuć ducha przygody. Wystarczy odrobina wyobraźni a możemy przenieść się do zupełnie innego świata. Świata kolorów i zapachów, którego nie doświadczamy na co dzień.
Polecam tę książkę osobom lubiącym przygody i poznawanie różnych ciekawych miejsc. Zazdroszczę tym, którzy mogą sobie pozwolić na wypad na Bali, sama z przyjemnością spędziłabym tam wakacje. Kto wie, może kiedyś to marzenie się spełni i wówczas sama przekonam się ile piękna drzemie w tej dalekiej wyspie.
Dziękuję Wydawnictwu LUNA za propozycję poznania tego pięknego miejsca jakim jest Bali, i przeczytania książki dzięki współpracy barterowej. Natomiast Autorce dziękuję za tak malowniczy przekaz tego piękna.