dobra książka
HRABINA – Anna Klejzerowicz
(…) – Proszę nawet nie kończyć, wiem, o co chce pan zapytać. Też tak myślę – przyznała. – Że to są stare plamy krwi. Podobno były tutaj wszędzie. Próbowano je zmywać, ale i tak zawsze na nowo wychodziły. Jak w horrorze. (…)

Anna Klejzerowicz bywa dość częstym gościem w moim świecie książek, ale tym osobom, które trafiły do mnie po raz pierwszy przedstawię tę autorkę, chociaż myślę, że jest ona znana czytelnikom lubiącym dobre kryminały. Jest gdańską pisarką, publicystką, fotografką, autorką książek kryminalnych i nie tylko. Przez wiele lat współpracowała z Teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie jako fotografka i redaktorka publikacji teatralnych. Z wykształcenia jest mgr resocjalizacji.
Hrabina to współczesny kryminał z historią w tle.
PREMIERA KSIĄŻKI 25 CZERWCA 2025
Nina Kiryłło i Eryk Morski to para reporterów śledczych działu historycznego pomorskiej gazety, którzy otrzymują polecenie zbadania niewyjaśnionej sprawy kryminalnej sprzed lat, zanim ta ulegnie przedawnieniu. Sprawa dotyczy brutalnego morderstwa, popełnionego na zamożnej wdowie po dygnitarzu partyjnym z okresu PRL i zarazem kolekcjonerze dzieł sztuki. Zamordowana przed śmiercią była brutalnie torturowana. Początkowo śledczy podejrzewali włamanie w celach rabunkowych, lecz z willi zamordowanej nic cennego nie zginęło, ślady jednak wyraźnie wskazywały na szczegółowe przeszukanie mieszkania. Czego szukali oprawcy? Czy znaleźli to, czego szukali? Czy morderstwo kobiety było połączone z inną zbrodnią, w której kilka lat wcześniej w równie tajemniczych okolicznościach śmierć poniosła matka zamordowanej kobiety, prawie stuletnia „hrabina”, poetka i lokalna działaczka, która żywcem spłonęła w swoim dworku. Dziennikarze błądzą we mgle, coraz bardziej zyskując przekonanie, że wszelkie tropy wiodą w odległą przeszłość. Ktoś wyraźnie chce ich zniechęcić do prowadzenia dziennikarskiego śledztwa, stwarzając sytuacje będące zagrożeniem życia dla reporterów. Czy te dwie sprawy łączy przeszłość polityczna, czy prywatna? Kto zechce pomóc Ninie i Erykowi w rozwiązaniu tajemnicy śmierci obu kobiet?
Po książki Anny Klejzerowicz sięgam z czystą przyjemnością, zaczęłam czytać jej powieści kryminalne wiele lat temu i dopóki autorka będzie pisać ja będę je czytać.
Nowi bohaterowie to dziennikarze śledczy Nina i Eryk. Seria z Emilem Żądło jest wprawdzie moją ulubioną, chociaż i Felicja Stefańska mnie przyciągnęła, ta historia jest z innymi bohaterami, ale ku mojej uciesze pojawia się w niej również stary znajomy
Stare sprawy będące na pograniczu przedawnienia nie są łatwe do rozwiązania, dlatego do końca nie byłam pewna, czy dziennikarzom uda się pozytywnie załatwić sprawę.
Autorka jak zwykle kreuje bardzo ciekawie głównych bohaterów i chociaż Nina początkowo wydaje się nieco irytująca to myślę, że pod koniec książki będzie miała wielu sympatyków, właśnie ze względu na swoją ciekawą osobowość. Kobieta odważna w tym co mówi, indywidualistka i dobra reporterka.
Akcja książki nie jest zbyt dynamiczna, ale z pewnością nie można się przy niej nudzić, ponieważ prawie cały czas coś się dzieje i na jaw wychodzą kolejne zaskakujące fakty dotyczące śmierci obu zamordowanych pań.
Praca reporterów z pewnością różni się od pracy policji, ale kiedy ktoś z organów ścigania wyraźnie próbuje zatuszować coś co powinno wypłynąć na światło dzienne, to tylko dziennikarze potrafią dojśc do tego.
Autorka przedstawia nam hermetyczną społeczność małej miejscowości, w której wielu wie dużo, ale woli milczeć, chociaż są i tacy, którzy chętnie dzielą się informacjami.
Prowadzone przez dziennikarzy śledztwo jest trudne do rozwiązania, ale Nina i Eryk się nie poddają grzebiąc coraz głębiej i wyszukując kolejne osoby, które mogłyby na temat którejś z zamordowanych kobiet coś powiedzieć.
Zakończenie jest dość zaskakujące, sięgające daleko w głąb przeszłości jednej z zamordowanych. I chociaż trudno uwierzyć w to, że zemsta potrafi wciągnąć w intrygę nawet ludzi nie związanych bezpośrednio z jakąś sprawą, to szokuje to na równi z samą zbrodnią.
Ciekawie poprowadzona intryga kryminalna opiera się na wiedzy sięgającej czasów sprzed drugiej wojny światowej, ale również na wiedzy odnoszącej się do dzieł sztuki, o których również autorka wspomina w fabule.
Wśród bohaterów pojawia się Emil Żądło i jego partnerka, których z pewnością poznało już wielu czytelników wcześniejszych kryminałów autorki, bardzo się cieszę, że o nim nie zapomniała.
Akcja powieści toczy się w Gdańsku oraz w pewnej małej kaszubskiej miejscowości, ktoś kto zna Gdańsk i jego okolice z łatwością wyobrazi sobie miejsca, w których przebywają bohaterowie tej książki.
Jeżeli ktoś szuka dobrego, ale nie brutalnego w przekazie kryminału na urlop czy wakacje, śmiało może sięgnąć po tę właśnie lekturę. Myślę, że nikt się nie będzie przy niej nudził. Jeśli chodzi o mnie to pochłonęłam ją w trzy wieczory, a to chyba o czymś świadczy.
Zagadkowa, nieco z nutką horroru okładka to preludium do powieści, mam nadzieję, że zachęci na równi z opisem fabuły.
Polecam tę książkę nie tylko miłośnikom dobrych kryminałów, ponieważ znajdziecie w niej i odrobinę romansu i namiastkę tajemnicy sprzed lat i odrobinę dramatyzmu.
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu Purle Book za możliwość przeczytania tej książki w ramach współpracy barterowej i cieszę się, że Anna Klejzerowicz po raz kolejny zaskoczyła swoich czytelników ciekawą historią kryminalną.
POLSKA PIELĘGNIARKA – Leah Moyes
(…) Kilka razy w moim krótkim życiu znalazłam sposób na emocjonalne oderwanie się od tego, czego byłam świadkiem lub czego sama doświadczałam. Ta metoda przetrwania zaczęła się niedługo po okupacji niemieckiej. (…)
Leah Moyes studiowała antropologię i historię. Jest uznaną autorką kilkunastu powieści, w tym nagradzanej serii „Berlin Girl” i jej prequela „Polska pielęgniarka”. Między pisaniem a wykopaliskami archeologicznymi, świat jest jej placem zabaw. To tyle ile udało mi się znaleźć informacji o tej autorce.
Polska pielęgniarka to powieść z historią wojenną w tle poruszająca między innymi temat Lebensborn.
PREMIERA KSIĄŻKI 08 KWIETNIA 2025 – WYDAWNICTWO REPLIKA
Jest rok 1941 kiedy szesnastoletnia Aleksandra wychodząc do szkoły, nie zdaje sobie sprawy, że nigdy już nie wróci do domu. Wraz z innymi błękitnookimi blondynkami, wybranymi spośród uczennic, zostaje wywieziona ciężarówką w nieznanym kierunku. Dziewczęta słyszą tylko często powtarzane, nieznane im słowo: Lebensborn. Po drodze konwój zostaje zbombardowany. Nie wszystkie z zabranych z łódzkiej szkoły dziewcząt przeżyją bombardowanie, ale te cudem uratowane, zdane same na siebie, muszą przetrwać na wrogiej, niemieckiej ziemi. Dzięki pomocy młodego niemieckiego żołnierza – dezertera, docierają do Drezna, gdzie pomocy udzielają im przypadkowo napotkani ludzie. Aleksandra zostaje pielęgniarką w szpitalu. Udając Niemkę ma świadomość, że w każdej chwili może zostać zdekonspirowana. Dzięki znajomości kilku języków i szybkości uczenia się, szybko zdobywa zaufanie personelu i pacjentów. Kiedy na Drezno padają naloty dywanowe, dziewczyna wraz ze swoimi opiekunami i jedną z najbliższych jej innych dziewczyn uciekają z palonego miasta. Trafiają do Lipska, gdzie Aleksandra poznaje amerykańskiego, czarnoskórego żołnierza i początkowa nienawiść do aliantów zamienia się w pełne namiętności uczucie. Czy Aleksandrze uda się wrócić do Polski? A może po wojnie zamieszka w Ameryce u boku poznanego w Lipsku chłopaka? Jak Niemcy potraktowali polskie dziewczyny, czy okazali im jawną wrogość, czy wręcz przeciwnie, zaopiekowali się nimi?
Kiedy zobaczyłam w opisie książki słowo „Lebensborn” wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać. I chociaż w fabule jest jedynie krótka wzmianka o tej organizacji, to muszę przyznać, że lektura bardzo mnie wciągnęła. Po napisaniu książki „Pamięć dla Heleny” temat Lebensborn stał mi się bardzo bliski i muszę przyznać, że warto sięgnąć informacji o nim, ponieważ wciąż wiele osób nie ma pojęcia o tym niemieckim programie.
(…) Przez chwilę starałam się przetrawić wszystko to, co powiedział Günter. Teraz to miało sens: badanie, specjalne paszporty, sztywne zasady dotyczące kontaktów z żołnierzami, rozmowa o Berlinie – miałyśmy zostać wykorzystane do rodzenia niemieckich dzieci. (…)
Historia Aleksandry jest dość nietypowa jak na realia wojenne, ale kto z nas wie, co działo się poza granicami Polski w czasie trwania drugiej wojny światowej.
Autorka w ciekawy sposób ukazuje Niemców zarówno oddanych ideologii nazistowskiej jak i tych, którzy jej nie popierali. Przedstawia również oddanie pracy w szpitalu, kiedy pacjentami bywali zarówno rodacy jak i teoretyczni wrogowie Rzeszy.
Główna bohaterka jest zwyczajną polską dziewczyną, ale jej odwaga, determinacja i opiekuńczość to z pewnością atuty jej osobowości.
Wojna pokazana w tej książce to głównie działania na terenie Niemiec. Podejście niemieckich żołnierzy do cywilów, skutki działań wojennych skierowane przeciwko wszystkim, zwłaszcza cywilom po zdobywaniu przez aliantów niemieckich miast i nienawiść obu stron do ludzi stojących po przeciwnych stronach.
Tyle się mówi o niemieckich obozach zagłady, o agresji niemieckich żołnierzy, a tak właściwie mało kto zastanawia się nad tym co musieli przejść Niemcy, którym ta wojna nie była mile widziana.
(…) W świetle księżyca i gwiazd widać było kontury samolotów. W oddali słychać było kolejne eksplozje – to była druga fala bombowców. „Nie przestaną, dopóki w Dreźnie nie zostanie kamień na kamieniu. Nikt nie przeżyje tego nalotu”. (…)
Drezno i opis jego zbombardowania skojarzyły mi się z Gdańskiem, miastem, które tak samo jak Drezno prawie przez cały okres konfliktu zbrojnego nie odczuło zbytnio tej wojennej zawieruchy, a zostało przez aliantów zrównane z ziemią tylko dlatego, że było niemieckie. Czym zawinili mieszkający w nim ludzie, czy tylko tym, że byli takiej a nie innej narodowości?
Pięknie pokazane w książce jest również rodzące się uczucie młodej Polki (z powodu sytuacji w jakiej się znalazła uchodzącej jako Niemka) i młodego amerykańskiego czarnoskórego żołnierza. Pozorni wrogowie potrafili odnaleźć w sobie pokłady czułości, chociaż przez kilka krótkich chwili mogli zapomnieć o działaniach wojennych i powojennych a skupić się na sobie i na tym co w normalnym czasie przeżywają młodzi ludzie.
Autorka równie pięknie przedstawiła przyjaźń między polską dziewczyną, a niemieckim żołnierzem. Przyjaźń nie uznającą wrogości jaką próbowali wszczepić im przywódcy państw. Przyjaźń czystą, bezinteresowną i szczerą.
Muszę przyznać, że powieść ta naładowana jest skrajnymi emocjami, to powieść o tym, jak daleko sięga nienawiść i do czego zdolny jest człowiek, kiedy instynkt i determinacja pozostają jedyną nadzieją na przetrwanie.
Bardzo zaskoczyło mnie zakończenie. Czy książka skończyła się dobrze, czy nie po myśli czytelnika przekona się tylko ten, kto sięgnie po tę lekturę.
POLECAM ją GORĄCO, szczególnie osobom lubiącym powieści z historią wojenną w tle. To opowieść pełna dramatyzmu, ale i nadziei rodzących się w trudnych czasem wręcz ekstremalnych sytuacjach. To połączenie dramatu wojennego i romansu. To z jednej strony historia bolesna, ale z drugiej ciepła i pełna empatii drzemiącej w ludziach. To powieść o miłości i bolesnych rozstaniach, ale to również opowieść o pięknych przyjaźniach i zaufaniu do drugiego człowieka.
Fabuła książki to wojna przeżyta przez młodą Polkę w odległym od jej miejsca zamieszkania niemieckim mieście, wśród ludzi równie przyjaznych jak najbliższa rodzina, chociaż również osób, które widziały w niej jedynie wroga Rzeszy.
Mnie ta powieść bardzo się podobała, więc myślę, że i innym się spodoba.
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA, że mogłam poznać twórczość tej autorki i dziękuję, że mogłam przeczytać jej książkę w ramach współpracy barterowej.
CÓRKA KSIĘDZA – Sylwia Kubik
(…) Matylda lekko pobladła. Słowo „córeńko” zabrzmiało wręcz okrutnie. W całym swoim życiu nie pamiętała, żeby ktokolwiek tak się do niej zwrócił. W życiu realnym, bo w marzeniach często to słyszała z ust swojej pięknej matki. (…)
Sylwia Kubik, to poczytna autorka wielu bestselerowych powieści obyczajowych osadzonych na Powiślu i Żuławach. Jako pisarka debiutowała w 2019 roku. Tworzy zarówno powieści współczesne, jak i z tłem historycznym. Jej książki są nie tylko chętnie czytane, ale również nagradzane. „Miłość pod naszym niebem” została uznana za Książkę Roku 2020 w kategorii proza polska. W kategorii Kultura autorka za aktywne promowanie regionów otrzymała tytuł Osobowość Roku 2019 i 2020, a w 2022 tytuł Ambasadorki Kultury Pomorza. Przez koleżanki po piórze określana jako Pani Burza. Jeśli się w coś angażuje, to robi to całym sercem. Tak też jest u niej z pisaniem. Tworzy powieści osadzone w wiejskich klimatach, słowem pokazując otaczającą ją rzeczywistość. Jest absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego na kierunku filologia polska, ale nieustannie się dokształca w różnych dziedzinach: od KKZ Rol04 po MBA. Różnorodność zainteresowań znajduje odzwierciedlenie w jej twórczości, która trafia zarówno na salony, jak i pod przysłowiowe strzechy, które autorka ceni najbardziej.
Córka księdza to dramat obyczajowy z serii habitowo-sutannowej, opowieść napisana na faktach.
PREMIERA KSIĄŻKI 18 CZERWCA 2025
Ksiądz Krzysztof, młody wikary przyjeżdża na urlop do malowniczej wioski, pragnąc uciec od duchowych wątpliwości. Pewnego dnia w zacisznym miejscu spotyka Zofię – ciekawą życia dziewczynę, mieszkającą razem z matką i siostrą w budynkach PGR. Krzysztof nie zdradza swojej prawdziwej tożsamości, a relacja młodych szybko ze zwykłej przyjaźni przeradza się w coś więcej, aż pewnego gorącego dnia przekraczają granicę, której nie powinni. A szczególnie nie powinien przekraczać jej on. Ten jeden jedyny raz niestety jest brzemienny w skutkach i gdy Zofia oznajmia swojemu kochankowi, że jest w ciąży, wszystkie jego plany, wiara i przekonania zostają wystawione na próbę. Jak postąpi młody ksiądz, czy weźmie odpowiedzialność za to co zrobili? Czy zostawi za sobą dotychczasowe życie i wybierze Zosię oraz ich nienarodzone dziecko? A może odwróci się i pójdzie drogą, którą wybrał przed laty? Zofia, aby uniknąć społecznego linczu wychodzi za mąż za mężczyznę, który od pewnego czasu koło niej się kręci, ale czy to małżeństwo przyniesie jej szczęście? Córka Krzysztofa i Zofii trafia do sierocińca. Dlaczego mała Matylda nie może zostać z matką i jej mężem? Czy jest świadoma tego, że przyszła na świat jako owoc grzechu? Jak potoczy się życie dziewczynki i jej matki?
To druga książka Sylwii Kubik z serii habitowo-sutannowej, po którą sięgnęłam, pierwszą była Zakochana zakonnica, o której pisałam w jednym z wcześniejszych wpisów. Ta pierwsza zaintrygowała mnie nie tyle fabułą, co podejściem autorki do kontrowersyjnego tematu jakim jest życie w zakonie i… w wielu przypadkach poza nim.
Wielu ludzi zapewne zastanawia się nad tym co dzieje się za murami klasztornymi czy seminaryjnymi. Dochodzą do nas różne pogłoski i różne opowieści, ale tak naprawdę mało kto się nad tym zastanawia, ile w tym jest prawdy a ile kłamstwa czy domysłów.
Autorka pisze, że historia opisana w tej książce wydarzyła się, nie neguję tego, ale przyznam szczerze, że zarówno historia matki jak i córki są tak dramatyczne, że trudno w nie uwierzyć.
Ale takich historii mogło wydarzyć się więcej, ile kobiet przemilczało, bo albo obawiało się społecznego linczu, albo nie widziało sensu w żaleniu się na swój los.
Sylwia Kubik bardzo obrazowo, a zarazem bardzo dramatycznie przedstawiła życie dwóch kobiet. Jednej, która jako młoda dziewczyna uległa męskiemu urokowi i przeżyła piękną, chociaż tragiczną w skutkach miłość, uczuciu, które przypięło jej łatkę kobiety uległej. Natomiast druga, która z powodu chwilowego zauroczenia jej matki i nienawiści ojczyma stała się ofiarą, księżowskim bękartem i sierotą, mimo, że oboje jej biologiczni rodzice żyli.
Świat pokazany w książce aż kipi od emocji, od okrucieństwa. Bieda, uzależnienie od drugiego człowieka, brak ciepłych uczuć i ludzka obojętność na los innych to tak właściwie normalność powojennej Polski, w której często prym wiódł alkohol i strach przed tym „co powiedzą inni”.
Życie kobiet mieszkających w małych wsiach nie należało do sielanek, wiele z nich musiało pracować ponad swoje siły, aby jakoś przeżyć. I nie było ważne czy były samotne czy miały mężów, bo w każdym przypadku los mógłby im rzucać pod nogi kłody.
Szokującym dla niejednego czytelnika biorącego do ręki tę lekturę będzie zapewne czytanie o tym, co działo się za murami sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne. Obojętność uczuciowa, chęć dominacji i satysfakcja z upokarzania bezbronnych dzieci to tylko ułamki tego czego doświadczały przebywający w tym miejscu wychowankowie sióstr, które postrzegane przez społeczeństwo miały być dobre i miłosierne, niosące pomoc każdemu, kto tej pomocy potrzebuje.
Mocnym akcentem psychologicznym jest pokazana w powieści postać matki, a właściwie to dwóch matek różniących się od siebie zarówno uczuciowością w stosunku do córek jak i miejscem w społeczności.
Matka Zosi, która zbyt wcześnie owdowiała i musiała więcej uwagi poświęcić przetrwaniu swoim i córek nie potrafiła kochać tak jak tego oczekuje każde dziecko. Sytuacje życiowe chyba nie nauczyły jej czułości, a samo życie zrobiło z niej kobietę twardą, ale mało empatyczną. Ważniejsze dla niej było to, żeby ludzie nie gadali o jej rodzinie źle niż to co przeżywa i co czuje jej córka, cierpiąca w dramatycznym milczeniu.
Matka Matyldy, teoretycznie była bardziej uczuciowa, potrafiła okazać córce miłość, kiedy jeszcze miała ją przy sobie, ale strach o życie dziecka i nieudolność życiowa zmusiły ją do oddania swojej pierworodnej do sierocińca, nieświadomie fundując jej piekło gorsze od tego, jakie mała doświadczała w rodzinnym domu.
(…) – Dlaczego ją tak traktujesz? – odważyła się Zosia zapytać, licząc, że po oględzinach syna i zaakceptowaniu go łatwiej będzie coś ugrać dla córki. – Przecież ona nie wie, że nie jesteś jej ojcem. Garnie się do ciebie. (…)
A ksiądz? Ksiądz będący epizodyczną postacią tej fabuły, będący jednocześnie osobą odpowiedzialną za dramatyzm życia dwóch kobiet to ktoś, kto jest egoistycznym, narcystycznym i trudnym do polubienia człowiekiem, który teoretycznie służąc Bogu nie stosuje się do boskich zaleceń.
Nie chcę nikogo oceniać, ale myślę, że mówienie głośno o tym jakimi ludźmi czasami są osoby duchowne, postrzegane przez wielu za „chodzące dobro” jest ważne, aby otworzyć ludziom oczy.
Nie jest ważne czy ktoś uważa się za wielkiego katolika, chodzi do kościoła, klepie modlitwy kilka razy dziennie, bo można być agnostykiem i ateistą, a żyć zgodnie z dekalogiem (często nie będąc świadomym, że żyje się według tak zwanych przykazań boskich, czyli najzwyczajniej w świecie żyć w zgodzie z sobą i innymi).
(…) I nie tylko ona. Zakonnice wyznawały zasadę, że nie można rozpieszczać sierot. W żaden sposób. Ani ubraniem, ani jedzeniem, ani dobrym słowem. Należało je trzymać ostro w ryzach, żeby nie miały zbędnych roszczeń i oczekiwań. (…)
Czy można wybaczyć komuś świadomie wyrządzoną krzywdę? Zosia będąca na łożu śmierci postanawia prosić córkę o wybaczenie, córkę, którą jak twierdzi cały czas kocha, chociaż od wielu lat nie miała z nią kontaktu teoretycznie wierząc, że Matyldzie jest w domu prowadzonym przez siostry i opłacanym hojnie przez ojca-księdza dobrze. Ale żadne z rodziców nigdy tego nie sprawdziło, żadne z rodziców nie dążyło do spotkania z dzieckiem. Nie chcę oceniać Zosi, bo nie wiem jak bym się zachowała mając męża tyrana, który groziłby, że zabije moje dziecko. Ale on wreszcie zmarł, więc Zosia była wolna od tyranii męża, dlaczego nie dążyła do spotkania z córką, skoro ją tak kochała?
(…) Matylda szukała w sobie współczucia. Nie potrafiła go odnaleźć. Wciąż czuła zbyt silną złość, żeby ulitować się nad losem kobiety, która ją urodziła. Historią obcej na pewno bardziej by się przejęła niż Zosi. Nie mogła przezwyciężyć tej niechęci i znieczulicy odczuwanej w stosunku do niej. (…)
Polecam tę lekturę ku refleksji zarówno osobom wierzącym jak i tym, którym daleko do kościoła.
Nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, a dwie opowiedziane w niej historie kobiet, których zawiodło życie, z pewnością wstrząsną niejednym czytelnikiem/czytelniczką.
To książka, od której czytania trudno jest się oderwać, ja pochłonęłam (dosłownie) ją w dwa dni i cały czas nie potrafię się po niej otrząsnąć.
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość przeczytania tej powieści w ramach współpracy barterowej.
BYŁY SOBIE ŚWINKI TRZY – Daria Orlicz
(…) Kto zdoła powstrzymać mordercę, zanim umrze kolejna kobieta? (…)
Daria Orlicz to pseudonim literacki Katarzyny Misiołek, autorki powieści społeczno-obyczajowych i kryminałów z cechami thrillera psychologicznego. Pisze również pod pseudonimami: Sonia Rosa. Jest absolwentką Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Przez kilka lat mieszkała w Rzymie, który do dziś jest bliski jej sercu. Była tłumaczką, radiową pogodynką i hostessą, obecnie współpracuje z kilkoma dużymi wydawnictwami prasowymi i książkowymi. Uwielbia literaturę i kino grozy, klimaty postapo, biografie i mroczne thrillery. Kocha fotografować, podróżować i… kupować buty. Pochodzi z Krakowa, ale od kilku lat mieszka w Trójmieście.
Były sobie świnki trzy to thriller psychologiczno-kryminalny.
PREMIERA KSIĄŻKI 09 KWIETNIA 2025
W okolicach Płocka, pod bramą nieczynnej od lat rzeźni zostały znalezione trzy martwe, otyłe kobiety ze świńskimi maskami na twarzach. Za wycieraczką jednego z radiowozów morderca pozostawił zdjęcie ofiar zrobione polaroidem i list. Ofiary nazywa w nim „świnkami”. Nie kończy jednak tym jednym morderstwem i wkrótce dochodzi do jeszcze jednej brutalnej zbrodni – obok przydrożnej kapliczki ten sam sprawca podrzuca następne ciało. Wśród mieszkańców okolic wybucha panika. Policja robi wszystko, żeby znaleźć zwyrodnialca, który z każdym dniem czuje się coraz pewniej. Pojawiają się zgłoszenia zaginięć kolejnych kobiet. Co kieruje tym szaleńcem, czy zabójca odbiera im życie z powodu ich otyłości? Znana youtuberka Lena „Osa” Osowska, kobieta również z widoczną nadwagą, widzi narastającą w mieście psychozę. Wszystko wskazuje na to, że zabójca nie zamierza przestać. Czy jest zbyt sprytny, żeby dać się złapać, czy może zacznie popełniać błędy i wpadnie w ręce policji?
Poznałam już „pióro” Katarzyny Misiołek, poznałam „pióro” Soni Rosy i wreszcie przyszedł czas, aby poznać również Darii Orlicz. I uczciwie przyznam, że ta ostatnia bardzo mnie zaskoczyła. Autorka kiedyś mnie uprzedzała, że Daria Orlicz pisze krwawe kryminały, czyli książki do których nie lgnę jak pszczoła do miodu, ale wiadomo, że ciekawość ludzka nie ma granic, więc…
Fabuła tej książki jest nie tyle drastyczna co bardzo dramatyczna, a tym dramatem jest głównie postrzegana przez społeczność otyłość.
Tragiczna w skutkach i chora nienawiść do osób będących innymi, w tym przypadku osób z dużą nadwagą sprawiła, że komuś zachciało się walczyć z tą przypadłością. Nienawiść zrodziła agresję do tego stopnia, że zabicie i wizualne upokorzenie ofiary dało prawie orgazm zadowolenia, a niechęć do osób otyłych zaszczepiona w dzieciństwie zamieniła się w obsesję.
To smutne jak ludzie potrafią stygmatyzować innych, jak potrafią być okrutnie złośliwi wobec tych, którzy nie są idealni. Nie jest ważne to, że dana osoba jest bardzo dobrze wykształcona, zna kilka języków, świetnie radzi sobie w pracy i w życiu, jest dobra, empatyczna i życzliwa, ważne jest tylko to, że jest gruba i wyglądem odbiega od przeciętnego człowieka, a bardziej przypomina świnkę czy hipopotama.
Niektórzy ludzie są przekonani, że stygmatyzacja osób z otyłością powinna być tak samo traktowana surowo jak rasizm czy antysemityzm. Dlaczego więc tak mało ludzi walczy z tego typu mową nienawiści?
Fabuła tej książki z pewnością na długo pozostanie w pamięci wielu czytelniczek i czytelników, ponieważ jest bardzo mocna w odbiorze dzięki świetnie poprowadzonemu wątkowi psychologicznemu.
Głównym bohaterem jest psychopata, człowiek chory, karmiący swoją nienawiść do osób otyłych satysfakcją zadawania cierpienia i napawania się ich upokorzeniem.
W tej książce skrajne emocje walczą z chęcią ukarania tego oprawcy. Ale jak często wpływ na dorosłe życie człowieka ma jego dzieciństwo, jego wychowanie w duchu nienawiści. Czy w pełni można zatem winić tego człowieka, że stał się tym kim się stał, skoro od najmłodszych lat karmiony był nienawiścią?
Gdyby główny bohater w dzieciństwie otrzymał więcej miłości, a nie od małego uczony był nienawiści, z pewnością byłby innym – normalnym – człowiekiem.
To jest książka dla osób o mocnych nerwach, ponieważ autorka nie szczędzi tutaj drastycznych opisów, a przecież wystarczy odrobina wyobraźni, aby te obrazy odtworzyć.
Ale to również świetny obraz psychologiczny zarówno człowieka obsesyjnie ogarniętego nienawiścią do osób otyłych, jak również obraz ludzi zmagających się z otyłością.
Pomijając zagrożenia zdrowotne osób z nadwagą, to należy podziwiać takie osoby, które nie tylko dobrze się czują w tym swoim większym ciele, co jeszcze potrafią pokazać, że i duże może być piękne.
Mnie ta książka na kilka dni odrzuciła od słodyczy, nie dlatego, że zmagam się z otyłością, bo myślę, że jeszcze daleko mi do tego, ale sama myśl, że ktoś miałby mnie nienawidzić tylko dlatego, że mam kilka kilogramów więcej – odstraszała.
Polecam tę lekturę miłośnikom dobrych kryminałów i thrillerów, nie nadaje się ona do czytania przez miłośniczki ckliwych romansów, ale myślę, że i tak warto ją przeczytać, chociażby dla świetnie poprowadzonej linii psychologicznej.
WIATR OD MORZA. SZTORM. – Magdalena Witkiewicz
(…) No, ale życie składa się z pierdół. Z miliona pierdół, pozornie nic nie znaczących, a jednak, gdy się wszystkie znajdą w jednym worku, mogą człowieka nieźle przytłoczyć. Jak ziarenka piasku. Wydaje się, że jedno ziarenko nie może zmienić świata, ale gdy wpadnie ci w oko, z pewnością doprowadzi cię do łez. (…)
Magdalena Witkiewicz gości na moim blogu już po raz… ojoj… któryś. Dla przypomnienia napiszę tylko, że urodziła się w 1976 roku i mieszka w Gdańsku. Z wykształcenia jest marketerką. Jest miłośniczką literatury oraz dzieci (w szczególności swoich). Jej pierwsza powieść, Milaczek, poprawiła humor tysiącom czytelników, a zwłaszcza czytelniczek. Nie będę się rozpisywała o tej autorce, ponieważ kto tutaj do mnie zagląda, wie, że chętnie sięgam po jej książki a co za tym idzie, opinie o nich często pojawiają się na moim blogu. Pisze dla dorosłych i dla dzieci, a jej książki są dosłownie rozchwytywane.
PREMIERA KSIĄŻKI 21 MAJA 2025
Wiele lat po maturze Anna otrzymuje zaproszenie na spotkanie absolwentów liceum. To budzi w niej lawinę wspomnień – zarówno tych pięknych, jak i bolesnych.
Z jednej strony chciałaby raz na zawsze zamknąć drzwi do przeszłości, by dawne sekrety nie ujrzały światła dziennego. Z drugiej tęskni za młodzieńczymi latami, gdy świat – mimo szarości PRL-u – wydawał się piękny.
Gdańsk, lata 80. – miasto pełne kontrastów, w którym polityczne napięcia mieszają się z codziennymi radościami młodych ludzi. W tym świecie grupa licealistów walczy o swoje marzenia i miejsce w rzeczywistości pełnej lęków, nadziei i tajemnic. Miłość, zdrada, przyjaźń i dramatyczne wybory splatają ich losy, zmuszając ich do podejmowania decyzji, które będą skutkowały przez całe życie.
Śmierć jednego z przyjaciół staje się punktem, który naznaczy ich wszystkich. Sekrety i niewyjaśnione sprawy kładą się cieniem na ich dorosłym życiu, przypominając, że czasem nie da się uciec od tego, co już minęło.
Bardzo nostalgiczna jest ta książka, szczególnie dla kogoś kto w latach osiemdziesiątych był w wieku jej bohaterów. Ja byłam. Czytałam tę powieść z obrazami tamtego Gdańska w pamięci, Gdańska zupełnie innego niż jest teraz, szarego i niebezpiecznego, a jednocześnie cudownego. Bo mimo wszystko, mimo nostalgii, kto z nas nie wspomina swojej młodości z sentymentem.
Historia grupy przyjaciół z liceum jest niesamowita a jednocześnie taka… prawdziwa. Czy dzisiaj dzieci, młodzież potrafią się tak przyjaźnić? Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, jak mówili Trzej Muszkieterowie. Nie był ważny status materialny rodziców, ani ich wykształcenie, czy to gdzie pracowali i jakie było ich nastawienie polityczne, prawdziwi przyjaciele nie zauważają takich różnic.
Pierwsze nastoletnie miłości, to też pewnie coś co każdy z nas pamięta mimo upływu lat. Autorka pięknie je w tej książce pokazała. Nie zawsze przecież dopada nagle kogoś strzała Amora, czasami miłość rodzi się powoli, wykluwa z kokonu przyjaźni.
(…) Zostawiasz po sobie ślad. Jakiś znak, że tu byłeś. Może pantofelek. Może kasetę. Coś, czego nikt na początku nie zauważa, ale co po latach ktoś znajdzie, podniesie, przyjrzy się i zastanowi. Przez chwilę. A potem stwierdzi, że to i tak już nie pasuje do realiów. (…)
Magdalena Witkiewicz w bolesny, bardzo dramatyczny sposób pokazała również walkę polityczną ówczesnych lat, kiedy nieformalnie rządzili ZOMO, bezwzględni i bezkarni.
Często tragedie młodych ludzi nie były tylko konsekwencjami ich zapaleńczych porywów politycznych, były także odzwierciedleniem pewnego rodzaju znieczulicy dorosłych, którzy często nie widzieli tego co dzieje się z ich dzieckiem, co ono przeżywa i jak odbiera rzeczywistość.
Wzruszyła mnie postawa rodziców Ani, głównej bohaterki. Myślę, że każdy z nas chciałby mieć takich rodziców, którzy obdarowują dziecko bezwzględnym zaufaniem, nie strofują na każdym kroku, nie wyszydzają, nie potępiają, ale uczą rozważnego życia dając jako przykład siebie.
To nie była dla mnie książka z tych: lekka, łatwa i przyjemna chociaż uwielbiam „pióro” Magdaleny. Fabuła wzbudziła we mnie ogrom emocji i nie wstydzę się przyznać do tego, że kilka razy podczas czytania mocno się popłakałam.
Myślę, że ta książka na długo zostanie w mojej pamięci. Narracja w pierwszej osobie często działa na mnie tak, że wyobrażam sobie, że dana osoba siedzi na przeciwko mnie i opowiada mi o swoim życiu, tak też czułam czytając rozdziały pisane przez Anię i tak też czułam czytając rozdziały pisane przez Władka, bo w tej książce właśnie narratorami są te dwie osoby, które połączyło piękne, gorące uczucie, a rozdzieliła tragedia.
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego jak ważna w wychowanie dzieci, młodzieży jest rola nauczyciela, ale takiego który nie tylko wykonuje swoją pracę, ale angażuje się w nią całym sercem. Potrafi nie tylko nauczać, ale również dostrzegać swoich uczniów jako ludzi, dostrzegać bagaż emocjonalny jaki często ci młodzi ludzie niosą na swoich barkach nie żaląc się nikomu. Czasami taki nauczyciel pełni ważniejszą rolę od rodzica, który nie angażuje się w swoją rolę tak jak powinien. Smutne to, ale jakże prawdziwe.
A jak ważni są w życiu każdego młodego człowieka prawdziwi przyjaciele, to wie tylko ten, kto takiej przyjaźni doświadczył. Ta książka to właśnie opowieść o miłości, przyjaźni, lojalności, odpowiedzialności i młodości w czasach przemian politycznych. Czasach, które wydawały się takie szczęśliwe, chociaż były wyjątkowo trudne.
(…) Nie umiałam uratować Władka. To były czasy, gdy wiele osób nie znało słowa „depresja”, a lekarz psychiatra kojarzył się wyłącznie z kaftanem bezpieczeństwa. Nikt nie chodził na terapię. Nawet nie wiem, czy można było iść do psychologa. (…)
Dzisiejsza młodzież z pewnością nawet sobie nie wyobraża jak wówczas się żyło. A wielu z nas – dorosłych – wspomina ten okres swojego życia z nutką nostalgii, kiedy zamiast spotkań „na Facebooku” spotykało się na ławce w parku, na trzepaku pod blokiem, czy na boisku.
To piękna książka i cieszę się, że autorka zapowiedziała kolejną część bo bardzo polubiłam bohaterkę i z przyjemnością poznam jej dalsze losy. Jeżeli chcecie się dowiedzieć jaką rolę odegrała w książce kaseta magnetofonowa podpisana THE BEST OF 80’s albo 99 kolorowych baloników to koniecznie sięgnijcie po tę książkę, bo to bardzo ważne detale dla fabuły tej powieści.
POLECAM tę piękną, pełną nostalgii powieść zarówno osobom urodzonym w latach 60-tych, 70-tych, ale polecam ją również młodym czytelniczkom i czytelnikom. Ta lektura jest nie tylko dobrze napisaną książką, ale jest również kawałkiem historii.
Dziękuję Autorce oraz Pracowni Dobrych Myśli za możliwość przeczytania tej ksiązki w ramach współpracy barterowej, chociaż wiem, że gdyby nie trafiła ona do mnie w tej formie, to i tak bym ją przeczytała.
Wraz z książką otrzymałam list od Autorki, w którym prosi ona o przysłowiowy grosz dla Fundacji Pomorskie Hospicjum dla Dzieci w Gdańsku. Jeżeli sięgniesz po tę książkę, a ona Ci się spodoba, to i ja proszę wpłać chociaż 5 złotych na konto hospicjum,
61 1050 1764 1000 0090 6025 9513
W kopercie był również balonik, który jest pewnego rodzaju symbolem, a o którym Magdalena Witkiewicz pisze w swojej książce, w rozdziale 99 BALONÓW…
Wiecie co łączy kasetę magnetofonową z piosenkami lat 80-tych i balonik? Koniecznie sięgnijcie po tę książkę, a Wasza ciekawość zostanie w pełni zaspokojona.