LITERATURA POLSKA
ANNA I LEKARZ – Elka Noland
Elka Noland jest warszawianką, która po pewnych przemyśleniach i zdarzeniach postanowiła zamienić stolicę na Gdańsk. Zaczęła pisać książki, bo jak twierdzi „w Gdańsku tak bardzo powietrze pachnie wolnością…”. I to właściwie wszystko, co udało mi się znaleźć na temat tej pisarki.
Wydawnictwo Oficynka rok 2018
stron 323
Anna i lekarz to współczesna powieść obyczajowa z romansem w tle.
Anna to dojrzała kobieta, której od dzieciństwa towarzyszy ogromny lęk przed lekarzami. Poznajemy ją w szczególnym momencie. Anna jest coraz bardziej zmęczona dotychczasowym trybem życia. Układa więc dla siebie „scenariusz na przyszłość” – spokojną, samotną egzystencję wypełnioną codziennymi, małymi przyjemnościami. Wie jednak, że najpierw musi rozwiązać zaniedbywany od lat problem ze swoim zdrowiem. I tak spotyka lekarza, który budzi w niej głęboko skrywaną tęsknotę za bliskością. Anna zaczyna się zmieniać, uważniej przyglądając się rzeczywistości, ludziom i sobie. Mimo nieustannych trudności w nawiązaniu bliższej relacji ze swoim lekarzem, Anna nie rezygnuje z poszukiwania nowej siebie – dojrzalszej, odważnej, ciekawej świata i gotowej na spotkanie drugiego człowieka.
Przyznam szczerze, że podeszłam do tej powieści dość sceptycznie. Nie przepadam zbytnio za romansami, chociaż bywają dla mnie miłe wyjątki. Zdecydowałam się na przeczytanie tej książki z kilku powodów.
1) Ciekawa jestem nowych polskich autorów/autorek.
2) Grupa A może nad morze? Z książką, której jestem członkinią od kilku lat, podjęła się nowego wyzwania, czyli objęcia książki patronatem medialnym.
3) Nie wiem, po prostu chciałam tę książkę przeczytać.
Trochę zaciekawiła mnie okładka i informacja o tym, że jedno z moich ulubionych wydawnictw, do tej pory znanych mi z dobrych kryminałów, zaryzykowało wypuszczeniem na rynek książkowy literatury kobiecej. Trzymam kciuki, aby im się powiodło, wszak takiej literatury wielu kobietom potrzeba.
Książka jest dość specyficzna, jest to taki pogląd psychologiczny na kobietę i jej marzenia, tęsknoty, czy wizję życia. Główna bohaterka, to osoba w średnim wieku, matka dorosłej już córki ale nie zamykająca się na nowe doznania. Zakochuje się w młodszym od siebie mężczyźnie, ale nie potrafi sobie tak do końca z tą miłością poradzić. Niby marzy o jego dotyku, o spojrzeniu, o spotkaniu, a z drugiej strony trochę jakby boi się tego.
Pierwsze 40 stron trochę mnie przynudziło, ale kiedy przeczytałam słowa:
(…) – No Anka, koniec tego. Doszłyśmy do muru. Albo kończymy „życiową imprezkę” pod tym koszmarnym murem, albo spróbujemy poszukać jakiegoś przejścia na drugą stronę – zrobiłam dłuższą przerwę, a po chwili dodałam zmienionym głosem: – A przecież to, co czeka na ciebie po drugiej stronie, może być wspanialsze i piękniejsze od wszystkiego, co do tej pory przeżyłaś. Więc? (…)
Pomyślałam: „chyba coś się ruszy”. Czy się ruszyło, dowie się ten, kto zdecyduje się sięgnąć po tę lekturę.
Książka napisana została w pierwszej osobie, Narracja jest prawie pozbawiona dialogów, ale za to przepełniona przemyśleniami głównej bohaterki. Przemyśleniami przeplatanymi dość wyidealizowanymi marzeniami. Wiem, marzenia zawsze są wyidealizowane, ale przytoczę tu przykład zauroczenia lekarzem, który w oczach Anny jest najprzystojniejszym, najpiękniejszym a dla innych to zwykły, przeciętny mężczyzna. Każda z nas chyba to zna.
Moim zdaniem zbyt fantazyjnie został przedstawiony kontakt lekarz-pacjentka, no chyba, że autorka od początku zakładała, że miłość obojga będzie wzajemna. Sporo mam kontaktów z lekarzami, i chociaż jestem uważana za osobę dość kontaktową i „miłą” rzadko zdarza mi się, żeby lekarz, u którego się leczę, zachowywał się tak jak ten w książce, a żeby pamiętał moje imię… to już raczej niemożliwe. Tutaj ten kontakt został ukazany tak trochę zbyt osobiście i mało realnie, ale może to tylko moje zdanie.
Anna miała według mnie trochę bezpodstawne lęki (nie lubię lekarzy, ale nie wiem dlaczego), które jednak nie zablokowały w niej pewnego rodzaju urojeń. Ale dzięki tym jej urojeniom, w książce zaczyna się dziać coś ciekawego, pojawia się romans i rozczarowanie, tak często spotykane w powieściach dla kobiet. Ciekawa fabuła zaczyna przyciągać jak magnes, intrygować, podgrzewać atmosferę tego romansu do czasu… no cóż raczej tego nie zdradzę, żeby nie popsuć przyjemności czytania.
Napisałam na początku, że książka jest dość specyficzna. Myślę, że jest to spowodowane narracją, która w pewnym momencie rzeczywistość zmienia w urojenia senne, a to sprawia, że trudno pogodzić się z tym, co tak właściwie się wydarzyło, co jest snem a co rzeczywistością.
Lekki styl pisarki pozwala na to, że książkę czyta się dość płynnie. Trochę dramatu, trochę humoru i sporo życiowego zamętu.
Bardzo mi się podoba, że główna bohaterka, nie jest taką wyidealizowaną pięknością, tylko zwyczajną kobietą z krwi i kości, która zachowuje się może trochę irracjonalnie, ale w większości jest taką kobietą jak większość z nas. Wielu z nas nie potrafi przyznać się do swoich lęków, czy fobii, latami nosimy w sobie jakiś defekt czy to na ciele, czy w sercu, o którym boimy się mówić, lub który lekceważymy.
Przeczytałam tę dość książkę szybko, a to świadczy tylko o tym, że nie zanudziła mnie. I muszę przyznać, że delikatnie rozbudziła we mnie pewne nostalgie, zmusiła do przemyśleń. Jestem mniej więcej w wieku bohaterki książki, też mam swoje marzenia, tęsknoty. Czasami budzę się rano i myślę „dlaczego to był tylko sen”, albo „dobrze, że to był tylko sen”. W śnie może się przecież zdarzyć wszystko, nawet to, co jest na jawie bardzo nierealne.
Polecam tę książkę szczególnie paniom i to paniom w wieku „późniejszej młodości”. Chociaż… przypuszczam, że taka lektura mogłaby być przydatna panom, aby lepiej zrozumieli nas – kobiety. Nie wiem czy usatysfakcjonuje ona młode czytelniczki, nawet te lubiące tkliwe romanse, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby się o tym przekonać. Zapraszam na piękny spacer uliczkami Gdańska, romans w takiej scenerii, z pewnością na długo pozostanie w pamięci czytelnika. Mam nadzieję, że miłośniczki książek obyczajowych, czy romansów sięgną również po książkę nieznanej dotąd pisarki. Wiem, że pewniej sięga się po znane nazwiska, wiemy czego możemy się spodziewać, ale może czasami warto czasami dać szansę tym nowym, które dopiero wchodzą na rynek.
Ta książka, o ile się dobrze orientuję to debiut pisarski tej autorki, może nie spektakularny, ale z pewnością warty zauważenia, bo kto wie… może za kilka lat to nazwisko będzie bardzo znane.
Dziękuję wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania tej książki i muszę przyznać, że od tej pory będę myślała o nim nie tylko w kwestii dobrego kryminału, ale również literatury kobiecej.
PIESKIE ŻYCIE wg KRONIKI BRATA ROCHA – Grażyna Kałowska
Grażyna Kałowska urodziła się w roku 1955. Jest mieszkanką Gdańska, absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego, na którym ukończyła filologię polską. Obecnie pracuje w bibliotece UG. Uwielbia czytać, spacerować i kontemplować przyrodę podziwiając potęgę ludzkiej myśli zaklętej w architekturze. W roku 2004 otrzymała wyróżnienie w konkursie literackim UG za utwór „W poszukiwaniu czterolistnej koniczyny”. Miłośniczka psów i kotów, czego odzwierciedleniem jest umieszczanie tych zwierzaków w swoich książkach.
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro rok 2017
stron 152
Pieskie życie wg Kroniki Brata Rocha to lekka opowieść o psiej doli. Taka trochę bajka dla… myślę, że i dla dzieci i dla dorosłych, a może zwłaszcza dla dorosłych.
Wiadomo, że święty Roch jest patronem zwierząt domowych. Spotykając się ze swoimi znajomymi, Roch snuje opowieści o zwierzętach, które spotkał w swoim życiu. Są w tych opowieściach zwierzęta szczęśliwe, mające swój dom, opiekuna, i zawsze pełną miskę, ale są i zwierzęta, których ludzie potraktowali jak krótkotrwałą fanaberię. Bohaterami tej niezwykłej książeczki są oczywiście zwierzęta, głównie psy i koty.
Dla kogoś, kto nie ma, i nigdy nie miał w domu żadnego zwierzaka, ta książeczka może wydać się nudnawa. Ot takie sobie historyjki, które przeczytam i szybko o nich zapomnę. Może zostanie po nich jakaś refleksja a może przeleci beż echa emocjonalnego. Jednak dla kogoś, kto darzy zwierzęta wielką sympatią a czasami nawet miłością, te historyjki mogą być czymś mocno poruszającym serce.
Poznając wcześniejsze książki tej autorki wiedziałam, że czeka mnie książka lekka, łatwa i przyjemna, która będzie krótką odskocznią od szarego codziennego życia. Nie spodziewałam się jednak tak pełnej emocji… bajki/niebajki, którą czytałam z niezwykłą przyjemnością połączoną jednak z dużymi emocjami. Pamiętam, jak jako dziecko czytałam książki „O psie, który jeździł koleją” czy „Łysek z pokładu Idy”, nikt nie rozumiał mnie, kiedy płakałam nad tymi książkami. I tu, muszę przyznać, że nieraz zakręciła mi się łezka w oku, chociaż autorka pisze z lekkim humorem. Porusza jednak w tej książeczce bardzo ważne tematy, dotyczące zarówno chwilowej fascynacji z posiadania pieska, czy też kłopotu z niechcianymi potomkami jakiegoś zwierzątka, ale najtrudniejszym tematem jest chyba starość zwierząt, którą autorka przedstawiła w bardzo wzruszający sposób.
Psy przedstawione w książce, poszukiwały zła, które uważały za odpowiedzialne za ich los, ale nawet my ludzie wiemy, że ze złem trudno jest czasami wygrać…
(…) Ale mędrzec powiedział, że nie wygramy ze złem – odezwał się Dukiel. – Jeśli ono nawet nas nie uśmierci, wyjdziemy z tej przygody okaleczeni. A kto będzie chciał wziąć psa – inwalidę? (…)
Jak głęboka prawda kryje się za tymi słowami. Większość ludzi kupujących psy, patrzy na rasę, wygląd i na to, aby pies pięknie komponował się z jego (czyli opiekuna) życiem. Ci z kolei, którzy empatycznie kierują się do schroniska, też najczęściej patrzą na pieski małe, ładne, wesołe, tych starych, kalekich czy schorowanych raczej unikają.
Opowieści w tej książeczce, to świat widziany z perspektywy psa lub kota, świat w którym człowiek może być najcudowniejszą istotą na świecie, ale może być również największym złem. Czy tak postrzegają nas tylko zwierzęta? Czy my sami nie dostrzegamy tego? I czy my – ludzie mamy odwagę walczyć z tym złem, które przecież widzimy bardzo często?. Mam na myśli oczywiście zło jakie ludzie wyrządzają zwierzętom. Czy mamy odwagę z nim walczyć, a może jest go tak wiele, że nie warto z nim walczyć?
(…) Nie radzę wam walczyć. Możecie pokonać jedno zło, ale ono ma wiele twarzy. I wielu ludzi jest złych. W końcu was dosięgną. (…)
Książka napisana została prostym językiem, ale myślę, że bardzo poważnie trafi w niejedno ludzkie serce i niejedno ludzkie sumienie.
Ale… żeby nie było nad nią samych zachwytów, muszę przyznać, że w pewnym momencie trochę się pogubiłam w fabule. Muszę przyznać, że autorka zna się na psach i z pewnością orientuje się w ich rasach i zachowaniach, ale sama być może zbytnio się zapędziła i zbyt wiele chciała o tych psach napisać, bo w pewnym momencie rasy psów zaczęły jej się mylić. Pisząc o tym samym psie, raz widziała w nim teriera a raz amstaffa. Dość znaczna różnica w wyglądzie.
(…) Gdy zaatakował, terrier ugryzł jamnika w grzbiet. Pani szybko podbiegła do płotu i od strony ulicy podniosła amstaffa ze smyczą do góry. Był w szelkach, dlatego nie spadł na ziemię. (…)
Być może ja nie wczytałam się dokładnie w treść, ale i tak coś w tych fragmentach zakłócało moją uwagę.
Ale, ale… to był tylko taki mały minusik.
Książka wydana bardzo ładnie i ciekawie pod względem graficznym. Strony ozdobione małymi szlaczkami, wyglądają tak jak jakiś starodruk. Do tego na wielu stronach rysunki szkicem, które dawały względem treści dodatkowo miłego odbioru.
Polecam tę niewielką książeczkę zarówno młodym czytelnikom jak i tym starszym. Ku przestrodze, ku refleksji, ku obudzeniu realnego myślenia. Opisane w niej historyjki są być może bajeczkami, ale jakże serio wziętymi z życia niejednego zwierzęcia. Gwarantuję podczas czytania i uśmiech na twarzy i łzy wzruszenia, i chociaż nie brakuje tutaj elementów fantastyki, to dobitnie przedstawione zostało okrucieństwo wobec zwierząt i wśród zwierząt, jak równie pięknie ukazana przyjaźń zarówno między zwierzętami jak i między zwierzęciem i jego opiekunem.
Z pewnością będę podsuwała tę książeczkę wszystkim dzieciom, których marzeniem będzie mały, śliczny piesek. Bo pies, to nie tylko towarzysz zabaw, to członek rodziny, którego powinno się traktować tak jak innych. To również obowiązek, o którym wielu właścicieli szybko zapomina. Jestem zadowoloną posiadaczką dwóch psiaków, jednego zaadoptowałam z Gdańskiej Fundacji Pies Szuka Domu, i widząc jego szczęście sama czuję się szczęśliwa.
Dziękuję Autorce za tę książkę, dziękuję za możliwość przeczytania tej niesamowitej lektury oraz za zawarte w niej mądrości.
Dobrze, że pieskie życie moich psiaków Chelsi i Axela jest takie, że często widzę uśmiech na ich pyskach.
A może warto poczytać trochę o życiu św. Rocha – opiekuna zwierząt domowych?
SPISEK SCENARZYSTÓW – Wojciech Nerkowski
Wojciech Nerkowski urodził się w 1977 roku w Warszawie. Jest scenarzystą filmowym i telewizyjnym, a także tłumaczem. Współtwórcą popularnych seriali, takich jak Singielka, BrzydUla, Egzamin z życia, Na Wspólnej. Jako pisarz jest miłośnikiem wartkiej narracji.
Wydawnictwo Czwarta Strona rok 2017
stron 394
Spisek scenarzystów to komedia kryminalna, której fabuła została umiejscowiona we współczesnej Warszawie, ale… również w pewnych egzotycznych zakątkach.
Rodzeństwo – Sylwia i Kuba Leśniewscy, to młodzi scenarzyści kryminalnego serialu telewizyjnego „Stój, bo strzelam!”. Pewnej nocy producentka serialu popełnia samobójstwo, jednak młodzi scenarzyści nie chcą uwierzyć w ten desperacki krok, podejrzewając że ich producentce ktoś „pomógł” w zejściu z tego świata, zwłaszcza, że kobieta nie cieszyła się pozytywną popularnością wśród ekipy filmowej. Rozpoczynają własne śledztwo, w które z czasem wciągają znanego aktora-celebrytę, grającego jedną z głównych ról w serialu. Każdego niemal dnia odkrywają ogniwa łączące sieć powiązań w show-businessie, a także dobrze ukrywane do tej pory skandale i namiętności. Policja niestety nie traktuje ich sugestii poważnie, do czasu, kiedy w ekipie serialu dochodzi do morderstwa kolejnej osoby. Czy uda się trójce detektywów-amatorów odnaleźć zabójcę producentki? A może ona wcale nie została zamordowana? Czy śmierć aktorki miała coś wspólnego ze śmiercią producentki zwanej Palomą? Kto będzie skuteczniejszy w rozwiązaniu zagadek kryminalnych – policja czy trójka samozwańczych detektywów?
Takie książki są dobre w każdej chwili, szczególnie wtedy, gdy człowiekiem rządzą jakieś negatywne myśli. Komedia kryminalna pozwala bowiem, na oderwanie się od szarej rzeczywistości i z uśmiechem przeniesienie się do zupełnie innego świata.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora, i przyznam szczerze, że gdyby nie znajoma pisarka kryminałów, która poleciła mi książki Nerkowskiego, pewnie nie miałabym nawet pojęcia, że ów pan zajmuje się pisaniem książek. Ba… pewnie nawet nie znałabym tego nazwiska na linii literackiej.
Napisałam wcześniej, że jest to komedia kryminalna i, owszem jest. Jednak muszę przyznać, że więcej jest w tej lekturze kryminału niż komedii, chociaż zabawnych sytuacji i dialogów jest pod dostatkiem. Wartka akcja, co rusz zmierzająca w innym kierunku, pozwala czytelnikowi na zaangażowanie się w śledztwo, ale nie powoduje zbytnich podekscytowań czy strachu, jakie zdarzają mi się czasami przy czytaniu tych kryminałów z pogranicza thrillera i opisujących mrożące krew w żyłach zdarzenia.
Głównych bohaterów polubiłam od samego początku, chociaż jak większość rodzeństw różnią się osobowościowo.
Zauważyłam, że autor ma skłonności do drobiazgowych opisów wszystkiego, zarówno ludzi (ich ubioru, zachowania) jak i miejsc. Dzięki temu, nie musiałam zbytnio nadwyrężać swojej wyobraźni próbując sobie wizualnie przedstawić kogoś…
(…) – Biedna Amelka, na pewno umarła z głodu – zamartwiała się atrakcyjna brunetka. Jej twarz była przyjemnie owalna, a kontur twarzy podkreślały gładko zaczesane, proste włosy do ramion. Miała jasną cerę, pełne usta, lekko zadarty nosek, a oczy czarne i wielkie jak u postaci z mangi. Do tego miała na sobie narzutkę, która przypominała popielate kimono i czarne legginsy. (…)
lub miejsca…
(…) Siedzieli w trójkę na dwudziestym czwartym piętrze biurowca stacji, zwanego Wieżą Pastel, bo wszystkie wnętrza pomalowano na delikatne kolory dziecięcych pokoi. Błękicik, kanarkowy, morelka, zielony groszek. (…) Zajęli kanciastą kanapę ze skóry w kolorze kości słoniowej, która wraz z niskim szklanym stolikiem i dwoma fotelami tworzyła ascetyczne lobby… (…)
I w pewnych momentach miałam wrażenie, że oglądam film, a nie czytam książkę. To z pewnością jest skrzywieniem zawodowym autora, jako scenarzysty (w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
Jeżeli natomiast ktoś zna Warszawę, to nie musiał się wielce główkować nad trasami jakie pokonywali bohaterowie, bo były one nakreślone jak na mapie…
(…) Wyszła z wytwórni i powlokła się Chełmską w stronę Belwederskiej. Stanęła na przystanku blisko straganów z kwiatami. Złapała autobus 503, a koło Multikina przesiadła się do metra. Na Kabatach zahaczyła jeszcze o Tesko. (…)
Z całą pewnością autor w swojej książce starał się pokazać, jak wygląda prowadzone śledztwo nie przez profesjonalistów, tu mam na myśli śledczych, prokuratorów i inne osoby z tym związane, a przez detektywów-amatorów, którym bujna wyobraźnia podsuwa tak czasami niesamowite rozwiązania, że trudno się nie uśmiechnąć i nie zacząć dedukować ich tokiem myślenia.
Z całym szacunkiem do kryminałów, uważam, że jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Lekka powieść kryminalna z nutką inteligentnego humoru. I chociaż jak przystało na komedię nie miałam salw śmiechu, ale uśmiech towarzyszył mi prawie przez całą powieść. Muszę przyznać się również do tego, że chociaż początek powieści był dla mnie odrobinę nudnawy, to im bliżej końca tym napięcie w powieści rosło, a to już wiadomo – oderwanie się od stron książki było coraz trudniejsze.
Autor nie boi się poruszać trudnych tematów i jak widać, tematy tabu są dla niego bardzo powszechne. Mam tu na myśli temat dotyczący homoseksualizmu, który poruszony w tej powieści został bardzo delikatnie aczkolwiek wyraziście.
Patrząc na tę powieść z perspektywy czytanych dotąd książek Olgi Rudnickiej czy Alka Rogozińskiego, odważę się wyrazić opinię, że w skali 1:10 komedii tutaj jest około 5, ale w skali 1:10 kryminału jest z całą pewnością 10.
Polecam tę książkę zarówno miłośnikom kryminałów, tudzież komedii kryminalnych, ale z pewnością znajdą w niej coś dla siebie również czytelnicy preferujący romans czy przygodę. Czyli… dla każdego coś miłego.
Na mnie czeka już kolejna część przygód rodzeństwa Leśniewskich czyli „Zdrada scenarzystów” i przyznam szczerze, że ciekawa jestem co teraz spotka tę dwójkę młodych ludzi .
BIBLIA DIABŁA – Leszek Herman
Leszek Herman jest mieszkańcem Szczecina. Z wykształcenia jest architektem, projektantem i współwłaścicielem szczecińskiej Pracowni Projektowej Konserwacji Zabytków. W latach 1993–1995 był autorem cyklu artykułów dla „Gazety Wyborczej” o niezwykłych budynkach i miejscach w Szczecinie i na Pomorzu, ilustrowanych własnymi odręcznymi rysunkami. Od 2005 roku razem z bratem prowadzi autorską pracownię projektową. Prywatnie jest miłośnikiem tajemnic historycznych i architektonicznych, historii sztuki, dobrej książki, roweru, jazdy konnej i spotkań przy piwie z przyjaciółmi. Do tej pory ukazały się dwie jego powieści: „Sedinum” (Muza, 2015) oraz „Latarnia umarłych” (Muza, 2016).
Wydawnictwo MUZA SA
Premiera książki 18.04.2018
stron 572
Biblia Diabła to kryminał, w którym w dziennikarskie śledztwo bardzo sprytnie zostały wplecione wątki historyczno-archeologiczne.
Paulina Weber jest dziennikarką, która otrzymuje polecenie napisania cyklu artykułów o pomorskich procesach kobiet oskarżonych o czary. Zlecenie nie od razu jej się podoba, lecz w miarę zdobywania informacji na temat, zaczyna się coraz bardziej wgłębiać w praktyki o wymyślnych technikach tortur, jakie stosowane były wobec kobiet oskarżonych o czary.
Pewnego dnia u brzegu Wyspy Robiena zostaje znalezione pozbawione głowy ciało topielca. Sprawą zajmuje się lokalna policja. Zainteresowana tym dziennikarka, postanawia przeprowadzić własne dziennikarskie śledztwo i wciąga w nie swoich przyjaciół – architekta Igora i Johanna, brytyjskiego spadkobiercę starego pomorskiego rodu.
Za sprawą zlecenia renowacji starego myśliwskiego dworu Igor wpada na trop zaginionego skarbu z katedry w Kamieniu Pomorskim. Ku utrapieniu architekta tym tropem podąża również jego klient, którym jest bogaty szczeciński przedsiębiorca.
Czy coś wspólnego mają ze sobą te trzy historie? Dlaczego zabytki Pomorza przyciągają rzesze poszukiwaczy skarbów, w tym tajemniczą angielską firmę poszukiwawczą Sedinum Exploration?
(…) Jaki mogą mieć związek morderstwa inspirowane procesami czarownic z czasów wojny trzydziestoletniej ze skarbem z katedry kamieńskiej? (…) Jaki mogą mieć związek nazistowskie tajemnice z czarownicami z czasów wojny… (…) Cytat z książki.
„Biblia Diabła” jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością tego autora, ale z pewnością nie ostatnim. Książka rozbudziła we mnie nie tyle ciekawość literacką, co również historyczną. Po przeczytaniu tej powieści spędziłam długie godziny w Internecie, poszukując tematów z ciekawostkami i faktami związanymi z fabułą. A to świadczy tylko o tym, że autor skutecznie zainteresował mnie czytelniczkę, przedstawionymi w tej lekturze wątkami.
I chociaż początkowo nie potrafiłam odnaleźć się w licznych wątkach, i nie do końca wiedziałam czy połączą się one w całość w tej fabule, to z każdym kolejnym rozdziałem czułam, że powieść wciąga mnie jak magnes.
W każdym rozdziale, przeplatane ze sobą są różne wątki, dotyczące zarówno osób jak i zdarzeń. W tę zaskakującą dziennikarskim śledztwem współczesność, autor sprytnie wplótł ciekawostki historyczne i archeologiczne, co sprawiło, że książka przyciągnęła mnie nie tylko z punktu widzenia kryminału. Moim zdaniem zaskoczy ona niejednego czytelnika niezwykłymi opisami miejsc, w których nakreślona została akcja książki. Szczecin i jego okolice to z pewnością jedne z piękniejszych miejsc Polski i chociażby z powodu ich wartości historycznej warto tam zajrzeć.
Autor z swojej książce, bardzo sprytnie serwuje czytelnikowi różne ciekawostki i tajemnice z przeszłości. Odsłania tajemnice skarbca katedry w Kamieniu Pomorskim, otwiera wiedzę dotyczącą historii procesów o czary, a także zabiera czytelnika na krótką wycieczkę w lata drugiej wojny światowej.
Z całą pewnością, nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna, chociaż może temu stwierdzeniu przeczyć płynność z jaką ją czytałam. Moim zdaniem jednak, jest to kryminał, który nie tylko trzyma w napięciu, ale przede wszystkim rozbudza ciekawość dotyczącą innych dziedzin.
Ciekawie skomponowane osobowości głównych bohaterów powodują, że nawet bohaterzy drugoplanowi potrafią zainteresować.
Mimo wielowątkowości, powieść nie nudzi a wręcz przyciąga jak magnes. Wprawdzie miałam okazję zapoznać się dopiero z jedną książką tego autora, to z całą pewnością mogę powiedzieć, że jest on mistrzem w łączeniu fikcji literackiej z historią.
Momentami dość drastyczne opisy powodowały, że czułam jak dostaję gęsiej skórki. Ale to tylko utwierdzało mnie w tym, jak bardzo angażuję się w fabułę książki. Odrobina humoru wpleciona w dialogi czy sytuacje, dodała nie tyle realności, co pozwoliła na chwilę odetchnąć od napięcia spowodowanego sensacyjnym aspektem powieści.
Zaskoczyło mnie natomiast samo zakończenie książki, które … pozostało otwarte. Nie wiem co autor chciał przez to osiągnąć, ale lubię jak książka ma swój początek i koniec. Domyślanie się, co nastąpi potem, nie należy do moich mocnych stron, a tutaj… No cóż, chyba muszę sobie dopowiedzieć.
Polecam tę powieść szczególnie miłośnikom sensacji i kryminału, ale również czytelnikom preferującym historię i przygody. Gwarantuję ciekawie spędzony czas, który być może tak jak u mnie, zaowocuje chęcią poznania niektórych faktów historycznych czy legend dotyczących nie tylko Pomorza. Od tej książki trudno jest się oderwać, a kiedy już przewróci się ostatnią stronę, to pozostaje jakiś niedosyt.
Czy udało się bohaterom powieści znaleźć Biblię Diabła? Dlaczego w odnalezionym przez historyków manuskrypcie brakowało ośmiu stron?
Dziękuję Wydawnictwu MUZA.SA za możliwość przeczytania tej książki, która wciągnęła mnie na tyle mocno, że postanowiłam zakupić wcześniejsze powieści tego autora.
GPS SZCZĘŚCIA czyli JAK WYDOSTAĆ SIĘ Z CZARNEJ D. – Magdalena Witkiewicz, Marzena Grochowska
Magdaleny Witkiewicz nie muszę chyba przedstawiać czytelnikom mojego bloga, ponieważ gościła ona tutaj wiele razy. Marzena Grochowska jest trenerem biznesu, z wykształcenia, pasji i zamiłowania. Wiceprezeska Polskiego Stowarzyszenia Kobiet Biznesu, autorka wielu projektów rozwojowych dedykowanych dla kobiet: Szminki, Płoty, Papiloty, Akademia Menadżerki, Akademia Mentorki; Nelumbo -program wsparcia w chorobie.
Wydawnictwo Od deski do deski
PREMIERA KSIĄŻKI 18 KWIETNIA 2018
stron 245
GPS Szczęścia, czyli jak wydostać się z czarnej D. to poradnik psychologiczny, książka dość nietypowa, ponieważ humorystyczne opowieści o mieszkańcach pewnej miejscowości przeplatane są radami psychologa/coacha.
Wincentyna Zwyczajna-Takajakty, redaktorka miesięcznika „Kobieta na Rozstajach” dostała się całkiem przypadkiem do pewnej miejscowości, która nazywała się Czarna Dupa. Ostatnio dość często słysząc od swojego szefa, że czeka od niej na materiał na miarę jedynki „New York Timesa”, trafiając do Czarnej D. Wincentyna pomyślała, że właśnie ta miejscowość przyniesie jej temat na wyczekiwany artykuł. Co takiego było w tym miejscu, że Wincentyna postanowiła o nim napisać? Otóż nie widać tu było niczego, co wskazywałoby na radość. Wszystko było szare, bure i ponure, ludzie chodzili smutni, zmęczeni, sfrustrowani. Nikt nie był tu szczęśliwy. Dlaczego? Odpowiedź jest oczywiście zawarta w książce.
Ta książka to lektura, którą moim zdaniem powinien przeczytać każdy, komu wydaje się, że jego życie częściej niż powinno, znajduje się w Czarnej D.
(…) Czarna D. to metafora tych najgorszych chwil w życiu, które są wpisane w nasz życiowy scenariusz. To te dni, kiedy uważamy że świat się skończył i słońce już nigdy nie zaświeci.(…)
Ale… muszę napisać od początku. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia otrzymałam kartkę, na odwrocie której znajdował się tajemniczy napis. Nie wiedziałam, od kogo jest ta przesyłka, ponieważ na kopercie nie było nadawcy, ale po odczytaniu napisu, zaczęłam się zastanawiać nad działaniem sił nadprzyrodzonych, które najwidoczniej wiedziały o tym, że od jakiegoś czasu rządzą mną pewne negatywne myśli.
Po jakimś czasie nadeszła kolejna przesyłka, tym razem większa. Pomyślałam: na Gwiazdkę za wcześnie, urodzin teraz nie mam, Zajączek był już dosyć dawno, więc CO TO?
Po odpakowaniu okazało się, że otrzymałam książkę, która… stała się moim przewodnikiem życia.
Któż z nas nie miał w życiu dni, kiedy wydawało mu się, że nagle świat się zawalił, albo, że jego świat ulega degradacji? Myślę, że wielu jest takich ludzi, ale czy każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę Czarna D. to tylko stan naszego umysłu? Jak często sami siebie popychamy w dół, nie starając się nawet odrobinę na zaparcie się w sobie i powiedzenie DOŚĆ. W każdym z nas tkwi taki trochę malkontent, któremu wydaje się czasami, że nie da rady. Bycie optymistą nie zawsze bywa łatwe, zwłaszcza kiedy otaczamy się ludźmi, w których przeświadczeniu wszystko jest złe, ponure, trudne do zaakceptowania.
Z natury jestem optymistką, przynajmniej tak widzi mnie większość moich znajomych. Staram się postrzegać kolory życia, chociaż czasami moje problemy rosną jak ciemne chmury burzowe. Duszę to jednak w sobie, i staram się nie pokazywać tego na zewnątrz. Do niedawna największą moją chmurą burzową był brak asertywności, który wciągał mnie w głąb tej Czarnej D. bo… nie miałam odwagi mu się sprzeciwić. Problemy innych ludzi były dla mnie ważniejsze niż moje samopoczucie i poświęcając się innym, nie potrafiłam znaleźć właściwej drogi do własnego szczęścia, tracąc własny zasięg kierowałam się zawsze w stronę innych.
(…) Bo ze szczęściem jest jak z zasięgiem. Czasem hula pełną parą, czasem je gubimy i wtedy jesteśmy bardzo nerwowi, czasem myślimy, że je mamy, a jednak je tracimy. Często to szczęście jest niezależne od nas – zdarza się tyle usterek, awarii, katastrof. (…)
Na przykładach życia wielu ludzi mieszkających w tytułowej Czarnej D., przykładach, które często mogą dotyczyć nas samych, autorki przedstawiły, jak wiele zależy od nas samych, od naszego podejścia do problemu, jaki nas zżera od środka. Często mówi się, że pozytywne myśli przyciągają pozytywne zdarzenia, a negatywne myśli problemy. To prawda. Przekonałam się o tym nie jeden raz, ale tak naprawdę, to dopiero ta książka uświadomiła mi jak bardzo jestem zagubiona w tych własnych myślach, jakim jestem tchórzem, który boi się siebie i swoich reakcji, decyzji, kroków.
Dzięki tym niby humorystycznym opowiastkom zrozumiałam, jak często myślałam i zachowywałam się podobnie jak mieszkańcy Czarnej D. A dzięki radom uzmysłowiłam sobie ile mogę zdziałać, nie krzywdząc innych a uszczęśliwiając siebie.
Myślę, że każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu takiego uderzenia, które przywróci mu zdolność myślenia o sobie i za siebie. Zawsze uważałam, że dbanie o własne szczęście to egoizm, a przecież człowiek szczęśliwy uszczęśliwia innych. Nie trzeba patrzeć na kogoś z dystansem, bo jemu powodzi się lepiej, bo ma szczęśliwszą rodziną, bo jest bogatszy czy zdrowszy. Czy nie lepiej nauczyć się doceniać to, co się ma i pielęgnować to?
Jak już wspomniałam na początku, książka jest lekturą nietypową, ponieważ krótkie historyjki przeplatane są radami coacha, ale to nie wszystko. Co kilka kartek pojawia się w książce, strona MIEJSCE NA NOTATKI i przyznam się, że kilka takich „miejsc” zapisałam. Po przeczytaniu pewnych fragmentów dotyczących zarówno historyjki z „życia wziętej”, i porady coacha natychmiast zaczęłam dostrzegać siebie w pewnych sytuacjach życiowych i… musiałam to zapisać, oczywiście z puentą, jaka nasunęła mi się w sprawie zmiany.
Książka jest jeszcze nietypowa dzięki rysunkom Joanny Zagner-Kołat, które nie tylko utrzymane są w bardzo pogodnym stylu, co po prostu rozbawiające na równi z tekstem. Chociaż muszę przyznać, że w rozdziałach COACHA to tak właściwie nie ma nic zabawnego, ale za to jest spora dawka uświadamiających porad.
Pani Magdaleno, Pani Marzeno dziękuję za tę książkę. Postanowiłam zakupić kilka egzemplarzy dla moich przyjaciół, którym czasami wydaje się, że ich GPS zbyt często kieruje ich do Czarnej D. Jeśli chodzi o mnie, to z pewnością będę wracała do tej książki nieraz. Kto wie, może zacznę ją nosić w swoim plecaczku, aby w każdej chwili, kiedy mój GPS pokieruje mnie w złą stronę, zajrzeć i zawrócić, odnajdując ten właściwy kierunek.
Bardzo dziękuję wydawnictwu Od deski do deski za tę książkę, która otworzyła mi oczy na wiele spraw, i pozwoliła zrozumieć, jak powinnam ustawić swój GPS i skierować drogę na własne szczęście.