MOC TRUCHLEJE. OPOWIEŚCI WIGILIJNE 1939-1945 – Sylwia Winnik
*** JEST TAKI DZIEŃ, BARDZO CIEPŁY CHOĆ GRUDNIOWY ***
Sylwia Winnik to młoda polska pisarka i blogerka, autorka bloga „Czas na Książki”. Ukończyła dziennikarstwo we Wrocławiu. Interesuje się historią, szczególnie drugą wojną światową. W 2015 roku została wybrana przez czytelników magazynu „Fanbook” Książkowym Blogerem Roku. Jest pomysłodawcą i współorganizatorem Literackiego Festiwalu Czas na Książki. Autorka książek „Dziewczęta z Auschwitz” (2018) i „Tylko przeżyć. Prawdziwe historie rodzin polskich żołnierzy” (2019). „Dzieci z pawiaka” (2020)
Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945 to książka reportażowa napisana na podstawie wspomnień osób, które doświadczyły świąt, a zwłaszcza Wigilii Bożego Narodzenia w różnych miejscach, bardzo oddalonych od domu.
PREMIERA KSIĄŻKI 10 LISTOPADA 2020 ROKU
Czytamy w tej książce między innymi o wigilii obchodzonej w barakach obozów koncentracyjnych, gdzie opłatek zastępowały okruchy czarnego chleba, a choinkę kawałek zwykłej gałązki.
(…) Wigilia w Auschwitz? (…) Szeptem śpiewałyśmy ” Wśród nocnej ciszy…”, Panowało zimno. Byłyśmy głodne. Wszy obłaziły nas, gryząc nieustannie. (…)
Muszę przyznać, że chociaż podczas czytania odczuwałam ciepło bijące z tradycji, którą za wszelką cenę próbowano podtrzymać, to te bolesne, pełne dramatyzmu wspomnienia z pewnością niejednej osobie wycisnęły z oczu łzy.
Czytamy tutaj również o świętach i wigilijnej nocy obchodzonych na dalekiej Syberii, w obozach pracy do których zesłano dziesiątki tysięcy osób. We wspomnieniach, w których na chwilę, główną rolę odgrywało człowieczeństwo, kiedy na chwilę łączyli się ludzie różnych narodowości i różnych wyznań często na co dzień będący zaciętymi wrogami.
Ta niewielka książeczka zawiera jednak taki ogrom emocji, że jestem pełna podziwu dla autorki, która potrafiła przekazać to wszystko mając świadomość otaczającej te wspomnienia tragedii, dramatów ludzkich, o których nie możemy zapomnieć.
(…) I w Wigilię 1943 roku, po niemal roku spędzonym w lesie, przybiegł ktoś z warty, krzycząc, że zbliżają się Ukraińcy. I Za napadają nas. Wybiegliśmy na mróz z baraku. Było bardzo dużo śniegu. Chowaliśmy się każdy pod innym krzakiem. (…)
Kiedy tak sobie pomyślę, jak bolesne musiały być dla wielu osób święta, to zastanawiam się jak Pan Bóg mógł na to wszystko spokojnie patrzeć. Wiem, że osoby wierzące znienawidzą mnie za to bluźnierstwo, ale i dzisiaj czasami zastanawiam się nad tym, jak można życzyć wszystkim wokół „wesołych świąt”, kiedy ten jeden dzień w roku – wigilia, dla wielu jest jednym z najgorszych dni, kiedy spędzają go w samotności, wiedząc, że w domu ich krewnych inni radośnie przeżywają kolację wigilijną, odpakowywanie prezentów czy śpiewanie kolęd.
(…) Jak bardzo różne były święta w latach 1939-1945, wynika z opowiedzianych w tej książce historii. Nie brakuje w nich dramatów, ale i nadziei. Nie brakuje strachu i brutalności ze strony oprawców, ale nie brak też wiary i solidarności ludzi. (…)
To jest książka, obok której absolutnie nikt nie powinien przejść obojętnie, a po jej przeczytaniu głęboko zastanowić się nad tym, czy nie ma wśród naszych krewnych, znajomych kogoś, kto w tym dniu spędza czas samotnie.
Przecież to tylko jeden taki dzień w roku, który powinien być…
***bardzo ciepły, choć grudniowy, dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory. To taki dzień, w którym radość wita wszystkich, dzień, który każdy z nas zna od kołyski.***
SELFIE Z ANIOŁEM – Hanna Urbankowska
* KTO WIE, CZY ZA ROGIEM, NIE STOJĄ ANIOŁ Z BOGIEM… * pamiętacie słowa tej piosenki?
Hanna Urbankowska urodziła się w 1987 roku. Jest mieszkanką Warszawy gdzie ukończyła studia na wydziale filozofii UW. Publikowała liczne artykuły w prasie, ostatnio współpracuje z magazynem „Filozofuj”. Jest laureatką konkursów poetyckich. W wolnych chwilach ilustruje książki dla dzieci, ale nie tylko. Zawodowo związana jest z biblioteką, co jak okazało się jest wymarzoną pracą dla pisarza. W roku 2018 zadebiutowała powieścią „Noworoczne anioły”.
Selfie z Aniołem to trochę taka bajka dla dorosłych z delikatnym wątkiem świątecznym. Właściwie można o niej powiedzieć, że jest to typowy komedio-dramat, chociaż ja bronię się przed używaniem takich określeń.
PREMIERA KSIĄŻKI 09 LISTOPADA 2021
Anka prowadzi małą, urokliwą kawiarenkę na parterze pewnego bloku na warszawskim Mokotowie. Kafejka jest miejscem specyficznym, w którym dobrze czują się zarówno ludzie, koty, jak i… Anioły, które głównie wieczorami lubią przesiadywać w tym miejscu i rozmawiać o swoich podopiecznych. Na ostatnim piętrze w bloku mieszkają Matylda z Wojciechem. Pewnego dnia dostają w prezencie od ośmioletniego Kacpra, z mieszkania naprzeciwko, rysunek, na którym widnieje tajemniczy, smutny pan ze skrzydłami, a chłopiec uparcie twierdzi, że prawie codziennie widuje go na klatce schodowej. W tym samym czasie Matyldzie co noc śni się tajemnicza wieś. Wszystkich zaczyna nurtować zarówno tajemnicza postać, którą widuje jedynie kilkulatek i zagadkowa wieś, po której chadza Matylda. Kiedy do grupy zaintrygowanych przyjaciół dołącza Zuzanna, która właśnie wróciła z Londynu, staje się oczywiste, że nikt nie zostawi tej zagadki nierozwiązanej. W sprawę oczywiście zaczynają się mieszać anioły. Czy one istnieją naprawdę? Co wydarzyło się w pewnej wsi i dlaczego ktoś/lub coś uparcie chce, aby mieszkańcy bloku poznali tajemnicę sprzed lat? Kim jest smutny, tajemniczy jegomość spotykany na klatce bloku przez małego mieszkańca?
Nie wiem, czy wierzycie w anioły, ale ja często zastanawiam się nad różnymi sytuacjami, które mi się zdarzyły lub o których usłyszałam od innych, a których nie jestem w stanie wyjaśnić w logiczny sposób. Czy to Anioły, czy inne siły nadprzyrodzone, nie wiem.
Sięgając po tę książkę, liczyłam na ciepłą opowieść świąteczną z aniołami w tle. Fabuła tej książki zahacza o okres świąteczny, ale nie jest książką typowo świąteczną. Cały czas jednak czytając tę lekturę czuje się ten ciepły grudniowy nastrój.
(…) Anna Nowicka czuła, że ktoś ją obserwuje. Już kilka razy zdarzyło jej się gwałtownie odwrócić, żeby złapać winowajcą, ale nikogo za nią nie było. A po chwili czuła, jakby ktoś wwiercał się spojrzeniem w jej kark. (…)
To w pewnym sensie bajka dla dorosłych, ale równocześnie bardzo urocza lektura. Z pozoru utrzymana w lekkim, zabawnym stylu, tak, by dobrze się ją dobrze czytało z kubkiem gorącej herbaty z malinami lub gorącego kakao w scenerii pod cieplutkim kocem w chłodny jesienno-zimowy wieczór, ale…
No właśnie, fabuła, mimo iż można ją uznać za lekką, łatwą i przyjemną, nie do końca taką jest, ponieważ skrywa wiele ludzkich dramatów.
Jak już wspomniałam wcześniej, jest to komedio-dramat z wątkami fantastycznymi i sporą dawką mistycyzmu.
Kiedyś, kiedy wydarzyło się w moim życiu coś dramatycznego, usłyszałam od bliskiej mi osoby: musisz porozmawiać ze swoim aniołem stróżem, zobaczysz, on ci pomoże. Wówczas podeszłam do tego dość sceptycznie, ale chyba podświadomie zaczęłam z kimś rozmawiać. Z kimś, kto był tylko w mojej głowie.
Wiem, że są ludzie, którzy wierzą w istnienie aniołów, a jeżeli nie aniołów, to jakichś zjawisk czy istot paranormalnych, ja sama mam na ten temat mieszane myśli.
Ta opowieść z pozoru lekka, łatwa i przyjemna jest być może ciepłą historią o grupie przyjaciół, ale autorka poruszyła w niej wiele poważnych życiowych tematów, o których być może wiemy, ale nie zawsze o nich chcemy rozmawiać.
Głównymi bohaterami są ludzie i anioły i muszę przyznać, że jedni i drudzy są sympatyczni i przyciągają zarówno swoimi osobowościami (czy aniołowie mają osobowości?) jak i podejściem do życia.
Wpleciony w fabułę dramat samobójczej śmierci dodaje powieści nieco powagi, smutku, zmusza do refleksji, ale w ogólnym zarysie, książka jest piękną i ciepłą lekturą uświadamiającą jak bardzo ważna jest w życiu przyjaźń i wzajemne wspieranie się w trudnych lub zaskakujących chwilach.
Autorka przenosi nas do świata zjawisk paranormalnych, ale robi to z wdziękiem nie szczędząc ani dramatyzmu, ani humoru. Pokazuje, jak sny mogą wpływać na rzeczywistość i jak mogą być odbierane niezrozumiałe sygnały łączące realne życie z życiem dalekim od tej realności.
(…) Święta Bożego Narodzenia w Niebiosach to naprawdę piękna sprawa. Jak sama nazwa wskazuje, świętuje się Boże Narodzenie, zaś obecność samego Solenizanta podnosi rangę uroczystości. Wiele rzeczy przebiega podobnie jak na Ziemi. Nie brakuje bożonarodzeniowego drzewka, chociaż w Niebie nosi ono dumną nazwę Drzewa Życia. (…)
I chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że ta książka to taka bajka dla dorosłych, ja muszę przyznać, że czytałam ją z prawdziwą przyjemnością.
To z całą pewnością piękna i mądra opowieść, w której codzienność splata się ze sprawami niezrozumiałymi a jednak ostatecznymi.
Bardzo gorąco ją polecam, nie tylko w okresie okołoświątecznym, ale ot tak, ku refleksji i czystego relaksu.
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA, że miałam okazję poznać kolejną polską autorkę, której książka sprawiła mi wielką przyjemność.
ZNIEWALAJĄCY OPIEKUN – Kristen Ashley
Kristen Ashley urodziła się w 1968 roku w Gary w stanie Indiana, a dorastała w małym miasteczku Brownsburg w licznej wielopokoleniowej rodzinie przy dźwiękach muzyki między innymi Glena Millera. Mieszkała w Denver i w Wielkiej Brytanii, a ostatnio osiadła w Phoenix. To amerykańska pisarka, której pasją poza pisarstwem są filmy, muzyka, dobre jedzenie i moda. W swoim dorobku ma książki takie jak: „Tajemniczy mężczyzna”, „Niepokorny mężczyzna”, „Idealny mężczyzna” oraz jedna z najnowszych książek „Wymarzony mężczyzna”. Jest autorką ponad sześćdziesięciu powieści, które zostały przetłumaczone na czternaście języków.
Zniewalający opiekun to współczesna komedia kryminalna z pokaźną dawką romansu i erotyki.
Seria ROCK CHICK
PREMIERA KSIĄŻKI 08 GRUDNIA 2021
Sadie jest córką bezwzględnego barona narkotykowego, który właśnie został skazany i zamknięty w więzieniu. Przez lata dziewczyna długo i ciężko pracowała na to, żeby zasłużyć sobie na miano Królowej Lodu. Wychowywana bez matki w środowisku przestępczym i bardzo bogatym nie potrafiła znaleźć ani przyjaciół, ani miłości. Każdy potencjalny chłopak, którym się interesowała znikał z jej życia w niewyjaśnionych okolicznościach. Dzięki środowisku w jakim przebywała i dzięki ojcu nauczyła się traktować ludzi z wyższością. Nie spodziewała się jednak, że przyjdzie taki moment, kiedy będzie musiała prosić o pomoc. Niespodziewanie w jej życiu pojawia się ktoś, kto pod skorupą twardziela odnajduje w niej czułość i życzliwość. Hector, jeden z chłopców pracujących dla prywatnego biura detektywistycznego pod przykrywką zaczyna pracę u ojca dziewczyny i to on sprawia, że baron narkotykowy trafia za kratki. Czy nienawiść do świata i do siebie pozwoli Sadie poczuć się kobietą taką jak inne, dla których życie nie obraca się tylko wśród pieniędzy? Kto próbuje przejąć narkotykowe królestwo po aresztowaniu jednego z najpotężniejszych bossów i do czego jest zdolny się posunąć? Czy Sadie będzie z ojcem w stałym kontakcie i pozna tajemnicę zniknięcia mamy, za którą cały czas podświadomie tęskni?
Po przeczytaniu wcześniejszych części tej serii: Córka gliniarza, Zmysłowy anioł stróż, Od pierwszego wejrzenia, Zabójczy kusiciel i Idealny detektyw, nie wahałam się przed sięgnięciem po kolejną, chociaż gdyby tak spojrzeć na to z innej strony, nie przepadam za erotykami 😉
Ale te książki, chociaż kipi w nich od erotyzmu są tak w zasadzie mieszanką trochę infantylnego humoru, kryminału, romansu i sensacji. A to oznacza, że czytelnik nie ma czasu się przy nich nudzić.
W tej części poznajemy kolejnego młodego mężczyznę z biura detektywistycznego Nightingale Investigation, oczywiście zabójczo przystojnego, wyjątkowo inteligentnego, bardzo opiekuńczego, seksownego i… no, mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. I poznajemy również śliczną bogatą panienkę, dla której mężczyzna jest jedynie spełnieniem seksualnych kaprysów.
Pewne zdarzenie zbliża do siebie tych dwoje i chociaż są jakby na dwóch różnych biegunach życia, to coś (nie tylko seks) ich ze sobą łączy, chociaż Sadie nie ma zamiaru pozostawać w Denver ze względu na opinię, która ciągnie się o niej i ze względu na dość traumatyczne przeżycia ostatnich dni.
Tej książki, nie można zaliczyć do literatury ambitnej, ale jest ona z całą pewnością dobrym relaksem. Zabawne sytuacje w jakich głównie z powodu swojego infantylizmu wywołują bohaterowie są momentami bardzo humorystyczne.
Ale jest coś, co autorka podkreśla w tej książce, co akcentuje dość mocno, chociaż momentami trochę drwiąco, tym czymś jest przyjaźń i odpowiedzialność za drugiego człowieka, co w świecie detektywistyczno-gangsterskim nie należy chyba do porządku dziennego.
Grupa kobiet (i nie tylko) które nazywają się Rock Chick, to zespół wyjątkowo zaprzyjaźnionych ze sobą osób, momentami dość wścibskich, bardzo impulsywnych i zabawnych, ale takich, które, gdy jednej z nich dzieje się coś złego, to rzucają wszystko i biegną na ratunek.
To samo dotyczy przystojniaków z Nightingale Investigation, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Kiedy idzie o bezpieczeństwo któregoś z chłopaków, lub którejś z rockowych lasek, zazdrość i inne negatywne emocje idą w odstawkę.
(…) Patrzyłam na niego niepewna, co teraz zrobić. W jednej chwili wydawał się łagodny i rozbawiony, w drugiej wręcz przeciwnie, a język ciała dawał do zrozumienia, żeby się trzymać z daleka. Mózg nakazywał ucieczkę. (…)
Akcja powieści jest jak jazda na rollercoasterze, szybka, niebezpieczna i pełna mocnych wrażeń. Tu nie ma nudy, tu cały czas coś się dzieje. I gdy w momencie stabilizacji w fabule myślisz, że już teraz to będzie tylko „i żyli długo i szczęśliwie” wydarza się coś, co burzy cały tok takiego myślenia.
Autorka ma dość specyficzny sposób pisania, książki są dość grube głównie dlatego, że poświęca ona sporo uwagi drobiazgom. Ze szczegółami opisuje kogoś (na przykład jego ubiór) lub wykonywane przez niego czynności i/lub emocje danej chwili. Myślę, że gdyby tych opisów było mniej (a czasami wydaje mi się, że część z nich jest zupełnie zbędna) to sama fabuła zajęłaby około ¼ książki.
Jest dużo seksu, z mocną dawką erotyzmu i tak właściwie to momentami można pomyśleć, iż dobrze, że chociaż jedno z głównych bohaterów pracuje zawodowo, bo w innym przypadku, oboje nie wychodziliby z łóżka przez dwadzieścia cztery godziny.
Ale zwróciłam uwagę również na wątek psychologiczny poruszony w powieści, myślę, że jest on warty uwagi. Młoda dziewczyna wychowywana w bogactwie pozbawiona jakichkolwiek przekazów miłości ze strony swojego ojca, który stał się takim lodowym po odejściu swojej żony i pozostawieniu go z małym dzieckiem samemu. Nie zdradzę co stało się z mamą Sadie, bo nie chciałabym spoilerować, warto się tego dowiedzieć sięgając po książkę. I zderzenie dwóch światów rodzin, w jednej samotność, brak uczucia, pozorna obojętność i druga pełna miłości, odpowiedzialności za drugiego człowieka i czułości wobec siebie.
W życiu głównych bohaterów dzieje się tyle, że oni sami nie są chyba w stanie nad tym wszystkim zapanować. Kryminalne wątki przeplatają się z ostrą erotyką, a do tego dochodzą jeszcze sprzeczne rozważania nad tym co jest dobre, a co złe (zabawne często podpowiedzi Lodowej Sadie czy Rozsądnej Sadie, czyli w pewnym sensie dyskusje serca i rozumu).
(…) Z drugiej strony, wszyscy w tym pokoju wiedzieli, co Vito ma na myśli, mówiąc o „zniknięciu”. Czyli jeśli wybiorę opcję numer dwa, będę jeszcze gorsza niż Ricky Balducci. Stanę się pełnoprawną córką swojego ojca. Odeszłaby Nowa Sadie i już nigdy nie miałabym nią zostać. Potwierdziłabym, że jestem córką Setha Townsenda i zostałabym nią na zawsze. (…)
Polecam tę książkę chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to lektura dla każdego, ale myślę, że wielu znajdzie coś dla siebie. Polecam wcześniejsze części z tej serii, bo w ilości bohaterów można się nieźle pogubić. Jednak jedno jest pewne, nie da się ich nie polubić.
Dziękuję Wydawnictwu AKURAT za kolejną książkę z tej serii i zastanawiam się skąd autorka bierze pomysły na te historie, które momentami są jak z filmu „Szybcy i Wściekli” 😉
NA ŚWIĘTA PRZYTUL PSA – Lizzie Shane
ŚWIĘTA, ŚWIĘTA, ŚWIĘTA…
Lizzie Shane to autorka romansów, która za swój dorobek otrzymała Golden Heart Award i HOLT Medalion oraz trzykrotnie była finalistką prestiżowej RITA Award przyznawanej przez Romance Writers of America.
Na święta przytul psa to świąteczna komedia romantyczna, której fabuła umiejscowiona została w małym amerykańskim miasteczku.
PREMIERA KSIĄŻKI 24 LISTOPADA 2020
Ally do tej pory wiodła dość intensywne życie w Nowym Jorku. Pewnego dnia postanawia przyjechać do małego miasteczka, w którym jej babcia i dziadek prowadzą schronisko dla psów. Ally bardzo by chciała odciąć się od zycia w wielkim mieście i zamieszkać w urokliwym miejscu takim jak miasteczko, do którego przyjechała. Niestety miejscowy Grinch jak nazywają jednego z radnych postanawia wstrzymać finansowanie schroniska. Ally musi w szybkim czasie znaleźć domy dla kilkunastu psów. Radny Ben opiekuje się swoją dziesięcioletnią siostrzenicą, której rodzice zginęli w wypadku. Nadmiar obowiązków w radzie miasta i niekończące się problemy jego mieszkańców sprawiają, że nie ma czasu dla siebie. Mimo wszystko, czując się odpowiedzialnym za zamknięcie schroniska postanawia pomóc Ally i jej dziadkom. Czy znajomość miejscowego Grincha z wnuczką właścicieli schroniska rozwinie się głębiej, czy młodzi zostaną jedynie przyjaciółmi? Czy uda się znaleźć domy dla wszystkich psów? Czy pomagając innym można pomóc również sobie?
Kiedy dostałam tę książkę w prezencie świątecznym od mojej przyjaciółki, wiedziałam, że nie będzie to prezent nietrafiony. Uwielbiam takie książki, a moja przyjaciółka doskonale o tym wie. Cudowna, ciepła powieść, której fabuła skupiona została na dość czarującym chociaż nie do końca łatwym w odbiorze romansie.
Ta książka, to historia dwójki na pozór samotnych ludzi. Jedną z tych osób jest samotny dość kontrowersyjnie podchodzący do życia mężczyzna, który po śmierci siostry i szwagra został przybranym rodzicem ich małej córeczki i to na jej szczęściu postanawia oprzeć całe swoje życie nie patrząc na to, że sam również może być szczęśliwym.
Drugą osobą jest młoda kobieta, która próbuje się odnaleźć w małej społeczności pewnego urokliwego miasteczka najpierw pomagając dziadkom w schronisku dla psów, a następnie próbując odnaleźć miłość.
Kto mnie zna, ten wie, że jestem wielką miłośniczką zwierząt, zwłaszcza psów. Od kilku lat mieszka ze mną cudowny psiak, którego adoptowałam ze schroniska, dlatego temat poruszony w książce jest mi dość dobrze znany.
Autorka pięknie wplotła dramat likwidowanego schroniska w bardzo ciekawy choć nieco niepewny romans, gdzie dwoje samotnych ludzi próbuje uwierzyć w miłość. Nie jest to jednak tak łatwe i oczywiste, bo ON ponad wszystko stawia szczęście swojej siostrzenicy, a ONA myśli głównie o znalezieniu nowych domów dla czworonożnych pupili.
(…) Hal podrapał Miedziaka pod brodą. – To kwestia miłości, której nie da się przyspieszyć. Trzeba czekać. I warto, bo mało jest przyjemniejszych rzeczy niż obserwowanie, jak zwierzak znajduje drogę do czyjegoś serca. (…)
I kiedy wydaje się, że wszystko jest na dobrej drodze do szczęścia, kiedy całe miasteczko szczerze kibicuje tym dwojgu ludziom, pęka jak bańka mydlana nadzieja i wiara we wspólne życie.
Czytając tę powieść mamy okazję na chwilę przenieść się do małego miasteczka, w którym nie tylko wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, ale gdzie jest tak niesamowita społeczność, że gdy ktoś potrzebuje pomocy, to nikt nie zastanawia się co zrobić, tylko działa.
Zauroczył mnie ten związek dwójki głównych bohaterów, którzy za wszelką cenę próbowali ukryć wzajemne uczucia spychając je „pod dywan” przyjaźni. Strach przed przyszłością, strach przed odrzuceniem czy strach przed prawdziwym uczuciem bywa paraliżujący, ale jeżeli jest szczera i gorąca miłość, to nic jej nie jest w stanie zniszczyć, nawet pozorna obojętność.
To piękna opowieść o przyjaźni i miłości do psów. To obraz społeczeństwa, które potrafi się świetnie integrować, organizując wspólne chwile, które łączą ludzi.
(…) – Ktoś się tobą interesuje, Galaret. – Zawołała do pół labradora, pół pitbulla o sierści w kolorze masła orzechowego, który właśnie podbiegł do siatki. Towarzyszący mu Biszkopt został nieco w tyle, bo targał w pysku jego posłanie. – Jak tyś to przecisnął przez tę wąską klapę? (…)
Przenosząc się do tego małego miasteczka na każdym kroku, z każdym wątkiem jesteśmy uczestnikami przygotowań świątecznych.
Jak dla mnie, to jedna z najpiękniejszych powieści świątecznych, w których od pierwszej do ostatniej strony czujemy świąteczny klimat.
(…) Czy Boże Narodzenie to nie najlepszy czas na to, by powalczyć o to, czego pragnie się najbardziej na świecie? Czy nie jest to czas cudów? Ally odnalazła swoje miejsce w tym miasteczku, ale chciała więcej. Pragnęła Bena. (…)
POLECAM całym sercem, zwłaszcza miłośnikom psów i miłośnikom komedii romantycznych.
ZUPEŁNIE INNY CUD – Agnieszka Olejnik
JEST TAKI DZIEŃ, BARDZO CIEPŁY CHOĆ GRUDNIOWY, DZIEŃ, ZWYKŁY DZIEŃ, W KTÓRYM GASNĄ WSZYSTKIE SPORY…
Agnieszka Olejnik to polonistka i anglistka, mama trzech synów oraz właścicielka czterech psów. Odkąd zamieszkała w domu na skraju lasu, pod wielkimi dębami, codziennie budzi się z uczuciem spokoju w duszy i zwyczajnego szczęścia. Święcie wierzy, że to dzięki bliskości drzew. W młodości szybowniczka i wielbicielka jaskiń. Podróżniczka – odwiedziła m.in. Czarnogórę, Bośnię, Rumunię, Estonię, Sycylię, zjechała całą Skandynawię, by dotrzeć do Nordkapp. Tatry kocha miłością niemal romantyczną. Prowadzi bloga „Barwy i smaki mojego życia”, gdzie opowiada nie tylko o książkach, ale też o fotografowaniu przyrody, zdrowej kuchni i pysznych nalewkach. Autorka książki dla dzieci „Ava i Tim. Droga na północ” (2013), powieści młodzieżowej „Zabłądziłam” (2014) oraz kobiecego kryminału „Dante na tropie” (2015) a także wielu innych książek.
Zupełnie inny cud to powieść świąteczna z mocnym akcentem psychologicznym.
PREMIERA KSIĄŻKI 13 PAŹDZIERNIKA 2021
Pałacyk w Leszczynach to malownicza posesja będąca własnością milionera Norberta Halla, ojca trójki dzieci, których matkami są inne kobiety. W tym roku były tenisista postanawia spędzić święta nie tylko ze swoją obecną żoną i z wszystkimi swoimi dziećmi, zapraszając do wspólnego stołu również swoją matkę. Ma w zanadrzu pewną wiadomość, którą chce przekazać wszystkim po świętach. Niestety plan, aby spędzić święta w miłym ciepłym gronie rodzinnym niezbyt wypala, ponieważ nie każdy jest nastawiony do takich świąt optymistycznie. Pod uśmiechami kryją się ludzkie dramaty i wzajemne pretensje. Na dodatek matka mężczyzny znajduje w opuszczonym domku w ogrodzie bezdomnego mężczyznę, którego jedna z córek Norberta zaprasza do wigilijnego stołu. Czy tej rodzinie można pomóc w odnalezieniu wspólnej więzi? Czy przyprowadzony do domu bezdomny mężczyzna pozwoli na połączenie się członków rodziny, czy wręcz przeciwnie, skłóci ich jeszcze mocniej?
Z twórczością tej autorki spotkałam się dwa razy i to w dodatku w krótkich formach antologii, ale myślę, że z przyjemnością sięgnę po inne jej książki.
Boże Narodzenie to często czas radości, miłości i szczęścia. Rzadko ktoś czekając na święta myśli o wzajemnych niedopowiedzeniach, żalach czy pretensjach.
(…) – Co jest z nami nie tak? – zapytała bezradnie. – Dlaczego nie mogą nam się udać chociaż jedne święta? Dlaczego nawet kiedy chcę zrobić coś dobrego, wszystko obraca się przeciwko mnie? (…)
Ta powieść teoretycznie powinna być ciepłą książką świąteczną, przynajmniej ja tak sobie o niej pomyślałam sugerując się słowem „cud” w tytule.
I chociaż nie zdradzę jaki cud wymyśliła autorka dając nam tę książkę, to muszę przyznać, że mile mnie tym zaskoczyła.
Początkowo fabuła nie jest zbyt optymistyczna i magiczna jak przystało na święta. Każdy z bohaterów to istna skarbnica żalów, niedopowiedzeń życiowych, frustracji i smutku. Każdy z nich niesie swój ciężar w samotności nie dostrzegając tego, że ktoś może nieść o wiele cięższy życiowy bagaż.
Ale jak to powinno być w święta, w których powinien dominować optymizm niesiony w worku empatii pojawia się w fabule bezdomny mężczyzna z okaleczonym, brzydkim psem i tok zdarzeń zupełnie zmienia swój bieg. Obcy, bezdomny gość przygarnięty częściowo z potrzeby spełnienia wigilijnego dobrego uczynku, a trochę z obowiązku przyzwoitości nie przez wszystkich jest dobrze widziany przy wigilijnym stole, ale wnosi zarówno do domu Norberta Halla, jak i do fabuły nieco humoru, ale jednocześnie budzi w bohaterach „człowieczeństwo”, co pozwala nagle zauważyć drugiego człowieka w zupełnie innym świetle.
(…) W końcu nadeszła – i wtedy okazało się, że starszy pan jest zbyt wzruszony, aby wydusić z siebie coś więcej niż choćby proste „dużo szczęścia”. Ostatecznie rozpłakał się jak dziecko, a wtedy wszyscy poczuli się jeszcze bardziej zakłopotani i chyba nie było przy stole osoby, która nie chciałaby w owej chwili po prostu zniknąć. (…)
Książka jest jak najbardziej świąteczna, bajkowo białe opisy ogrodu, gorączka przygotowań świątecznych potraw i patchworkowa rodzina zebrana przy wspólnym wigilijnym stole.
Polecam tę powieść nie tylko na czas świąt. Być może nie jest to lektura z tych, lekka, łatwa i przyjemna, ale pozwala dostrzec wiele spraw, o których nie myślimy na co dzień.
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość poznania tej książki, która nie tyle nastroiła mnie świątecznie, co wzbudziła refleksje odnoszące się do życia i kontaktów nie tylko z najbliższymi.