NIE CZAS NA ZAPOMNIENIE – Agnieszka Walczak-Chojecka
Agnieszka Walczak-Chojecka już kilkakrotnie była gościem mojego małego świata czytelniczego i tak właściwie od jej książki „Nie czas na miłość” zaczęło się moje zainteresowanie bratobójczą wojną na Bałkanach. Nie będę się rozpisywała o autorce, ponieważ kto chce poznać tę pisarkę może zerknąć do moich wcześniejszych wpisów:
GDY ZAKWITNĄ POZIOMKI – Agnieszka Walczak-Chojecka
DZIEWCZYNA Z AJUTTHAI – Agnieszka Walczak-Chojecka
NIE CZAS NA MIŁOŚĆ – Agnieszka Walczak-Chojecka
Wydawnictwo FILIA rok 2016
stron 369
Nie czas na zapomnienie to druga część Sagi Bałkańskiej, dramat wojenny, którego fabuła umiejscowiona jest w latach dziewięćdziesiątych zarówno na Bałkanach jak i w ówczesnej Polsce.
Jest rok 1993, trwa wojna na Bałkanach, Dragan i Jasmina chcą się wydostać z Sarajewa, jednakże nie jest to takie proste, ponieważ dziewczyna najpierw chce uwolnić swojego ojca z rąk wrogów. Jasminie udaje się wyrwać z sarajewskiego piekła, ale szanse na uratowania ojca maleją z każdym dniem. Początkowo ukrywa się w domu przyjaciela – Tarika, w Mostarze, ale kiedy chłopaka zaczynają prześladować wrogo nastawieni do niego ludzie, oboje postanawiają udać się w dalszą drogę. Niespodziewanie dziewczyna odkrywa, że nosi pod sercem dziecko Dragana. Zrozpaczona brakiem wiadomości o ukochanym, za wszelką cenę chce dotrzeć do Polski, do polskiej rodziny chłopca i tam… poczekać na ukochanego. Nie docierają do niej pogłoski o jego śmierci, jej miłość jest tak silna, że nie dopuszcza tej wiadomości do siebie. Wierzy, że kiedyś znów go zobaczy. Czy uda się Jasminie i Tarikowi dotrzeć do Polski? Ile jest prawdy w tym co mówią o Draganie? I co wspólnego z losami Dragana ma Olja, jego przyjaciółka z Sarajewa?
Ta książka to splot wielu wątków okraszonych mnóstwem emocji. Sam fakt dramatycznych działań wojennych, i losów ludzkich tak dalekich nam w obecnym czasie, to jeden wielki smutek. Kiedy na dodatek człowiek poczuje jakąś więź z bohaterami, ich tragedie i ich dramaty stają się jeszcze większe. Autorka w bardzo empatyczny sposób ukazała strach przed wojennymi konsekwencjami dotykający zarówno mieszkańców byłej Jugosławii jak i Polaków mających bliskich w tamtych rejonach. I chociaż sporo jest w tej lekturze wątków nie mających niczego wspólnego z wątkiem głównym dotyczącym wojennych losów Jasminy i Dragana, to w pewnym momencie można uznać je za ciekawy przerywnik.
Fabuła w pierwszej połowie książki dotycząca głównych bohaterów, w tym przypadku mam na myśli głównie Jasminę, przeplatana jest wspomnieniami bohaterów drugo- i trzecioplanowych. I może być to dla kogoś niezbyt ważne, bo przecież dla nas najciekawsze są losy Dragana i Jasminy to jest to jakimś specyficznym oderwaniem się od dramatu tej wojny bałkańskiej. W drugiej połowie książki następuje jakiś przełom i wtedy już nie można myśleć o odskoczeniu od fabuły głównej. Jeśli chodzi o mnie, to od mniej więcej od połowy tej powieści nie mogłam oderwać się od stron książki. Ciekawość dalszych losów Dragana i Jasminy, walczyła ze zmęczeniem moich oczu, no i wiadomo… wygrało czytanie.
Fabuła książki jest fikcją, chociaż napisana z uwzględnieniem faktów historycznych mogła mieć miejsce gdzieś w dalekim Sarajewie, czy innym miejscu. Jest tak wiarygodnie przedstawiona, że momentami miałam wrażenie, że główni bohaterowi gdzieś jednak żyli i ktoś spisał te ich losy. Trudne i dramatyczne. Postacie występujące w tej powieści są tak autentyczne, że trudno uwierzyć, że powstały tylko w wyobraźni autorki.
Plusem tej powieści są również bardzo ciekawie skonstruowane dialogi, i zachowania bohaterów tak wiarygodnie przedstawione, że zmysłami wyobraźni odbiera się to, co w danej chwili czuje dana osoba. A to powoduje, że w wielu momentach trudno zapanować nad wzruszeniem i wówczas brak w pobliżu chusteczki może okazać się kłopotliwy.
Czekałam na tę część z niecierpliwością i muszę przyznać, że moje czekanie zostało wynagrodzone. Sporo ciekawostek historycznych, o których czytałam po skończeniu pierwszej części „Nie czas na miłość”, niemało malowniczo przedstawionych opisów miejsc i ciekawe osobowości bohaterów, to chyba wszystko działa na korzyść tej lektury. Mam nadzieję, że inni czytelnicy z równie mocnym entuzjazmem i zainteresowaniem przeczytali tę książkę. A tym, którzy nie mieli jeszcze okazji, serdecznie polecam.
To jest powieść, której odbiorcami mogą być zarówno kobiety jak i mężczyźni, ludzie bardzo młodzi i ci starsi. Myślę, że każdy czytelnik znajdzie w niej coś dla siebie, piękny romans, walka o przetrwanie, tęsknota za kimś bliskim i wiara, która często czyni cuda.
Jest to wzruszająca opowieść o sile miłości dwojga młodych ludzi rozdzielonych wojenną zawieruchą, o walce z trudnościami życia i o pamięci tego, co było, a czego nie powinno się zapomnieć. A co najważniejsze… trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Dziękuję Autorce za możliwość przeczytania tej książki, a zainteresowanych odsyłam do jej strony internetowej.
Spotkanie autorskie z ANNĄ SAKOWICZ
15 marca byłam na premierze najnowszej książki Anny Sakowicz „Już nie uciekam”.
Jest to trzecia część Trylogii Kociewskiej.
O tej pisarce wspominałam już w dwóch moich wcześniejszych wpisach „Szepty dzieciństwa” i „To się da”, ale tak dla przypomnienia…
Anna Sakowicz to polska pisarka urodzona w Stargardzie Szczecińskim a obecnie mieszkająca na Kociewiu w Starogardzie Gdańskim. Jej zawód wyuczony to polonistyka, jest również blogerką a jej pasją oprócz pisania jest kolekcjonowanie starych książek.
Spotkanie autorskie z okazji premiery najnowszej książki, odbyło się w gdańskim Empiku w Galerii Bałtyckiej. Niezbyt lubię takie spotkania, gdzie ciągle ktoś chodzi, przez megafony lecą jakieś komunikaty, ale muszę przyznać, że spędziłam czas wyśmienicie.
Annę Sakowicz miałam okazję poznać wcześniej, na jednym ze spotkań blogerek/blogerów w Sopocie, i chociaż nie miałam dotąd okazji przeczytać wszystkich jej książek, to cieszę się, że będę to mogła wkrótce nadrobić. Na moich półkach z książkami czekają cierpliwie trzy powieści tej autorki i jak tylko uporam się z tymi, które aktualnie są w czytaniu natychmiast wracam do Trylogii Kociewskiej .
Pisarka zaskoczyła nas swoim ubiorem, miała bowiem na sobie bluzeczkę i trampki we wzorach kociewskich, które bardzo ciekawie komponowały się z czernią pozostałych części garderoby.
Anna Sakowicz opowiadała nam o zarysach powstawania Trylogii Kociewskiej, a także uszczknęła odrobinę ciekawostek ze swojego życia prywatnego. Myślę, że każdy czytelnik ciekawy jest tego co skłoniło autorkę do zmiany miejsca zamieszkania ze Stargardu Szczecińskiego do Starogardu Gdańskiego i co tak właściwie wywarło „presję” na to, że zaczęła pisać książki.
Wiem, że wśród naszych autorów jest sporo osób, których nazwiska nie są znane większości czytelnikom, ale myślę że warto poznać tych, o których dopiero zaczyna się mówić. Anna Sakowicz pisze literaturę, której odbiorczyniami w większości są kobiety, ale przyznam szczerze, że po przeczytaniu jej dwóch książek nie jestem przekonana, czy jest to literatura tylko dla pań. Autorka przyznała się nam, że główna bohaterka Trylogii Kociewskiej ma wiele cech z niej samej, a ja chyba się z tym muszę zgodzić, ponieważ jak czytałam „To się da”, czyli drugą część, to przed oczami miałam właśnie Annę Sakowicz jako Joannę. Optymistycznie podchodząca do życia, uroczo szczera, i przepełniona humorem Joanna, to wypisz-wymaluj autorka książki.
Oczywiście idąc na spotkanie miałam przygotowane pytania do autorki, ale jak zwykle nie zadałam żadnego. Dlaczego? Osoba prowadząca spotkanie przygotowała się do niego aż za dobrze, a sama autorka tak jakby czytała w moich myślach i zanim pomyślałam pytanie, ona już na ten temat mówiła.
Dobrze, że organizowane są takie spotkania autorskie, nie dość, że można na nich spotkać innych pisarzy czy blogerki, to jeszcze sporo można się dowiedzieć o prywatnej stronie danej osoby. Cieszę się, że po raz kolejny mogłam uczestniczyć w takim spotkaniu. No cóż… jedni wolą spędzać czas przed telewizorem, inni w pubie na kawie czy piwie, a ja lubię słuchać o literaturze i poznawać ludzi. Polecam takie spotkania z autorami, często mają one wpływ na nasze wybory czytelnicze i jak autor/autorka dobrze się nam zaprezentuje, to z pewnością powiększy się nasza biblioteczka.
TO SIĘ DA – Anna Sakowicz
Anna Sakowicz to polska pisarka urodzona w Stargardzie Szczecińskim a obecnie mieszkająca na Kociewiu w Starogardzie Gdańskim. Jej zawód wyuczony to polonistyka, jest również blogerką a jej pasją oprócz pisania jest kolekcjonowanie starych książek. Autorka ta gościła już w moich skromnych progach, kiedy dzieliłam się z moim czytelnikami opinią po przeczytaniu pierwszej z jej książek „Szepty dzieciństwa”.
Wydawnictwo Szara Godzina rok 2016
stron 300
To się da to druga, z trzech części opowieści kociewskiej, powieść z gatunku literatury kobiecej, której fabuła umiejscowiona została w czasach nam współczesnych w Starogardzie Gdańskim.
Joanna przebywa na rocznym urlopie zdrowotnym. Z zawodu jest nauczycielką, a w tym zawodzie urlopy zdrowotne są częste. Joasia mieszka u swojej cioci, którą rzekomo miała się opiekować. Staruszka jest jednak tak żywotna, że takowej opieki wcale nie potrzebuje, aczkolwiek goszczenie pod swoim dachem wnuczki swojej siostry i jej córki jest dla niej miłą odmianą w życiu. Joanna nie jest przyzwyczajona do bezczynności, więc bardzo szybko angażuje się w pomoc dzieciom przebywającym w miejscowym hospicjum, poznaje również pewnego lekarza i mimo oporów w stosunku do mężczyzn rozbudza w sobie coraz silniejsze uczucie. Ale… w końcu trzeba będzie wrócić do siebie, urlop zdrowotny dobiega końca, a przed Joasią trudne decyzje. Czy postanowi pozostać na Kociewiu? Czy doktorek zatrzyma ją przy sobie? I co o tym wszystkim myśli nastoletnia córka Joanny?
Książka jest dość specyficzna, napisana z dużą dawką humoru, fabułą dotyka wyjątkowo trudnych tematów. Autorka bardzo lekko i życiowo potraktowała związek homoseksualny i pisze o nim tak, jakby w naszym wciąż bardzo katolickim kraju, nie było to nic sprzecznego z poglądami wielu ludzi. Dla mnie to majstersztyk, pisać o sprawach tabu z taką lekkością.
Autorka porusza również temat choroby nowotworowej dotykającej dzieci. Jak wiadomo jest to temat trudny, a nawet można powiedzieć, że bardzo trudny, jednak w swoim wątku zmierza się z nim w taki sposób, że czytelnik odbiera tę nadzieję, która towarzyszy codzienności nie tylko osób chorych, ale przede wszystkim ich rodzin. Praca wolontariusza nie do końca wygląda tak jak to opisała, wiem to z doświadczenia, ponieważ jakiś czas pracowałam w gdańskim hospicjum, ale… dla kogoś, kto nigdy nie miał z tym styczności może to właśnie tak wyglądać. A to jest pozytywne przeświadczenie i niech tak zostanie.
Ciekawym dodatkiem do tekstu są wtrącane od czasu do czasu powiedzonka kociewskie, które dodają tej powieści autentyczności miejsca. A dla kogoś, kto chociaż raz był w Starogardzie Gdańskim opisy miejsc mogą być miłym wspomnieniem.
Czytanie przyspieszały wciągające dialogi, zabawne powiedzonka, czy humorystyczne wstawki przemyśleń głównej bohaterki dodawały fabule specyficznego „smaczku”. Jak dorzucić do tego ciekawe osobowości ludzi występujących w otoczeniu głównej bohaterki to mamy pełen obraz dobrej literatury kobiecej.
Spoglądając na nieszablonową okładkę, można odnieść wrażenie, że sięga się po książkę lekką, łatwą i przyjemną. I chyba się z tym zgodzę, ponieważ śmiało mogę tę lekturę do takich zaliczyć, nawet te trudne tematy, takie jak brak pracy, starość, choroba czy stalking, który również został w tej powieści wspomniany czyta się tę książkę ze sporym zaangażowaniem. Głowna bohaterka została przedstawiona w sposób bardzo pozytywny, chociaż trochę spontaniczny i od pierwszych stron powieści byłam w stanie ją polubić na równi z jej niesamowitą córką i równie ciekawą ciotką.
Ta część, jest drugą z opowieści kociewskich, ale można ją czytać oddzielnie. Jeśli chodzi o mnie to mam już zarówno pierwszą jak i trzecią i z pewnością w najbliższym czasie powrócę do Joanny i jej kociewskiego życia.
Polecam tę książkę nie tylko paniom lubiącym ciekawe babskie opowieści i cieszę się, że w swoich zbiorach mam kolejne części. W tej niesamowitej lekturze wielu znajdzie coś dla siebie. Pomijając dramatyczny wątek hospicyjny, mamy tu również szczyptę (no może trochę więcej niż szczyptę) romansu, sporo wątków psychologicznych, a nawet odrobina ciekawej sensacji.
Powieść trafiła w moje ręce dzięki hojności sponsorów i wymianie książkowej na czwartym spotkaniu miłośników książek w Sopocie: „A może nad morze z książką”.
Dziękuję wydawnictwu Szara Godzina za możliwość przeczytania tej powieści i zachęcam do niej tych, nie tylko tych, którzy lubią taki gatunek.
Polecam również inną książkę Anny Sakowicz, którą do tej pory przeczytałam i cieszę się, że w moich zbiorach posiadam jeszcze trzy książki tej autorki.
Spotkanie autorskie z JANUSZEM LEONEM WIŚNIEWSKIM
W sobotę byłam na spotkaniu autorskim z Januszem Leonem Wiśniewskim. Przyznam szczerze, że bardzo zależało mi aby pójść i zobaczyć się z tym autorem, na szczęście zwalczyłam w sobie niechęć wychodzenia z domu w sobotni wieczór. I… nie żałuję.
Moje pierwsze spotkanie książkowe z tym autorem to oczywiście „S@motność w sieci” i jej pierwsze wydanie. Książkę otrzymałam od mojej siostry z piękną dedykacją. Byłam tak zachwycona powieścią, która poruszyła mnie głęboko, że postanowiłam podzielić się z innymi. Niestety to był błąd, od tego czasu mam opory do pożyczania książek, ponieważ książka już do mnie nie wróciła i tak właściwie nie wiadomo gdzie się teraz znajduje. I nie chodziło mi o samą książkę, bo mogłam ją sobie kupić, ale o piękną dedykację, która była bardzo osobista. No cóż „dobry zwyczaj, nie pożyczaj”.
Wracając jednak do spotkania z autorem, było ono dość zaskakujące i takie… inne niż większość spotkań z pisarzami. Chyba pierwszy raz widziałam J.L. Wiśniewskiego uśmiechniętego, do tej pory niestety większość jego zdjęć zieje powagą, smutkiem i chyba jakąś specyficzną nostalgią. Zresztą jego książki również nie należą do humorystycznych. Porusza w nich trudne tematy, z którymi nie każdy potrafi sobie poradzić.
Sporo autor mówił o miłości, ale mało w tym było romantyzmu literackiego ponieważ przedstawił nam ją jako reakcję chemiczną. Nie ma się co dziwić, wszak jest on raczej umysłem ścisłym, naukowcem – chemia, fizyka, ekonomia, informatyka to są dziedziny, które z pewnością dominują, skąd u niego to humanistyczno-psychologiczne podejście do pisania powieści dla kobiet? Chyba każdy się ze mną zgodzi, że poza książkami naukowymi, te opowiadania i powieści czytują głównie kobiety.
Opisał nam powstawanie uczucia miłości na podstawie związków chemicznych przy okazji stwierdzając, że miłość często oddziaływuje na człowieka w postaci nerwic – nerwicy lękowej, która powoduje, że ciągle się martwimy tym, że możemy tę ukochaną osobę stracić, czy nerwicy natręctw, która powoduje, że ciągle o tej ukochanej osobie myślimy. Ciekawe podejście, jednak z punktu widzenia naukowego mało ta miłość romantyczna.
Autor wspomniał o swojej książce „Zespoły natręctw”, która została wydana w różnych krajach i pod różnymi tytułami. Opowiedział również o pomyśle powstania dwóch książek, z których pierwsza to „Kulminacje” – zbiór opowiadań, składający się z tekstów jego i 8 polskich autorek (Pauliny Holtz, Małgorzaty Wardy, Izy Sowy, Magdaleny Witkiewicz, Anny Klary Majewskiej, Manuli Kalickiej, Agnieszki Niezgody i Mariki Krajniewskiej). Wszystkie opowiadania krążą wokół tematu kobiecości, dojrzewania do niej, płodności. Polskie autorki napisały teksty, które są odpowiedzią na męskie spojrzenia autora na temat kwintesencji kobiecości. Druga książka to „Eksplozje”, które zostały wydane wspólnie z innymi autorami, podejmującymi dyskusję na temat najbardziej ich fascynujący – kobiet. Każde opowiadanie odczytują na nowo – odnajdują wątek, bohatera, scenę, które stają się dla nich inspiracją dla własnej historii. Z tego dialogu zrodziła się prowokacyjna opowieść o sile uczuć, stracie, tęsknotach, zdradach i zdumiewających kobietach – dojrzewających, choć dawno dorosłych; dorosłych, a przecież nadal niedojrzałych. Myślę, że jest to ciekawy eksperyment literacki.
Janusz Wiśniewski zaciekawił mnie natomiast innymi swoimi książkami, których nie miałam jeszcze okazji przeczytać. Chodzi między innymi o „Grand”; wspomniał o swoich rodzicach, którzy w okresie wojny byli jakby na dwóch odległych biegunach życiowych. Mama pracująca jako kelnerka i fordanserka obsługująca panów z SS i ojciec przebywający w tym czasie w obozie koncentracyjnym w Stutthofie gdzie panowie z SS znęcali się nad ludźmi.
Kolejną książką o której opowiadał autor to „Bikini”. Być może zaintrygowały mnie te informacje o tych książkach dlatego, że uwielbiam literaturę z tematyką wojenną w tle.
Na takich spotkaniach autorskich często można poznać pisarza z innej strony, bliższej, nie tylko jako nazwisko i imię zapisane na okładce książki. Przy okazji można również dowiedzieć się wielu ciekawostek towarzyszących mu podczas pisania, lub poznać jego intencje i zamiary przekazania czytelnikowi czegoś, co siedzi tylko w głowie pisarza i nie zawsze dociera do czytelnika z ściśle określonym zamiarem.
Po ilości osób obecnych na spotkaniu widać było, jak Janusz Leon Wiśniewski jest bardzo poczytnym autorem. I chociaż na koniec, kiedy przyszedł czas na pytania od czytelniczek, mało pytań dotyczyło twórczości literackiej a więcej reakcji chemicznych, to czas w mojej ulubionej Bibliotece Manhattan uważam za spędzony ciekawie. I myślę, że godzina czy dwie to zbyt mało, kiedy spotyka się kogoś, kto opowiada w sposób wyjątkowo interesujący. Momentami czułam się jak studentka na wykładzie, ale co się dowiedziałam to wiem i długo nie zapomnę.
Na koniec spotkania oczywiście był czas na autografy i pytania indywidualne…
a chętnych po autograf było sporo i każdy chciał jeszcze zamienić choćby słowo z ulubionym pisarzem i pstryknąć pamiątkową fotkę. Ostatni w kolejce musieli uzbroić się w cierpliwość, bo indywidualne chwile z autorem przeciągnęły się prawie o 40 minut.
No, nareszcie i ja dotarłam do autora. Pamiątkowe zdjęcie, kilka zdań face to face i do domu. Uwielbiam takie spotkania 🙂
Na koniec taka mała ciekawostka dla czytelniczek z Gdańska. Autor zdradził nam, że wkrótce przeprowadza się właśnie do naszego miasta. Jego trzydziestoletni pobyt poza granicami Polski dobiega końca i wraca do kraju by zamieszkać właśnie w Gdańsku. Być może będziemy miały okazję spotkać go czasami na deptaku w Jelitkowie czy Brzeźnie.
ZGINĘ BEZ CIEBIE – Robert Ostaszewski
Robert Ostaszewski urodził się w 1972 roku w Ciechanowie, obecnie mieszka w Krakowie. Jest polskim felietonistą, prozaikiem, krytykiem literacki, doktorantem IFP UJ, a także redaktorem naczelnym Portalu Kryminalnego oraz redaktorem FA-artu i Dekady Literackiej. Ponadto jest autorem kikuset tekstów publikowanych między innymi w Gazecie Wyborczej, Tygodniku Powszechnym, Res Publice Nowej, Nowych Książkach, Odrze. Jest Współautorem dwóch powieści kryminalnych „Kogo kocham, kogo lubię” (2010, z Martą Mizuro), „Sierpniowe kumaki” (2012, z Violettą Sajkiewicz). Prowadzi bloga poświęconego literaturze „Mania literatury”, zajmuje się również prowadzeniem warsztatów z kreatywnego pisania w Studium Literacko-Artystycznym na UJ.
Wydawnictwo MUZA rok 2016
stron 363
Zginę bez ciebie to współczesny kryminał psychologiczny, którego fabuła umiejscowiona została w Ciechanowie.
Zostaje znalezione ciało córki wiceprezydenta miasta. Wszystko wskazuje na to, że dziewczyna popełniła samobójstwo, chociaż nikt nie zna przyczyny tego desperackiego kroku. Ojciec samobójczyni nakazuje policji nie wnikać w tę przyczynę i jak najszybciej zakończyć sprawę. Co też się staje oficjalnie, ale podkomisarzowi Konradowi Rowickiemu sprawa ta nie daje spokoju i postanawia wbrew nakazom i groźbom zwierzchników wybadać, co się tak właściwie wydarzyło w życiu dziewczyny. Jego dość odważne dociekania przynoszą szokujące odkrycia, za które niestety przyjdzie zapłacić nie tylko podkomisarzowi ale również bliskim mu osobom. Co takiego się wydarzyło, że zdesperowana dziewczyna brutalnie kończy swoje życie? Co wspólnego ze śmiercią córki wiceprezydenta mają inne samobójstwa ciechanowskich nastolatek? I dlaczego wiceprezydentowi tak bardzo zależało na zatuszowaniu tej sprawy?
Ktoś kto przeczytał powyższe pytania z pewnością będzie chciał poznać odpowiedzi na nie.
Książka jest dość mocnym, pełnokrwistym kryminałem, którego fabuła przyciąga już od pierwszych stron. Starannie przygotowana osobowość podkomisarza Rowickiego, człowieka który w „fabryce” jak określa komendę czyli swoje miejsce pracy jest dużym pozytywem powieści. Z tym policjantem, butnym a zarazem pozbawionym samokontroli można się bardzo szybko „zaprzyjaźnić” mimo iż nie przyciąga do siebie i potrafi zrażać ludzi dość skutecznie. Podkomisarz Rowicki to taki polski Harry Hole z powieści Jo Nesbø. Kto czytał, ten wie.
Jest to kryminał dość specyficzny, bowiem jednym z jego wątków jest świadomość istnienia jednej z bezwzględnych zabójczyń współczesnego świata – depresji, po której zawsze pozostaje jakaś trauma, szczególnie jeżeli choroba dotknęła kogoś bliskiego.
Rozdziały dotyczące wątku głównego, czyli nieoficjalnego śledztwa dotyczącego samobójstwa córki wiceprezydenta pisane w narracji pierwszoosobowej, przeplatają się z notatkami spisywanymi przez podkomisarza po utracie bliskiej mu osoby, która stała się ofiarą depresji. Co ciekawe, Zapiski depresjoholika pisane są w narracji trzecioosobowej, powstaje więc dość ciekawy kontrast.
Powieść poważna, smutna dotycząca trudnych tematów jest jednak od czasu do czasu zakropiona nutką specyficznego, żeby nie powiedzieć wisielczego humoru. Cięty język jakim posługuje się główny bohater nie jest ordynarny jak to bywa często w kryminałach policyjnych i to też chyba powoduje, że książkę czyta się z zaciekawieniem. Interesujące dialogi w połączeniu z ciekawymi osobowościami powodowały płynność w czytaniu, bo nie potrafiłam oderwać się od fabuły.
Tą książką autor udowadnia nam, że jest nie tylko dobrym kryminalistą, ale ma również duszę romantyka. Nigdy nie próbowałam pisać kryminału, bo najnormalniej w świecie ten gatunek mi nie wychodzi, dlatego jestem pełna podziwu, że autorowi udało się tak ciekawie połączyć kilka trudnych gatunków powieści. Pomijając wątek kryminalny, mamy tutaj bardzo wciągającą intrygę przeplataną doznaniami psychologicznymi, skandalem politycznym i brudną polityką w tle.
Myślę, że mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę nie tylko fanom dobrego kryminału. Tak jak wspomniałam wcześniej ta powieść to połączenie bardzo korzystnie oddziałujących na siebie gatunków literackich, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie.