Recenzje książek

czytam legalnie

NIE MA NIEBA – Jolanta Kosowska

– Mój dawny profesor mówił, że lekarze powinni leczyć, a Pan Bóg decydować. My leczymy, a Pan Bóg zrobi jak uważa… Z medycznego punktu widzenia.

Zdjęcie z prywatnego albumu autorki bloga

Jolanta Kosowska urodziła się na Opolszczyźnie i prawie całe życie związana była z Wrocławiem, Opolem i Sobótką. Jest absolwentką wrocławskiej Akademii Medycznej i studiów podyplomowych na Akademii Wychowania Fizycznego. Z zawodu jest lekarką, specjalistką w trzech dziedzinach medycyny. Od kilku lat mieszka i pracuje w Dreźnie, a swój czas dzieli między pracę zawodową, podróże i pisanie powieści. Jako pisarka zadebiutowała w roku 2012 powieścią „Niepamięć”.

Nie ma nieba to dramat psychologiczny z nutką romansu.

PREMIERA KSIĄŻKI 08 SIERPNIA 2015

Wydawnictwo NOVAE RES
stron 289

Maciek pracuje w biurze podróży, kiedyś był lubianym lekarzem, ale wypalił się w tym zawodzie a po rozstaniu z długoletnią partnerką postanowił opuścić Polskę i zamieszkać w Niemczech. Niespodziewana wizyta byłego szefa, a następnie wiadomość przekazana przez jego córkę burzy dotychczasowy świat Maćka. Małgosia jest lekarką, na oddziale onkologicznym zaprzyjaźnia się z Robertem, przychodzi do niego najpierw jako wolontariuszka, czyta mu książki i spędza z nim czas, a potem przychodzi do niego jako lekarka. Czy empatyczne związanie się z pacjentem jest emocjonalnie dobre dla kobiety? Pewnego dnia Małgosia znika, staje się to po informacji, że jej były pacjent, być może przyjaciel, postanowił pomóc Bogu w podjęciu decyzji i wyjechał w Dolomity, aby popełnić tam samobójstwo. Po śmierci Roberta coś w kobiecie pęka, nie pożegnała się z nim przed wyjazdem i ma coś w rodzaju wyrzutów sumienia. Maciek postanawia jej poszukać, mimo upływu lat wciąż kocha swoją Gośkę, z którą łączy go nie tylko uczucie. Czy uda mu się odnaleźć kobietę i sprowadzić do domu? Dlaczego Robert nie pożegnał się z Małgosią przed wyjazdem?

Jolanta Kosowska jest dla mnie autorką, która pisze sercem, jej książki są przepełnione emocjami i często czytanie ich nie obejdzie się bez paczki chusteczek.

Ta książka jest dość specyficzna, z jednej strony odebrałam ją jako dramat psychologiczny a z drugiej jako piękne romans z odrobiną kryminału.

Mamy tu dwie fabuły, jedną odnoszącą się do nietypowej relacji lekarki z pacjentem terminalnie chorym, a drugą dotyczącą lekarza, który z powodu wypalenia zawodowego postanowił zmienić pracę, i który po latach rozłąki postanawia odszukać swoją dawną miłość.

Jako osoba z nienajlepszym zdrowiem często mam okazję przebywać w towarzystwie lekarzy różnych dziedzin medycznych i przyznam szczerze, że moje wrażenia są różne. Są lekarze, którzy podchodzą do wykonywanego zawodu czysto finansowo, nieważne czy pomogą, ważne, aby pacjent zapłacił i wrócił ponownie. Są lekarze traktujący pacjenta z dużą obojętnością jako kolejny numerek z przychodni i są lekarze, którzy podchodzą do pacjenta z sercem. Tych ostatnich jest chyba najmniej.

Kiedyś praktykowałam w hospicjum, pamiętam, jak oburzałam się na panującą tam pewnego rodzaju znieczulicę. Moje koleżanki pielęgniarki czy opiekunki często nie potrafiły być nawet miłe w stosunku do pacjentów. Ciągle słyszałam, że za dużo czasu poświęcam, temu czy innemu pacjentowi i że zbyt emocjonalnie podchodzę do niektórych przypadków. A ja po prostu nie potrafiłam pogodzić się z obojętnością.

Autorka w swojej książce pokazuje właśnie stronę emocjonalną lekarza, który oprócz dobrania odpowiednich leków jest przede wszystkim człowiekiem, który chociaż w małym stopniu potrafi wczuć się w cierpienie pacjenta.

(…) U pani zatarła się granica pomiędzy relacją lekarz-pacjent a relacją człowiek-człowiek. Może to cudowne dla pacjentów, ale nie dla pani. Nagle pani życie zawodowe wdarło się w pani życie osobiste. Raptem jako lekarz stała się pani ważniejsza niż jako człowiek. (…)

Czy to tak trudno potraktować szarego obywatela jak człowieka? Wiem, że niektórzy pacjenci być może nadużywają empatii lekarza, ale czasami wystarczy usłyszeć dobre słowo, poczuć, że jest się kimś ważniejszym od bezosobowego tworu, niby niewiele a pomaga przetrwać ból czy inne niedogodności chorobowe.

W tej książce mamy również miłość, która mimo upływu lat i wielu okoliczności nie przeminęła. Przyznam szczerze, że momentami irytowała mnie Małgorzata, nie potrafiłam zrozumieć jej dumy jaką otoczyła się będąc w ciąży z człowiekiem, którego kochała. Nie poinformowała go o tym, że wbrew temu czy tego chce czy nie zostanie ojcem. Czy postąpiła uczciwie wobec Maćka?

(…) Ta ceremonia powinna była zakończyć się raz na zawsze. Siedziałem w knajpie, zamawiałem kolejne pięćdziesiątki i na pomiętej serwetce pisałem już chyba po raz dwudziesty: „A potem żyli długo i szczęśliwie”. Wmawiałem sobie, że im tego życzę. Nie wiem, ile jeszcze musiałbym wypić, żebym mógł sam w to uwierzyć. (…)

Zbyt empatyczna postawa wobec jednego z pacjentów też być może nie była dobra, swoją postawą dla niego, Małgorzata z lekarki zmieniła się w przyjaciółkę, do której on z czasem poczuł coś więcej niż tylko przyjaźń. Czy taką postawą dała mu nadzieję i pozwolenie na to, aby zaczął ją traktować inaczej niż zwykłą lekarkę czy wolontariuszkę?

(…) Patrzyła na przyniesione zdjęcia i nagle pomyślała, że dziwne, ale prawie o nim zapomniała. Jak mogła o nim zapomnieć? Jak to możliwe, że to się wszystko dobrze skończyło? Przecież on wyjechał nieuleczalnie chory. Nikt nie miał złudzeń, że musi wkrótce umrzeć. (…)

Autorka pisze o cierpieniu fizycznym i psychicznym osób terminalnie chorych i cieszę się, że są jeszcze na świecie lekarze, którym los pacjenta nie jest obojętny. Taki kontakt nie musi mieć żadnych osobistych przesłanek, wystarczy, że obije się o ściany wrażliwości etycznej.

Zdaję sobie sprawę z tego, że w pierwszej kolejności lekarz powinien „nie szkodzić”, ale mówienie pacjentowi, który cierpi z bólu, że ma się z tym bólem zaprzyjaźnić nie jest szkodzeniem jego psychice? Jak można się zaprzyjaźnić z czymś co nie pozwala na normalne funkcjonowanie człowieka?

Lekarze przedstawieni w tej książce są przede wszystkim ludźmi, osobami, którym zależy na drugim człowieku, osobami współczującymi, u których wiedza medyczna idzie w parze z empatią.

Wierzę, że takich lekarzy jest więcej, czy to u nas w kraju, czy poza granicami. Bo lekarz jest po to, aby leczyć, ale również po to aby podtrzymywać na duchu, kiedy cały świat wpada w ruinę gdy nie potrafisz normalnie funkcjonować.

Czy lekarz to zawód, czy powołanie?

Ta książka opowiada nam historię młodych lekarzy, którzy kiedyś byli parą, ale zaangażowanie zawodowe i inne okoliczności sprawiły, że się rozstali. To również opowieść o młodym mężczyźnie umierającym na raka, dla którego kilka chwil normalnego kontaktu z drugą osobą jest oddechem między kolejnymi atakami bólu.

Zaangażowanie w pracę być może zniszczyło relacje Małgorzaty i Maćka, w pewnym momencie nie potrafili ze sobą rozmawiać o swoich emocjach, a przecież to jest ważne, aby nie tylko być ze sobą, żyć obok siebie, ale żyć ze sobą. Ci młodzi ludzie w pewnym momencie nie potrafili oddzielić życia zawodowego od życia prywatnego i to ich zgubiło.

Książka jest nieco nostalgiczna, jest świetnie napisana i pełna emocji, a fabuła porusza bardzo ważne zagadnienia zarówno ze strony medycznej jak i egzystencjonalnej.

I chociaż nie jest to powieść lekka, łatwa i przyjemna, bo zawiera sporo dramatu, to czyta się ją jednym tchem.

Polecam całym sercem.

PIERNIK Z WRÓŻBĄ – Sandra Podleska

Ulice zdążyły się już pokryć białą warstwą puchu, więc okolica stała się jeszcze przyjemniejsza dla oka. Płatki śniegu, które wirowały w powietrzu, były tak duże, że zamiast od razu się topić, osiadały na ich włosach i ramionach.

Sandra Podleska odkąd sięga pamięcią pamięta, że jej największą pasją jest pisanie. W wieku siedmiu lat pytana kim chce zostać w przyszłości, bez zastanowienia odpowiadała, że pisarką. W Wolnym czasie fotografuje oraz nałogowo czyta książki, głownie powieści obyczajowe oraz thrillery. Jest niepoprawną romantyczką, wrażliwą na otaczające piękno, która ponad wszystko ceni sobie spokój.

Piernik z wróżbą to powieść świąteczna z ciekawą historią wojenną w tle.

PREMIERA KSIĄŻKI 05 PAŹDZIERNIKA 2022

Wydawnictwo FILIA
stron 396

Agata jest fotografką, która z pasją wykonuje swoją pracę, ale prywatnie nie potrafi zaufać żadnemu mężczyźnie. Podczas pewnego zimowego spaceru dziewczyna kupuje na krakowskim straganie słój pełen pierników, nie spodziewając się, że na dnie słoika znajdzie się stara fotografia. Jaka historia kryje się za tą fotografią? Wracając ze spaceru ze słoikiem wypełnionym piernikami niefortunnie dziewczyna wpada na młodego mężczyznę, na szczęście żadnemu z nich, a także słoikowi nie staje się nic złego. Tydzień później drogi dwójki młodych ludzi ponownie się krzyżują i chociaż początek ich znajomości nie jest zbyt pozytywny, to z czasem… kto wie, jak ułożą się losy Agaty i Przemka, właściciela firmy wynajmującej samochody, słynącego z lekkiego podejścia do przygód miłosnych. Czy Agata pozna Przemka z jego lepszej strony i dlaczego uważa go za lekkoducha? Jak na życie dziewczyny wpłynie zamieszkanie w starej krakowskiej kamienicy wśród starszych ludzi? Kto przyczyni się do tego, aby powiedzenie „świąteczny cud” nie było tylko pustymi słowami?

To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale jak na debiut to moim zdaniem jest to całkiem przyjemna, ciepła i emocjonalna książka.

Początkowo podeszłam do tej lektury dość sceptycznie, ale im bardziej zagłębiałam się w fabułę tym było lepiej.

Nie przepadam za panienkami z fochami, kryjącymi urazy bohaterkami i może dlatego wstęp do mojej „znajomości” z Agatą nie wypadł zbyt pozytywnie. Ale trzeba przyznać, że dziewczyna ma w sobie wiele ciepła, empatii i odwagi.

(…) Była urocza, kiedy tak się wszystkim wokół zachwycała. Swoją radością przypominała małą dziewczynkę. Widział jak chłonęła wzrokiem widok starych budynków dzielnicy żydowskiej i napawała się aurą, która tam panowała. (…)

Fabuła jest dość specyficzna jak na typową powieść świąteczną, ponieważ wątek „tu i teraz” przeplatany jest opowieścią odnoszącą się do drugiej wojny światowej i początkowo nie mogłam załapać w jaki sposób może mieć wpływ na wątki współczesne.

Uwielbiam książki pisane w dwóch perspektywach czasowych i gdybym miała uczciwie powiedzieć, czy zauroczyła mnie historia Agaty i Przemka, czy historia Kazimiery i małej Helenki, nie wiem w którą stronę bardziej bym się przechyliła.

(…) Gdy opróżniła niemal cały pojemnik, na jego dnie dostrzegła jakąś zmiętą, pożółkłą kartkę. Kiedy ją wyjęła, uświadomiła sobie ze zdumieniem, że jest to bardzo stara czarno-biała fotografia. Przedstawiała ona piękną, młodą kobietę o kruczoczarnych włosach i ciemnych oczach, która trzymała w objęciach małą dziewczynkę. (…)

Autorka przedstawia nam dość realistycznie wykreowane osoby, które nie są pozbawione ani wad, ani zalet. Myślę, że zachowania głównej bohaterki początkowo mogą irytować, ale im lepiej poznajemy ją i motywy jej zachowania, tym staje się ona dla czytelnika sympatyczniejszą. I w końcu można ją polubić 😉

Dwoje skrzywdzonych przez los ludzi spotyka się przypadkowo w przedświątecznym okresie magicznych wydarzeń i nie może z tego wyniknąć nic złego.

Intrygującym wątkiem w powieści jest krzywdzący odbiór osoby jedynie poprzez pryzmat plotek i pomówień. Jak bardzo można kogoś zranić, Jak bardzo można kogoś wystawić na negatywny odbiór kiedy powtarza się krążące o tej osobie plotki, tak właściwie nie znając jej osobiście.

Moim zdaniem na uwagę zasługuje również wątek odnoszący się do pasji fotografowania, która staje się dla bohaterki nie tylko źródłem dochodu, ale przede wszystkim spełnianiem marzeń. I tu składam ukłon w stronę autorki dziękując za wyjątkowo realnie ukazaną pracę fotografa/fotografki.

Romantyczna historia z przedświątecznymi przygotowaniami i odrobiną anielskiej magii nie jest przesłodzona. Myśląc „historia miłosna” widzimy często słodki romans, a tu możemy w tej słodyczy poczuć sporo goryczy.

Uwielbiam w książkach ciekawe kontakty międzyludzkie, w tej mamy cudowną relację małymi kroczkami wdzierającą się do serce samotnego starego człowieka, niegdyś podziwianego i sławnego, któremu życie nie tylko zdrowotnie, ale i uczuciowo spłatało figla. Dzięki temu, że upór zwyciężył z obojętnością stało się coś pięknego, znajomość młodej dziewczyny ze zgorzkniałym starszym panem zaowocowała czymś pięknym, dobrym i magicznym. Nie zdradzę czym, ponieważ chciałabym abyście sięgnęli po tę książkę i sami się przekonali co miałam na myśli pisząc o tym.

Książka jest kopalnią ludzkich emocji i chociaż niejeden raz miałam ochotę mocno trzepnąć główną bohaterkę to przyznam, że pierwszy raz od dłuższego czasu łapałam się na tym, że podczas czytania prawie cały czas się uśmiecham. Może to sprawił styl pisania autorki, a może odbiór fabuły, a może dialogi?

(…) … wiem, że teraz jest ci źle, ale pamiętaj, że po każdym ciężkim dniu przychodzi nowy dzień i tylko ty możesz sprawić, że będzie lepszy… (…)

Przyznam jednak, że bardzo poczułam atmosferę zbliżających się świąt i to nie tylko z powodu wyobraźni zmysłowo wręcz odbieranego zapachu pierników, które główna bohaterka piekła, ale dzięki wszechobecnym płatkom śniegu, parku w zimowej szacie i… kamiennym, tajemniczym aniołom.

Jeżeli szukacie ciepłej, chwilami romantycznej, nieco nostalgicznej, a momentami trochę zabawnej powieści to jest odpowiednia książka. A tak po cichutku Wam zdradzę, że jest nawet trochę kryminalnie 😉

Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość poznania kolejnej polskiej autorki, której następnych książek z pewnością będę wypatrywała.

ZACZAROWANA ZIMA W OLSZOWYM JARZE – Joanna Tekieli

– A po za tym, mam nadzieję, że zarażę się od ciebie świątecznym bzikowaniem. Fajnie by było znowu poczuć i czekać na Gwiazdkę jak wtedy, gdy miałem dziesięć lat.

Joanna Tekieli jest mieszkanką Krakowa. Jest autorką czterotomowej sagi, której akcja rozgrywa się w pensjonacie Leśna Ostoja oraz autorka powieści: „Leśniczówka Wszebory”, „Szepty pienińskich ścieżek” oraz „Schronisko w Podgórowie”. Ceni sobie ciszę i spokój, uwielbia wędrować po górach i kocha przyrodę.

Zaczarowana zima w Olszowym Jarze to powieść świąteczna z nutką romansu.

PREMIERA KSIĄŻKI 22 PAŹDZIERNIKA 2022

Wydawnictwo FILIA
stron 366

Weronika spędzała w dzieciństwie każde wakacje, ferie i święta w domu dziadków w małej miejscowości Olszowy Jar. Z czasem jednak przestała tam bywać, dorosłe życie sprawiło, że emocjonalnie zaniedbała dom dziadków. I chociaż wspomnienia z beztrosko spędzonego czasu z przyjaciółką i kuzynką wracały jak bumerang, daleko Weronice było do powrotu do tamtego domu.  Z pomocą przyszedł jej mąż kuzynki, który poprosił ją aby przygotowała willę na przyjazd jego i jego małżonki, którzy postanawiają wrócić do Polski zza granicy. Weronika zamiast myśleć o życiowych niepowodzeniach rzuca się w wir pracy, zmienia wystrój willi i przygotowuje miejsce do świąt. Wśród pracowników zatrudnionych do remontu jest się stary znajomy, czy ich relacje pozostaną na układach pracodawca-pracownik czy tych dwoje ludzi połączy uczucie? Dlaczego wszyscy tak cieszą się na powrót do Olszowego Jaru kuzynki Weroniki? Czy Weronika zdąży z przygotowaniami do świąt?

Muszę przyznać, że to jedna z nielicznych powieści świątecznych, w której odnalazłam tę prawdziwą magię Bożego Narodzenia, chociaż zachowanie głównej bohaterki momentami wydało mi się lekko przesadzone.

Być może przyczyniła się do odnalezienia tej magii postać Weroniki, młodej kobiety będącej prawdziwą fanką atmosfery świątecznej. Przygotowania jakie robiła na zlecenie i prośbę przyjaciół, i wszechobecna zimowa aura sprawiły, że rzeczywiście można było poczuć ten klimat zbliżających się świąt.

(…) Zanim położyła się spać, spojrzała w okno i zobaczyła, że pada śnieg. Grube płatki opadały bezgłośnie na ziemię i od razu topniały, ale było w tym widoku coś tak uspokajającego i kojącego, że wszystkie złe emocje, które się w niej tego dnia nagromadziły, nagle pierzchły. Zamiast nich pojawiło się odprężenie i senność. (…)

Taką wisienką na torcie była dla mnie wizyta w wiosce Mikołaja, miejscu magicznym pod względem wystroju, z którego aż biła atmosfera świąteczna i ten prawdziwy świąteczny nastrój.

Przyznam, że trochę zaskoczyła mnie fascynacja mieszkańców miejscowości powrotem do rodzinnego domu byłej mieszkanki Olszowego Jaru, ale tak sobie wyobraziła autorka i nic mi do tego. Trochę mi ten wątek nie pasował do całości, ale przecież nie wszystko musi być po mojej myśli. To nie moja książka.

Akcja powieści prawie w całości rozgrywa się we wsi umiejscowionej w urokliwym miejscu, w której mieszkają dość zaprzyjaźnieni ze sobą ludzie. Tu każdy o każdym wiele wie, a wzajemna pomoc jest na porządku dziennym.

Autorka sporo uwagi poświęciła na opisanie domu, w którym główna bohaterka spędziła niejedne wakacje i który był dla niej pewnego rodzaju źródłem sentymentu i tęsknoty za byłymi mieszkańcami tego domu, a konkretnie pisząc za dziadkami, do których miłość nie wygasła, a z którymi Weronika spędziła najbardziej beztroski czas swojego dzieciństwa.

Mimo wielu lat przetrwała przyjaźń trzech dziewcząt, które z dzieci stały się mądrymi, dorosłymi kobietami. Ta pięknie przedstawiona relacja między oddalonymi od siebie kobietami to coś, co dodatkowo wpływa na odbiór tej powieści.

Muszę przyznać, że moim zdaniem autorka oddała nie tylko klimat tej pięknej przyjaźni, ale przede wszystkim wprowadziła nastrój, emocje towarzyszące podczas czytania to z jednej strony obraz melancholii spowodowanej wspomnieniami, a z drugiej strony miły powrót do beztroskiego dzieciństwa, w którym dominowały nie tylko miejsce domu w Olszowym Jarze, ale wspomnienia zapachów i obrazów towarzyszących tym wspomnieniom.

(…) „To był taki piękny, beztroski czas” – westchnęła w duchu, wspominając dziadka niemiłosiernie fałszującego podczas śpiewania kolęd, babcię zasłuchaną w jego anegdotki, którymi sypał jak z rękawa ku uciesze wnuków, ciocię stawiającą na stole najlepszy sernik, jaki Weronika kiedykolwiek jadła… „Chyba powinnam ją odwiedzić” – przyszło jej do głowy. (…)

Mamy w tej powieści również nieco romantyzmu, uczucia rodzącego się bez pośpiechu i rozsądnie, które jest dopełnieniem tej klimatycznej świątecznej opowieści.

Wyraziści bohaterowie ze swoimi pragnieniami i oczekiwaniami, są nie tylko dodatkiem do fabuły.

Ta powieść należy do takich, które najlepiej czyta się otulonym ciepłym pledem, ze stojącą w pobliżu ciepłą herbatką z goździkami i pomarańczami. Ja tak czytałam i było mi dobrze, błogo i spokojnie.

Polecam te powieść do przeczytania teraz, w okresie okołoświątecznym. Z pewnością przeniesie Was w świat Bożego Narodzenia i świąt jedynych w roku.

Dziękuję Wydawnictwu Filia za poznanie kolejnej polskiej autorki, której książki z pewnością nie jeden raz zagoszczą w mojej biblioteczce.

NOC SPEŁNIONYCH MARZEŃ – Magdalena Kołosowska

Kiedyś byłam totalnie naiwnym dzieckiem, które nie zna życia. Teraz rozumiem, że to wszystko to tylko sztucznie wykreowana rzeczywistość, którą tworzymy na własne potrzeby. I nie ma nic wspólnego z realnym życiem. (…) Po co więc udawać?

Zdjęcie z prywatnego albumu E.F.
Targi Książki Poznań 2022

Magdalena Kołosowska to pisarka z zamiłowania, zawodowo zaś ekonomistka uwielbiająca cyferki i exela. Cały czas podnosi swoje kwalifikacje i im ma więcej rzeczy do zrobienia tym jest szczęśliwsza. Jest optymistką mającą za życiowe motto zdanie: „wszystko w życiu dzieje się po coś, w jakimś celu”. Podobno jest niepoprawną gadułą uwielbiającą długie rozmowy. Jej powieści wypełnione są emocjami. Pisze dla kobiet i o kobietach, skupiając się na ich radościach, smutkach i problemach.

Noc spełnionych marzeń to powieść świąteczna.

PREMIERA KSIĄŻKI 02 LISTOPADA 2022

Wydawnictwo REPLIKA
stron 218

Anna nie lubi świąt, od jakiegoś czasu kojarzą jej się tylko z tym, że tuż przed wigilią ojciec wyprowadził się z domu. Zatracając się w pracy każde święta stara się wyjeżdżać służbowo jak najdalej od domu. Tego roku jednak przypadała sześćdziesiąta rocznica ślubu babci i dziadka, rodziców ojca i chociaż od dłuższego czasu Anna nie utrzymywała z nimi kontaktu, to w tym roku postanowiła pojechać do dziadków. Obawiała się konfrontacji z ojcem i jego nową rodziną, ale zdecydowała się odpowiedzieć na zaproszenie babci. W drodze do domu seniorów samochód Anny wpada w poślizg i dziewczyna ląduje w rowie, bez sił i nadziei zapada się w ciemność. Kiedy odzyskuje przytomność okazuje się, że jest w szpitalu, a lekarzem opiekującym się nią jest jej były chłopak z którym Anna spędziła kiedyś wiele szczęśliwych lat, a którego sama odtrąciła. Czy to prawda, że stara miłość nie rdzewieje? Dlaczego Anna rozstała się z Robertem i jaki wpływ na to rozstanie miał ojciec dziewczyny? Kim jest tajemnicza kobieta, która od czasu do czasu dzwoni do Roberta?

(…) Czemu przez kilka dni mamy zakładać maskę i ściągać ją potem z niecierpliwością? To nie ma sensu… Lepiej więc być sobą, niezależnie od sytuacji. I naprawdę nie ma znaczenia, czy obchodzę święta czy nie, czy ubiorę choinkę czy nie. (…)

Po przeczytaniu trylogii „Pod wspólnym niebem” wiedziałam, że sięgnę po kolejne książki tej autorki i szczerze pisząc widząc w zapowiedziach jej powieść świąteczną, bardzo się ucieszyłam.

Ta książka zaczyna się dość specyficznie, fabuła podzielona jest na wątki „teraz” i „kiedyś” dzięki czemu poznajemy wcześniejsze losy głównej bohaterki, która po wypadku samochodowym przypomina sobie chwile zarówno bolesne jak i te piękne.
Przyznam szczerze, że na początku książki nie zapałałam do głównej bohaterki sympatią, nie doświadczyłam tego co ona i może dlatego odniosłam wrażenie, że zbyt histerycznie podeszła do pewnych wydarzeń jakie ją spotkały i egoizmem skrzywdziła kilka bogu ducha winnych osób. Może miała do tego prawo, a może nie.

Odebrałam jednak książkę bardzo pozytywnie, może dlatego, że w pewnym momencie fabuły bardzo zaczęłam „kibicować” odradzającemu się uczuciu dwojga młodych ludzi. Ona w pewnym momencie swojego życia pogubiła się emocjonalnie, a on? On cały czas wierzył w utraconą kiedyś miłość.

Autorka porusza w swojej książce kilka ważnych i trudnych tematów, między innymi pokazuje osobę, której uczucie żalu i zazdrości jakie odbiera dziecko po rozstaniu rodziców, kiedy złość wypiera miłość, a pretensje tęsknotę jest większe niż miłość. Zawsze, kiedy jeden z rodziców odchodzi do innej osoby dziecko wini tego rodzica, który zostawił rodzinę i nie analizuje przyczyn rozstania, nie wini tego, który pozostał chociaż często do rozpadu związku dochodzi z powodu zaniedbań dwóch stron.

Zauroczył mnie wątek samotnego rodzicielstwa i ojca z miłością wychowującego córkę będącą prawdziwą iskierką radości.

Bardzo pozytywnie odebrałam również wprowadzenie do świąt – biel śniegu, kolor choinki i emocje łączące długo niewidziane osoby, to czas piękny i pięknie przez autorkę przedstawiony.

(…) Woda Netty lśniła w świetle latarni jakby ktoś obsypał ją srebrem i złotem, płatki śniegu tańczyły i przeglądały się w rzece. Po raz kolejny tego wieczoru poczułam wzruszenie, a z oczu popłynęły łzy. Nie płakałam jednak z powodu ładnego widoczku. Płakałam, bo już dłużej nie mogłam dusić w sobie emocji, bo się zagubiłam w życiu i nie znałam drogi powrotnej. (…)

Uwielbiam powieści świąteczne i przyznam, że ta bardzo mnie nastroiła świątecznie, kiedy w tę jedną noc zdarzyło się wiele dobrego, chociaż również i złego, ale z decydującą przewagą dobra.

To bardzo życiowa powieść, pełna emocji, odrobiną świątecznej magii, opowiadająca o miłości i niepotrzebnie trzymanych przez lata na dnie duszy urazach.

(…) – Nie zamykaj się tylko dlatego, że wolisz czuć się skrzywdzona aniżeli wybaczyć i spróbować zrozumieć. Tkwienie w gniewie nie przynosi niczego dobrego, a wybaczanie nie jest oznaką słabości. (…)

Nie jest tutaj ani zbyt słodko, ani za gorzko, ale tak jak wspomniałam wcześniej bardzo realistycznie, życiowo. To opowieść o mocy przebaczania, bo przecież każda rana kiedyś się zagoi i nie powinno się jej całe życie rozdrapywać. Każda sytuacja ma dobrą i złą stronę, odejście od rodziny jest złe, ale trwanie w nieszczęśliwym związku też nie jest dobre.

Moim zdaniem motyw świąteczny nie jest tutaj przypadkowym zabiegiem, bo przecież święta są czasem, kiedy otwieramy nawet najbardziej zamknięte serca.

To piękna opowieść o sile miłości, akceptacji i wybaczaniu, to też książka o tym, że życie bywa nieprzewidywalne. Jest pięknie, realistycznie i emocjonalnie dzięki wyjątkowo wyraziście wykreowanym osobowościom bohaterów. Ja pokochałam trzy postacie, ale nie zdradzę kogo. Myślę jednak, że wielu czytelników również te osoby pokocha.

Polecam tę książkę zwłaszcza teraz w okresie zbliżającym nas do świąt, ale oczywiście piękne lektury można czytać przez cały rok.

A na końcu znajdziecie smaczny bonus: przepis na ciasto drożdżowe babci Anieli bez wyrabiania 😉 ja mam zamiar spróbować je upiec.

Dziękuję autorce za te dawkę emocji a wydawnictwu REPLIKA dziękuję za możliwość przeczytania tej powieści właśnie teraz w okresie przedświątecznym.

MARCEPANOWA MIŁOŚĆ – Agnieszka Lis

Czarek spoglądał w lusterko rozbawiony. „Kiedy ja tak patrzyłem na dziewczynę” – zastanawiał się i zazdrościł nastolatkom wszystkiego co pierwsze. Uśmiechów, spojrzeń, pocałunków, drżenia rąk, gorączki namiętności. Planów, nadziei, oczekiwań.

Zdjęcie z prywatnego albumu E.F.

Agnieszka Lis to jedna z najpoczytniejszych pisarek literatury obyczajowej. To nie tylko pisarka, ale również pianistka i felietonistka. Ukończyła Akademię Muzyczną (z wykształcenia jest pianistką) oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim (chciała nauczyć się lepiej pisać). Jak sama mówi o sobie – jest pełna sprzeczności i uważa, że gdyby miała dzisiaj jeszcze raz decydować o kierunku studiów, zdecydowałaby tak samo, ponieważ muzyka nie tylko uwrażliwia, ale przede wszystkim wzbogaca, a rozumienie języka muzyki jest czymś szczególnym. To autorka, która pisze o życiowych perypetiach, bólu, rozstaniu, trudnych relacjach i chyba właśnie za to cenię ją bardzo jako pisarkę.

Marcepanowa miłość to psychologiczna powieść obyczajowa z nutką świąteczną.

PREMIERA KSIĄŻKI 26 PAŹDZIERNIKA 2022

Wydawnictwo SKARPA WARSZAWSKA
stron 318

Norbert jest nastolatkiem, właśnie zaczął uczęszczać do prywatnej szkoły, w której na pierwszy rzut oka spotyka dość kontrowersyjnie zachowującą się dziewczynę. Ponieważ serce nie sługa chłopiec zakochuje się a pierwsza nastoletnia miłość potrafi nieźle namieszać w życiu zarówno zakochanych jak i ich rodziców. Zbliżające się wielkimi krokami święta nie ułatwiają młodym kontaktów, a zamieszanie i zazdrość rówieśników jakie powstaje wokół nich dodatkowo utrudnia relacje.  Justyna, mama Norberta mimo niedogodności życia codziennego i choroby młodszego dziecka wspiera syna całym sercem i postanawia zaprosić na wigilie dziewczynę syna wraz z jej rodzicami. Czy miłość młodych to tylko spontaniczne puppy love czy już coś poważniejszego? Jak zachowają się rodzice młodych w tym jednym z najważniejszych świąt? Czy magia świąt zadziała wśród ludzi, którzy różnią się prawie wszystkim?

Kto zagląda na mój blog, ten wie, że są autorki i autorzy, których książki czytam zawsze i wszędzie. Do takich autorek należy również Agnieszka Lis.

Jej kolejna powieść świąteczna wciągnęła mnie od pierwszych stron nie tylko dlatego, że niektórych bohaterów poznałam już we wcześniejszych książkach, ale dlatego, że bardzo zaciekawił mnie wątek młodzieńczej miłości o jakiej czytamy w tej lekturze.

Zapewne wielu z nas albo przeżyło taką pierwszą nastoletnią miłość osobiście, albo uczestniczyło w niej obserwując to pierwsze uczucie u własnego dziecka.

(…) Nie miał ochoty o tym rozmawiać, chwycił więc Zuzę za rękę. Spojrzała na niego zdziwiona, uśmiechając się nieśmiało. Dotknęli się po raz pierwszy i odczuła to jako wszechogarniającą pieszczotę (…)

Autorka w ciekawy sposób pokazała jak silne potrafi być to młodzieńcze uczucie, które mimo negatywnego odbioru przez najbliższych zdołało przetrwać największą emocjonalną nawałnicę.

Czasami nie zdajemy sobie sprawy, ile pozytywnej mocy posiada ktoś, kogo na pierwszy rzut oka odrzucamy z powodu jej/jego dość specyficznego, buntowniczego wyglądu. Tak też ustosunkowała się Justyna – matka nastoletniego Norberta do dziewczyny jego westchnień.

(…) Aż tak ci dokuczyła? – spojrzała miękko na syna i usiadła koło niego przy kuchennym stole. Myślała jednocześnie o tym, jak ciężko jest być młodym, zakochanym chłopakiem. Nie wiedzieć co zrobić z za długimi rękami, wstydzić się pryszczy, piszczeć w najmniej oczekiwanych momentach i jeszcze do tego kochać kogoś jak jeleń zachód słońca na rykowisku. (…)

Ta książka, chociaż z mocnym akcentem świątecznym nie była odebrana przeze mnie jako powieść stricte świąteczna, może dlatego, że największe skupienie wątku świątecznego mamy dopiero pod koniec lektury.

Ale odebrałam ją jako piękną zimową opowieść o miłości i przyjaźni. I chociaż jest to powieść o słodkiej nastoletniej miłości nie jest ona przesłodzona, a wręcz mogę powiedzieć, że autorka bardzo poważnie momentami wręcz dramatycznie podeszła do emocji jakie targały młodymi ludźmi.

Trudno jest być matką nastolatka borykającego się ze szkolnym hejtem, wewnętrznym buntem i wielką miłością w sercu. Trudno jest nią być, zwłaszcza gdy życie rzuca pod nogi dodatkowe kłody w postaci chorego drugiego dziecka i bezradności jaka czasami taką matkę dopada. Trudno jest się rozdwoić i być idealną dla dwójki różnych wiekowo i temperamentnie dzieci, które kocha się tą samą matczyną miłością.

Autorka w dość istotny sposób przedstawia prawdziwe problemy rodzinne i szkolne, gdzie młodzież spotyka się z negatywnym odbiorem własnej niedoskonałości widzianej oczami innych nastolatków i negatywnym odbiorem nieodpowiedniego względem innych ubioru. Jak ważny jest ubiór dziecka w elitarnej szkole wiedzą tylko ci, którzy do takiej szkoły chodzili. Niestety pieniądze często są zgubą dla rozumu.

Czekałam na tę książkę z nadzieją, że pochłoną mnie zapachy świąt, pierników, kawy, marcepanu, bo z tej strony – takiej bardzo apetycznej poznałam już książki Agnieszki Lis. Ale mimo całego mojego zachwytu nad fabułą trochę rozczarowałam się tonąc w zapachu… dziecięcych kupek 😉

Wiem, że wątek walki z chorobą dziecka i często bezsilności matki w tym jest bardzo ważny, ale ciągłe bulgotanie w małym brzuszku z wyraźnym przekazem zapachu chyba przerosło zdolności wyobraźni moich kubków węchowych.

Ale mimo tych kupek jestem książką i fabułą zachwycona, bo mało kto potrafi tak dosadnie pokazać trudne tematy z takim sercem.

Polecam tę książkę jak i inne powieści Agnieszki Lis. Jej książki nie należą do lekkich, łatwych i przyjemnych, ale niosą w sobie ogromny ładunek emocji.

(…) W ciepłym świetle lampek magia świąt spłynęła na wszytskich zebranych. Kto mógł, przytulał się do siebie, ktoś inny – tylko patrzył. (…)

Dziękuję Autorce za te emocje a Wydawnictwu Skarpa Warszawska dziękuję za możliwość przeczytania tej pięknej powieści.

Napisz do mnie
listopad 2025
P W Ś C P S N
 12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
Książki które przeczytałam
Recenzje moich książek
  • Leśniczówka
  • Pamiątka z Paryża
  • Jutra nie będzie
  • Lawenda
  • Płacz wilka
  • Carpe Diem
  • Listy do Duszki
  • Muzyka dla Ilse
  • Dziewczyny z Ogrodu Rozkoszy
  • Kołysanka dla Łani
  • Złoty konik dla Palmiry
  • Dziewczynka z ciasteczkami
  • Obiecuje Ci szczęście
  • Kamienica pełna marzeń
Znajdziesz mnie również na
lubimyczytać.pl granice.pl booklikes.com nakanapie.pl sztukater.pl instagram.com/formelita_ewfor/ facebook.com/KsiazkiIdy/