CZAROWNICA – Anna Klejzerowicz
Anna Klejzerowicz jest gdańszczanką, kobietą wszechstronnie zaangażowaną. Jest nie tylko pisarką i publicystką, ale również redaktorką, zajmującą się także fotografią. Autorka dwóch zbiorów opowiadań grozy z cyklu: „Złodziej dusz. Opowieści niesamowite”, powieści kryminalnych: „Sąd Ostateczny”, „Ostatnią kartą jest Śmierć”, „Cień gejszy” (książka – laureatka plebiscytu „Przy kominku” w 2011 r.), opowiadań w licznych antologiach, a także tekstów prasowych – beletrystycznych i publicystycznych. Przez wiele lat współpracowała z teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie, jako fotograf i redaktor publikacji teatralnych.
Prószyński i S-ka rok 2012
stron 263
Czarownica, to powieść obyczajowa zbliżona do prawdziwej historii, takiej jaka mogłaby mieć miejsce i z pewnością miała w niejednej wsi. Gdy ktoś sugerując się tytułem będzie doszukiwał się w niej magii, czarów, zaklęć i tym podobnych, może się poczuć rozczarowany, bo niczego takie nie znajdzie. Chociaż… jakaś magia w tej książce jest, ale inna.
Przyglądając się okładce i wpatrując w oczy tej małej dziewczynki, która ma być namiastką jednej z głównych bohaterek, można odczuć coś w rodzaju tajemniczej magii.
Michał, dobiegający czterdziestki mężczyzna „po przejściach” postanawia kupić za miastem kawałek ziemi, na której zamierza wybudować sobie mały letniskowy domek. Przyjeżdżając do wsi, w której wystawiona na sprzedaż jest działka, zauważa starą, walącą się chatę, a przy niej tajemniczą rudowłosą kobietę. Zasięgając informacji u znajomych dowiaduje się, że kobieta jest typowym odludkiem, samotną, nie utrzymującą z nikim kontaktów mieszkanką o której tak właściwie nikt nic nie wie, oprócz tego, że unika towarzystwa. Coś go do tej kobiety przyciąga i w niedługim czasie, zawarta zupełnie przypadkowo znajomość kończy się czymś więcej niż tylko sąsiedztwem. Na drugim krańcu wsi mieszka również młoda kobieta z córką. Kobieta jest wrakiem człowieka, wegetującym w patologicznej, przesiąkniętej alkoholem rzeczywistości. Jej córka, sześcioletnia, autystyczna dziewczynka, tak właściwie wychowuje się sama, czasami wspierana przez mieszkających w sąsiedztwie ludzi. Zachowuje się jak mała dzikuska, która prawie cały czas spędza w lesie i komunikuje się jedynie z wiejskimi zwierzętami. Kiedy matka dziewczynki popełnia samobójstwo, Michał tak bardzo angażuje się w życie dziewczynki, że nad jego dotąd spokojnym bytem zaczynają zbierać się ciemne chmury… Walcząc o jedno może stracić drugie…
Książka jest czymś w rodzaju przewodnika po ludzkich uczuciach, które często działają na siebie antagonistycznie i w pewnym momencie zatrzymując się na skraju, wywracają życie człowieka do góry nogami.
Autorka chyba starała się w swojej publikacji zmusić czytelnika go głębszej refleksji, do zastanowienia się nad tym co tak właściwie jest w życiu ważne.
Lektura jest bardzo ciepła, spokojna, chociaż momentami podczas czytania poziom adrenaliny wzrasta. Napisana prostym językiem w formie pamiętnika – wspomnień mężczyzny, przeplatanego monologiem. Trochę częste, zbyt krótkie zdania odrobinę mnie irytowały, bo odbierałam je jak jakieś urywane myśli. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, to odpowiedziałabym, że – chyba nie do końca, bo przedstawione w niej problemy nie należą do łatwych w rozwiązywaniu.
Historia opisana w książce jest na tyle prawdziwa, że znając realia małej miejscowości, mogła się wydarzyć i może dlatego czytałam ją z zapartym tchem, bo bardzo byłam ciekawa jak potoczą się losy małej, osieroconej Małgorzaty a także losy Michała i jego rudowłosej małżonki, której obecność tej małej dziewczynki obudziła koszmarne wspomnienia z przeszłości.
Przyznam szczerze, że sugerując się tytułem i okładką przedstawiającą tajemniczą dziewczynkę, spodziewałam się zupełnie innej treści, ale jestem mile zaskoczona tym, co znalazłam na stronach tej książki.
Polecam książkę, zwłaszcza młodym czytelniczkom (ale nie tylko), aby poznały, czym tak właściwie jest wartość człowieka.
A JUTRO CAŁY ŚWIAT – Kazimierz Radowicz / Wyzwanie JUTRO (10)
Kazimierz Radowicz urodził się w 1931 roku w Ostrowie Wielkopolskim, jest prozaikiem, scenarzystą, autorem słuchowisk, a także popularyzatorem historii Ostrowa i Gdańska.
Od 1956 roku mieszka i pracuje w Gdańsku, w rozgłośni Polskiego Radia gdzie zaczynał od redaktora w redakcji literackiej. Od 1992 roku jest wydawcą i właścicielem Wydawnictwa MESTWIN. Jest również wieloletnim współpracownikiem Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji. Za twórczość radiową i telewizyjną został wyróżniony trzykrotnie nagrodą Prezesa PRiTV, oraz dwukrotnie nagrodą literacką Prezydenta Miasta Gdańska i Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki za scenariusze filmowe i powieść A jutro cały świat…
Wydawnictwo Mestwin rok 2001
stron 418
A jutro cały świat… Długo zastanawiałam się nad tym, jak podzielić się wrażeniami, po przeczytaniu tej książki, która mnie zachwyciła i wzruszyła jednocześnie, ale i wstrząsnęła niesamowicie. Trudna i wciąż obecna w moim życiu tematyka drugiej wojny światowej, „żyjącej” cały czas we wspomnieniach moich podopiecznych jest dla mnie cały czas tematem gorzkim i ciekawym zarazem.
Do jednorodzinnego domu z ogrodem, w jednej z gdańskich dzielnic wprowadza się rodzina wysiedlona z Ostrowa Wielkopolskiego. Nowi właściciele kupili domek od starszej pani, która sprzedając go powierzyła im karton z drobiazgami po ludziach mieszkających w tym domu przed nią – niemieckiej rodziny Hasenfussów, którzy przeżyli w tym właśnie domu całą drugą wojnę światową. Starsza pani ma nadzieję, że potomkowie tejże rodziny wrócą kiedyś do tego miejsca i odbiorą to, co schowali ich przodkowie zanim opuścili dom w 1945 roku po „wyzwoleniu” Gdańska przez Armię Czerwoną.
Autor zagłębiając się w te pamiątki „stworzył” niejako tę rodzinę Niemców, ludzi przeciwnych polityce Hitlera, którzy do końca nie mogli pogodzić się z rozumowaniem i ogromem zła jakie niesie ze sobą wojna. Mieszkając w cichej, spokojnej dzielnicy Wolnego Miasta Gdańska, która znajdowała się jakby „dalej” od działań wojennych, przeżyli jej koszmar nie do końca chyba zdając sobie sprawę z makabryczności jakie ogarnęły całą Polskę i resztę Europy. Z dnia na dzień wierząc w zakończenie tego, co było dla nich jedną wielką niewiadomą.
Autor przedstawiając rodzinę Hasenfussów, pokazał jak skrajne były wyobrażenia o toczącej się wokół wojnie, a także jak wiele skrajnych emocji skrywała jedna niemiecka rodzina.
Książka napisana została w formie pamiętnika – przemyśleń, jakie autor łączył ze swoim życiem w okresie zarówno wojennej zawieruchy, jak i w czasie jemu teraźniejszym, wyobrażając sobie wszystko, co dotyczyło opisywanej rodziny, chodząc po domu, który kiedyś był ich własnością, a który musieli opuścić już w bardzo zmniejszonym składzie, tak samo, jak jego rodzina musiała opuścić mieszkanie w Ostrowie Wielkopolskim.
Czytając tę książkę, „chodziłam” tymi uliczkami, ponieważ znam je bardzo dokładnie, przemieszczam się nimi codziennie w drodze do pracy i może właśnie dlatego tak wstrząsnęły mną wszystkie opisane w tej lekturze epizody dotyczące tej niemieckiej rodziny.
To powinna być lektura szkolna, aby młodzi ludzie zrozumieli ile zła może wyrządzić dyskryminacja, fałszerstwo, lizusostwo, i fanatyzm, bo to wszystko jest dokładnie przedstawione w tej książce.
Muszę jednak przyznać, że trochę trudno czytało mi się tekst, chociażby z powodu zbyt małych liter, jak dla moich oczu. Dyskomfortu w czytaniu dodawało również ciągłe „skakanie” na tył książki, gdzie znajdują się przypisy i objaśnienia niemieckich zwrotów, oraz klucz (tłumaczenia) do nazw budowli, ulic i dzielnic miasta Gdańska, które we fragmentach opisywanych losy rodziny Hasenfussów były w języku niemieckim, tak jak obowiązywały w ówczesnym czasie.
Polecam tę książkę, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że temat nie jest łatwy, ale sama nie odebrałam jej tylko i wyłącznie, jako kolejnej lektury wojennej. W tej książce autor opisał i pokazał wszystkie uczucia, od szczęścia, miłości, empatii, macierzyństwa, po brutalność, zazdrość, strach i bezwzględność.
(…) Podejmujący Wyzwanie powinien napisać odpowiedź na pytanie, dlaczego autor przeczytanej przez niego książki dał taki właśnie tytuł (…)
„Dziś należą do nas Niemcy, a jutro cały świat” – to słowa sztandarowej pieśni nazistów, którzy przez większą część wojny wierzyli w to, że uda im się opanować cały świat.
Przyznam szczerze, że gdyby nie Wyzwanie JUTRO, ta książka pewnie nigdy nie trafiłaby do moich rąk, dlatego cieszę się, że stało się inaczej.
Spotkanie autorskie z Małgorzatą Wardą
W zeszłym tygodniu byłam na dwóch spotkaniach autorskich, jedno z Katarzyną Bondą, a drugie z Małgorzatą Wardą.
O pierwszym już napisałam, teraz czas na to drugie, które odbyło się w bibliotece na gdańskim Przymorzu.
Małgorzata Warda jest mieszkanką Gdyni. To nie tylko pisarka, ale malarka i rzeźbiarka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Jest autorką kilku tekstów piosenek zespołu Farba. Wspólnie z malarzem, Marcinem Kędzierskim, współtworzy artystyczną „Grupę miejską”.
Małgorzata Warda, to dla mnie wciąż zaskakująca osoba, która na pierwszy rzut oka kojarzy mi się z ciepłym, rodzinnym opowiadaniem, które kochające mamy czytają swoim dzieciom. Ta skromna i nieśmiała kobieta (tak ją odbieram) pisze jednak książki, które w żaden sposób nie odzwierciedlają jej wizerunku. Jest osobą niezwykłą, która potrafi zarazić swoim empatycznym podejściem do problemów jakie porusza w swoich książkach. A porusza bardzo poważne tematy, związane często z przemocą, pisze także o koszmarach związanych z zaginięciem dzieci. To trudne tematy i wymagające nie tyle wiedzy na ten temat, co ogromnej wrażliwości. Tematy tabu, o których się nie mówi, bo… są zbyt trudne.
To tyle o samej pisarce, o której już wspominałam w moich wcześniejszych wpisach (wpis 1 i wpis 2).
Spotkanie było dość kameralne, co mnie bardzo zaskoczyło, bo biblioteka mieści się na bardzo dużym gdańskim osiedlu i to w centralnym miejscu. Kameralne spotkania mają jednak swoją magię, taki kontakt z autorem jest inny i chyba bardziej „intymny”.
Na takim spotkaniu chyba jeszcze nie byłam, a jak każdy wie bywam w miarę możliwości swojego czasu. Pani kierownik biblioteki, próbowała początkowo poprowadzić spotkanie, zadawać pytania, ale myślę, że dużo lepiej by to wszystko wypadło, gdyby spotkanie poprowadził ktoś, kto zna zarówno pisarkę, jak i jej twórczość nie tylko z punktu widzenia bibliotekarki. Takie spotkania przebiegają w zupełnie innej atmosferze. Było jednak ciekawie i bardzo sympatycznie.
Autorka opowiadała między innymi o tym, co skłoniło ją do napisania konkretnej książki, potem rozwinęła się dyskusja na temat promowania w mediach literatury polskiej, i promowania literatury przez wydawnictwa. Usłyszeliśmy trochę ciekawostek z tym związanych, o których zwykły czytelnik nie ma zielonego pojęcia.
Zaskoczyło mnie natomiast podejście pisarki do swoich gości. Będąc „gwiazdą”, bo przecież to autor jest tym centralnym punktem odniesienia do całego spotkania, pisarka potraktowała publiczność jak grono swoich znajomych. W pewnym momencie Małgorzata Warda zwróciła się do siedzących czytelników z zapytaniem: „co Państwo czytają, jakie książki?”. Chyba to się podobało, bo każdy poczuł się wyróżniony i bardzo chętnie podzielił się swoimi czytelniczymi podbojami i nie tylko, bo temat zahaczył również o sprawy rodzinne i zawodowe. Świadczy to tylko o tym, że pisarka wzbudziła zaufanie wśród swoich gości, a to chyba jest wielki plus, ponieważ zaskarbiając sobie sympatię czytelniczek /czytelników pisarz zdaje sobie sprawę z tego, że nie pisze dla siebie, ale przede wszystkim dla innych.
Szkoda, że takie spotkania odbywają się tak rzadko. Trzymam kciuki za każdą kolejną książkę Małgorzaty Wardy, bez względu na to o czym będzie.
Kolejna moja książka otrzymała autograf
Spotkanie autorskie z Katarzyną Bondą
W zeszłym tygodniu byłam na dwóch spotkaniach autorskich, ale dzisiaj napiszę tylko o jednym.
W gdańskiej bibliotece, obok tajemniczo i groźnie wyglądającego w godzinach popołudniowych parku, kiedy na dworze panowała już całkowita ciemność, odbyło się w ramach Oliwskiego Klubu Kryminału, spotkanie z jedną z naszych polskich pisarek – Katarzyną Bondą.
Autorka takich książek jak: „Polskie morderczynie”, „Florystka”, „Sprawa Niny Frank”, czy „Tylko martwi nie kłamią” porzuciła dziennikarstwo dla literatury. Prawdopodobnie stało się to, po tym, gdy zdarzył się jej wypadek, który – jak stwierdziła w jednym z wywiadów – zdarł z niej skórę. O wypadku tym nie będę pisała, ponieważ myślę, że jest to dość bolesna sprawa dla samej pisarki, która do końca życia, pewnie będzie się borykała z tym tragicznym wspomnieniem.
Krytycy porównują Katarzynę Bondę z Camillą Lackberg, ja niestety tego zrobić nie mogę, bo nie znam książek Camili Lackberg. Myślę jednak, że nasza pisarka zasłużyła sobie na miejsce w czołówce autorów powieści kryminalnych.
Spotkanie w Oliwie prowadziła Dagny Kurdwanowska, która pokierowała rozmową w sposób bardzo interesujący, wyciągając od Katarzyny Bondy tak ciekawe informacje, że uczestnicy spotkania z pewnością byli bardzo usatysfakcjonowani.
Sama pisarka mówiła z ogromną swobodą, tak, jakby była na spotkaniu z przyjaciółmi. Przyznała, że dla niej intryga kryminalna jest tylko pretekstem do opowiadania historii. W jej przypadku, pisanie to nie jest tylko przelanie weny twórczej na ekran komputera, czy na kartki książki, co często się zdarza w przypadku innych pisarzy. Ta kobieta cały czas się rozwija, między innymi poprzez różnego rodzaju kursy kreatywnego pisania, szkołę scenariuszową, cały czas uczy się i udoskonala w budowaniu opowieści, co z każdą kolejną książką daje coraz większe efekty. Ma bardzo specyficzny sposób pisania, ponieważ gdy do głowy wpada jej pomysł powieści, musi go najpierw w jakiś sposób udokumentować. Rozpisuje sobie plan fabuły, (często niejeden), i kiedy jest już w miarę zadowolona z tego co zrobiła, wychodzi w teren, często rysując sobie przeróżne mapki. Ale to jeszcze dla niej nie jest końcem, a wręcz dopiero początkiem. Aby powieść była wiarygodna rozmawia z policjantami czy psychologami, angażuje siebie całym sercem.
Spotkanie było tak interesujące, że czytelnicy, którzy przyszli do gdańskiej biblioteki, zasypywali pisarkę pytaniami, i gdyby nie późna pora, siedzielibyśmy i tak dyskutowali przez całą noc. Publiczność była naprawdę liczna i zaangażowana i chociaż po Katarzynie Bondzie widać już było zmęczenie, chętnie odpowiadała na każde pytanie. I robiła to w bardzo obrazowy sposób, przywołując do naszych wyobraźni obrazy z miejsc i sytuacji o jakich mówiła. Posiada ogromny zasób słów, i tu muszę z pewnym wstydem się przyznać, że nie wszystkie rozumiałam.
Miło było zobaczyć, że wśród przybyłych na spotkanie gości, byli nie tylko zwyczajni czytelnicy kryminałów, ale również Jolanta Świetlikowska – wydawca – Wydawnictwa Oficynka, a także pisarka Magdalena Witkiewicz.
Jaką osobą jest Katarzyna Bonda?
Z mojego punktu widzenia, jest kobietą bardzo otwartą do ludzi. Mimo prób pokazania się jako osoba twarda, nie do zdarcia, myślę, że jest bardzo wrażliwą. Kiedy przyglądałam się jej, gdy opowiadała o swoich spotkaniach ze skazanymi za morderstwa kobietami przygotowując się do napisania „Polskich morderczyń”, zauważyłam szkliste wzruszenie w jej oczach. Nie wiem, czy tak tylko mi się wydawało, ale odniosłam wrażenie, że ta młoda kobieta, wciąż przeżywa te więzienne odwiedziny.
Cieszę się, że mimo zimna, i listopadowej ciemnicy pojechałam na to spotkanie. Dowiedziałam się tylu ciekawych rzeczy, między innymi o pracy profilera (nawet nie wiedziałam, że ktoś taki pracuje dla policji), o więziennej biurokracji, zachowaniu więźniarek podczas jej odwiedzin, o miejscach zbrodni i wiele innych.
Znajomość, znajomością, ale autograf musi być 🙂
TELEFONY DO PRZYJACIELA – Anna Łacina
Książka przywędrowała do mnie dzięki pomysłowi autorki, która zaproponowała jedną ze swoich książek jako lekturę na wakacje. Wprawdzie miesiące wakacyjne już dawno się skończyły i książka dotarła do mnie w miesiącu listopadzie, ale to świadczy tylko o tym, jak wielu chętnych zgłosiło się do przeczytania jej. Myślę, że nadal się zgłasza.
Anna Łacina, Anna Zgierun – publikująca pod dwoma różnymi nazwiskami polska pisarka, autorka serii bajek edukacyjnych, opowiadań fantastycznych i powieści obyczajowych, jest także współautorką „Limerykowego Atlasu Powiatu Przasnyskiego”.
Jako Anna Łacina pisze powieści obyczajowe, które najchętniej zaliczyłaby do literatury familijnej, ponieważ są tak skonstruowane, że nie zaszkodzą młodemu czytelnikowi, natomiast przeznaczone są dla nieco starszego odbiorcy, a przynajmniej dla tych, którzy lubią konwencję literatury młodzieżowej.
O tej pisarce wspomniałam w jednym ze swoich wcześniejszych wpisów Kobiety pióra i pazura, czyli Panel Literacki DKK.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia rok 2012
stron 367
Telefony do przyjaciela, to książka o młodzieży, ale nie koniecznie DLA młodzieży. Po przeczytaniu jej musiałam się „przespać” z myślami, które kotłowały się w mojej głowie.
Dwie siostry – Ania i Marzena spędzają wakacje u babci i dziadka. Siostry różnią się między sobą bardzo, nie tylko pod względem fizycznym, ale również intelektualnym. Ania, nieśmiała osiemnastolatka jest umysłem ścisłym, doskonale gra w szachy, nie uprawia żadnego sportu, bo w żadnej dziedzinie nie czuje się dobrze, natomiast Marzena, przebojowa dziewiętnastolatka, jest humanistką, uwielbiającą żeglarstwo, i nie wyobraża sobie życia bez sportu. Doskonale żegluje i pływa. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, bo przecież rodzeństwa często różnią się między sobą, gdyby nie fakt, że Marzena jest od urodzenia osobą niepełnosprawną i jeździ na wózku inwalidzkim.
Pewnego dnia do wody wpada chłopak, którego Marzena ratuje. Potem odwiedza go w szpitalu, chociaż on nie zdaje sobie sprawy z tego, kim jest dziewczyna. Po wyjściu ze szpitala, w skutek nieporozumienia i trochę nieudolnie przeprowadzonego „śledztwa”, chłopiec poznaje Anię i bierze ją za swoją ratowniczkę. Sprawy trochę zaczynają się komplikować, bo obie dziewczyny poczuły do tego samego chłopca coś więcej, niż tylko zwykłą sympatię.
Nie lubię zdradzać fabuły, bo nie na tym polegają moje wpisy, dlatego nic więcej już na ten temat nie wspomnę.
Oprócz sióstr, poznajemy również kilka innych, ciekawych osób, które wplecione w życie Ani i Marzeny, pośrednio odgrywają w ich życiach dość istotne role.
Książkę czyta się szybko i z dużym zainteresowaniem i chociaż jest ona głównie o młodzieży, bo jej bohaterki są w wielu 18 i 19 lat, to problemy poruszane dotyczą nie tylko ludzi młodych.
Nie jest napisana językiem stricte młodzieżowym, chociaż można znaleźć w niej sporo młodzieżowych odzywek. Trochę humorystycznie, trochę bardzo poważnie, ale bardzo lekko.
Autorka pisząc tę lekturę wzięła na swoje barki kilka bardzo poważnych problemów, dotyczących nie tylko niepełnosprawności, ale przez wszystkim psychiki młodego człowieka co odzwierciedliła w odniesieniu się do życia młodej, trochę zagubionej w rodzinie dziewczyny, która jest przekonana o tym, że jest dzieckiem „wpadki”, niekochanym przez rodziców, nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie jej przyjście na świat uratowało rodzinną więź.
Bardzo wzruszyła mnie gra uczuć, od euforycznej radości, po graniczący z rozpaczą smutek. Pięknie wyselekcjonowane osobowości poszczególnych ludzi, odgrywających mniejszą, lub większą rolę w życiu dziewcząt, są tak zmysłowo pokazane, że właściwie można sobie danego człowieka wyobrazić tak, jakby się go spotkało w rzeczywistości.
Ciekawe jest to, że fabułę autorka wplotła różne wątki – miłosny, psychologiczny, przygodowy, a także dwa wątki kryminalne, pięknie ze sobą współgrające, czyli jest w tej książce „dla każdego, coś miłego”
Nie nazwałabym tej książki powieścią, ale opowieścią o podróży do najgłębszych zakamarków psychiki młodego człowieka. I mimo, dość nietypowej jak dla takiej opowieści okładki, która kojarzy się bardziej z książką, dla młodzieży w wieku 10-15 lat, niż dla dorosłych, to za tą właśnie okładką kryje się bardzo poważna treść, powiedziałabym nawet, że kryje się poważny przekaz dla czytelnika.
Polecam książkę każdemu, kto lubi literaturę familijną a zwłaszcza taką jak ta, czyli opartą na życiu, zarówno zdrowego człowieka, jak niepełnosprawnego, w tym przypadku dwóch młodych dziewcząt.