KARCZMA POD RYBIM ŁBEM – Anna Sakowicz
(…) Wiedziała doskonale, że życie to ciągła walka o to, by się utrzymać na powierzchni. Do tej pory się jej szczęściło z Bożą pomocą. Miała wszystko, dach nad głową, dobrą posadę u znamienitych mieszczan, gotowała… pomogła bratu zostać kupcem. Dlaczego jednak wciąż czuła niedosyt?
Anna Sakowicz, to mieszkanka Starogardu Gdańskiego pochodząca ze Stargardu Szczecińskiego. To absolwentka filologii polskiej, edukacji filozoficznej i filozofii na Uniwersytecie Szczecińskim oraz edytorstwa współczesnego na Uniwersytecie im. Stefana Wyszyńskiego. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego i etyki, była doradcą metodycznym oraz redaktorem naczelnego regionalnego pisma pedagogicznego. Jako autorka zadebiutowała pisząc do szczecińskiego „Punktu Widzenia”. Swoją pierwszą książkę wydała w roku 2014 i od tej pory prawie każdego roku zadowala swoje czytelniczki kolejną książką. Pisze dla dorosłych, ale i też dla dzieci, a jej książki pokochały tysiące czytelniczek, wśród których jestem również ja, co potwierdzam w kilku wpisach na tym blogu.
Karczma pod Rybim Łbem to kontynuacja książki Kamienica Schopenhauerów, powieść obyczajowa z historią osiemnastowiecznego Gdańska w tle.
PREMIERA KSIĄŻKI 04 WRZEŚNIA 2024
Po kilkunastu latach od ostatniego spotkania Friedy, Bena i Roberta Danzig przechodzi w ręce pruskie. W tle mają miejsce wojny napoleońskie. Kuchmistrzyni rodziny Schopenhauerów po wyjeździe pracodawców otrzymuje posadę w równie zacnym domu Uphagenów. Pewnego dnia w życiu Friedy pojawia się kilkunastoletnia Mathilde, obdarzoną niezwykłym talentem, którą kuchmistrzyni udaje się wprowadzić jako pomoc kuchenną. Dziewczynka jednak bardzo szybko wykorzystuje sytuację i chociaż jej wdzięczność do kuchmistrzyni jest wielka, ucieka od Friedy aby zamieszkać w zupełnie innym miejscu. Życie dwóch złodziejaszków również się zmienia, jeden z nich zakłada rodzinę i staje się porządnym obywatelem, a drugi po wyjściu z więzienia myśli jedynie o tym, aby zemścić się na kuchmistrzyni, która przyczyniła się do jego uwięzienia. Czy losy trójki bohaterów ponownie się splotą? Co połączy Friedę z dorosłą już Mathildą? Czy Benowi uda się dokonać zemsty na kuchmistrzyni?
Kto odwiedza mojego bloga, ten wie, że po książki Anny Sakowicz sięgam z wielką przyjemnością i muszę przyznać, że chociaż przeczytałam ich już sporo, zarówno tych dla dzieci jak i dla dorosłych, to żadna z nich jeszcze nie zawiodła moich oczekiwań czytelniczych.
Po raz kolejny autorka zabiera czytelników do osiemnastowiecznego Gdańska, aby przybliżyć dalsze losy bohaterów Kamienicy Schopenhauerów.
Proponuję, zanim ktoś sięgnie po tę lekturę przeczytać pierwszą część, ale myślę, że jeżeli nie ma takiej możliwości, to śmiało może zagłębić się w „Karczmie pod Rybim Łbem” ponieważ autorka tak poprowadziła fabułę, że czytelnik nie pogubi się w losach bohaterów. Może jedynie szukać przeszłości w domysłach.
Czytając tę książkę poznajemy kulinarne strony dawnych kuchni, w których przede wszystkim królowały jako dodatki smakowe przeróżne zioła i warzywa.
Opisy niektórych scen kuchennych są tak niesamowite, że czasami nie można zapanować nad śliną gromadzącą się w ustach. No, ale nie może być inaczej, skoro jedną z głównych bohaterek jest kuchmistrzyni z wyjątkowym talentem do przyprawiania potraw.
Autorka narracją i słownictwem przenosi czytelników do czasów, w których dzieje się fabuła, dzięki temu poznajemy wiele określeń ówcześnie stosowanych.
Wyjątkowa dbałość o szczegóły odnoszące się nie tylko do słownictwa, ale również ubiorów czy zachowania ludzi świadczy jedynie o tym, że Anna Sakowicz bardzo dokładnie przeprowadziła kwerendę do tej książki i dzięki temu z aptekarską wręcz dokładnością przekazała realia tamtego czasu.
(…) Kiedy człek przychodził na świat w biednej izbie, wyrywał przeznaczeniu każdą minutę, szarpał się z losem albo kupczył ciałem i duszą. U Mathilde ciało było mizerne, niewiele warte, za to dusza rozpychała się w nim, próbując sobie znaleźć odpowiedniejsze miejsce, zatem kupczyć nią zdało się najłatwiej. (…)
Myślę, że fabuła książki zadowoli czytelników wielu gatunków powieści. Mamy tutaj zarówno dramat jak i miłość, jest również zdrada i wątek kryminalny, ale znajdziemy w książce również wątek historyczny odnoszący się do osiemnastowiecznego Gdańska, w którym można było usłyszeć zarówno języki niemiecki i polski, ale również angielski i francuski.
(…) Po podpisaniu kapitulacji broniące Danzig wojska pruskie i rosyjskie przez Bramę Żuławską wymaszerowały z miasta w kierunku Prus Wschodnich. Za to z drugiej strony, przez Bramę Wyżynną, wmaszerowały zwycięskie wojska francuskie, a plotka głosiła, że za kilka dni gdańszczanie witać będą samego cesarza Napoleona I Bonaparte. (…)
Autorka świetnie przedstawia życie ludzi pracujących na zapleczach domów bogatych mieszczan, ale również ludzi z tak zwanych nizin społecznych, w których domach w przeciwieństwie do tych mieszczańskich, pachnących czystością i dobrymi potrawami cuchnęło gorzej niż w stajni czy oborze.
Aż trudno sobie wyobrazić, że ludzie żyli w takich warunkach, w takim brudzie, bez dbania o higienę. Czy wynikało to tylko z biedy, czy również z niechlujstwa?
Zapraszam do osiemnastowiecznego Gdańska, w którym w kuchni bogatego domu króluje pewna zdolna i piękna kobieta marząca o własnej karczmie. Czy jej marzenie się spełni? Nie odpowiem na to pytanie, sami się przekonajcie sięgając po książkę.
(…) Nie miała ochoty na dysputy o zamążpójściu, choć musiała przyznać w duchu, że pocałunek Roberta rozbudził w jej ciele nieznane dotąd namiętności i stąd pewnie jej wybuch przy Adeli. Dotknęła palcem warg, jakoby w nadziei, że znajdzie na nich ślad ust mężczyzny. (…)
Zapraszam do świata gdańskich rzezimieszków, którzy nie myślą o uczciwej pracy, ale chętnie zasiadają do stołu by naiwnych ogrywać w karty lub w kości.
Krótkie rozdziały przenoszą czytelnika raz do życia kuchmistrzyni, raz do biednej sieroty o wyjątkowej brzydocie, a raz do świata pewnego złodzieja i kanciarza.
Polecam tę książkę zarówno miłośnikom powieści obyczajowych jak i romansów czy dramatów, a nawet ktoś kto zaczytuje się w kryminałach znajdzie coś dla siebie. Końcówka książki to prawdziwy bum emocjonalny. Gwarantuję cudowną podróż w czasie, ale również mile spędzony czas z wyjątkowymi bohaterami.
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu FLOW za możliwość poznania kolejnej cudownej powieści Anny Sakowicz w ramach współpracy barterowej.
KSZTAŁT DEMONA – Magdalena Zimiak
(…) Krystyna umówiła się z Markiem Kryckim na posterunku. Wolała, żeby duchowny zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Jeśli jest z zaginięciem powiązany, poczuje się zagrożony i w takiej sytuacji jest możliwe, że wykona jakiś fałszywy ruch. (…)
MAGDALENA ZIMNIAK z wykształcenia jest anglistką. Pisuje książki oraz opowiadania, które ukazywały się w Akancie i Magazynie Fantastycznym. Jest laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne ogłoszonego przez agencję literacką Pal Twins i Związek Literatów Polskich (opowiadanie „Zapach róż”) oraz laureatką konkursu wydawnictwa Replika na opowiadanie erotyczne (opowiadanie „Wstydliwy Sekret”). W swoim dorobku pisarskim ma między innymi takie książki jak: „Jezioro cierni”, „Pokój Marty”, „Willa”, „Szlak”. Wspomniałam o tej pisarce w jednym z moich wcześniejszych wpisów między innymi w Panel Literacki Dyskusyjnego Klubu Książki Kobiet Pióra i Pazura.
Kształt demona to kryminał policyjny z dużym wątkiem psychologicznym.
PREMIERA KSIĄŻKI 14 SIERPNIA 2024
W jednym z warszawskich kościołów znika podczas mszy młoda kobieta. Nikt nie wiej jak to się stało, że Julia idąc do komunii już z niej nie wróciła do czekającego na nią w ławce męża. Śledztwo prowadzi nadkomisarz Krystyna Farkas, która odkrywa, że to nie pierwsze zniknięcie młodej kobiety w tym kościele. Podczas dochodzenia wychodzą na jaw mroczne tajemnice zarówno jednego z księży odprawiającego mszę w dniu zniknięcia kobiety, jak i rodziny Julii i osób z jej otoczenia. Po pewnym czasie zostaje zamordowany lekarz zajmujący się Julią w prywatnym szpitalu psychiatrycznym. Kto i dlaczego chciał się pozbyć doktora? Czy zaginione wcześniej z tego samego kościoła kobiety żyją? Kto z osób z otoczenia Julii byłby zdolny dopuścić się najgorszego?
Po książki Magdaleny Zimniak sięgam zawsze, gdy mam ku temu okazję i robię to dosłownie w ciemno dobrze znając „pióro” pisarki. Myślę, że każdy czytelnik ma takie autorki czy autorów, o których wie, że nigdy go nie zawiodą.
Powieści Magdaleny Zimniak poznałam dawno temu, o ile pamiętam w roku 2014 i uznałam je za świetne thrillery i chociaż nie często sięgam po ten gatunek książek, to do tych się przekonałam. Ta książka jest typowym kryminałem, chociaż dokładny czytelnik doszuka się w niej również namiastki thrillera.
Ta powieść będąca kryminałem policyjnym pokazuje jak skrupulatnie trzeba prowadzić śledztwo i jak dobrym policjant musi być psychologiem, aby podążyć we właściwym kierunku i nie oskarżyć osoby, która z prowadzonym śledztwem może mieć niewiele wspólnego.
Fabuła książki poprowadzona jest dwutorowo, w dwóch płaszczyznach czasowych, w czasie aktualnych działań policji oraz w czasie przeszłym odnoszącym się do jednej z zaginionych osób. Narracja także jest zmienna i myślę, że ten zabieg ma również wpływ na odbiór fabuły jako całości.
Można pomyśleć, że śledztwo nie jest prowadzone zbyt dynamicznie, ale z pewnością pod uwagę brane są nawet najbłahsze szczegóły. Oczywiście w trakcie wychodzą na jaw tajemnice i mroczne strony wielu osób, których niezbyt chwalebna przeszłość rzuca cień na obecne życie, co czasami stawia te osoby w dość podejrzanej sytuacji.
Poznajemy tutaj między innymi pewną rodzinę, w której każdy ma coś do ukrycia. A kiedy odkryte zostają tajemnice tych ludzi, wydaje się, że prowadzone śledztwo jeszcze bardziej się gmatwa.
(…) Początkowo całowaliśmy się, jak wiele razy wcześniej. Namiętnie i czule. Później przeszliśmy do śmielszych pieszczot. A jeszcze później Karol zapytał, czy może mnie uderzyć. Tak, odpowiedziałam. Uderz. I zrobił to. A ja chciałam jeszcze i jeszcze. I mówiłam to. I zatracałam się w bólu. To było lepsze niż żyletka (…)
Najbardziej zagadkowa i nieprzewidywalna jest końcówka książki, nagłe zwroty akcji sprawiają, że nawet jeżeli czytelnik kogoś wytypował jako sprawcę, to wszystko wymyka się spod kontroli przypuszczeń.
Ciekawie wykreowane osobowości bohaterów, których w tej lekturze jest kilkoro, to tylko jeden z pozytywnych akcentów całości.
Mnie urzekła swoją osobowością nadkomisarz Krystyna Farkas i przyznam szczerze, że chętnie spotkałabym się z nią ponownie. Jest to kobieta z wyjątkową intuicją, co jest atutem każdego dobrego policjanta. Niby twarda jako przedstawicielka władzy, ale w środku zwyczajna kobieta oczekująca miłości i stabilności życiowej. Przyglądając się prowadzonemu przez nią śledztwu widzimy jej profesjonalizm i zaangażowanie.
Jak już wspomniałam, jest to kryminał, ale autorka wplotła w fabułę kilka wątków, które z pewnością miały znaczenie dla tej historii.
(…) – Kiedyś, gdy powiedziałam, że mama powinna wziąć się w garść, tata mnie uderzył. W brzuch. Mocno. Sądzę, że to nie był szczyt jego możliwości. Gdybym nie wyjechała i gdybym ośmieliła się znów ją skrytykować, może by mnie zabił. (…)
Mamy tutaj między innymi wątek psychologiczny opierający się na doznaniach pełnych emocji, sklasyfikowanych przez psychiatrę jako omamy. Jest tutaj również wątek odnoszący się do osoby niepełnosprawnej, która po wypadku będącym przyczyną niepełnosprawności najpierw obwiniała o stan w jakim się znalazła cały świat, ale z czasem wyspecjalizowała się w pewnej dziedzinie do tego stopnia, że tym co robiła zaskoczyła nie tylko najbliższych.
Autorka wplotła w fabułę również wątek miłosny, który jest dowodem na to jak bardzo można darzyć kogoś uczuciem, że w obronie tej osoby poświęci się siebie i swoją wolność.
Mogłabym o tej książce napisać jeszcze wiele, ale nie chcę nikogo zanudzać, a tym bardziej spoilerować.
Tekst zawiera sporo dialogów, które nie tylko wpływają na szybkość czytania książki, co na zaangażowanie się czytelnika w fabułę.
Myślę, że jest to książka, która nie zawiedzie ani miłośników dobrych kryminałów, ani tych, którzy preferują powieści psychologiczne czy obyczajowe.
Polecam tę lekturę gorąco, myślę, że nikt przy niej nie będzie się nudził, a wątek kryminalny wciągnie go tak, że trudno będzie się od niego oderwać.
Kto zna już „pióro” Magdaleny Zimniak, temu nie muszę polecać jej najnowszej powieści, a kto jeszcze nie miał okazji przeczytać żadnej z jej książek, to myślę, że ta może być dobrym początkiem.
To z pewnością mocna książka zarówno pod względem kryminalnym jak i psychologicznym. Wymyślona przez autorkę intryga kryminalna jest dopracowana do najmniejszego szczegółu.
Dziękuję Autorce i Wydawnictwu SKARPA WARSZAWSKA za możliwość przeczytania tej książki w ramach współpracy barterowej.
CÓRKI CZARNEGO MUNDURU – Sylwia Trojanowska
(…) Poród na dobre zmienił Wilhelma. O ile Ingrid do czasu rozwiązania miała nadzieję, że po przyjściu na świat jego upragnionego dziedzica ich relacje staną się takie jak te z początków znajomości, o tyle straciła ją już w szpitalu. Nie urodziła mu wymarzonego syna, a dziewczynki były dla niego synonimem klęski. (…)
Sylwia Trojanowska urodziła się w 1974 roku. Razem z mężem i synem mieszka w Szczecinie. Jest niepoprawną optymistką, pasjonatką pozytywnego myślenia i cieszenia się każdą chwilą. Wielbicielka podróży dalekich i tych całkiem bliskich. Uwielbia góry, obcowanie z przyrodą, muzykę filmową i dobrą herbatę (w dużych ilościach!). Kiedy nie pisze, spełnia się jako trener biznesu i coach. W swoim dorobku pisarskim ma takie książki jak „Wigilijna przystań”, „A gdyby tak…”, trylogię, w skład której wchodzą „Sekrety i kłamstwa”, „Prawdy i tajemnice”, oraz „Powroty i wspomnienia”.
Córki czarnego munduru to dramat obyczajowy z historią wojenną w tle.
PREMIERA 14 SIERPNIA 2024
Młodziutka Ingrid po śmierci babci, jest pod opieką wujostwa. W obliczu polityki jaka szerzy się w Trzeciej Rzeszy zostaje wysłana na obóz dla dziewcząt BDM na którym wydarza się coś co niszczy spokojną wychowaną z dala od nazistowskiej doktryny, z poszanowaniem dla drugiego człowieka i otwartej na inne kultury dziewczyny. W życiu dziewczyny pojawia się jednak mężczyzna, wprawdzie dużo starszy, ale który ratuje ją przed jeszcze większym złem. Bardzo szybko Ingrid staje się panią na włościach wychodząc za mąż za swojego wybawiciela i rodząc dwie córeczki. Wyglądające z zewnątrz na sielankowe życie młodej dziewczyny, za zamkniętymi drzwiami pięknego domu jest całkowitym przeciwieństwem sielanki. Wychodząc za mąż za człowieka całkowicie oddanego ideologii nazistowskiej Ingrid nie wie z czym będzie musiała się zmierzyć i co (lub kto) będzie dla niej najcenniejsze. Jak poradzi sobie skromna młoda kobieta, matka i żona nazisty z panującymi w domu i na świecie wojnami? Dlaczego Wilhelm nie potrafił pokochać córek, które przyszły na świat w jego domu? Kim dla młodziutkiej Ingrid była przyjaźń z pewnym doktorem, który w przeszłości uratował jej życie.
Książki, których fabuły umieszczone są w czasach międzywojennych lub w czasie drugiej wojny światowej zawsze wzbudzają we mnie sporo emocji. I nie jest ważne, czy jest to książka reportażowa, czy jej fabuła została skonstruowana na faktach, czy jest to fikcja literacka powstała w głowie autorki czy autora, zawsze związane są z tym emocje.
Staram się wyglądać na osobę silną, ale muszę przyznać, że często w czasie czytania tak bardzo przeżywam fabułę, że wzruszenie bierze górę nad wszystkim innym.
Ta książka okazała się dla mnie wulkanem emocji, które z pewnością silnie odczuje również wielu innych czytelników. I nie chodzi tutaj o to, że historia dzieje się tuż przed wybuchem wojny i w jej trakcie, pisząc o emocjach mam na myśli psychologiczne podejście do bohaterów i dramatów jakie towarzyszyły życiu głównej bohaterki.
Niewiele jest autorek czy autorów, którzy tak potrafią opisać, czy przedstawić swoich bohaterów, że albo się ich bardzo lubi, albo nienawidzi do granic możliwości. Sylwia Trojanowska zrobiła to perfekcyjnie. Świetnie, moim zdaniem, wykreowane postacie są jakby pierwszoplanowym wątkiem tej historii, ubarwiają ją zarówno ciepłem usposobień jak i zimnem dramatu.
Zaczynając czytać tę książkę pomyślałam sobie, że będzie to piękna opowieść o miłości, która potrafi pokonać największe zło. Coś w stylu „Pięknej i bestii”, niewiele się pomyliłam, bo mamy tutaj i „piękną” – zarówno biorąc pod uwagę urodę i serce oraz podejście do życia, jak i „bestię”, człowieka okaleczonego fizycznie i psychicznie, z pewnością nie bestię baśniową, ale taką w pełnym tego słowa znaczeniu.
(…) Chciała tak przez chwilę poleżeć i pobyć sam na sam ze swoim smutkiem, bólem i łzami, które stróżkami wędrowały po policzkach i spływały na podłogę. Nagle poczuła jak coś miękkiego i ciepłego otula jej plecy. Odwróciła się i zobaczyła ciekawskie oczy Sofii. Dziewczynka próbowała okryć mamę swoim kocykiem w kwiaty. (…)
Autorka w ciekawy sposób ukazała społeczność niemiecką podzieloną na tych, dla których liczyło się przede wszystkim człowieczeństwo i na tych, którzy zaślepieni ideologią hitlerowską nie posiadali tego człowieczeństwa nawet w sobie.
To nie jest lekka w odbiorze lektura, bo z pewnością wiele osób odbierze ją tak jak ja, czyli bardzo emocjonalnie i myślę, że niejeden raz uroni łzę. Ale z pewnością styl jakim pisze Sylwia Trojanowska jest tak lekki, że czyta się tę książkę wyjątkowo płynnie i trudno ją odłożyć nawet na chwilę cały czas mając w głowie to o czym przeczytało się na poprzednich stronach. Dlatego osoby, które jeszcze nie miały okazji jej przeczytać, lepiej niech przygotują sobie zapas chusteczek i zapas czasu.
To opowieść o młodej kobiecie, kruchej jak najlepsza porcelana, a jednocześnie twardej jak stal. O kobiecie, której ktoś uratował życie po to, aby dzień po dniu, miesiąc po miesiącu jej je zabierać i niszczyć. To również historia skrzętnie skrywanej tajemnicy, mrocznych myśli dominujących umysły pewnych ludzi, odrażających czynów, ale i odruchów wielkiego dobra.
(…) Ingrid z żalem spojrzała na postrzępione kartki, uklękła i nie bez trudu zaczęła zbierać je z podłogi. Układała równo, po kolei, gładząc każdą, jakby tym swoim dotykiem przepraszała je za czyn męża. Nagle zamarła. To niemożliwe. Spojrzała jeszcze raz i westchnęła, bo oto odkryła tajemnicę sprzed lat, tajemnicę babci. (…)
Młoda dziewczyna okrutnie skrzywdzona przez los i ludzi wreszcie trafia na kogoś, kto ratuje ją obiecując życie w luksusie i dobroci serca, ale pieniądze szczęścia nie dają, a obiecana dobroć pryska jak bańka mydlana w obliczu teoretycznej życiowej porażki.
Mąż Ingrid marzył o synu, nie dla siebie, nie dla żony, ale dla Führera. Syna, którym mógłby się szczycić, dzięki któremu byłby ważny, a tymczasem żona, która ledwo uszła z życiem obdarowała go córkami i to od razu dwoma. A wiadomo jak postrzegano w Rzeszy kobiety.
Ta opowieść to obraz fałszywego piękna pokazywanego wszystkim, kochającego się małżeństwa żyjącego w bogactwie, a tak naprawdę będącego piekłem tonącym w alkoholu, agresji i przemocy, bólu fizycznym i psychicznym.
POLECAM tę książkę nie tylko miłośnikom historii wojennych, to opowieść, która z pewnością na długo zostanie w pamięci każdego czytelnika. Autorka bowiem porusza w niej wiele ważnych tematów, począwszy od zniewolenia psychicznego i fizycznego w małżeństwie, ślepej miłości do Hitlera i wiary w jego słowa, pracy robotników przymusowych będących niemal niewolnikami Niemców, po piękną przyjaźń i wiarę w drugiego człowieka.
(…) Bo to życie bywa różne, czasami piekielnie bolesne i nieprzyjemne, czasami samotne i bezduszne, ale u podstaw zawsze jest dobre i każde ma cel. I moje, i twoje. I Josefa, Każde. (…)
Dziękuję Autorce i wydawnictwu MARGINESY za możliwość przeczytania tej pięknej książki w ramach współpracy barterowej. I chociaż mam trochę żalu do Autorki za zakończenie, które mną wstrząsnęło i którego chyba nikt się nie spodziewa i zostawienie czytelników z niewiadomą oczekiwania na kolejny tom, to cieszę się, że mogłam poznać historię młodej Ingrid.
ŚPIJ DZIECINKO, ŚPIJ – Jolanta Bartoś
(…) Gdy tylko jej palce musnęły kwiat, usłyszała cichy płacz dziecka. Kwiliło, nie mogąc już płakać głośniej. Rozejrzała się wokół. Nie, nigdzie nie było żadnego dziecka. Nie widziała nawet nikogo w oknach kamienicy. Wiatr jakby ucichł, choć wcześniej zdawało jej się, że dość mocno wieje. (…)
Jolanta Bartoś jest absolwentką dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. To artystyczna dusza wyczulona na piękno. Przygodę z literaturą rozpoczęła bajkami, opowiadaniem młodszemu bratu, potem liczne historie napisała, ale tylko do szuflady. Znalazły się w nich wątki sensacyjne i kryminalne. Publikuje na łamach portalu glosleszna.pl. Jest autorką między innymi takich książek jak: „Niepokorna” (2016),„Jad” (2017),„Fatum” (2018),„Obłęd” (2018),„Uwięzieni w Galerii Lochy” (2018).
Śpij dziecinko, śpij to horror z wątkami psychologicznymi.
PREMIERA KSIĄŻKI 05 MAJA 2022
Mury starego miasta są przesiąknięte dawnymi dziejami. Główna bohaterka Alicja Rogowska spełniając swoje marzenie i kupując mieszkanie w starej kamienicy nie zdaje sobie sprawy z tego jak wiele będzie ją to kosztowało. Alicja jest w ostatnich tygodniach ciąży, nie przeszkadza jej to w przeprowadzeniu gruntownego remontu, żeby do nowego gniazdka wprowadzić się zanim na świecie pojawi się jej dziecko. Pierwszej nocy budzi ją przeraźliwy płacz, którego nie słyszy nikt poza nią. Kobieta obawia się, że oszalała i mogłaby zrobić krzywdę własnemu dziecku. W domu zaczynają się dziać dziwne rzeczy, pod domem rosną tajemnicze krzewy róż, które wzrastają w wyjątkowo szybkim tempie, a z piwnicy dolatuje XIX-wieczna kołysanka: „Śpij, dziecinko, śpij”. Alicja próbuje szukać pomocy u psychologa, a wkrótce odkrywa dawno zapomnianą historię starej kamienicy. Alicja ściga się z czasem, którego nie ma zbyt wiele. Za każdymi otwartymi drzwiami, kryje się kolejna tajemnica. Wkrótce okazuje się, że walczy nie tylko z jednym wrogiem. Czy kobieta oszalała? Czy jej odczucia są prawdziwe? I czy zdąży poznać dawno zapomnianą historię, której nikt nie chce wyjawić?
Jeszcze do niedawna zarzekałam się, że nie będę czytała horrorów. No cóż, myślę, że nie powinno się nigdy mówić „nigdy”.
Kupiłam tę książkę zupełnie przypadkowo będąc z autorką na wspólnym spotkaniu, a ponieważ lubię poznawać twórczość różnych autorów, nasz wspólnie spędzony czas skończył się właśnie zakupem jednej z książek Jolanty Bartoś i… przyznam szczerze, że dawno nie czułam podczas czytania takiego dreszczyku emocji.
Fabuła tej książki zadziałała na mnie jak magnes, nie mogłam się od niej uwolnić i nawet w czasie, w którym nie czytałam, cały czas myślami byłam w tamtym starym domu.
Nie oglądam horrorów ani ich nie czytuję, ale interesuję się zjawiskami paranormalnymi i… chyba wierzę w duchy (trochę).
Muszę przyznać, że autorka świetnie budowała napięcie nie pozwalając czytelnikowi na nudę. Tutaj cały czas coś się dzieje i może ktoś bardzo sceptyczny uzna, że wymyślona przez Jolantę Bartoś historia jest nieco infantylna, to nie można zaprzeczyć, że mając wyobraźnię (a każdy czytelnik chyba ją ma) momentami zbyt dosłownie odbiera się przedstawione przez autorkę „obrazy”.
Dawniej ludzie zbyt bogobojnie podchodzili do wielu wydarzeń, które były niewyjaśnione, czy zagadkowe, dzisiaj do wszystkiego podchodzi się naukowo, ale czy istoty będące „między światami” istnieją czy nie, to już jest indywidualne podejście każdego człowieka do tej wiary.
Umysł często płata figle i widzimy lub słyszymy coś, tak naprawdę nieistniejącego, ale czy potrafimy się obronić przed wyobrażeniami jakie w naszym umyśle powstają?
(…) Obudziła ją czyjaś dłoń. Poczuła tylko dotyk, który ledwie musnął jej rękę. Wiedziała, że powinna iść z tą niewidzialna osobą. Chciała czegoś. Wyszła z pokoju. Z każdym krokiem mieszkanie zmieniało się, aż przestała je poznawać. Stare, rozlatujące się meble, o które nikt nie dbał. Słyszała w kącie jakieś postękiwanie, przerywane ciężkim oddechem, jakby łapanym z trudem. Ktoś tam leżał na brudnym łóżku. (…)
Ludzie wierzący modlą się do swojego Boga, do świętych, których nigdy w swoim życiu nie spotkali i nikt z niewierzących nie robi z nich psychicznie niezrównoważonych, dlaczego więc ludzie odczuwający obecność istot nie zaliczających się do żywych, albo słyszący jakieś trudne do nazwania dźwięki uważani są za pomyleńców.
Główna bohaterka tej powieści widzi i słyszy coś, co można ująć jedną nazwą – zjawiska paranormalne, tym trzyma czytelnika w napięciu, bo nawet ktoś kto nie wierzy w takie zjawiska, może to sobie wyobrazić.
Przyznam szczerze, że fantazja autorki i zdolność „malowania” słowami potrafiły stworzyć takie obrazy, że nawet sceptyk może być w stanie „zobaczyć” scenę ze staruchą i martwymi niemowlętami.
Fabuła jest typowym horrorem, ale wpleciony w nią wątek kryminalny dodatkowo podkreśla jej dramatyzm.
Dla wielu czytelników zapewne zaskoczeniem będzie wątek romantyczny, w którym powoli narastające uczucie zradza się z poczatkującej przyjaźni.
Jak to w książkach bywa, jednych bohaterów lubimy innych nie. Męża bohaterki nie polubiłam, od samego początku czułam do niego antypatię widząc w nim jedynie egoistycznego i cynicznego mężczyznę. Za to od pierwszej wzmianki odnoszącej się do psychologa poczułam do tego mężczyzny wielką sympatię i cieszę się, że autorka przydzieliła mu taką rolę jaką przydzieliła.
Nawet jeżeli nie czytacie horrorów, to myślę, że ta książka Wam się spodoba. Nietuzinkowi bohaterowie, fabuła tajemnicza z dużą dawką dramatyzmu i bardzo ciekawe zakończenie.
Polecam szczerze i myślę, że wkrótce sięgnę po kolejną książkę tej autorki.
DZIECI SYBIRU. TRAGICZNE LOSY POLSKICH DZIECI NA WSCHODZIE – Agnieszka Lewandowska-Kąkol
(…) W czasie tej wizyty więźniarka nie wiedziała jeszcze jaki los ją czeka, błagała więc wychowawczynię, by zabrała dziecko do Polski. Wkrótce po spotkaniu wywieziono ją do znajdującego się w tajdze obozu Rzeszoty. (…)
Agnieszka Lewandowska-Kąkol – przez piętnaście lat pracowała w Redakcji Muzycznej Polskiego Radia. Potem wybrała drogę „wolnego strzelca” i pisała teksty do wielu pism zajmujących się kulturą. Dzięki zbiegowi okoliczności zaczęła tworzyć książki i napisała ich już kilkanaście. Od drugiej podejmuje rozmaite wątki dotyczące XX-wiecznej historii Polski. Część z nich traktuje dokumentalnie, jednak inne ujmuje w lżejszą, fabularną formę. Czas wolny od pisania najchętniej spędza w otoczeniu przyrody z rodziną, przyjaciółmi i psami, które zajmują ważne miejsce w jej życiu.
PREMIERA KSIĄŻKI 16 STYCZNIA 2024
Wywiezione na „nieludzką ziemię”, rzucone w surowe, barbarzyńskie warunki, z dala od ojczyzny, rodziny, bliskich. Zmuszone do walki o przetrwanie i zbyt wczesnej dorosłości, do życia z piętnem przeszłości. Zbiór jedenastu opowieści o polskich dzieciach, które, wywiezione na Wschód, osierocone, musiały same poukładać sobie życie. Choć z ich historii wyłania się pewien schemat, kiedy spojrzeć w głąb: na wiek, okoliczności, miejsce zesłania czy napotykanych ludzi, potrafią się one szalenie różnić od siebie. Punktem wyjścia są zawsze sowieckie deportacje, głównie z 1940 roku. Rodziny lub ich części trafiają albo na daleką Północ, albo do Kazachstanu, gdzie, żyjąc w skrajnych warunkach, skazane są na wegetację bądź śmierć. Dzieciom udaje się niekiedy przetrwać właśnie dlatego, że są dziećmi. Czasem starsze, innym razem zupełnie maleńkie, zachowały w pamięci obrazy wyrywkowe.
Jak już wiadomo z opisu, jest to książka reportażowa będąca zbiorem jedenastu opowiadań, których bohaterami są polskie rodziny, a w szczególności dzieci.
Fabuła odnosi się do roku 1940, ale zahacza również o lata 1949-1950.
Autorka na podstawie wywiadów dostępnych w Archiwum Muzeum II wojny światowej oraz licznych książek opisujących wspomnienia z okresu wojny, stworzyła niezwykle ważny dokument.
W dramatycznych dla wielu rodzin zsyłkach do Kazachstanu, na Syberię, do Republiki Komi czy okręgu irkuckiego, bardzo mocno cierpiały dzieci.
(…) Głodzona, trzymana po pas w fekaliach, podpisała wszystkie podsuwane jej dokumenty, w których przyznała się do różnych niepopełnionych czynów, skutkiem czego sądzono ją jako więźnia politycznego i skazano na dziesięć lat katorgi, którą odbywała w zamkniętym obozie karnym dla wyjątkowo groźnych przestępców. (…)
Agnieszka Lewandowska-Kąkol w trudny do zaakceptowania, ale ciekawie reporterski sposób przedstawiła nam przeżycia dzieci będących wówczas w różnym wieku. Przeżycia te dotyczyły zarówno podróży w często ekstremalnych warunkach, jak i życia w miejscach, w których nie można było normalnie funkcjonować z powodu głodu, ciężkich warunków bytowych, ciężkich warunków pracy i zabójczej dla tych małych organizmów pogody, która była tak samo groźna jak ludzie, którzy byli wykonawcami deportacji.
To trudna w odbiorze, ale bardzo ważna książka, to historia, o której nie uczą nas w szkołach, historia dotycząca dzieci, szczególnie z Kresów wschodnich, które w roku 1940 w brutalny sposób zostały wyrwane ze swoich domów doświadczając wszystkiego co najgorsze może być dla dziecka.
(…) Na granicy dzieci polskie witane były przez mieszkające w pobliżu kobiety. Wówczas Taddea pierwszy raz w życiu jadła jabłko i cukierek. Miała dziesięć lat, a wyglądała na pięć. Była przeraźliwie chuda i mała, tak mała, iż lekarze myśleli, że jest karlicą. (…)
Głód, strach, niewyobrażalne zimno i często praca ponad dziecięce siły były ich codziennością przez wiele miesięcy czy lat.
Opowieści umieszczone na kartach tej książki przepełnione są bólem, dziecięcym strachem i upokorzeniem jakiego dopuścili się wobec tych małych obywateli ich oprawcy. Życia tych dzieci często nie można było nazwać życiem, bardziej pasowałoby do tego określenie „wegetacja” lub „walka o przetrwanie”.
To przejmująca historia rusyfikacji dzieci, często oderwanych od ich rodzin.
Wydawnictwo i Autorka zadbali o to, aby jako dodatek do tekstu wstawić zdjęcia, które z pewnością jeszcze bardziej podkreślają dramatyzm tamtych wydarzeń.
Moim zdaniem jest to książka, obok której nie powinno się przejść obojętnie. Osoby, które zdecydowały się opowiedzieć swoje historie, z pewnością nigdy nie wyprą z pamięci tego przez co musiały przejść będąc w wieku, w którym powinny się uczyć, bawić i cieszyć życiem. I mimo późniejszego spokoju, normalności i życia bez panicznego strachu, do końca swoich dni żyli, czy żyją z piętnem przeszłości bolesnych wspomnień.
(…) Pracownikami kołchozu byli przedstawiciele piętnastu narodowości, Polacy stanowili zdecydowaną mniejszość. Mama za dwunastogodzinny dzień roboczy dostawała kilogram pszenicy, a Witek, jako małoletni, pół kilograma tego zboża, i musiało to wystarczyć na cztery osoby. By dodać coś do tej postnej diety, chłopiec polował w stepie na susły, czego nauczyli go starsi koledzy. (…0
Trudno jest zrozumieć, że ktoś potrafił zmusić małe dzieci do życia w warunkach iście barbarzyńskich.
Często całym złem drugiej wojny światowej obarczamy Hitlera i Niemców, a gdzie inni, będący równie bezwzględnymi oprawcami, kolaborantami i zdrajcami, którzy w imię własnego dobrobytu potrafili „sprzedać” najbliższych?
Myślę, że jest to książka, która wielu skłoni do refleksji i tak jak książki o obozach koncentracyjnych i warunkach w jakich tam żyli ludzie, tak i książki opisujące koszmar wywozu, deportacji w głąb Rosji są poruszające do głębi.
To II wojna światowa pokazana z innej perspektywy, ale bardzo ważnej do zapamiętania.
Polecam tę książkę osobom interesującym się właśnie wydarzeniami odnoszącymi się do okresu wojny, ale uważam, że jest to również lektura, która pokazuje nam historię tego okresu z innej perspektywy, historię, obok której nie powinniśmy przechodzić obojętnie. Bo tak jak żołnierze walczyli po obu stronach o wolność swoich narodów, tak ci ludzie, walczyli o życie, i tu nie oszczędzano nikogo, nawet dzieci.
Dziękuję Wydawnictwu REPLIKA za możliwość przeczytania tej książki w ramach współpracy barterowej i polecam inne książki tej autorki, o których również wspominałam na swoim blogu.