GPS SZCZĘŚCIA czyli JAK WYDOSTAĆ SIĘ Z CZARNEJ D. – Magdalena Witkiewicz, Marzena Grochowska
Magdaleny Witkiewicz nie muszę chyba przedstawiać czytelnikom mojego bloga, ponieważ gościła ona tutaj wiele razy. Marzena Grochowska jest trenerem biznesu, z wykształcenia, pasji i zamiłowania. Wiceprezeska Polskiego Stowarzyszenia Kobiet Biznesu, autorka wielu projektów rozwojowych dedykowanych dla kobiet: Szminki, Płoty, Papiloty, Akademia Menadżerki, Akademia Mentorki; Nelumbo -program wsparcia w chorobie.
Wydawnictwo Od deski do deski
PREMIERA KSIĄŻKI 18 KWIETNIA 2018
stron 245
GPS Szczęścia, czyli jak wydostać się z czarnej D. to poradnik psychologiczny, książka dość nietypowa, ponieważ humorystyczne opowieści o mieszkańcach pewnej miejscowości przeplatane są radami psychologa/coacha.
Wincentyna Zwyczajna-Takajakty, redaktorka miesięcznika „Kobieta na Rozstajach” dostała się całkiem przypadkiem do pewnej miejscowości, która nazywała się Czarna Dupa. Ostatnio dość często słysząc od swojego szefa, że czeka od niej na materiał na miarę jedynki „New York Timesa”, trafiając do Czarnej D. Wincentyna pomyślała, że właśnie ta miejscowość przyniesie jej temat na wyczekiwany artykuł. Co takiego było w tym miejscu, że Wincentyna postanowiła o nim napisać? Otóż nie widać tu było niczego, co wskazywałoby na radość. Wszystko było szare, bure i ponure, ludzie chodzili smutni, zmęczeni, sfrustrowani. Nikt nie był tu szczęśliwy. Dlaczego? Odpowiedź jest oczywiście zawarta w książce.
Ta książka to lektura, którą moim zdaniem powinien przeczytać każdy, komu wydaje się, że jego życie częściej niż powinno, znajduje się w Czarnej D.
(…) Czarna D. to metafora tych najgorszych chwil w życiu, które są wpisane w nasz życiowy scenariusz. To te dni, kiedy uważamy że świat się skończył i słońce już nigdy nie zaświeci.(…)
Ale… muszę napisać od początku. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia otrzymałam kartkę, na odwrocie której znajdował się tajemniczy napis. Nie wiedziałam, od kogo jest ta przesyłka, ponieważ na kopercie nie było nadawcy, ale po odczytaniu napisu, zaczęłam się zastanawiać nad działaniem sił nadprzyrodzonych, które najwidoczniej wiedziały o tym, że od jakiegoś czasu rządzą mną pewne negatywne myśli.
Po jakimś czasie nadeszła kolejna przesyłka, tym razem większa. Pomyślałam: na Gwiazdkę za wcześnie, urodzin teraz nie mam, Zajączek był już dosyć dawno, więc CO TO?
Po odpakowaniu okazało się, że otrzymałam książkę, która… stała się moim przewodnikiem życia.
Któż z nas nie miał w życiu dni, kiedy wydawało mu się, że nagle świat się zawalił, albo, że jego świat ulega degradacji? Myślę, że wielu jest takich ludzi, ale czy każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę Czarna D. to tylko stan naszego umysłu? Jak często sami siebie popychamy w dół, nie starając się nawet odrobinę na zaparcie się w sobie i powiedzenie DOŚĆ. W każdym z nas tkwi taki trochę malkontent, któremu wydaje się czasami, że nie da rady. Bycie optymistą nie zawsze bywa łatwe, zwłaszcza kiedy otaczamy się ludźmi, w których przeświadczeniu wszystko jest złe, ponure, trudne do zaakceptowania.
Z natury jestem optymistką, przynajmniej tak widzi mnie większość moich znajomych. Staram się postrzegać kolory życia, chociaż czasami moje problemy rosną jak ciemne chmury burzowe. Duszę to jednak w sobie, i staram się nie pokazywać tego na zewnątrz. Do niedawna największą moją chmurą burzową był brak asertywności, który wciągał mnie w głąb tej Czarnej D. bo… nie miałam odwagi mu się sprzeciwić. Problemy innych ludzi były dla mnie ważniejsze niż moje samopoczucie i poświęcając się innym, nie potrafiłam znaleźć właściwej drogi do własnego szczęścia, tracąc własny zasięg kierowałam się zawsze w stronę innych.
(…) Bo ze szczęściem jest jak z zasięgiem. Czasem hula pełną parą, czasem je gubimy i wtedy jesteśmy bardzo nerwowi, czasem myślimy, że je mamy, a jednak je tracimy. Często to szczęście jest niezależne od nas – zdarza się tyle usterek, awarii, katastrof. (…)
Na przykładach życia wielu ludzi mieszkających w tytułowej Czarnej D., przykładach, które często mogą dotyczyć nas samych, autorki przedstawiły, jak wiele zależy od nas samych, od naszego podejścia do problemu, jaki nas zżera od środka. Często mówi się, że pozytywne myśli przyciągają pozytywne zdarzenia, a negatywne myśli problemy. To prawda. Przekonałam się o tym nie jeden raz, ale tak naprawdę, to dopiero ta książka uświadomiła mi jak bardzo jestem zagubiona w tych własnych myślach, jakim jestem tchórzem, który boi się siebie i swoich reakcji, decyzji, kroków.
Dzięki tym niby humorystycznym opowiastkom zrozumiałam, jak często myślałam i zachowywałam się podobnie jak mieszkańcy Czarnej D. A dzięki radom uzmysłowiłam sobie ile mogę zdziałać, nie krzywdząc innych a uszczęśliwiając siebie.
Myślę, że każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu takiego uderzenia, które przywróci mu zdolność myślenia o sobie i za siebie. Zawsze uważałam, że dbanie o własne szczęście to egoizm, a przecież człowiek szczęśliwy uszczęśliwia innych. Nie trzeba patrzeć na kogoś z dystansem, bo jemu powodzi się lepiej, bo ma szczęśliwszą rodziną, bo jest bogatszy czy zdrowszy. Czy nie lepiej nauczyć się doceniać to, co się ma i pielęgnować to?
Jak już wspomniałam na początku, książka jest lekturą nietypową, ponieważ krótkie historyjki przeplatane są radami coacha, ale to nie wszystko. Co kilka kartek pojawia się w książce, strona MIEJSCE NA NOTATKI i przyznam się, że kilka takich „miejsc” zapisałam. Po przeczytaniu pewnych fragmentów dotyczących zarówno historyjki z „życia wziętej”, i porady coacha natychmiast zaczęłam dostrzegać siebie w pewnych sytuacjach życiowych i… musiałam to zapisać, oczywiście z puentą, jaka nasunęła mi się w sprawie zmiany.
Książka jest jeszcze nietypowa dzięki rysunkom Joanny Zagner-Kołat, które nie tylko utrzymane są w bardzo pogodnym stylu, co po prostu rozbawiające na równi z tekstem. Chociaż muszę przyznać, że w rozdziałach COACHA to tak właściwie nie ma nic zabawnego, ale za to jest spora dawka uświadamiających porad.
Pani Magdaleno, Pani Marzeno dziękuję za tę książkę. Postanowiłam zakupić kilka egzemplarzy dla moich przyjaciół, którym czasami wydaje się, że ich GPS zbyt często kieruje ich do Czarnej D. Jeśli chodzi o mnie, to z pewnością będę wracała do tej książki nieraz. Kto wie, może zacznę ją nosić w swoim plecaczku, aby w każdej chwili, kiedy mój GPS pokieruje mnie w złą stronę, zajrzeć i zawrócić, odnajdując ten właściwy kierunek.
Bardzo dziękuję wydawnictwu Od deski do deski za tę książkę, która otworzyła mi oczy na wiele spraw, i pozwoliła zrozumieć, jak powinnam ustawić swój GPS i skierować drogę na własne szczęście.
OSTRZE ZDRAJCY – Sebastien de Castell
Sebastien de Castell urodził się w Montrealu. Po ukończeniu studiów archeologicznych rozpoczął pracę przy swoich pierwszych wykopaliskach. Niestety bardzo szybko zdał sobie sprawę, że to jednak nie jest zajęcie dla niego, i postanowił spróbować swoich sił w innej branży. Pracował między innymi jako muzyk, mediator, projektant interakcji, choreograf walk, nauczyciel, kierownik projektów, aktor i specjalista do spraw strategii produktu. W końcu jednak postanowił pisać, i tak otozostał autorem uznanej serii fantasy spod znaku płaszcza i szpady, zatytułowanej Wielkie Płaszcze. Jego debiutancka powieść Ostrze zdrajcy była nominowana do Goodreads Choice Award w kategorii najlepsze fantasy oraz do Gemmell Morningstar Award. Obecnie mieszka w Vacouver.
Ostrze zdrajcy to powieść fantasy, w której niejeden czytelnik może znaleźć wiele wspólnego z powieścią „Trzej Muszkieterowie”.
Wydawnictwo Insignis rok 2017
stron 415
Falcio, Brasti i Kest to trzech przyjaciół, szczycących się niegdyś członkostwem w królewskich Wielkich Płaszczach. Po zamordowaniu króla, armia Wielkich Płaszczy znacznie zmalała, a sami jej członkowie zaczęli być prześladowani przez rządzących Książąt, nazywani obdartymi płaszczami czy trattari. Mężczyźni jednak wciąż mieli swój honor, śmierć króla była dla nich nie tyle bolesna co upokarzająca, i wciąż czuli w sobie wolę walki. Kiedy w podstępny sposób został zamordowany lord Tremond, wina spadła na jego strażników, czyli Wielkie Płaszcze, książęta wydali więc na nich wyrok śmierci. Uciekając przed tym wyrokiem, trzej przyjaciele zatrudnili się przy jednej z karawan, jako ochrona pewnej damy, nie wiedząc o tym, że zaprowadzi ich to do miasta Rijou, przeklętego przez bogów i ludzi, akurat w przeddzień Tygodnia Krwi. Czy uda im się przeżyć bezprawie zabijania? Kim tak właściwie okaże się kobieta, która ich zatrudniła?
Niezbyt często sięgam po książki z gatunku fantasy, ponieważ to trochę nie moje klimaty. Tę książkę otrzymałam jako nagrodę w konkursie organizowanym na naszym corocznym spotkaniu A może nad morze? Z książką 5. Czekała kilka miesięcy aż przypomniałam sobie o niej i… teraz żałuję, że nie sięgnęłam po nią wcześniej.
Opowieści o dzielnych i przystojnych Muszkieterach uwielbiałam od zawsze. Ta powieść ma wiele wspólnego z tymi opowieściami aczkolwiek jest w niej sporo z typowej fantastyki, a nawet horroru. Niezidentyfikowane osobniki, czy zmutowane na bestie zwierzęta, z pewnością nie mają nic wspólnego z przygodami Atosa, Portosa i Aramisa, ale trzej przyjaciele, czyli Falcio, Brasti czy Kest już tak.
Czy ktoś wie, kim są Wielkie Płaszcze? To ktoś podobny do rycerzy ale…
(…) obaj są jakoś powiązani z prawem i walką. Cóż, jedno jest oczywiste: oni noszą zbroje, a my płaszcze. Oni nadają się do prowadzenia wojny, my do toczenia pojedynków. Do tego oni składają przysięgę księciu lub księżnej, my zaś zważcie, przysięgamy królewskiemu prawu, a nie samemu królowi. Rycerze uważają, że ślubowanie idei nie jest w ogóle przysięgą, a co więcej, fakt, że przed nikim się w naszej służbie nie kłaniamy, budzi w nich obrzydzenie. (…) rycerze są niezwykle honorowi i cenią swój honor ponad wszystko. Natomiast Wielkie Płaszcze przywiązują wagę do sprawiedliwości i miewają pewne trudności ze zrozumieniem, jak grabież, gwałty i mordy miałyby się nagle stać zaszczytnym zajęciem tylko dlatego, że każe wam je popełniać człowiek, któremu złożyliście przysięgę. (…)
W historii przygód tych trzech przyjaciół jest z całą pewnością ukazana szczera przyjaźń, która towarzyszy tym młodym „wojownikom” na każdym kroku. Cudowne wręcz zdolności walki, zsynchronizowanej ze sobą w obliczu niebezpieczeństwa, chociaż każdy z nich był mistrzem innego stylu i innej broni. Odważni, z poczuciem humoru i pilnujący swojego honoru, są ziszczeniem marzeń niejednego chłopca. Ta powieść, której narracja jest w pierwszej osobie to nie tylko ciekawa historia spod znaku płaszcza i szpady ale przede wszystkim historia niezwykłej przyjaźni.
Sceny mrożące krew w żyłach przeplatają się wspomnieniami i odrobiną humoru. Ale największą część zajmują jednak opisy walk. Ze względu na fabułę, jest tych walk całkiem sporo, i opisane zostały z drobiazgową wręcz dokładnością. Myślę, że ktoś, kto nigdy w życiu nie trzymał ręki na rapierze, kuszy, czy pikach zamarzy wprost o takim mistrzowskim posługiwaniu się tą bronią.
Wartka akcja, niesamowite przygody i walki na śmierć i życie, w których krew się leje prawie z każdej strony, wśród świstu rapierów czy strzał, przeplatane są nitkami humoru, nieopuszczającego głównych bohaterów. To właśnie łączy Trzech Muszkieterów i Wielkie Płaszcze.
Autor moim zdaniem bardzo dobrze odnalazł się w powieści fantasty, w której oprócz scen czasami bardzo mrocznych, ukazał również tę inna stronę mroku, składając trochę ukłon w stronę klasyki, jaką jest powieść Alexandra Dumasa. Pozwolił czytelnikowi na chwilę znów znaleźć się w epoce, w której oprócz gwałtu, biedy zwykłych ludzi i ich strachu przed panami, byli tacy, którzy nie pławili się bogactwem materialnym ale posiadali ogromne bogactwo sprawiedliwości.
Powieść wciąga od pierwszych stron, i chociaż momentami wydaje się, że nadszedł koniec jakiegoś wątku, to zawsze gdzieś w kąciku pozostaje nadzieja, że jednak to jeszcze nie koniec. Prawie całą powieść prowadzi nas może nie tyle humor co autoironia głównych bohaterów, którzy mimo świadomości swojej władzy nad bronią, wiedzą, że nie zawsze są tacy kryształowi.
Ciekawie wpleciona w fabułę magia, zwłaszcza magia kobiet, bo to głównie kobiety w tej powieści mają coś z nią wspólnego, dodaje pewnego błysku tajemniczości i… momentami nawet strachu.
Polecam tę powieść zwłaszcza młodzieży, bo fantastyka jest w większości skierowana do młodych czytelników. Z całą pewnością zainteresuje ona również fanów Trzech Muszkieterów. Myślę, że i kobiety znajdą w niej coś dla siebie, coś zmysłowego, jakąś odrobinę miłości…
Czytając tę lekturę z całą pewnością żaden czytelnik nie będzie się nudził, nawet ja się nie nudziłam, a przecież nie przepadam za tego typu powieściami. Jeżeli jednak nie przekonałam kogoś do tej lektury to może trailer książki przekona? Poszukajcie go na YOUTUBE, bo nie potrafiłam go tutaj wgrać. https://youtu.be/LFcRDwQ19IE
Dziękuję Wydawnictwu INSIGNIS, które było jednym ze sponsorów na naszym piątym spotkaniu w Sopocie A może nad morze? Z książką za możliwość przeczytania tej książki.
7 LAT PÓŹNIEJ – Guillaume Musso
Guillaume Musso to francuski powieściopisarz, który urodził się w 1974 roku w Antibes. Z wykształcenia jest ekonomistą, tytuł licencjata otrzymał na uniwersytecie w Nicei, studia kontynuował w Montpellier. Z zawodu jest nauczycielem, który przez kilka lat nauczał w liceum w Lotaryngii, a także na uniwersytecie w Nancy. Swoją pierwszą powieść wydał w 2001 roku, a jego druga powieść wydana w roku 2004 sprzedała się we Francji w ponad 2 000 000 egzemplarzy i została przetłumaczona na 24 języki. Prawa do jej ekranizacji wykupiła wytwórnia Fidelite Productions.
Wydawnictwo Albatros rok 2015 wydanie II
stron 396
7 lat później to thriller, powieść sensacyjna, której fabuła umiejscowiona została w Nowym Jorku, Paryżu i Brazylii.
Nikki i Sebastian są rozwiedzeni. Od siedmiu lat, każde z nich opiekuje się jednym z bliźniąt. Sebastian przejął opiekę nad córką, a Nikki nad synem. Oboje są jak ogień i woda. Nikki impulsywna, wyzwolona, nowoczesna i chaotyczna, a Sebastian, spokojny, zrównoważony i perfekcyjny. Kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach znika ich syn, oboje stają w jednym szeregu. Nic w danej chwili nie jest ważniejsze od odnalezienia piętnastoletniego syna. Podejmując spontaniczne decyzje nagle znajdują się na granicy prawa i nie wiadomo kiedy wplątują się w aferę kryminalną, która rozciąga się na kilka kontynentów. Czy uda im się odnaleźć syna? Co wspólnego miał ich syn z kokainą znalezioną w jego pokoju? Czy poszukiwani listem gończym znajdą sprzymierzeńca, który uwierzy w ich wersję wydarzeń i pomoże w rozwikłaniu zagadki, której przypadkowo stali się uczestnikami?
Kto przeczytał, chociaż jedną książkę tego autora, wróci do jego twórczości prędzej czy później. Znając już „pióro” pisarza wiedziałam, że sięgnięcie po jego książkę, to całkowite oderwanie od rzeczywistości na kilka dni. Książki Musso, to mieszanka niesamowitych wrażeń. Trochę fantazji, trochę sensacji, wątek kryminalny, wątek romantyczny i z tego wszystkiego jeżeli nawet nie powstaje mieszanka wybuchowa, to z pewnością powstaje dobra powieść.
Autor ma talent w kreowaniu postaci. Jego bohaterowie są tak wyraziści, że właściwie od samego początku jestem w stanie sobie każdego z nich wyobrazić wizualnie. Opisani zarówno osobowościowo jak ich fizycznie, są tak różni jak tylko potrafią różnić się od siebie tysiące ludzi. W tej powieści również mamy dwa przykłady na przedstawienie dwóch osób, które różni… wszystko. Ona – impulsywna, nowoczesna, trochę roztrzepana, indywidualistka w każdym calu, on – uporządkowany, spokojny, odpowiedzialny tradycjonalista. Mimo wielu zgrzytów, które kiedyś doprowadziły do ich rozstania, w momencie zagrożenia wiszącego nad bezpieczeństwem jednego z ich dzieci, potrafią sprężyć się i działać wspólnie, rozumiejąc się tak właściwie bez słów.
Autor tym razem zaprasza swoich czytelników do niesamowitej podróży, z detalami opisując miejsca w jakich znajdują się jego bohaterowie. Mamy zatem pobyć trochę w szalonym Nowym Jorku, w romantycznym Paryżu i w niebezpiecznej, chociaż bardzo pięknej Brazylii. Niesamowite zwroty akcji przerzucające bohaterów z miejsca na miejsce, nie tylko przyciągają i zaskakują, ale momentami są… mało wiarygodne. Chociaż w pewnym momencie można domyślić się w jakim celu zostali połączeni wspólną podróżą, to wątek kryminalny, w który się „wpakowali” nijak dopasowuje się do reszty. Dwoje zwykłych ludzi zupełnie przypadkowo trafia w sam środek potyczek mafijnych i musi sobie jakoś poradzić.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego rodzice zaginionego piętnastolatka, nie chcą prosić o pomoc policji, zwłaszcza, że Nikki spotykała się od dłuższego czasu z nowojorskim przedstawicielem prawa. No, ale taki widocznie był plan autora, żeby jego bohaterowie sami doszli do zakończenia całego zdarzenia.
Niektóre sytuacje opisane w książce wydają się trochę zbyt mało wiarygodne, a niektóre wręcz niemożliwe do wyobrażenia, ale ogólnie fabuła trzyma w napięciu i nie pozwala na dłuższe oderwanie się od stron książki. Tacy Bonnie i Clyde, tylko w trochę innym wydaniu.
Pewnym minusem były dla mnie dialogi w obcych językach, nie zawsze przetłumaczone. Moja znajomość języków obcych niestety nie jest na takim poziomie, że mogłam zrozumieć wszystko, co było napisane nawet w języku angielskim, a język portugalski to już dla mnie całkowite niezrozumienie.
Podsumowując, myślę że komuś, kto zna książki tego autora nie trzeba tej powieści zbytnio polecać, tym jednak, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać, polecam całym sercem. To połączenie thrillera z kryminałem, zawierającego sceny zabawne i takie mrożące krew w żyłach, z odrobiną psychologii i romansu. Z pewnością spodoba się każdemu. Intrygujące osobowości bohaterów, w połączeniu z ciekawymi dialogami i oryginalną fabułą, to coś, przy czym nie można się nudzić.
Zapraszam zatem w podróż od Nowego Jorku, przez Paryż do brazylijskiej Ipanemy i brazylijskiej dżungli.
Wszystko zaczęło się w NOWYM JORKU…
potem zostało przeniesione do PARYŻA…
a skończyło w BRAZYLII, najpierw na plaży IPANEMY, a potem w brazylijskiej dżungli…
FARMA LALEK – Wojciech Chmielarz
Wojciech Chmielarz urodził się w 1984 roku. Jest dziennikarzem oraz pisarzem młodego pokolenia, między innymi autorem książek z cyklu Jakub Mortka. Swoje teksty publikował dla „Pulsu Biznesu”, „Polityki” czy „Nowej Fantastyki”. W latach 2013 oraz 2014 był nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru, w 2015 został jej laureatem za powieść Przejęcie.
Wydawnictwo Czarne rok 2013
stron 373
Farma lalek to współczesny kryminał policyjny, z cyklu o komisarzu Jakubie Mordce, którego fabuła umiejscowiona została w niewielkim miasteczku gdzieś w Karkonoszach.
Warszawski komisarz Jakub Mordka przebywający tymczasowo w Krotowicach zostaje zaangażowany w śledztwo, które początkowo dotyczy zaginięcia małej dziewczynki, ale z czasem przeobraża się w… bardzo poważny wątek kryminalny. Odkrywając coraz to nowe poszlaki kierujące go w stronę brutalnych masowych zabójstw kobiet, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że właśnie otworzył puszkę Pandory. Czy uda mu się rozwikłać zagadkę znalezionych w starej kopalni kilku ciał młodych kobiet? Czy zaginięcie dziewczynki miało coś wspólnego z makabrycznym odkryciem, jakiego dokonał Mortka? Czy komisarz zaufał temu, komu powinien? Ja oczywiście tego nie zdradzę. Dowie się ten, kto zdecyduje się sięgnąć po tę książkę.
Przyznam szczerze, że zaintrygowała mnie okładka. Mroczna i tajemnicza jednocześnie, pozwoliła mi przypuszczać, że taką również znajdę za nią fabułę. I nie pomyliłam się. Ta powieść, to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, i zrobię wszystko, aby nie było ostatnim. Coraz bardziej przekonuję się naszych rodzimych pisarzy literatury kryminalnej, którym niczego nie brakuje w obliczu tych amerykańskich czy skandynawskich. Cieszę się, że wśród naszych „kryminalistów” jest w czym wybierać. BRAWO!
Ale wracając do książki, mimo bardzo ponurej i mrocznej fabuły, lektura bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie dość, że pomysł na wątek kryminalny okazał się nietuzinkowy, to w połączeniu z ciekawymi postaciami, i wciągającymi dialogami to według mnie po prostu majstersztyk. To książka z tych, od których nie można się oderwać, bo na każdej kolejnej stronie czeka na czytelnika kolejna dawka emocji i kolejna intryga.
Główny bohater, komisarz Jakub Mortka jest przeciętnym człowiekiem z problemami ciągnącymi się przez jego życie, z potrzebami jakie ma każdy normalny facet, chociaż czasami zbyt dosadnie dążącym do realizacji tych potrzeb, ale z błyskotliwym umysłem policjanta, którego mocną stroną są nie tylko dedukcja ale i wszelkiego rodzaju skojarzenia. Szczerze przyznam, że chociaż autor jest pisarzem bardzo szczegółowym, i potrafi posługując się najdrobniejszymi detalami, opisać kogoś lub coś, nie potrafiłam sobie wyobrazić Mortki wizualnie. Może dlatego, że było to moje pierwsze spotkanie z tym komisarzem i bardziej skupiłam się na samej fabule niż na osobach.
W tej powieści wszystko dzieje się szybko, nie zdążyłam przeanalizować jednego zdarzenia a już występowało kolejne. Mam nadzieję, że prowadzone śledztwa policyjne w realu są podobne, chociaż mam również nadzieję, że nasi przedstawiciele prawa nie są tak dosadnie wplątywani w afery kryminalne, jak bohaterowie książki.
Wartka akcja w połączeniu z ciekawą narracją to nie jedyne plusy tej powieści. Napięcie budowane od samego początku, rośnie dość szybko, aż w pewnym momencie, kiedy czytelnik uzna, że już nic go nie zaskoczy, powstaje BUM i jeszcze bardziej adrenalina wzrasta.
Autor w ciekawy sposób poruszył stosunki społeczne panujące w małym miasteczku, w którym znajduje się dzielnica zamieszkana przez Romów. Między innymi, przy okazji można dowiedzieć się sporo o zwyczajach romskich, ich kulturze i postrzeganiu świata „białych”. Ten wątek z pewnością zainteresuje niejednego czytelnika, chociażby dlatego, że w coraz większej liczbie miast i miasteczek można spotkać takie właśnie dzielnice cygańskie.
W swojej powieści autor udowadnia, że posiada zmysł tak zwanego rasowego autora kryminałów. Może słowa „rasowego” użyłam dość niezrozumiale, ale mam na myśli to, że wymyślając wątek kryminalny, aby był on wiarygodny i w miarę rzeczywisty, autor powinien skupić się na różnych innych wątkach, które stają się z tym głównym powiązane. Wojciechowi Chmielarzowi się to udało. Wprowadził bowiem w słownictwo sporo mowy potocznej, w sposób ciekawy ukazał ciemne strony współczesnego świata zarówno dotyczącego zwykłych obywateli jak i przedstawicieli prawa, a dodatkowo zaintrygował wpleceniem w fabułę niezliczonej liczby zagadek. Czy można czegoś więcej oczekiwać od dobrego kryminału?
Polecam tę powieść nie tylko czytelnikom preferującym książki sensacyjne i kryminały. Myślę, że zadowoli ona również czytelników powieści psychologicznych. Po przeczytaniu tej książki, jestem już więcej niż pewna, że kiedyś wrócę do Wojciecha Chmielarza i przeczytam inne jego powieści.
W takim starym, opuszczonym domu, czy magazynie, mogą dziać się dramaty, których mieszkańcy miejscowości nawet nie potrafią sobie wyobrazić.
BooKat w Katowicach, czyli promowanie czytelnictwa przez młodzież
Mam ciekawą propozycję, na spędzenie wolnego czasu dotyczącą młodych i nie tylko młodych ludzi, ALE… ZORGANIZOWANĄ PRZEZ MŁODZIEŻ KOCHAJĄCĄ KSIĄŻKI.
W dniach 14-15 kwietnia, (a więc tuż, tuż) w sobotę i niedzielę na terenie Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach w budynku A odbędzie się ciekawe wydarzenie książkowe, które jest projektem społecznym BooKat.
Wydarzenie to organizowane jest przez grupę 16-18 latków i ma ono na celu promowanie literatury, a także łączenie pokoleń, dlatego też organizatorzy działający non-profit serdecznie zapraszają przedstawicieli wszystkich grup wiekowych.
Wstęp jest całkowicie darmowy
Strona internetowa wydarzenia to: bookat.pl
Więcej informacji można znaleźć na https://www.facebook.com/bookatproject/
W trakcie wydarzenia będą odbywać się wykłady, spotkania z autorami i bloki dyskusyjne o wszystkim, co wiąże się z książkami. Organizatorzy przewidują też różnego rodzaju konkursy dla uczestników, zarówno na wydarzeniu, jak i na fanpage’u.
Mnie do Katowic trochę za daleko, ale wiem, że wśród moich znajomych i czytelników jest sporo mieszkańców Górnego Śląska.