KRĘGI ALBO KOLEJNOŚĆ ZDARZEŃ – Jan Antoni Homa
Jan Antoni Homa gościł już w moich skromnych książkowych progach, ale dla tych, którzy nie mieli okazji przeczytać wcześniejszego wpisu chciałabym przypomnieć tego autora. Jest nie tylko pisarzem, ale przede wszystkim muzykiem. Absolwent Akademii Muzycznej w Warszawie, skrzypek grający w wielu formacjach kameralnych i symfonicznych zarówno w kraju jak i za granicą. Od roku 2002 jest koncertmistrzem Filharmonii Brabanckiej w Eindhoven. Jego blog „oto I owo” otrzymał Nagrodę Jury w konkursie na Literacki Blog Roku 2011.
Wydawnictwo SOL rok 2010
stron 361
Kręgi albo kolejność zdarzeń to dość specyficznie napisana powieść trochę z gatunku obyczajowej a trochę jakby fantastyki.
Marcin, młody polonista zostaje zwolniony z pracy w szkole. W wyniku desperacji decyduje się, na podjęcie pracy w małej miejscowości o bardzo dziwnej nazwie Zabijany Krochmalne. W drodze do swojego nowego miejsca zamieszkania i pracy, podczas wędrówki przez góry spotyka dość osobliwą postać, jaką jest pewien dziennikarz. Wokół Marcina zaczynają dziać się dziwne rzeczy, jakieś niewyjaśnione zjawiska, których młody nauczyciel nie potrafi zrozumieć, chociaż bardzo się stara. W Zabijanach poznaje osoby, które być może pomogą mu zrozumieć to co zaburza jego logiczny tok myślenia, i jednocześnie pomogą odgadnąć tajemnicę pewnego miejsca zwanego Białe Bagna owianego tajemnicą grozy.
Przyznam szczerze, że miałam trudność z doczytaniem tej powieści do końca. Musiałam czytać ją bardzo wolno, starając się zrozumieć ukryty w niej sens. Niby wątek główny bardzo ciekawy, ale wtrącane w fabułę wątki pozostałe, nie wszystkie potrafiłam połączyć w jedną całość.
Miałam już do czynienia z piórem tego autora i pamiętam, że dosłownie zatraciłam się w „Altowioliście” do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do ostatniej strony. Z tą lekturą miałam jednak problem. Chaotycznie wstawione wątki, nie mające według mnie żadnego związku z fabułą, były nie tyle nudne, co w wielu przypadkach niezrozumiałe dla mnie. I nie wiem do teraz, co autor chciał przekazać wplatając je. Jednak bardzo mnie poruszyło w tej powieści stanowisko wobec zwierząt, oraz pięknie i ciekawie przedstawiona postać małego chłopca, dla którego najmniejsze nawet stworzenie było istotą ważną. Wyjątkowo obrazowo ukazany stosunek ludzkiego podejścia do konsumpcji mięsa kontrastowo przedstawiony w obliczu osób, dla których zwierzę jest stworzeniem żyjącym i czującym ból tak jak człowiek.
Niestety mimo tych kilku bardzo interesujących rozdziałów, lektura ta okazała się chyba dla mnie za trudna. Może to z powodu tego, że nie potrafiłam skupić się na niej tak jak należy i czytałam ją ze zbyt małym zrozumienie? Kilkakrotnie odbierając ją nie jako powieść a baśń, starałam się jednak doczytać do końca, chociaż było to dla mnie dość trudne, a szkoda… nastawiłam się na coś ciekawego i wciągającego tak jak wcześniejsza powieść tego pisarza.
Z drugiej strony bardzo ciekawa jestem, co skłoniło autora to przeskoczenia z ciekawego kryminału do tego typu powieści. To, że chciał przekazać swój stosunek do zwierząt i do bestialstwa wobec nich to jedno, ale to, że tak bardzo odbiegł od gatunku, który bądź co bądź dał mu sławę pisarza.
Chociaż czytało mi się ciężko pod względem fabuły, to muszę przyznać, że dość duża czcionka tekstu była pomocą w szybkim pokonywaniu treści.
Muszę jeszcze dodać, że kupując książkę skupiłam uwagę na okładce; zaciekawiła mnie, właściwie to ona przyciągnęła moje oko. Niestety nie odnalazłam za nią tego, czego się spodziewałam. Wydawało mi się, że jest to kolejny ciekawy, może trochę mroczny kryminał a okazało się, że to niezrozumiała dla mnie powieść pełna zagadek.
Faktem jest, że autor zawarł w niej sporo, zmuszających do refleksji myśli. Przedstawił świat widziany oczami zwykłego człowieka, ale świat inny niż normalny. Poruszone tematy nie tylko zwierząt i ich traktowania przez człowieka, ale również wątki dotyczące ludzi odosobnionych, innych, tajemniczych czy wręcz specyficznych, obdarzonych jakąś wewnętrzną siłą i ich podejście do życia i ludzi to tematy trudne ale warte zauważenia. I chyba o to właśnie chodziło autorowi, żeby ukazać to czego często unikamy.
Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił.
cytat znaleziony w Internecie – Edmunt Burke
Myślę, że to właśnie chciał przekazać autor pisząc tę książkę, tylko dlaczego zrobił to w taki trochę zawiły sposób?
No cóż, ja przy tej książce się nie zrelaksowałam i tak jak napisałam wcześniej była ona dla mnie lekturą trudną, ale wierzę, że są osoby, którym ona sprawi więcej satysfakcji. Ta powieść bardzo przypomina mi w swoim przekazie książki Paulo Coelho, który również ma dość specyficzny styl pisania. Jeżeli ktoś jest fanem P.C. to jest to lektura dla niego.
Polecam jednak całym sercem wcześniejszą książkę tego autora „Altowiolistę”, na mojej półce do przeczytania znajduje się jeszcze „Ostatni koncert”, mam nadzieję, że odbiorę go lepiej niż „Kręgi”.
SZUKAJ MNIE WŚRÓD LAWENDY. ZUZANNA – Agnieszka Lingas Łoniewska
Agnieszka Lingas-Łoniewska, urodziła się w 1972 roku i mieszka we Wrocławiu. Od kilku lat tworzy prozę głównie dla kobiet, chociaż kilka tygodni temu spotkałam młodego mężczyznę, który przeczytał dwie książki tej autorki i bardzo mu się podobały. Jest autorką 19 książek m.in. takich powieści, jak: „Bez przebaczenia”, „Zakład o miłość”, trylogia „Zakręty losu”, „W szpilkach do Manolo” i wielu innych. Ma na swoim koncie także udział w antologiach, jest laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne z Dolnym Śląskiem w tle, oraz prowadzi portal Czytajmy Polskich Autorów. W 2012 roku została uhonorowana żelaznym glejtem Ambasadora Krakowskich Targów Książki. Jest miłośniczką zwierząt i szczęśliwą posiadaczką kilku z nich.
Wydawnictwo Novae Res rok 2014
stron 228
Szukaj mnie wśród lawendy – Zuzanna, to pierwsza z trzech tomów powieść z gatunku literatury kobiecej, romans, którego fabuła umiejscowiona jest w dużej części w pięknej i malowniczej Dalmacji.
Zuzanna jest młodą kobietą, pracoholiczką, jedną z trzech sióstr, które niestety mieszkają w sporych oddaleniach od siebie. Są jednak bardzo ze sobą zżyte. Jest kobietą piękną, niezależną finansowo i samotną. Jej pierwsza, wielka miłość okazała się nie taką, o jakiej marzy każda młoda dziewczyna i Zuzanna swoje romantyczne marzenia tymczasowo zamieniła na ambicjonalną walkę o wejście na szczyt korporacji. Pracując więcej niż inni, nie ma czasu na życie towarzyskie, a spotykanych na swej drodze mężczyzn traktuje bardziej jako przygody, niż lokatę kapitału uczuć na przyszłość. Do czasu…, kiedy za namową sióstr, (dodatkowo zawiedziona z powodu pewnego incydentu w pracy), postanawia pojechać do Chorwacji, do mieszkającej tam najmłodszej siostry. W przepięknej scenerii tego miejsca, spotyka tego, który kiedyś zniszczył jej marzenia i wiarę w miłość. Czy uda im się odbudować ten związek? Co takiego się wydarzyło w przeszłości, że Robert musiał ją zostawić? Kim jest ta druga (bardzo młodziutka) dziewczyna, którą kocha tak jak Zuzannę? Tego wszystkiego dowiecie się sięgając po książkę.
Mnie do tej książki przyciągnęła najpierw okładka, niby szablonowa ale bardzo piękna, potem słowo „lawenda”. Uwielbiam zapach tych kwiatów i jak pomyślę sobie, że mogłabym znaleźć się na polu lawendy sama, tylko ze swoimi myślami, to aż mnie ciarki przechodzą.
Ale wracając do książki. Autorka znana jest z tego, że nie boi się poruszać w swoich powieściach tematów trudnych, tematów tabu. Myślę, że i w tej powieści przyszło jej to z niemałym wysiłkiem. Niby książka o miłości, niby romans, a jednak odnalazłam w niej nie tylko wątek miłosny. Bardzo piękny i dramatyczny jednocześnie. Odrobinę zmysłowej erotyki wplecionej w fabułę dodało jej swoistego wdzięku.
Poruszył mnie jednak w tej powieści wątek samotnego ojcostwa. I chociaż osobowość Roberta została przez autorkę przedstawiona trochę nijako, jak dla mnie nawet powiem odrobinę mdło, to sam wątek jego życia, miłości do córki i zaangażowania w ojcostwo nie tylko pod względem prokreacyjnym, ale przede wszystkim wychowawczym, bardzo mnie zauroczył.
Co do osobowości innych osób, to wyjątkowo wyraziście zostały one ukazane w temperamencie najmłodszej z sióstr, czy córce Roberta. Polubiłam te kobietki od samego początku. Natomiast Zuzanna wydała mi się trochę zbyt wyniosła, ale taki chyba był zamiar autorki, pokazanie, że nawet „twardzi ludzie z korpo” posiadają często wielkie pokłady uczuć.
Fabuła książki wciągnęła mnie do tego stopnia, że przeczytanie tej powieści zajęło mi raptem trzy dni i zdecydowałam się na kontynuację tej sagi. Przyznam szczerze, że nie przepadam za sagami, ale w tym przypadku bardzo chcę zrobić wyjątek.
Po skończeniu tej lektury nasunęła mi się myśl: jak łatwo i szybko można zniszczyć wszystko, co w życiu najcenniejsze i jak trudno to potem odzyskać. (Zresztą te same słowa można znaleźć na tylnej okładce książki). Czasami zbyt pochopnie podejmujemy jakieś decyzje nie licząc się z ich konsekwencjami. O ile łatwiejsze byłoby nasze życie, gdybyśmy potrafili każdą naszą decyzję, każdy obraz widziany przypadkowo, przeanalizować i wyciągnąć z tego jakąś korzyść. Emocje nie zawsze są dobrym doradcą, czasami trzeba na spokojnie przeanalizować, porozmawiać, pozwolić na obronę nawet tego, co skazane zostało na ból i cierpienie.
Do tej pory miałam okazję przeczytać tylko jedną z książek tej autorki i myślę, że całkiem nieopatrznie „zaszufladkowałam” autorkę do pisarek literatury młodzieżowej, jak bardzo człowiek może się mylić. Ta lektura utwierdziła mnie w tym, że dobry pisarz potrafi napisać powieść dla każdego.
Polecam tę książkę szczególnie na urlopowy relaks, delikatny romans z dodatkiem zmysłowej erotyki, do tego piękne opisy malowniczej Chorwacji, czy trzeba czegoś więcej dla odpoczynku dla zmęczonego problemami życia codziennego umysłu? Książkę czyta się szybko, i chyba mogę ją zakwalifikować do tych „lekka, łatwa i przyjemna”, chociaż główny wątek niekoniecznie jest tym lekkim. Każda miłość jest inna. Przenieście się chociaż na chwilę na pola lawendy, delektujcie się jej zapachem i poczujcie się jak na wakacjach.
Kolejne części tej sagi: Zuzanna, Zofia, Gabrysia
Spotkanie autorskie z Agnieszką Lingas Łoniewską
Ten tydzień obfituje w spotkania autorskie, a że pogoda taka nijaka, bo ani to na plażę iść ani w domu siedzieć, wykorzystuję czas właśnie na te spotkania. Wczoraj 29 czerwca byłam na spotkaniu z Agnieszką Lingas Łoniewską w jednej z najpiękniejszych bibliotek w Gdańsku. Autorka mieszka we Wrocławiu, więc okazji do spotkań z nią w Trójmieście nie jest zbyt wiele. Przyznam szczerze, że chociaż miałam okazję poznać już ją wcześniej, przeczytałam do tej pory zaledwie jedną z jej książek. Teraz natomiast wciągnęłam się w sagę chorwacką o trzech siostrach i myślę, że nie będą to ostatnie książki tej autorki jakie przeczytam. No cóż chciałabym wiele, ale czasu za mało.
Mieliśmy okazję być na premierze najnowszej książki Agnieszki Lingas Łoniewskiej „Piętno Midasa” i myślę, że sięgnę po tę powieść. Autorka przyznała, że pisała ją prawie 3 lata, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ponieważ uważam, że należy ona do jednych z najbardziej „płodnych literacko” pisarek. O ile dobrze zapamiętałam, to ma ona na swoim koncie pisarskim już 19 książek.
Spotkanie prowadziła Izabela Nowak, osoba, którą już nie pierwszy raz spotkałam w roli osoby prowadzącej i muszę przyznać, że prowadzi ona spotkania w bardzo luźny a zarazem profesjonalny sposób. Interesujące pytania jakie zadawała autorce, dotyczące zarówno jej twórczości jak i trochę jej życia prywatnego, z pewnością były ciekawym urozmaiceniem.
Między innymi Iza Nowak zapytała autorkę o ciemną stronę Wrocławia i świat mrocznych biografii, świat bohaterów książek Agnieszki. W tej kategorii pytania znalazło się również zapytanie o tworzenie postaci reprezentujących subkultury jak na przykład skinhead, bohater książki „Skazani na ból” (niestety nie czytałam książki). Autorka jednak bardzo skutecznie zachęciła mnie do sięgnięcia po tę lekturę opowiadając na przykład o miłości ludzi w trudnym okresie ich życia.
Kolejnym tematem, bardzo interesującym, był proces twórczy powstawania książki „Piętno Midasa”, oraz plany kontynuacji tej powieści.
Autorka wspomniała również o swojej książce pisanej wspólnie z Danielem Koziarskim „Zbrodnie pozamałżeńskie”. Kilka anegdot opowiedzianych o tym, jak pisali tę książkę rozbawiło nas, ale i zaciekawiło.
Rzadkim na takich spotkaniach epizodem były trzy nagrody książkowe przeznaczone dla osób najbardziej aktywnych w zadawaniu pytań autorce. Nie udzielałam się (czasami dobrze jest pomilczeć), więc książki nie dostałam, ale i tak wyszłam z tego spotkania bardzo zadowolona.
Na widowni zauważyłam panie w specyficznych koszulkach, na których z tyłu był napis „sekta Agnes”. Słyszałam o tym fanklubie pisarki i wiem, że liczy on sporą liczbę czytelniczek-fanek. Między innymi, Agnieszka opowiedziała o początkach powstania tego fan klubu, czyli takiej grupy wsparcia czytelniczego i skąd wzięła się ta nazwa.
Po spotkaniu oczywiście jak to zwykle bywa, autorka podpisywała książki; byłam zaskoczona ilością osób i ilością książek, jakie przynieśli ze sobą. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu książki „Łatwopalni” całkiem niesłusznie zakwalifikowałam tę autorkę do pisarek literatury młodzieżowej, teraz kiedy czytam sagę chorwacką i pierwszą część „Szukaj mnie wśród lawendy” już nie powiem, że pisze ona tylko dla młodzieży. Zresztą „Piętno Midasa” też chyba nie jest książką dla czytelników zbyt młodych.
Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tym spotkaniu, ponieważ więcej dowiedziałam się o książkach Agnieszki LIngas Łoniewskiej. To jest zupełnie coś innego, kiedy słyszysz coś z ust autora i kiedy czytasz o tym w Internecie.
Na koniec pamiątkowa fotka z autorką i…
wspomnienie spotkania sprzed lat (maj 2014)
HOBBYSTA – Agnieszka Pruska
Agnieszka Pruska z pochodzenia jest wrocławianką, ale zamieszkać postanowiła w Gdańsku. Z wykształcenia jest nauczycielką ale od wielu lat nie pracuje w wyuczonym zawodzie. Jej pasje to książki i aikido, w którym jest posiadaczką mistrzowskiego czarnego pasa. Literacko zadebiutowała w roku 2013 powieścią „Literat”. Jest członkinią Oliwskiego Klubu Kryminału.
Wydawnictwo Oficynka rok 2014
stron 415
Hobbysta to policyjna powieść kryminalna, której fabuła umieszczona jest częściowo w Gdańsku, a częściowo w miejscowości letniskowej nad jeziorem Krosino.
Komisarz Barnaba Uszkier po zawiezieniu żony i synów na letnisko, ma nadzieję na odrobinę wakacyjnej idylli. Jednak jego synowie wespół z synami gospodarzy wynajmowanego domku znajdują w lesie dziwne miejsce, które później okazuje się nie czym innym jak miejscem zbrodni. Po znalezieniu przez chłopców noża, a następnie na poligonie wojskowym, rozkładających się z powodu upałów zwłok, wiadomo już, że nad malowniczym jeziorem dokonano brutalnego morderstwa. Komisarz chcąc nie chcąc, dostaje odgórne zlecenie poprowadzenia dochodzenia w tej sprawie. Nie domyśla się nawet, jak bardzo skomplikowane i wielowątkowe okaże się to dochodzenie, szczególnie dlatego, że być może jego bliskim może zagrażać niebezpieczeństwo. Czy uda się doprowadzić sprawę do końca? Czy znaleziona ofiara to jedyna osoba, którą morderca postanowił pozbawić życia? Każdy, kto zdecyduje się na przeczytanie tej książki pozna odpowiedzi na te i inne nasuwające się w trakcie czytania pytania.
O Agnieszce Pruskiej dowiedziałam się kiedy zauważyłam informację o spotkaniu autorskim w Gdańsku. Ponieważ lubię takie spotkania, wiele się namyślając postanowiłam, zanim pójdę, przeczytać chociaż jedną książkę tej pisarki.
Przyznam szczerze, że książka od samego początku tak mnie wciągnęła, że kilka nocy zaczęło się dla mnie nad ranem. Miałam trochę trudności z: „jeszcze jeden rozdział i idę spać”, ponieważ autorka tak się rozpisywała w wątkach, że rozdziały okazały się bardzo długie. Czasem nawet ponad 80 stron. No cóż, ale każde cierpienie pewnie ma jakiś sens. Tu mam na myśli cierpienie moich zmęczonych czytaniem oczu.
Ciekawie ukazane typy osobowości bohaterów, zarówno tych pierwszoplanowych czyli komisarza Uszkiera i jego współpracowników, oraz tych drugoplanowych, to z pewnością duży plus tej powieści. Kolejnym atutem jest wartka akcja i bardzo dokładnie analizowane dochodzenie. Z tak szczegółowym „krok po kroku” prowadzonym śledztwie chyba jeszcze się nie spotkałam w powieści kryminalnej. Chwilami miałam ochotę znaleźć tę komendę i usiąść z tymi policjantami i podyskutować, przekazać swoje sugestie.
Trzeba również przyznać, że autorka ma dar malowniczego opisywania miejsc. Kiedy czytałam o lesie, lub terenach nad jeziorem, to miałam wrażenie, że byłam w tych miejscach, że znam te miejsca.
Muszę jednak przyznać, że tak mniej więcej od połowy książki domyślałam się, kto jest mordercą (ha! niezły ze mnie detektyw!) i chwilami miałam ochotę podpowiedzieć prowadzącym śledztwo, żeby bardziej skupili się właśnie na tej osobie. No ale to nie moja fabuła, więc nie mogłam się wtrącać.
Książkę czyta się niezwykle szybko, byłam zaskoczona w jak krótkim czasie „pokonałam” te ponad 400 stron.
Ale żeby nie było tak różowo, muszę przyznać się do czegoś co mnie trochę irytowało… aikido. To znaczy nie samo aikido jako sport czy sztuki wali, ale nazewnictwo tych wszystkich ruchów, uników, ciosów czy jak to się tam zwie. Autorka bardzo swobodnie pisała o tej sztuce walki, ale dla takiego laika jak ja dobrze by było, gdyby gdzieś tam w stopce, albo chociażby na końcu książki wyjaśnione zostały niektóre pojęcia. Ponieważ lubię wiedzieć o czym czytam, musiałam oczywiście w trakcie czytania książki poszperać w Internecie i poczytać o tej japońskiej sztuce walki i jej technikach. No, ale dzięki temu poznałam nie tylko nazwy ale lepiej mogłam sobie wyobrazić opisane ruchy komisarza.
Jeśli chodzi o okładkę, to zdjęcie na niej jest bardzo tajemnicze, takie trochę mroczne. Na widok okładki miałam wrażenie, że za nią kryje się jakiś mroczny thriller. Na szczęście okazało się, że tego „mrocznego” nie było tak wiele.
Nie wiem, czy przekonałam kogokolwiek do tej powieści, ale myślę, że każdy miłośnik kryminałów będzie zadowolony sięgając po nią. Nie ma tu zbyt wiele brutalności (trochę jest), rozlewów krwi itp., chociaż są trochę drastyczne opisy tego, co potrafią zrobić z ludzkim ciałem larwy i inne robactwo – fe! (Entomologia rozpisana w szczegółach)
Polecam tę lekturę szczególnie na lato, siedząc sobie na kocyku nad jeziorem i czytając tę książkę, można poczuć niezły dreszczyk. Cieszę się, że na mojej półce czeka już kolejna książka tej autorki i mogę szczerze się przyznać, że z pewnością nie ostatnia. Polubiłam tego komisarza Uszkiera i jego przyjaciół z komendy.
Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki. Lekka, łatwa i przyjemna, a do tego bardzo wciągająca. Czy można chcieć czegoś więcej dla porządnego relaksu?
Dobry kryminał = Oficynka
Spotkanie autorskie z Agnieszką Pruską
Wczoraj byłam na cudownym spotkaniu autorskim, ze wschodzącą moim zdaniem gwiazdą kryminałów policyjnych Agnieszką Pruską. Wprawdzie mam za sobą dopiero jedną z książek tej autorki, ale już jestem więcej niż pewna, że to nie jest ostatnia książka, która pozwoliła mi na delektowanie się dobrą literaturą.
Spotkanie zostało zorganizowane w przepięknym miejscu w Gdańsku, z którym mam bardzo miłe wspomnienia jeszcze z lat chyba 80-tych, czyli w księgarni, która obecnie nosi nazwę „book book”. Dawno temu, to był Dom Książki i przyznam szczerze, że wówczas w dobie niewielu ilości księgarń, to miejsce było prawdziwym rajem dla czytelników, ponieważ zawsze można tam było znaleźć coś ciekawego do czytania.
Ale wracając do spotkania; poprowadziła je bardzo profesjonalnie pani Joanna Nowak. Przygotowane przez nią pytania były nie tylko ciekawe, ale również zaspokajające „niewiedzę” czytelnika, który już miał okazję zetknąć się z książką/książkami Agnieszki Pruskiej. Jedno z pytań na przykład dotyczyło entomologii i udziału entomologów w śledztwach opisywanych przez autorkę. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tego, że tyle mogą oni powiedzieć na temat zwłok czy miejsc zbrodni. Autorka bardzo ciekawie, i z dużą dozą informacji opowiadała o tej raczej mało znanej dziedzinie, w której wiedza takiej osoby interesującej się owadami, często jest bardzo duża, a prowadzone obserwacje są ważne nie tylko dla profesjonalnych badań naukowych.
Innym ciekawym tematem, o którym opowiadała pani Pruska były gry „RPG” zwane grami wyobraźni. Do tej pory nie miałam pojęcia o ich istnieniu; te gry towarzyskie oparte na narracji, w której gracze (od jednego do kilku) wcielają się w role fikcyjnych postaci muszą być jednak ciekawe. W jednej ze swoich książek autorka właśnie zaangażowała swoich bohaterów w takie gry. Teraz przynajmniej będę wiedziała, o czym czytam, jak zabiorę się za tę książkę.
Osoba prowadząca spotkanie nawiązała również do felietonów pisanych przez Agnieszkę Pruską, a szczególnie do felietonu, w którym autorka opisała rolę miasta w powieści kryminalnej. Oczywiście i na ten temat Agnieszka Pruska miała sporo do powiedzenia; a mówiła z takim zaangażowaniem, że gdyby nie czas, kiedy księgarnia powinna zostać zamknięta, siedzielibyśmy i słuchali jeszcze długo.
Po spotkaniu (które ze względu na ilość omawianych tematów leciutko się przedłużyło) można było uzyskać autograf, z czego oczywiście musiałam skorzystać. Przy okazji zaprosiłam panią Agnieszkę na nasze spotkanie w Sopocie „A może nad morze”. Mam nadzieję, że inni czytelnicy chętnie poznają tę autorkę i jej książki oczywiście.
Książki z serii o komisarzu Barnabie Uszkierze są jeszcze przede mną, ponieważ tak jak wspomniałam wcześniej, miałam możliwość przeczytania dopiero pierwszej z nich. Ciekawi mnie jednak praca komisarza i jego współpracowników i cieszę się, że wkrótce zostanie wydana kolejna (trzecia) książka z tej serii.
Mam za sobą „Hobbystę” i wkrótce opiszę swoje wrażenia na blogu,
chociaż to „Literat” był pierwszy.
Słuchając autorki, nie mogłam oderwać oczu od wysepki z kryminałami
Myślę, że Agnieszka Pruska ma spore zadatki na świetną kryminalistkę (w sensie pisarskim oczywiście), większość moich znajomych zaczytuje się w skandynawskich powieściach kryminalnych, nie zauważając jak wielu wspaniałych autorów mamy u siebie.
Cieszę się, że miałam możliwość uczestniczenia w tym spotkaniu i poznaniu kolejnej autorki, moim zdaniem dobrze zapowiadających się kryminałów.
To zdjęcie „pożyczyłam” sobie ze strony FB wydarzenia