ZBRODNIA PO IRLANDZKU – Aleksandra Rumin
Aleksandra Rumin… no cóż, niestety nie udało mi się znaleźć informacji o tej autorce, nawet wujek Google mnie zawiódł. Z okładki książki dowiedziałam się tylko, że autorka jest warszawianką z urodzenia i wyjątkową optymistką z ogromnym poczuciem humoru. Tajemnicza osoba, która pisze pełne humoru książki, ale czy jest to jej prawdziwe imię i nazwisko, czy pseudonim literacki…, tego niestety nie wiem. Jej znakiem firmowym jest wyjątkowe poczucie humoru, okraszone dużą dawką sarkazmu i celnym portretowaniem różnych nacji i grup społecznych. W bohaterach jej powieści z wielu rozpozna jakąś znajomą osobę lub siebie samego.
PREMIERA KSIĄŻKI 12 SIERPNIA 2019
Zbrodnia po irlandzku to komedia kryminalna, chociaż moim zdaniem ta książka jest specyficznym przewodnikiem po Irlandii, z dużą dawką humoru i wątkami kryminalnymi.
Biuro turystyczne „Hej Wakacje” organizuje tygodniowy wyjazd do Irlandii, ale tylko dla wybranych. Egzotyczne wycieczki to czasami dość niebezpieczne hobby, ponieważ statystyki ujawniają, że co roku kilkuset spragnionych wrażeń Polaków ginie podczas wakacyjnych wojaży. Zorganizowany po bardzo promocyjnej cenie wyjazd, kusi, ale czy można zaufać przewodnikowi. Niestety uczestników wycieczki spotyka kilka nieszczęśliwych wypadków, a pilot wycieczki najchętniej wróciłby do domu mając dziwne przeczucie, że coś w tym wyjeździe nie gra. Tomasz Waciak nie ma jednak czasu na dochodzenia, bo nie dość, że musi użerać się z irlandzką pogodą, to jeszcze wśród uczestników wycieczki ma dość roszczeniową starszą panią, a program wycieczki co chwilę ulega zmianom a ona sam albo zmaga się z zatruciami pokarmowymi albo z nieprzepartą ochotą, żeby strzelić sobie drinka. Albo trzy… Co spotka uczestników wycieczki? I czy w obliczu tragedii i wyjątkowo niesprzyjającej zwiedzaniu pogodzie, będą oni chcieli wrócić do domów?
Książka ta jest drugą powieścią autorki, którą miałam okazję przeczytać i pewnie każdego kolejnego tytułu będę wypatrywała. Fabuła to cięta satyra na Polaków nie tylko przebywających za granicą, pełna obyczajowych introspekcji, bardzo wyrazistych postaci i najdziwniejszych przygód.
(…) Warszawa dopiero budziła się ze snu. Ulice świeciły pustkami, po chodnikach przemykali nieszczęśliwi posiadacze czworonogów oraz przedstawiciele lokalnej bohemy, zwani pieszczotliwie menelami, którzy wracali do domu po nocnych wernisażach pod chmurką. (…)
A jak przystało na kryminał to są i zbrodnie.
Ale ta książka jest również świetnym przewodnikiem turystycznym po Dublinie (i nie tylko), bowiem razem z uczestnikami wycieczki czytelnik ma okazję zwiedzić Irlandię. Każdy kolejny rozdział zaczyna się czymś w rodzaju planu wycieczki, jaki powinien zostać zrealizowany, ale jak to często bywa, nie zawsze okoliczności pogody pozwalają na tę realizację.
(…) Śniadanie. Wykwaterowanie. Przejazd do Blarney Castle, gdzie znajduje się słynny kamień – każdy śmiałek, który go pocałuje, otrzyma dar elokwencji. Spacer aleją cisową. Przejazd do Cork. Spacer po mieście, w czasie którego zobaczymy zbudowany w 1788 roku Targ Angielski, katedrę św. Findbara, browar Beamish and Crawford, starą dzielnicę hugenocką z placem Rory’ego Gllaghera, gmach opery, giełdę maślaną i Muzeum Masła oraz kościół św. Anny. (…)
Jest to cięta satyra, moim zdaniem z nieco przerysowanymi pod względem turystycznym sytuacjami, mało realnymi, ale w pewnym sensie prawdopodobnymi. Krytyczne przedstawienie turystów nie tylko z Polski, ale również z innych krajów Europy, pokazane zostało na tle malowniczych (teoretycznie) widoków, które często z powodu typowej irlandzkiej pogody – mgieł, ulewnego deszczu, silnego wiatru – pozostają tylko w wyobraźni zwiedzającego.
Ironiczny humor towarzyszy odbiorcom książki od pierwszej do ostatniej strony i dopiero w samej końcówce, autorka nieco szokuje, fundując czytelnikom chwile prawdziwego wzruszenia i odkrywając karty z zaskakującym zakończeniem. Myślę, że owo zakończenie właśnie, zaskoczy wielu.
Przedstawiając losy uczestników wycieczki turystycznej, o skrajnie różnych charakterach, autorka stworzyła historię, która bawi do łez i poprawia humor lepiej niż czekolada, a zderzenie ludzkiej mentalności z realiami miejskiej dżungli i irlandzkiej rzeczywistości staje się źródłem przezabawnych perypetii.
(…) Ciemną nocą z zaułka wyłoniły się trzy cienie i zatrzymały się przed wejściem do nowo otwartej kancelarii adwokackiej „Duda i Partnerzy” (…) Pół minuty później na miejscu drugiego w rządku „D” pojawiło się jaskrawe „P” (…)
Jeżeli szukacie lektury lekkiej, łatwej i przyjemnej to ta książka jest właśnie taką.
Jeżeli wybieracie się do Irlandii, i nie wiecie czy warto tam pojechać, a jak warto, to co zwiedzić, to ta książka Wam doradzi.
Jeżeli macie ochotę pośmiać się i zapomnieć o szarościach dnia codziennego, to koniecznie sięgnijcie po tę lekturę. Każdy, kto nie jest przedszkolakiem i wczesnoszkolnym dzieciakiem, tego z całą pewnością ta książka nie zawiedzie.
Cieszę się, że wydawnictwo INITIUM zdecydowało się wydać tę świetną lekturę i mam nadzieję, że autorka nie poprzestanie na dwóch książkach, a kto nie zna jeszcze „pióra” tej autorki, to zapraszam do jednego z wcześniejszych wpisów ZBRODNIA I KARAŚ
MILION NOWYCH CHWIL – Katherine Center
Katherine Center urodziła się w 1972 roku. Jest amerykańską powieściopisarką, która mimo młodego wieku osiąga już wielkie sukcesy. Ukończyła Uniwersytet St. John School w Houston w Teksasie, gdzie otrzymała tytuł magistra fikcji. Pierwsza książka tej autorki pojawiła się w 2006 roku i od razu zdobyła rzesze czytelniczek.
Milion nowych chwil to współczesny dramat psychologiczny z nutką romansu.
PREMIERA KSIĄŻKI 17 LIPCA 2019
Maggie jest piękna, młoda, inteligentna i bardzo zakochana w swoim chłopaku Chipie. Dzień, który miał być jednym z jej najszczęśliwszych staje się jednym z najgorszych w jej życiu. Maggie po wypadku w bardzo ciężkim stanie trafia do szpitala i musi walczyć o swojej zdrowie. W tej nierównej walce pomagają jej siostra, z którą dziewczyna straciła kontakt kilka lat wcześniej, oraz bardzo ponury, wręcz zgorzkniały fizjoterapeuta. Czy uda się Maggi stanąć na nogi, w dosłownym tego słowa znaczeniu? Jak zachowa się Chip, który jest poniekąd sprawcą wypadku i osobą, która skazała swoją ukochaną na cierpienie? Czy uda się Maggie nawiązać bliski kontakt z siostrą? I dlaczego fizjoterapeuta nienawidzi wszystkich wokół, czy Maggie też znienawidzi?
Narracja jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, lubię czytać książki z taką narracją, bowiem zawsze mam wrażenie jakbym czytała czyjś pamiętnik, lub siedziała naprzeciwko tej osoby i słuchała jej zwierzeń. I przyznam szczerze, że do końca nie jestem pewna czy fabuła tej powieści jest fikcją czy opisem realnych zdarzeń.
Mam wielką ochotę streścić całą książkę, ale wiem, że im więcej pozostawię w domyśle, tym książka bardziej zaintryguje.
Cieszę się, że ta książka wpadła w moje ręce, i mam nadzieję, że nie jest to jedyna powieść tej autorki, którą uda mi się przeczytać.
Historia tej młodej dziewczyny, nieco zbuntowanej, ale bardzo pogodnej, nie tyle bardzo mnie wzruszyła, co dała mi wiele do myślenia. Jak często ludzie poddają się, nie próbując nawet walczyć o lepsze jutro, bo przecież życie mamy tylko jedno. Maggie po wypadku ląduje na wózku inwalidzkim i tylko od niej zależy, czy będzie potrafiła żyć inaczej niż dotąd.
Główna bohaterka od zawsze bała się latać samolotami. Ktoś może powiedzieć, że był to lęk irracjonalny, ale myślę, że intuicja każdego człowieka wie lepiej, czego powinien się wystrzegać, a do czego podchodzić na pełnym luzie. Tej dziewczynie latanie wydawało się sprzeczne z naturą, bo przecież siła ciążenia nie po to chce zatrzymywać w dole, żeby wznosić się w górę. Jej strach okazał się całkiem podstawnym, ponieważ podczas pewnego całkiem niewinnego lotu, doszło do poważnego wypadku, z którego dziewczyna nie wyszła już na własnych nogach.
(…) Nie ma sensu oglądać się za siebie. Wiem, co znaczy walczyć, upadać i znów stawać do walki. Wiem, jak żyć w zgodzie ze sobą. Muszę się cieszyć z tego, co mam. Dostałam jedno życie, a ono toczy się tylko naprzód. I jest wiele szczęśliwych zakończeń. (…)
Autorka w bardzo ciekawy sposób pokazuje walkę młodej dziewczyny z tym co ją spotkało. Z precyzyjnością godną podziwu przeprowadza ją, przez wszystkie etapy szoku pourazowego.
Czytelnik ma zatem okazję poznać zachowanie dziewczyny na etapie zaprzeczenia, w którym bohaterka nie dopuszcza do swojej świadomości tego, co się stało z jej ciałem. Potem przychodzi gniew, na siebie, na innych, na całą sytuację, aż wreszcie dziewczyna zaczyna walczyć, i targować się sama ze sobą o to, żeby jej stan się poprawił. Walczy ze swoim ciałem. Gdy jednak te starania nie dają oczekiwanych rezultatów, pojawia się depresja, z której tak naprawdę wyciąga ją jej siostra, trochę zwariowana, ale desperacko i niestrudzenie dążąca do tego, aby nie dopuścić do całkowitego załamania się Maggi. I w końcu, nasza bohaterka rozumie, że jej stan się nie polepszy na tyle, aby mogła żyć tak jak przed wypadkiem, więc jeżeli w ogóle chce żyć, to musi podjąć wyzwanie. I zawalczyć o szczęście, które jest na wyciagnięcie ręki, tylko trzeba je odpowiednio złapać. A żeby tego dokonać, trzeba pogodzić się z losem.
(…) Największą wadą snu jest to, że zapominamy wtedy o okropnych rzeczach jakie się nam przydarzyły. Niby dobrze, ale w końcu się budzimy. Tej nocy przyśnił mi się pierwszy koszmar dotyczący wypadku. Siedziałam za sterami samolotu, w ślubnej sukni i w welonie, i z pełną prędkością leciałam w dół, pewna, że zaraz oboje zginiemy. Chip krzyczał: „Podnoś w górę”, ale dźwignie się zacięły. Obudziłam się tuż przed uderzeniem w ziemię, ciężko dysząc, z twarzą zalaną łzami i pomyślałam: „Dzięki Bogu, dzięki Bogu że się nie rozbiliśmy”. A przecież się rozbiliśmy. (…)
W całym dramacie tej młodej dziewczyny dodatkowym negatywnym bodźcem mającym wpływ na samopoczucie głównej bohaterki był fakt, że jej chłopak, który tak naprawdę był sprawcą wypadku, nie potrafił sobie poradzić sam ze sobą, dodatkowo dołując dziewczynę, aż w końcu poddał się uznając, że skoro jej w niczym nie pomoże, to pomoże sam sobie, ale w sposób dość… niewiarygodny dla jego narzeczonej.
Muszę przyznać, że fabuła jest niesamowita i nieprzewidywalna, cały czas czytając wierzyłam w cud. Ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, co ma tym cudem być, czy wyzdrowienie młodej dziewczyny, czy pogodzenie się jej z obecnym stanem, czy znalezienie przez nią mężczyzny, który pokocha ją taką jaką jest… zdeformowaną fizycznie i nie do końca silną psychicznie.
Myślę, że wielkim plusem tej powieści są osobowości bohaterów, wykreowane przez autorkę tak realistycznie i jednocześnie interesująco, że czytelnik nawet te z pozoru złe charaktery traktuje bardzo pobłażliwie.
Ciekawe, momentami bardzo zabawne dialogi pozwalają na chwilę oderwać się od dramatu treści, a nawet czasami wywołują na twarzy uśmiech.
Ta powieść z pewnością niejednego czytelnika skłoni do refleksji. We mnie obudziła dodatkowe emocje, bowiem sama kiedyś uległam poważnemu wypadkowi i nie chwaląc się, tylko moja ciężka praca (każdego dnia) i determinacja doprowadziły do tego, że dziś chodzę o własnych siłach. No, powinnam jeszcze dodać, że miałam świetnego fizjoterapeutę, bardzo podobnego w zachowaniu, do Iana (fizjoterapeuty Maggie), który zmuszał mnie do ćwiczeń, podczas których nieustannie leciały mi łzy.
Autorka pokazała również, jak ważna jest obecność bliskiej osoby, która nie tylko potrzyma za rękę, pogłaszczę, przytuli, ale również zmusi do działania i udowodni, że jak sami sobie nie pomożemy, to sami na tym stracimy.
(…) Taka jest moja filozofia życiowa. Nigdy nie powiem nikomu, że jego przyszłość nie będzie równie wspaniała, jak sobie zaplanował. Ale musimy działać w obrębie tego, co mamy. Znaleźć motywację w wysiłku i radość w trudnościach. (…) Ponieważ tylko tyle jesteśmy w stanie zrobić: znosić smutki, gdy musimy, i rozkoszować się radością, kiedy możemy. (…)
Polecam tę książkę każdemu, nie tylko osobom, które nie potrafią sobie poradzić z własnymi bolączkami. Ta pełna dramatu, ale również ogromu optymizmu powieść, z pewnością zadowoli wielu czytelników. Dawno nie czytałam, tak pięknej i emocjonalnej historii, która potrafi uświadomić, jak wiele zależy od nas samych.
Dziękuję Wydawnictwu MUZA. SA za propozycję przeczytania tej powieści, którą będę polecać komu tylko się da, bo jest to nie tyle ciekawa, co bardzo wartościowa w swoim przekazie lektura.
ZAŚNIJ LALECZKO – Grażyna Kałowska
Grażyna Kałowska urodziła się w 1955 roku i jest mieszkanką Gdańska. Jest absolwentką i wieloletnią pracownicą Uniwersytetu Gdańskiego. Książki są jej życiem i pasją. Miłośniczka architektury i… psów, od dwudziestu lat właścicielka psów rasy amstaff. W roku 2004 jej utwór „W poszukiwaniu czterolistnej koniczyny” zdobył wyróżnienie w konkursie literackim. Jako pisarka eksperymentuje z gatunkami literackimi, w swoich książkach porusza tematy dotyczące samotności i przemijania oraz skomplikowanych relacji międzyludzkich.
PREMIERA KSIĄŻKI – LIPIEC 2019
Zaśnij laleczko to współczesny kryminał policyjny z nutką fantastyki i sporą dawką wątków obyczajowych i psychologicznych.
Wezwana do pewnego domu lekarka pogotowia, przypadkowo zabiera ze stolika jakieś notatki, które okazują się zapisem konfliktu małżeńskiego i sugerują popełnienie zbrodni. Dwoje policjantów zaintrygowanych tekstem rozpoczyna nieformalne śledztwo, które doprowadza ich do tragicznych zdarzeń jakie miały miejsce wcześniej w pewnych miejscowościach nad jeziorem. Czy znaleziony tekst jest opisem zbrodni, czy fikcją literacką? Czy w letniskowych miejscowościach zgony turystów i miejscowych były przypadkami czy zamierzonymi celami mordercy lub kilku morderców? Czy uda się policjantom rozwiązać zagadki niewyjaśnionych zgonów?
„Pióro” autorki już znam od dawna, ale do każdej z kolejnych jej książek podchodzę z nutą wahania, bowiem nigdy nie wiem co tym razem „zafunduje” swoim czytelnikom. Autorka eksperymentuje z gatunkami literackimi, pisze z wielką pasją i chyba ciągle szuka tego swojego złotego środka literackiego. W jej książkach sporo jest fantastyki i równie dużo psychologii, czy kryminał to jest to, co stanie się je efektem końcowym szukania?
W tej książce mamy śledztwo prowadzone przez parę policjantów, jak wynika z fabuły, dochodzenie to jest prowadzone nieformalnie, chociaż policjanci mają zgodę przełożonych, ale… autorka nie wyjaśnia czytelnikom, na jakiej podstawie zostało wszczęte śledztwo. Mamy bowiem przypadkowo znalezione notatki, będące czymś w rodzaju fikcji literackiej, zatem na podstawie czegoś takiego nie można poważnie podejść do tematu, bo przecież nikt nie zgłosił oficjalnie popełnionego przestępstwa.
Myślę, że wena twórcza autorki nieco się zagalopowała i nie został przeprowadzony porządny research, wskazany głównie w powieściach kryminalnych aby, fabuła była bardziej realna.
Autorka pisze nieco zabawnie i nie wiem, czy był to efekt zamierzony, czy zwykła pomyłka, ale w pewnym momencie policjanci legitymują się… samochodem zamiast dokumentami.
(…) – Tak, o co chodzi? – Jesteśmy z policji. Chcielibyśmy porozmawiać o śmierci pani syna. – A skąd mam wiedzieć, że jesteście z policji? – Proszę wyjrzeć przez okno. Mamy odpowiedni samochód. Postawiliśmy go pod latarnią. (…)
Na szczęście dalej mamy już porządne zachowanie się policjanta na służbie:
(…) Dzień dobry – Marek powitał recepcjonistkę i pokazał legitymację. – Czy możemy widzieć się z kierownikiem ośrodka? (…)
Wątek kryminalny jest dosyć ciekawy, chociaż moim zdaniem zabrakło mu odrobiny autentyczności. Ale pomysł na fabułę śledztwa bardzo interesujący. Kryminał to dość trudny gatunek literacki, i ja na przykład nie odważyłabym się za takowy zabrać bo wiem, że tu trzeba bardzo dokładnie wszystko posprawdzać. Nie wystarczy tylko sam pomysł.
Fabuła kryminalna przeplata się z fabułą dziwnych zachowań około sennych jednej z bohaterek. Jest to jakby oderwanie od wątków kryminalnych i przeskoczenie w zupełnie inny gatunek literacki. Analiza snów bowiem jest bardzo szczegółowa, aż nadto moim zdaniem, ponieważ zbyt często występują w niej powtórzenia, żeby nie powiedzieć, że metafrazy.
(…) Czy płaszcz z twojej wizji, który opisujesz jako płaszcz służący za okrycie, by nie była rozpoznania, długi z kapturem, brudnozielony, przypomina ci coś z życia? Hanka usłyszała szum, a potem brudnozielony płaszcz zjawy porwał Joannę i wyfrunął przez okno (…)
W tej powieści zdarzenia paranormalne przeplatają się z tymi realnymi, ciekawy zabieg literacki, ale czy dla każdego zrozumiały? Można się w tym nieźle pogubić.
Akcja powieści toczy się wokół kilku spraw, kilku tajemniczych morderstw i nierozwiązanych śledztw, które miały miejsce w dość dużych odstępach czasu, a sprawca/sprawcy oczywiście pozostają nieznani. Przesłuchiwani ludzie mają sprzeczne informacje i tak właściwie nie wiadomo, kto mówi prawdę a kto fantazjuje.
Dwoje głównych bohaterów, – Hanka i Marek zostało przedstawionych trochę zagadkowo, ale nie można powiedzieć, że nieczytelnie. Myślę, że są to osoby, które można polubić, chociaż Hanka ze swoimi analizami snów, nieco mnie irytowała.
Zakończenie książki zapewne zaskoczy wielu, i tu muszę autorce pogratulować sprytnego wybrnięcia z tych zagmatwanych i często różnie ukierunkowanych sytuacji. Na końcu książki czytamy: Koniec części I, zatem nastąpi ciąg dalszy?
Polecam tę książkę miłośnikom lekkich kryminałów, z tajemniczymi zdarzeniami. Myślę, że czytelnicy preferujący książki z wątkami pozazmysłowymi i parapsychologicznymi też będą usatysfakcjonowani, bowiem połączenie kryminału z fantastyką, to wciąż mało obecny gatunek na polskim rynku czytelniczym. W tej książce mamy połączenie kilku gatunków literackich: kryminału, powieści obyczajowej, powieści psychologicznej, powieści fantasty, czyli dla każdego coś.
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu Literackiemu Białe Pióro za propozycję przeczytania tej specyficznej powieści mając nadzieję, że znajdzie ona wielu czytelników.
JUTRO ZACZYNA SIĘ DZIŚ – Roma J. Fiszer
Roma J. Fiszer to kolejna polska pisarka, która podbiła moje czytelnicze serce. I chociaż chciałam się o tej autorce dowiedzieć czegoś prywatnego, to niestety wujek Google skrzętnie tę osobę ukrywa. Dowiedziałam się jedynie, że pochodzi z Poznania a obecnie mieszka w Gdyni. I tyle.
JUTRO zaczyna się DZIŚ to współczesna powieść obyczajowa, której fabuła umiejscowiona została częściowo na Wyspach Kanaryjskich, a częściowo na terenie Kaszub.
PREMIERA KSIĄŻKI 17 LIPCA 2019
Ksawery jest pracoholikiem. Kiedy jego żona Sonia wspomina mu o tym, że chciałaby realizować się w tym co kocha, czyli w śpiewaniu, on nie traktuje tej informacji poważne, do momentu, kiedy Sonia stawia go przed faktem i wyjeżdża na kilkumiesięczny kontrakt na Wyspy Kanaryjskie, gdzie zamierza śpiewać w jednej z hotelowych restauracji. Ksawery staje przed dylematem, jak zapewnić opiekę swojej dwunastoletniej córce Paulinie. Dziewczynka część wakacji ma spędzić z matką, ale coś przerywa jej te wymarzone wakacje. Z powodu niespodziewanego wyjazdu na wycieczkę marzeń swoich rodziców, Ksawery musi się zająć letniskiem na Kaszubach, w którym spędzał czas jako dziecko. Postanawia tam zabrać córkę i… oboje wręcz zakochują się w miejscu, w którym oprócz malowniczych widoków spotykają bardzo przyjaznych ludzi i odnajdują prawdziwe szczęście. Co wydarzyło się w czasie wakacji na Wyspach Kanaryjskich, że Paulina postanowiła nagle wrócić do Polski, zamiast spędzać czas z ukochaną mamą? Dlaczego Ksawery zapomniał o kaszubskim domku, w którym spędził najpiękniejsze lata swojego dzieciństwa?
Muszę przyznać, że odkąd przeczytałam jedną z pierwszych książek tej autorki, na kolejne czekam z niecierpliwością. Lekki styl jakim pisze Roma J. Fiszer powoduje, że książki się nie czyta, ją się dosłownie pochłania.
Ciekawe i bardzo realistycznie przeprowadzane w dialogach rozmowy, zbliżają czytelnika do bohaterów, których osobowości są tak różne i tak prawdziwe, że nie można ich nie polubić.
W tej powieści jednym z głównych bohaterów jest Ksawery, młody mężczyzna, który z powodu pracoholizmu zaniedbuje rodzinę pod względem uczuciowym. Zapewnia im komfort życiowy, luksusowe wakacje, ale tak naprawdę nie ma go w życiu rodzinnym do tego stopnia, że nie docierają do niego pragnienia i tęsknoty żony, a i córka jest dla niego sporą zagadką. Kiedy jego małżeństwo zaczyna się sypać, wówczas dopiero do niego docierają pewne fakty.
Paulinka jest nastolatką, która również ma swoje marzenia. Mądra, rezolutna i bardzo uczuciowa nie potrafi sobie wyobrazić, że rodzicie mogą się rozstać. Miłość do obojga rodziców walczy w niej ze złością, ale rozsądek wygrywa.
Muszę przyznać, że ta książka, to cudowny przewodnik po Wyspach Kanaryjskich, pokazanych w ciekawy sposób. Nie miałam okazji być w tych wszystkich pięknych miejscach, ale… kto wie, może kiedyś odwiedzę ten zakątek.
(…) – Playa Puerto Rico – Paulina ubiegła ją i wyszczerzyła się. – A z kolei tamta, na horyzoncie, dokąd dojdziemy drewnianą promenadą, nazywa się Playa de los Amadores. Czy tak? (…)- Stąd jestem ci wyjątkowo wdzięczna, że wczoraj byłyśmy w Puerto de Mogan. Trochę o nim wiedziałam, ale sądziłam, że to bliźniacze miasteczko Puerto Rico… (…)
Kolejnym pięknym akcentem fabuły jest specyficzny przewodnik po muzyce hiszpańskiej. Przyznam szczerze, że w trakcie czytania nie mogłam się powstrzymać od wyszukiwania niektórych piosenek na You Tube, a piosenki Mańana czy Cucurucucu paloma odsłuchałam kilkakrotnie.
Ta książka to w pewnym sensie także zaproszenie do odwiedzin pięknych, kaszubskich jezior i ich okolic. Autorka z taką precyzyjnością pisze o tych rejonach, że aż chce się tam pojechać i pobyć trochę w tej malowniczej scenerii.
Urzekły mnie również wątki, które wyjątkowo zasłużyły sobie na moją uwagę, dotyczące związku między córką a ojcem. Nie tyle doskonale przedstawione kontakty między nimi, co wyjątkowo realistycznie, bez dominacji konfliktu pokoleń. Jakież byłoby to piękne, gdyby większość rodziców miała taki kontakt ze swoimi dziećmi.
Fabule co rusz towarzyszy muzyka i nie tylko piękne hiszpańskie piosenki, ale również te nasze, rodzime, śpiewane często przy ogniskach w towarzystwie przyjaciół.
(…) Krótka przygrywka i tym razem popłynęła w niebo piosenka Wróćmy nad jeziora Czerwonych Gitar. Zrobiło się melancholijnie. – A potem na ogół śpiewaliśmy Zielone wzgórza nad Soliną – wspomniała Wika. (…)
Na uwagę zasługuje również ciekawie pokazany związek dwojga ludzi, którzy niby żyją razem, ale tak naprawdę to całkiem osobno. Z pozoru szczęśliwe małżeństwo nie zawsze jest takim, jakie je widzą inni. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, i to chyba jest prawda, one tylko ułatwiają życie. Bo czy można za nie kupić wszystko? Szczęście moim zdaniem dają dobre relacje między ludźmi, wzajemne zrozumienie, pomaganie sobie w realizacji marzeń i dążenie do wspólnych celów.
Czytając tę książkę, przypomniałam sobie swoje dziecięco-młodzieńcze przyjaźnie i z nostalgią pomyślałam o wakacjach spędzanych u dziadków. Tak bardzo poruszyła mnie ta książka, że wyciągnęłam z pawlacza swoją starą gitarę, którą dostałam od ojca na siedemnaste urodziny. „Staruszka” jest pęknięta, z zerwaną struną, ale ożywiła moje wspomnienia.
Chciałabym jeszcze kiedyś pojechać nad jezioro i spędzić czas przy ognisku razem z przyjaciółmi, na których mogłam liczyć w każdej sytuacji. Czy wakacje w drogich, egzotycznych kurortach, i urlop all inclusive naprawdę dają więcej radości niż wieczory przy ognisku, ze skwiercząca kiełbaską i zimnym piwem?
Ta książka, to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Sporo w niej zabawnych scen, ale i sceny wzruszeń się znajdą. Polecam tę powieść nie tylko na wakacje, i chyba nie mogę zawęzić grona czytelników, bowiem myślę, że usatysfakcjonuje ona zarówno panie, jak i panów. Nie mogę również twierdzić, że jest to lektura tylko dla dorosłych, gdyż cudowna dwunastoletnia bohaterka, zapewne będzie miłą towarzyszką podczas czytania, dla niejednej nastolatki.
Dziękuję Wydawnictwu EDIPRESSE KSIĄŻKI za propozycję przeczytania tej powieści i proszę autorkę, aby jak najszybciej obdarowała swoje czytelniczki kolejną powieścią.
ZJAZD ABSOLWENTÓW – Guillaume Musso
Guillaume Musso, to jeden z moich ulubionych zagranicznych pisarzy. Jego książki biorę do czytania bez rekomendacji innych, bo wiem, że nigdy nie pożałuję. To francuski powieściopisarz, który urodził się w 1974 roku w Antibes. Z wykształcenia jest ekonomistą, tytuł licencjata otrzymał na uniwersytecie w Nicei, studia kontynuował w Montpellier. Z zawodu jest nauczycielem, który przez kilka lat nauczał w liceum w Lotaryngii, a także na uniwersytecie w Nancy. Swoją pierwszą powieść wydał w 2001 roku, a jego druga powieść wydana w roku 2004 sprzedała się we Francji w ponad 2 000 000 egzemplarzy i została przetłumaczona na 24 języki. Prawa do jej ekranizacji wykupiła wytwórnia Fidelite Productions. Łączny nakład jego powieści, przełożonych na 42 języki przekroczył 35 milionów egzemplarzy.
Zjazd absolwentów to kryminał psychologiczny, którego fabuła umiejscowiona została w większości na Lazurowym Wybrzeżu, we francuskiej miejscowości Sophia Antipolis.
PREMIERA KSIĄŻKI 31 LIPCA 2019
Po pięćdziesięciu latach w liceum założonym przez Laicką Misję Francuską dla dzieci pracowników zagranicznych, organizowany jest zjazd absolwentów. Thomas, Maxime i Vinca byli jej absolwentami w roku 1992. Od tego czasu nie kontaktowali się ze sobą, każdy z mężczyzn poszedł w innym kierunku, a dziewczyna… zniknęła bez śladu. Kiedy do Thomasa i Maxima docierają wieści, że szkoła ma zostać rozebrana, a ktoś brutalnie ich zastrasza podsyłając anonimy z groźbami, mężczyźni czują się coraz mniej bezpieczni. Łączy ich pewien sekret sprzed lat, o którym trudno jest im zapomnieć. Co wydarzyło się w 1992 roku? Co stało się z Vinki, dziewczyną, w której kochał się Thomas? Czyje zwłoki mogą być zamurowane w ścianach szkoły i czy Thomas i Maxime mają z tym coś wspólnego?
Nie ukrywam, że na kolejną powieść tego autora czekałam z niecierpliwością i na szczęście nie zawiodłam się jej fabułą.
Musso świetnie potrafi połączyć intrygę kryminalną z nutką romansu i przepleść to wątkami sensacyjnymi i psychologicznymi. W tej powieści mamy tego wszystkiego sporo.
Narracja prowadzona jest dwutorowo, w dwóch ramach czasowych, przenosząc czytelnika ze współczesności roku 2017 do przeszłości roku 1992. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, co wpływa na dość specyficzny odbiór powieści, bowiem czytając miałam wrażenie, że słucham zwierzeń autora. Było to na tyle realistyczne, ze główny bohater jest pisarzem i bardzo wiele łączy go z autorem.
Książka od początku przykuwa uwagę, przyciąga swoją fabułą na tyle, że trudno jest się oderwać od jej stron. Być może kilku czytelników będzie rozczarowanych, dodatkowymi wątkami wplecionymi w wątek główny, a dotyczącymi innych, drugo- i trzecioplanowych bohaterów, ale tak właśnie pisze Musso. A jego specyficzny styl pisania pokochało wielu. Aby dać odpocząć czytelnikowi, przenosi na chwilę w zupełnie inne miejsca i do innych ludzi, innych zdarzeń, które jednak świetnie łączą się w całość tworząc idealną sieć różnych powiązań.
Dobra fabuła nie byłaby tak wciągająca, gdyby nie dobrze wykreowane postacie, których osobowości są tak różne, a zarazem tak wyraziste, że można wręcz zagłębić się w ich wizerunkach psychologicznych.
Dawno, dawno temu, oglądałam w telewizji serial „Miasteczko Twin Peaks”, tam również w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła młoda dziewczyna, jeżeli ktoś oglądał ten serial to może sobie go przypomni czytając najnowszą książkę Musso. Skrzętnie skrywana tajemnica, która łączy kilkoro ludzi nie tylko wzmaga ciekawość , ale powoduje wręcz cały czas obecne napięcie.
Sensacja goni sensację, zaskakujące zwroty akcji powodują czasami lekki mętlik w głowie, ale wszystko to sprawia, że książkę czyta się jednym tchem.
Główny bohater walczy z wyrzutami sumienia i z lękiem, który prześladuje go, odkąd ktoś wyraźnie go zastrasza, ktoś kto wie co wydarzyło się 25 lat wcześniej.
(…) Może tak musiało być, może to miało się skończyć śmiercią i strachem. Ja też muszę z tym skończyć. Skończyć na zawsze z cierpieniem, które mnie męczy od lat. Otwieram okno. W twarz uderza mnie lodowate zimno, Wdrapuję się na parapet, ale nie mogę skoczyć. Noc dotyka mnie – i odpycha. Śmierć ze mnie rezygnuje. (…)
Wczytując się w fabułę czytelnik ma okazję zagłębić się w psychiki różnych osób, które świadomie lub nie, interpretują różne sytuacje, różne wydarzenia. I nie strach przed wydaniem się mrocznej tajemnicy sprzed lat nimi kieruje, ale odpowiedzialność i troska za drugiego człowieka.
Muszę przyznać, że zakończenie książki zaskoczyło mnie bardzo. Autor po raz kolejny udowodnił, że wszystko może okazać się zupełnie, niż sobie to poukładaliśmy. Prawda może okazać się kłamstwem, a kłamstwo prawdą.
(…) Cóż, uczucia i natura ludzi są bardzo skomplikowane. Życie nie idzie prostą drogą, często wchodzi na kręte ścieżki, gdzie podskórnymi wodami płyną pragnienia, których spełnienia wykluczają się wzajemnie. Życie jest kruche, raz cenne, raz nic niewarte, raz zanurzone w lodowych wodach osamotnienia, a raz w gorącym źródle miłości. Przede wszystkim zaś nie mamy nad nim kontroli. Byle drobiazg może spowodować katastrofę. Wyszeptane słowo, błyszczące spojrzenie, zapraszający uśmiech – wszystko to może wznieść nas na szczyty albo strącić w przepaść. (…)
Przez cały czas czytelnik musi się domyślać tego co się stało, powoduje to, że momentami napięcie rośnie, aby wreszcie dotrzeć do maksimum.
Autor nie szczędzi również piękna, wprowadzając czytelnika w klimat Lazurowego Wybrzeża i oprowadzając po pięknych dzielnicach miasta.
No cóż, myślę, że ten, kto sięgnie po najnowszą powieść tego autora, nie będzie rozczarowany. Każdy znajdzie w niej bowiem coś dla siebie.
Dziękuję Wydawnictwu ALBATROS za kolejną powieść tego autora, którego chyba wszystkie książki są na listach bestsellerów, dziękuję za propozycję przeczytania tej powieści, która sprawiła, że po raz kolejny „zarwałam” kilka nocy.