WILLA POD JEMIOŁĄ – Anna Szczęsna
– A to co? – Jej wzrok zatrzymał się na niewielkiej ozdobie nad drzwiami. Kolorowe szkiełka układały się wzór, który udało się jej rozpoznać. – Jemioła? Dlaczego moja cioteczna babka zechciała mieć w tym miejscu jemiołę?
Anna Szczęsna jest autorką powieści obyczajowych i opowiadań grozy. Z wykształcenia i z zawodu jest bibliotekarką, ale teraz skupia się wyłącznie na pisaniu. Urodzona we Włocławku, obecnie mieszka w Toruniu. Całe życie jest związana z książkami. Kocha las i długie spacery oraz książki i filmy. Smakoszka herbaty i miłośniczka roślin.
Willa pod jemiołą to powieść świąteczna z romansem w tle.
PREMIERA KSIĄŻKI 12 października 2022
Grudzień, nie był szczęśliwym miesiącem dla Luizy, w tym miesiącu bowiem niespodziewanie straciła pracę i dodatkowo została porzucona przez wieloletniego partnera. Gdy wszystko się sypie i młoda kobieta planuje spędzić święta z rodzicami okazuje się, że oni mają w planach wyjazd z przyjaciółmi do ciepłych krajów. Ojciec informuje ją jednak o niespodziewanym spadku, w skład którego wchodzi stara willa, ciotecznej babki Luizy, którą rodzice postanawiają po powrocie z wakacji wystawić na sprzedaż. Luiza wiele się nie namyślając postanawia spędzić kilka tygodni w domu po ciotecznej babce i przygotować go do sprzedaży. Co wydarzy się w starej willi, w której ostatnie lata swoje życie spędziła krewna Luizy zajmująca się spirytystyką? Kto zagląda do domu pod nieobecność kobiety? I kim tak właściwie była nieznana dotąd krewna?
Książka zaczyna się dość dramatycznie, bo bohaterka tuż przed świętami traci pracę i narzeczonego, który uważa, że do siebie nie pasują. No cóż podwójny pech.
Muszę przyznać, że książka mile mnie zaskoczyła, bo oprócz uroczej, mocno zimowej i śnieżnej opowieści świątecznej mamy ciekawy romans i nieco tajemnicy.
(…) – Ten dom działa na wyobraźnię. – Starała się mówić spokojnie i racjonalnie. – Wczoraj sporo wypiłeś, dużo ostatnio u ciebie się dzieje, to może rozstroić największego twardziela. Pewnie nawet nie pamiętasz, że to wszystko porozrzucałeś, ale uwierz mi. Tu nie ma duchów. Nic ponadnaturalnego się nie działo. (…)
Dzięki ciekawej fabule i świetnie wykreowanym osobowościom bohaterów (chociaż Gabriel był dla mnie zbyt idealny jak na faceta 😉) książkę mogę zaliczyć do lekkich, łatwych i przyjemnych. Czytałam ją z wyjątkową szybkością i zaciekawieniem. Może między innymi dlatego, że od samego początku poczułam nić sympatii do Luizy a następnie do Gabriela.
Autorce udało się wciągnąć czytelnika w tajemniczą historię sprzed lat, w której główną rolę odegrała kobieta zajmująca się kontaktami z duchami.
Jestem oczarowana opisami wiekowego domu, pełnego tajemniczych zakamarków, w którym mimo upływu lat wyczuwana jest obecność jego byłej właścicielki. Lubię takie historyjki z lekkim dreszczykiem, a tu tych dreszczyków nie brakowało.
(…) Co więc było przyczyną tych dziwnych zdarzeń w willi? Złodziej? Dziki lokator? Nigdzie nie znalazła śladów włamania ani dowodów na to, że ktoś korzystał z willi. Luiza nie otwierała okien, bo i tak było zimno, więc nikt nie mógł wejść przez jej nieuwagę. (…)
Chociaż tytuł i okładka mocno sugerują, że jest to powieść świąteczna, śmiało można ją czytać również po świętach. Zimowa aura przenosi czytelnika do cichego zakątka miejscowości, w której stoi stara willa, ale ogień z kominka zdecydowanie ociepli emocje.
Jak na świąteczną powieść przystało jest sporo świątecznych akcentów, ale w fabule znajdziemy również trochę spirytyzmu i tajemnicy, a także odrobinę kryminału.
Główni bohaterowie są jak ogień i woda; Luiza trochę „narwana”, odważna i pewna siebie, a Gabriel to ocean spokoju, rozwagi, po prostu ideał mężczyzny aż nadto idealny.
Autorka cudownie pokazała emocje i to, że nie warto zbytnio przejmować się tym co było, a ruszyć do przodu z nadzieją na lepsze. Bo przecież nic nie dzieje się bez przyczyny, czasami musi wydarzyć się coś złego, aby zauważyć dobro i je wykorzystać. Mimo złych chwil, kłód rzucanych pod nogi przez los warto otworzyć się na nowe, iść do przodu z podniesioną głową i zawalczyć o siebie.
(…) Wyszli, trzymając się za ręce, niczym zakochane nastolatki. Chociaż wokół panowała zima, to Luiza miała w sercu wiosnę. Wierzyła, że wszystko się ułoży i to lepiej niż kiedykolwiek mogła się spodziewać. (…)
Jeśli chodzi o mnie, to w gąszczu przeczytanych w ostatnim okresie książek zimowo-świątecznych tę zaliczyć mogę do tych lepszych. Świetnie się przy niej bawiłam, chociaż nie brakowało momentów, w czasie których adrenalina galopowała jak szalona niestosownie w stosunku do spokojnej powieści świątecznej.
Dość nietuzinkowy pomysł na fabułę to coś czego oczekujemy po dobrej książce, a w tej to znalazłam.
Odrobina humoru, szczypta tajemnicy, okruch grozy i duża dawka romantyzmu, to coś, czego teraz potrzebowałam.
Polecam tę książkę każdemu, kto potrzebuje dobrego relaksu. Nie będziesz śmiać się w głos, nie będziesz szlochać w chusteczkę, ale z pewnością mile spędzisz czas z tą książką.
Dziękuję Wydawnictwu Filia za poznanie kolejnej polskiej autorki, której książki z pewnością nieraz zagoszczą w mojej biblioteczce.
ŚWIĘTA DO WYNAJĘCIA – Karolina Wilczyńska
Kiedy z Wiesią trzymającą go pod rękę przemierzali ulice miasta, brnąc przez nieodśnieżone chodniki i rozcierając zmarznięte dłonie, ku swojemu zdziwieniu zamiast dyskomfortu czuli ciepło w sercu.
Karolina Wilczyńska urodziła się w 1973 roku i jest mieszkanką Kielc. Pracowała jako trenerka, terapeutka i wykładowca uniwersytecki. W wolnych chwilach oprócz pisania haftuje, ozdabia przedmioty techniką decoupage, tworzy biżuterię. Jest autorką takich powieści jak: „Performens” i „Ta druga” i zwyciężczynią konkursów na opowiadania „Secretum Calligo” i „Littera Scripta”. W 2012 roku jej powieść „Ta druga” była nominowana do nagrody na Festiwalu Literatury Kobiecej Pióra i Pazura w kategorii Pióro i zdobyła nagrodę czytelniczek. Uwielbiana jest przez czytelniczki za serię książek o Jagodnie czy Kawiarenka za rogiem.
Święta do wynajęcia to powieść świąteczna.
PREMIERA KSIĄŻKI 26 PAŹDZIERNIKA 2022
Święta zbliżają się wielkimi krokami, chociaż nie wszyscy przygotowania do nich odbierają tak samo. W przedświątecznym rozgardiaszu łatwo zapomnieć o tym co w życiu jest najważniejsze. Na szczęście jest grupa ludzi, która potrafi przypomnieć wielu osobom czym tak właściwie powinien być świąteczny czas. Józef otrzymuje propozycję objęcia stanowiska dyrektora agencji świadczącej usługi jako dziadek do wynajęcia, Irenka spędzi święta zupełnie inaczej niż planowała, Melania zdobędzie nowe doświadczenia towarzyskie, a Wiesia z Kazimierzem będą mogli sprawdzić się w roli aktorów. Czy praca jako seniorzy do wynajęcia sprawia im radość, czy pozwoli zauważyć walory własnych osobowości i pokonać emocje? Czy prawdą jest, że pieniądze szczęścia nie dają, ale bliskość drugiej osoby tak?
Józef, Irenka, Melania, Wiesia i Kazimierz to bohaterowie nietuzinkowej opowieści o tym jak wielkim może być serce człowieka w obliczu samotności.
Książka jest kontynuacją losów dziarskich seniorów z „Lata do wynajęcia”, nie czytałam poprzedniej książki, ale z pewnością szybko nadrobię tę zaległość, ponieważ pokochałam tę grupę starszych osób. I chociaż próbowałam potraktować tę lekturę z przymrużeniem oka, to muszę przyznać, że bardzo polubiłam bohaterów, może nawet trochę się z nimi zżyłam.
Pięcioro seniorów wzięło święta w swoje ręce, trochę jako grupa działająca agencyjnie, a trochę z potrzeby serca. Jak bardzo trzeba czuć się samotnym, żeby zdecydować się na taki krok? Co nimi kierowało, samotność czy chęć dorobienia kilku groszy do emerytur?
Mamy tutaj cztery różne historie, ale łączy je jedno – potrzeba bliskości, która rośnie wraz z przybywającymi latami.
(…) Poczucie, że ktoś go potrzebuje, że jego zaangażowanie może komuś pomóc, było czymś nowym, ale bardzo przyjemnym. I chociaż nie przyznałby się do tego głośno, to ucieszył się z odnalezienia Marzenki. Zupełnie obca osoba nagle jakimś cudem stała się częścią jego życia, której stracić nie chciał. (…)
Autorka podeszła do tematu poważnie, chociaż z lekkim poczuciem humoru, które sprawiło, że powieść nie okazała się zbyt tkliwa i zbyt wzruszająca. Nie brakuje tutaj ani humoru, ani wzruszeń, a fabuła wciąga od pierwszej strony, ponieważ książkę „czyta się” szybko i płynnie.
Moim zdaniem to piękne, wyjątkowo wartościowe historie zarówno o ludziach samotnych jak i tych, którzy uważają, że wszystko można kupić, wiele można zlekceważyć, bo w życiowym pędzie często zapomina się o tym co najważniejsze. O uczuciach innych.
To książka w trakcie czytania której nie jeden raz zakręci się w oku łza, ale to również książka, która niesie ze sobą coś magicznego. Jakąś nadzieję i wiarę w ludzi.
(…) Wyglądało na to, że synowi jej wizyta nie jest w smak. Nie mogła zrozumieć dlaczego. Przecież zawsze mówił, że mu przykro, że tak rzadko ją odwiedza. (…)
Wśród przeczytanych w okresie okołoświątecznym książek, ta moim zdaniem zasługuje na więcej uwagi, dlatego, że jest to książka z morałem przypominającym nam o tym co w życiu tak naprawdę jest ważne. Czy pieniądze są ważniejsze od ludzi, którzy powinni być bliscy naszemu sercu? Czy na to, aby zrozumieć i naprawić popełniony kiedyś błąd jest czas tu i teraz czy kiedyś? Czy właśnie święta nie są odpowiednim czasem?
Z całą pewnością ta książka wielu czytelnikom zostawi ślad w sercu i pozwoli na chwile refleksji.
Jak już wcześniej wspomniałam, niby jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale autorka porusza w niej bardzo ważny problem społeczny jakim jest samotność w wieku senioralnym i nie tylko w takim wieku.
(…) Starsza pani poczuła, że cała radość z gotowania znikła w jednej sekundzie. Pochyliła głowę, słuchając pokrzykiwań kobiety. A kiedy dotarły do niej ostatnie słowa, odłożyła silikonowy wałek i wyszła z kuchni tak szybko, jak mogła. (…)
Pamiętam jak dawno temu odbywając praktyki w domu dziecka szczególnie upodobałam sobie pewną małą dziewczynkę. Bardzo chciałam ją wziąć do nas na święta, ale moi rodzice kategorycznie się temu sprzeciwili. Pamiętam słowa mojej mamy: te kilka chwil szczęścia i radości może wyrządzić jej więcej krzywdy niż cały rok samotności, bo ona po tych świętach wróci do siebie, z nadzieją w sercu, ale kto wie czy nie będzie cierpiała wiedząc, że gdzieś jest inny, lepszy świat, do którego ona nie ma wstępu.
Polecam z całego serca tę momentami zabawną i uroczą, a momentami wzruszającą lekturę. Przede mną czas nadrobienia zaległości, bo wiem, że bardzo chce przeczytać o wcześniejszych losach tych bohaterów – „Lato do wynajęcia”.
Książkę otrzymałam w prezencie świątecznym od Przyjaciółki i cieszę się, że ona tak dobrze mnie zna, że wiedziała, że ta lektura poruszy moje serce.
ZACZAROWANA ZIMA W OLSZOWYM JARZE – Joanna Tekieli
– A po za tym, mam nadzieję, że zarażę się od ciebie świątecznym bzikowaniem. Fajnie by było znowu poczuć i czekać na Gwiazdkę jak wtedy, gdy miałem dziesięć lat.
Joanna Tekieli jest mieszkanką Krakowa. Jest autorką czterotomowej sagi, której akcja rozgrywa się w pensjonacie Leśna Ostoja oraz autorka powieści: „Leśniczówka Wszebory”, „Szepty pienińskich ścieżek” oraz „Schronisko w Podgórowie”. Ceni sobie ciszę i spokój, uwielbia wędrować po górach i kocha przyrodę.
Zaczarowana zima w Olszowym Jarze to powieść świąteczna z nutką romansu.
PREMIERA KSIĄŻKI 22 PAŹDZIERNIKA 2022
Weronika spędzała w dzieciństwie każde wakacje, ferie i święta w domu dziadków w małej miejscowości Olszowy Jar. Z czasem jednak przestała tam bywać, dorosłe życie sprawiło, że emocjonalnie zaniedbała dom dziadków. I chociaż wspomnienia z beztrosko spędzonego czasu z przyjaciółką i kuzynką wracały jak bumerang, daleko Weronice było do powrotu do tamtego domu. Z pomocą przyszedł jej mąż kuzynki, który poprosił ją aby przygotowała willę na przyjazd jego i jego małżonki, którzy postanawiają wrócić do Polski zza granicy. Weronika zamiast myśleć o życiowych niepowodzeniach rzuca się w wir pracy, zmienia wystrój willi i przygotowuje miejsce do świąt. Wśród pracowników zatrudnionych do remontu jest się stary znajomy, czy ich relacje pozostaną na układach pracodawca-pracownik czy tych dwoje ludzi połączy uczucie? Dlaczego wszyscy tak cieszą się na powrót do Olszowego Jaru kuzynki Weroniki? Czy Weronika zdąży z przygotowaniami do świąt?
Muszę przyznać, że to jedna z nielicznych powieści świątecznych, w której odnalazłam tę prawdziwą magię Bożego Narodzenia, chociaż zachowanie głównej bohaterki momentami wydało mi się lekko przesadzone.
Być może przyczyniła się do odnalezienia tej magii postać Weroniki, młodej kobiety będącej prawdziwą fanką atmosfery świątecznej. Przygotowania jakie robiła na zlecenie i prośbę przyjaciół, i wszechobecna zimowa aura sprawiły, że rzeczywiście można było poczuć ten klimat zbliżających się świąt.
(…) Zanim położyła się spać, spojrzała w okno i zobaczyła, że pada śnieg. Grube płatki opadały bezgłośnie na ziemię i od razu topniały, ale było w tym widoku coś tak uspokajającego i kojącego, że wszystkie złe emocje, które się w niej tego dnia nagromadziły, nagle pierzchły. Zamiast nich pojawiło się odprężenie i senność. (…)
Taką wisienką na torcie była dla mnie wizyta w wiosce Mikołaja, miejscu magicznym pod względem wystroju, z którego aż biła atmosfera świąteczna i ten prawdziwy świąteczny nastrój.
Przyznam, że trochę zaskoczyła mnie fascynacja mieszkańców miejscowości powrotem do rodzinnego domu byłej mieszkanki Olszowego Jaru, ale tak sobie wyobraziła autorka i nic mi do tego. Trochę mi ten wątek nie pasował do całości, ale przecież nie wszystko musi być po mojej myśli. To nie moja książka.
Akcja powieści prawie w całości rozgrywa się we wsi umiejscowionej w urokliwym miejscu, w której mieszkają dość zaprzyjaźnieni ze sobą ludzie. Tu każdy o każdym wiele wie, a wzajemna pomoc jest na porządku dziennym.
Autorka sporo uwagi poświęciła na opisanie domu, w którym główna bohaterka spędziła niejedne wakacje i który był dla niej pewnego rodzaju źródłem sentymentu i tęsknoty za byłymi mieszkańcami tego domu, a konkretnie pisząc za dziadkami, do których miłość nie wygasła, a z którymi Weronika spędziła najbardziej beztroski czas swojego dzieciństwa.
Mimo wielu lat przetrwała przyjaźń trzech dziewcząt, które z dzieci stały się mądrymi, dorosłymi kobietami. Ta pięknie przedstawiona relacja między oddalonymi od siebie kobietami to coś, co dodatkowo wpływa na odbiór tej powieści.
Muszę przyznać, że moim zdaniem autorka oddała nie tylko klimat tej pięknej przyjaźni, ale przede wszystkim wprowadziła nastrój, emocje towarzyszące podczas czytania to z jednej strony obraz melancholii spowodowanej wspomnieniami, a z drugiej strony miły powrót do beztroskiego dzieciństwa, w którym dominowały nie tylko miejsce domu w Olszowym Jarze, ale wspomnienia zapachów i obrazów towarzyszących tym wspomnieniom.
(…) „To był taki piękny, beztroski czas” – westchnęła w duchu, wspominając dziadka niemiłosiernie fałszującego podczas śpiewania kolęd, babcię zasłuchaną w jego anegdotki, którymi sypał jak z rękawa ku uciesze wnuków, ciocię stawiającą na stole najlepszy sernik, jaki Weronika kiedykolwiek jadła… „Chyba powinnam ją odwiedzić” – przyszło jej do głowy. (…)
Mamy w tej powieści również nieco romantyzmu, uczucia rodzącego się bez pośpiechu i rozsądnie, które jest dopełnieniem tej klimatycznej świątecznej opowieści.
Wyraziści bohaterowie ze swoimi pragnieniami i oczekiwaniami, są nie tylko dodatkiem do fabuły.
Ta powieść należy do takich, które najlepiej czyta się otulonym ciepłym pledem, ze stojącą w pobliżu ciepłą herbatką z goździkami i pomarańczami. Ja tak czytałam i było mi dobrze, błogo i spokojnie.
Polecam te powieść do przeczytania teraz, w okresie okołoświątecznym. Z pewnością przeniesie Was w świat Bożego Narodzenia i świąt jedynych w roku.
Dziękuję Wydawnictwu Filia za poznanie kolejnej polskiej autorki, której książki z pewnością nie jeden raz zagoszczą w mojej biblioteczce.
WIECZÓR CUDÓW – Kinga Gąska
– Może i naszym dzieciakom będzie trochę raźniej? Wie pan, jak zobaczą, że nie każdy spędza święta w domu. Bo w mediach, filmach, nawet w książkach zawsze kolacja wigilijna opisywana jest w towarzystwie najbliższych. A nasi milusińscy albo ich nie mają, albo nigdy nie powinni mieć.
Kinga Gąska wierzy w moc słowa, dlatego wybrała filologię polską. Z książkami jest związana od zawsze, ale przez wiele lat trzymała swoją pisaninę na dnie szuflady. Na co dzień pracuje jako nauczycielka i redaktorka. Jest wegetarianką, miłośniczką zwierząt, szczególnie kotów, a w ramach odstresowania biega. (Lub mieli kawę, którą uwielbia i pija nałogowo.) Uważa, że na świecie jest sporo zła do opisania, a ludziom warto dodawać otuchy lub przynajmniej skłaniać ich do uśmiechu.
(Opis pochodzi z portalu Lubimy czytać)
Wieczór cudów to powieść obyczajowo świąteczna.
PREMIERA KSIĄŻKI 19 PAŹDZIERNIKA 2022
Warszawiacy w rytm świątecznych przebojów szykują się do świąt Bożego Narodzenia. Adam postanawia uporządkować swoje życie i nieoczekiwanie wywraca je do góry nogami. Julia jedzie do domu na święta, chociaż zarzekała się, że nigdy tam nie wróci. Tymon, didżej, dla którego życie jest jedną wielką imprezą, po kolejnym hardcorowym występie naraża się wszystkim wokół. Ewa doświadczy wigilijnego cudu, który miał się zdarzyć kilka lat wcześniej, ale odebrał go jej tragiczny w skutkach wypadek. Maksymilian, egocentryk ceniący wygodę, będzie musiał odnaleźć się w zupełnie nowej roli i w dodatku zawalczyć o względy dwóch opornych dam. Każda z tych postaci poczuje żywsze bicie serc, a dużą rolę w przebiegu wydarzeń odegra projekt mający połączyć dwa pokolenia: dziadków i wnuków, których nie łączą więzy krwi, a fakt, że nie spędzą świąt w rodzinnym gronie.
(Opis pochodzi z okładki książki)
Adam, Julia, Tymon, Ewa, Maksymilian to główne postacie tej książki.
W pierwszej chwili, gdy sięgnęłam po te lekturę, pomyślałam, że będzie to coś w rodzaju „Listów do M” i przyznam szczerze, że niewiele się pomyliłam, tylko…
No właśnie, to jedno maleńkie „tylko” sprawiło, że początkowo bardzo czułam się zagubiona w wątkach i historiach odnoszących się do poszczególnych postaci.
Jak to mówią „im dalej w las…” tym z każdym kolejnym rozdziałem, będąc bliżej finału, coraz bardziej odnajdowałam się w tej patchworkowej historii.
Jest to książka o niesieniu pomocy, o cieple jakie można okazać innym, ale to również opowieść o podejmowaniu często bardzo trudnych decyzji oraz o nawiązywaniu relacji między ludźmi. Są w niej również wątki mocno odnoszące się do przygotowywania świąt.
(…) Adam może i był pantoflarzem, zdawał sobie przecież z tego sprawę, ale resztki męskiego honoru gdzieś się w nim tliły. Nie będzie żebrał o uwagę. Skoro sama po tylu latach nie zdobyła się na żaden ludzki odruch, on nie zamierzał o to zabiegać. Przynajmniej na razie.
Losy bohaterów w pewnym momencie łączą się ze sobą i początkowy chaos jaki ogarniał mój umysł został uspokojony.
Moim zdaniem, autorka przekazując nam tę książkę daje ciepłą, refleksyjną opowieść, która z pewnością poruszy niejedno serce.
Być może początkowo pomyślałam:’ „ale to już było”, zarówno w „Listach do M” jak i w innych powieściach (chociażby w książce Karoliny Wilczyńskiej – „Święta do wynajęcia”) ale zauroczył mnie pomysł z organizowaniem wspólnej wigilii dla seniorów z Domu Opieki z dziećmi z Domu Dziecka.
Nie wiem, czy fabuła tej powieści na długo pozostanie w mojej głowie, końcówka książki z pewnością będzie gościła dłużej niż jej początek, w którym tak jak wspomniałam wcześniej nieco się gubiłam wątkowo, ale z pewnością zapamiętam nazwisko autorki i kiedyś sięgnę po inną jej książkę, ponieważ to spotkanie było moim pierwszym.
Ta książka jest jak rozsypane puzzle, do ułożenia których potrzeba uwagi, skupienia aby nie zniszczyć ostatecznego obrazu.
To historie, które momentami wzruszają, ale momentami pozwalają na uśmiech rozbawienia. Chwilami tak pokręcone, że można się pogubić, ale gdy dobrnie się do końca można poczuć powiew mile spędzonego czasu z książką.
(…) Jak to jest? – dumała wieczorem Julka, leżąc w świeżej pościeli i wtulając nos w miękkie futerko Kacpra. Ktoś, kto miał być najważniejszy na świecie, zawiódł jej zaufanie. A ktoś, komu ona przez lata psuła krew, bez wahania otworzył przed nią ramiona. (…)
Wiadomo nie od dziś, że ilu ludzi tyle emocji, problemów, radości. Każdy z nas niesie na swoich barkach inny bagaż życiowy i tak też jest w tej książce. Ilu ludzi, tyle historii.
Jedni przeżywają szczęśliwe chwile, inni dramaty. Jednych życie łaskocze innych przytłacza rozgoryczeniem. Ale czasami warto popatrzeć przed siebie i za siebie i dostrzec tego drugiego człowieka, który być może czeka na naszą wyciągniętą w jego stronę dłoń.
Nie od dziś wiadomo jak ważne jest wsparcie drugiej osoby, nieważne czy będzie to przyjaciel, czy ktoś z bliższej czy dalszej rodziny, ważne, aby był obok w chwilach dla nas trudnych, w chwilach samotności.
Mamy tutaj ciekawy dodatek poradnikowy pojawiający się między rozdziałami, który z pewnością wiele osób zmusi do refleksji. Czy jesteśmy tacy jak miliony ludzi, czy jest w nas odrobina indywidualności.
(…) Przejrzyj kartony z ozdobami. Przygotuj te, które zechcesz zawiesić. Zdecyduj się na styl galeriowo- bankowy, czyli dobierz bombki i łańcuchy w jednym przewodnim kolorze lub postaw na swobodę. Pamiętaj, to twoja choinka. Żadne trendy nie będą ci dyktować, jak powinna wyglądać. (…)
Polecam tę książkę osobom, które lubią spokojne powieści obyczajowe. Myślę, że wielu odnajdzie w tej książce cząstkę siebie.
Dziękuję Wydawnictwu FILIA za możliwość poznania kolejnej polskiej autorki.
WYŚNIONA GWIAZDKA – Anna Kapczyńska
Szkoda, że nie da się nagrywać snów, chociaż gdyby nawet było to możliwe, sam obraz i dźwięk nie oddałyby klimatu. Przecież czasami śnimy o jakiejś osobie, która wygląda w rzeczywistości zupełnie inaczej, a jednak podskórnie wiemy, że to właśnie ten człowiek.
Anna Kapczyńska jest poznanianką, jeżycką lokalna patriotką. Znana jest jako miłośniczka absurdu i czarnego humoru. Lubi białą kawę. Bywa pisarką, scenarzystką i reżyserką. Zdarza jej się występować na scenie, montować słuchowiska a także prowadzić warsztaty z kreatywnego pisania.
Wyśniona gwiazdka to powieść z źródłem świątecznym.
PREMIERA KSIĄŻKI 02 LISTOPADA 2022
Wanda jest bardzo zapracowaną kobietą i to zarówno w domu jak i zawodowo. Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia niespodziewanie otrzymuje propozycję wyjazdu służbowego do Pragi. No tak, ale jak to pogodzić ze zbliżającymi się wielkimi krokami świętami, gdzie prawie wszystko jest na jej głowie. Jest jednak bardzo zmęczona życiem i marzy jej się kilka dni odpoczynku i relaksu nawet jeżeli nie będzie to relaks wymarzony. Od pierwszych chwil pobytu w delegacji Wanda wciągana jest w absurdalne sytuacje, które powodują, że jej planowany relaks zamienia się w frustrację, a ta z kolei toczy się jak kula śniegowa. W Czechach Wanda podejmuje decyzję, o którą rozsądna strona kobiety nigdy by się nie podejrzewała, zaczyna postępować zupełnie irracjonalnie wikłając się w kolejne sytuacje, które z każdą kolejną chwilą oddalają ją od rodzinnego domu i rodzinnie spędzonych świąt. Co takiego wydarzyło się w Czechach, że Wanda coraz mniej myśli o powrocie do domu? Kim jest tajemnicza staruszka, która pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach i co ma na myśli przekazując kobiecie tajemniczo brzmiące słowa? Czy rodzina Wandy sprosta przygotowaniom świątecznym, czy też pogrąży się w rozpaczy nad nieobecnością gospodyni?
Jest to trochę nietypowa powieść świąteczna, ponieważ autorka zabiera czytelników do Czech, gdzie sprawy toczą się całkiem spontanicznym torem. Jest trochę magii (a może tajemnicy?), dużo zimy i odrobinę marzeń. Czy można się oprzeć takiej mieszance?
Ciekawa jestem, ile kobiet, będących wzorowymi żonami, mamami, gospodyniami, odważyłoby się na wyjazd tuż przed świętami, kiedy w domu huk roboty, a domownicy dalecy są od udzielania jakiejkolwiek pomocy? No cóż, domownicy nie zawsze są chętni do pomocy. Można powiedzieć: jak sobie wychowasz tak masz i to właśnie miałam ochotę powiedzieć głównej bohaterce.
(…) A ja co? Mogłam się załamać, mogłam go przepraszać, mogłam pójść i się tłumaczyć, ale mi się nie chciało. Miałam dość służalczej roli w życiu jego i innych, powinnam zacząć grać wreszcie pierwszoplanową we własnym życiu. (…)
Pracująca zawodowo kobieta była dla swojej rodziny wynieś-podaj-pozamiataj. Córki nie kwapiły się do żadnej pomocy (nawet do wyprowadzania psa), a matka potrafiła jedynie się nad sobą użalać nie biorąc pod uwagę niczego w czym mogłaby zapracowanej córce pomóc. Mąż wiecznie zapracowany, nie miał czasu na nic, a… jest jeszcze wiekowa ciotka, osoba dość kontrowersyjna jak dla mnie o której można powiedzieć, że jest dodatkowym utrapieniem dla siostrzenicy.
Przez całą fabułę towarzyszy nam specyficzny humor chociaż główna bohaterka w większości chodzi podenerwowana lub dosłownie wkurzona.
Autorka przedstawia nam kobietę taką jakich w naszym społeczeństwie jest tysiące, ale ile z nich ma odwagę na zdrowy egoizm? Na chwilę zapomnienia? Na chwilę tylko dla siebie? Z jednej strony kibicowałam Wandzie, a z drugiej było mi jej żal, że nie potrafiła postawić (przynajmniej początkowo) na asertywność.
(…) Matka odsunęła talerz, czym doprowadziła mnie do furii. A jeszcze bardziej tym, że nie dała mi dokończyć. Nie tylko nie obchodziło jej, co u mnie, bo była zbyt pochłonięta użalaniem się nad sobą, to jeszcze nie dała mi dojść do słowa. (…)
To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i chociaż książką się nie zachwyciłam to bardzo przypadł mi do gustu styl jakim pisze. Lekko, ładnie i przyjemnie z nutą sarkazmu.
Nie znalazłam w tej powieści oczekiwanej magii świąt co zasugerowały mi tytuł i okładka, większość fabuły odnosi się do służbowego wyjazdu do Pragi, oraz pewnego czeskiego miasteczka i chociaż jest śnieg, jest mowa o przygotowaniach do wigilii, jest nawet jarmark świąteczny (w Czechach) to czegoś mi tutaj zabrakło.
Z całą pewnością jest to książka, którą czyta się płynnie i która relaksuje, ale wbrew temu co pokazuje okładka i sugeruje tytuł nie znajdziecie w niej tej przedświątecznej iskry, która rozmarzy i przybliży nastrój świąt.
Podobało mi się w tej powieści takie swoiste carpe diem, kobieta, która jest motorem funkcjonowania rodziny wreszcie postanowiła postawić na siebie. Może nie wszystko wyszło tak jak powinno, ale liczy się spontaniczność i wspomniany wcześniej zdrowy egoizm.
(…) Kiedy zrobiło się zamieszanie, mój wzrok spotkał się ze wzrokiem profesora. I już wiedziałam, że nigdy mi tego nie wybaczy i być może właśnie w tym momencie moja kariera naukowa legła w gruzach. Ale właściwie jak miało lec w gruzach coś, co nie miało nawet fundamentów?
Mimo sporej dawki ironicznego humoru, myślę że ta lektura niejedną osobę zmusi do refleksji.
Polecam tę powieść dla czystego relaksu, myślę, że czas spędzony z nią nikt nie uzna za stracony. Jest trochę zabawnie, odrobinę wkurzająco, ale to tylko świadczy o tym, że tam gdzie są emocje tam jest dobra lektura.
Dziękuję wydawnictwu REPLIKA za możliwość poznania kolejnej polskiej pisarki, po książki której z pewnością jeszcze sięgnę, chociaż ta książka mnie nie oczarowała świąteczną aurą.